Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Czaruś Sobczak
Pilne!
Czaruś Sobczak , 2 latka

PILNE❗️ Nasz ukochany synek staje naprzeciw ZABÓJCY DZIECI!

Ta diagnoza brzmi jak wyrok! Rodzice małego dziecka chcą dla niego wszystkiego, co najlepsze, a my stajemy w obliczu potwornej, śmiertelnej choroby i koszmarnego leczenia, które wyniszczy naszego synka. Nie mamy innego wyjścia – bez Waszej pomocy nie wygramy walki na śmierć i zycie! Czarkowi przyszło walczyć o życie, a jego wrogiem jest jeden z najcięższych nowotworów – Neuroblastoma IV stopnia. Jak działa ten koszmarny przeciwnik z którym przyszło nam walczyć! Ten rzadki nowotwór powstaje przede wszystkim w jamie brzusznej – najczęściej w nadnerczach, może również wystąpić przy kręgosłupie, miednicy, oraz w okolicy szyi. Zazwyczaj diagnozowany jest u dzieci do 5 roku życia. Niestety często już w momencie diagnozy stwierdzone są już liczne przerzuty do węzłów chłonnych, wątroby, kości, skóry, szpiku, płuc i mózgu. Cezary urodził się 11 listopada 2021 r. Byliśmy tak bardzo szczęśliwi. Nigdy nie przypuszczalibyśmy, że przyjdzie nam stanąć do walki o jego życie ze śmiertelną chorobą. Nikt nie jest gotowy na chorobę, a tym bardziej jeśli chodzi o zdrowie i życie dziecka, które dopiero co przyszło na świat! Gdy Czaruś skończył rok, zaczął się nasz koszmar. Planowana operacja w ICZMP w Łodzi przyniosła nie takie wieści, których oczekiwaliśmy, po wstępnych badaniach, gdy wszystko przebiegło prawidłowo do pokoju w którym przebywaliśmy, weszła zaniepokojona pani doktor z pytaniem: Czy ostatnio z Czarkiem działo się coś niepokojącego? W mojej głowie rosło tysiąc myśli, ale nie mogłam sobie przypomnieć niczego, co by nas zaniepokoiło. Czarek to nasze oczko w głowie, z pewnością bym coś zauważyła. Po rozmowie z panią doktor zostało nam zlecone USG brzuszka. Gdy w pracowni pojawiali się kolejni lekarze, moja matczyna intuicja podpowiadała mi, że coś złego się dzieje. Ziemia zaczęła się osuwać spod moich nóg. Świat całkowicie runął, gdy usłyszałam o ogromnym guzie w maleńkim brzuszku mojego syna – miał 12 centymetrów. Jak mogłam go nie zauważyć? Zaczęłam się ogromnie obwiniać, czuć, że może powinnam zareagować wcześniej, ale przecież nie działo się nic, co mogło mnie niepokoić! Planowana operacja nie odbyła się, a my zostaliśmy przetransportowani do innego szpitala. Wszystko działo się tak szybko, tak nagle. Razem z mężem wylaliśmy hektolitry łez, a jednocześnie tak bardzo chcieliśmy być silni, by Czarek nie widział, jak bardzo jesteśmy przerażeni. Każde badanie, każde wkłucie w maleńki organizm naszego maleńkiego synka rozdzierało nam serce. Oddział Onkologii to miejsce, gdzie życie całej naszej rodziny zmieniło swój bieg. Czujemy, jakbyśmy chorowali razem z Czarkiem jednocześnie, ogromnie chcielibyśmy wziąć całe jego cierpienie na swoje ramiona. Nic się nie liczy… Chcielibyśmy, tylko by mógł cieszyć się beztroskim dzieciństwem… Jednak nic nie możemy zrobić! Przed nami długa i kręta droga, która musi zaprowadzić nas do zdrowia naszego Czarka. Jesteśmy w miejscu, gdzie nikt nie chciałby się znaleźć. My też nie chcieliśmy! Za nami 8 cykli chemii w Łódzkim szpitalu, 5 cykli chemioimmumterapii w szpitalu w Krakowie. Przeszliśmy terapię MIBG. Za nami Mega Chemia. W chwili pisania tego apelu Czarek jest po przeszczepie komórek macierzystych. Przeszliśmy już wiele. Poza ogromnym guzem w jamie brzusznej, nasz synek miał zajęty szpik kostny, były też przerzuty do kości. Żeby tego było mało to jeszcze nasz maluszek ma gen n-MYC dodatni. Czarek jest bohaterem. W swoim krótkim życiu wiele przeszedł. Los pod jego maleńkie nóżki rzucił wiele kłód, ale on walczy! Jest z nami, a to najważniejsze! Swoimi osłabionymi rączkami stara się przytulać nas w każdej możliwej chwili i nieporadnie ociera łzy z policzków – swoich i naszych. Wiele rozumie, choć pewnie nie wie, dlaczego spędzamy tak dużo czasu w murach szpitala. Jego motywacja i siła, której nie pojmujemy swoimi umysłami, niesamowicie nas mobilizuje. Wiemy, że musimy walczyć niemal tak samo dzielnie jak nasze dziecko! Cały cykl, dostępnego w Polsce leczenia jest przerażający w swoich skutkach, lecz wiemy, że to jedyna ścieżka, by pokonać potwora z jakim walczy nasz syn. Przed nami operacja wycięcia guza, radioterapia i kolejne cykle immunoterapii. Po zakończeniu leczenia w Polsce zostanie nam ostatni etap – szczepionki przeciwko wznowie Neuroblastomy. Są one dla nas ogromną nadzieją, niemal obietnicą na to, że Czarek już nigdy nie będzie przechodził przez to piekło. Dlatego jako rodzice podjęliśmy się walki. Staramy się, by Cezary został przyjęty do badań klinicznych. Obecnie dostępne są one tylko w jednym szpitalu – w USA. Neuroblastoma charakteryzuje się tym, że gdy często występująca wznowa się pojawi, często jest to wyrok śmierci. Staje się odporna na dostępne leczenie. Mamy już wstępną wycenę z kliniki dlatego jesteśmy tutaj, rozpaczliwie błagając Was o pomoc. Koszt leczenia jest ogromny i sami nie damy rady zdobyć takich pieniędzy. Są one dalekie od naszych możliwości finansowych. Choroba Czarka wiele nas nauczyła, wiele zabrała. Jednak mamy marzenia. Pokażemy Czarusiowi, że świat to nie tylko szare ściany szpitala. Wiemy, że czeka go ogrom pięknych chwil, a my będziemy widzieć w nim bohatera do końca życia. Walczymy o życie naszego synka. Prosimy – nie zostawiajcie nas samych! Nie możemy pozwolić, by nowotwór powrócił i zaatakował z podwójną siłą… Rodzice Cezarego –––––––––––––– Grupa licytacyjna: KLIK  Profil Czarka na Facebooku: KLIK  Profil Czarka na Instagramie: KLIK

1 509 721,00 zł ( 87,74% )
Brakuje: 210 870,00 zł
Karolina Zawadzka
Pilne!
Karolina Zawadzka , 34 lata

Pomóż Karolinie w walce z nieuleczalną chorobą!

Bardzo dziękuję Wam za wsparcie, które okazaliście mi w poprzedniej zbiórce. Dajecie mi nadzieję na lepsze jutro i na to, że będę mogła jeszcze szczęśliwie żyć… Niestety, aby tak się stało, ponownie potrzebuję Waszej pomocy… Proszę, poznaj moją historię: Choroba Devica to postępująca, rzadka choroba zapalna układu nerwowego o charakterze demielinizacyjnym, w której dochodzi do niszczenia osłonek mielinowych komórek nerwowych. Niszczy też rdzeń kręgowy i nerwy wzrokowe, w rzadkich przypadkach również mózg.  Zespół towarzyszy mi od dawna. Gdy zachorowałam, miałam 12/13 lat. Zaburzenia widzenia, problemy z chodzeniem, spowodowane niedowładem spastycznym kończyn dolnych i zaburzeniem czucia – to wszystko, z czym muszę się mierzyć. Z czasem trwania choroby rzuty pojawiały się częściej i były coraz silniejsze. Doszło do tego, że byłam w stanie ruszać tylko głową... Na moją chorobę nie ma skutecznego leku, który byłby w stanie, chociaż ją zatrzymać. Choroba odbiera wzrok, siłę w rękach i nogach.   Aktualnie mam duże zaburzenia widzenia, na lewe oko widzę ledwo – na prawe wcale. Cierpię też na porażenie spastyczne kończyn dolnych. Jestem ostrzykiwania toksyną botulinową, która trochę pomaga, ale niestety na krótko.  Dostałam skierowanie do neurochirurga w celu konsultacji wszczepienia pompy baklofenowej. Mam również zaburzenia czucia, a od pasa w dół nie czuje nic… Ostatnio jeszcze doszły inne objawy, takie jak nietrzymanie moczu, złożone zaburzenia gałko – ruchowe, silny oczopląs, opadanie powiek, straszne bóle głowy, wymioty, drżenia głowy i ciała. Lekarze mówią, że muszę mieć zmiany w pniu mózgu i móżdżku, dlatego takie są objawy i pomimo podania sterydów – drżenia i oczopląs nie mijają… Jedyną szansą jest operacja, na którą zdecydujemy się, gdy inne metody zawiodą.  Jej koszt jest jednak porażający. Aktualnie jestem w trakcie kwalifikacji do leczenia biologicznego w Warszawie. Wcześniej przyjmowałam leki w Łodzi, które przyniosły masę skutków ubocznych. Były to powikłania zakrzepowe, przeszłam trzy incydenty zakrzepowe w żyle szyjnej, głowie i całej lewej nodze i zakażenie sepsą. Leżałam na OIOMie, gdzie towarzyszył mi ogromny strach, płacz, a nawet żegnanie się z najbliższymi, bo bałam się, że nie przeżyję.  Nadal zbieram na przeszczep komórek macierzystych, rehabilitację, leczenie specjalistyczne i ewentualne operacje wszczepienia pompy baklofenowej i zniwelowania ataksji. Są to metody, które są dla mnie dużą szansą na walkę z chorobą, na którą nie wynaleziono jeszcze lekarstwa. Szansą – niestety, już teraz wiem, że bardzo drogą. Szansą, na którą sama nie mogłabym sobie pozwolić! Ale jest to dla mnie światełko w tunelu. Staram się pomimo trudności marzyć, że choroba kiedyś odpuści, a ja będę mogła jeszcze cieszyć się w miarę normalnym życiem, nie myśląc o tym, że w moim ciele jest przeciwnik tak trudny do zwalczenia... Bardzo Was proszę, pomóżcie mi, żeby ta nadzieja nie umarła. Bardzo Wam dziękuję za dotychczasowe wsparcie i pomoc. Jesteście dla mnie bohaterami. Karolina ➡️ Grupa licytacyjna na Facebooku ➡️ Licytuj i pomóż Karolinie!

87 648,00 zł ( 32,95% )
Brakuje: 178 310,00 zł
Dominik Majka
Dominik Majka , 18 miesięcy

Nasz synek zmaga się z głuchotą – potrzebna kosztowna operacja w USA❗️Ratunku❗️

W październiku 2022 urodził się nasz upragniony syn Dominik. Cała ciąża była zdrowa, książkowa... Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na całym świecie, gdy widzieliśmy na USG jego maleńkie rączki i stópki. Nie mogliśmy doczekać się, gdy weźmiemy już synka w ramiona. Niestety, niedługo pop porodzie okazało się, że przed nami długa i ciężka walka o zdrowie Dominika. Synek urodził się z niewykształconymi małżowinami usznymi...  Tuż po porodzie mieliśmy nadzieję, że mimo wady uszek Dominik jest zdrowy, że to tylko defekt estetyczny, który nie położy się cieniem na rozwoju synka. Nadzieja szybko pękła niczym bańka mydlana – będąc jeszcze w szpitalu, dwukrotnie nie przeszedł badań przesiewowych. Niezbędne było pogłębienie diagnostyk i wykonanie dokładniejszych badań słuchu. Synek miał już wtedy pół roku... Widzieliśmy w domu, że reaguje tylko na głośne dźwięki i nie gaworzy. Niestety, wyniki badań potwierdziły ten najgorszy scenariusz – nasz synek zmaga się z głuchotą czuciowo-nerwową! Dominik ma bardzo zwężone kanały słuchowe. Nie da się obecnie określić na ile zniekształcone mogą być kosteczki słuchowe, bo jest jeszcze za mały na takie badanie. Chwilowym ratunkiem są dla synka aparaty kostne, które przewodzą dźwięk do kości i dzięki którym słyszy prawie normalnie jak my...  Niestety, są one bardzo uciążliwe – na grubej opasce z gumy, która dociska uszy. Latem odparzają delikatną skórę, przesuwają się i piszczą nawet przy zwykłym przytuleniu się... A w jaki sposób odmówić dziecku przytulenia…? On jest taki malutki i tak bardzo potrzebuje miłości... Jako rodzice chcemy zrobić wszystko, by dać Dominikowi szansę na zdrowie i właściwy rozwój. Taką szansą jest specjalistyczna operacja w USA, dzięki której nasz synek będzie mógł nas normalnie słyszeć. Niestety… Kwota, której potrzebujemy, mimo nawet największych wyrzeczeń – przekracza nasze możliwości finansowe. Zwracamy się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Każda wpłata to ogromna nadzieja na to, że Dominik będzie mógł nas usłyszeć. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy dać mu szansę na zdrowe i szczęśliwe życie! Rodzice ➡️ FB Dominika ➡️ Grupa licytacyjna na FB

24 715,00 zł ( 2,08% )
Brakuje: 1 162 613,00 zł
Kubuś Szczepanik
Pilne!
Kubuś Szczepanik , 4 latka

Ten RAK to zabójca dzieci❗️Kubuś walczy o życie - błagamy, uratuj naszego synka...

Kubuś, nasz malutki synek, mierzy się z śmiertelną chorobą - neuroblastomą IV stopnia! To jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów dziecięcych, który atakuje tylko malutkie dzieci, jakby specjalnie wybierał sobie najbardziej bezbronnych... Przed nami koszmar leczenia i walki o życie, przeciwnik jest zacięty i bezlitosny. Potrzebujemy pomocy, by ratować naszego synka! Koszmar przyszedł niespodziewanie, skradał się po cichu, gdy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy i nagle zaatakował w nasz najczulszy punkt, w nasze dziecko. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy – na oddziale onkologii, gdzie Kubuś, podpięty do kroplówki z chemią, walczy o życie... Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu brzucha. Jedna noc z bólem, potem druga… Po kolejnej takiej nocy zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę u lekarza, który wykonał USG. Diagnoza była krótka i kończąca nasz cały dotychczasowy świat - “duża zmiana nowotworowa”. Informacja, która ścięła nas z nóg – guz w brzuchu naszego małego synka ma 128×118x104mm. Był wielkości dwóch dużych pomarańczy! Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na oddział onkologii dziecięcej do szpitala w Warszawie, z nadzieją, że to jedna, wielka pomyłka... Tam wszystko działo się bardzo szybko. Kubuś miał wykonane kolejne badanie USG, tomografię komputerową, scyntografię, badanie szpiku i wiele innych. Diagnoza okazała się najgorszą z możliwych: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku. Jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych, bardzo agresywny, który charakteryzuje się wysoką śmiertelnością... Połowa cierpiących na niego dzieci umiera. Dodatkowo u Kubusia stwierdzono amplifikację genu n-MYC, co powoduje, że wróg, z którym się mierzymy, jest jeszcze groźniejszy... To, co się działo później, wie tylko rodzic, który przekroczył próg oddziału onkologicznego w walce o zdrowie i życie własnego dziecka. Był strach, płacz i rozpacz. Są z nami do dzisiaj. Na samą myśl o chorobie Kubusia, o tym, z czym on, taki malutki, musi się mierzyć, łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe, że z niewinnego bólu brzucha dziecka, które dzień wcześniej śmiało się i cieszyło życiem, świętowało urodziny swojej młodszej siostrzyczki, nagle trafiamy na oddział onkologii i walczymy o życie... Nadal nie możemy uwierzyć, że nas to spotkało. Dlaczego niewinne dzieci muszą przechodzić przez takie piekło...? Choroba diametralnie zmieniła jego i naszą rzeczywistość, zmieniając śmiech w ból, dziecięcy pokój w szpitalne łóżko, podwórko w korytarz na oddziale onkologicznym. Jedna nocka w szpitalu zamieniła się w kolejne - tak od 2 marca wygląda naszą codzienność i tak to będzie wyglądać wiele miesięcy. Leczenie potrwa minimum 1,5 roku... Przez ten czas piekło przechodzimy nie tylko my, ale również Lenka – młodsza siostra Kubusia, która jeszcze nie rozumie, dlaczego w domu nagle nie ma jej ukochanego braciszka, dlaczego tak rzadko widzi mamusię, która do tej pory zawsze była obok. Guz w brzuchu Kubusia jest tak duży, że wypełnia przestrzenie między narządami, przesuwając je i uciskając... Stąd problemy z apetytem, które miał synek, a następnie bóle brzucha. Ze względu na fazę choroby oraz rozmiar zmian nasz syn musi przejść przez każdy etap leczenia – pierwszym z nich jest chemioterapia. Tylko zmniejszenie i osłabienie guza daje możliwość jego operacyjnego usunięcia i przejście na kolejne etapy – wycięcie guza, mega chemioterapię, radioterapię, autoprzeszczep szpiku, immunoterapię... Nowotwór, który zaatakował naszego Kubusia, charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem nawrotu, a wtedy atakuje ze zdwojoną siłą. Przy wznowie szanse na życie maleją, dlatego nie możemy do niej dopuścić! Po zakończonym leczeniu w Polsce nadzieją na wygranie wojny i całkowity powrót do zdrowia jest nierefundowana szczepionka przeciwko neuroblastomie... Niestety podawana jest tylko w jednej klinice na świecie, w Nowym Jorku i nie jest refundowana. Zdrowie i życie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną kwotę pieniędzy. Nigdy nie sądziliśmy, że jako rodzice będziemy musieli prosić o pieniądze, żeby ratować życie naszego synka. Teraz wiemy, że rodzic jest w stanie zrobić wszystko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Kwota ta jest dla nas nieosiągalna. Wierzymy jednak, że wspólnie z Waszą pomocą, pomocą dobrych ludzi, uzbieramy środki na ocalenie życia naszego synka. Kubuś dzielnie znosi terapię, chociaż zmaga się nie tylko z efektami ubocznymi leczenia, ale także z tęsknotą oraz rozłąką z najbliższymi. Codziennie pyta o młodszą siostrę i dziadków, o to kiedy będzie mógł kąpać się w basenie, kiedy będzie mógł bawić się ze swoimi kuzynami i temat najważniejszy – kogo zaprosi i gdzie będzie obchodził swoje 5 urodziny. Na żadne z tych pytań nie potrafimy mu odpowiedzieć. Mamy nadzieję, że cały ten koszmar to tylko etap przejściowy, po którym wrócimy do domu i wymażemy go z pamięci. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujemy Waszego wsparcia, sami nie damy rady. Kochamy Cię, Kubusiu... Obiecujemy, że zrobimy dla Ciebie wszystko. Błagamy Was o pomoc w walce o życie naszego synka. Rodzice Kubusia ➡️ Śledź walkę Kubusia na Facebooku - Kubuś kontra neuroblastoma

399 168,00 zł ( 22,07% )
Brakuje: 1 409 343,00 zł
Ewa Pachulska
Ewa Pachulska , 14 lat

Jedna chwila omal jej nie zabiła – Tylko my możemy pomóc Ewuni❗️

Pomóż! Przeczytaj historię Ewy: Gdy Ewunia przyszła na świat, rozegrał się horror. Ci, którzy mieli ją chronić i leczyć, skrzywdzili ją; błąd lekarza spowodował, że córeczka urodziła się martwa. To miał być cud narodzin. Tymczasem stał się koszmarem…  Była wyczekana, wymarzona. Lata starania się. Ewa urodziła się w 39. tygodniu ciąży, była wtedy zdrowym, donoszonym dzieckiem. Ale gdy wywołano poród, doszło do błędu. Lekarz zbagatelizował złe wyniki KTG. Biegli orzekli później, że już o północy powinno w trybie natychmiastowym wykonać się cesarskie cięcie, bo tętno dziecka drastycznie spadło. Tymczasem lekarz takiej decyzji nie podjął. Ewa przyszła na świat o 2:55. Przez 3 godziny niedotlenienie narastało, a ona, zaplątana w pępowinę, powoli umierała. Ewa po narodzeniu nie dostała żadnego punktu w skali Apgar... Jej serduszko nie biło przez 5 minut. Nie wiadomo, jak długo nie biło w ogóle… Była wiotka. Martwa. Nie wykazywała żadnych funkcji życiowych, nie oddychała. Doszło do ogromnych, nieodwracalnych zmian w mózgu. Płakaliśmy i modliliśmy się – tylko tyle mogliśmy zrobić.  Ewunia przeżyła, ale było z nią tak źle, że nie była w stanie nawet płakać. Zapłakała cichutko, dopiero gdy miała miesiąc. Długo nawet nie mogliśmy jej dotknąć. Ewa nie patrzyła na nas, miała oczy pływające, nieobecne. Zero kontaktu, jakbyśmy trzymali w ramionach szmacianą lalkę! Inni rodzice wracają z maluchem do domu autem. Ewę zawiozła karetka, bo nie przeżyłaby kilka minut bez aparatury. Co kilka minut, nieważne w dzień, czy w nocy, trzeba było uruchamiać ssak, bo nie miała odruchu ssania i połykania. Szybko musieliśmy nauczyć się nie tylko, jak być mamą i tatą – ale przede wszystkim, jak być mamą i tatą ciężko niepełnosprawnego dziecka.  Lekarze prognozowali, że Ewa będzie dzieckiem leżącym, z którym nie będzie żadnego kontaktu. Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Gdy tylko wróciliśmy z córeczką do domu, zaczęliśmy rehabilitację.  Na pierwszych zajęciach Ewunia leżała na piłce bezwładnie jak worek piasku.  Dziś nasza córeczka ma 14 lat. Bardzo słabo chodzi, widzi, ale z dużą wadą wzroku. Nie mówi (uczymy komunikować się za pomocą AAC alternatywnej komunikacji). Potrafi sama napić się z kubka i bidonu z rurką. Jest pampersowana, nie umie gryźć, ale udaje jej się rozdrobnić z pomocą języka jedzenie i przełknąć. Uczęszcza na kilka godzin dziennie do szkoły specjalnej. Niedotlenienie podczas porodu spowodowało jednak tak rozległe uszkodzenia w mózgu, że córka jest niepełnosprawna. Choruje na Dziecięce Porażenie Mózgowe, padaczkę i autyzm. Potrzeby finansowe są ogromne. Dziecko z porażeniem mózgowym musi być rehabilitowane przez całe życie. Aktualnie walczymy, aby Ewa nie pogarszała się ruchowo, niestety dojrzewanie i szybki wzrost cofnął jej umiejętności poruszania się. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie w opłaceniu rocznego leczenia i rehabilitacji Ewci! Z uwagi, że pieniążki, które zebraliśmy, zostały przeznaczone już prawie w całości na leczenie w roku 2023, wszystkie koszta związane z rehabilitacją, zakupem leków, suplementów, środków czystości, pampersów, musimy pokrywać z własnych środków. Miesięczne wydatki na Ewę to ok. 6 000 złotych. Ja jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym. Tata Ewy jest jedynym żywicielem rodziny. Nasza rodzina jest 4-osobowa. Młodsza córka Alicja ma 7 lat i rozpoczęła szkołę. Też ma przeróżne problemy zdrowotne. Do tego niestety dochodzą problemy w dużej mierze wynikające z agresji i autoagresji Ewy, krzykami i płaczem wywołanymi schorzeniami. Po 14 latach opieki nad Ewą mamy z mężem duże problemy zdrowotne i też korzystamy z prywatnych konsultacji specjalistów, a także ogromu drogich leków. Sprawa o odszkodowanie i rentę nadal trwa… to już 15 lat! Zastanawiamy się, czy batalia sądowa zakończy się do pełnoletności córki? Dlatego prosimy o wsparcie. Pomóżcie nam, pomóżcie Ewie! Rodzice ➡️ Facebook

2 220,00 zł ( 2,08% )
Brakuje: 104 163,00 zł
Kubuś Hamer
7 dni do końca
Kubuś Hamer , 15 lat

Kuba walczy z chorobą, jednak leczenie jest nieskuteczne... Pomocy!

14 czerwca 2023 roku to dzień, w którym na naszą rodzinę spadły dwie tragedie. Dowiedzieliśmy się o śmierci wujka Kuby, a następnie w wyniku wywołanego nią szoku – syn dostał pierwszego napadu padaczki… Od tamtego momentu każdego dnia walczymy o zdrowie syna. Niestety, leki przepisywane przez lekarzy nie pomagają, nawet pomimo zwiększania dawki. Kuba średnio co dwa miesiące ma atak padaczki z utratą przytomności. Z tego powodu rozpoczęły się również problemy w strefie emocjonalnej. Kuba codziennie zmaga z paniką i lękiem – boi się, że kiedyś nie obudzi się po ataku...  Neurolog do tej pory nie był w stanie określić rodzaju padaczki. Po wyniku badania EEG stwierdził jedynie, że jest częściowo złożona, a syn musi uważać na nerwy i nie być tak zestresowany. Doradził wizytę u psychiatry i u psychologa. Niestety, dostanie się do tych specjalistów w ramach publicznej służby zdrowia jest bardzo trudne. W tym czasie stan emocjonalny Kuby pogarsza się z tygodnia na tydzień… Każdego dnia zdarzają się kilkusekundowe napady, w trakcie których syn czuje, jakby znajdował się poza swoim ciałem... Podejrzewam, że napady padaczkowe u syna mają podłoże emocjonalne, ponieważ każdy z nich bezpośrednio poprzedzała trudna dla niego lub stresująca sytuacja. Dotychczasowi lekarze nie byli w stanie jednak pomóc synowi ani dobrać skutecznych leków. Jednocześnie jesteśmy w trakcie diagnozy w kierunku autyzmu, jednak terminy do specjalistów są bardzo odległe. W walce o zdrowie Kuba potrzebuje dalszej diagnostyki, wizyt u specjalistów oraz stałego leczenia. Niestety, to wszystko jest związane z wysokimi kosztami, którym nie jestem w stanie sprostać samodzielnie. To jednak jedyna droga do lepszego funkcjonowania syna… Każda wpłata to dla nas ogromne wsparcie i nadzieja na lepszą przyszłość – pomimo choroby. Wierzę, że z Waszą pomocą uda się znaleźć przyczynę ataków Kuby oraz zapewnić mu skuteczne leczenie. Proszę – nie przechodźcie obok nas obojętnie… Mama

38 931,00 zł ( 60,99% )
Brakuje: 24 899,00 zł
Anna Ciszewska
Pilne!
Anna Ciszewska , 39 lat

Tylko BŁYSKAWICZNA operacja ocali życie Ani!❗️

Mam na imię Ania. Właśnie skończyłam 39 lata i z pewnością nie jest to jeszcze moment na umieranie. Szczególnie kiedy ma  dwie dorastające corki do wychowania i mnóstwo planów na przyszłość. Niestety, 25 lutego  2023 r. wszystko się brutalnie zmieniło i w gruzach legło całe moje dotychczasowe życie, które w tej chwili zależy od ogromnych pieniędzy... Obudziłam się i nie byłam w stanie stanąć na nogi, potworne zawroty głowy, paraliż prawej części twarzy,  problem z chodzeniem. Byłam przerażona, jak nigdy w życiu. Nie wiedziałam, co się dzieje i co dalej ze mną będzie. Co będzie z moimi dziećmi. Po wizytach w szpitalu, po rozmowach z lekarzami dostałam skierowanie na MRI głowy, Angio oraz Tk  głowy. Diagnoza zwaliła mnie z nóg. Naczyniak jamisty w obrębie pnia mózgu. W Polsce nieoperacyjny... Droga farmakologiczna się skończyła!  Nie chciałam się poddać, dlatego dniami i nocami szukałam pomocy. Gdzie indziej, którą wreszcie udało się znaleźć w Hannoverze. Lekarze z tej niemieckiej kliniki podejmą się operacji, ale jej koszt i pobyt to około 400 tysięcy złotych, które muszę zebrać na wczoraj! Operację powinnam przejść już kilka miesięcy temu! To dlatego proszę o pomoc. To coś w mojej głowie daje straszne objawy, ciągle mam ogromne bóle głowy, zawroty głowy podwójne widzenie, problemy z koncentracją, coraz gorzej widzę na prawe oko, a to utrudnia wszystko.Nie mam zbyt wiele czasu, ale wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się zebrać całą kwotę. Jestem młoda, mam dwoje dzieci, dla których muszę żyć. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy miałoby mnie zabraknąć. Od ponad miesiąca  nie wstaje z łóżka, jestem bardzo słaba. Widzę, jak moje dzieci się boją i martwią. Strach, jaki przeżywam ja i moja rodzina jest nie do opisania. Błagam o pomoc! Wierzę, że wspólnymi siłami nam się uda... Ania –––––––––– LICYTACJE –> KLIK

203 057,00 zł ( 47,71% )
Brakuje: 222 474,00 zł
Natalka Jędrzejczak
Natalka Jędrzejczak , 8 lat

Moje mięśnie zanikają, a ja marzę, by żyć... Ratunku🚨

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie dla mojej córeczki. Niestety, nie udało się, nie uzbieraliśmy na czas wystarczającej kwoty. Natalka nie otrzymała leku, który mógłby zatrzymać tę potworną chorobę... Teraz jest już za duża i za ciężka. Szansa na ratunek przepadła na zawsze, a moje matczyne serce pękło z żalu na miliardy kawałków. Nasza historia: Natalka choruje na SMA1 – rdzeniowy zanik mięśni. To śmiertelna i bezlitosna choroba, która każdego dnia próbuje odebrać córeczce życie. Nic nie zapowiadało naszego dramatu... Tuż po urodzeniu Natalka dostała 10 w skali Apgar. Byłam przekonana, że jest w pełni zdrową i silną dziewczynką! Niestety, niedługo później stało się jasne, jak bardzo się myliłam... Mając 5 miesięcy, Natalka podnosiła się już do siadu, a dosłownie zaraz potem zaczęła dramatycznie słabnąć, coraz słabiej utrzymywała głowę, nie przekręcała się z boku na bok. Zaniepokojona chodziłam po lekarzach, którzy mi mówili, że jestem przewrażliwiona po pierwszym dziecku. W pierwsze urodziny Natalii w końcu lekarze postawili diagnozę – SMA, wyrok. Początkowo myślałam, że da się to wyleczyć, nie znałam tej choroby. Zapytałam o leczenie i wówczas usłyszałam, że to śmiertelna choroba, na którą nie ma lekarstwa… Rdzeniowy Zanik Mięśni to okrutna choroba, która odbiera dziecku siły, na początku maleństwo zaczyna tracić siły w rączkach i nóżkach. Po kilku miesiącach dziecko nie podnosi już główki, zaczyna się dusić. Wtedy ratunkiem jest respirator. Chwila, w której za dziecko oddycha maszyna to dla rodzica dramat. Oznacza, że dziecko sobie już nie radzi, że skończyła się nadzieja… Dosłownie serce stanęło mi w gardle, a nocy, które przepłakałam, nie jestem w stanie zliczyć. Pamiętam te dni, kiedy moja córeczka nie miała nawet siły unieść głowy. Albo kiedy nie mogła nawet podnieść rączki, by chwycić chrupkę kukurydzianą. Byłam tam, gdzie żaden rodzic nie chce dotrzeć ze swoim dzieckiem. Choroba prawie mi ją zabrała. To były najgorsze chwile w życiu, kiedy nie wiedziałam, czy przetrwamy następną dobę… Przyszło zapalenie płuc, które odbierało Natalce oddech i resztki sił. Mogłam jedynie patrzeć, jak leży i jak walczy. Jej stan był krytyczny. Lekarze uratowali życie Natalki, ale nie mogli zapewnić jej zdrowia… Kolejnej infekcji moja córeczka może już nie przeżyć, dlatego walczę, dobrze ją odżywiam, uodparniam. Dziecko z SMA każdego dnia traci mięśnie, a uśmiercić je może nawet najdrobniejsza infekcja lub zadławienie. Natalka marzy o tym, żeby chodzić tak, jak inne dzieci, by pomagać mamie, by udźwignąć szklankę z herbatą, by żyć. Już tyle razy stałam nad jej łóżeczkiem w chwilach, kiedy wydawało się, że umiera. Już tyle razy myślałam, ze ją tracę bezpowrotnie. Marzyłam tylko o tym, że przyjdzie dzień kiedy lekarze odłączą te wszystkie rurki i gdy wezmę moje dziecko w ramiona.  Natalka przyjmuje lek, który spowalnia przebieg choroby. Niestety, mimo to córka nie jest w stanie samodzielnie usiąść ani przekręcać się na boki. Porusza się na wózku, a skolioza coraz bardziej postępuje. Opieka nad Natalią przypomina opiekę nad noworodkiem – którego trzeba przewinąć, umyć i ubrać.  Poza Natalią wychowuję także synka, który również zmaga się z niepełnosprawnością. Fabian nie potrafi pisać ani czytać. Zmaga się z zespołem wad oraz zaburzeniami centralnego układu nerwowego. Sprawia to, że nasza sytuacja jest wyjątkowo trudna. Każdy dzień zdaje się być coraz cięższy od poprzedniego... Czasami zastanawiam się, co się stanie, gdy mnie zabraknie? Kto otoczy opieką moimi dziećmi? Możliwe odpowiedzi sprawiają, że gardło zaciska mi się z rozpaczy.  Walczę o choć minimum sprawności dla córki i żebym zdążyła, zanim mnie zabraknie. Sama też wymagam rehabilitacji, na którą nas nie stać... Roczny koszt wszechstronnej rehabilitacji Natalii jest przerażający – to aż 140 000 zł! Oprócz tego córeczka potrzebuje co najmniej trzech intensywnych turnusów rocznie, specjalistycznych diet, a także sprzętów medycznych oraz ortopedycznych. Nie jestem w stanie udźwignąć tak ogromnego ciężaru finansowego samodzielnie... Sama też wymagam rehabilitacji, ale o tym mogę pomarzyć. Najważniejsze dla mnie są dzieci i ich zdrowie oraz przyszłość.  Jako matka błagam Was, nie opuszczajcie nas. Pomóżcie ratować moje dziecko i spowolnić przebieg tej straszliwej choroby. Każda wpłata to dla Natalki nadzieja na lepsze jutro.  Mama  

48 191,00 zł ( 20,58% )
Brakuje: 185 884,00 zł
Barbara Marut
12 dni do końca
Barbara Marut , 63 lata

Mamę ma się tylko jedną... Proszę, pomóż uratować moją!

Ta historia zaczęła się jak wiele innych... Mama badała się regularnie, wyniki za każdym razem były prawidłowe, więc cieszyła się życiem – jeździła na swoim różowym rowerze, patrzyła na samoloty odlatujące w nieznane, dokarmiała ptaki za oknem i kochała ponad życie swoje adoptowane koty. Rok temu zaniepokoił ją ból w podbrzuszu, jednak lekarz nie widział niczego niepokojącego… “Taka pani uroda”. Na szczęście mama nie dawała za wygraną i w końcu dostała skierowanie na poszerzone badania, których wyniki przyniosły przerażającą diagnozę… Ta diagnoza zawaliła cały nasz świat – nowotwór złośliwy trzonu macicy, rak gruczołowy endometrialny G-2. W listopadzie przeprowadzono operację usunięcia macicy wraz z jajnikami i węzłami chłonnymi, następnie skierowano na radioterapię i brachyterapię.  Myślałyśmy, że nasz koszmar się skończył. Lekarze bagatelizowali problem, nie chcieli zlecić kolejnych badań, odsyłali do domu, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Nie było.  Dzięki uporowi i ogromnej woli życia mamy 13 września 2023 został wykonany rezonans magnetyczny z kontrastem, a następnie badanie PET. Diagnoza: rak gruczołowy endometrialny G2 trzonu macicy FIGO IV we wznowie do wątroby, węzłów oraz otrzewnej. Pojawiły się też guzki w płucach i w stawie biodrowym.  Mama dostała skierowanie na chemioterapię. Po pierwszym wlewie czuła się fatalnie. Ogromne osłabienie, wymioty, zaniki pamięci, drętwienia nóg, brak apetytu. Przestała jeść, czuła ogromny ból brzucha. Po kilku dniach pobytu w szpitalu padła kolejna diagnoza – niedrożność jelit spowodowana zrostami po radioterapii. Konieczne było wyłonienie stomii z jelita cienkiego.  Ku naszej rozpaczy, po kolejnej chemioterapii czuła się jeszcze gorzej. Niestety taki stan nie kwalifikowałby jej do kolejnego wlewu, który ratuje życie. Przez cały ten czas szukałam sposobu, aby jej pomóc. Konsultowałyśmy się z lekarzami z całej Polski. W końcu mama została zakwalifikowana do zabiegów wspomagających leczenie jej typu nowotworu tak, aby dalsza chemioterapia była możliwa. Zabiegi hipertermii onkologicznej, tlenoterapia w komorze hiperbarycznej oraz wzmacniające wlewy dają szansę na kontynuowanie walki! W końcu w nasze życie powróciła nadzieja, że choroba nie jest wyrokiem, że to tylko jakiś etap, który trzeba godnie przejść. W tym momencie mama jest po trzeciej chemii, przed nią jeszcze trzy zabiegi. Dzięki leczeniu wspomagającemu mama będzie mogła je w ogóle dostać, ma siły do walki!  Niestety, leczenie nie jest refundowane przez NFZ… Jest natomiast bardzo kosztowne. Jedna seria zabiegów to koszt 1200 zł, a takich serii musi odbyć w miesiącu 8, co daje około 9600 zł na miesiąc. Dodatkowo co chwile musimy kupować leki, które również nie są refundowane oraz środki do stomii – refundowane tylko częściowo. Wspieram mamę, jak tylko potrafię, ale moim marzeniem również jest zapewnienie jej profesjonalnej opieki psychoonkologicznej. To kolejne koszty, ale wiadomo przecież, że psychika to połowa sukcesu w zdrowieniu!  Moja mama jest dla mnie najważniejsza na świecie, łączy nas wyjątkowa więź. Nie spotkałam nigdy cieplejszej, wrażliwszej czy bardziej empatycznej osoby. Chcę móc być z nią jak najdłużej, nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej zabraknąć w moim życiu. Chcę widzieć, jak wraca do zdrowia i cieszy się każdym dniem, pielęgnując swoje ukochane, przygarnięte koty… Niestety, same nie dajemy już rady. Wiem, że nie znajdę odpowiedzi na pytanie dlaczego najlepszą osobę, jaką znam, czyli moją mamę, spotkało tyle cierpienia. Wierzę jednak, że dzięki Waszej pomocy możemy  zminimalizować cierpienie i pokonać chorobę oraz że najpiękniejsza podróż cały czas przed nami! Z całego serca proszę Was o pomoc.  Córka Basi, Justyna ➡️ Licytacje dla Basi

63 667,00 zł ( 31,63% )
Brakuje: 137 605,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki