Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Luka Śnieżek
Luka Śnieżek , 8 lat

Afazja to nasz wróg! I Ty możesz pomóc Lukusiowi w nierównej walce!

Afazja nasz wróg! I Ty możesz pomóc Lukusiowi w nierównej walce. Luka jest naszym trzecim, najmłodszym dzieckiem. Podstawowym zaburzeniem naszego synka jest afazja motoryczna, w jego przypadku jest uszkodzony lewy płat czołowy mózgu. Ponadto Luka zmaga się z upośledzeniem słuchu przewodzeniowego i czuciowo nerwowego, zaburzeniami integracji sensorycznej, odruchów pierwotnych, zaburzeniami przetwarzania słuchowego oraz AZS. Synek jest pod opieką neurologa, neurologopedy, laryngologa, audiologa, fizjoterapeuty, psychologa, terapeuty SI oraz okulisty. Jego funkcjonowanie i przyszłość zależy przede wszystkim od profesjonalnej terapii, która zbliża go do samodzielności. Dla nas rodziców, to największe marzenie. Z całego serca dziękujemy za okazaną pomoc. Rodzice 

2 754,00 zł ( 5,75% )
Brakuje: 45 119,00 zł
Grzegorz Kulpa
Grzegorz Kulpa , 60 lat

Straciłem nogę, a wraz z nią samodzielność! Proszę o pomoc, by odzyskać dawne życie...

Jednego dnia jesteś zdrowym, aktywnym człowiekiem, drugiego budzisz się i nie jesteś w stanie wstać samodzielnie z łóżka. Tak właśnie było ze mną. Zupełnie nagle, w wyniku cukrzycy i powikłań po ciężkiej chorobie, straciłem nogę. Zupełnie nagle stałem się niepełnosprawnym człowiekiem. Nie chcę jednak się poddać! Jestem mężem, ojcem, dziadkiem. Wcześniej pracowałem jako nauczyciel. Chcę być sprawny, bo mam dla kogo! Proszę o pomoc, abym mógł kupić protezę, która mi na to pozwoli... W styczniu 2008 roku w wyniku nasilającego się bólu brzucha trafiłem do szpitala z podejrzeniem zapalenia woreczka żółciowego. Na miejscu okazało się, że w przewodach żółciowych powstał torbiel nienadający się do operacji. Aby zapewnić przepływ żółci, zastosowano wprowadzenie do przewodów protezy udrażniające, które w wyniku błędnego założenia źle się ułożyły. Przez te dwa miesiące  schudłem 30 kg. W marcu, w stanie niemal  agonalnym trafiłem na stół operacyjny. Silne serce pozwoliło mi przeżyć tę operację, ale po dwóch miesiącach problem się znów odnowił. Niemal prosto ze stołu operacyjnego przewieziono mnie do szpitala uniwersyteckiego w Gdańsku. Tam okazało się, że gdybym od razu trafił na oddział specjalistyczny, uniknąłbym czteromiesięcznego cierpienia.  Po dwóch tygodniach pobytu w gdańskim szpitalu wyszedłem o własnych siłach do domu. Niestety wszystko to, co się wydarzyło, pozostawiło swoje piętno. Od tamtej pory jestem chory na cukrzycę. Przez pierwsze lata uczyłem się żyć z tą podstępną chorobą, ale po jakimś czasie zaczęły się dodatkowe problemy. Po jakimś czasie, w wyniku odniesionego  urazu, powstała na nodze trudno gojąca się rana. Liczba leków, środków opatrunkowych i dezynfekcyjnych pochłaniała moją niewielką rentę.  Od stycznia do sierpnia 2020 roku moje życie toczyło się praktycznie w szpitalu. Konieczna była amputacja części stopy. Niestety niegojąca się rana po amputacji palucha wymuszała kolejne amputacje, w wyniku czego w lipcu przeprowadzono amputację lewej nogi powyżej kolana. Dopiero wtedy choroba się zatrzymała. Niestety moje życie się rozsypało. Wcześniej byłem sprawny, samodzielny. Teraz musiałem nauczyć się żyć bez nogi... Dzięki wsparciu rodziny wracam do normalnego funkcjonowania, ale póki co na wózku. Mam już pierwszą protezę techniczną, na której uczę się chodzić. Jest to jednak proteza techniczna, tylko tymczasowa. Właściwa proteza to koszt przekraczający moje możliwości finansowe – 52 500 zł! Wystąpiłem o wsparcie finansowe do PFRON i uzyskałem dofinansowanie w ramach programu „Aktywny samorząd” w wysokości 25 000 zł oraz 5 500 zł z NFZ. Niestety nadal brakuje 22 500 zł.  Amputacja obróciła moje życie o 180%. Sprawiła, że zmagam się teraz z wieloma ograniczeniami, które powoli wyeliminowują mnie z życia. Moją nadzieją jest proteza, która pomoże mi wrócić do samodzielnego funkcjonowania, aktywności fizycznej, pozwoli na w miarę normalne życie i pracę, przywróci poczucie pewności siebie i godności.  Proszę o pomoc, abym mógł odzyskać utraconą samodzielność. Abym mógł być sprawnym dziadkiem dla moich kochanych wnuków, które bardzo mi kibicują i wierzą, że dziadek jeszcze z nimi zagra w piłkę. Grzegorz

13 155,00 zł ( 54,95% )
Brakuje: 10 781,00 zł
Marianna Godlewska
Marianna Godlewska , 63 lata

Pomóż proszę nauczycielce WF stanąć na nogi! Rehabilitacja pilnie potrzebna!

Marianna Godlewska była zdrową i aktywną osobą, która nagle dostała paraliżu. Wierzymy, że może chodzić, jest to możliwe! Kluczowe są pierwsze miesiące rehabilitacji, kiedy są największe postępy. Dlatego prosimy o POMOC finansową dla Mamy na rehabilitację neurologiczną w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym. Koszt miesięczny wyceniono na 24 tys. zł, a rehabilitacja ma potrwać minimum 2 lata. Dla rodziny to niewyobrażalnie wysoki koszt, ale zrobimy wszystko, aby Mama stanęła na nogi… zróbmy to razem! Zbierzmy na min. rok intensywnej rehabilitacji! Pamiętaj dobro wraca Liczy się każda złotówka! Mama z dnia na dzień stała się osobą niepełnosprawną... Wyobraź sobie, że jesteś zdrową osobą w pełni sił, bardzo aktywną sportowo, jeździsz codziennie rowerem, chodzisz na długie spacery i nagle… “odbiera” ci nogi i paraliżuje  cię od pasa w dół całą, przestajesz chodzić, nie czujesz nic poniżej, nie możesz poruszyć nogami, kontrolować czynności fizjologicznych… a lekarze nie wiedzą co się dokładnie dzieje (!?). Ponad miesiąc niepewności w szpitalu, setki badań... Wyrok: Ostre poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego. Choroba bardzo rzadka, zdarza się od 1 do 4 osób na milion. Przyczyna: oficjalnie nieznana. Stale szukamy opinii specjalistów z całej Polski, aby znaleźć przyczynę. Leczenie: “tylko specjalistyczna rehabilitacja neurologiczna może pomóc”. Rehabilitacja będzie długoterminowa: minimum 2 lata. Następnie rehabilitacja w ramach NFZ w ośrodku i wypis do domu. Mama obecnie wyczerpała limit leczenia z NFZ i przebywa w domu na wsi, gdzie jest bardzo ograniczony dostęp do specjalistów, rehabilitantów itp. Mama obecnie porusza się na wózku, ma pierwszą grupę inwalidzką i jest całkowicie zależna od osób trzecich. Jedyną opcją na powrót do zdrowia jest Intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Mama była nauczycielką wf-u, przez kilkadziesiąt lat propagowała sport, aktywność i sama była bardzo aktywna. Wspierała wielu uczniów, wychowała 4 dzieci i jest babcią, która aktywnie pomagała w pilnowaniu siedmiorga wnucząt. Mama jest także przewodniczką po Biebrzańskim Parku Narodowym i instruktorką nordic walking. Mama ma 60 lat, w zeszłym roku przeszła na emeryturę i to było jej pierwsze lato jako emerytki. Chciała trochę odpocząć po wielu latach pracy w szkole oraz mieć więcej czasu na wnuki i swoje pasje, na rower, spacery, pływanie. Zawsze powtarzała, że sport to najlepsze lekarstwo na wszystko i codziennie je zażywała. Niestety w tym roku stała się tragedia i los odebrał jej tę możliwość. Teraz musi zawalczyć o swoje zdrowie. Mama nigdy nie narzekała, zawsze była wsparciem dla całej rodziny i oddawała z uśmiechem swoje SERCE na dłoni bliskim. Nauczyła nas, że zawsze trzeba walczyć o swoje, szanować i wspierać drugiego człowieka. Teraz najważniejsza lekcja przed nami i to my chcemy zawalczyć o jej zdrowie, aby stanęła na nogi i nigdy w tej walce się nie poddała.  Czy pomożesz nam w tej nierównej walce z chorobą? Pamiętaj – dobro wraca! Liczy się każda złotówka, gdyż razem z innymi ma moc. Wierzymy w otwarte serca dobrych ludzi… wierzymy, że Mama stanie na nogi! Monika, Justyna, Karol, Mateusz. Dzieci Marianny. –––––––––––––– LICYTACJE na Facebooku –> KLIK

175 415,00 zł ( 57,25% )
Brakuje: 130 968,00 zł
Ilona Kucher
Ilona Kucher , 3 latka

Dramatyczny wyścig z czasem... Ratuj życie Ilonki!

Rdzeniowy zanik mięśni, czyli SMA, to okrutny wyrok na zdrowie i życie. To właśnie z takim wyrokiem urodziła się Ilonka. Choroba niszczy ją kawałek po kawałku, zabierając to, co jest najbardziej potrzebne do przeżycia, czyli oddech. Jeśli nie pomożemy jej teraz, po prostu zgaśnie… Nie potrafię wyrzucić z głowy tych chwil. Ilonka zaczęła robić się sina, a każdy oddech był dla niej ogromnym wysiłkiem. Krzyk, panika i nerwowe czekanie na ratunek. Tyle pamiętam. Nigdy w życiu nie bałam się bardziej. Kiedy przyjechał zespół ratowników, córeczkę reanimowano! Nie jestem w stanie powiedzieć, ile to trwało. Każda chwila w tym momencie było wiecznością. W karetce reanimowano ją drugi raz... Liczyła się każda sekunda. Każda sekunda zwłoki mogła oznaczać najgorsze. W mojej głowie mnożyły się pytania i najgorsze myśli. Czy uda się ją uratować… Czy będzie żyć? Po przewiezieniu do szpitala Ilonka po raz kolejny była reanimowana, a później zaintubowana. Jej maleńki organizm nie miał już sił, by walczyć… Litry wylanych łez nad szpitalnym łóżeczkiem, błagalny krzyk, a w rękach diagnoza – SMA typu 1. Kilkumiesięczne dziecko na barkach niesie tak trudną chorobę, a my czujemy się, jakbyśmy mieli związane ręce.  Nie mogliśmy, i nie możemy się poddać! Szpital stał się naszym drugim domem. Córeczkę umieszczono na oddziale intensywnej terapii, a nam sen z powiek spędza nie tylko stan jej zdrowia, nie tylko walka z SMA, ale też pieniądze... Nie jesteśmy ubezpieczeni, przez co każdy dzień w szpitalu generuje ogromne koszty.  Wiemy, że to dopiero początek walki nie tylko o zdrowie Ilonki, ale przede wszystkim o jej życie. Zajmują się nią najlepsi lekarze, jest w dobrych rękach. Jednak lista potrzebnych sprzętów, które mogą dać jej, choć chwile wytchnienie, rośnie z dnia na dzień. Tracimy nadzieję, że sami zdołamy uzbierać środki na ich zakup… Dlatego roszę, pomóż nam! Tu chodzi o małe życie!  Karina, mama  ➡️ Licytacje na Facebook'u

21 270,00 zł ( 18,84% )
Brakuje: 91 569,00 zł
Julia Mokwa
Julia Mokwa , 9 lat

"Każdego wieczora, gdy kładę ją spać, zastanawiam się, czy się obudzi..." - pomóż Julci!

Dziecko niepełnosprawne nigdy nie jest ciężarem. Jest wyzwaniem - to fakt. Jest także ogromnym darem. Zostaliśmy wybrani na rodziców Juleczki i robimy wszystko, by sprostać temu zadaniu, chociaż jest bardzo trudno… Często nie śpimy wcale. Nauczyliśmy się obyć bez snu nawet kilka dni. Przy Julce cały czas trzeba być, pilnować, by nic się jej nie stało, by się nie zakrztusiła, bo wtedy murowane zapalenie płuc. A to by ją zabiło… Życie Juleczki nieustannie wisi na włosku. Jest bardzo chora… Dzięki pomocy ludzi o wielkich sercach łatwiej nam walczyć o każdy dzień dlatego bardzo prosimy o pomoc da Juleczki.  Dzień narodzin córeczki miał być drugim najszczęśliwszym w naszym życiu. Pierwszym był ten, gdy na świat przyszedł nasz starszy synek. Przez myśl nam nie przeszło, że teraz będzie inaczej. Julka była wcześniakiem. Będąc jeszcze w moim brzuchu, lekarze zoperowali jej wodonercze. Chociaż się bałam, uspokajali mnie, że to nic takiego, że wszystko będzie dobrze. Zmienili zdanie, gdy zobaczyli ją pierwszy raz… Nie mogłam zobaczyć Juleczki po porodzie. Dopiero po kilku godzinach przyszedł do mnie lekarz… Powiedział, że twarz mojej córeczki jest zdeformowana, co może świadczyć o wadach genetycznych. Codziennie stałam nad inkubatorem, a łzy zalewały mi ubranie. Patrzyłam na mojego małego aniołka i błagałam Boga, aby wszystko się ułożyło. Julka spędziła w szpitalu pierwsze miesiące swojego życia. Gdy już całkiem straciliśmy nadzieję na diagnozę, do szpitala Julci przyjechał genetyk z Wrocławia. Spojrzał tylko na córeczkę i powiedział, że już wszystko wie. Złapał mnie za rękę, popatrzył współczującym wzrokiem, mówiąc:  „bardzo pani współczuję, musi być pani silna”. Straciłam grunt pod nogami, te słowa przeraziły mnie jak nic innego na świecie. I potem przyszła diagnoza, niczym gwóźdź do trumny: potwierdziła się obawa lekarzy, Julka została drugim żyjącym dzieckiem w Polsce i siedemdziesiątym na świecie, u którego stwierdzono zespół Schinzela-Gediona. Większość dzieci z tą chorobą umiera przed ukończeniem 2 lat. Nie mają żadnej odporności, zabija je zwykła infekcja lub niewydolność oddechowa. Julka jest ultrarzadkim przypadkiem. Pytałam lekarza, jak to możliwe, że nie wykryli wady Juleczki, że nie przygotowaliśmy się na to. Przecież córeczka miała być okazem zdrowia! Odpowiedział mi: “Bóg tak chciał, wybrał panią”.  Wtedy wydawało mi się to niemożliwe. Zastanawiałam się, co złego zrobiliśmy, co zrobiła moja mała córeczka, że los ją skrzywdził w tak okrutny sposób? Tak ciężko oswoić się z diagnozą, która jest wyrokiem, która każe odliczać dni do śmierci własnego dziecka…  Jednak Julcia walczy! Dawali jej dwa lata życia, a niedawno skończy 7! Jest naszym skarbem, darem i wierzymy w to, że była nam pisana. Jako rodzice robimy wszystko, co w naszej mocy, by czuła miłość i bezpieczeństwo. Początki były trudne. Dzisiaj całą energię skupiamy na tym, by Julcia żyła, chociaż przeszkody, które spotykamy na swojej drodze, mogą wyssać całą energię. Żeby żyć, Julia potrzebuje intensywnej rehabilitacji. Przez to, że właściwie wcale nie ma odporności, nie możemy wychodzić z domu, więc rehabilitacja jest jeszcze droższa. Ta mała istotka dzień za dniem walczy o to, by żyć. Jeszcze chociaż troszeczkę cieszyć się tym światem… Kolejny dzień, jeszcze ten jeden... Tylko z Waszą pomocą uda się zatrzymać Julcię na świecie, dlatego bardzo prosimy ponownie o wsparcie w walce o życie naszej dzielnej córeczki.Rodzice *Kwota zbiórki jest szacunkowa

5 083,00 zł ( 6,82% )
Brakuje: 69 386,00 zł
Olaf Malinowski
Olaf Malinowski , 18 lat

Prosto z boiska na szpitalną salę - Olaf walczy z bardzo niebezpieczną chorobą! Pomocy!

Nie potrafię zliczyć, ile razy dziennie odtwarzam w głowie wydarzenia sprzed kilku miesięcy. Tak bardzo staram się znaleźć jakiś znak, coś, co pozwoliłoby mi wcześniej zareagować, uratować Olafa. Jednak nic takiego nie miało miejsca! Nasz dramat rozegrał się w kilka chwil i zmienił nasze życie już na zawsze... Olaf ma 15 lat i do tej pory był zdrowym, rozwijającym się i pełnym energii nastolatkiem. Nasz koszmar zaczął się trzy miesiące temu, w wakacje... Zwykłe zdarzenie okazało się być opłakane w skutkach. Podczas pływania na paddleboardzie - desce, na której stoi się i wiosłuje za pomocą wiosła - syn wpadł do wody. Nic mu się stało i zapomnielibyśmy o tym wydarzeniu, gdyby nie to, co zdarzyło się potem... Dwa dni później Olaf nagle źle się poczuł... Wymiotował, było mu niedobrze, miał gorączkę. Początkowo myślał, że to zwykłe zatrucie pokarmowe. Czekaliśmy, aż objawy ustąpią. Jednak tak się nie stało... Przez chwilę było lepiej, ale tylko przez chwilę. Po trzech dniach Olaf dostał silnego ataku bólu głowy. Kręciło mu się w głowie, zaczął mieć problemy z poruszaniem się i mową. Natychmiast pojechaliśmy na SOR. W szpitalu szybko usłyszeliśmy, że to ostre rozsiane zapalenie mózgu i rdzenia. Bardzo rzadka choroba, której przyczyny nie są jasne... Zamarłam. Nie wiedziałam, co nas teraz czeka... Tak bardzo się bałam i boję się dalej!Zapalenie mózgu i rdzenia to choroba autoimmunologiczna - nierozpoznana przez medycynę, jednak należąca do grupy chorób autoagresywnych. Dotyka na ogół nastolatki i dzieci, często jest następstwem przebytej infekcji... Prowadzi do stanu zapalnego i demielinizacji - uszkodzenia osłonek komórek nerwowych - w różnych miejscach mózgu i rdzenia kręgowego. Olaf został przewieziony do drugiego szpitala, w którym spędził miesiąc. Teczka historii choroby syna rosła w zatrważającym tempie. Porażenie nerwu odwodzącego, niedowład ośrodkowy nerwu twarzowego, niedowład ręki z całkowitym brakiem ruchu w obrębie nadgarstka i dłoni... Obniżone napięcie mięśniowe w rękach i nogach. Nasilone zmiany w istocie białej mózgu prawej i lewej...  W jednej chwili z energicznego nastolatka syn zmienił się w pacjenta, który potrzebuje pomocy. Obecnie Olaf znajduje się w trzecim szpitalu w Gdańsku, gdzie prowadzone są dalsze próby przywrócenia mu zdrowia i powrotu do normalnego życia. Nie mogę pozwolić na to, by tak wyglądała przyszłość Olafa, dlatego proszę - pomóż nam! Olga, mama  

92 466 zł
Zbigniew Wasilewski
Zbigniew Wasilewski , 48 lat

Od małej rany po amputację nogi – pomóżmy Zbigniewowi znowu być sprawnym!

Z cukrzycą zmagam się już wiele lat. Choroba, która krok po kroku zabiera mi sprawność i chęci do życia. Mam dopiero 46 lat. To zdecydowanie za wcześniej, by resztę życia spędzić przykutym do wózka, całkowicie zależnym od innych.  Wszystko miałem pod kontrolą, aż do czerwca 2020 roku. Na palcu lewej stopy pojawiła się mała ranka. Niby nic szczególnego, ale przy cukrzycy na takie urazy trzeba ogromnie uważać. Rana zamieniła się w mój największy problem. Niestety pojawiła się martwica, która zaczęła się rozwijać. Niedługo po tym objęła wszystkie palce u nogi.  Mimo długotrwałego leczenia z pozytywnymi skutkami trafiłem do szpitala pod koniec października 2020 r. Stało się tak z powodu anemii i zebrania się dużej ilości wody w organizmie. Komplikacje w ostateczności doprowadziły mnie do rozwiązania ostatecznego. Podjęto decyzję o amputacji nogi.  W czasie pobytu w szpitalu doszło do kolejnych problemów: przeszedłem zawał serca i zostałem zakażony Covidem. Ze szpitala wypisano mnie w grudniu z otwartą raną. Do września prywatnie leczyłem nogę, aby rana się zrosła. Pogodziłem się ze stratą kończyny, teraz muszę zawalczyć o moją sprawniejszą przyszłość.  Chciałbym zakupić protezę, aby nie być ciężarem dla mojej rodziny. Obecnie staram się także o zakup specjalnego pojazdu, który ułatwi mi poruszanie się, gdy będę miał mniej sił. Przebyte choroby sprawiły, że dziś o wiele łatwiej u mnie o ogromne zmęczenie. Koszty obu sprzętów przekraczają moje możliwości. Moim marzeniem jest wrócić, chociaż w części do zdrowia, by móc zająć się swoją nową pasją, którą jest hodowla pszczół. Tylko dzięki Waszej pomocy, mogę dostać taką szansę. Bardzo proszę, nie bądź obojętny i pomóż m! Zbigniew

4 709,00 zł ( 18,29% )
Brakuje: 21 036,00 zł
Marysia Dydyńska
Marysia Dydyńska , 3 latka

Gdy radość narodzin przekreśla lęk o zdrowie... Pomagamy Marysi!

Myślałam, że wszystko będzie dobrze. Gdy chwilę po porodzie mogłam przytulić moją córeczkę, gdy usłyszałam, że dostała upragnione 10 punktów w skali Apgar, byłam niemal pewna, że po raz drugi szczęśliwie zostałam mamą. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że coś złego czyha tuż za rogiem, a planowany na kilka dni później powrót do domu trzeba będzie tak bardzo odłożyć w czasie... Po porannym obchodzie i rozmowie z lekarzem zrozumiałam, że z moim maleństwem dzieje się coś niepokojącego. Marysia miała nasilającą się tachykardię oraz nasilającą się kwasicę. W moich oczach zamiast łez radości coraz częściej pojawiały się te oznaczające lęk. Nie wiedziałam bowiem, co nas czeka, czy stan Marysi zacznie się poprawiać, kiedy będziemy mogły bezpiecznie opuścić szpital...? Po kilku dniach przestano Marysię karmić doustnie i podjęto decyzję o dożylnym karmieniu glukozą. To jednak nie był koniec złych wiadomości. Marysia trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie na oddział Patologii Noworodka.  Dziś jesteśmy wciąż w trakcie dalszej diagnostyki. Wiem, że córeczka zmaga się z opóźnieniem psychoruchowym, jednak rehabilitacja nie przynosi zadowalających efektów. Być może wciąż potrzeba czasu, być może intensywniejszych ćwiczeń, dlatego tak bardzo chciałabym zabrać córeczkę na turnusy rehabilitacyjne, które mogą zdziałać cuda.  Marzę, by móc zapewnić córeczce, jak najlepsze leczenie i rehabilitację, jednak to wiąże się z ogromnymi sumami pieniędzy. Myślałam, że nigdy nie będę musiała prosić o pomoc, jednak dziś zmusił mnie do tego los. Dla mojej córeczki, dla mojej Marysi muszę to zrobić! Proszę, pomóż! Uczyń codzienność mojej córeczki lepszą! Kinga, mama

6 531 zł
Mariusz Bujanowicz
Mariusz Bujanowicz , 48 lat

Jedna chwila zniszczyła wszystko... Pomóż Mariuszowi odzyskać sprawność!

17 lipca 2021 roku – data, która na zawsze zapadnie w naszej pamięci. W jednej chwili wszystko zmieniło się nie do poznania. Mój mąż uległ poważnemu wypadkowi nad wodą, w wyniku którego złamał kręgosłup w odcinku szyjnym. Teraz cała nasza rodzina walczy o to, by wrócił do sprawności. Czekam na niego ja i trójka naszych dzieci... Nie tak miał wyglądać ten dzień, nie takie miało być jego zakończenie. Nasz dramat wydarzył się w miejscu, w którym bardzo często wspólnie spędzaliśmy wolne chwile. To była jedna chwila, jedno niepotrzebne zdarzenie, które zmieniło wszystko. Po tragedii Mariusz w trybie pilnym został przetransportowany śmigłowcem do szpitala. Niestety, jego rdzeń kręgowy został uszkodzony, przez co stracił czucie od pasa w dół. Dodatkowo niedowład górnych kończyn i problemy z oddychaniem dają o sobie znać w każdej sekundzie. Mąż jest całkowicie przytomny i świadomy tego co się stało, przez co cierpi jeszcze bardziej. Ciężko nam funkcjonować bez ukochanego męża i ojca… Tak bardzo za nim tęsknimy! Świadkiem wypadku był nasz najmłodszy syn. Jest to dla niego trauma, z którą będzie musiał mierzyć się do końca życia.  Mój mąż jest osobą bardzo pozytywną i energiczną, zawsze dawał wsparcie tym, którzy pomocy potrzebowali bardziej. Zarażał optymizmem wszystkich dookoła. Los sprawił, że teraz to on potrzebuje pomocy w powrocie do zdrowia. W związku z poważnym urazem Mariusz będzie potrzebował intensywnej, wielomiesięcznej rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku, który da mu szansę na powrót do samodzielności. Niestety ze względu na olbrzymie koszty, jakie się z tym wiążą, bez Twojej pomocy nie będziemy w stanie zapewnić mu właściwej rehabilitacji.  Cały czas ciężko nam uwierzyć w to, co się stało. Marzę, by choć w najmniejszym stopniu Mariusz wrócił do sprawności. Wierzymy, że Twoja pomoc dam nam, choć cień nadziei, w tym okrutnie trudnym dla nas czasie. Żona Kasia z Weroniką, Bartkiem i Wiktorem 

124 113 zł

Obserwuj ważne zbiórki