Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Zbigniew Wasilewski
Zbigniew Wasilewski , 48 lat

Od małej rany po amputację nogi – pomóżmy Zbigniewowi znowu być sprawnym!

Z cukrzycą zmagam się już wiele lat. Choroba, która krok po kroku zabiera mi sprawność i chęci do życia. Mam dopiero 46 lat. To zdecydowanie za wcześniej, by resztę życia spędzić przykutym do wózka, całkowicie zależnym od innych.  Wszystko miałem pod kontrolą, aż do czerwca 2020 roku. Na palcu lewej stopy pojawiła się mała ranka. Niby nic szczególnego, ale przy cukrzycy na takie urazy trzeba ogromnie uważać. Rana zamieniła się w mój największy problem. Niestety pojawiła się martwica, która zaczęła się rozwijać. Niedługo po tym objęła wszystkie palce u nogi.  Mimo długotrwałego leczenia z pozytywnymi skutkami trafiłem do szpitala pod koniec października 2020 r. Stało się tak z powodu anemii i zebrania się dużej ilości wody w organizmie. Komplikacje w ostateczności doprowadziły mnie do rozwiązania ostatecznego. Podjęto decyzję o amputacji nogi.  W czasie pobytu w szpitalu doszło do kolejnych problemów: przeszedłem zawał serca i zostałem zakażony Covidem. Ze szpitala wypisano mnie w grudniu z otwartą raną. Do września prywatnie leczyłem nogę, aby rana się zrosła. Pogodziłem się ze stratą kończyny, teraz muszę zawalczyć o moją sprawniejszą przyszłość.  Chciałbym zakupić protezę, aby nie być ciężarem dla mojej rodziny. Obecnie staram się także o zakup specjalnego pojazdu, który ułatwi mi poruszanie się, gdy będę miał mniej sił. Przebyte choroby sprawiły, że dziś o wiele łatwiej u mnie o ogromne zmęczenie. Koszty obu sprzętów przekraczają moje możliwości. Moim marzeniem jest wrócić, chociaż w części do zdrowia, by móc zająć się swoją nową pasją, którą jest hodowla pszczół. Tylko dzięki Waszej pomocy, mogę dostać taką szansę. Bardzo proszę, nie bądź obojętny i pomóż m! Zbigniew

4 709,00 zł ( 18,29% )
Brakuje: 21 036,00 zł
Marysia Dydyńska
Marysia Dydyńska , 3 latka

Gdy radość narodzin przekreśla lęk o zdrowie... Pomagamy Marysi!

Myślałam, że wszystko będzie dobrze. Gdy chwilę po porodzie mogłam przytulić moją córeczkę, gdy usłyszałam, że dostała upragnione 10 punktów w skali Apgar, byłam niemal pewna, że po raz drugi szczęśliwie zostałam mamą. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że coś złego czyha tuż za rogiem, a planowany na kilka dni później powrót do domu trzeba będzie tak bardzo odłożyć w czasie... Po porannym obchodzie i rozmowie z lekarzem zrozumiałam, że z moim maleństwem dzieje się coś niepokojącego. Marysia miała nasilającą się tachykardię oraz nasilającą się kwasicę. W moich oczach zamiast łez radości coraz częściej pojawiały się te oznaczające lęk. Nie wiedziałam bowiem, co nas czeka, czy stan Marysi zacznie się poprawiać, kiedy będziemy mogły bezpiecznie opuścić szpital...? Po kilku dniach przestano Marysię karmić doustnie i podjęto decyzję o dożylnym karmieniu glukozą. To jednak nie był koniec złych wiadomości. Marysia trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie na oddział Patologii Noworodka.  Dziś jesteśmy wciąż w trakcie dalszej diagnostyki. Wiem, że córeczka zmaga się z opóźnieniem psychoruchowym, jednak rehabilitacja nie przynosi zadowalających efektów. Być może wciąż potrzeba czasu, być może intensywniejszych ćwiczeń, dlatego tak bardzo chciałabym zabrać córeczkę na turnusy rehabilitacyjne, które mogą zdziałać cuda.  Marzę, by móc zapewnić córeczce, jak najlepsze leczenie i rehabilitację, jednak to wiąże się z ogromnymi sumami pieniędzy. Myślałam, że nigdy nie będę musiała prosić o pomoc, jednak dziś zmusił mnie do tego los. Dla mojej córeczki, dla mojej Marysi muszę to zrobić! Proszę, pomóż! Uczyń codzienność mojej córeczki lepszą! Kinga, mama

6 531 zł
Mariusz Bujanowicz
Mariusz Bujanowicz , 48 lat

Jedna chwila zniszczyła wszystko... Pomóż Mariuszowi odzyskać sprawność!

17 lipca 2021 roku – data, która na zawsze zapadnie w naszej pamięci. W jednej chwili wszystko zmieniło się nie do poznania. Mój mąż uległ poważnemu wypadkowi nad wodą, w wyniku którego złamał kręgosłup w odcinku szyjnym. Teraz cała nasza rodzina walczy o to, by wrócił do sprawności. Czekam na niego ja i trójka naszych dzieci... Nie tak miał wyglądać ten dzień, nie takie miało być jego zakończenie. Nasz dramat wydarzył się w miejscu, w którym bardzo często wspólnie spędzaliśmy wolne chwile. To była jedna chwila, jedno niepotrzebne zdarzenie, które zmieniło wszystko. Po tragedii Mariusz w trybie pilnym został przetransportowany śmigłowcem do szpitala. Niestety, jego rdzeń kręgowy został uszkodzony, przez co stracił czucie od pasa w dół. Dodatkowo niedowład górnych kończyn i problemy z oddychaniem dają o sobie znać w każdej sekundzie. Mąż jest całkowicie przytomny i świadomy tego co się stało, przez co cierpi jeszcze bardziej. Ciężko nam funkcjonować bez ukochanego męża i ojca… Tak bardzo za nim tęsknimy! Świadkiem wypadku był nasz najmłodszy syn. Jest to dla niego trauma, z którą będzie musiał mierzyć się do końca życia.  Mój mąż jest osobą bardzo pozytywną i energiczną, zawsze dawał wsparcie tym, którzy pomocy potrzebowali bardziej. Zarażał optymizmem wszystkich dookoła. Los sprawił, że teraz to on potrzebuje pomocy w powrocie do zdrowia. W związku z poważnym urazem Mariusz będzie potrzebował intensywnej, wielomiesięcznej rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku, który da mu szansę na powrót do samodzielności. Niestety ze względu na olbrzymie koszty, jakie się z tym wiążą, bez Twojej pomocy nie będziemy w stanie zapewnić mu właściwej rehabilitacji.  Cały czas ciężko nam uwierzyć w to, co się stało. Marzę, by choć w najmniejszym stopniu Mariusz wrócił do sprawności. Wierzymy, że Twoja pomoc dam nam, choć cień nadziei, w tym okrutnie trudnym dla nas czasie. Żona Kasia z Weroniką, Bartkiem i Wiktorem 

124 113 zł
Bartłomiej Januszewski
Bartłomiej Januszewski , 31 lat

Wygrał walkę o życie, teraz walczy o sprawność. Pomóż Bartkowi!

Minęło już tyle czasu, a mi wciąż trudno pogodzić się z tym, co się wydarzyło. W styczniu 2020 roku Bartek miał wypadek samochodowy. W bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Był nieprzytomny. Bałam się, że mojego syna zabraknie, że stracę go na zawsze…   To miał być zwykły dzień w życiu Bartka, niczym nieróżniący się od poprzednich. W domu czekał na niego tata, z ciepłym obiadem i nadzieją, że spędzą ten dzień razem. Niestety życie napisało inny scenariusz, a domowe zacisze zostało zamienione na chłodną, szpitalną salę, przepełnioną łzami i strachem o życie ukochanego syna.  Czy Bartek przeżyje? To pytanie niemal nieustannie odbijało się w mojej głowie echem. Obrzęk mózgu, stłuczona klatka piersiowa, połamana szczęka… Pełna obaw czekałam na chociaż jedną dobrą wiadomość. Każda minuta, godzina, doba trwała jak wieczność. Po 30-dniowym pobycie w szpitalu i wybudzeniu się ze śpiączki Bartek trafił do ośrodka rehabilitacyjnego, w którym rozpoczął walkę o powrót do sprawności.   Od ponad roku co 2 tygodnie bierze udział w rehabilitacji, która przynosi niesamowite rezultaty. Miesiące trudnej i żmudnej walki o powrót do zdrowia. Niestety przed Bartkiem jeszcze długa droga w walce o sprawność. Zaburzenia koordynacji całego ciała nie pozwalają na normalne funkcjonowanie i powrót do życia sprzed wypadku.  Widzę, ile pracy wkłada w każde ćwiczenie, widzę jak walczy o siebie, nie poddaje się. Małymi krokami zmierza ku celom, które sobie wyznaczył, jednak dziś bez Waszej pomocy nie da rady kontynuować rehabilitacji. Moje oszczędności kończą się, a ćwiczeń nie można przerwać. Jeśli do tego dojdzie, wszystko, co do tej pory osiągnął, zostanie zaprzepaszczone! Proszę, pomóż... Ewa - mama Bartłomieja

16 718,00 zł ( 20,68% )
Brakuje: 64 091,00 zł
Kaja Wawer
Pilne!
Kaja Wawer , 6 lat

Siatkówczak odebrał Kai wzrok – potrzebna pilna pomoc!

Rodzice marzą o wielu rzeczach, stawiają dzieciom wymagania, są dumni z sukcesów. My mamy tylko jedno marzenie – chcemy, żeby nasza córeczka żyła, żeby koszmarny nowotwór odpuścił i przestał się odradzać. Chcemy kłaść się spać bez panicznego strachu o to co będzie jutro! Chcemy zaczynać kolejny dzień bez ściśniętego żołądka i tej przerażającej pustki w głowie, kiedy bezradność miesza się z łzami… Nie ma gorszej kary dla rodzica, niż patrzenie na cierpienie własnego dziecka. Kiedy widzisz swoje ukochane maleństwo w szpitalu, po operacji, narkozie, zabiegu, chciałbyś je stamtąd zabrać, przyjąć cały ten ból na siebie, ochronić to co masz w życiu najcenniejszego. Kaja ma dopiero 3,5 roku, a jej życie było już tyle razy wystawione na wielkie niebezpieczeństwo. Przeszła więcej niż większość dorosłych – operacje, chemie, szpitalne sale, kiedy brakowało już łez, by płakać! Kiedy padła diagnoza myśleliśmy, ze to wszystko to zły sen! Nowotwór w oku, podstępny morderczy guz, który rozwijał się niepostrzeżenie, zanim dał o siebie znać.  Już raz myśleliśmy, że wygraliśmy. Siatkówczak oka zaatakował niespodziewanie. Kaja przeszła wiele operacji, enukleację, usunięcie gałki ocznej, plastykę ekspozycji implantu.  Oczko dziecka, które wciąż rośnie, nie może zostać bez wypełnienia. Jeśli nie zastosuje się specjalnych ekspanderów, czaszka ulegnie zdeformowaniu, co jeszcze bardziej zagrozi życiu dziecka! Zdeformowana główka i twarz, która diametralnie zmieni swój wygląd – nie możemy do tego opuścić. Implant gwarantował naszej córeczce, że będzie bezpieczna i będzie mogła rozwijać się jak zdrowe dziecko... Miało być dobrze. Pomimo straty oczka cieszyliśmy się, że nasz skarb nadal jest z nami, że możemy ją przytulić, ucałować… Wydawało się, że mamy wszystko pod kontrolą. Jednak niedawno okazało się, że z powodu zarażenia gronkowcem doszło do wady implantu. Bez implantu nasza córeczka nie może bezpiecznie funkcjonować... W Polsce nie ma już dla nas ratunku. Aby Kaja była w pełni zdrowym dzieckiem musieliśmy zwrócić się o pomoc do kliniki w Monachium. To właśnie tam lekarze podejmą się usunięcia wadliwego implantu i wszczepienia tłuszczu właściwego uzupełniającego ubytki w oczodole. Mamy mało czasu, ponieważ przez stan zapalny może dojść do zakażenia mózgu… A wtedy będzie za późno. Musimy się spieszyć, by pomóc naszej cieczce, która dość już wycierpiała! Niestety ten koszt oraz inne koszty leczenia dojazdów i rehabilitacji przewyższają możliwości finansowe rodziny. Dlatego prosimy o pomoc, bo chcemy by nasza córeczka była w przyszłości samodzielna. Dziękujemy

19 710,00 zł ( 28,94% )
Brakuje: 48 376,00 zł
Andrzej Święs
Andrzej Święs , 66 lat

Mój tata walczy o sprawność po udarze. Pomocy!

Nasz nowy Podopieczny Andrzej Święs jest osobą zamieszkującą w Lutomi Górnej od samego urodzenia. Jako młody chłopak szybko zaczął pracować, ponieważ życie go do tego zmusiło. Mimo trudnych doświadczeń Pan Andrzej był zawsze osobą uczynną i wrażliwą na ludzka krzywdę. Mimo, że los go nie rozpieszczał to on pomagał innym, twierdził bowiem, że dobro zawsze powraca. To była jego dewiza życiowa, którą kierował się przez całe życie. Jako jedyny żywiciel rodziny ciężko pracował, aby zapewnić bliskim dostanie i godne warunki życia. Z zawodu był dekarzem i stolarzem i przez 25 lat pracował w swoim zawodzie. Kiedy po pracy miał wolną chwilę, udawał się do swojego warsztatu i tam oddawał się swojej pasji – rzeźbiarstwu wykonując przepiękne rzeczy z drewna. To zajęcie dawało mu ogromną satysfakcję i radość. Andrzej był osobą bardzo pracowita. Nie marnował wolnego czasu na zbytki, czy leniuchowanie. Zawsze zaangażowany całym sobą w to co robił. Niestety w 2017r. doznał udaru niedokrwiennego mózgu po czym został sparaliżowany – stan okazał się bardzo ciężki. Pan Andrzej złamał się swoim stanem zdrowia i dalszym życiem, które przewróciło do góry nogami o 180 stopni. Z dnia na dzień z osoby aktywnej zawodowo stał się osobą niepełnosprawną wymagającą całodobowej opieki. Nie jest w stanie sam się poruszać. Nagi zastępuje mu wózek inwalidzki. Pan Andrzej potrzebuje pomocy przy wszystkich czynnościach samoobsługowych. Ogromnym problemy w opiece nad nim są liczne bariery w domu pana Andrzeja (architektoniczne, techniczne, w komunikowaniu się), które utrudniają, a wręcz uniemożliwiają sprawowanie opieki – wykonywanie czynności higienicznych, czy samoobsługowych. Ogromnym wyzwaniem jest np. kąpiel gdyż łazienka nie jest dostosowana do potrzeb osoby na wózku. Rodzina opiekująca się panem Andrzejem codziennie musi znosić go ze schodów, z pierwszego pietra do łazienki znajdującej się na parterze domu. Pan Andrzej musi codziennie przyjmować bardzo dużo leków, które w pewien sposób osłabiają organizm i wpływają na pogorszenie się jego percepcji i komunikacji. Poza tym pan Andrzej potrzebuje codziennej rehabilitacji w warunkach domowych. Konieczny jest również odpowiedni sprzęt (podnośnik transportowy, schodołazy, pionizator, wózek elektryczny itp), który ułatwiłby opiekę nad nim. Pilną potrzebą jest także remont łazienki, likwidacja barier i wszelkich utrudnień w domu pana Andrzeja. Córka opiekująca się panem Andrzejem mówi, iż „opieka nad tatą to ogromne wyzwanie dla całej rodziny, zarówno logistyczne jak i finansowe”. Pan Andrzej potrzebuje pomocy i wsparcia finansowego, aby ułatwić mu i jego rodzinie dalsze funkcjonowanie, codzienną opiekę i dalsze godne życie.

5 914,00 zł ( 10,41% )
Brakuje: 50 890,00 zł
Marcin Górecki
Marcin Górecki , 53 lata

Wypadek nie może oznaczać, że wszystko skończone! Dla Marcina wciąż jest nadzieja

Zwyczajny dzień zmienił się w koszmar na jawie, który trwa już ponad dwa lata. Ogromna nadzieja miesza się ze strachem przed przyszłością. Każdy krok daje energię do postawienia kolejnego…  Tego dnia zwyczajna droga do domu zakończyła się tragicznie. Marcin został potrącony przez auto, a rozmiar obrażeń nie pozwalał lekarzom ocenić jego szans na przeżycie. Niemalże od razu wylądował na stole operacyjnym - to tam podczas wielogodzinnych zabiegów lekarze ratowali to, co jeszcze było możliwe… A my, całą Rodziną staraliśmy się przekazywać mu pozytywne myśli i energię do powrotu do znanego nam świata. Kiedy otworzył oczy, byliśmy przekonani, że wygraliśmy. Niestety, właśnie wtedy przyszedł kolejny cios. Tuż po przebudzeniu Marcin nie reagował na bodźce. Lekarze zdiagnozowali śpiączkę. Jedna rozpacz bardzo szybko przekształciła się w kolejną, znacznie gorszą, bo ten stan mógł się utrzymywać naprawdę długo, a każdy dzień nieświadomości był ogromnym zagrożeniem.  W tym momencie postanowiliśmy, że się nie poddamy, że musimy zawalczyć o przyszłość Marcina. Po planowanym pobycie w szpitalu nastąpiło przeniesienie do ośrodka wybudzeniowego, gdzie Marcin został otoczony wyjątkową opieką. Rehabilitacja kosztowała go mnóstwo pracy, ale dawał z siebie wszystko, a to dawało zaskakujące efekty. Wreszcie mogliśmy powiedzieć, że Marcin do nas wraca…  Na jego twarzy wreszcie zaczął pojawiać się uśmiech. ręka zaczęła podejmować pracę, pojawiły się pierwsze udane próby nawiązania kontaktu.  W naszych sercach pojawiła się nowa nadzieja na lepsze jutro. Ten rok był przełomowy, a my mieliśmy nadzieję, że dalsza praca pozwoli Marcinowi odzyskać utraconą sprawność. Niestety, kolejny ośrodek zawiódł, a pobyt Marcina sprowadzał się wyłącznie do trwania. Odebraliśmy go z placówki w fatalnym stanie. Najgorsze było to, że większość umiejętności zniknęła, a organizm właściwie z trudem podejmował najprostsze wyzwania. Przez chwilę zdawało nam się, że wszystko stracone, że na pomoc nie ma szans.  Świadomość tego, jak wiele pracy Marcin włożył w walkę o sprawność, nie pozwoliła nam zrezygnować. Jesteśmy zmęczeni, potwornie się boimy, a jednak dzień za dniem podejmujemy wyzwania. Na realizację części z nich już niebawem możemy nie mieć szans! To przerażające, ale brakuje nam środków na regularną rehabilitację. Każde spotkanie to koszty, które za jakiś czas mogą być dla nas zwyczajnie zbyt duże… By zawalczyć o nadzieję dla Marcina i naszej rodziny potrzebujemy wsparcia! Twoja pomoc daje nam nadzieję i szansę na to, by odzyskać to, co brutalnie odebrał wypadek, a później brak właściwej opieki w ośrodku.  Dopóki jest, chociażby cień nadziei, będziemy walczyć! Wiemy, że to nie będzie łatwe, ale Marcin na naszym miejscu zrobiłby dokładnie to samo. Nasze wszystko, to wciąż za mało, ale z Waszą pomocą możemy wyciągnąć ręce po spełnienie największego marzenia. Pomożesz nam postawić pierwszy i kolejny krok na tej drodze?

8 865,00 zł ( 24,8% )
Brakuje: 26 880,00 zł
Szymon Małek
Szymon Małek , 4 latka

Szymonek każdego dnia dzielnie walczy o swoje zdrowie! Potrzebuje Twojej pomocy!

Czy można być gotowym na to, że nasze spokojne macierzyństwo zastąpi strach o życie dziecka? Czy można być gotowym na niepewność, jaka przynosi każdy kolejny dzień?  Kiedy urodził się nas synek Szymonek 24 lipca 2019 roku byłam przeszczęśliwa. Nieprzespane noce, natłok obowiązków, nic nie miało znaczenia! Liczył się tylko mój synek! I wtedy po 3 miesiącach sielanki zaczęły się nasze problemy, na które nie byłam gotowa... Bo czy można być gotowym na strach o własne dziecko?  Pobyt w szpitalu, transport do kolejnego i diagnoza: podejrzenie u Szymonka bardzo rzadkiej chory genetycznej Zespół LOWE'A (oczno-mozgowo-nerkowy)    Te słowa do nas nie docierały, nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, ale kolejne badania genetyczne WES potwierdziły diagnozę, czarny scenariusz, tak nasz kochany malutki synek choruje na tę okropna chorobe, odtąd każdy kolejny dzień Szymonka i nas rodziców jest walka o zdrowie i sprawność fizyczna naszego dziecka.                     Szymon urodził się z zaćmą wrodzona obuoczna, w trzecim miesiącu swojego życia przeszedł operacje jej usunięcia, wystąpiły również powikłania pooperacyjne tzw. zrosty, gdzie musiała nastąpić kolejna operacja, by ratować wzrok naszego synka, tak bardzo się bałam, że Szymonek może stracić wzrok, że nie będzie widział!Szymonek jest chłopcem słabowidzącym z wadą wzroku + 15,nosi specjalistyczne okulary korekcyjne, jesteśmy pod stałą opieką lekarza okulisty w Lublinie Zespół Lowe'a niesie ze sobą wiele chorób. Jedną z nich jest nefrokalcynoza, czyli zwapnienia w nerkach. W przyszłości może dojść do ich niewydolności.                Szymon boryka się dodatkowo z obniżonym napięciem mięśniowym, pomimo Swojego wieku nie chodzi, nie siada. Jest ciągle rehabilitowany metoda Vojty. Niestety NFZ nie refunduje tej metody rehabilitacji. Na rehabilitacje jeździmy 4 razy w tygodniu do Krasnystawu, który jest oddalony 100 km od nas.  Koszty rehabilitacji i koszty dojazdu są wysokie, opłacamy je z własnych oszczędności, które powoli się kończą, Najlepsze elekty dają turnusy rehabilitacyjne, gdzie terapia jest bardzo skondensowana i intensywna. Niestety koszta są bardzo wysokie, koszt jednego turnusu 7- dniowego wynosi około 4500 złotych, dlatego ośmielamy się prosić z całego serca o pomoc dla naszego synka.     Chociaż życie nie oszczędza naszego małego wojownika Szymonek to pogodny i uśmiechnięty chłopczyk, chciałby żyć i funkcjonować jak każde zdrowe dziecko, jednak jego codzienność różni się od rówieśników wielogodzinnymi rehabilitacjami, w których trakcie Szymonek krzyczy i płacze, gdzie nasze serca pękają na milion kawałków.  Jak każdy rodzic pragniemy w przyszłości widzieć naszego synka szczęśliwego i sprawnego. Nie poddajemy się dla Szymonka, ponieważ widzimy, że terapia przynosi efekty. Nastąpił taki moment, że nie jesteśmy w stanie sobie sami poradzić finansowo, pomoc rodziny i przyjaciół to za mało, Dlatego zwracamy się do Państwa o pomoc i wsparcie, każda najmniejsza pomoc jest na wagę złota. Pomóżcie Szymonkowi w walce o lepsze jutro    Za każda pomoc serdecznie dziękujemy! Rodzice Szymonka Małgorzata i Marek     

18 082,00 zł ( 39,12% )
Brakuje: 28 131,00 zł
Marek Zegan
Marek Zegan , 62 lata

Pomóż mi podjąć walkę o lepsze jutro!

Każdego dnia tęsknię za spacerem na łonie przyrody, za zapachem grzybów i lasu, za pracami ogrodniczymi na działce. Kiedy ma się to wszystko na co dzień, kiedy czerpiemy z tych chwil największą radość, nawet nie przechodzi nam przez myśl, że możemy to wszystko tak łatwo stracić.  Mam na imię Marek i niedawno skończyłem 60 lat. Przez większą część życia poświęcałem się karierze zawodowej, aby zarobić na życie. Pracowałem w po 12 godzin, w pocie czoła, aby moim dzieciom niczego nie brakowało. Z wykształcenia jestem spawaczem. Lata doświadczenia udowodniły mi jak trudna jest to praca. Trzeba być gotowym na każde warunki atmosferyczne. Nieważne, czy akurat mamy zimę i mróz, czy upalne lato. Do 1990 roku pracowałem w stoczni we Wrocławiu, później przez kilkanaście lat byłem wykładowcą i nauczycielem. Przygotowywałem do zawodu osoby niepełnosprawne, organizowałem również wspólne wycieczki. Po likwidacji szkoły pracowałem również przy budowie i odbiorze lokomotyw. Cały czas rozwijałem się zawodowo, a jednocześnie nigdy nie brakowało mi czasu dla mojej rodziny. Przy pomocy mojej mamy, samotnie wychowałem trzech synów.  Nigdy nie narzekałem na swoje zdrowie. Od wielu lat chorowałem na cukrzycę, ale bez większych powikłań. Dopiero dwa lata temu mój stan nagle się pogorszył. Coraz częściej odczuwałem nasilający się ból w łydce i biodrze. Postanowiłem nie bagatelizować sprawy i poddałem się badaniom. Niestety, wyniki przyniosły bardzo niepokojące wieści. Okazało się, że choruję również na miażdżycę. Chciałem jakoś pozbyć się bólu, który nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Poddałem się zabiegowi elektrostymulacji nerwów, co pozwala zmniejszać dokuczliwe dolegliwości. Niestety terapia oraz wszczepienie stentów nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. W wyniku źle przeprowadzonego zabiegu mój stan drastycznie się pogorszył. Nie mogłem już nawet chodzić. Z każdym tygodniem było coraz gorzej. W końcu trafiłem do szpitala, gdzie próbowano ratować moją lewą nogę, ale było już za późno. W lutym 2020 roku amputowano ją  na poziomie podudzia, a następnie z powodu źle gojącej się rany i martwicy dokonano reamputacji na poziomie uda.  Obecnie poruszam się na wózku. Chciałbym wrócić do sprawności i znów być osobą aktywną. Mam troje wspaniałych wnucząt, z którymi chciałbym się dalej bawić, móc spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu, na mojej ukochanej działce. Wiem, że samodzielnie nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztów, a nie chcę się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Zawsze pomagałem innym, teraz sam zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc w zebraniu środków. Proteza i turnus rehabilitacyjny pozwolą mi chociaż częściowo wrócić do dawnego życia. Marek

7 528,00 zł ( 18,36% )
Brakuje: 33 462,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki