Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Małgorzata Wieloch-Bubała
Małgorzata Wieloch-Bubała , 49 lat

Wakacje, które zamieniły się w koszmar... Pomagamy Małgosi!

To miały być niezapomniane wakacje. I będą. Niestety z zupełnie innych względów niż początkowo zakładaliśmy.  O wakacjach 2019 roku nasza rodzina chciałaby zwyczajnie zapomnieć. Wymarzony czas odpoczynku i relaksu zamienił się w koszmar. I choć od tych wydarzeń minęło wiele miesięcy, wciąż pamiętam niemalże każdy szczegół. Najgorsze jest jednak to, że zabrakło choćby jednego sygnału alarmowego, który mógłby nam pomóc zapobiec tej tragedii. Małgosia zawsze była uśmiechnięta, pełna energii i otwarta. Czasem śmialiśmy się całą rodziną, że jej mocy wystarczyłoby spokojnie na dwie osoby. Wtedy nie byliśmy jeszcze w stanie przewidzieć, że stanie się coś takiego, że siły nagle się skończą, a ciało odmówi posłuszeństwa. Udar. To słowo do tej pory budzi gęsią skórkę. To wydarzenie spowodowało, że życie mojej żony początkowo stanęło pod znakiem zapytania - ciężko było przewidzieć skutki i reakcję organizmu na tak ogromne obciążenie.  Minął jeden rok, w tym roku minie kolejny, a przed Małgosią wciąż stawiane są nowe wyzwania, bo ze skutkami udaru wciąż nie udało nam się rozprawić. Pomimo nieustannej rehabilitacji ciało wciąż nie jest w pełni sprawne. Lewa strona jest bardzo słaba, przez co Małgosi przy próbach samodzielnego wstawania czy chodzenia brakuje stabilizacji, a to wpływa na znaczne ograniczenie możliwości wykonania, chociażby niewielkich postępów. Dla Małgosi to niezwykle trudne i frustrujące - w momencie, gdy tysiąc razy próbuje wykonać jeden ruch, a ostatecznie i tak próba jest nieudana…  Cała rodzina zaangażowała się w walkę. Wszyscy jesteśmy w tym procesie, walczymy o rehabilitację, wspieramy walkę Gosi, ale w obecnej sytuacji jesteśmy skazani na porażkę, bo stała terapia to ogromne koszty, a ta zapewniona w ramach NFZ jest niewystarczająca i nie daje takich rezultatów, jakie moglibyśmy osiągnąć w innych warunkach. Stając przed kolejnymi wyzwaniami i wydatkami, musieliśmy podjąć decyzję o tym, by prosić o pomoc. Ciągle mamy wiarę w to, że udar nie oznacza końca sprawności, końca ważnego etapu, jakim jest samodzielne życie.  Twoja pomoc to nadzieja dla Małgosi, ale też dla całej naszej rodziny. Nie spodziewałem się, że kiedyś stanę przed takim wyzwaniem, ale wiem, że przede mną bardzo ważne zadanie.  Zmagam się z chorobą córki, z chorobą żony. Niestety, czasem kiedy wszystko się wali, trzeba stanąć na wysokości zadania. Świadomość tego, że przyszłość mogłaby tak wyglądać jest dla mnie druzgocąca.  Przysięgałem żonie, że będę przy niej w zdrowiu i chorobie. Chcę dotrzymać danego słowa. Nie tylko z poczucia obowiązku. I chciałbym zrealizować nasze małe, wielkie marzenie - o tym, że ruszymy jeszcze na wakacje, które sprawią, że zamkniemy najtrudniejszy etap życia, raz na zawsze. 

4 843,00 zł ( 17,16% )
Brakuje: 23 370,00 zł
Bogdan Cimoch
Bogdan Cimoch , 56 lat

Ostatnia szansa na sprawność

23 stycznia 2013 roku... To właśnie tego dnia nasze życie zmieniło się bezpowrotnie. Wszystko, do czego dążyliśmy, o czym marzyliśmy. Wszystko przestało mieć znaczenie. Zdarzył się wypadek, w którego wyniku mąż doznał porażenia czterokończynowego. Przed tym nieszczęśliwym dniem Bogdan nigdy nie narzekał na stan zdrowia. Wychowywaliśmy wspólnie dzieci i wiedliśmy życie, o jakim wcześniej marzyliśmy. Mąż pracował na budowie, niejeden dom powstał z jego rąk, a potem nadeszła chwila, która zniszczyła wszystko. Pobudka wcześnie rano, śniadanie, wyjazd do pracy. Po ciężkim dniu mąż schodził ze schodów, potknął się o kable… Upadek spowodował złamanie kręgosłupa, obrzęk rdzenia kręgowego. Pech chciał, że wszystko wydarzyło się prawie 200 km od domu, co oznaczało rozłąkę… i to niekrótką. Byłam przerażona. Nie wiedziałam czego się spodziewać, nie wiedziałam, czy jestem na tyle silna, by pomóc ukochanemu mężowi.  Po 3 miesiącach śpiączki, operacji kręgosłupa i batalii o każdy oddech Bogdan został przetransportowany do domu, jednak mało kto chciał nam pomóc. Naszemu życiu towarzyszyło ból, cierpienie i przerażająca niepewność jutra. Udało się zapisać męża na 4-miesięczną rehabilitację i mam wrażenie, że tylko dzięki temu Bogdan jakkolwiek funkcjonuje. W tym momencie to ja go rehabilituję. Mąż jest w stanie usiąść lub się położyć jeśli ktoś go wesprze w tych czynnościach.  Mimo ogromnej motywacji i woli walki wiem, że tej bitwy nie wygramy sami. Najważniejszym punktem naszej codzienności jest teraz wykańczająca, intensywna rehabilitacja, której koszt jest ogromny… Od wypadku żyjemy bardzo skromnie i musimy się liczyć z każdą złotówką. Utrzymujemy się z zasiłku opiekuńczego na męża. Bogdan potrzebuje całodobowej opieki, dlatego byłam zmuszona zrezygnować z pracy. Przez większość czasu leży w łóżku, potrzebuje pomocy przy jedzeniu, piciu, czynnościach higienicznych.Jestem cały czas przy mężu, rzadko wychodzę z domu – tylko po zakupy, gdy ktoś zostaje z mężem. Kluczowa jest rehabilitacja, bez której nie będzie miał możliwości stanąć na nogi. Nie możemy się poddać! Dlatego pełna wiary w powodzenie zwracam się do Ciebie! Pomóż nam zawalczyć o przyszłość, o sprawność, o życie... Żona Bogdana, Grażyna

3 959,00 zł ( 6,91% )
Brakuje: 53 318,00 zł
Hania i Sylwia Bogdanowicz
Hania i Sylwia Bogdanowicz , 12 lat

Po porodzie ważyła mniej niż 500 gramów! Pomóż Hani!

Hania urodziła się przez cesarskie cięcie z wagą 480 gramów! W zastraszającym tempie spadła do 430 g. Hanię zobaczyłam dopiero na 4. dobę, ponieważ sama byłam w złym stanie. Moja córeczka miała wszystkie możliwe powikłania wcześniacze: problemy z płucami, serduszkiem, układem krzepnięcia, układem trawienia i wiele innych....  I teraz napiszę coś, co zbulwersuje wiele osób, ale myślę, że mamy, które to przeżyły, zrozumieją – przez te cztery doby kiedy nie widziałam Hani, a tylko dostawałam znikome wiadomości (i to niekoniecznie te najlepsze) myślałam sobie: ''Boże, zabierz do siebie to maleństwo, żeby nie musiało sie męczyć". Jednak kiedy tylko mąż mnie zawiózł do córeczki i ją zobaczyłam – taką malutką, bezradną i podłączoną do tych wszystkich sprzętów, a jednak dzielną i walczącą o każdy oddech, moje myśli były już inne: ''Boże, jaka by nie była, pozwól jej żyć...". I Bóg wysłuchał nas. Hania przeżyła.  Obeszło się bez operacji serduszka, które w cudowny sposób samo się naprawiło. Hania dała radę też bez operacji jelitek, wszystko zaczęło pracować.  Jakoś każde wydarzenie z życia naszej Hani wiąże się z jakąś data – urodziła się w Dzień Nauczyciela, z jednego szpitala do drugiego przewieźli ją 1 listopada. Potem z oddziału intensywnej terapii na oddział patologi noworodka przenieśli nas w Trzech Króli, a do domku Hanka wyszła w Walentynki. Obecnie Hania ma 11 lat. Walczy z padaczką i porażeniem mózgowym. Dzięki pomocy wspaniałych Darczyńców jesteśmy po podaniu drugiego przeszczepu komórek macierzystych, po których my i lekarze widzimy ogromne postępy. Teraz nasza córeczka wymaga stałej rehabilitacji, która również jest kosztowna. Jako rodzice staramy się regularnie zapewnić jej niezbędny sprzęt oraz rehabilitację, jednak koszty te przekraczają nasze codzienne możliwości. Hania mimo licznych przeciwności losu i niemocy jej ciała jest bardzo wesołą i pogodną  dziewczynką.  Niestety cała nasza rodzina jest chora. U mojego męża lekarze wykryli nowotwór. U siostry Hani, która świeżo poszła na studia, rozpoznano stwardnienie rozsiane. Ja podczas ciąży z Hanią zachorowałam na tocznia. Po 8. latach leczenia musiałam przejść na dializy. Jeździłam na nie 5 lat, aż znalazł się dla mnie dawca! Niestety. Po przeszczepie dostałam sepsy i nową, zainfekowaną nerkę lekarze musieli usunąć. Aktualnie 3 razy w tygodniu jeżdżę do szpitala na dializy.  Na leczenie, dojazdy do specjalistów, sprzęty rehabilitacyjne idą olbrzymie sumy. Chcielibyśmy Hani kupić Mówik, by łatwiej jej było się z nami porozumiewać. Zależy nam też na zajęciach z logopedą i rehabilitacji. Niestety sami nie jesteśmy w stanie tego opłacić. Bardzo prosimy Cię o pomoc! Sylwia, mama Hani ➡️ Obserwuj Hanię na Facebook'u

18 178,00 zł ( 34,17% )
Brakuje: 35 014,00 zł
Nadia Graczkowska
Pilne!
Nadia Graczkowska , 9 lat

Organizm Nadii odrzucił już jeden przeszczep... Trwa walka, by kolejny był udany!

Dzieciństwo Nadii diametralnie różni się od życia jej rówieśników. Choroba znacznie utrudnia jej codzienne funkcjonowanie – Nadia nie może chodzić do szkoły, spędzać czasu z koleżankami i kolegami. Córka większość czasu spędza w szpitalnych murach, a naszym największym marzeniem jest, żeby w końcu mogła normalnie żyć. Droga do diagnozy była długa i trudna… W 2016 roku córka trafiła do szpitala. Tam po raz pierwszy miała przetaczaną krew. Szereg badań nic nie wykazał, jednak hemoglobina wciąż była niska i san Nadii się pogarszał. Lekarze zaczęli podejrzewać białaczkę – biopsja wykluczyła jednak nowotwór. Gdy córka miała 2-latka, otrzymaliśmy prawidłową diagnozę. Nie byliśmy na to przygotowani… Czarno na białym napisane było: niedokrwistość Diamonda-Blackfana. Dlaczego akurat nasza córeczka? Tego pytania nie przestaniemy sobie zadawać… Niedokrwistość Diamonda-Blackfana to rzadka wrodzona choroba, objawiająca się niewydolnością szpiku kostnego. Córeczka w wieku 4 lat musiała przejść przeszczep szpiku. Poszukiwania dawcy zajęły aż pół roku. Mieliśmy nadzieję, że najgorsze już za nami. Niestety, był to dopiero początek naszej walki. Po 10 dniach Nadia ponownie trafiła do szpitala. Chimeryzmy wykazywały, że proporcje szpiku zaczynają się zmieniać, na niekorzyść dawcy. Po pół roku nastąpiło odrzucenie szpiku dawcy, Nadia musiała mieć ponownie przetaczaną krew. Kolejne pięć lat spędziliśmy na nieustannym, comiesięcznym przetaczaniu krwi. W końcu lekarze zasugerowali kolejny przeszczep. Nie da się opisać słowami strachu, jaki nam towarzyszył. Wiedzieliśmy jednak, że musimy podjąć to ryzyko. Pod koniec 2023 roku córka przeszła drugi przeszczep szpiku. Przed przeszczepem córce podano chemię i niestety straciła swoje piękne włoski. Nadia w szpitalu spędziła ponad 5 tygodni, a my każdego dnia z niecierpliwością wyczekiwaliśmy szczęśliwego zakończenia. I tym razem go nie otrzymaliśmy. Nasz koszmar się powtórzył! Proporcje szpiku ponownie zaczęły zmieniać się na niekorzyść dawcy… Nie mogliśmy w  to uwierzyć! Niestety, do listy naszych problemów dołączył wirus cytomegalii. To rodzaj wirusa, który może zostać przeniesiony właśnie na skutek przetaczania krwi. Nadia znów musiała zostać na oddziale. Córka zaczęła otrzymywać lek, a jej organizm walczyć z wirusem. Nie był to jednak koniec naszych problemów… Nie dość, że szpik dawcy walczy ze szpikiem Nadii, to jeszcze Nadia walczy z graftem skórnym. Pod koniec marca na ciele córeczki pojawiła się wysypka, skóra wyglądała, jakby była poparzona. Obecnie Nadia przechodzi zabiegi fotoferezy, która polega na naświetlaniu krwi i ma pomóc zwalczyć graft. Jesteśmy załamani, jednak nie tracimy nadziei. Naszą ostatnią nadzieją na to, że szpik się przyjmie, jest przeszczep komórek macierzystych. Jednak ta metoda leczenia nie jest refundowana, a kwota do zebrania ogromna! Czas również nie jest naszym sprzymierzeńcem… Im szybciej zaczniemy działać, tym większe szanse na powodzenie. Nie chcemy myśleć o tym, co będzie, gdy szpik po raz kolejny zostanie odrzucony. Nie dopuszczamy do siebie takiego scenariusza. Zrobimy wszystko, żeby dać naszej córeczce największe szanse na wyzdrowienie. Z całego serca prosimy Was – wesprzyjcie nas w tej walce.  Rodzice

1 557,00 zł ( 1% )
Brakuje: 153 550,00 zł
Igor Cichocki
Igor Cichocki , 3 latka

Igorek potrzebuje wsparcia w walce z wieloma przeciwnikami! POMÓŻ!

Mój synek Igor nie miał prostego startu. Już podczas porodu pojawiło się u mojego dziecka wiele komplikacji, które przełożyły się na jego późniejsze problemy zdrowotne. Doszło do powikłanego zachłyśnięcia wodami płodowymi. Po dwóch tygodniach u Igorka stwierdzono asymetrię i wzmożone napięcie mięśniowe. Natomiast gdy synek skończył roczek, okazało się, że jego rozwój jest znacznie opóźniony… Igorek miewał stany zawieszenia, bujał się do przodu i do tyłu, późno nauczył się siadać, raczkować czy chodzić. Gdy synek miał zaledwie 2-latka, specjaliści zdiagnozowali u niego autyzm dziecięcy. Byłam przerażona, ponieważ tego nie da się wyleczyć! Synek musi uczestniczyć w licznych terapiach, aby mieć szansę dogonić swoich rówieśników. Mimo wieku Igorek nadal ma problem z komunikowaniem się. Jest dzieckiem niemówiącym i niedosłyszącym. Musi być pod stałą kontrolą specjalistów: alergologa, endokrynologa, audiologa, neurologa, genetyka, gastrologa, laryngologa, psychologa i psychiatry. Niestety na naszej drodze pojawia się wciąż wiele trudności, a jedyne, o czym marzę, to aby Igorek miał zapewnioną potrzebną pomoc. Pragnę by synek mógł w przyszłości samodzielnie funkcjonować. Wiem, że czasy mamy trudne i bardzo niepewne, dlatego nie proszę o wiele. Naprawdę, każdy, nawet najmniejszy gest wsparcia ma dla nas znaczenie! Problemów nie brakuje, koszty każdego dnia rosną, a ja codziennie stoję na placu wojny w pojedynkę. Przede mną wiele lat walki o jego zdrowie i sprawność, dlatego całym sercem proszę Cię o wsparcie! Wiem, że tylko z Twoją pomocą dam radę! Natalia, mama Igora

600 zł
Nicklas Chęciński
Nicklas Chęciński , 7 lat

Nie pozwól, by padaczka i autyzm odebrały naszemu synkowi dzieciństwo!

Każdy dzień to strach o syna. Walka o zdrowie i bezpieczeństwo codziennie zaczyna się od nowa. Dziesiątki wizyt lekarskich, wykupionych recept, kolejnych badań spędzają nam sen z powiek... Wszystko zaczęło się od diagnozy autyzmu i padaczki. Już gdy Nicklas był w wieku niemowlęcym, zauważyliśmy, że rozwija się inaczej niż większość dzieci. Miał bardzo duże problemy ze snem i z jedzeniem, dużo płakał, nie mówił, zupełnie się z nami nie komunikował. Występowały u niego także zaburzenia sensoryczne oraz agresja i autoagresja.  Od razu umówiliśmy się na wizytę do psychiatry i do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Specjaliści byli zgodni co do diagnozy. Niestety niedługo później okazało się również, że synek choruje na epilepsję. Ataki nie zdarzają się u niego często, ale są za to bardzo intensywne. Zdarza się, że dochodzi podczas nich do zagrażających życiu bezdechów! Z tego względu Nicklas jest pod stałą opieką neurologa. Przyjmuje również leki, jednak w tym obszarze regularnie pojawiają się nowe problemy. U synka często występują reakcje alergiczne lub bardzo silne skutki uboczne. Często są one tak intensywne, że konieczna jest interwencja lekarzy. Niestety przez trudności z doborem odpowiedniego leczenia, napady cały czas się pojawiają. A każdy atak to ogromny lęk o syna...  Nie możemy się jednak poddać. Staramy się zapewnić Nicklasowi najlepszą opiekę i wsparcie. Wiemy, że potrzebuje on naszej pomocy. Synek mierzy się z zaburzeniami integracji sensorycznej oraz koordynacji wzrokowo-ruchowej. Występują też ograniczenia w obrębie uwagi wzroku i słuchu.  Z tego względu konieczna jest rehabilitacja i zajęcia integracji sensorycznej – prowadzone z terapeutą, a także z nami w domu, z wykorzystaniem odpowiedniego sprzętu. Niezbędna jest również stała opieka ortopedy, by zniwelować nieodpowiednie ułożenie stóp synka.  Niestety koszty z tym związane stają się dla naszego budżetu domowego coraz większym obciążeniem. Dlatego będziemy niezwykle wdzięczni za Wasze wsparcie. Każda przekazana złotówka może odmienić jego życie! Rodzice 

0 zł
Kamil Sitek
Pilne!
Kamil Sitek , 12 lat

Naszego syna zaatakował NOWOTWÓR❗️ Wesprzyj Kamila w walce❗️

Nasz syn Kamil od zawsze kochał sport. Dotychczas z zamiłowaniem trenował piłkę nożną i siatkówkę, co sprawiało mu ogromną radość. Pewnego dnia dostaliśmy jednak niepokojącą uwagę od trenera. Zauważył, że Kamil bardzo szybko się męczy. To było dosyć dziwne, przecież nasz syn prowadził bardzo aktywny tryb życia! W grudniu Kamil zachorował na grypę, po której pozostał kaszel, który utrzymywał się u niego przez dłuższy czas. Wzbudziło to nasze zaniepokojenie, dlatego niezwłocznie udaliśmy się na konsultację lekarską. Po licznych wizytach u wielu pediatrów nie rozpoznano żadnej choroby. W międzyczasie wykluczyliśmy alergię i astmę. Nie poddawaliśmy się jednak w szukaniu przyczyny uporczywego kaszlu syna. Udaliśmy się do pulmonologa, który z podejrzeniem zapalenia płuc, skierował nas na oddział pulmonologiczny do szpitala w celu wykonania bardziej rozbudowanej diagnostyki. Po prześwietleniu RTG wykryto guza śródpiersia. Nie mogliśmy w to uwierzyć!  W trybie natychmiastowym przekierowano nas do Szpitala Onkologii Dziecięcej w Łodzi, gdzie Kamil został ponownie dokładnie przebadany. Diagnoza, którą otrzymaliśmy brzmiała jak wyrok. Okazało się, że Kamil ma NOWOTWÓR, a dokładniej Chłoniaka Hodgkina!  Syn niezwłocznie musiał zostać poddany chemioterapii. Jego stan był bardzo zaawansowany. Guz był tak duży, że uciskał tchawicę Kamila, przez co nie mógł normalnie oddychać. Lekarze z całych sił walczyli o nasze dziecko. A my nadal nie mogliśmy pogodzić się z tą rozrywającą nasze serca, nową rzeczywistością!  Patrzyliśmy jak nasz syn dzielnie przyjmuje kolejne dawki palącego jego żyły specyfiku. Błagaliśmy okrutny los, aby to wszystko szybko się skończyło! Po pierwszych dwóch tygodniach Kamil stracił wszystkie włosy. Z całych sił walczyliśmy o jego dobre samopoczucie, żeby w tym najgorszym czasie nie czuł się samotny i nie myślał tylko o chorobie. Na szczęście Kamil pierwszy blok chemioterapii przeszedł dobrze. Miał gorsze chwile, które przezwyciężył. Dziś czekamy na kolejne jej podania i martwimy się, jak one przebiegną. Od dnia diagnozy nasze życie zmieniło się nie do poznania. W aucie zawsze mamy spakowaną walizkę na wypadek, gdyby stan naszego syna gwałtownie się pogorszył. Niestety w tym trudnym czasie nie możemy skupić się wyłącznie na chorobie Kamila. Kolejnym problemem są koszty, które z dnia na dzień coraz bardziej nas obciążają.  Dlatego musimy prosić o pomoc! Leczenie, rehabilitacja, suplementacja, dojazdy do szpitala i wizyty u specjalistów to tylko część potrzeb, z którymi musimy się mierzyć. Jesteśmy dopiero na początku tej niezwykle trudnej drogi, ale wiemy, że musimy przygotować się na nie jeden nieoczekiwany zwrot akcji. Jeśli możesz – proszę wesprzyj nas w tej nierównej walce! Rodzice Kamila

8 150,00 zł ( 15,32% )
Brakuje: 45 042,00 zł
Jakub Motyliński
Pilne!
Jakub Motyliński , 12 lat

Rano jak zawsze poszedł do szkoły – wieczorem leżał już na dziecięcej onkologii❗️Ratunku❗️

8 grudnia 2023 roku to data, której nigdy nie zapomnimy. To właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że nasz synek jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. To właśnie tego dnia Kuba wyszedł rano do szkoły jak zupełnie zdrowy chłopiec, a wieczorem leżał już na dziecięcej onkologii – miejscu, które przypomina piekło na ziemi. Gdy otrzymałam telefon z prośbą o odebranie synka ze szkoły z powodu złego samopoczucia, nie przeszło mi przez myśl, że może to być początek naszego koszmaru. Od razu pojechaliśmy do lekarza na badania, a pierwsze podejrzenia padły na infekcję wirusową. W końcu jeszcze wczoraj Kuba czuł się dobrze i był na treningu, a rano maszerował do szkoły.  Niestety, wyniki badań były wstrząsające i bezlitosne. Natychmiast trafiliśmy do szpitala. „Wasz syn ma białaczkę” – te słowa onkologa sprawiły, że serca zamarły nam na ułamek sekundy, a gardła zacisnęły się z przerażenia. Nagle wokół nas zrobiło się bardzo ciemno i cicho.  Chcieliśmy płakać i wyć z rozpaczy, lecz wiedzieliśmy, że nie możemy się załamać. Trwał wyścig z czasem i musieliśmy być silni – dla Kuby. Przez żyły syna popłynęły pierwsze dawki chemioterapii. W momencie diagnozy miał zaledwie 12 lat.  Życie naszej rodziny podzieliło się na dwie części: w szpitalu Kuba i tata, który musiał zrezygnować z pracy, by przy nim być, a w domu mama z młodszym synkiem, Adasiem. Z każdym kolejnym cyklem chemii pojawiało się coraz więcej skutków ubocznych, a Kuba stawał się coraz słabszy. Codziennie widzieliśmy, jak syn walczy z mdłościami i jak z jego głowy wypadały kolejne włosy. Obecnie Kuba zakończył 4 cykle chemii i oczekuje na rozpoczęcie chemioterapii podtrzymującej. Niezbędny jest także przeszczep szpiku, nie ma jednak zgodnego dawcy. Początkowo ogromną nadzieją był Adaś – młodszy braciszek Kuby. Niestety, pomimo zgodności nie może on zostać dawcą. W ostatnim momencie kwalifikacji okazało się, że podobnie jak jego starszy brat, Adaś ma cukrzycę. To był dla nas ogromny cios – kolejna diagnoza u jednego z naszych dzieci oraz utrata szansy na przeszczep u drugiego. Znowu musimy czekać na cud – na znalezienie dawcy szpiku.  Wszystkie koszty związane z leczeniem Kuby, dojazdami do szpitala i rehabilitacją po przeszczepie są ogromne. Nie jesteśmy w stanie udźwignąć ich samodzielnie – zwłaszcza gdy oboje musimy być teraz z naszymi dziećmi.  Jedyne czego chcemy, to by Kuba wyzdrowiał. Wszystko inne straciło dla nas znaczenie. Codziennie przed zaśnięciem marzymy o chwili, w której ten koszmar się już skończy. Marzymy, by Kuba był już w domu z nami i swoim młodszym braciszkiem. Prosimy, pomóż nam spełnić to marzenie.  Rodzice Kuby

1 060 zł
Katarzyna Czogała
Pilne!
Katarzyna Czogała , 46 lat

Mój stan cały czas się pogarsza... Proszę, pomóż mi doczekać do przeszczepu płuc❗️

Mam na imię Kasia i zmagam się z bardzo ciężką chorobą – śródmiąższowym zwłóknieniem płuc. Jestem na aktywnej liście oczekujących na przeszczep. Bez transplantacji mój stan pogarsza się w zastraszającym tempie… Każdy dzień jest pełen niepewności i lęku… Czy zdążę? Jak najdłużej starałam się żyć normalnie – na tyle, na ile pozwalało mi zdrowie. Muszę w końcu utrzymać nie tylko siebie, ale także córkę, która również zmaga się z problemami zdrowotnymi. Niestety, po raz pierwszy doszłam do ściany. Musiałam zrezygnować z pracy, do której dotychczas chodziłam z przenośnym koncentratorem tlen. Do choroby płuc doszła ciężka niewydolność serca, więc na ten moment jestem podpięta do stacjonarnego koncentratora tlenu przez 24 godziny na dobę. Posiadam orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym, a bez możliwości pracy nie jestem w stanie opłacić kosztów niezbędnych do dalszego leczenia. Przenośny koncentrator, z którego korzystałam, uległ awarii – od 3 miesięcy jest w naprawie. By móc oddychać, musiałam wypożyczyć zastępczy sprzęt. Niestety, jest to związane z kolejnymi kosztami. Nie stać mnie na zakup kolejnego sprzętu, a PFRON nie dofinansuje zakupu nowego koncentratora.  W walce o zdrowie do czasu przeszczepu potrzebuję suplementów oraz rehabilitacji oddechowej. Dodatkowo ze względu na stan płuc oraz konieczność wdrożenia kolejnego leczenia, muszę wykonać w domu ekspertyzę mykologiczną oraz przeprowadzić odgrzybianie pomieszczeń. Konieczne jest działanie mocnymi lekarstwami, lecz jeżeli dom będzie stałe zagrzybiony, nie zadziałają już ponownie. Po przeszczepie dom musi być wolny od bakterii, wirusów i grzybów, co w chwili obecnej jest niemożliwe. Wszystko to związane jest ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie. Proszę, wyciągnijcie do mnie pomocną dłoń i wesprzyjcie w tych najcięższych chwilach… Tak bardzo chciałabym odzyskać zdrowie i wrócić do normalności. Chcę mieć szansę patrzeć, jak dorasta moja córka… Kasia

30 zł

Obserwuj ważne zbiórki