Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bogdan Tadeusiak
3 dni do końca
Bogdan Tadeusiak , 67 lat

Krok po kroku do odzyskania sprawności! Proszę, pomóż!

Mój ukochany tata całe swoje życie poświęcił pracy i rodzinie. Robił wszystko, aby zapewnić nam godne życie. Przez 40 lat wraz z mamą prowadził gospodarstwo rolne. Rodzice byli zawsze razem – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. 1 grudnia 2018 – ten nieszczęsny dzień zmienił wszystko...  To był zwyczajny dzień. Tata pracował, później poszedł na zebranie z radnym gminy. Długo nie wracał. Mama zaczęła go szukać. Znalazła go leżącego 400 metrów od domu z rozbitą głową, udała się do najbliższego domu o pomoc – nie miała przy sobie komórki – ale nikt nie odpowiedział. Udało jej się zatrzymać przejeżdżające auto. Kierowca zadzwonił po pogotowie. Okazało się, że stan taty jest bardzo poważny i musi być operowany w trybie nagłym. Wtedy czas się dla nas zatrzymał...  Dopiero po trzeciej w nocy lekarz prowadzący poinformował, że stan taty jest krytyczny i zostało mu tylko kilka godzin życia. Mama przeżyła szok. Lekarz powiedział, że to załamanie nerwowe. Nic dziwnego, tata to jej całe życie...  Do dziś nie wiemy, co wydarzyło się tamtego dnia. Najważniejsze jednak, że tata przeżył. Udowodnił, że jest silny i walczy. Nie potrafił samodzielnie oddychać, wykonano zabieg tracheotomii. Przez dwa miesiące leżał na OIOMIE, następnie dwa na chirurgii, po czym udało się zakwalifikować tatę do centrum wybudzeń VOTUM na leczenie refundowane przez NFZ. Mama nie wyobrażała sobie, aby zostawić tatę samego, więc pojechała z nim – 350 km od domu. Mimo skromnej emerytury, wynajęła pokój i mogła być przy nim każdego dnia. Rok szybko minął i przez ten czas udało się usunąć rurkę tracheostomijną, wypracować połykanie, tata każdego dnia staje coraz bardziej świadomy.  Od czasu wypadku taty, coś w nas umarło. To powoduje, że nie potrafimy cieszyć się życiem. Od 2,5 miesięcy tata jest już w domu, opiekuje się nim mama, choć nie jest jej łatwo, ponieważ sama jest schorowana. W styczniu złożyliśmy wnioski o sprzęt do PFRON-u, aby ułatwić mamie opiekę. Jeszcze nie ma decyzji, ale już wiemy, że otrzyma dofinansowanie tylko na jedną rzecz. Mamy też problem z zorganizowaniem opieki długoterminowej pielęgniarskiej oraz rehabilitacyjnej. Koszt fizjoterapii musimy pokryć z własnych środków. Niestety, środki pielęgnacyjne, lekarstwa, zajęcia z neurologopedą i rehabilitacja to wydatki niemożliwe do udźwignięcia ze skromnej emerytury i świadczeń. Boimy się, że to, co zostało wypracowane, zostanie zaprzepaszczone ze względu na brak pieniędzy.  Błagam o pomoc – mój tata zawsze był przy mnie, a teraz on potrzebuje pomocy. Tak bardzo pragnę, by nie czuł bólu, by jeszcze kiedyś z nami porozmawiał, by do naszego życia wróciła radość. Proszę, wesprzyj zbiórkę, pomóż mojemu tacie w walce o zdrowie.  Córka Edyta 

4 320,00 zł ( 12,29% )
Brakuje: 30 804,00 zł
Ola Kretschmer
Ola Kretschmer , 11 lat

Na drodze ku samodzielności - pomagamy Oli!

Jakiego byśmy zdjęcia córeczce nie zrobili, ona się na każdym uśmiecha. Takie to jest dziecko. Człowiek zapomina o swoich zmartwieniach, widząc tak rozpromienione stworzenie. Ola na pierwszy rzut oka wygląda jak zdrowa dziewczynka, ale dopiero widząc wózek, uświadamiamy sobie, że już do końca życia będzie musiała się mierzyć z wrodzoną niepełnosprawnością. Codzienność każdego dnia będzie jej rzucała kłody pod nogi, a naszym zadaniem będzie te kłody wspólnymi siłami pokonywać. Oleńka nie miała łatwego startu. Urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Dzień, w którym dowiadujesz się, że z twoim dzieckiem będzie "coś nie tak", chciałbyś na zawsze wyrzucić z pamięci. Przez głowę przelatuje tysiąc myśli, jedna gorsza od drugiej. Strach, niepewność... Jak to wszystko będzie teraz wyglądało? Jak ona sobie poradzi w życiu? Mimo swojego niełatwego życia stara się być samodzielna, jednak niepełnosprawność bardzo jej to utrudnia. Patrzę na moją córeczkę i chciałabym przychylić jej nieba. Wiem, że nie sprawie, że Ola wyzdrowieje, nie wymarzę jej trudnej przeszłości, ale mogę każdym możliwym sposobem, ułatwiaj jej codzienność. Teraz stoimy przed największym wyzwaniem: do pełnej samodzielności Ola potrzebuje windy, która ją zwiezie z jej pokoju na parter budynku. To będzie kolejny krok ku samodzielności, a dla mnie i męża duże odciążenie. Niestety, koszt takiej windy jest dla nas naprawdę duży, a tak naprawdę nie do zdobycia. Otrzymaliśmy dofinansowanie, jednak to tylko mały ułamek potrzebnej kwoty. By go nie stracić, zbiórkę musimy zakończyć w listopadzie. Proszę, pomóż mojej córeczce! Tylko z Tobą może nam się udać! Rodzice Oli

74 782,00 zł ( 74,89% )
Brakuje: 25 063,00 zł
Maja Nawrot
Maja Nawrot , 18 lat

Pasja ojca i córki - pomóż Mai zdobyć kolejne szczyty!

Majeczka jest bardzo dzielna. Każdego dnia zadziwia mnie swoją siłą i determinacją. Ciężką pracą osiągnęła tak wiele, jednak problemy nie znikają… Mimo wszystkich trudności chcemy pokazać jej, że świat jest piękny i może być przyjazny, także dla niej. A może zwłaszcza dla niej… Przecież żadne dziecko nie zasłużyło na tak ciężką chorobę… Bardzo prosimy o pomoc, byśmy mogli naszej córeczce pomagać zdobywać kolejne szczyty! Maja cierpi na dziecięce porażenie mózgowe i szereg innych, utrudniających codzienność chorób. Od piątego miesiąca życia jest rehabilitowana, dzięki czemu potrafi między innymi samodzielnie siadać. Dla nas to wielkie osiągnięcie okupione ciężką pracą! Każdy mały sukces cieszy i nas, i córeczkę. Jej życie nigdy nie będzie takie, jak rówieśników, ale innego nie dostanie. Dlatego musimy zrobić wszystko, by było jak najpiękniejsze! Bardzo staramy się, żeby Maja spędzała czas na świeżym powietrzu. To pozwala jej się rozwinąć. Razem z córką zdobyliśmy Koronę Gór Polski, czyli 28 szczytów! Nie był to łatwy wyczyn, ale było warto - dla każdego jej uśmiechu będziemy przenosić góry, a zwłaszcza je zdobywać! Niestety, każdy nasz wyjazd do lekarza, na rehabilitację czy w góry to ogromne przedsięwzięcie. Maja potrzebuje specjalistycznego fotela samochodowego, którego zakup znacznie przewyższa nasze możliwości. Mimo że z wieloma rzeczami staramy się sobie radzić sami, tej góry sami nie zdobędziemy. Dlatego bardzo prosimy o pomoc. Góry to nasza wspólna pasja - to wyprawy ojca i córki. Teraz nie możemy jej pielęgnować... Nie umiemy sobie wyobrazić dnia, gdy Maja utknie w domu, w czterech ścianach, do których będzie musiał ograniczyć się jej świat. Proszę, nie pozwól na to. Tata Mai

19 767,00 zł ( 47,27% )
Brakuje: 22 042,00 zł
Eliza Ambroziak
Eliza Ambroziak , 17 lat

O krok od pokonania największej bariery... Pomóż Elizie w walce o samodzielność

To miało być dopełnienie rodzinnego szczęścia. Marzyliśmy o kolejnym dziecku, które wprowadzi do naszego życia nowe wyzwania, radość i spełnienie.  Jak zwykle w takich scenariuszach nie przewidzieliśmy jednego. Że nasze dziecko może wymagać znacznie większej opieki niż inne, że jego życie, zamiast możliwości będzie stawiać przed nim kolejne ograniczenia. Choroba Elizy nauczyła nas tego, że w życiu nic nie da się zaplanować, a to, co wydaje się pewne, może w ciągu kilku chwil bezpowrotnie zniknąć.  U Elizy szybko zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce. Nasza córka jest niepełnosprawna, właściwie od zawsze, a rytm jej życia wyznaczany jest głównie przez wizyty u kolejnych specjalistów. Rehabilitację zaczęliśmy bardzo szybko, wierząc, że w ten sposób uda się powstrzymać rozwój choroby i ograniczyć jej wpływ na codzienne funkcjonowanie córki. Niestety, okazało się, że ogromne zaangażowanie, ból i wysiłek pomagają zwalczać ból, pracować nad zakresami ruchów, ale nie dają szansy na wyleczenie. Eliza jest już nastolatką, a my przez te wszystkie lata nauczyliśmy się funkcjonować w cieniu choroby. Reagujemy na każdą, właściwie najmniejszą zmianę. Niestety, w naszym życiu ostatnio zaszło ich zbyt wiele… Moja żona, która dotychczas w dużej mierze pracowała na pełen etat z domu, została poddana operacji. Kiedy jej zdrowie zawiodło, zostało nam tylko jedno rozwiązanie: to ja musiałem przejąć jej obowiązki. Rezygnacja z pracy, realizacja codziennych wyzwań związanych z wychowywaniem dzieci i nieustanną opieką nad Elizą spowodowała, że nasza sytuacja bardzo się skomplikowała.  Szczególnie, że na drodze stanął nam problem, a właściwie kilkadziesiąt. Mieszkamy na drugim piętrze, Eliza nie porusza się samodzielnie. Waga jej wózka to około 100 kilogramów. Ona też z każdym dniem zdaje się rosnąć, a my… no cóż, powoli zaczyna brakować mi sił na noszenie takich ciężarów. Mam świadomość, że jeśli moje zdrowie zawiedzie, rodzina zostanie bez pomocy i środków do życia, a na to nie mogę pozwolić. Potrzebujemy windy, by przywrócić Elizie możliwość wychodzenia, by dom nie oznaczał dla niej więzienia. Koszt zakupu i montażu urządzenia to ogromne koszty. Środki, których nawet przy zaangażowaniu wszystkich przyjaciół i rodziny nie jesteśmy w stanie zdobyć. Boleśnie zdajemy sobie sprawę, jak potrzeby Elizy rosną, a my wciąż pozostajemy w tyle w tej walce. Stąd nasz apel i ogromna prośba o pomoc! Wierzymy w dobro, pomoc i Waszą chęć niesienia ratunku tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Sami nie zapewnimy naszej dorastającej córce tego, co potrzebuje najbardziej.  Czasem trochę się boję. Boleśnie zdaję sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności za całą rodzinę, za zdrowie i komfort Elizy, która przecież nie wybrała choroby na swojego towarzysza życia. Ten apel to wołanie o pomoc ojca, który nie widzi innej drogi niż wsparcie innych. Czasem proszenie o pomoc przychodzi z trudem, ale duma nie może być ważniejsza od tego, czego potrzebuje niepełnosprawne dziecko. Eliza zbliża się do dorosłości. Chcielibyśmy z tej okazji podarować jej coś, o czym wszyscy marzymy od dawna. Niezależność i namiastkę samodzielności. Prezenty, które wciąż wydają się zupełnie poza naszym zasięgiem. Może to ty dasz nam szansę, by dać Elizie szansę na nowy start?   

43 960,00 zł ( 51,65% )
Brakuje: 41 147,00 zł
Agnieszka Adamowicz
Agnieszka Adamowicz , 54 lata

Grypa prawie mnie zabiła, zmieniając moje życie w piekło bólu❗️Ratunku!

Boimy się raka, chorób serca, nagłych wypadków… Staramy się robić wszystko, żeby się ochronić, odegnać od siebie śmiertelne niebezpieczeństwo. Kto mógł jednak przypuszczać, że przyniesie je nie nowotwór, a zwykła grypa? Mam na imię Agnieszka i 4 lata temu moje życie przewróciło się do góry nogami… To właśnie wtedy zachorowałam na grypę. Nie sądziłam, że to prawie mnie zabije. Wiele się mówi o grypie, wielu moich znajomych ją przechodzi, ale mało kto wie, jak straszna ta choroba, jak niebezpieczna… Zaczęło się niewinnie - kaszel, gorączka… W ciągu kilku dni rozwinął się u mnie zespół ostrej niewydolności oddechowej. Zapadłam w śpiączkę. Przestały pracować mi płuca i moja jedyna nerka (drugą usunięto mi kilkanaście lat temu, po przebytej sepsie). Rokowania były bardzo złe… Lekarze kazali moim bliskim przygotować się na to, że umrę. Miesiąc – tyle byłam w śpiączce. Dopiero potem lekarzom udało się mnie wybudzić… Niestety nie na długo. Ponownie musieli wprowadzić mnie w stan śpiączki, gdyż płuca nie podejmowały pracy… Z tych chwil pomiędzy kolejnymi snami pamiętam jedynie silny ból nóg – jak się okazało, rozwinęła się u mnie polineuropatia. Mam uszkodzone włókna ruchowe nerwów. Oznacza to, że nieustannie odczuwam ból. Boli mnie każdy dotyk, boli zakładanie skarpetki, wkładanie i noszenie buta, boli przykrycie kołdrą czy dotyk prześcieradła... To dramat, nie życie. Ból dokucza mi i w dzień, i w nocy… Szpital stał się integralną częścią mojego życia... Po wielu hospitalizacjach przywrócono funkcje nerki. Co trzy miesiące wracam na oddział chorób płuc. Niestety, kolejny tomograf wykazał tętniaka aorty zstępującej. Zarówno regeneracja płuc, jak i tętniak nadal są monitorowane… Początkowo byłam przekonana, że szybko uda mi się powrócić do dawnego, normalnego życia - tego, w którym zawsze byłam w ruchu. Zarówno zawodowo, jak i prywatnie, lubiłam, jak coś się działo, zawsze otaczałam się ludźmi. Byłam nauczycielką, bibliotekarką, animatorką, trenerką, wolontariuszką ośrodka pomocy społecznej, prowadziłam szkolenia dla seniorów, działałam w stowarzyszeniach niosących pomoc potrzebującym… Obecnie sama stałam się w potrzebie. Od nowa uczę się chodzić, utrzymywać równowagę, prowadzić auto. Codziennie walczę o każdy krok! Od ponad 4 lat moja ukochana rodzina i przyjaciele muszą pomagać mi w podstawowych czynnościach, bo przez powikłania po grypie nie jestem w stanie normalnie funkcjonować…  Minęły już cztery lata poszukiwań leku, który przyniósłby ulgę. Bezskutecznie. Wraz z moimi lekarzami przetestowaliśmy wszystkie możliwe środki… Od trzech lat biorę morfinę oraz inne leki neurologiczne. Dopiero taki zestaw sprawia, że nogi bolą mnie troszkę mniej. Niestety wszystkie te leki powodują ciągłe zmęczenie, senność, drżenie i marznięcie kończyn… Lista moich chorób stale się powiększa. Na początku tego roku okazało się, że zażywane leki wywołały u mnie cukrzycę. Jedyną szansą na uśmierzenie mojego bólu jest terapia olejkami CBD, która znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Proszę, pomóż mi! - Agnieszka

16 499,00 zł ( 86,16% )
Brakuje: 2 650,00 zł
Kajetan Widlicki
Kajetan Widlicki , 13 lat

Każdego dnia walczymy o lepsze życie Kajtka! Pomocy!

Nasza droga do szczęścia była niezwykle wyboista... Kajtuś urodził się w Anglii. Kiedy rozstaliśmy się z jego mamą, ta zaczęła utrudniać nam kontakt. Tak zaczęła się moja walka o synka. Nikomu nie życzę takiej traumatycznej przeprawy. Po śmierci swojej mamy, przez okrutną biurokrację, Kajtek trafił do angielskiej rodziny zastępczej. Załamany, ale też bardzo zmotywowany walczyłem o mojego synka! Zwycięstwo nadeszło dopiero w lipcu 2019. Odetchnęliśmy z ulgą! Jednak nie dane nam było cieszyć się długo tą chwilą. Z powodu niejasnej sytuacji prawnej Kajtek w Anglii nie był diagnozowany i leczony, co okazało się ogromnym błędem. Dlatego zaraz po odzyskaniu syna, każdą chwilę spędzaliśmy w szpitalach na poszukiwaniu przyczyn jego słabego zdrowia. Synek rozwija się dużo wolniej od swoich rówieśników. Jest bardzo małomówny i też niewiele rozumie. Kajtek wymaga stałej opieki, a stwierdzono u niego autyzm, zespół Arnolda-Chiariego, zaburzenia metaboliczne i wady postawy. Tyle nieszczęść... Tak dużo przeciwności na jedno, bezbronne dziecko. Po powrocie do Polski wszystkie oszczędności wydaliśmy na leczenie i diagnostykę, jednak to kropla w morzu potrzeb, bo wciąż musimy walczyć. Czas, niestety również nie działa na naszą korzyść i potrzebne jest szybkie działanie. Dlatego prosimy o pomoc. Proszę, wesprzyj mnie w walce o przyszłość mojego dziecka! Tata Kajtka, Tomek

3 621,00 zł ( 4% )
Brakuje: 86 729,00 zł
Maria Jakubczyk
Maria Jakubczyk , 5 lat

Nieznana choroba niszczy dzieciństwo małej Marysi! Pomóż w poszukiwaniu diagnozy

Choć ciąża była książkowa i nic nie wskazywało na problemy życie zweryfikowało moje marzenia o cudownym macierzyństwie. Bo choć moja córeczka jest wyjąkowa to jednak jej przyszłość stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Wszystko przez chorobę. Najgorsze jest jednak to, że czas mija, a my wciąż nie znamy jej nazwy… Kiedy przyszła na świat nie miałam słów, by opisać swoją radość. Mały człowiek zmienia całkowicie perspektywę, sprawia że zaczynają cieszyć najmniejsze gesty, proste codzienne sprawy. Niestety, radością związaną z beztroskim macierzyństwem cieszyłam się jedynie przez krótką chwilę. Pierwsze obserwacje lekarzy nie wskazywały na nic niepokojącego, ale tuż po powrocie do domu zaczęły się pierwsze problemy. Na początku na drodze stanęła zapadnięta żuchwa, która utrudniała jedzenie. W końcu przyjmowanie pokarmu z piersi stało się niemożliwe, a ja dosłownie prosiłam o każdy gram, który w przypadku takich maluszków ma ogromne znaczenie dla zdrowia. Potworne jest to, że czas mija, a ja wciąż nie wiem, co dzieje się z moim dzieckiem. Wcześniej każdy posiłek kończył się ulewaniem, teraz mimo upływu czasu Marysia wciąż nie przyswaja pokarmów prawidłowo. Wiem, że ona jest jeszcze malutka, ale mam wrażenie, że ta nieznana nam choroba odbiera jej siły powodując, że nie może się bronić…  Najgorsze w naszej sytuacji jest to, że Marysia niedawno skończyła roczek, a jej dokumentacja medyczna pęka w szwach. Potężne segregatory to nasze wspomnienie ze wszystkich odwiedzonych gabinetów lekarskich. Niestety, żadna z nich nie doprowadziła nas do odpowiedzi na najważniejsze pytanie: co dolega mojej córeczce, jak ratować ją przed kolejnymi trudnymi dolegliwościami, które mają ogromny wpływ na jej rozwój? Lekarze bezradnie rozkładają ręce, ogrom badań okazał się bezskuteczny. A ja chcę wiedzieć, jak mogę jej pomóc… Marysia nie przybiera na wadze właściwie tak jak inne dzieci w jej wieku. Przez niewłaściwe przyjmowanie pokarmu jej organizm jest w fatalnym stanie. Każdy dzień, każdy posiłek jest dla nas ogromnym wyzwaniem.  Jakiś czas temu usłyszałam, że u mojej córeczki podejrzewana jest choroba genetyczna. Teraz musimy wykonać szereg badań i testów, które pomogą nam odkryć przyczynę. To jedyna droga do ratunku! Niestety, trafiłyśmy na mur. Badania i rehabilitacja to koszty, których nie jestem w stanie ponieść. Obecnie samodzielnie wychowuję dziecko, a przez chorobę, muszę czuwać przy niej dosłownie dzień i noc… Potrzebuję pomocy! Potrzebuję wsparcia dobrych ludzi, którym nie jest obojętny los mojej kruszynki! Dopiero od jakiegoś czasu uczę się żyć w rzeczywistości zdominowanej przez chorobę. W ratowaniu Marysi jestem zdana tylko na siebie, ale sama nie mogę dać jej wszystkiego, czego potrzebuje. Walczę o dobro mojej córeczki, o nic więcej nie proszę…

12 358,00 zł ( 57,22% )
Brakuje: 9 238,00 zł
Paweł Mroczkowski
Paweł Mroczkowski , 50 lat

Marzenie o samodzielności, marzenie o protezie

Całe życie, od rana do wieczora, spędzałem przy pracach polowych. Była to moja praca i pasja w jednym. Ziemia odziedziczona po rodzicach - wiedziałem, że nie mogę tego zaprzepaścić. Rolnictwo to coś, bez czego nie potrafię żyć. Pod pracę podporządkowałem całe moje życie. Tak było w moim domu z pokolenia na pokolenie, tak chciałem i ja. Prowadziłem zwyczajne życie, aż do tego momentu, do dnia, kiedy doszło do wypadku. Wypadek przy pracy zmienił całe moje życie… Minęło prawie 9 lat, a ja ciągle mam wrażenie, że to zły sen, że ten koszmar zaraz się skończy… Niestety, jedyne co mi pozostało to akceptacja sytuacji i walka o lepsze życie. O życie, które tak bardzo się zmieniło. Nie przypuszczałem, że może mnie spotkać taki wypadek, takie nieszczęście. Już dziś jestem w stanie to głośno powiedzieć - straciłem rękę. Doznałem amputacji urazowej obu kości prawego przedramienia podczas prac w gospodarstwie rolnym. Praca na polu zabrała część mnie, tą silniejszą. Niektórych czynności nie potrafię wykonać lewą ręką.  Od tamtej chwili nawet najprostsze aktywności wymagają pomocy i zaangażowania innych osób. Gdyby nie pomoc mojego brata, który wspiera mnie na każdym kroku, nie wiem co by się ze mną działo, nie wiem, czy dałbym radę przetrwać najgorszy w moim życiu czas. Nie ukrywam, zaraz po wypadku trudno było pogodzić się z tym, że już do końca życia będę osobą niepełnosprawną.  Wyżyć z renty nie jest łatwo, jednak nie mam innego wyboru. Tak bardzo marzę o tym, by znów być samodzielnym człowiekiem, nie chcę być obciążeniem dla otoczenia, dla rodziny. Chcę znów cieszyć się życiem i czerpać z niego pełnymi garściami. Jedyną drogą do tego jest specjalistyczna proteza ręki, tak kosztowna, że sam nie zdobędę tej kwoty być może nigdy.  Proszę, pomóż mi!

10 233,00 zł ( 7,2% )
Brakuje: 131 735,00 zł
Piotr Bartoszewicz
3 dni do końca
Piotr Bartoszewicz , 45 lat

Tragiczny wypadek, a potem amputacja - pomóż Piotrowi znów iść na spacer z dziećmi!

Przed wypadkiem życie było takie łatwe... Szliśmy przez życie razem, ramię w ramię. Zawsze pomagał mi Piotr, mój kochający mąż. Głowa naszej rodziny, cudowny tata dwójki dzieci, zawsze uśmiechnięty i pełen pozytywnych myśli, aktywny fizycznie. Dla Piotra od zawsze najważniejsza była i jest rodzina. Pracował ciężko, ale nawet po pracy zawsze znalazł dla nas czas, aby porozmawiać, pomóc innym i pobawić się z naszymi dziećmi. Wszystko zmieniło się pewnego feralnego dnia.... 9 maja zaczął się jak każdy inny dzień. Nic nie wskazywało na to, że zakończy się tragicznie, że życie, jakie mieliśmy dotąd, zniknie bezpowrotnie... Mąż wybrał się na przejażdżkę motocyklem. Jeździł od wielu lat, motory były jego pasją od dziecka. To była motocyklowa przejażdżka, jakich odbył już setki. Mąż jak zawsze jechał zgodnie z przepisami. Kiedy zbliżał się do skrzyżowania, kierowca samochodu osobowego wymusił pierwszeństwo... Mąż nie zdążył zahamować, doszło do wypadku. Sekundy zniszczyły wszystko... Jeszcze wtedy nie sądziliśmy, jak poważne okażą się skutki wypadku. Piotr stracił stopę... Szpital na wiele dni stał się naszym domem. Lekarze dzielnie walczyli o jego stopę. Niestety po paru dniach wdała się martwica. Ziścił się najgorszy scenariusz - amputacja nogi... Nawet przy dramacie, jaki przeżył, mąż nie stracił optymizmu i uśmiechu na twarzy. Po amputacji zaczęła się walka o powrót Piotra do sprawności. Z powodu leżenia przez wiele dni na łóżku szpitalnym mięśnie Piotra zaczęły wiotczeć... Ból w nodze był nie do wytrzymania, ale nawet on nie przeszkodził mężowi w walce o powrót do sprawności. Rozpoczął intensywną rehabilitację. Walczy, bo wie, jak duża jest stawka. Zajęcia są bardzo męczące i bolesne... Rehabilitacji Piotra podporządkowaliśmy całe życie. Jeździmy do ośrodków, rehabilitantów, a po skończonych zajęciach ćwiczymy razem w domu. Robimy wszystko, aby Piotr wrócił choć do częściowej sprawności. Koszty leczenia, rehabilitacji, diety są dla nas ogromne... Znaleźliśmy się w sytuacji, w której jesteśmy pod ścianą. Musimy prosić o pomoc... Jeśli czytasz to i poruszyła Cię nasza sytuacja, będę niesamowicie wdzięczna. Nasze dzieci marzą o tym, aby wyjść na spacer z tatą... Pomóż nam odzyskać sprawność, która została Piotrowi brutalnie odebrana. Jeżeli nie możecie wpłacić, proszę o udostępnienie, wierzę, ze razem damy radę. Dziękuję za wszystko. Żona Piotra - Ania z rodziną ➡️Piotrkowi możesz pomóc też przez LICYTACJE - klik!

5 507,00 zł ( 9,67% )
Brakuje: 51 430,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki