Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Jonaszka
Piotr Jonaszka , 45 lat

Piotrek walczy o sprawność. Przed nim bardzo długa droga!

Zabrakło trzech kilometrów, by Piotrek bezpiecznie wrócił do domu. Jego auto roztrzaskało się na drzewie. Cudem przeżył, ale zapadł w śpiączkę. Rehabilitacja to jedyna szansa na powrót do życia, do jego małej córeczki Blanki, która cały czas o niego pyta... To było 9 marca 2019, trzy kilometry od domu. Do dziś trudno nam wszystkim uwierzyć, że jedna sekunda mogła odebrać nam Piotrka na zawsze. Odebrać brata i syna. Zabrać córeczce tatę. Stan Piotrka był dramatycznie zły. Od razu został przewieziony do szpitala, gdzie stwierdzono  uraz wielonarządowy, krwotok wewnętrzny, stłuczone płuca, obrzęk mózgu i pnia mózgu, stłuczenie serca, złamany kręgosłup szyjny i uraz twarzoczaszki. Usunięto mu śledzionę. Śpiączka... Lekarze nie dawali mu nawet szans na przeżycie. Sugerowali, aby przygotować się na najgorsze. Ewentualnie na to, że już zawsze pozostanie po tej drugiej, niemej i głuchej stronie zdany na innych.  My jednak wierzyliśmy, że nasze ufne i gorące modlitwy zostaną wysłuchane. Chcieliśmy, żeby po prostu był z nami. Czuwaliśmy przy nim i cierpliwie czekaliśmy.  Piotrek żyje i wybudza się ze śpiączki. Żyje, bo chce żyć i wie, że wszyscy na niego czekamy, kochamy go i tęsknimy – za jego niepoprawnym optymizmem, śmiechem, wygłupami, ale też za jego otwartością i gotowością do pomocy.  Gdy jego stan najpierw się ustabilizował, a potem minimalnie zaczął się poprawiać, wiedzieliśmy, że Piotrek już się nie podda. Cieszyliśmy się z na wpół otwartej powieki, z ruchu palcem, a potem z każdego kolejnego mikroskopijnego gestu, który przychodził mu tak trudno, ale dla nas był dowodem na to, że Piotrek wraca i walczy.  Piotrek jest intensywnie rehabilitowany, chętnie ćwiczy, ale ma też chwile zwątpienia. Boli go to, że jest uzależniony od innych, że nie może spędzać czasu z córeczką, która bardzo za nim tęskni. Dla niej zrobi wszystko, ale bez Waszej pomocy nie da rady pokonać wszystkich barier, w tym tej finansowej.   Każdy, kto zna Piotrka wie, jak jest wytrwały i uparty, więc na pewno daną mu szansę wykorzysta najlepiej jak to możliwe. Zaszedł już bardzo daleko i nie możemy pozwolić na to, żeby zrobił choć mały krok wstecz. Nie pozwolimy, żeby oglądał się za siebie. Tu nie ma miejsca na załamania. Przed Piotrkiem jest jeszcze całe życie. W imieniu Piotrka i całej rodziny bardzo dziękujemy za okazane dotąd wsparcie – modlitwę, słowa otuchy, czas z nim spędzony i prosimy – nie przestawajcie go wspierać. Tylko tak możemy dalej walczyć... Rodzina Piotrka –––––––––––––––––––– Historię Piotrka możesz śledzić na bieżąco na Facebooku: ➡️ Piotr Jonaszka - walczymy o powrót do zdrowia

32 955,00 zł ( 48,4% )
Brakuje: 35 130,00 zł
Gabriela Kromka
Gabriela Kromka , 6 lat

Małe uszko do uratowania. Pomóż Gabrysi!

Jak do tego doszło? Jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył podczas rutynowych badań w ciąży? Pytania, które już na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Córeczka urodziła się bez prawego uszka i ma zarośnięty kanał słuchowy. Otrząsnęliśmy się już z największego szoku, ale mamy świadomość, że czeka nas długa i kosztowna droga do tego, żeby Gabrysia mogła rozwijać się prawidłowo. Nie da się na takie informacje przygotować. To spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Szczególnie w tym wyjątkowym momencie. Na świecie pojawia się malutkie dziecko, wyczekiwane od tak długiego czasu. Rodzic w głowie wyobraża sobie pierwsze chwile, tę jedną minutę, w której weźmie maleństwo na ręce, pocałuje w czółko. Szepnie na ucho, jak bardzo je kocha. Na ucho, którego okazuje się, że nie ma…W szpitalu nie wiedzieli, co powiedzieć. Takie przypadki zdarzają się nadzwyczaj rzadko. Dla nas najważniejszym pytaniem było, czy córeczka słyszy i jaki wpływ na jej życie będzie miała ta wada. Gabi skończyła właśnie 2 latka i już wiemy, że na to uszko słyszy dźwięki dopiero od 65 decybeli. Powoduje to u niej dużą dezorientację przestrzenną i lęk. Maleństwo nie potrafi prawidłowo określić, skąd docierają do niej odgłosy otoczenia.  Kiedy stoisz na przejściu dla pieszych i, mając zdrowy słuch, nawet kiedy nie widzisz samochodu, jesteś w stanie określić, skąd nadjeżdża. Jeśli się zamyślisz, zagapisz, Twój słuch i wyuczony odruch zwiększy szansę, że się cofniesz, odskoczysz we właściwym momencie, ratując życie i zdrowie. Bez naprawy chorego ucha, moja córeczka nie będzie miała takiej możliwości, będąc zawsze narażoną na śmiertelne niebezpieczeństwo.Uszko Gabrysi da się skonstruować na nowo, a nawet otworzyć przewód kanał słuchowy. To oznacza, że córeczka może normalnie wyglądać i słyszeć. To pierwsze jest bardzo ważne, szczególnie dla dziewczynki, która niedługo pójdzie do szkoły i będzie narażona na ciekawskie spojrzenia i zaczepki rówieśników. Dzieci bywają okrutne dla tych, którzy wyglądają inaczej. Dlatego tak bardzo chcemy zdążyć, zanim Gabi stanie się bardziej świadoma i pójdzie do pierwszej klasy. Niestety, ratunek dla uszka córeczki możemy znaleźć jedynie za oceanem. W Stanach dysponują najlepszym sprzętem i największym doświadczeniem w tego typu operacjach. Problemem są jednak pieniądze, bo leczenie w USA to ogromny wydatek. Nie jesteśmy w stanie go sfinansować z własnej kieszeni, dlatego prosimy o pomoc… Tylko wspólnymi siłami może nam się udać.Życie postawiło nas w trudnej sytuacji. Musimy pokazać zdjęcia naszej córeczki, opowiedzieć obcym ludziom jej historię, żeby prosić o pieniądze. Musimy to zrobić teraz, żeby zdążyć, zanim Gabi podrośnie. Żeby jej dorosłe życie nie musiało być naznaczone traumą z dzieciństwa. Żeby nie musiała być tą inną, którą wskazuje się palcami. Żeby mogła zwyczajnie żyć... Michał - tata

28 299,00 zł ( 7,07% )
Brakuje: 371 563,00 zł
Roksana Ciesielska
Pilne!
Roksana Ciesielska , 16 lat

Gorzkie przekleństwo choroby... Mało czasu, by pomóc Roksance!

Najpierw niszczy trzustkę, potem atakuje inne organy… Powikłania mogą być śmiertelnie niebezpieczne! Do tej pory wydawała się nieuleczalna, skazywała chorujących na życie w nieustannej fazie czuwania i uważania na wszystko, bo jeden błąd, niedopatrzenie może spowodować tragedię… Cukrzyca, bo o niej mowa, jest bardzo niebezpieczna, choć wiele osób ją lekceważy. Nie my, nie wtedy, gdy dotyczy naszej córeczki… Medycyna idzie do przodu, dla Roksanki jest ratunek! Niestety, szczepionka wynaleziona w Polsce nie jest refundowana. Kosztuje majątek… Musimy spróbować, poprosić o pomoc, zrobić wszystko, by nasza córka dostała szansę na życie bez męczących następstw tej choroby… Wiemy, że już do końca życia Roksanka będzie musiała być na specjalnej diecie, nie chcemy kusić losu. Terapia TREG daje jednak świetne rezultaty, jest w stanie zatrzymać postępujące zniszczenia w organizmie i rozwój cukrzycy na etapie, w którym zostanie podana szczepionka!  Diagnozowanie Roksany zajęło lekarzom dużo czasu. Zaczęło się od tego, że zaniepokoiła nas otyłość brzuszna. Tak, w tych czasach coraz więcej dzieci ją ma, ale wynika to ze złej diety. Tymczasem Roksana miała alergię na mnóstwo produktów, właściwie nie jadła słodyczy! Szukaliśmy przyczyny. W końcu lekarz skierował nas na badania metabolizmu i krzywą cukru. Wynik nie wyszedł prawidłowy, włączono więc dietę o niskim indeksie glikemicznym, to był początek 2017 roku. Pełną diagnozę poznaliśmy dopiero wiosną rok później - cukrzyca 1 stopnia. Od tego czasu córeczka ma wprowadzone leki, przyjmuje je 3 razy dziennie. Tyle też razy mierzymy cukier we krwi. Po ponad roku jej paluszki są twarde od setek wkłuć. Roksana, choć jest jeszcze dzieckiem, wiele przeszła. Wie, co może jeść, a raczej czego nie może - tego jest zdecydowanie więcej. Nie ma mowy o cukierku czy batoniku - to by mogło doprowadzić do najgorszego… Dzielnie znosi wielokrotne wkłuwanie. Jest dzielna, choć nie tak przecież powinno wyglądać dzieciństwo... Cukrzyca typu 1 najczęściej występuje u dzieci i młodych osób. Jest cicha i podstępna, ujawnia się wtedy, gdy poczyni ogromne spustoszenia. My na szczęście wykryliśmy ją dosyć wcześnie, dlatego Roksana ma szansę na szczepionkę! Jeśli jednak jej trzustka zostanie bardziej zniszczona, kwalifikacja do terapii przepadnie… Ta okropna choroba autoimmunologiczną sprawia, że organizm sam niszczy komórki, które produkują insulinę. W efekcie w organizmie zaczyna brakować hormonu niezbędnego do prawidłowego metabolizmu cukrów, co prowadzi do podwyższenia stężenia glukozy we krwi. Wysoki poziom glukozy utrzymujący się przez dłuższy czas niesie za sobą poważne konsekwencje – prowadzi do uszkodzenia, zaburzeń czynności i niewydolności wielu narządów: oczu, nerek, nerwów, serca i naczyń krwionośnych. Cukrzyca typu 1 wymaga stosowania insuliny już do końca życia. Jednak nie musi tak być! Wczesna faza rozwoju cukrzycy u córki oraz dobre wyniki badań pozwalają na zastosowanie nowatorskiej metody TREG. Co to takiego? Jak podają sami autorzy, to „innowacyjna polska terapia z zastosowaniem limfocytów T-regulatorowych, pobranych z krwi pacjenta. Unikalność terapii polega na zwalczaniu przyczyn choroby, a nie tylko jej objawów klinicznych, poprawia parametry oraz jakość życia pacjenta”. Roksana potrzebuje dwóch cykli szczepień z programu „TREG”. Dzięki temu będzie mogła żyć normalnie, bez strachu, ciągłego kontrolowania, bez restrykcji…  Jesteśmy przeciętną polską rodziną. Koszt terapii nas przeraża, dlatego musimy prosić o pomoc. Wiemy, że jest wiele innych, często groźniejszych chorób, tak wiele dzieci potrzebuje pomocy… My to robimy dla naszego dziecka i pewnie każdy rodzic zrobiłby to samo… Roksana nie ma życia takiego jak jej rówieśniczki. Nie może nawet wyjechać na kolonię, wycieczkę klasową. Cały czas pilnujemy poziomu cukrów, podawania leków. Ograniczeń jest mnóstwo. Jaka jest Roksana? to niezwykle zdyscyplinowana dziewczynka, znakomicie się uczy, lubi pomagać innym, kocha zwierzęta, zwłaszcza psy. Sama organizowała nawet zbiórki karmy dla zwierząt w schroniskach! Sami przygarnęliśmy dwa psiaki, które wiele przeszły. Choroba sprawia, że rozumie znacznie więcej, jest bardzo dojrzała emocjonalnie. Oczywiście dla każdego rodzica jego dziecko jest cudowne, najwspanialsze i najukochańsze, każdy rodzic zrobi dla swojego dziecka wszystko. My także…  Bardzo prosimy Was o pomoc - jeśli możecie, udostępnijcie naszą prośbę dalej. Wiemy, jak trudna misja przed nami, jak ogromna kwota jest do zebrania. Nie wiemy za to, ile mamy czasu… Z góry dziękujemy za każdą formę wsparcia. Mama i tata Roksanki

69 205,00 zł ( 24,82% )
Brakuje: 209 519,00 zł
Kacper Banasiak
12 dni do końca
Kacper Banasiak , 7 lat

Koszmarna choroba zabija Kacperka! Zbieramy na leczenie ostatniej szansy

Kacperek to cały nasz świat. Kiedy miał roczek, nikt nie spodziewał się, że w jego organizmie kryje się bardzo ciężka choroba. Był jak każde inne dzieciątko. Dokładnie takie jak twoje. Ciekawy świata, pełen energii, uśmiechnięty. Z czasem zaczął czuć się coraz gorzej. Coś pochłaniało jego energię. Nie chciał się już bawić, nie chciał próbować stawiać pierwszych kroków, coraz częściej płakał. Zamiast uśmiechu na jego twarzy, częściej gościły łzy. Po kilkunastu wizytach u różnych specjalistów otrzymaliśmy diagnozę. Był to najgorszy dzień w naszym życiu. Od tamtej pory każdego dnia walczymy, aby choroba nie odebrała nam naszego synka...  Kacper cierpi na nieuleczalną, bardzo szybko postępującą chorobę genetyczną, zwaną Zespołem Leigha. Komórki w ciele Kacperka powoli zaczynają obumierać i nie produkują energii. Dziecko pomimo chęci poznawania świata staje się coraz bardziej ograniczone i słabsze. Organy przestają funkcjonować prawidłowo. Nie bawi się zabawkami jak jego rówieśnicy, ponieważ jego mały organizm nie ma na to sił.  Lekarze na pytanie, jak pomóc naszemu synkowi spuszczają wzrok, jesteśmy zdani sami na siebie, musimy sami w domu być lekarzami dla naszego skarba i przeprowadzać różnego rodzaju eksperymenty z suplementacją, aby wesprzeć jego organizm w tej nierównej walce. Choroba każdego dnia sieje spustoszenie w jego malutkim organizmie, mimo cierpienia i ciągłej walki Kacperek się nie poddaje i każdego dnia stawia czoła tej chorobie. Nieustanny strach, cierpienie, smutek i żal wypełniają nam każdy dzień. Po długich i bezskutecznych poszukiwaniach w końcu pojawiła się nadzieja… Dotarliśmy do rodziców mieszkających w USA, których synek również choruje na Zespół Leigha z taką samą mutacją SURF1. Dzięki ich inicjatywie została założona fundacja Cure Surf1. Zbierają oni środki na finansowanie badań nad terapią. Kacperek, jako jedyny z całej Polski jest jej podopiecznym i na obecną chwilę kwalifikuje się do terapii. Celem tego projektu jest zastąpienie brakującego genu SURF1 u dzieci cierpiących na jego brak. Zastąpienie genu odbywa się za pomocą specjalnego wirusa o nazwie AAV9. Aby zwiększyć szanse naszego synka do zakwalifikowania się do terapii, musimy dołożyć część środków finansowych do całej zbiórki. Dzięki zebranym funduszom wesprzemy badania nad terapią genową i umożliwimy jej jak najszybsze uruchomienie. Nie znamy dokładnej kwoty leczenia, ale wiem, że będzie duża, sami nie damy rady! Dzięki tej terapii w przyszłości nie tylko nasz synek może żyć normalnie, ale wszystkie inne dzieci, ich rodzice ominą wielu cierpień, przez które my musimy przechodzić, a nie ma nic gorszego niż walczyć z chorobą dziecka, z którą nie ma szans wygrać...  Z całego serca prosimy, pomóż nam uratować naszego synka i daj szansę innym dzieciom oraz nadzieję ich rodzicom. Rodzice Kacperka

126 335 zł
Dominik Kowalczyk
4 dni do końca
Dominik Kowalczyk , 27 lat

Wypadek złamał życie mojego syna. Pomóż mu wrócić do sprawności.

Jedna sekunda, chwila czyjejś nieuwagi i wszystko przepada. Zdrowie, sprawność, plany na przyszłość. Jak to jest zaczynać życie od nowa w wieku 22 lat? Mój syn doskonale zna odpowiedź na to pytanie… Nieszczęśliwy wypadek przekreślił wszystko, co do tej pory potrafił… Znów jest na początku swojej drogi. Żyje, choć mogło go nie być. Robimy wszystko, żeby odzyskać to, co wtedy stracił, ale do tego potrzeba ogromnych pieniędzy.  Dominik kochał sport, niedawno skończył technikum gastronomiczne, rozpoczął pracę, działał w Ochotniczej Straży Pożarnej. To właśnie w czasie wykonywania obowiązków zastępcy prezesa OSP doszło do tragedii… Syn jechał na ćwiczenia, gdy zdarzył się wypadek. Zabrakło kilometra, by bezpiecznie dojechał do celu. Dostaliśmy telefon, którego nikt nigdy nie chce odebrać. Grobowy głos w słuchawce, lodowy kolec w sercu. Moment, w którym zatrzymuje się ziemia. Chwila sprawiła, że ze zdrowego, młodego mężczyzny, zamienił się w “małego” chłopca, który wymaga stałej opieki rodziny… Dominik miał wiele złamań, ale najgorsze, to nieodwracalne uszkodzenie mózgu. Organu, procesora, który odpowiada za wszystko. Ciężko patrzeć, kiedy syn nie potrafi odczytać godziny na zegarku, nie wie jak trafić do domu… Kiedy po prostu jest bezradny. Z Dominikiem nie ma kontaktu logicznego, ma zaburzenia świadomości, problemy z pamięcią. Uczy się wszystkiego od nowa. Nie mogę go zostawić samego nawet na chwilę… Nasz świat rozpadł się na miliony kawałków i teraz próbujemy go małymi kroczkami posklejać na nowo. Nie jest łatwo, nikt sobie nie zdaje z tego sprawy, dopóki nie doświadczy na własnej skórze. Uszkodzonego mózgu nie da się ot tak naprawić. Przed Dominikiem wiele pracy, by nauczyć się żyć od nowa… Syn potrzebuje stałej, żmudnej rehabilitacji. Wystarczy kilkudniowa przerwa, by wszystko musimy zaczynać od nowa. Dlatego nie wolno nam się teraz zatrzymać. Do tej pory opłacałem zajęcia sam, ale wizyty rehabilitanta skutecznie drenują moje oszczędności. Portfel zaczyna świecić pustkami… Stoję na krawędzi, dlatego proszę o pomoc.  On ma całe życie przed sobą i ja wciąż wierzę, że nie będzie skazany przez kolejne kilkadziesiąt lat na wegetację. Jeszcze może być pięknie i wspaniale, ale setek godzin rehabilitacji nie przeskoczymy. Proszę, bądźcie z nami. Syn wiele razy pomagał ludziom w potrzebie, musimy mu pokazać, że dobro wraca! Krzysztof, tata Dominika.

8 815,00 zł ( 18,41% )
Brakuje: 39 057,00 zł
Robert Kot
4 dni do końca
Robert Kot , 57 lat

Życie potrzaskane na miliony kawałków. Pomóż Robertowi odzyskać sprawność!

Wystarczyło kilka sekund, moje życie posypało się jak domek z kart. By plany i marzenia zastąpiła walka o zdrowie. Wpadłem pod samochód, kierowca nie zauważył mnie podczas cofania. Poczułem ogromny ból, siła koni mechanicznych sponiewierała kręgosłup, żebra, płuca. Lekarze jakimś cudem utrzymali mnie na tym świecie, ale moje zdrowie jest w opłakanym stanie. Potrzebuję ogromnych pieniędzy, żeby jeszcze kiedykolwiek stanąć na nogach… Rano 6 czerwca wychodząc z domu, nie spodziewałem się, jak bardzo ten dzień zmieni życie moje i całej mojej rodziny. Bardzo boleśnie otarłem się o śmierć. Liczyła się każda minuta, gdy do szpitala zabierał mnie śmigłowiec… Mnóstwo obrażeń wewnętrznych, organy zamienione w mielonkę. Lekarze walczyli o mnie przez 8 godzin, kolejne 4 tygodnie przeleżałem w śpiączce farmaceutycznej. Rodzina odchodziła od zmysłów. Nie da się opisać tego, co czuje człowiek w takim momencie.  Wciąż trudno mi się pogodzić z tym, co się stało. Straciłem sprawność, samodzielność, możliwość decydowania o sobie. Moim najbliższym towarzyszem stało się nieznośne cierpienie. Boli mnie wszystko i trudno cokolwiek z tym zrobić. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Bez pomocy ze strony innych osób nie mogę nic… Mięśnie dopadła potężna spastyczność. Są twarde, napięte, nie chcą mnie słuchać. Nie służą do tego, do czego zostały stworzone. Po prostu bolą… Oprócz sprawności straciłem też ślub najstarszej córki. Nie było mnie, gdy składała przysięgę małżeńską, ani kiedy tańczyła swój pierwszy taniec. Nikt z obecnych nie bawił się beztrosko, mając w świadomości mój stan i wymuszoną nieobecność. To już jednak przeszłość. Bolesna, okrutna, ale jednak przeszłość. Żeby nie zwariować, staram się patrzeć w przyszłość i szukać szans na powrót do zdrowia, do którego jedyna droga prowadzi przez długotrwałą i intensywną rehabilitację. A co za tym stoi piekielnie kosztowną. Dostałem od życia cios, po którym leżę i próbuję się podnieść. Samemu mi się nie uda, wiem o tym doskonale. Rozpadłem się, rozsypałem na wiele kawałków i teraz wraz z rodziną staramy się te kawałki poskładać na nowo. Stary, w pełni zdrowy Robert już pewnie nigdy nie wróci, ale muszę starać się odzyskać z utraconej sprawności, ile tylko się da. Dla siebie i dla rodziny, żeby nie być już do samej śmierci jedynie obciążeniem. Musiałem przełamać wstyd i nauczyć się prosić o pomoc przy najprostszych czynnościach. Proszę i Ciebie o wsparcie finansowe na moją długotrwałą i bardzo drogą rehabilitację… Robert

9 472,00 zł ( 15,46% )
Brakuje: 51 773,00 zł
Tomasz Włodarczak
4 dni do końca
Tomasz Włodarczak , 38 lat

Chcę znów uprawiać sport, biegać, żyć! Potrzebuję do tego protezy. Pomóż!

Ten dzień zmienił wszystko. Jedna chwila, niefortunny zbieg okoliczności. Tyle razy tamtędy przejeżdżałem i nigdy nic się nie wydarzyło, aż do tamtego fatalnego poranka, trzy lata temu... Jechałem do domu po nocnej zmianie, przejazd kolejowy był zepsuty, nie słyszałem i nie widziałem nadjeżdżającego pociągu… Wjechałem na tory i nagle zapadła ciemność.  Chyba tylko cud sprawił, że przeżyłem. Złamana miednica, połamane nogi, ręce, oparzenia trzeciego i czwartego stopnia - taki był bilans. Lekarzom udało się mnie poskładać, miałem kilka przeszczepów skóry. Bolał mnie każdy fragment ciała, to była droga przez piekło. Niestety wszystko bardzo źle się goiło, a po skomplikowanej operacji kolana zaczęły się następne problemy… Okazało się, że zostałem zarażony gronkowcem złocistym.  Bakteria niczym tsunami spowodowała ogromne spustoszenie w moim ciele. Pojawił się rozległy stan zapalny, który w bardzo szybkim tempie się rozprzestrzeniał. Stanąłem nad krawędzią, a lekarze nie mieli wyjścia. Musieli amputować nogę, by uniknąć całego zakażenia organizmu. Trudno się było z tym pogodzić. Mogłem tylko powiedzieć lekarzowi: czyń swoją powinność... Przed wypadkiem byłem bardzo aktywny. Całe życie uprawiałem sport. Trenowałem na siłowni, sztuki walki, próbowałem boksowania. Marzyłem o tym, by rozpocząć przygodę z tai-chi. Dla człowieka, dla którego sport jest całym życiem, amputacja to tragedia. Nagle tracisz poczucie wartości, czujesz się ograniczony. Rozumiesz aż za dobrze, jak wiele barier jest dookoła. Jeśli nie ma schodów, poruszam się na wózku. Kiedy trzeba, biorę w ręce kule i staram się dokuśtykać na miejsce przeznaczenia. Na własnej skórze doświadczam, jak bardzo świat dookoła nie jest przystosowany do potrzeb osób z ograniczoną sprawnością. Każdy krawężnik, nierówny chodnik, drzwi, które otwierają się w złą stronę… Chodząc na dwóch zdrowych nogach, człowiek tego nie zauważa. Marzę, by wrócić do tego, co w życiu dawało mi najwięcej satysfakcji i radości. Żeby wrócić do uprawiania sportu, do normalnego życia bez ograniczeń, pilnie potrzebuję protezy. Cena za moją sprawność jest jednak ogromna. Koszt protezy przerasta zarówno mnie i moich rodziców. Dlatego proszę o pomoc. Chciałbym cofnąć czas, każdy na moim miejscu by chciał. Mickiewicz miał rację, pisząc o zdrowiu, które się docenia po stracie… Wierzę, że jest jeszcze przede mną przyszłość. Zależy ona jednak od ogromnych pieniędzy. Proszę, pomóż mi wrócić do życia sprzed wypadku.  Tomek

11 883,00 zł ( 6,64% )
Brakuje: 166 840,00 zł
Daniel Szczepaniak
5 dni do końca
Daniel Szczepaniak , 24 lata

W wypadku połamał się jak zapałka... Daniel potrzebuje nas, by znów chodzić!

Kilometr – tyle zabrakło, by bezpiecznie wrócił do domu. Daniel i jego siostra wracali na skuterze do domu. Jechali wolno – 50 km/h. Samochód z naprzeciwka pojawił się nagle… Daniel nie miał szans. Połamał się jak zapałka… Bardzo potrzebna jest Twoja pomoc! Mama Daniela: To był 29 marca 2019 roku. Czarny piątek na drogach… Było wiele wypadków samochodowych. Nie sądziłam jednak, że jeden z nich przydarzy się mojej rodzinie, moim dzieciom… Zaalarmowała mnie nasza sąsiadka. Wracała do domu, przejeżdżała obok miejsca wypadku. Widziała zbiegowisko, rozbity skuter, samochody, policję i pogotowie… Natychmiast pobiegłam na miejsce. Gdy coś stanie się twojemu dziecku, to największa tragedia. W tym wypadku ucierpiała dwójka moich dzieci. To była najgorsza chwila w moim życiu. Siostra Daniela była połamana, ale jej życie nie było zagrożone. Zabrano ją do szpitala w Pile. Stan Daniela był na tyle poważny, że wezwano do niego helikopter medyczny. Trafił na Oddział Intensywnej Terapii szpitala w Bydgoszczy, gdzie lekarze walczyli o jego życie. Był w śpiączce, oddychał za niego respirator. Nikt nie wiedział, czy przeżyje. Daniel: To była chwila. Z wypadku nie pamiętam nic. Jechałem na skuterze, byłem już niedaleko domu. Nagle pojawił się samochód, wszystko potoczyło się tak szybko… Do dziś to jest jak za mgłą… O tym, że zdarzył się wypadek, nie dają mi jednak zapomnieć moje nogi. Zderzenie musiało być tak silne, że obie nogi połamały się jak zapałki. Zresztą nie tylko one. Strzaskana była miednica, kręgosłup w odcinku lędźwiowym, w kilku miejscach czaszka, płuca. Mama Daniela: To, że Daniel przeżył i że nie doszło do uszkodzenia mózgu, to cud. Po upadku w głowie zrobił się krwiak, który jednak na szczęście się wchłonął. Syn spędził wiele dni na Oddziale Intensywnej Terapii… Tam powolutku dochodził do siebie. Daniel: Cieszę się, że przeżyłem, że miałem na tyle szczęścia, że mogę tu wciąż być… Doceniam każdy dzień. Urazy, jakich doznałem, spowodowały jednak, że nie mam już możliwości cieszyć się życiem jak kiedyś... Po tylu złamaniach przez długi czas nie wstawałem w ogóle z łóżka. Dopiero od niedawna zaczynam naukę chodzenia o kulach. Choć słowo chodzenie, jest tutaj na wyrost. Stawiam zaledwie kilka kroków… Bez pomocy innej osoby nie jestem w stanie zrobić nic. Marzę, by znów być sprawny… By samemu o własnych silach wyjść z mieszkania. Tak bardzo chcę chodzić… Jestem uczniem czwartej klasy technikum informatycznego. Chciałbym zdać maturę, iść na studia, ale bez rehabilitacji to się nie uda. Wiem, że długa i ciężka praca przede mną, ale jestem na to gotowy! Czas oczekiwania na rehabilitację z NFZ to wiele, wiele miesięcy… A ja nie mam tyle czasu! Aby moc wstać z łóżka i stać się samodzielny, potrzebuję pomocy – muszę ćwiczyć już teraz. Proszę Cię, pomóż mi opłacić trzymiesięczny turnus rehabilitacyjny, dzięki któremu mam szansę, by stanąć na nogi. Ani mnie, ani mojej mamy na to nie stać. Bez Ciebie nie dam rady wrócić do zdrowia. Każda złotówka się liczy, bo to właśnie ona pozwoli mi odwrócić skutki wypadku i znów żyć normalnie… Czasu nie cofnę, ale w walce o zdrowie nie poddam się nigdy! To jest bardzo trudne, tak publicznie prosić o pomoc, ale cała nadzieja w ludziach dobrej woli, w ludziach, którzy okażą wsparcie, w ludziach, dzięki którym przejdę kilka kroków, a potem następne. Aż w końcu sam o własnych silach będę mógł opuścić mieszkanie. Tak bardzo chcę znowu chodzić…

17 098,00 zł ( 35,32% )
Brakuje: 31 306,00 zł
Mariusz Człapa
3 dni do końca
Mariusz Człapa , 42 lata

Bez rehabilitacji Mariusz nie ma szans na powrót do zdrowia. Pomóż mu stanąć na nogi!

Tętniak jest podstępny, nie daje objawów, można z nim żyć latami, nie wiedząc nawet, że jest i nagle pęka… 23 stycznia tętniak pękł w głowie mojego syna i chyba tylko cud sprawił, że nadal jest z nami… Nikt się tego nie spodziewał i nikt nie był na to przygotowany. W jednej nasz świat się zawalił, a później było tylko gorzej.  Gdy wydarzyła się ta tragedia, Mariusz był na zakupach w sklepie. Nagle upadł na ziemię… Ktoś wezwał karetkę, potem operacja i długie godziny czekania w lęku. Nie da się opisać tamtych chwil. Strach wypełnił całą dostępną przestrzeń. Początkowo o to, czy w ogóle przeżyje, później czy się obudzi i w końcu, czy będzie jeszcze kiedyś sprawny.  Kiedy myśleliśmy, że najgorsze już za nami, po trzech tygodniach pobytu na oddziale intensywnej terapii doszło do kolejnego wycieku z okolicy tętniaka… Aż trudno w to uwierzyć. Kolejne ciosy spadały na nas raz za razem. Jak przetrwać taką nawałnicę nieszczęść? Ktoś zna odpowiedź? Mariusz ma od tego czasu problemy z nogami. Nie chodzi, porusza się na wózku, szwankuje też pamięć. Mariusz potrzebuje pomocy innych, bo bez niej nie jest w stanie zrobić wielu rzeczy - chociażby się ubrać. Synowi ciężko było pogodzić się z taką sytuacją. Przyszło przybicie, załamanie… Na szczęście trwało to krótko. Tą, która trzyma Mariusza na powierzchni, jest ukochana córeczka. To dla niej chce stanąć na nogi, dla niej chce znów być sprawny. Syn od kilku tygodni przebywa w specjalnym ośrodku rehabilitacyjnym, robi duże postępy. Jest nadzieja, że stanie na nogi. Żeby to się udało, potrzeba kolejnych miesięcy ćwiczeń pod okiem specjalistów. Dla mnie i dla rodziny Mariusza kwota za leczenie jest nieosiągalna. Mariusz oprócz turnusów potrzebuje też specjalnego urządzenia przyspieszającego gojenie odleżyn, leków i opatrunków. Potrzeby są bardzo duże, a pieniędzy mało. Dlatego prosimy o pomoc.  Nasz świat wywrócił się do góry i próbujemy wszelkimi sposobami poskładać go na nowo. Nie jest łatwo i jeszcze długo nie będzie. Serce boli, łzy stają w oczach, ale nie mamy innego wyjścia, jak tylko próbować sobie poradzić z tym wszystkim. Z Twoim wsparciem będzie nam dużo łatwiej. Pomożesz? Mama Mariusza

11 177,00 zł ( 21,51% )
Brakuje: 40 781,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki