Rak chce odebrać nam synka! Uratuj Maksia - życie, które dopiero się zaczęło...

Immunoterapia przeciwciałami anty-GD2, by ratować życie Maksia
Zakończenie: 26 Września 2018
Opis zbiórki
„Mamo, co ja takiego złego zrobiłem, że muszę być w szpitalu?” Serce pęka, gdy pyta o to zrozpaczone dziecko. Co odpowiedzieć, że to nie Ty, że to rak…? Że te dni pełne bólu to konieczność, by Twoje życie nie zgasło w wieku 4 lat? Że to, czy wyzdrowiejesz, zależy od tego, czy znajda się dobrzy ludzie, którzy pozwolą Ci przeżyć, synku?
Rak nie pyta o zgodę, by wejść, on wdziera się w życie gwałtownie, bez pukania, niszczy dom, odbiera normalność, przynosi lęk, zabija. Za nami rok piekła, codzienności na oddziale onkologii, przeraźliwego strachu o życie naszego synka. Smutku i łez Maksia nie da się opisać słowami. Błagamy o pomoc, o ratunek dla naszego synka, bo tylko kosztowne leczenie jest dla niego szansą, że uda mu się zwyciężyć raka i pokonać śmierć.
Neuroblastoma, nowotwór złośliwy układu współczulnego, IV, najgorszy stopień zaawansowania. Przerzuty do szpiku i kości… Rak, który atakuje tylko dzieci, te malutkie, te najbardziej bezbronne – połowa pacjentów, która pada jego ofiarą, nie ma nawet 2 lat… Maks miał 3, gdy zaczął się nasz koszmar, scenariusz niczym z najgorszego horroru. Pod koniec marca 2017 zaczęła boleć go nóżka. Pokazywał na nią paluszkiem, płakał. Nikt nie przypuszczał, że w jego brzuszku jest guz, tak ogromny, że uciska już na biodro… W szpitalu lekarze stwierdzili zapalenie stawu biodrowego. Po 3 dniach wypuszczono nas do domu… Nasz synek, wcześniej radosny, pełen życia, wciąż jednak źle się czuł. Gorączkował. Wróciliśmy do szpitala… Dopiero wtedy lekarze zwrócili uwagę na twardy brzuszek i zlecili badanie USG.
2 kwietnia 2017 roku, dzień, którego nigdy nie zapomnimy, dzień, w którym skończyło się dzieciństwo Maksia, a zaczęła walka o życie… Guz w brzuszku Maksia był wielkości dwóch dorosłych męskich pięści, miał wymiary 15x14x13 centymetrów… Zajmował prawie całą jamę brzuszną.
Wiosna miała być najpiękniejszym czasem dla naszej rodziny. Spodziewaliśmy się drugiego dziecka – Maks tak się cieszył, że będzie miał braciszka… To był ósmy miesiąc ciąży, gdy padła diagnoza. Czas, który miał być wspaniały, stał się horrorem… W czerwcu czas dzieliliśmy między oddział onkologiczny i położniczy. Nasz drugi synek właśnie rozpoczął życie, gdy ten pierwszy o nie walczył, stojąc w obliczu śmierci. Wciąż ciężko o tym mówić, jak to jest, patrzeć na swoje dziecko i słyszeć słowa: rak, przerzuty, chemioterapia, rokowania… Nie da się opisać, jak to było – patrzeć, jak Maks przyjmował chemię, truciznę, która ma pomóc, ale jednocześnie niszczy… Czekaliśmy na jakiekolwiek światło nadziei, ale go nie było - chemioterapia nie działała, guz się nie zmniejszał, nie znikały przerzuty, a Maks cierpiał, opadał z sił, tracił włosy, gorączkował, chorował. Drugim obliczem raka, oprócz bólu, jest samotność – po chemii na Maksa czekała izolatka, nie miał w ogóle odporności, każda bakteria mogła go zabić. Gdy mogliśmy wyjść na chwile do domu, zamykaliśmy się tam i siedzieliśmy całe dnie – jakikolwiek kontakt z kimś obcym, nawet zwykłe podanie ręki dla naszego synka mogło oznaczać śmierć.
W październiku przenieśliśmy się do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam Maks dostał inną chemię, która okazała się posłańcem dobrej wiadomość – zniknęły przerzuty. Lekarze podjęli decyzję o operacji… Zamiast jednej odbyły się dwie, guz okazał się tak rozległy, tak niebezpieczny. Pierwsza trwała 8 godzin, druga niewiele mniej… W jej trakcie okazało się, że guz uciska nerki, żołądek, trzustkę – jej kawałek trzeba było wyciąć, bo prawdopodobnie przerzuty pojawiły się również tam… Pomiędzy jedną a drugą operacją – kolejna chemia. Maks przyjął już 18 cykli…
Wciąż jednak nie udało się wyciąć guza w całości – pozostała masa resztkowa, która jest jak tykająca bomba… Rak wciąż pustoszy ciało Maksia i stanowi śmiertelne zagrożenie dla jego życia! Synka czeka jeszcze wyniszczająca megachemia i autoprzeszczep szpiku, potem radioterapia oraz kropka nad i – immunoterapia. Usunie resztki guza, ma też chronić przed wznową, która pojawia się u połowy chorych na neuroblastomę dzieci! Zwiększa szanse wyzdrowienia aż o 20%! A w przypadku wartości, którą jest życie dziecka, znaczenie ma każdy promil… To jednak leczenie nierefundowane – cena 1 ampułki to ponad 10 tysięcy euro… Maks potrzebuje 20 ampułek. To ponad 200 tysięcy euro!!! Dzięki ludziom dobrej woli, którzy wspierali nas przez ten ponad już rok walki, udało nam się zgromadzić część środków na leczenie, wciąż jednak pozostała ogromna kwota… Cena za życie naszego dziecka.
Nasze życie można porównać do jazdy pociągiem, do którego wsiadł niechciany pasażer i go wykoleił. My, wzięci przez niego w niewolę, walczymy z całych sił o to, by przetrwać… Maks jest z nas wszystkich najsilniejszy, najdzielniejszy… Pyta nas czasami, za ile dni będzie już zdrowy? Nie wiemy, co odpowiedzieć. Drugim domem żadnego dziecka nie powinien być oddział onkologii… Chcemy wyjść z koszmaru onkożycia, bezsilności, cierpienia, chcemy żyć normalnie, chcemy budzić rano naszego synka, odprowadzać do przedszkola, czytać mu bajki, patrzeć jak bawi się z bratem… Chcemy właściwie tylko jednego – by Maks żył… Prosimy - pomóż nam.