Złośliwy nowotwór zaatakował małego Michasia❗️Pomóż uciec przed najgorszym!

Nierefundowane leczenie nowotworu, badania
Zakończenie: 10 Listopada 2020
Opis zbiórki
Michaś walczy ze złośliwym nowotworem! Trwa rozpaczliwa walka o życie dziecka. Możesz pomóc!
Miał tylko trzy latka, gdy po raz pierwszy upomniała się o niego śmierć. Tak małe dziecko i brutalna choroba, która przynosi cierpienie... To wszystko spotkało naszego synka! Michaś krzyczy z bólu, a my nie możemy zrobić nic, by zabrać tę udrękę. Chemia, radioterapia, potem znowu czeka nas chemia. Niestety, nikt nie daje gwarancji, że nawet po tak ciężkim leczeniu nowotwór nie wróci. Dlatego po zakończeniu terapii w Polsce chcemy spróbować leczenia za granicą. Trwają konsultacje, by wybrać możliwie najlepszą metodę. Wiemy jednak, że nieważne, na co się zdecydujemy, koszty nas przerosną, dlatego prosimy z całego serca o pomoc.
Niech rak zniknie z oczka naszego synka, niech zniknie nam z oczu… Codziennie o to prosimy i nadal nie możemy uwierzyć, dlaczego choroba zaatakowała właśnie jego. Przecież jest tak malutki, tak bezbronny…
Zaczęło się od zgrubienia na oczku. Sądziliśmy, że to jęczmień. Okulista przepisał sterydy oraz antybiotyki. Nie tylko nie pomogły, ale jeszcze pogorszyły stan oczka! Szpital i pierwsze badanie, które zburzyło nasz świat - nowotwór oka. Tydzień później badanie histopatologiczne potwierdziło najgorsze - mięśniakomiesak prążkowanokomórkowy, typ embrionaly – nowotwór złośliwy.
Pierwszy miesiąc po diagnozie przepłakaliśmy. Ale rozpacz musieliśmy schować głęboko w sobie, bo zaczęła się walka. Ta na śmierć i życie naszego synka. Leczenie pochłania gigantyczne koszty. Dzięki wsparciu mogliśmy opłacać to, co nie jest refundowane, jednak środki się skończyły, a przed nami jeszcze daleka i bolesna droga.
Zaczęliśmy leczenie w „Przylądku nadziei” we Wrocławiu. Jesteśmy po radioterapii, przed nami chemia, przynajmniej do końca sierpnia. Niestety, Michaś tragicznie ją znosi. Wymioty, które trwają całymi dniami, ogromny ból brzuszka, przez który nasz mały synek cały się zwija, piszczy z bólu. Obciążona wątroba daje się we znaki, konieczne są przetaczania krwi, odporność spada do zera.
Każdra ranka, nie mówiąc już o infekcji, to śmiertelne niebezpieczeństwo. W czasie pandemii życie naszego Michasia jest nieustannie zagrożone, a niezrozumiałe procedury sprawiają, że często możemy go widzieć tylko przez szybę… Dla tak małego, cierpiącego dziecka to dodatkowy, silny stres. Michałek strasznie cierpi…
W Polsce leczenie jest bardzo ograniczone. Choć za granicą stosowane są specjalne "blokery" (lek biologiczny, inhibitor, który blokuje rozwój komórek nowotworowych) zamiast chemii, tutaj dają je tylko w przypadku wznowy, gdy często jest już za późno - tak rozpisany jest standardowy protokół leczenia. Niezwykle złośliwy rak prawie zawsze wraca. To, co teraz przechodzimy, nie daje nam żadnej gwarancji na przyszłość. A jeśli nowotwór powróci, chemia i radioterapia pewnie już nie zadziałają. Musimy zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić!
Niezbędne badania genetyczne kosztują fortunę, tak samo jak wsparcie wymęczonego organizmu suplementami. Dodatkowe leki, wyjazdy do specjalistów, na konsultacje… To wszystko sprawiło, że nie mamy już żadnych środków, w wydatki się mnożą. Czekamy na kosztorysy z Niemiec i na to, co jeszcze przyniesie los. Wiemy już na ten moment, że walka o życie naszego synka pochłonie dziesiątki tysięcy złotych.
Nie możemy stracić Michasia… Jak tylko otworzą granicę i skończy się chemia, chcemy w pierwszej kolejności zabrać synka do Niemiec na leczenie wspomagające. Konsultujemy Michałka z kilkoma klinikami. Wszystko po to, by uniemożliwić rakowi powrót. Jeśli w porę nie powstrzymamy raka, ten wróci jeszcze silniejszy, by zabrać życie naszego dziecka. Ciągle wierzymy w cud, bo to daje nam każdego dnia siłę, choć serce rozrywa żal. Żaden rodzic nie powinien bezradnie patrzeć na cierpienie swojego dziecka… Błagamy o pomoc!
Paulina, mama Michasia