Pokonałam śmierć. Czy dasz mi życie bez bólu?

rehabilitacja - szansa, by Dalidka była zdrowym dzieckiem! i ortezy
Zakończenie: 4 Lipca 2018
Rezultat zbiórki
W imieniu naszej córki Dalidki jak i naszym, chcialibyśmy z całego serca podziękować za każdą wpłatę od wszystkich osób, które zaangażowały się w zbiórkę pieniędzy na jej rehabilitację. Dzięki Państwa pomocy i zaangażowaniu mogliśmy systematycznie uczęszczać na zajęcia, która sprawiła, że córka zaczęła być samodzielna.
Przed nami jeszcze długa droga, ale dzięki takim wielkim sercom jesteśmy pewni, że wszystko jest możliwe, a wiara czyni cuda. Mamy nadzieję, że dobro, którym zostaliśmy obdarowani wróci do każdego z Państwa z podwójną siłą.
Anna, mama
Opis zbiórki
To były jej pierwsze urodziny. Tort, kolorowe balony, zaproszeni goście, którzy mieli zjawić się lada chwila… Bajkę przerwał telefon ze szpitala. Przyszły wyniki rezonansu. Wszystko przestało się liczyć. Liczyło się to, że musimy jechać, że córeczka musi mieć operację, od której zależy jej życie…
Szpital. Nasz drugi dom… Chciałabym, żeby ona nigdy nie musiała się w nim budzić i zasypiać. Chciałabym móc zabrać jej ból, zatrzymać ten uśmiech, czasem ledwo widoczny wśród opatrunków, wężyków kroplówek. Jest taka dzielna. Najdzielniejsza osoba, którą znam… Dlaczego tak strasznie cierpi?! Moja mała, chora córeczka. Dzięki Tobie może mieć szansę na inne życie…
Tak trudno jest pisać o chorobie dziecka, jeszcze trudniej – błagać o pomoc. Chowam jednak wstyd, bo nie liczę się ja, liczy się tylko ona. Ta malutka istotka jest sensem mojego życia od momentu, gdy przyszła na świat… Zrobię dla Ciebie wszystko, córeczko...
Byłam bardzo młoda, gdy zaszłam w ciążę. Bałam się, ale jednocześnie cieszyłam, że dziecko, które nosiłam pod serce, będzie zdrowe. W 36. tygodniu ciąży usłyszałam, że dzieje się coś z główką… Błyskawicznie zrobiono mi dodatkowe badania. Usłyszałam, że córeczka przyjdzie na świat z przepukliną oponowo-rdzeniową. Nie wiedziałam, co to znaczy. Wytłumaczono mi, że je jej układ nerwowy nie rozwinął się prawidłowo. Że będzie nieodwracalnie sparaliżowana od pasa w dół…
W jednym momencie skończyła się piękna bajka, a zaczął koszmar. Płakałam przez tydzień. Myślałam, że wiem, co to znaczy się bać… Nie wiedziałam, aż do tego momentu, bo największym strachem jest bać się nie czegoś, ale o kogoś…
Nadszedł dzień narodzin, dla każdej mamy najpiękniejszy dzień w życiu. Również dla mnie. Był jednak inny niż myślałam… Wcześniej sądziłam, że gdy zobaczę swoje maleństwo, które nosiłam 9 miesięcy pod sercem, popłyną łzy szczęścia. Płynęły łzy, lecz łzy strachu o to co dalej będzie z moją maleńką kruszyneczką, czy ją boli, czy sobie da radę? Widziałam ją może przez sekundę... Zabrali ją, przewieźli do innego szpitala. Trafiła nie w moje kochające ramiona, ale na stół operacyjny, gdzie walczyli o nią chirurdzy. Nasze pierwsze prawdziwe spotkanie było dwa dni później, nie było jednak takie, jakiego chciałaby każda mama… Nie było na sali porodowej, ale na OIOM-ie, córeczka nie oddychała sama, ale robił to za nią respirator. Żeby złożyć na jej czole pocałunek, musiałam odgarniać plątaninę kabli. Ledwo ją było widać – przez wężyki urządzeń i przez moje łzy…
Potem spadł na nas kolejny cios – wodogłowie. Płyn, wytwarzany przez mózg, nie wchłaniał się, ale gromadził w główce. Lekarze powiedzieli, że musi przejść kolejną operację. Inaczej nie dożyje piątego roku życia… Ciężko mi zdecydować, czy to był najgorszy dzień mojego życia, czy może inny, dzień pierwszych urodzin Dalidki. Dzień, w którym przyszła diagnoza. Zespół Arnolda-Chiariego. Wada, w której część mózgu przemieszcza się do kanału kręgowego… Wystarczy jakikolwiek wysiłek fizyczny. Ruch, kichnięcie czy kaszel. Powoduje to niewyobrażalny ból. Konieczna była kolejna operacja. Były komplikacje. Doszło do zatrzymania akcji serca…
Spędziłyśmy w szpitalu dwa miesiące. Miałam deja vu. Dalidka znów musiała cierpieć. Znów drżałam ze strachu o jej życie.
Kolejne operacje. Wycięcie przepukliny pachwinowej. Korekta ustawienia nóżek. Problemy z pęcherzem. Cewnikowanie co 3 godziny, które powoduje liczne zakażenia. Pobyty w szpitalu. Przestałam już liczyć, ile ich było…
Ciągle czekałam na cud, który w końcu nadszedł...
Kolejna operacja, odbarczenie rdzenia kręgowego. Trwała sześć godzin. Sześć godzin, które zmieniły na zawsze życie moje i Dalidki. To był początek nowego życia, życia, które będzie trwać…
Wcześniej córeczka nie chodziła, tylko pełzała. Dziś stawia pierwsze kroki o balkoniku… To wszystko dzięki ciężkiej pracy. Ona, która miała być sparaliżowana. Która miała nie dożyć piątego roku życia. Skreślona przez lekarzy jeszcze przed narodzeniem… Jeśli nauczy się chodzić, będzie zdrowym dzieckiem! Przed nią jeszcze długa droga… ale za nią już tyle, że wiem, że wygra. Że się nie podda.
Mówią, że jestem silna, ale tak naprawdę to nic w porównaniu z nią… To dzięki niej się uśmiecham. To ona ma energię, która zaraża wszystkich. To ona pokazuje mi, że nie warto się poddawać i trzeba walczyć do samego końca. To ona sprawia, że każdy dzień jest radosny, pełen miłości. To dzięki niej wiem, że wszystko jest do zdobycia, tylko trzeba chcieć. Nigdy nie byłam skłonna oddać komuś ostatniego pysznego gryza… Nigdy nie myślałam, że moja pralka świetnie pierze piasek i kamyki. Nigdy nie myślałam, że mój pocałunek ma moc uzdrawiającą. Nigdy... Aż do momentu, gdy urodziłam Ciebie, córeczko…
Dlatego błagam o pomoc dla niej. O ratunek. Nie o siłę, nie o chęć walki – to wszystko mamy. Potrzebne są kolejne zajęcia, codzienna rehabilitacja, która wzmocni jej mięśnie i sprawi, że Dalidka będzie chodzić. Za rehabilitację trzeba jednak zapłacić. Żałuję, że moja miłość nie może uzdrawiać. Będę jednak przenosić góry, pójdę na koniec świata, będę błagać, zrobię wszystko, żeby dać mojemu dziecku inne życie. Dlatego proszę, pomóż jej. Spraw, żeby te wszystkie dni, miesiące, w których cierpiała, nie poszły na marne…