"Nie damy Ci umrzeć, synku" - walczymy o życie Michałka!

Brakująca kwota na szczepionkę w klinice w USA – kontynuacja leczenia
Zakończenie: 30 Października 2019
Opis zbiórki
Gdyby rok temu ktoś zapytał nas o marzenia, pewnie wymienilibyśmy ich kilka. Dzisiaj mamy już tylko jedno jedyne – by nasz synek żył. Walczymy z Neuroblastomą IV stopnia – złośliwym nowotworem układu nerwowego. Rak zdążył już dać przerzuty do kości i szpiku.
Michaś jest w trakcie leczenia – bardzo wyczerpującego, ale ratującego życie. Będziemy mogli je kontynuować dzięki Wam – ludziom, którzy już raz nam pomogli. Niestety wciąż żyjemy w strachu, bo ta choroba potrafi przyczaić się i zaatakować powtórnie po kilku miesiącach, a nawet latach. Jeśli zaatakuje znów, to ze zdwojoną siłą! Dlatego też zdecydowaliśmy się na podanie Michałkowi specjalnej szczepionki w klinice w USA, która minimalizuje szanse powrotu choroby. Niestety – za to też trzeba zapłacić.
Poznaj naszą historię:
Michaś zawsze bardzo bał się raka, dlatego jeszcze zanim zachorował, kilka razy o niego pytał. Wiedział, że ludzie na to umierają. Musiał gdzieś o tym usłyszeć, bo nigdy nie poruszaliśmy z nim takich tematów. Wtedy nas to nie dotyczyło i oddalibyśmy wszystko, aby nie dotyczyło nigdy. Niestety – rak nie idzie na kompromisy. Teraz słyszymy i wypowiadamy to słowo codziennie, odmieniamy je przez wszystkie przypadki, a najgorsze jest to, że dotyczy właśnie Michasia.
Nowotwór wkraczał do naszego życia bardzo podstępnie. Rozwijał się, kiedy nam nawet do głowy nie przyszłoby, że to może być on. To był wrzesień, sam początek roku szkolnego. Któregoś dnia Michała zabolały plecy. Szukaliśmy jakiegokolwiek tropu. Podstawowe badania nic nie pokazywały. Morfologia, badania moczu, USG nerek – wszystko było w normie. W międzyczasie pojawiła się gorączka i bóle nóżek. Trafiliśmy do szpitala, na hematologię. Na tym etapie Michaś nie był już w stanie samodzielnie przejść kilkunastu kroków.
Dopiero rezonans pokazał bardzo niefortunnie umiejscowionego guza przy kręgosłupie, w okolicy aorty. Wtedy wróciły do nas te wszystkie pytania, które kiedyś zadawał nam Michaś. Wtedy też po raz pierwszy pomyśleliśmy, że rak może dotyczyć też jego. Nie mogliśmy płakać, bo przecież Michaś nie mógł zobaczyć, że rodzice płaczą. Musiał mieć siłę, żeby walczyć z najgorszym przeciwnikiem, a my musieliśmy mu tę siłę dawać.
Biopsje kości i guza potwierdziły najgorszy z możliwych scenariuszy. Neuroblastoma – złośliwy nowotwór układu nerwowego. Jak powiedzieć własnemu dziecku o tym, że jest chore, wiedząc jak bardzo bało się słowa ”rak”? Staraliśmy się go w to wprowadzać bardzo powoli, ale on jest bardzo bystry i wielu rzeczy domyślił się sam. Teraz już wie, że to nowotwór i że czeka go bardzo długie leczenie.
Chemioterapia trwała kilka miesięcy – czasem wyniki spadały na łeb na szyję. Były dni, kiedy Michał nie miał nawet siły wstać z łóżka. W końcu lekarze zdecydowali się na operację usunięcia guza. Niestety Michał musiał bardzo szybko wrócić do chemioterapii, której zadaniem było usunięcie przerzutów nowotworu z kości. Następnie Michasia czeka autologiczny przeszczep szpiku, radioterapia, immunoterapia i na samym końcu podanie szczepionki, która będzie kropką nad „i” w leczeniu Misia.
“Czy dzieci też umierają na raka?” – takie pytania zadawał nam nasz synek, kiedy jeszcze był zdrowy. Dzisiaj sam z nim walczy. Stał się jednym z “onkologicznych” dzieci, które zdecydowanie zbyt wcześnie musiały zetknąć się ze śmiercią. Jesteśmy tu, żeby raz jeszcze poprosić Cię o pomoc. Tylko tak możemy uratować nasze dziecko.
–rodzice Michałka