Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Julia Pietrzyk
Pilne!
Julia Pietrzyk , 16 lat

ZŁOŚLIWY NOWOTWÓR MÓZGU❗️Julka ma dopiero 15 lat❗️

Zaczęło się od bólu głowy. Każdy zna zakończenie powiedzenia „Paluszek i główka…”, ale tym razem nie miało ono nic wspólnego z prawdą. Julka skarżyła się na ból co drugi dzień, a ten, zamiast ustąpić, nasilał się. Nie spodziewaliśmy się takiej diagnozy! W końcu zgłosiliśmy się do lekarza rodzinnego, który wysłał nas do neurologa. Tomograf nic nie wykazał, jednak doktor kazał zostać w szpitalu na obserwacji. Po rezonansie poznaliśmy odpowiedź na pytanie, co jest źródłem bólu. Jednak ta wiadomość wstrząsnęła każdym z rodziny, każdym z przyjaciół i znajomych. Julka ma złośliwy nowotwór mózgu – MEDULLOBLASTOMĘ! 3 godziny po uzyskaniu wyniku karetka zabrała Julkę do Warszawy na pilną operację. Lekarze usunęli guza osadzonego przy prawej półkuli móżdżku. Wybraliśmy bitwę, ale musimy wygrać wojnę! Przed Julką długie, wieloetapowe leczenie: chemioterapia i radioterapia, by zlikwidować wszystkie komórki nowotworowe.  Niedawno córka zakończyła drugi cykl chemii, za 2 tygodnie czeka ją kolejny, przedostatni. Z czym to się wiąże? Z kolejnymi tygodniami w szpitalu, koszmarnym samopoczuciem. Pierwszą serię Julka przechodziła okropnie. Gorączka nie odstępowała jej na krok. Choroba jest dla Julki ogromnym ciosem. Nie chce się pokazywać, spotykać z ludźmi, wypadły jej włosy, nie może chodzić do szkoły. Uczy się zdalnie, jest w drugiej klasie liceum. Normalne życie 15-letniej nastolatki przerwała tak wstrząsająca wiadomość, śmiertelny wróg… Julka to pozytywna, energiczna, uśmiechnięta dziewczyna, posiadająca mnóstwo pasji, marzeń i planów – miłośniczka muzyki, książek, podróży. Chcemy zrobić wszystko, by jak najszybciej zapomniała o tej rzeczywistości. Niestety lekarze zapowiadają, że nasza walka może potrwać około 1,5 roku.  Bardzo prosimy Cię o pomoc! Wspieramy córkę z całych sił. Ja, mama, jestem z nią często 24 godziny na dobę, ponieważ dzieci nie mogą same przebywać w klinice. M.in. z tego powodu nie mogę teraz pracować. Nasze wydatki związane z chorobą córeczki drastycznie urosły. Prosimy, wesprzyj naszą walkę, naszą córeczkę! Rodzice Julki Człowiek jest wielki nie przez to co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi – Jan Paweł II

28 555,00 zł ( 53,68% )
Brakuje: 24 637,00 zł
Krzysztof Łuczka
Krzysztof Łuczka , 53 lata

Dramat️❗️Krzysztofa przygniotło drzewo - “Tatusiu wróć do nas!”

To była chwila, ułamek sekundy, gdy ważące niemal pół tony drzewo przygniotło mojego męża. Wszystko wydarzyło się, kiedy Krzysiu kończył swoją zmianę i wkrótce miał wracać do domu. Została mu ostatnia wycinka, gdy nagle ogromne drzewo runęło wprost na niego... Do końca życia zapamiętam moment, w którym otrzymałam telefon z jego pracy. W słuchawce usłyszałam, że mój mąż miał niegroźny wypadek, wskutek którego rozciął łuk brwiowy – nie powinnam się martwić, bo lekarze już się nim zajęli. Z taką właśnie myślą pojechałam do szpitala, by odebrać męża. Niestety, podane przez telefon informacje całkowicie różniły się od tego, co zastałam w szpitalu. Na miejscu okazało się, że Krzysia przygniotło wielkie drzewo, został przetransportowany helikopterem i właśnie walczy o życie... Ta informacja zwaliła mnie z nóg. Cały mój świat się zawalił... Mąż miał liczne obrażenia. Jego stan był krytyczny, a każda kolejna minuta decydowała o tym, czy przeżyje. Do szpitala trafił z pękniętą czaszką i wszechstronnie połamaną twarzoczaszką. Wskutek przygniecenia doznał także rozległego krwiaka mózgu. W każdej chwili mógł umrzeć… Tak naprawdę lekarze nie dawali Krzyśkowi żadnych szans. Usłyszałam, że mam przygotować się na najgorsze. Byłam zdruzgotana...  Siedziałam na korytarzu, płakałam i zastanawiałam się, co będzie dalej. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę...   Gdy zobaczyłam Krzysia po raz pierwszy od wypadku, zamarłam. Jego twarz była cała sina i zakrwawiona. Był nieprzytomny, podłączony do masy rurek i urządzeń. Cały w białych bandażach. Nie oddychał sam, miał zamknięte oczy i spał – lekarze wprowadzili go w śpiączkę farmakologiczną. Do dzisiaj brakuje mi słów, by opisać, co wtedy czułam i jak bardzo się bałam. Ten widok na zawsze zostanie w mojej pamięci... Mijały tygodnie, a stan Krzysztofa nie ulegał poprawie. Od wypadku codziennie odwiedzałam go w szpitalu. Siadałam na brzegu łózka, chwytałam za rękę i powtarzałam, że musi być silny. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale wiedziałam, że Krzysiu mnie słyszy – po prostu to czułam… Po 3 tygodniach lekarze postanowili wybudzić męża. Wkrótce po tym, Krzysiek zaczął poruszać palcami u rąk i stóp. Nie mogłam w to uwierzyć! Dla mnie to był cud!  Obecnie mąż przebywa na oddziale intensywnej terapii. Z dnia na dzień robi małe postępy, które niezwykle nas cieszą. Widzimy, że reaguje na, to gdy do niego mówimy – odpowiada nam mrugając oczami. Niestety, wciąż jeszcze nie oddycha samodzielnie, jest karmiony przez sondę PEG i wymaga stałej opieki. Pomimo tych wszystkich trudności, każdy uścisk jego dłoni dodaje nam sił, by walczyć dalej. Krzysztof ma dla kogo! Jesteśmy rodzicami wspaniałego synka – Huberta. Ma zaledwie 4 lata, ale doskonale wie, co stało się z jego tatą. Wie również o tym, że każdego dnia tatuś dzielnie walczy w szpitalu. Najbardziej boli mnie, gdy synek ciągle zadaje mi to samo pytanie: kiedy tata do nas wróci? Tak bardzo chciałabym mu wtedy odpowiedzieć, że już niedługo... Niestety nie wiem, czy tak się stanie, ponieważ brakuje mi potrzebnych środków na jego leczenie.  Niebawem pobyt męża w szpitalu dobiegnie końca. Lekarze wciąż określają jego stan jako bardzo ciężki. Kolejne miesiące będą kluczowe, dlatego jedynie intensywna rehabilitacja neurologiczna jest w stanie zwrócić mu normalne życie. Niestety koszty pobytu w takiej klinice są niezwykle wysokie. 4-miesięczny turnus rehabilitacyjny wynosi 100 tys. złotych! Nie mamy już wystarczających środków,  dlatego bardzo prosimy wszystkich o wsparcie.  Jedyne czego tak bardzo w tej chwili pragniemy, to tego by Krzysiu do nas wrócił i znów nas przytulił – mnie i naszego synka Hubcia.  żona Halina z synkiem

55 135,00 zł ( 51,99% )
Brakuje: 50 908,00 zł
Lena Grimm
Lena Grimm , 13 lat

Lenka, chciałaby poznać świat wszystkimi zmysłami, ale nie może... POMOŻESZ?

Wyobraź sobie, że widzisz świat, który jest wokół Ciebie. Żyjesz z tym zmysłem. Pomaga Ci on w rozumieniu wielu rzeczy i nagle... Z biegiem dni wszystko znika. Dosłownie znika sprzed Twoich oczu, a Ty musisz sobie poradzić. Co robisz? Przez pierwsze 2 lata myśleliśmy, że walczymy z oczopląsem — to nic groźnego, nie baliśmy się jeszcze tak bardzo... Lenka miała pół roku, gdy dowiedzieliśmy się, że jest dzieckiem słabowidzącym.  Dziewczynka ciągle była diagnozowana i leczona przez poradnie specjalistyczne. W listopadzie 2019 r., podczas jednej z wizyty w poradni okulistycznej okazało się, że Lenka nie widzi! Odkleiła się jej wtedy siatkówka oka lewego... Lekarze zdiagnozowali u Lenki witreoretinopatię oka prawego i lewego oraz choroby współistniejące takie jak oczopląs, dysplazja tarczy oka lewego, zez jawny i rozbieżny, astygmatyzm i wiele innych! Musieliśmy szybko działać! Ratując jedno oczko, okazywało się, że drugie również jest w tragicznym stanie...  Lenka przeszła bardzo ciężką operację opasania twardówki w celu ratowania wzroku. W 2021 i 2022 roku na wskutek postępującej choroby pojawiły się wylewy krwi do ciała szklistego oka prawego, jaskra wtórna i zaćmę pozapalną. W związku z tym przeszła kolejną operację... Dziś Lena w prawym oku ma tylko poczucie światła i na co dzień widzi tylko lewym okiem. Lenka choruje na ciężką i bardzo podstępną chorobę oczu, jak dotąd niezdiagnozowaną przyczynowo, która w przyszłości może prowadzić do całkowitej ślepoty! Szukając pomocy wysłaliśmy dokumentację medyczną do kliniki w Stanach Zjednoczonych. Po przeanalizowaniu dokumentów przez specjalistów Lenka została zakwalifikowana do wizyty lekarskiej, badań diagnostycznych i ewentualnej operacji. Jedyna przeszkoda to koszty.  Sami nie mamy takich środków, by móc leczyć Lenkę... Leny jedyna atrakcja to teraz spacer... Ta dziewczynka jeździła konno, na deskorolce, pływała, nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktów. Lubiła życie. Teraz brak wzroków wszystko jej zabiera! Prosimy o Państwa pomoc! Bardzo potrzebujemy chwycić tę szansę. To może być nasza ostatnia nadzieja...  Rodzice

93 017,00 zł ( 50,46% )
Brakuje: 91 304,00 zł
Jacek Jagusiak
Jacek Jagusiak , 39 lat

Śpiączka cukrzycowa i covid omal nie zabiły Jacka! Pomóż!

Ostatnie miesiące to dramat, który rozgrywa się na oczach całej naszej rodziny. Nagle rozpoznana choroba, która nie dawała o sobie wcześniej znać, prawie zabrała mojego ukochanego męża. Ciężko pogodzić się z tak trudną sytuacją, jednak przy życiu trzyma nas nadzieja – że skuteczna rehabilitacja pozwoli na powrót Jacka do domu.  Bałam się, tak naprawdę wciąż się boję, zastanawiając się, co przyniesie jutro. W ostatnim czasie mój mąż Jacek trafił do szpitala i zapadł w śpiączkę cukrzycową. Wcześniej niezdiagnozowana choroba dała o sobie znać nagle. Gorsze samopoczucie, zasłabnięcie, szpital… Po tygodniu mąż wybudził się, jednak to właśnie wtedy otrzymaliśmy następny cios – pozytywny wynik testu na koronawirusa, bardzo słabe rokowania i kolejna śpiączka… Ten stan trwał blisko dwa miesiące. Lekarze nie dawali mężowi większych szans na to, że wyjdzie z tego stanu obronną ręką. 20% szans na to, że Jacek przeżyje. Takie były rokowania… Jednak on jest z nami, żyje i wciąż walczy! Pomimo wielu skutków ubocznych choroby, problemów z płucami i oddychaniem, drastycznej utraty wagi, czy problemów z pamięcią, chęć powrotu do zdrowia trzyma Jacka przy życiu. Chciałby być już w domu, gdzie czekają na niego nasze dzieci. Wygrał pierwszą bitwę, ale to nie koniec walki. Do tej pory pracował zarówno mąż jak i ja. Dziś mam na utrzymaniu cały dom, dzieci, a także męża, który musi mieć zapewnioną jak najlepszą rehabilitację. By mógł wrócić do dawnego zdrowia i być sprawnym człowiekiem.  Koszt miesięcznego pobytu to blisko 10 tysięcy złotych. Lekarze nie pozostawili złudzeń – pół roku to minimalny czas terapii w specjalistycznym ośrodku. Nie mamy takich pieniędzy, dlatego bardzo prosimy o pomoc! Mamy jeszcze wiele wspólnych planów do zrealizowania. Chcemy, by nasze rodzinne marzenia mogły się spełnić. Sylwia, żona Jacka

28 919,00 zł ( 48,97% )
Brakuje: 30 124,00 zł
Dawid Rurak
Dawid Rurak , 33 lata

Oddałabym życie za sprawność mojego syna! Wypadek odebrał mu wszystko... Pomocy!

Przez wiele lat Dawid pracował jako kierowca samochodu dostawczego. Jego życie powoli się układało, z czego byłam niezmiernie dumna. Niestety, wystarczyła chwila, aby wszystko w brutalny sposób się skończyło... Dawid kochał jeździć autem, był naprawdę dobrym kierowcą. Tego dnia jak zwykle wyruszył w trasę... Do domu już nie wrócił. Doszło do kolizji z innym autem... Kolizji, w której mój syn został ciężko ranny. Dawid doznał licznych stłuczeń, ciężkich uszkodzeń ciała, w tym urazu głowy i złamania miednicy. Był w bardzo złym stanie... Kiedy usłyszałam o wypadku syna, o tym, co się stało i że Dawid jest w szpitalu, świat zawirował... Nie wierzyłam, że to prawda, nie chciałam wierzyć. Cała nasza rodzina przeżyła wtedy chwile grozy, do których ciężko wracać bez łez. Świadomość, że Twoje dziecko walczy o zdrowie i życie, a Ty nie możesz zrobić nic, by mu pomóc, jest koszmarna... Najgorsze na szczęście już minęło. Niestety, konsekwencje wypadku okazały się trwałe. Dawid ma niedowład czterokończynowy, cierpi na padaczkę, uraz wielu narządów sprawił, że syn jest trwale poturbowany. Dawida czeka permanentna rehabilitacja do końca życia. Syn potrzebuje opieki i intensywnych ćwiczeń pod okiem specjalistów, aby zawalczyć o swoją sprawność. Niestety to wszystko jest bardzo kosztowne i znacznie przerasta nasze możliwości finansowe... Człowiek sprzedałby wszystko, co ma, a i tak byłoby to kropla w morzu potrzeb... Troszczę się o syna od chwili wypadku. Zajmuję się nim, pomagam, jak mogę... Sama jednak nie przywrócę Dawidowi sprawności. Potrzebuję Waszej pomocy, dlatego bardzo proszę o wsparcie w zebraniu środków na turnus rehabilitacyjny dla mojego syna. Dawid wciąż korzysta z rehabilitacji w domu, jednak pobyt stacjonarny pozwoliłby na szybszą poprawę.  Poświęcę wszystko dla syna, lecz choć oddałabym mu wszystko, zdrowia - tego jednego nie mogę mu dać... Błagam o pomoc, każdy pomocny gest ma  olbrzymie znaczenie!  Bożena - mama Dawida

29 889,00 zł ( 46,77% )
Brakuje: 34 005,00 zł
Krzyś i Dawid Łoza
Krzyś i Dawid Łoza , 20 lat

Samą miłością nie dam rady o nich walczyć! Proszę, pomóż mi!

Jedno chore dziecko potrafi być obciążeniem, z dwójką jest znacznie trudniej... Krzyś i Dawid to moi ukochani synowie, gdybym tylko mogła, oddałabym im swoje zdrowie, by ich przyszłość była lepsza. Oboje od urodzenia są niepełnosprawni. Ich choroby zdominowały nasz świat, podporządkowały sobie każdy nasz dzień. Nie wiem już, co to znaczy być wypoczętym rodzicem. Moje dzieci nie mówią, ale przez wszystkie lata razem nauczyliśmy się komunikować.  Krzyś jest dzieckiem niepełnosprawnym od urodzenia. Upośledzonym umysłowo w stopniu głębokim. W zachowaniu wykazuje się dużą męczliwością, trudnością w koncentracji uwagi, obniżonym procesem pamięciowym. Syn wymaga mojej pomocy w czynnościach samoobsługowych, ma problem z poruszaniem się. Krzysztof nie posługuje się mową – komunikuje się z otoczeniem gestami. Wymaga stałej pomocy, opieki i uwagi. Mój syn Dawid jest dzieckiem od urodzenia niepełnosprawnym. Cierpi na chromosomopatię oraz niedowład wiotki czterokończynowy, zaburzenie poczucia dnia i nocy – śpi w ciągu dnia, wieczorem budzi się i rozpoczyna swoją aktywność. Syn bardzo często choruje i do tego wymaga długo trwałego leczenia. Nie chodzi – siedzi z pomocą, wyłącznie z podparciem, nie zgłasza potrzeb fizjologicznych. W sferze samoobsługi wymaga mojej stałej i całkowitej pomocy w zakresie wszystkich czynności. Syn nie mówi, nie rozumie mowy, z otoczeniem komunikuje się gestami, dźwiękami, krzykiem. Pozytywnie reaguje na nasz głos - uśmiecha się... Chciałabym mieć możliwość leczenia swoich dzieci moją miłością. Jestem pewna, że wtedy byłyby zdrowe, samodzielne i szczęśliwe. Niestety, wiem też, że życie to nie bajka, tutaj cuda zdarzają się rzadko. Nie jestem już w stanie pokrywać wszystkich kosztów związanych z ich leczeniem sama. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc jest coraz trudniej. Proszę, pomóż mi!   

12 560,00 zł ( 46,51% )
Brakuje: 14 440,00 zł
Mariola Kucab
Mariola Kucab , 59 lat

Kiedyś pielęgniarka, dziś pacjentka... Pomóż Marioli w walce z SM!

Nigdy nie sądziłam, że moje życie może zmienić się tak szybko. Prawie 30 lat przepracowałam jako pielęgniarka, będąc świadkiem wielu życiowych tragedii. Nie myślałam jednak, że jedna z nich niebawem spotka i mnie. Przecież to ja byłam od pomagania! Niestety los się odwrócił i teraz sama potrzebuję pomocy... Przez lata żyłam zupełnie nieświadoma, że w moim organizmie panoszy się okrutny przeciwnik, który po cichu zabierał mi zdrowie. Dopiero 5 lat temu zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane, które od tamtej pory postępuje błyskawicznie. Teraz nie jestem w stanie chodzić o własnych siłach. Usiadłam na wózku inwalidzkim, a moja samodzielność przestała istnieć… Kolejne leki, innowacyjne metody terapii - wszystko zawiodło. SM zdaje się być niewzruszone. Ostatnie leczenie zostało przerwane z powodu pandemii... Minął już rok, odkąd znikąd nie mam pomocy. Co gorsze, obecnie w Polsce nie ma żadnego programu lekowego dla postaci wtórnie postępującej stwardnienia rozsianego.  Do tej pory korzystałam z rehabilitacji szpitalnej, wcześniej ambulatoryjnej, a obecnie ze środowiskowej w domu. Chciałabym spróbować pobytu w ośrodku wysokospecjalistycznym, który posiada m.in. lokomat do nauki chodzenia, czy urządzenie do pionizacji. Niestety koszt pobytu w takim ośrodku jest poza moim zasięgiem. Dlatego zdecydowałam się poprosić o pomoc. Patrzę w lustro i wiem, że nie przypominam już siebie sprzed choroby. Stwardnienie rozsiane zabiera mi codziennie więcej i więcej... Boję się myśleć, co jeszcze stracę. Chcę walczyć! Sama jednak nie dam rady... Potrzebuję rehabilitacji, systematycznej, intensywnej i niesamowicie drogiej rehabilitacji. Pomożesz mi? Mariola

27 025,00 zł ( 44,58% )
Brakuje: 33 593,00 zł
Dariusz Dziok
Dariusz Dziok , 38 lat

Odzyskać ukochanego tatę i męża - pomocy!

Straszny wypadek zabrał wszystko, co z mężem budowaliśmy przez lata. Szczęście rodzinne obróciło się w proch… Mamy małe dzieci, które tak bardzo tęsknią za tatą. Robimy wszystko, by do nas wrócił, ale jest bardzo ciężko. Dzięki Waszej pomocy Darek rozpoczął rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. Tak okazało się, że ma świadomość, zaczął się z nam komunikować! Niestety, skończyły się środki… Nasza walka będzie długa i trudna. I bardzo kosztowa… Z całego serca proszę o pomoc dla mojego męża. Nie możemy się poddać!  26.04.2020 roku nasz świat wywrócił się do góry nogami. Nagłe zatrzymanie akcji serca, szok, niedowierzanie… Mój mąż, moja bratnia dusza, moja druga połówka, ojciec dwójki naszych dzieci stanął oko w oko ze śmiercią. Modliłam się, by mi go nie zabrała… Darek przeżył, choć nadal jest w bardzo ciężkim stanie. Po udanej reanimacji został przewieziony do szpitala w Sanoku. Gdy odzyskał przytomność, nie było z nim kontaktu. Nie wiedziałam, czy jest ze mną, czy mnie słyszy… Niestety, o żadnym turnusie rehabilitacyjnym refundowanym przez NFZ nie mogło być mowy - lekarze określili stan Darka jako nierokujący. Mąż nie wykonywał poleceń, był podłączony do respiratora. W pewnym momencie dostaliśmy informację, że nic więcej nie mogą zrobić. Szpital nie był już w stanie dalej leczyć mojego Darka… Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Wtedy pierwszy raz poprosiłam o pomoc dla męża. Dzięki Wam Darek od 13 sierpnia przebywa w specjalistycznym ośrodku. To jednak dopiero początek naszej drogi w walce o życie i zdrowie męża. Często u niego jestem i widzę, że codzienna, wielogodzinna rehabilitacja daje efekty. Podczas zajęć z cyber-okiem zobaczyłam na własne oczy, że Darek jest świadomy! W moje serce wlała się nadzieja! W pewnym momencie już brakowało mi łez i sił, ale musiałam i muszę być dzielna dla niego i dla dzieci. Stan męża wciąż jest bardzo ciężki. W szpitalu w Sanoku nie dawali mu żadnych szans na wyzdrowienie. W klinice rehabilitacyjnej prognozy są jeszcze ostrożne. Najważniejsza jest jednak świadomość, że Darek tu jest, wszystko rozumie, jest z nami!  Mamy 2 dzieci: syna Filipa w wieku 6 lat i Hanie, która ma 2,5 roku. Byliśmy przez 7 lat bardzo udanym małżeństwem. Pracowaliśmy zawodowo. Wiedliśmy szczęśliwe życie. Aż wreszcie doszło do tragedii, której skutkiem jest obecny stan męża... Mam 29 lat. Choroba męża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiem co mam powiedzieć dzieciom. Starszy syn cały czas czeka na powrót taty ze szpitala do domu, bo Darek mu obiecał, że będzie go uczył jeździć na „dużym” rowerze, o którym tak marzy... Dzieci wiedzą, że tata musi leżeć w szpitalu. Nie potrafię odpowiedzieć na ich ciągłe pytania, kiedy tata wróci do domu i będzie znowu z nami. Serce mi pęka kiedy na nie patrzę i moja bezradność staje się jeszcze większa… Musiałam zrezygnować z pracy - w obecnej sytuacji musiałam zająć się dziećmi i mężem. Nie stać nas na opłacanie kolejnych miesięcy rehabilitacji, a bez niej nigdy nie odzyskam Darka... Marzyliśmy o tym, że się zestarzejemy, że wspólnie wychowamy nasze dzieci, że nauczymy je pisać i czytać, czy jeździć na rowerze. Niespodziewanie spadła na nas tragedia, która sprawiła, że czujemy się bezsilni. Czasu cofnąć nie możemy, ale możemy walczyć o lepsze jutro. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie, o każdą złotówkę, która może pomóc Darkowi w odzyskaniu świadomości i sprawności. Jedynym sposobem na to by tak się stało, jest kosztowna neurorehabilitacja, na którą bez pomocy nie możemy sobie pozwolić.

160 059,00 zł ( 44,38% )
Brakuje: 200 579,00 zł
Michał Gral
Michał Gral , 18 lat

Michaś z dodatkowym chromosomem miłości. Wesprzyj jego walkę o każdy dzień!

Michaś to mój 16-letni syn. Cudowny, śliczny chłopiec, najlepsze dziecko, jakie mogłam sobie wyobrazić... Mimo tego, że dostał od losu niechciany "prezent", jakim jest zespół Downa, to kocham go takiego, jakim jest. Nasze życie to walka o każdą umiejętność, o samodzielność, o każdy dzień... Po raz kolejny muszę prosić o Twoją pomoc - nie dla siebie, ale dla mojego syna... Gdy odeszły mi wody i trafiłam do szpitala, lekarze zadecydowali, że rodzić będę przez cesarskie cięcie. Pod narkozą nie usłyszałam pierwszego krzyku mojego dziecka. Zamiast niego zaraz po przebudzeniu usłyszałam okrutny komunikat lekarki “Ma pani Downika”... To był dla mnie szok. To było 16 lat temu. Słowa lekarki zraniły mnie jak sztylet. Zabolały bardziej niż sam fakt, że z moim synem jest coś nie tak. Michał był chory, a zespół Downa był dopiero początkiem długiej listy dolegliwości, ale to nie był powód, by traktować go z pogardą. Tak jak każdemu człowiekowi, należał mu się szacunek. Obiecałam sobie wtedy, że więcej na taką sytuację nie pozwolę. Że zrobię wszystko, żeby Michaś nigdy nie czuł się gorszy. Od dnia narodzin pokochałam Michała całym sercem. Pokochałam każdy jego chromosom, ale wiedziałam, że sama moja miłość nie zapewni mu niezbędnych warunków do rozwoju. Michaś wymagał specjalistycznej pomocy. Mój synek miał zaledwie miesiąc, był jeszcze maleńki, kiedy zaczęłam z nim jeździć na zajęcia do Ośrodka Wczesnej Interwencji. Dzięki specjalnie dobranej terapii kładącej nacisk na rozwój ruchowy, poznawczy, emocjonalny i społeczny, Michałek mógł rozwijać się zdecydowanie szybciej niż miałoby to miejsce, gdybym była skazana sama na siebie. Ale to wciąż było za mało. Michał, poza zespołem Downa, cierpiał na postępującą skoliozę, wiotkość mięśni, astmę, niedoczynność tarczycy - ma chorobę Hashimoto i niezborność obu oczu. Kiedy tylko opuszczaliśmy Ośrodek, zaczynał się nasz rajd po specjalistach. Neurolog, okulista, ortopeda, psycholog, psychiatra, logopeda... A potem jeszcze indywidualne zajęcia w domu. Poświęciłam Michałowi cały mój czas, ale nigdy nie narzekałam na swój los. Nie zastanawiałam się nad tym, jak to by było mieć zdrowe dziecko. Michał urodził się taki jaki jest i takim go pokochałam. Bezinteresownie i bezwarunkowo. Choć jest nam ciężko, jesteśmy szczęśliwi, a dla mnie nie ma większej nagrody za cały poświęcony mojemu synkowi czas niż jego uśmiech. Michaś jest pod stałą opieką neurologa, okulisty, ortopedy, lekarza rehabilitacji, psychologa, logopedy, psychiatry. Potrzebuje stałej opieki, intensywnej rehabilitacji w specjalistycznych ośrodkach oraz indywidualnych zajęć w domu. To wymaga dużych nakładów finansowych, ale przynosi oczekiwane postępy... Bez tego Michaś nie ma szans rozwijać się dalej. Nasza sytuacja materialna jest trudna. Utrzymujemy się tylko ze świadczenia pielęgnacyjnego. Mam też pod swoją opieką siostrzeńca, którego jestem opiekunem prawnym. Szymonek jest po kilkunastu operacjach nóg, jest leczony na martwicę kości udowej. Ze względu na opiekę nad synkiem nie mogę podjąć żadnej pracy... Michałek wymaga opieki przez cały czas. Proszę, pomóż mi, nie wstydź się wpłacać choćby złotówki! Każda złotówka przybliża Michałka do wielkiej zmiany jego życia. Jeśli nie możesz nas wesprzeć, to pomóż w dotarciu do jak największej liczby osób, nie bądź obojętny, udostępnij naszą zbiórkę na swoim profilu…  Proszę o wsparcie, dzięki któremu Michałek będzie mógł – tak jak inne, zdrowe dzieci  funkcjonować w miarę samodzielnie.  Z całego serca dziękuję. Mama Michałka, Grażyna Gral

10 548,00 zł ( 42,72% )
Brakuje: 14 138,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki