Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Łukasz Siuzdak
Łukasz Siuzdak , 23 lata

Łukaszowi zaraz urodzi się córeczka, Kubuś cały czas czeka na tatę - pomóżmy mu wrócić do domu!

POMOCY❗️Łukasz to mój mąż i tata naszego 2-letniego synka Kubusia. Niedługo powitamy na świecie nasze drugie dziecko, córeczkę... Ma 22 lata i całe życie powinno być jeszcze przed nim. Tymczasem o mało co je stracił... Potrzebna jest natychmiastową pomoc! Rok temu nasze szczęśliwe życie zostało brutalnie przerwane przez straszne wieści. Okazało się, że Łukasz ma naczyniaka mózgu! To nowotwór, który, jak się okazało, może być śmiertelnie niebezpieczny... Lekarze zaplanowali kilka zabiegów zabezpieczających naczyniaka przed pęknięciem. Baliśmy się, ale wierzyliśmy, że będzie dobrze, tak się jednak nie stało... Pierwszy zabieg udał się bez komplikacji. Drugi zabieg odbył się 28 czerwca. Niestety ten się nie powiódł i doszło do zagrażających życiu komplikacji... Łukasz niemalże stracił życie! Utworzył się krwiak, który pękł, a wskutek tego Łukasz doznał udaru krwotocznego. Konsekwencje udaru były ogromne... Badania wykazały uszkodzenia dużej części mózgu. Łukasz przebywał trzy tygodnie w śpiączce farmakologicznej. W tym czasie podejmowano kilka prób wybudzenia, które się nie powiodły. Umierałam ze strachu... W końcu, po wielu próbach, udało się. Łukasz jest przytomny i świadomy, ale nie jest w pełni sprawny. Jest w stanie poruszać tylko prawą ręką. Reszta kończyn jest zupełnie niewładna... Komunikuje się z nami, odpowiadając na proste pytania kiwnięciem głowy - na tak lub nie. Potrzebuje natychmiastowej pomocy. Rehabilitacja po wybudzeniu ze śpiączki i po udarze to obowiązkowy przystanek, który przygotowuje do codziennego funkcjonowania. Nie można jej pominąć, ani niczym zastąpić. To dla niego jedyna szansa! Przed udarem Łukasz pracował jako spawacz. Był bardzo pracowity i wszyscy go lubili. Miał wiele pasji, ale najbardziej kochał motory. Obiecywał sobie, że jak skończy 24 lata, zrobi prawo jazdy... Na pierwszym miejscu zawsze była dla niego rodzina. To, jak się opiekował Kubusiem i bawił z nim, sprawiało, że szczęście zalewało moje serce. Spodziewamy się drugiego dziecka, niedługo przyjdzie na świat nasza córeczka... Jestem w ciąży, mam malutkie dziecko, opieki wymaga mój mąż. Chcę zrobić wszystko, by pomóc Łukaszowi, on zrobiłby to samo dla nas... Musimy walczyć o jego przyszłość. Wierzę, że dzięki wsparciu Darczyńców mój ukochany mąż, tata naszego synka i naszej jeszcze nienarodzonej córeczki, wróci do pełnej sprawności. Proszę, pomóż mi... Agata - żona Łukasza - z rodziną

78 175,00 zł ( 40,63% )
Brakuje: 114 208,00 zł
Iwona Telega
Iwona Telega , 39 lat

Wypadek odebrał mi to, co najcenniejsze. Pomóż w walce o sprawną przyszłość!

Codzienność toczyła się we własnym ustalonym tempie, a ja wciąż zdawałam się gonić. Za lepszym życiem, za tym, by zapewnić sobie i najbliższym to, co niezbędne do budowania własnego świata. Niestety, jednego nie byłam w stanie przewidzieć, że moja praca opierająca się na sprawności fizycznej, stanie się niemożliwa.  To, co się wydarzyło było zupełnie niezależne ode mnie - autobus, którym podróżowałam do pracy sezonowej, uległ wypadkowi. W ciągu kilku sekund stracił przyczepność, przewrócił się na bok, a świat, który znałam okrył się ciemnością. Kiedy się obudziłam i zaczęłam odzyskiwać świadomość, miałam wrażenie, że znajduję się w środku koszmaru. Ból był nie do zniesienia, a do mnie stopniowo zaczęła docierać skala problemów i komplikacji.  Początkowo jeszcze miałam nadzieję na to, że mój organizm przyzwyczajony do intensywnego wysiłku, szybko poradzi sobie z przeciwnościami. Niestety, okazało się to tylko złudzenia. W wyniku wypadku doznałam bardzo poważnych obrażeń, przeszłam 9 operacji a mimo to złamania i uszkodzony kręgosłup dają o sobie znać. Od momentu wypadku ból stał się nieodłącznym towarzyszem mojego życia, a ograniczenia i bariery zdają się mnożyć w przerażającym tempie. To potworne, bo dotychczas nie miałam takich problemów, moje ciało dawało możliwości. Teraz zdaje się być moim przeciwnikiem, a mimo ogromnego wysiłku nie jestem w stanie zawalczyć o to, czego potrzebuję najbardziej.  Przez chwilę zastanawiałam się, czy mogę zrezygnować z tej walki, poddać się, ale dolegliwości przybierają na sile, a ja czasem przypominam sobie ten czas, kiedy wszystko było w moim zasięgu. To spowodowało, że postanowiłam zawalczyć. Niestety, sytuacja, w której się znajduję jest bardzo trudna. Choć słowo “trudna” nie oddaje w pełni tego, z czym przyszło mi się mierzyć.  Od czasu wyjścia ze szpitala moim największym wsparciem jest brat. Niestety, jego możliwości nie są nieskończone. Mieszkamy w niewykończonym domu, a pomimo ogromnego zaangażowania Pawła zmagamy się z wilgocią, brakiem podstawowych sprzętów. Czasem brakuje na opał. A rehabilitacja, leki, opieka medyczna? O tym czasem boimy się mówić, bo zdajemy sobie sprawę, w jak trudnym położeniu się znaleźliśmy. Wybieramy najważniejsze potrzeby, a leczenie spada na dalszy plan… Najgorsze jest to, że im dłużej to trwa, tym mniejsze mam szanse na odzyskanie sprawności. Moje marzenie o pokonaniu skutków tragicznego wypadku wkrótce stanie się nieosiągalne...  Pomocy! Moją nadzieją na ten moment jest turnus rehabilitacyjny, podczas którego pod okiem specjalistów, będę miała możliwość dążenia małymi krokami do realizacji największego marzenia - marzenia o odzyskaniu sprawności, pozbyciu się bólu, przywrócenia samodzielności, choćby częściowej. Specjalistyczny turnus to koszt dla mnie niewyobrażalny. A jednak muszę spróbować zdobyć tę kwotę, by podjąć próbę stanięcia na własnych nogach, pomimo przeciwności.  W lepsze dni udaje mi się poruszać o kulach. Ale to niestety nie jest rozwiązanie, bo pranie ręczne, palenie w piecu czy gotowanie przy uszkodzonej kuchence wymagają siły i sprawności, czyli tego, czego na chwilę obecną brakuje mi najbardziej.  Chciałabym być dla mojej rodziny wsparciem w trudnych chwilach. Pomóc, kiedy to niezbędne. Nie chcę i nie mogę być dla nich ciężarem… Brutalna świadomość, że sama nie zapewnię sobie pomocy, sprawia, że bardzo boję się przyszłości. Wciąż jednak mam nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro. Na to, że wyciągniesz do mnie pomocną dłoń, której teraz tak bardzo potrzebuję.

13 921,00 zł ( 40,23% )
Brakuje: 20 675,00 zł
Kacper Śliz
Kacper Śliz , 16 lat

Szesnaście lat walki o szansę, by chodzić o własnych siłach❗️

Gdy miałam zostać mamą, wyobrażałam sobie, że dzień porodu to będzie najszczęśliwszy dzień mojego życia. Kacperek był bardzo wyczekiwanym dzieckiem. Wszystko, co mnie niepokoiło, zgłaszałam, ale z odpowiedzią, że mam się nie przejmować. Z dzieckiem jest wszystko dobrze. Niestety, po jednym z badań na drugi dzień trafiłam z krwotokiem do szpitala. Lekarze byli przerażeni sytuacją. Wtedy zrozumiałam, że nic nie jest dobrze… I zaczęła się walka o życie... Moje i dziecka. Kacperek urodził się w 26. tygodniu ciąży w stanie zamartwicy, z wylewem obupółkulowym i niedotlenieniem. Przeszedł śmierć kliniczną, po porodzie dostał 1 pkt. Apgar. A potem było czekanie na OIOM-ie i szacowanie szans na przeżycie. Nie miałam wyznaczonego czasu odwiedzin po to, bym zdążyła pożegnać się z dzieckiem. Został nawet ochrzczony przez pielęgniarkę, bo nikt nie wierzył, że to może się udać. Jego szanse na przeżycie określali na 1% i mówili, że tyle dają na jakiś cud... Kacper nie odpuszczał. Tak bardzo chciał żyć. Mówili mi, że jeszcze nie widzieli dziecka, które by tak walczyło o życie. Przez ten czas syn przeszedł dwie operacje, w tym na serce, niezliczone transfuzje krwi i kilka zabiegów. Wyszedł do domu wtedy, kiedy miał się urodzić – po trzech miesiącach walki o życie. Gdy opuszczaliśmy szpital, lekarka powiedziała, żeby się nie nastawiać na wiele, bo są małe szanse, że Kacper będzie funkcjonował. Minęło 16 lat. Od początku nasze życie podporządkowane jest ciągłej walce o zdrowie Kacperka. Ale też od początku jasne było, że to będzie długa droga. Dzień zaczynał się od rehabilitacji i wyjazdów na zajęcia i kończył terapią w domu. Próbowaliśmy, czego się dało, a koszty wraz z wiekiem rosły. A Kacper, mimo tego, co przeszedł, jest pełnym radości i poczucia humoru optymistą, który swym uśmiechem potrafi rozjaśnić nawet najpochmurniejszy dzień. Kocha podróże, lubi jeździć w góry, ma swoje pasje jak rower i basen, kocha książki, jest spragniony świata, jego doświadczania i odkrywania... i kocha życie. Po latach leczenia i rehabilitacji coraz więcej chodzi, jest bardzo kontaktowy i towarzyski. Pracujemy z komunikacją alternatywną, ale o mowę wciąż walczymy. Mieliśmy to szczęście, by jakiś czas temu trafić do Paley European Institute w Warszawie i tam dostaliśmy jasne wskazówki jak dalej pracować i stwierdzono, że konieczna jest operacja. Intensywne skoki wzrostu, zwiększone napięcie w mięśniach i w całym układzie jest na tyle duże, że sama rehabilitacja sobie z tym nie poradzi, ale przez te lata osiągnęliśmy tyle, że operacyjnie można usunąć to, co go blokuje. Ważne, by nie stracić tej szansy. A czas ucieka... Brak operacji i funkcjonowanie na ugiętych kolanach doprowadzi do innych deformacji, a co za tym idzie do kolejnych operacji w przyszłości na biodra, kolana, staw skokowy… Dlatego operacja metodą zaproponowaną przez Paley jest szansą i koniecznością. Ale do tego czasu Kacper musi mieć intensywną rehabilitację, a także musi mieć zakładane gipsy w domu i na noc. A to dla niego bardzo bolesne. Sama nie jestem w stanie zebrać ani odłożyć takich pieniędzy. Nie pracuję zawodowo, by móc opiekować się Kacperkiem i robić wszystko, co w mej mocy, by mu pomóc. Dlatego, z całego serca, prosimy Was o pomoc w zebraniu tej sumy.I za każdą, nawet najmniejszą pomoc będziemy bardzo wdzięczni! Mama Kacperka  ➡️ Kacper Śliz – licytacje ➡️ Postawmy Kacperka Śliz na nogi ➡️ Audycja o Kacperku ➡️ Materiał w TVP3  

103 467,00 zł ( 39,68% )
Brakuje: 157 257,00 zł
Marcin Majchrowicz
Marcin Majchrowicz , 27 lat

Walczymy o powrót Marcina do sprawności po ciężkim wypadku!

Marcin ma 24 lata, jest silny, młody, ambitny – ma wiele marzeń i planów. Zawsze pełen optymizmu, energii, spragniony wyzwań. Jednym słowem wesoły chłopak o ogromnym sercu, który nikomu nie odmawiał pomocy. Szczęśliwie zakochany pragnął założyć rodzinę i wyjechać do pracy za granicę. Wierzył, że właśnie teraz życie stoi przed nim otworem, aż do dnia strasznego wypadku... Marcin pracował ciężko w Niemczech, ale lubił tę pracę. W niedzielę 5 września Marcin wybrał się razem ze znajomymi na basen w Feuchtwangen. Około godziny 18 tego samego dnia dostaliśmy informację, że wydarzył się straszliwy wypadek! Do tej chwili pozostaje wiele niedomówień a obrażenia ciała, jakich doznał Marcin, wskazują, że nie do końca był to wypadek bez udziału osób trzecich. Sprawa cały czas jest wyjaśniana.  Po reanimacji i przywróceniu czynności życiowych Marcin został zaintubowany i przetransportowany helikopterem do niemieckiej kliniki.  Diagnoza przewróciła życie Marcina do góry nogami – uraz kręgosłupa, przerwany rdzeń kręgowy w odcinku szyjnym, złamany drugi krąg, przez co niemożliwe jest nawet samodzielne oddychanie... Lekarze rozkładają ręce, stawiają najgorsze diagnozy – całkowity paraliż górnych i dolnych kończyn. Aktualnie Marcin pozostaje w śpiączce farmakologicznej, podłączony do respiratora. Przed nim kolejna operacja. W tej chwili stan określany jest jako krytyczny, dlatego rodzina nie może przetransportować Marcina do Polski... Ten rok był dla Marcina wyjątkowo ciężki. W styczniu przeszedł dwie operacje jamy brzusznej. W czerwcu dało mu się wyjechać do upragnionej pracy, która zakończyła się nieszczęśliwym wypadkiem.  Marcin był bardzo aktywny fizycznie, uwielbiał ćwiczenia siłowe. Wierzymy, że długa rehabilitacja pozwoli mu pokonać wyrok!  Tak bardzo chcemy, by Marcin był zdrowy, by wrócił do nas o własnych siłach. Tak bardzo go kochamy, a nie możemy go przytulić ani chwycić za rękę. Wierzymy, że uda się postawić Marcina na nogi, ale potrzebna jest Wasza pomoc.  Jako rodzina prosimy Was bardzo o pomoc i wsparcie.

104 169,00 zł ( 39,63% )
Brakuje: 158 682,00 zł
Mateusz Szarek
Mateusz Szarek , 37 lat

Nie pozwól bym stracił swoją samodzielność!

Mam na imię Mateusz. Niektórzy z Was znają mnie bardzo długo, a nieznajomym pragnę przekazać kilka słów o sobie. Od urodzenia choruję na Mózgowe Porażenie Dziecięce. Specyfika choroby wymaga systematycznej, intensywnej rehabilitacji. Dzięki temu mogę zmniejszyć skutki MPD i funkcjonować w miarę samodzielnie. Jednak czasem jest to bardzo trudne. Zastanawialiście się czasem nad kolejnym krokiem który musicie pokonać, przechodząc z pokoju do pokoju? Ja mam tak bardzo często. Muszę uważać i być nieustannie skoncentrowanym,  ponieważ jeden nierozważny krok, jeden ruch tułowiem może spowodować spięcie mięśni, przeskoczenie kręgu którego skutki (w najlepszym wypadku ból) będzie bardzo trudno zlikwidować. Obecnie poruszam się za pomocą balkonika oraz na aktywnym wózku inwalidzkim (w przypadku większych odległości). Jednak nie wiadomo co przyniesie przyszłość... Z biegiem lat MPD przyczyniło się do powstania bardzo dużej skoliozy, która dodatkowo utrudnia mi codzienne funkcjonowanie. Parę lat temu zawisło nade mną widmo ryzykownej operacji korygującej powstałe skrzywienie kręgosłupa. Niestety na obecnym etapie rozwoju medycyny operacja ta polega na usztywnieniu kręgosłupa praktycznie na całej długości, co utrudniałoby (jeszcze bardziej) poruszanie się za pomocą balkonika. Dlatego robię co mogę aby uniknąć wspomnianej operacji. Kolejną "nowością" w moim ciele, której przyczyną jest Mózgowe Porażenie Dziecięce, jest deformacja palców u stóp. W przypadku stopy lewej stopień deformacji był na tyle duży, że powodował ogromny ból. Ból, który był praktycznie nie do zniesienia. Konieczna była operacja.  Bolesna i skomplikowana. W związku z tym na drodze do lepszej sprawności musiałem zrobić kilka kroków wstecz. Jedyną szansą na poprawę stanu zdrowia i uniknięcie (lub odsunięcie w czasie) operacji kręgosłupa jest systematyczna, codzienna rehabilitacja pod okiem fizjoterapeuty. Pracując 1 na 1 z rehabilitantem, mogę odpowiednio poprowadzić realizowaną terapię, tak aby była ona najbardziej skuteczna. Niestety wiąże się to z bardzo dużymi kosztami. Oprócz rehabilitacji z fizjoterapeutą (na miejscu) co roku staram się wyjeżdżać na turnus rehabilitacyjny. Wówczas pracuję bardzo intensywnie, aby choć trochę poprawić stan mojego zdrowia.  Przez 3 ostatnie lata miejscem w którym odbywałem 2-tygodniowe turnusy był ośrodek Polanika w województwie świętokrzyskim. Dlaczego tam? Jest to miejsce z bardzo wysokim poziomem rehabilitacji. Pracujący tam fizjoterapeuci (których serdecznie pozdrawiam :)) robią wszystko, co w ich mocy aby zmniejszyć objawy i ograniczenia MPD. Nieustannie podnoszą swoje kwalifikacje aby precyzyjnie dobrać niezbędną terapię. Istotnym czynnikiem przy wyborze miejsca turnusu był również fakt, że w opisywanym ośrodku prowadzona jest fizjoterapia w wodzie. Zajęcia tego typu pozwalają zredukować spastyczność mojego ciała i wykonać ćwiczenia które na lądzie wykonać byłoby dużo trudniej. Podczas ostatniego pobytu w Polanice (październik 2022 r.) dostałem propozycję ułożenia indywidualnego planu turnusu. Planu, który nie mieści się w standardowej ofercie ośrodka. Ucieszyłem się, ponieważ oznacza to, że osoby tam pracujące nie traktują swoich pacjentów bezimiennie, taśmowo tylko zależy im na tym aby NAPRAWDĘ POMÓC. Dla osób które tak jak ja odwiedziły wiele tego typu miejsc, podmiotowe traktowanie podczas terapii jest bardzo istotne.  Po konsultacjach z fizjoterapeutą ustaliliśmy, że "planem minimum" który pozytywnie wpłynąłby na mój organizm, są dwa 2- tygodniowe turnusy w ciągu roku. Koszt JEDNEGO TURNUSU to blisko 7000 zł.  Jeżeli zechcieliby Państwo wspomóc moją walkę o zdrowie i samodzielność,  będę dozgonnie wdzięczny.  Dziękuję z całego serca! Mateusz  

5 807,00 zł ( 38,98% )
Brakuje: 9 087,00 zł
Michał Kulpaczyński
Michał Kulpaczyński , 23 lata

Jak dalej żyć, gdy nowotwór zabrał prawie wszystko?

Przez 17 lat miałam w domu zwykłego nastolatka. Dokazującego, zabawnego, ze swoimi planami, marzeniami. I nagle, bez żadnego ostrzeżenia ta normalność została nam odebrana!  U syna pojawił się nieznośny ból. Szybko trafiliśmy do szpitala, gdzie usłyszeliśmy diagnozę, która zwala z nóg - 4-centymetrowy guz w mózgu. Od 2017 roku mój syn przeżył już tak wiele… Ból, rozpacz, ogromne cierpienie. Nowotwór mózgu prawie pozbawił go życia, odcisnął ogromne piętno na zawsze. Czy to już koniec walki z guzem? Tego nie wiemy, możemy jedynie mieć nadzieję.  Michał, tocząc nierówną walkę z chorobą, przeszedł wiele operacji i zabiegów. Pojawiły się liczne powikłania jak ostre wodogłowie, udar mózgu, niedowład w lewej nodze, duże zaburzenia i zachwiania równowagi oraz problemy ze wzrokiem. To tylko nieliczne, z trwających do dziś skutków ubocznych. Syn nie może normalnie żyć, chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi. Moje serce pęka na samą myśl, że nie ma możliwości szczęśliwie dorosnąć.  Jedyną nadzieją dla Michała są codzienne rehabilitacje. Już ponad 3 lata walczymy za ich pomocą z powikłaniami po operacjach i następstwami guza. Ćwiczenia ułatwiają synowi przejęcie kontroli nad swoim ciałem. Pomagają zwalczyć zawroty głowy i bóle. Jeszcze długa droga przed nami, ale już dziś widzimy pozytywne skutki regularnych rehabilitacji. Patrząc, jaką Michał czerpie radość z codziennych zajęć, ciepło i szczęście wypełniają moje matczyne serce. Syn chce walczyć, chce żyć! Ja z kolei, pragnę zrobić wszystko, aby mu w tym pomóc.  Już raz otrzymaliśmy ogromną pomoc, jednak jestem zmuszona prosić o nią po raz drugi. Ledwo wiążemy koniec z końcem. Tylko specjalistyczna rehabilitacja może uwolnić Michała z piętna nowotworu. Błagam, pomóż mojemu synowi. Daj mu szansę na dobre życie. Mama, Anna

14 139,00 zł ( 37,85% )
Brakuje: 23 215,00 zł
Mieszko Adamczak
Mieszko Adamczak , 4 latka

Autyzm wchodzi z buciorami do życia Mieszka❗️Tata prosi o pomoc❗️

Mieszko mówił "mama" i "tata." Po diagnozie cofnął się w rozwoju. Gdybyśmy czekali rok na leczenie państwowe, jego stan byłby jeszcze gorszy. Autyzm nie pyta o pozwolenie! Nasz synek ma już 2 i pół roczku. Nie mówi, jak inni w jego wieku, mimo że już wcześniej nauczył się "mama", "tata", "baba". Problemy zaczęły się już w 7. miesiącu ciąży. Przestraszyliśmy się, ponieważ Kamilę zaczęły łapać skurcze, typowo porodowe. Została w szpitalu na podtrzymaniu. Bardzo martwiłem się o nią i nasze dziecko. W końcu kamień spadł mi z serca. Mieszko się urodził. Mój wymarzony synek! Myśleliśmy, że to koniec naszych największych zmartwień. Nasz skarb był z nami, czy coś może zniszczyć tę radość? Szczęście nie miało granic. W pewnym momencie moja żona z dużą wiedzą o rozwoju dziecka zauważyła, że Mieszko w 3. miesiącu jeszcze nie podnosi głowy. Okazało się, że to przez obniżone napięcie mięśniowe. Zaczęliśmy jeździć po fizjoterapeutach. W 6. miesiącu nie było podporu, kolejne zmartwienie. Coś jest nie tak… Dlaczego? Dalej ciężkie ćwiczenia, intensywna rehabilitacja. Nasz niepokój się zwiększał. W 11. miesiącu zaatakowała ostra wysypka, wymioty, częste ulewanie. Z początku lekarze myśleli, że to refluks. Dopiero rodzinny zauważył, że to… alergia na mleko. Dowiedzieliśmy się dopiero po 11 miesiącach?! Najwięcej troski wzbudził w nas moment, gdy Mieszko przestał mówić "mama" i "tata". Ogromnie płakał, gdy zmienialiśmy kierunek spaceru. Nie potrafiłem tego pojąć. Wtedy w głowie mojej żony zapaliła się ostrzegawcza lamka. Tu coś jest nie tak. Pamiętała rozmowy sprzed kilku lat z Panią Profesor, wykładającą w jej szkole medycznej, która miała synka z autyzmem. Często o nim opowiadała. Dzieci autystyczne trzymają się schematów. To jeden z objawów. Musimy działać! Jeździliśmy po wszystkich możliwych lekarzach. Robiliśmy co w naszej mocy, by postawili celną diagnozę. 9 marca byliśmy już pewni, to autyzm! Mimo przypuszczeń diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Mamy chore dziecko. Dzięki Waszej pomocy, pomocy darczyńców, Mieszko chodzi do prywatnego przedszkola, w którym ma zapewnioną holistyczną opiekę. Zaledwie po miesiącu znów zaczął mówić “mama” i “baba”. Nie ukrywam, że zazdroszczę żonie. Z utęsknieniem czekam na “tata”! Mój synek nadal nie reaguje na imię, ale już zaczyna okazywać empatię, pozwala bawić się razem z nim. To kolosalne postępy. Im więcej działamy, tym więcej możemy osiągnąć! Dlatego bardzo prosimy o dalszą pomoc.  Z Twoją pomocą Mieszko będzie mógł żyć z autyzmem. Bo wiemy, że się da, potrzeba tylko samozaparcia i pieniędzy. Dołóż swoją cegiełkę do zbiórki na mojego synka!  Z góry bardzo Ci dziękuję! Tata Mieszka *Kwota zbiórki jest szacunkowa

9 150,00 zł ( 36,94% )
Brakuje: 15 616,00 zł
Jerzy Bajdo
Jerzy Bajdo , 59 lat

Jurek potrzebuje Twojego wsparcia! Stracił w wypadku sprawność i... NADZIEJĘ!

Jerzy ma 58 lat. Pracował fizycznie i przecież już tak niedaleko było do emerytury... Jednego dnia, tragicznego w skutkach, w kilka sekund stał się niepełnosprawny. Walczył o życie, a dziś o sprawność i samodzielność. O nadzieję, że będzie jeszcze dobrze...  Zawsze zaradny, dziś potrzebuje Cię, żeby wywalczyć zdrowie...  Do tego tragicznego zdarzenia doszło w pracy. Jerzy spadł z dachu, łamiąc kręgosłup w odcinku szyjnym. Z miejsca wypadku trafił do szpitala, do Stalowej Woli, skąd został przetransportowany helikopterem do szpitala w Krośnie. Przeszedł poważną operację, podczas której zostały wstawione metalowe elementy w szyjnym odcinku kręgosłupa. Jerzy został zaintubowany, w śpiączce oraz świadomości chwilowej spędził miesiąc na OIOM w szpitalu. Następne dwa miesiące również na OIOM, tym razem w innym szpitalu. To były ciężkie miesiące, które psychicznie wykończyły nas, najbliższych. Ciągły strach i napięcie, co dalej?! Bardzo szybko okazało się, że Jurek stracił swoją dotychczasową sprawność! Nie rusza nogami. Nie oddycha samodzielnie i jest żywiony przez PEG-a, czyli żywienie dojelitowe. Gdy lekarze z oddziału intensywnej opieki wyrazili zgodę, trafił do prywatnego ośrodka rehabilitacji, gdzie odzyskał częściową sprawność w rękach. To mały, ale znaczący dla nas sukces! Chcemy tych sukcesów jak najwięcej, chcemy móc dbać o Jerzego, ale rachunki za miesiąc pobytu w specjalistycznym ośrodku, to aż 20 000 złotych. Wiele ośrodków odmówiło pomocy, bo Jurek nie jest jeszcze samodzielny oddechowo. Dążymy do tego, by usiadł na wózek, by z każdym dniem dokonywały się cuda! Nie zostawimy go w takim stanie, ma tylko nas... Brak sprawności, ciągłe leżenie są tragiczne w skutkach. Nie mamy czasu! Jerzy traci słuch, a jego ciało skrzywdzone jest ogromem odleżyn, które bolą, których opatrywanie to dodatkowy stres i wydatki. Musimy wywalczyć Jurka, on musi z tego wyjść! Jerzy potrzebuje intensywnej rehabilitacji, aby zminimalizować skutki tego tragicznego wypadku. Walczymy też o nadzieję dla niego, nie chcemy pozwolić, by się załamał, chcemy, by uwierzył, że czeka go jeszcze coś dobrego! Chcemy, by uwierzył, że będzie dobrze! Pomożesz nam?  Bardzo prosimy o wsparcie! Każde, nawet te najmniejsze jest dla nas bardzo ważne... Najbliżsi 

49 940,00 zł ( 36,11% )
Brakuje: 88 358,00 zł
Anastasiia Tretiak
Anastasiia Tretiak , 12 lat

12-latka brutalnie zaatakowana przez nożownika❗️Potrzebna pomoc❗️

Była godzina 17. Anastasiia wyszła do pobliskiego sklepu. Nic nie zapowiadało, że za chwilę wydarzy się taka tragedia. Nic nie zapowiadało, że niewinne wyjście zamieni się w koszmar... Nieznany mężczyzna zaszedł moją córkę od tylu i zaatakował ją nożem! Zadawał ciosy raz w szyje, raz w twarz i tak kilkukrotnie. Potem uciekł... A ona przerażona czekała na pomoc. Anastasiia nie straciła przytomności. Zadzwoniła do mnie. Usłyszałam jej przerażony głos, płakała, mówiła, że ktoś ją zaatakował. Natychmiast wybiegłam z domu.  Tego widoku nie zapomnę nigdy. Moja córka była cała we krwi. Moje serce zamarło. To była scena jak z horroru.  Po kilku minutach przyjechała karetka. Anastasiię zabrano do szpitala, a później na blok operacyjny. Siedziałam na szpitalnym korytarzu i nic do mnie nie docierało. Jak to możliwe? Jeszcze kilka godzin temu moja kochana córeczka z entuzjazmem opowiadała mi o swoim dniu w szkole, teraz leżała w sali obok na stole operacyjnym. Anastasiia przeszła operację części szczękowo-twarzowej. Przez kolejną dobę przebywała w śpiączce. Od lekarzy usłyszałam, że miała naprawdę dużo szczęścia. Jeden z ciosów został zadany 4 milimetry od tętnicy! 4 milimetry dzieliły ją od śmierci. Czuwałam przy jej łóżku i modliłam się o cud. Tak bardzo się bałam... Tak bardzo ją kocham. "Nie mogę jej stracić" – powtarzałam w kółko.  Lekarze wybudzili ją następnego dnia. Jej stan określa się jako poważny, ale stabilny. Ciosy zadane przez nożownika pozostawiły dwie ogromne rany na szyi po 8-10 cm! Sprawca dźgnął ją również w policzek, brew, czoło i oko na głębokość 4 cm! Jak sądzą lekarze, doszło do naderwania nerwu lewego oka, przez co Anastasiia może stracić wzrok!  Wydarzenia tamtego dnia na długo pozostaną w naszej pamięci. Wiemy, że najważniejsze jest to, że Anastasiia żyje, lecz teraz o to, jak będzie wyglądało to życie, musimy walczyć. Chcemy prosić Was o wsparcie w tej walce, bo sami nie damy rady. Potrzebujemy środków finansowych na leczenie córki i jej dalszą rehabilitację – jak fizyczną tak i psychologiczną.  Za każdą pomoc z całego serca dziękujemy! Nataliia, mama Anastasii Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. ✍🏻 Atak na 12-latkę w Rzeszowie. 16-letni sprawca trafi do schroniska. – RMF24 ✍🏻 Atak na 12-latkę, "kilka ran w okolicach szyi oraz głowy". "Policjanci zatrzymali młodego mężczyznę" - TVN24 ✍🏻16-latek zatrzymany w sprawie ataku na 12-letnią dziewczynkę w Rzeszowie. – Wyborcza.pl

55 836,00 zł ( 34,99% )
Brakuje: 103 739,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki