Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Katarzyna Błażowska
Katarzyna Błażowska , 26 lat

Jedynym lekarstwem dla schorowanego ciała Kasi jest rehabilitacja!

Kasia już zawsze będzie potrzebowała rehabilitacji i całodobowej opieki. Niestety nasza sytuacja jest trudna i potrzebne jest wsparcie dobrych ludzi… Kilka lat temu otrzymałam od Was wiele dobra. Los sprawił jednak, że ponownie musiałam otworzyć zbiórkę… Nasza historia: Choroba zabrała mojej córce wszystko to, co mają inni, co mogą inni… Kasia ma mózgowe porażenie dziecięce, niedowład spastyczny czterokończynowy, zeza, wadę zgryzu, a także padaczkę! Gdyby nie lata intensywnych ćwiczeń, nigdy nie opuściłaby własnego łóżka. Nie umiałaby usiąść, podnieść głowy, nawet dobrze oddychać… Moja córeczka urodziła się w 7. miesiącu ciąży i ważyła niewiele ponad kilogram. Była bardzo krucha i podatna na choroby bardziej niż inne, urodzone w terminie dzieci. Malutka walczyła i wygrała życie, a za efekt wygranego boju będzie płaciła do końca swoich dni.  Gdy miała pół roku i nadal nie siedziała, lekarze rozpoczęli diagnostykę. Ich podejrzenia się potwierdziły. Mózgowe porażenie dziecięce – tak brzmiał powód, dla którego Kasia nie rozwijała się jak jej rówieśnicy, dla którego rączki i nóżki były wiotkie i powyginane pod dziwnym kątem. Był to jednocześnie wyrok.  Kiedy Kasię podtrzymuję – siedzi. Przy wsparciu i odpowiedniej podporze – chodzi. Sama może nigdy nie być w stanie wykonać tych czynności, ale z kochającą osobą u swojego boku pokonuje przeciwności losu. Nie męczy mnie pomaganie jej. Po prostu przy niej jestem, jak każda matka przy swoim dziecku, z tą różnicą, że 24 godziny na dobę i tak będzie już zawsze… Przez lata dbałam o moje dziecko, pielęgnowałam i robiłam, co mogłam, aby zapewnić jej jak najlepszą pomoc. Jedynym lekarstwem dla schorowanego ciała Kasi jest rehabilitacja, która obecnie jest poza naszym zasięgiem! Mieszkamy na wsi, oddalonej od miasta od 30 km. Żaden specjalista nie przyjedzie do nas domu, każdorazowo trzeba zawozić Kasię do gabinetu, co generuje dodatkowe, trudne do opłacenia koszty… Rehabilitacja jest jedynym lekarstwem, aby nie stracić tego, co udało nam się osiągnąć. Nie potrafię zaakceptować tego, że z powodu braku środków możemy stracić wszystko, na co pracowałyśmy latami. Nie da się słowami opisać, jak jest ciężko każdego dnia i jedyne, co mi zostało, to poproszenie o pomoc… Mama Kasi

13 333,00 zł ( 93,87% )
Brakuje: 870,00 zł
Piotr Michalski
Piotr Michalski , 47 lat

Nie pozwól, by złośliwy nowotwór zabrał go rodzinie❗️Uratuj życie Piotra!

PILNE! W tej zbiórce nie liczą się dni, ale godziny! Pod koniec zeszłego miesiąca życie Piotra i jego rodziny rozsypało się jak domek z kart... Guz mózgu, glejak IV stopnia - jeden z najgorszych nowotworów mózgu! Piotr, zdrowy, aktywny czterdziestolatek - mąż, tata, dziadek - w jednym momencie stał się śmiertelnie chory... Bez leczenia zostało mu kilka miesięcy życia, została ostatnia szansa - natychmiastowa operacja! Już w niedzielę przyjęcie do szpitala - prosimy o pomoc! "Mam na imię Piotr, mam 46 lat i potrzebuję Waszej pomocy... Jestem kochającym mężem, ojcem dwójki dzieci - Kamili i Kacpra i dziadkiem dwóch maluszków, które uwielbiam nad życie. Niestety to właśnie o życie przyszło mi walczyć... Dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam moją historię. Poniedziałek, 21 sierpnia, zaczął się jak każdy inny normalny dzień. Poranna toaleta, śniadanie z żoną i podwózka syna na trening. Nic nie wskazywało na to, że ten dzień wywróci moje życie do góry nogami.... Po kolacji z rodziną poczułem ból głowy. Miałem za sobą ciężki dzień, więc sądziłem, że to nic dziwnego. Jak gdyby nigdy nic poszedłem spać, myśląc, że jutro będzie lepiej. Niestety wbrew moim oczekiwaniom następnego dnia bolała jeszcze bardziej. Czułem też potworne zmęczenie. Zrzucałem te objawy na stres, więc nieświadomy, z czym tak naprawdę się mierzę, dotrwałem do końca dnia i poszedłem spać.  W czwartek rano po przebudzeniu zauważyłem, że opadła mi powieka. Postanowiłem nie czekać już ani minuty dłużej i zgłosić się o pomoc. Lekarz zdiagnozował cukrzycę, więc bezzwłocznie przystąpiliśmy do leczenia. Niestety objawy nie ustąpiły, a mój stan pogarszał się z minuty na minutę. Rankiem w sobotę, 26 sierpnia, 5 dni po tym, jak zaczęła boleć mnie głowa, zacząłem wymiotować. Straciłem świadomość. Życie uratowała mi rodzina, która zawiozła mnie na SOR. Tam zaczęło się rozpaczliwe szukanie odpowiedzi na pytanie, co mi dolega. Lekarze na początku podejrzewali udar. Niestety po dalszych, dokładnych badaniach okazało się, że prawda jest dużo gorsza. Wyszło, z czym będę musiał się zmierzyć... W głowie znaleziono guz. Padła diagnoza - GLEJAK wielopostaciowy płata czołowego IV stopnia! Jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów mózgu... Ta wiadomość spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Po spotkaniu z lekarzem dowiedzieliśmy się, że rozmiar guza nie pozwala na jego resekcję. Dalsze konsultacje w różnych placówkach potwierdzały, że guz jest nieoperacyjny, a mi pozostało czekać na najgorsze... Jeszcze przed chwilą byłem zdrowym mężem, ojcem, dziadkiem, myślącym, że czeka mnie wiele długich i szczęśliwych lat z rodziną... A tu nagle usłyszałem, że dożyję co najwyżej do Świąt Bożego Narodzenia. Dzięki determinacji mojej córki trafiłem do doktora Witolda Libionki, operującego prywatnie w szpitalu w Kluczborku. Doktor jako jedyny podejmie się operacji. Wycięcie guza to dla mnie JEDYNA szansa na życie! Niestety trzeba działać szybko, w walce z guzem mózgu liczą się godziny! Zabieg jest bardzo kosztowny... Dodatkowo będę potrzebował środki na dalsze leczenie onkologiczne, leki, badania, dojazdy, suplementację... Zaczęła się walka o życie i nie zamierzam się poddać. Bardzo proszę o wsparcie mnie i mojej rodziny w tym trudnym momencie naszego życia. Mam 46 lat, dwójkę dzieci, dwoje wnuków - Hanię i Frania, którzy mają zaledwie 4 i 2 latka. Chcę zobaczyć, jak dorastają, jestem im potrzebny. Za każde dobre słowo i pomoc bardzo dziękujemy ! Piotr

199 445,00 zł ( 93,73% )
Brakuje: 13 321,00 zł
Katarzyna Kaleńczuk
Pilne!
Katarzyna Kaleńczuk , 58 lat

PILNE❗️Kasia ma raka i dramatycznie mało czasu - trwa walka o życie!

Kasia walczy o życie - nowotwór nie odpuszcza i jest wyjątkowo zaciekłym, śmiertelnym przeciwnikiem... W Polsce ratunku już dla niej nie ma. Wszystkie metody leczenia wyczerpały się... Została tylko walka o każdy dzień i powolne odchodzenie. Ostatnia nadzieja jest w Niemczech. 6 lutego Kasia musi być w klinice, jest przerażona i zrozpaczona... Nie pozwól, by jej życie zgasło z powodu braku pieniędzy - prosimy o ratunek! Kasia: Nowotwór... Choroba, którą u mnie zdiagnozowano, zawsze będzie kojarzyć mi się z bólem fizycznym i psychicznym. Bólem, który przeszywa moją psychikę, rujnuje kości i ciało. Jest we mnie jednocześnie strach, desperacja i cel, jedyny, o którym marzę  - wyzdrowieć.  W 2003 roku w Andrzejki zdiagnozowano u mnie  nowotwór  krwi... Wtedy jeszcze łagodny. Żyłam w ciągłym strachu. W 2016 roku moje najgorsze koszmary stały się rzeczywistością... Nowotwór zezłośliwił się, zajmując szpik. Zaatakował praktycznie całe moje ciało. Tak zaczęło się piekło mojej walki... Choroba wyniszcza i pustoszy organizm, prowadząc do śmierci. Mój  szpik  włóknieje, przez co niemożliwe jest powstanie prawidłowych komórek krwi. Rolę krwiotwórczą przejmuje śledziona, wątroba i inne organy. Umieram. Jestem naprawdę słaba...  Od 2016 roku walczę o każdy kolejny miesiąc, rok... Jest przy mnie mój mąż Krzysiek, wspiera mnie, jest przy mnie w trudnych chwilach. Ostatnie miesiące były dla nas wyjątkowo dramatyczne... Zachorowałam na COVID-19, to, że przeżyłam, to cud... W brzuchu lekarze znaleźli guzy niewiadomego pochodzenia... Lekarze w Polsce nie chcą się podjąć operacji z powodu dysfunkcji tarczycy, wpadam z niedoczynności w nadczynność. Funkcja tarczycy rozstroiła się poprzez dotychczasowe leczenie. Tak powstało błędne koło, choroba postępuje, guzy rosną… A ja słabnę. W Polsce nie ma już dla mnie żadnej drogi leczenia. Wszystkie metody wyczerpały się i nie dały  efektów. Stanęłam przed murem, którego nie przeskoczę. Jestem zdesperowana i zmuszona szukać ratunku tam, gdzie tylko się da. Miałam ogromne szczęście trafić do kliniki w Niemczech - lekarz, który się mną zajmuje, współpracuje z najwybitniejszymi onkologami i lekarzami innych specjalizacji. Gdybym nie rozpoczęła leczenia tutaj, nie wiem, co by ze mną było... Lekarze szukają sposobu, jak mi pomóc, jak ratować moje życie. Nie skreślają mnie, za co jestem im wdzięczna. Póki jeszcze oddycham, póty jest nadzieja... Po konsultacjach lekarze ze szpitala w Ratyzbonie chcą podjąć się trudnej i ryzykownej operacji usunięcia guzów z jamy brzusznej. Musi być ona przeprowadzona pod ścisłym nadzorem endokrynologicznym. Diagnostyka  w Niemczech wykazała też, że  mam kolejny guz, tym razem w głowie. Jeśli się powiększy, konieczna będzie operacja. Muszę też kontynuować walkę z nowotworem, żeby powstrzymać jego kolejny atak! Im szybciej zacznę leczenie, tym lepiej -  nie mogę czekać, bo rak też nie czeka, by zabić! Nowotwór postępuje i w każdej chwili może przekształcić się w najostrzejszą postać białaczki szpikowej! Potrzebuję leczenia i zabiegów, które wspomogą mój organizm w walce. Tylko to da mi szansę, że zwycięsko wyjdę z walki o życie... A ja bardzo chcę żyć!  Uwierz mi, nie jest łatwo... Nowotwór to straszny przeciwnik, który wywraca życie do góry nogami. Pokazał mi jednak, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Zwyczajne, prozaiczne rzeczy i zdarzenia nabierają  ogromnego znaczenia... Nagle zdajemy sobie sprawę, że każde z nich może być ostatnim w naszym życiu. Dlatego tym bardziej chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wygrać! Wbrew wszystkiemu wierzę głęboko, że wydarzy się cud, który mnie uratuje. Na drodze stoi jednak przeszkoda, którą są finanse… Leczenie jest bardzo kosztowne... Ani mnie, ani mojej rodziny nie stać na ratunek. Kosztorys wystawiony przez lekarza opiewa na kilkaset tysięcy  złotych -  na tyle  wyceniono moje życie… Bez pomocy ludzi dobrej woli nie mam szans... Po prostu umrę. Potrzebuję pomocy, Twojej pomocy... Walczyłam, walczę i będę walczyć, póki starczy mi sił, wierzę mocno, że pokonam raka, bo siła woli jest we mnie ogromna. Chcę żyć! Czas ucieka, dlatego proszę Cię – pomóż mi zdążyć!   Kasia Zbiórkę można wesprzeć poprzez licytacje na Facebooku - dołącz i uratuj życie!

470 324,00 zł ( 93,27% )
Brakuje: 33 932,00 zł
Magdalena Sowińska
Magdalena Sowińska , 35 lat

Tętniak, udar, paraliż... Podaruj Magdzie szczęśliwe zakończenie!

Magda jest niezwykłą osobą. Wymagającą, ale najbardziej od siebie. Życzliwą dla wszystkich, których spotyka. Gotową pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Pełną niespożytej energii i świetnych pomysłów. Swoją radością życia potrafi zarazić innych. Pracowita i zaradna. Nigdy nie było dla niej problemu, z którym nie umiałaby sobie sama poradzić. Niestety, do czasu...  Magda ma dwóch wspaniałych synów: sześcioletniego Kubę i ośmioletniego Piotrka. To jej dwa oczka w głowie. Ale swoim sercem obdarowała też każdego małego pacjenta, który znalazł się pod jej opieką. Na co dzień pracowała jako pielęgniarka w dziecięcym Centrum Leczenia Oparzeń. Zawsze zaangażowana w pracę, która stała się jedną z jej pasji. Poza nią uwielbiała każdą aktywność na wolnym powietrzu: rower, bieganie, łyżwy, spacery. A wszystko najchętniej w gronie rodziny i licznych przyjaciół. Bo to właśnie ludzie interesują ją najbardziej i są dla niej najważniejsi. Zawsze umiała znaleźć dla nich czas, mimo mnóstwa własnych obowiązków. Snuła piękne plany na przyszłość swoją i swoich najbliższych, dopóki choroba jej ich nie pokrzyżowała. Pewnego dnia Magda zasłabła, gdy po pracy starała się aktywnie spędzić czas z synami. Nagle nie mogła już samodzielnie chodzić. Mówiła z trudem. Diagnoza była jak wyrok: pęknięte naczynie w mózgu i tętniak. Jej życie było zagrożone. Konieczna stała się natychmiastowa operacja. Magda miała wiele szczęścia – przeżyła, ale skutkiem był udar. Z powodu obrzęku mózgu trzeba było usunąć część czaszki. Nie ominął jej nawet COVID-19. Przez dwa tygodnie leżała w śpiączce. Dopiero gdy się obudziła, okazało się jak wielką krzywdę wyrządziła jej choroba...  Obecnie Magda nie mówi, a niedowład prawej połowy ciała pozbawił ją samodzielności. Dotąd otwarta na potrzeby innych ludzi, aktualnie sama potrzebuje pomocy w najprostszych nawet czynnościach. Musi uczyć się wszystkiego od początku – nawet jeść i pić.  Każdy dzień to ciężka walka, mimo to Magda się nie poddaje. Z godną podziwu determinacją walczy o dawne życie. Jednak dziś już wiemy, że to nie wystarczy... Jedną szansą, aby wrócić do pełni sił fizycznych i umysłowych jest intensywna rehabilitacja.  Niestety, koszty znacznie przewyższające nasze możliwości finansowe. Leczenie w specjalistycznym ośrodku to koszt ponad 100 tysięcy złotych! Dlatego zwracamy się do wszystkich osób o wielkich sercach, by pomogli zebrać pieniądze na profesjonalną rehabilitację oraz dalsze leczenie.  Prosimy, pomóżcie nam, abyśmy mogli znów zobaczyć uśmiech na twarzy Magdy... Bliscy Magdy

103 670,00 zł ( 92,98% )
Brakuje: 7 820,00 zł
Alina Kamińska
Alina Kamińska , 56 lat

Moja ukochana mama potrzebuje pomocy, aby pokonać skutki tętniaka❗️POMÓŻ❗️

14 lutego, w Walentynki, złożyłyśmy sobie z mamą życzenia miłości i pełnego, szczęśliwego życia. Rozmawiałyśmy przez telefon, kiedy mama była w aucie. Jechała na narty, czyli robić to, co kochała – uprawiać sport w górskim otoczeniu, w którym czuła się najlepiej.  Po paru godzinach znowu do niej zadzwoniłam. Tym razem odebrał jednak ratownik GOPR.  Wyjaśnił, że mama bardzo cierpi, boli ją głowa, kark i plecy. Potem rozmawiałam z mamą i po chwili wiedziałam już, że czuje ból, któremu nawet ona nie jest w stanie sprostać! Śmigłowiec zabrał ją do szpitala w Bielsku-Białej, a po kolejnych paru godzinach dowiedziałam się, że mamie pękł tętniak w mózgu!  Udało mi się porozmawiać z nią jeszcze w noc przed operacją, gdy po długiej podróży dotarłam do szpitala. Cierpiała, ale zdążyłyśmy wyszeptać sobie, jak bardzo się kochamy... Kilka godzin później pojechała na blok operacyjny.   Przez tydzień mama była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej i nie oddychała samodzielnie! Po wybudzeniu było już pewne, że rehabilitacja jest nieunikniona! To jedyny ratunek w walce o powrót mojej mamy do normalnego funkcjonowania i dawnego życia w nieznanym, na ten moment, zakresie… Każdy, kto zna moją mamę, doskonale wie jak wspaniałą osobą jest przez całe swoje życie. Zawsze działała bezinteresownie i wielokrotnie, zapominając o sobie, oddawała serce i swoją moc, aby pomagać innym.  Mama jest wspaniałą aktorką, wiele lat związaną z Teatrem Bagatela w Krakowie, ale również lektorką i aktorką filmową. Nie sposób zliczyć projektów, w których brała udział. Zawsze zaangażowana, społeczna i oddana sprawie – taką wszyscy pamiętamy moją mamę.  Płynie w niej miłość do wody i natury i mimo mieszkania w mieście, najlepiej czuje się w znanych naszej rodzinie okolicach jeziora Rożnowskiego lub na plaży w jej ukochanych Dębkach. A w tym wszystkim jest wielka miłość do gór, nart i zdobywania szczytów!  Z całego serca proszę o pomoc w uzbieraniu potrzebnej kwoty na rehabilitację mojej mamy. Każda złotówka to ważna cegiełka dołożona do zapewnienia jej koniecznej, specjalistycznej pomocy. Każdemu dziękuję za ofiarowane dobro i wsparcie! Ola, córka Aliny

209 864,00 zł ( 92,9% )
Brakuje: 16 030,00 zł
Wiktor Zawadzki
Pilne!
9 dni do końca
Wiktor Zawadzki , 3 latka

Serce, które woła: chcę bić❗️Ratuj życie Wiktorka!

Wiktor Zawadzki - lat 3, skazany na śmierć. Mój syn. Pisząc te słowa, strach dosłownie rozwala mnie od środka. Nie wiem, czy otrzymam pomoc, nie wiem, ile mój synek jeszcze przeżyje... Czasami mam wrażenie, że nie wiem już nic. Wiktorek urodził się z wadą określaną HLHS (hipoplastic left heart syndrome). Po ludzku i w najprostszych słowach jest to Zespół niedorozwoju lewego serca. Wiktorek żyje z połową serduszka. Pierwszy rok swojego życia mój synek spędził na kardiologii. Nie znał innych ścian, za kołysankę do snu służyło mu pikanie maszyn. Walczył z sepsą, infekcjami... Walczył o życie... Trzeci zabieg cewnikowania zmienił bieg historii o 180 stopni. Po tym zabiegu Wiktorek był w stanie krytycznym, pod respiratorem. Spędził 4 długie miesiące na OIOM-ie. Jego serduszko stoczyło bitwę, której konsekwencje Wiktorek odczuwa do dziś: ciężki oddech, ból, sinica centralna, opuchnięcia spowodowane słabym krążeniem, zatrzymywanie się wody w organizmie, przyjmowanie dużych dawek leków, nadciśnienie płucne. Od niedawna jesteśmy w domu, z wyrokiem skazującym...  Jednego dnia jestem pełna optymizmu i nadziei, wiary, że się uda. Kolejnego siedzę i płaczę. Czuję bezsilność, że jako mama nie mogę pomóc Wiktorkowi wyjść z tej czarnej otchłani. Wyrwać go ze szponów choroby. Dałabym mu nawet swoje serce, by tylko mógł żyć i cieszyć się z bycia dzieckiem. Gdy śpi, krzyczę w poduszkę z rozpaczy. Gdy się budzi, przyklejam do twarzy uśmiech i łapiemy wspólne chwile. Ile ich będzie? Nie wiem. Dlatego proszę Was, ludzi o wielkich sercach, każdego, kto jest w stanie pomóc Wiktorkowi, o szansę! O zatrzymanie tego, czego najbardziej się boję! Nie chcę stracić mojego synka! On już tyle wywalczył, tyle przeszedł... Nadzieję może dać zagraniczna operacja. Wciąż czekamy na kwalifikację, jednak już teraz wiemy, że koszty leczenia będą kolosalne! Mówi się, że każdy jest kowalem własnego losu... Kowalem naszego losu: mojego i mojego synka, jesteście Wy... Bez was go nie uratuję. Proszę, pomóżcie...Mama   ➡️ Licytacja dla Wiktorka ➡️ Strona Wiktorka na FB: Z połową serduszka przez świat Telewizja Republika: TV Wschód:

15 342 370,00 zł ( 92,43% )
Brakuje: 1 256 003,00 zł
Hubert Tomaszewski
Pilne!
3 dni do końca
Hubert Tomaszewski , 26 lat

DRAMAT❗️PILNA operacja glejaka albo śmierć! Hubert ma dopiero 26 lat!

Był ślub, wesele, mnóstwo planów na życie! Pierwsza  praca w zawodzie. Wszystko układało się pięknie, tak jak powinno układać się, kiedy człowiek ma 26 lat! W ten wspaniały, niemal idylliczny świat, wdarła sie choroba – straszna, najgorsza jaką można było sobie wyobrazić! Na taki koszmarny scenariusz nikt nie był przygotowany... Hubert właśnie usłyszał diagnozę – rozlany glejak wielopostaciowy IV stopnia. Guz jest głęboko umiejscowiony w lewej półkuli i podczas operacji chirurgicznej całego guza nie można wyciąć. Jedyną szansą na usunięcie większości guza i oszczędzenie zdrowych tkanek mózgu jest w przypadku Huberta operacja nanotherm, która polega nie tylko na usunięciu guza, ale też na wprowadzeniu bezpośrednio do tkanek okalających nanocząsteczki tlenku żelaza, które następnie w serii zabiegów są nagrzewane za pomocą urządzenia Nanoactivator. Ta terapia powoduje trwałe uszkodzenie przetrwałych po zabiegu kom orek nowotworowych i sprawia ze przetrwale komórki raka są bardziej wrażliwe na radioterapię lub chemioterapię. Ta terapia w Polsce przeprowadzana jest jedynie w Klinice Neurochirurgii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Nanoterapia jest obecnie jedyną szansą na przeżycie chorym z takim typem guza, ale ponieważ terapia musi być rozpoczęta jak najszybciej, jedyną możliwością jest skorzystanie z niej prywatnie – koszt to 210000zł. Hubert ma 26 lat, niedawno skończył studia, rozpoczął pracę w zawodzie i ożenił się – w tej chwili nie może już pracować, bo prawa strona jego ciała jest sparaliżowana z powodu guza. Hubert i Edyta są młodym małżeństwem na starcie dorosłego życia i nie stać ich na pokrycie tak wysokich kosztów leczenia, a to dopiero początek! Po nanoterapii Nanotherm konieczna będzie immunoterapia, żeby zniszczyć pozostałe komórki glejaka - ta terapia jest wykonywana w Wojewódzkim Szpitalu w Sosnowcu i kosztuje 200 tys. zł. W tej chwili jedyną szansą na uratowanie życia i zdrowia Huberta jest jak najszybsze uzbieranie potrzebnej kwoty i wykonanie niezbędnych zabiegów nanoterapii i immunoterapii. Zegar tyka, im szybciej zbierzemy potrzebną kwotę, tym szybciej zapadnie decyzja o terminie zabiegów!

442 052,00 zł ( 92,33% )
Brakuje: 36 672,00 zł
Staś Kowalski
4 dni do końca
Staś Kowalski , 6 lat

Z dnia na dzień nasz syn cofnął się o kilka lat... Trwa walka ze straszną chorobą!

Nasz syn, Stasiu to chłopiec o pięknych kasztanowych oczach i uśmiechu, który topi najtwardsze serca. W jego życiu było wiele zwykłych, ale ważnych przyjemności – długie żelki z osiedlowej piekarni, lody waniliowe, budowle z klocków magnetycznych, bajki na dobranoc. Niestety, ten świat nagle się skończył! Synek zaczął widzieć rzeczy, których nie ma, bać się bez powodu, biegać i skakać, choć brakowało mu sił. Przestał mówić i spać, a my z dnia na dzień byliśmy coraz bardziej smutni i przerażeni. Okazało się, że syn choruje na autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Leczenie jest trudno dostępne i bardzo kosztowne… Staś urodził się jako zdrowy chłopiec, ale od początku miał problemy z jelitami. Bardzo dużo chorował. W wieku 1,5 roku bardzo ciężko przeszedł ospę, po której jego odporność zupełnie podupadła. Przeszedł wiele infekcji, w tym zapalenia płuc, mykoplazmę, liczne anginy z ciężkim przebiegiem.  Po tych chorobach następował regres w jego rozwoju. Wszystkie te infekcje powodują wiele powikłań neurologicznych i mogą prowadzić do destabilizacji układu immunologicznego. Zwłaszcza u dzieci, które mają wrodzone skłonności do nadmiernej reakcji tego układu. Do jego stanu prawdopodobnie przyczynił się również Covid. Ostatnio została też wykryta u niego aktywna bartonella - bakteria, która często powoduje objawy neuro-psychiatryczne u dzieci. Kilka miesięcy temu w jeden dzień zmieniło się nasze życie. Staś, na co dzień pogodne i otwarte dziecko, nagle się “zawiesił'. Przestał mówić, reagować, odpowiadać na nasze pytania. W przeciągu następnych godzin i dni pojawiły się kolejne objawy - halucynacje, napady lęku, apatia na zmianę ze skrajnym ADHD (nasz synek wcześniej był wręcz nadmiernie spokojnym dzieckiem). Staś zaczął mieć liczne tiki, cierpieć na bezsenność.  Rozwojowo cofnął się o kilka lat. Przestał niemal zupełnie mówić, stał się nieobecny i zdezorientowany. Pojawiły się też obsesje i zaburzenia odżywiania. Wszystkie te objawy są typowe dla autoimmunologicznego zapalenia mózgu. Choroby o dramatycznym przebiegu, która całkowicie zmienia życie rodzin, których dotknęła. Bardzo wiele wysiłku i walki kosztowało nas dotarcie do prawidłowej diagnozy i znalezienie pomocy. Obecnie Staś ma wdrożone leczenie farmakologiczne, jednak trwały efekt i powrót układu odpornościowego na właściwe tory mogą zagwarantować jedynie autoimmunoglobuliny.  Terapia nimi nie jest refundowana, a koszty są ogromne i przewyższają nasze możliwości. Koszt jednej dawki to aż 26 tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty podania. Staś będzie potrzebował minimum sześciu wlewów.  Tylko takie leczenie zagwarantuje prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego i to, że organizm Stasia przestanie zwalczać komórki własnego układu nerwowego, traktując je jako patogen. Z pogodnego chłopca, który od września miał iść do przedszkola, nasz synek stał się dzieckiem niepełnosprawnym. Prywatne wizyty, wielomiesięczna farmakoterapia, specjalistyczne badania wykonywane często za granicą, suplementy niezbędne przy tak obciążającym organizm leczeniu to już wielotysięczne koszty, które pokryliśmy.  Niestety, choć oboje pracujemy, musimy prosić o pomoc w sfinansowaniu terapii immunoglobulinami. Wierzymy, że Staś jeszcze będzie dawnym, szczęśliwym chłopcem, że jeszcze powie, że nas kocha i opowie nam historię o niebieskim motylu. Bardzo za tym tęsknimy. Rodzice

194 533,00 zł ( 92,24% )
Brakuje: 16 345,00 zł
Kamil Giedyk
Pilne!
Kamil Giedyk , 32 lata

32 lata to nie jest czas, żeby umierać... Czy zdążymy uratować Kamila? Mamy mało czasu❗️

Trudno zliczyć ilość przepłakanych godzin i nieprzespanych nocy — tyle ich było w ciągu dwóch lat od kiedy wiemy, że Kamil ma nowotwór złośliwy rdzenia kręgowego. Po ostatnim rezonansie okazało się, że guz odrasta. Trwa dramatyczny wyścig z czasem! Musimy już teraz opłacić operację albo będzie za późno! Kamil stracił już władzę w nogach, ale nie stracił nadziei! Pomocy! „30 lat to nie jest czas, żeby umierać” – wyobraź sobie usłyszeć te słowa z ust własnego dziecka, które zawsze było okazem zdrowia. Człowiekiem, którego wszędzie było pełno, zarażającym wszystkich swoim poczuciem humoru i pozytywnym podejściem do życia. Diagnoza nowotworu złośliwego przewróciła nasze życie do góry nogami.  Teraz pojawia się NADZIEJA! Klinika w Kluczborku podejmie się operacji mojego ukochanego syna, ale musimy działać już teraz! Termin został wyznaczony na 10 marca, a do zebrania mamy 200 tysięcy złotych! Sami nie damy sobie rady, a jeśli operacja nie dojdzie do skutku, to w ciągu najbliższych miesięcy Kamil nie będzie w stanie wstać z łóżka nawet z pomocą innych osób… Tak bardzo się o niego boję, ale wiem, że muszę walczyć o syna z całych sił! Wszystko zaczęło się od problemów z chodzeniem i utrzymaniem równowagi, potem doszedł niedowład prawej ręki. Syn dostał skierowanie na oddział neurologii w celu poszerzenia diagnostyki. Wykonano diagnostykę obrazową i laboratoryjną. Diagnoza, którą usłyszeliśmy, zwaliła nas z nóg – nowotwór rdzenia kręgowego o nieokreślonym charakterze. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.  Kamil przeszedł operację guza śródrdzeniowego w odcinku szyjnym. Niestety nie udało się go usunąć w całości, a na domiar złego kilka godzin po zabiegu wystąpił niedowład czterokończynowy! Po badaniu okazało się, że syn ma krwiaka! Natychmiast doszło do kolejnej operacji i Kamil zaczął odzyskiwać czucie w kończynach. Podczas operacji pobrano wycinek, który pozwolił na postawienie ostatecznej diagnozy: nowotwór złośliwy rdzenia kręgowego, nerwów czaszkowych i innych części ośrodkowego układu nerwowego. Kamil przeszedł 6-tygodniową radioterapię, jego stan był stabilny. W grudniu 2023 pojechał na turnus rehabilitacyjny do Gdańska. Na miejscu rehabilitant stwierdził, że syn wcale nie jest w złej kondycji i, że dobrze rokuje. Dało nam to ogromną nadzieję, na to, że Kamil będzie samodzielny. Wreszcie wyszło słońce! Syn wrócił z turnusu pełen nadziei, wierzył, że teraz będzie już tylko lepiej, spacerował i ćwiczył w domu z siostrą, która skończyła kurs fizjoterapii. I wtedy stało się najgorsze… Podczas jednego ze spacerów dostał paraliżu prawostronnego i upadł. Od tamtej chwili nasze życie zamieniło się w koszmar. Syn jest w tak złym stanie, że nie może sam iść do toalety! Żaden lekarz do tej pory nie chciał podjąć się usunięcia guza. Odbijaliśmy się od drzwi. Słyszeliśmy, że jeśli syn podda się operacji, to pozostanie osobą leżąca, bez kontaktu. Kamil stracił nadzieję i chęci do życia. W tej chwili przebywam na zwolnieniu lekarskim, ponieważ syn wymaga całodobowej opieki, a mam jeszcze młodszego 12-letniego syna, który mnie potrzebuje i nie do końca rozumie powagę sytuacji. Cały czas pyta, dlaczego jestem smutna i płaczę…  Nigdy nie myślałam, że będę musiała prosić o pomoc, ale w tej chwili nie mam wyjścia. Wierzę w to, że są jeszcze na świecie dobrzy ludzie, którzy pomogą nam w tej nierównej walce z nowotworem. Syn ma poniżej 5% komórek nowotworowych, co daje duże szanse na całkowity powrót do sprawności, ale musimy uzbierać potrzebne pieniądze, bo czas ucieka, a straciliśmy go już za dużo. Z całego serca proszę o pomoc i modlitwę za mojego ukochanego syna!                                           Aneta, mama ➡️ Grupa licytacyjna dla Kamila

215 898,00 zł ( 92,24% )
Brakuje: 18 145,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki