Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bartosz Frączek
Bartosz Frączek , 8 lat

NIEzwykły Bartek każdego dnia staje do walki o zdrowie! Pomóż!

Bartek, to nasz wspaniały synek, który urodził się 8 lat temu z wrodzoną wadą mózgu: hipoplazją ciała modzelowatego, hipoplazją mostu oraz poważną wadą wzroku, bo aż -15,5 dioptrii. Choroba okazała się dla nas wszystkich dużym zaskoczeniem, tym bardziej że w trakcie ciąży nie było żadnych nieprawidłowości, a po narodzinach Bartek otrzymał 10 punktów w skali Apgar. Opóźnienie rozwoju psychoruchowego Bartosza przewróciło życie naszej rodziny do góry nogami. Wiedzieliśmy jednak, że zrobimy wszystko, by nasz kochany syn otrzymał jak najlepszą, specjalistyczną pomoc.  Jako mama bez chwili zastanowienia zrezygnowałam z pracy, która była moją pasją i zaczęłam pogłębiać wiedzę na temat jego choroby. Spędzałam średnio 6 miesięcy w roku na turnusach rehabilitacyjnych, z dala od domu i drugiego syna. Wizyty u specjalistów, kontrole, zmiany metod leczenia, specjalistyczny sprzęt to nieodzowne elementy fizjoterapii. Niestety otrzymane wsparcie z NFZ w minimalnym stopniu rekompensuje rosnące wydatki, które z wiekiem syna rosną. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za każdą otrzymaną pomoc. Niestety przy galopujących cenach przestaje być ona wystarczająca. Dlatego pełni nadziei prosimy o Wasze wsparcie w zebraniu potrzebnej kwoty na dalsze leczenie. Przed nami kolejne wyjazdy i wizyty u specjalistów w walce o lepsze jutro. Będziemy wdzięczni za wszystkie wpłaty, wsparcie, dobre słowo i trzymanie kciuków za sukcesy, które są przed nami. Każdy najmniejszy postęp niesamowicie nas cieszy. A jego uśmiech, optymizm i jedno z nielicznie wypowiadanych słów – „KOCHAM", wynagradza wszystko! Rodzice Bartka Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową ➡️ Licytuj i pomagaj Bartusiowi! ➡️ Śledź codzienne zmagania „NIEzwykłego” Bartosza

21 210,00 zł ( 90,62% )
Brakuje: 2 195,00 zł
Laura Kowalska
Laura Kowalska , 3 latka

UMIERAJĄ mięśnie maleństwa❗️Laurka potrzebuje naszej pomocy, by oddychać i żyć!

Laurka obecnie jest po ciężkim zapaleniu płuc… To już drugie ciężkie zapalenie płuc w tym roku, które zawsze jest dla niej zagrożeniem życia. Ciąża nie zapowiadała, że nasza mała córeczka zostanie skazana do końca życia na tę straszną chorobę. Niestety rehabilitacja to jedyny ratunek. Każda noc to walka o oddech, każdy dzień to walka o sprawność, walka z postępującą chorobą mięśni... Choroba postępuje i zabrała już Laurce przełykanie i oddychanie. Codziennie toczymy walkę o poprawę życia Laury, ale jej potrzeby cały czas rosną… Prosimy, pomóżcie nam uzbierać pieniądze, aby przyszłość naszej córeczki była lepsza! Skończyły nam się wszystkie oszczędności i środki na subkoncie, nie mamy już na terapię i sprzęty medyczne dla Laurki... Nie mamy na rehabilitację, która jest jedynym lekiem, bo wzmacnia mięśnie i spowalnia postęp choroby. Mięśnie to nie tylko rączki i nóżki, to też mięśnie twarzy, mięśnie oddechowe i serce… Bez intensywnej rehabilitacji nasza córeczka nie ma szans na stosunkowo normalne życie 💔 Laura urodziła się w zamartwicy i otrzymała tylko 4 punkty w skali Apgar. Nie było płaczu maleństwa jak przy większości porodów, był mój płacz, bo nie wiedziałam, dlaczego zabrali moją córeczkę. Wtedy nie wiedziałam, że walczą o życie Laurki. Była reanimowana na sali porodowej, ponieważ nie podjęła się oddychania. Cały czas płakałam, błagając, by córeczka przeżyła, bo jej stan określono jako bardzo ciężki… Laurka była tak słaba po urodzeniu, że nie miała nawet siły płakać. Urodziła się całkiem wiotka, przelewała się przez ręce. Nie płakała, nie podnosiła rączek ani nóżek. Nie ruszała się. Leżała bezwładnie w inkubatorze. Mogłam ją przytulić dopiero po ponad trzech tygodniach. Po 90 dniach od urodzenia wypisali Laurkę ze szpitala, pod opiekę hospicjum... Nikt nie dawał nam nadziei, że będzie dobrze. Myśleliśmy, że nasze problemy to tylko zły sen... Morze wylanych łez. Po roku dowiedzieliśmy się, że Laurka ma mutację genetyczną tzw. de novo (sporadyczna.) Oznacza to, że dwójce w pełni zdrowych rodziców może urodzić się dziecko z mutacją genu ACTA1, która powoduje miopatię CFTD - którą ma Laura. Chorych na tę miopatię w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki, jedną z nich jest nasza malutka córeczka...  Miopatia jest wrodzoną i bardzo rzadką chorobą, która niszczy włókna mięśniowe. To choroba nieuleczalna, która bez intensywnej rehabilitacji postępuje... Dlaczego nas to spotkało? Nie wiemy… Wiemy natomiast na pewno, że będziemy walczyć o życie naszej Laurki! Niestety miopatia zabrała Laurze możliwość zdolność do jedzenia i samodzielnego oddychania… W nocy oddycha za nią respirator. Od urodzenia jest karmiona przez sondę dożołądkową przez brak odruchu ssania, dużą męczliwość i spadki saturacji po urodzeniu podczas prób karmienia smoczkiem. Kolejny bolesny cios nadszedł, jak Laurka skończyła rok. Saturacja krwi w czasie snu zaczęła jej spadać do krytycznych wartości 41%... Gdzie 70% już powoduje niedotlenienie organizmu i stwarza zagrożenie życia! Miopatia doprowadziła do bezdechów sennych o dużym stopniu nasilenia. Laura zaburzeń oddychania w czasie snu ma ponad 450 razy w ciągu JEDNEJ nocy. Bez respiratora w trakcie snu przestanie oddychać i po prostu umrze… Ma też bardzo słaby odruch kaszlu, co zwiększa możliwość infekcji i gorszy ich przebieg. Niedawno miała ciężkie zapalenie płuc, drugie w tym roku, nie radziła sobie z oddychaniem, płuca się zapadały. Respirator oddychał za naszą córkę nie tylko w nocy, ale i w ciągu dnia. Dziś córeczka ma prawie 3 latka i nie chodzi, nie czworakuje, nie pełza. Wszystko jest dla niej  ogromnym wysiłkiem przy słabych mięśniach i chorym sercu. Córeczka ma bardzo niskie napięcie mięśniowe (wiotkość) i skłonności do przykurczy, dlatego potrafi dużo mniej niż inne dzieci w jej wieku. Jedyne, co możemy zrobić, to walczyć o jej życie i zdrowie, o każdy dzień. To, co dla jej rówieśników jest normalne, dla niej bez rehabilitacji jest nieosiągalne... Mimo tej strasznej choroby Laurka jest niezwykle radosną, bystrą i silną dziewczynką, która każdego dnia dzielnie walczy o coraz lepszą sprawność. Codziennie walczymy o jej przyszłość! Ale bez Waszej pomocy sobie nie poradzimy… Potrzebujemy środków na rehabilitację, terapię, ortezy, wózek aktywny, sprzęt medyczny (taki jak asystor kaszlu) i wizyty u specjalistów. My, jako rodzice, niestety nie jesteśmy w stanie sami uzbierać tak ogromnej kwoty. Wszystkie nasze oszczędności już dawno się skończyły, dlatego po raz kolejny zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Laurka dzięki rehabilitacji robi wspaniałe postępy, które nie były nawet w zasięgu naszych marzeń. Każdy Państwa gest, nawet ten najmniejszy, ma dla nas znaczenie, gdyż realnie wpływa na przyszłość naszej córeczki. Wierzymy, że największym podziękowaniem będą pierwsze samodzielne kroki postawione przez Laurkę 💗 Dziękujemy za poświęcony czas i zapoznanie się z historią naszej córki. Za każde wsparcie będziemy ogromnie wdzięczni. Rodzice Laurki - Olga i Paweł Laurka na Facebooku - Dziewczynka z Miopatią  GRUPA LICYTACYJNA  Laurka na Instagramie - Dziewczynka z Miopatią Tik Tok - Dziewczynka z Miopatią

265 696,00 zł ( 90,59% )
Brakuje: 27 575,00 zł
Jakub Wołosz
Jakub Wołosz , 23 lata

Choroba postępuje – nie pozwól, by Kuba był zamknięty w czterech ścianach! Ratunku!

O tym, że Kuba jest chory, dowiedziałam się niedługo po porodzie. Syn przyszedł na świat zbyt wcześnie, ważył zaledwie 480 gramów. Tak potwornie się o niego bałam, był taki maleńki, delikatny i słaby. Niestety, zdiagnozowano u niego choroby neurologiczne, które sprawiają, że o jego zdrowie musimy walczyć każdego dnia… Kuba rozwijał inaczej niż jego rówieśnicy. Z czasem u syna stwierdzono także zaburzenia głosu, mowy i choroby słuchu oraz niepełnosprawność intelektualną. Syn był jednak w stanie poruszać się samodzielnie, a trzymając się poręczy pokonać schody do domu. Niestety, od połowy 2022 roku stan zdrowia mojego syna znacznie się pogorszył i stał się bardzo słaby.  Jego rówieśnicy studiują, randkują i zakładają własne rodziny, a w tym czasie Kuba potrzebuje mojej pomocy w najprostszych czynnościach – także higienicznych i samoobsługowych. Najgorsze jest jednak to, że Kuba nie jest już w stanie sam chodzić – nawet do toalety. Największą barierą stanowią dla nas schody do domu – samej jest mi bardzo ciężko wnosić po nich syna. Kiedyś w opiece nad synem mogłam liczyć na pomoc męża – niestety, zmarł 5 lat temu.  Robię wszystko, co w mojej mocy, by ułatwić jego funkcjonowanie. Walczymy o jego sprawność na rehabilitacji 5 razy w tygodniu. Znajduje się także pod stałą opieką specjalistów. Niestety, nie jest to wystarczające. Niezbędny jest zakup i budowa przydomowej windy oraz wyrównanie podjazdu – tak, by syn nie był zamknięty w czterech ścianach domu. Koszt z tym związany jest jednak ogromny, wynosi 70 tysięcy złotych. Nie jestem w stanie udźwignąć tak dużego wydatku samodzielnie. Z całego serca proszę Was o pomoc. Opiekuję się synem ponad 20 lat, a sił mam coraz mniej…  Wierzę, że dobro wysłane w świat – wraca z podwójną mocą.  Mama

67 301,00 zł ( 90,37% )
Brakuje: 7 168,00 zł
Bartek Rachwał
Bartek Rachwał , 8 lat

Pomóż zatrzymać chorobę, która zabiera nam syna!

Bartuś kochał klocki lego, zabawy z bratem, piłkę nożną i berka. Był bardzo żywiołowy i energiczny. Zdrowy, szczęśliwy, uśmiechnięty chłopiec – takiego go pamiętamy i wierzymy, że jeszcze kiedyś takiego zobaczymy...  Zespół Fires, czyli padaczka lekooporna to choroba, która spadła na nas niespodziewanie i zamieniła nasze życie w dramat, którego nie wyobrażaliśmy sobie nawet w najstraszniejszych snach! Choroba sieje spustoszenie w organizmie naszego malutkiego synka, a my nie jesteśmy w stanie jej zatrzymać...  Nasz synek przed ukończeniem 4. roku życia zachorował na rzadką chorobę, jaką jest Zespół Fires. To ciężki i bardzo niebezpieczny rodzaj padaczki lekoopornej, która rozwija się u dzieci uprzednio zdrowych i prawidłowo rozwijających się! Choroba pojawiła się nagle, kiedy nasz synek przechodził infekcję z wysoką gorączką.  Momentu pierwszego ataku padaczki nie zapomnimy nigdy! Strach zupełnie nas sparaliżował. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, jak pomóc naszemu synkowi. Zresztą do dziś tego nie wiemy, chociaż ataków były już setki...  Choroba zaczęła rozwijać się w zastraszającym tempie. W jej przebiegu pojawiło się zapalenie mózgu, utrata pamięci, zaburzenia poznawcze. Każdy atak był resetem mózgu Bartusia i utratą wszystkich dotychczas wykształconych umiejętności! Organizm naszego synka codziennie był degradowany...  Bartek wymagał natychmiastowej hospitalizacji! W marcu 2020 roku trafił do szpitala. Tam, przez 5 miesięcy przebywał na oddziale intensywnej terapii, a następnie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej na kolejne 3 miesiące.  Niestety, po wybudzeniu nie odzyskał świadomości... Szukając pomocy, trafiliśmy do Kliniki Budzik, w której syn przebywa już rok. Do dziś jego stan jest ciężki. Bartuś oddycha przez rurkę tracheotomijną i jest karmiony przez sondę. Nie mówi, nie reaguje na swoje imię, nie uśmiecha się... Wciąż zmaga się z napadami padaczkowymi, silną spastycznością oraz pogłębiającą się skoliozą.  Ciężko patrzeć na własne dziecko w takim stanie. Serce rodzica po prostu pęka na pół...  Zaczęliśmy szukać ratunku wszędzie. Byliśmy pewni, że zrobimy dla Bartusia wszystko, zapukamy do każdych drzwi i będziemy rozpaczliwie błagać o pomoc, by go tylko nie stracić.... Ratunek znalazł się poza granicami Polski w specjalistycznej Klinice w Niemczech. Otrzymaliśmy już wstępne kosztorysy leczenia i wiemy, że bez Waszego wsparcia to się nie uda. Leczenie, rehabilitacja, dojazdy i sprzęty kosztują bardzo dużo. Sami nie jesteśmy w stanie uzbierać tak kolosalnych środków. Dlatego prosimy Was o pomoc, udostępnianie i wpłacanie, choć symbolicznej złotówki.  Błagamy, nie zostawiajcie nas w tej walce i pomóż nam odzyskać syna... Rodzice  ➡️ Pomagamy Bartusiowi! 💚

336 296,00 zł ( 90,31% )
Brakuje: 36 045,00 zł
Iwona Balsam
Pilne!
Iwona Balsam , 34 lata

"Mamo, nie mogę Cię stracić..." – pomóż uratować Iwonę przed nowotworem❗️

Nazywam się Iwona. Mam 34 lata. Mam wspaniałego syna, narzeczonego, z którym planuję ślub, wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Mam też złośliwy nowotwór, który próbuje zniszczyć moje życie, w którym przeszłam już naprawdę dużo. Proszę Cię, zatrzymaj się na chwilę, przeczytaj mój apel i daj mi szansę na życie… Wychowuje synka Kacpra, który ma 15 lat. Od zawsze był dla mnie najważniejszy. Stracił tatę, gdy miał kilka lat… Nie wyobrażam sobie, że i mnie miałoby zabraknąć w jego życiu. Jesteśmy tak blisko, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. W opiece nad Kacprem pomaga mi mój narzeczony. W czerwcu tego roku chcielibyśmy wziąć ślub… Czy zdążę? Mimo że jestem dość młodą osobą, to w życiu wycierpiałam już naprawdę dużo. Od 2017 roku zmagam się z endometriozą. Jest to straszna choroba powodująca bóle nie do wytrzymania. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nagle pojawiła się nadzieja na normalne życie. Była to operacja w prywatnej klinice, której koszt wynosił 25 tysięcy złotych. Poddałam się operacji, dzięki czemu zaczęłam żyć na nowo - bez bólu!  Odzyskałam sens życia. Znowu byłam szczęśliwa i spełniona. Nie trwało to długo… W 2020 roku poczułam, że znowu dzieje się coś niedobrego. Bolało mnie całe ciało i odsyłano mnie od lekarza do lekarza. Dwa lata walczyłam o diagnozę, która okazała się tragiczna! Usłyszałam wyrok – guz prawego nadnercza, 16-centymetrowy. Świat się dla mnie zawalił, ale mimo wszystko postanowiłam walczyć. 11 lipca 2022 roku poddałam się operacji usunięcia guza, węzłów chłonnych oraz prawego nadnercza. Wierzyłam, że będzie już tylko lepiej. Jednak badania histopatologiczne kolejny raz nie były dla mnie łaskawe. Zdiagnozowano przerzuty na węzły chłonne oraz usłyszałam dodatkowe, bardzo gorzkie słowa: “Niestety, ma Pani ogromnego pecha. To rak dziecięcy, neuroblastoma…”. W tym momencie wiem, że zainfekowany jest cały brzuch, czekamy na informacje, gdzie dokładnie umiejscowił się potwór… W Polsce założyli ręce i nie wiedzieli, jak mnie leczyć. Postanowiłam poszukać innego leczenia i pojawiła się nadzieja na terapię w Barcelonie. Jest bardzo skuteczna, jednak przekracza moje możliwości finansowe. A ja naprawdę bardzo chcę żyć! Z całego serca proszę o pomoc. Każda – nawet ta najmniejsza wpłata – jest na wagę życia… A ja mam dla kogo żyć! Iwona ➤ Zbiórkę Iwony można także wspierać poprzez LICYTACJE ➤ TVP Lublin  ➤ TVP Warszawa ➤  #CHALLENGE_DLA_IWONY

8 389 552,00 zł ( 90,31% )
Brakuje: 899 268,00 zł
Grzegorz Dunal
Grzegorz Dunal , 55 lat

By móc odnaleźć na nowo sens życia...

Grzegorz kochał życie. Uwielbiał swoją pracę i rodzinę. To wszystko w jednym momencie zostało mu zabrane, a nasz zwyczajny świat runął na zawsze. Mąż pracował jako pielęgniarz na Oddziale Ratunkowym szpitala w Miechowie. Był na pierwszej linii frontu walki o zdrowie tysięcy osób. Dzisiaj sam potrzebuje pomocy, o którą ja właśnie Państwa muszę prosić… Pewnego dnia będąc na nocnym dyżurze, Grzegorz poczuł się źle. Stracił przytomność, a tomograf komputerowy nie pozostawiał złudzeń: krwotok do pnia mózgu. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. W jednej chwili, z dnia na dzień, jego życie miało się zakończyć. Tak po prostu. Bez ostrzeżenia, bez jakiejkolwiek szansy pożegnania, powiedzenia sobie ostatnich słów… Na szczęście najczarniejszy scenariusz się nie sprawdził i udało się go uratować. Grzegorz żyje, ale skutki tamtego dnia, zostaną z nim już na zawsze… Niedowład czterokończynowy całego ciała, znaczna trudność w komunikacji, obniżone podniebienie, paraliż, obniżenie napięcia mięśniowego w języku sprawiło, że mowa jest niewyraźna, niezrozumiała. Zniekształcone narządy mowy spowodowały duże trudności z przyjmowaniem i spożywaniem przez niego pokarmów. Paraliż czterokończynowy odebrał mężowi radość życia, ale nie zabrał resztek nadziei, że jeszcze będzie dobrze. Zniszczonych komórek i neuronów w mózgu nie da się już w pełni naprawić, ale istnieje szansa na odzyskanie choć części z utraconej sprawności. Tą szansą jest rehabilitacja, kosztowna i intensywna, na którą rodzina nie mamy odpowiednich środków. Dlatego prosimy o pomoc. Jolanta - żona

24 201,00 zł ( 90,27% )
Brakuje: 2 607,00 zł
Aleksandra Szczyrbak
Aleksandra Szczyrbak , 22 lata

"Przeżyłam, lecz wciąż walczę o życie, które zabrał mi rak..." – na pomoc Oli❗️

Moje życie los zaplanował inaczej, niż sobie wymarzyłam... Walka ze złośliwym rakiem była ciężka, ale walka z komplikacjami po tym wszystkim jest tragiczna... Widać gołym okiem, co nowotwór ze mną zrobił, co po sobie zostawił... Dziś walczę o normalne życie, sprawność, o wygląd, który nie będzie na ulicy zwracał niczyjej uwagi. Tej negatywnej. Walczę, by móc mówić i jeść bez bólu... Proszę, pomóż mi w tym.   "Niestety, to guz złośliwy szczęki prawej" – to usłyszeli moi rodzice w jednym z gabinetów szpitalnej poradni onkologicznej. Miałam 8 lat. Nie wiedziałam jeszcze, co mnie czeka... Nikt nie wiedział, co mnie czeka, z czym tak naprawdę będę walczyć, jak długo ta walka potrwa. I czy ją wygram... Pod koniec 2009 roku trafiłam na oddział onkologii dziecięcej w Krakowie. Pamiętam mój płacz, jak nie chciałam leżeć z chłopcami na sali – w rzeczywistości to były inne dziewczynki, którym już po chemii wypadły włosy. Dowiedziałam się o tym chwilę potem. I potem uświadomiłam sobie, że czeka mnie to samo...  Właśnie podpięli mi pierwszą chemię, minęło może 5 czy 10 minut. Do moich żył poleciało dosłownie kilka kropelek. Wtedy guz pękł. Dostałam silnego krwotoku z nosa, którego nie dało się zatamować i trafiłam na blok operacyjny. To było ratowanie życia. Jak przez mgłę pamiętam lekarza, który ratował mi życie. Pamiętam zimny stół operacyjny pod moimi plecami. Kiedy się obudziłam, nie miałam już połowy podniebienia, zatoki, zębów i włosów. Od tamtej pory jedzenie i picie było dla mnie wyzwaniem. Jest do tej pory. Pomimo ciężkiej chemioterapii i radioterapii byłam zawsze uśmiechnięta. Lekarze mówili, że miałam tylko chore wyniki. Przez 2,5 roku leżałam cały czas na oddziale onkologicznym. Wtedy szpital stał się moim drugim domem. Po leczeniu onkologicznym czekała mnie plastyka buzi, która nie rozwinęła się prawidłowo i nie mogłam jej otworzyć przez szczękościsk. Ciężka, bolesna i długa rehabilitacja nie dawała efektów... Pierwszy przeszczep w 2012 roku się nie udał. Kolejne operacje to były próby usunięcia blizn ze środka policzka w buzi oraz zrobienia przeszczepu zamknięcia zatoki i podniebienia. Po kilkunastu operacjach i kolejnych rehabilitacjach bez efektów było to coraz bardziej męczące... Lekarze i rehabilitanci nie mieli na mnie pomysłu. W 2016 roku trafiłam do Olsztyńskiej poradni Chirurgi Szczękowo-Twarzowej w szpitalu dziecięcym. Kolejny etap mojego leczenia zaczął się tam w 2018 roku i trwa do dziś. Moja pierwsza operacja tam była dla mnie szokiem - założenie rurki tracheostomijnej, ciągłe, regularne kontrole w poradniach, długa rehabilitacja kilka razy w tygodniu, zrezygnowanie z wielu rzeczy, które mnie cieszyły, pierwsza operacja w nowym dla mnie miejscu... Przeszczep mięśnia do policzka zapowiadał się dobrze. Kiedy okazało się, że przeszczep się nie przyjmie, zabrano mnie na badania, a kilka godzin potem byłam już na stole operacyjnym. Usunięty przeszczep, oczyszczona rana, a wtedy lekarze odkryli spaloną kość żuchwy, wyrwaną ze stawu! Niestety usunęli mi kawałek żuchwy... Kilkudniowy powrót do sił i kolejna próba. Był sukces, ale na krótko. Okazało się, że przez tak liczne zabiegi radioterapią moje tkanki są bardzo słabe i przeszczep się nie przyjmuje... Do tego tkanki słabo dotlenione włóknieją, a później robi się blizna, która powoduje szczękościsk. Lekarze, ja i moi rodzice nie poddawaliśmy się. W 2019 roku został zaplanowany kolejny przeszczep mięśnia do policzka. Tym razem przeszczep się przyjął! Rehabilitacja i walka z utrzymaniem otwarcia buzi była ciężka i bolesna. Od dnia operacji minęło kilka dni i były widoczne pierwsze zwłóknienia tkanki. Po kilku tygodniach zrobiła się blizna i szczękościsk. Znów polegliśmy...Kolejny termin operacji w 2020 roku. Było to wstawienie kości żuchwowej i tkanki miękkiej. Operacja zapowiadała się sukcesem – kość się przyjęła, mięsień również. Niestety kilka tygodni później okazało się, że to kolejna porażka... To koło się toczyło od 2018 roku aż do teraz...W maju 2023 roku przeszłam przeszczep, który się udał. Bardzo się cieszyłam z otwarcia buzi, wyrównanego policzka i z tego, że mogłam jeść to, co normalni ludzie! Ale radość znów nie trwała długo. Zaledwie 1,5 miesiąca... Tkanka kolejny raz zwłókniała i spowodowała szczękościsk do tego stopnia, że jedzenie i mówienie to ogromny ból... Rehabilitacja przynosi dobre efekty, ale to za mało. Przede mną kolejna operacja – to już 48. Kolejny przeszczep i kolejna narkoza, a po tym wszystkim długa i kosztowna rehabilitacja. Kolejna nadzieja... Nie poddam się chorobie i będę z nią walczyć, lecz potrzebuję pomocy. Rehabilitacja wiąże się z dużymi kosztami, w związku z tym mam jej mało. Najlepiej, gdyby była codziennie, jednak stać nas na maksymalnie 2 razy w tygodniu. Dlatego dzisiaj proszę Was o wsparcie finansowe w walce o moje zdrowie i życie. Za wszystko dziękuję.  Aleksandra 

190 695,00 zł ( 89,62% )
Brakuje: 22 071,00 zł
Kinga Kołakowska
Kinga Kołakowska , 29 lat

Teraz rehabilitacja może ukoić ból Kingi!

Witam drogich darczyńców ponownie. Mam na imię Kinga, mam 27 lat mieszkam w Kętrzynie. Od urodzenia choruję na mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe.  dzięki Wam przeszłam pozytywnie zabieg obustronnej osteotomii derotacyjnej kości udowych... Operacja ta była dla mnie ostatnią deską ratunku, ponieważ mimo wielu starań, dotychczasowe leczenie okazało się niewystarczające, a z upływem czasu mój stan zaczął się pogarszać. Panewki biodrowe były wysunięte o 90 stopni, przez co wykrzywiały całe moje ciało, a podniesione i wywinięte rzepki w kolanach powodowały opuchliznę i intensywny, ciągły ból. Moje stopy, biodra i kolana rozchodziły się do wewnątrz, a nie na zewnątrz, jak u każdego zdrowego człowieka, powodując brak równowagi ze względu na słabą siłę mięśni. Teraz, aby utrzymać efekty przebytej operacji i wzmocnić siłę mięśniową najlepszą receptą na to wszystko jest bardzo potrzebna pilna rehabilitacja Jednak okazało się, że będzie ona długotrwała i bardzo kosztowna, lecz jeżeli zaniedbam ten czas po operacji, stracę jedyną i niepowtarzalną szansę, by poruszać się o własnych nogach. Niestety koszt turnusu przechodzi możliwości finansowe moje i mojej rodziny, dlatego po raz drugi proszę Państwa o pomoc. Muszę przejść tę drogę pełną wzlotów i upadków, bolesną rehabilitację, stawić czoła ograniczeniom, z którymi borykam się od zawsze. Niestety, aby dojść do celu, po raz kolejny potrzebuję Państwa wsparcia, bez niego utknę i stracę wszystko, co do tej pory wypracowałam i wywalczyłam, a kosztowało mnie to dużo wyrzeczeń, nerwów oraz wytrwałości. Bardzo marzę piąć się w dalszym ciągu na wyżyny, aby być całkowicie sprawną i samodzielną osobą. Proszę, pomóż mi spełnić moje marzenie. Kocham świat i ludzi. Mimo swoich trudności z optymizmem patrzę w przyszłość. Chciałabym poznawać nowe osoby, podróżować po świecie. Wyjechać do większego miasta, z większymi możliwościami dla osób niepełnosprawnych. Chciałabym też kiedyś poczuć miłość bliskiej mi osoby, założyć  ciepły, rodzinny dom. Jak każdy, mam też wady. Za największą uważam swoją zbytnią wrażliwość – za szybko się wzruszam i zbyt emocjonalnie podchodzę do życia. Nie wszystkie marzenia pewnie się spełnią, ale niczego tak nie pragnę, jak stanąć na własnych nogach, dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Wierzę, że dobro, którym człowiek się dzieli z innymi, wraca ze zdwojoną siłą. Z całego serca wszystkim przyszłym darczyńcom ogromnie dziękuję Kinga

36 215,00 zł ( 89,58% )
Brakuje: 4 211,00 zł
Damian Bargieł
12 dni do końca
Damian Bargieł , 30 lat

Brat, czas wracać!

„Zgodnie z prawdą muszę Państwa poinformować, że stan Damiana jest dramatyczny, a rokowania są złe” - to słowa, które powiedział nam lekarz po operacji, którą Damian przeszedł w trybie pilnym, w środku nocy, w ostatni weekend września, w jednym z krakowskich szpitali. Gdy słyszysz taką diagnozę, uginają Ci się kolana, a serce pęka na pół. Gaśnie w Tobie jakiekolwiek poczucie sprawczości. Jednak tam, w sali na końcu korytarza, za drzwiami oddziału intensywnej terapii, podłączony do aparatury podtrzymującej życie, Damian zaczyna o to poczucie sprawczości walczyć. I choć do końca jeszcze długa droga to wierzę, że mój młodszy brat ją wygra. Damian trafił do krakowskiego szpitala w wyniku nagłego i obfitego krwotoku śródmózgowego. Przeszedł skomplikowaną, kilkugodzinną operację, po której został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Pierwsza operacja nie przyniosła zakładanych rezultatów w zakresie uregulowania wysokości ciśnienia wewnątrzczaszkowego, więc lekarze zmuszeni byli przeprowadzić kolejną. Po upływie dwóch tygodni parametry uregulowały się na tyle, by móc podjąć próbę wybudzenia, która zakończyła się powodzeniem. Każdy dzień pobytu Damiana na oddziale intensywnej terapii to dla najbliższej rodziny czas ogromnego niepokoju, lęku i czekania na informację o każdej, drobnej poprawie stanu jego zdrowia. Przeorganizowania się w taki sposób by codziennie z Damianem był ktoś z bliskich i pomagał w najwcześniejszym etapie rehabilitacji. Po 42 dniach spędzonych w Krakowie stan Damiana umożliwia przetransportowanie go do specjalistycznego ośrodka rehabilitacji, gdzie pod okiem profesjonalistów będzie wracał do sprawności. Stopień sprawności, do jakiej Damian wróci, jest uzależniony od wielu czynników. Najważniejsze z nich to jego wola walki i samozaparcie, które wielokrotnie podczas tych kilku tygodni nam już pokazał oraz ciągła rehabilitacja, którą w tym momencie zaczyna. Aby rehabilitacja była jak najbardziej skuteczna musi odbywać się w specjalnie do tego przygotowanych ośrodkach pod okiem wysokiej klasy specjalistów i zaawansowanych technologicznie sprzętów. Miesięczny pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym to koszt ok. 30 tysięcy złotych. Na powrót Damiana do zdrowia czeka wiele osób: najbliższa rodzina, przyjaciele, znajomi czy współpracownicy. Istnieje jednak jedna osoba, która będzie go potrzebowała znacznie bardziej niż ktokolwiek inny. W lutym Damianowi ma narodzić się syn - Leon. Mimo sytuacji, w której Damian się znajduje, jest świadomy, że za kilka miesięcy zostanie ojcem. Damian mówi wprost, że zrobi wszystko, żeby jak najszybciej powrócić do pełnej sprawności – właśnie dla Leona. W imieniu swoim i najbliższej rodziny Damiana chciałbym prosić Was o włączenie się w zbiórkę, dzięki której możemy umożliwić mu powrót do życia pełnego radości i miłości. Każda pomoc, bez względu na jej wymiar, przyczyni się do wyczekiwanego powrotu Damiana do żony i synka. Za każde otwarte serce, okazaną pomoc i współuczestnictwo w tej historii walki o życie – jeszcze raz dziękuję. Wspólnie możemy więcej. Brat, czas wracać! Brat Damiana, Konrad

142 869,00 zł ( 89,53% )
Brakuje: 16 706,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki