Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna Szwinge
Pilne!
Anna Szwinge , 32 lata

Mama 5-letniej Marysi przegrywa z rakiem! POMOCY❗️

Mam na imię Ania, mam 32 lata, rodzinę i pięcioletnią córeczkę o imieniu Marysia.    Choruję na raka jajnika od 2020 roku. Wcześniej byłam pewna, że do szczęścia już niczego mi nie brakuje, niestety czasami życie szykuje nam niespodzianki, na jakie nie jesteśmy gotowi.   Gdy Marysia skończyła roczek, dowiedziałam się, że mam raka jajnika w trzecim stadium zaawansowania. Owszem – choroba daje wcześniejsze symptomy, ale ten rodzaj nowotworu jest trudny do wykrycia, a objawy umykają. Usprawiedliwiamy je gorszym samopoczuciem czy osłabieniem organizmu.   Przyjęłam trzy cykle chemioterapii, które nie tylko spowodowały utratę włosów, ale także bardzo osłabiły mój organizm, nie poprawiając jednocześnie mojego zdrowia. Guzy, które miałam, urosły podczas przyjmowania chemii. W szpitalu, w którym się leczyłam, lekarz prowadzący zalecił próbowania innych chemioterapii, nie chciał podjąć się operacji. Na szczęście Bóg pobłogosławił mnie cudowną rodziną i przyjaciółmi, oni dają mi ogromne wsparcie. To właśnie oni znaleźli inny szpital, wspaniałego profesora, który mnie zoperował. Operacja trwała 6 godzin, spędziłam kilka dni na intensywnej terapii, największy z guzów był wielkości piłki, ale udało się usunąć wszystko. Niestety sama operacja nie wystarczyła, aby nowotwór znów się nie uaktywnił.   Przyjęłam już 18 dawek leku, na który pomogliście mi zbierać pieniądze, jeśli się nie mylę 12 chemii opartej ma platynie, 8 tzw. „czerwonej” (było już jej tyle, że straciłam rachubę).     Guzy ciągle wracają. Mój organizm przestał odpowiadać na platynę. Pani doktor zakończyła leczenie „czerwoną” chemią, ponieważ bała się, że moje serce nie wytrzyma. Wykorzystałam już wszystkie możliwe szanse na leczenie w Polsce, a choroba postępuje z dnia na dzień.   Jestem zmęczona ciągłym leczeniem – najdłuższa przerwa między chemiami jaką miałam od 4 lat, to 4 miesiące. Mimo to chcę walczyć dalej – jeszcze tli się nadzieja.   Szansą na dalsze życie jest leczenie zagraniczne (w Izraelu). Konsultowałam się z lekarką z tamtejszej klinki, która zaleciła mi specjalistyczne badania genetyczne, których w naszym kraju się nie wykonuje. Od tych badań zależy, jaki lek (również niedostępny w Polsce) zostanie mi podany.   Aktualne badania, leki, dojazdy do placówek medycznych, a także konsultacje zagraniczne to ogromna kwota! W tym momencie muszę jak najszybciej wykonać badania, a gdy przyjdzie wynik – jak najszybciej poddać się leczeniu.    Leczenie wstępnie oszacowano na 1,5 miliona złotych. Wiem, że to kolosalna suma. Czy jednak można wycenić życie i miłość?  Mam nadzieję, że uda mi się wykorzystać tę szansę, uzbierać potrzebną kwotę, że będę mogła towarzyszyć córce w dorastaniu, dalej cieszyć się każdym dniem, co rok wyczekiwać wiosny. Mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej, żebym mogła dalej cieszyć się życiem w otoczeniu najbliższych.   Z góry dziękuję za każdą przekazaną złotówkę. Za każdy nowy dzień, którym będę mogła się cieszyć z bliskimi, za każdy uśmiech na twarzy Marysi, każdą nową możliwość przytulenia jej i każdej bliskiej mi osoby.   Proszę! Jeśli jesteście w stanie jakkolwiek pomóc, realnie wpłynąć na moje życie – zróbcie to. Będę wdzięczna teraz i zawsze!  

9 337,00 zł ( 0,58% )
Brakuje: 1 586 407,00 zł
Michał Dąbrowski
Michał Dąbrowski , 32 lata

Na tę chorobę nie ma lekarstwa... Twoja pomoc może być RATUNKIEM!

Gdy urodził się mój brat, lekarze zdiagnozowali u niego bardzo rzadką chorobę genetyczną. Choroba jest dziedziczna, dlatego prawie nikt nie miał wątpliwości, że dotknie też mnie. Pierwszym objawem był bardzo niski poziom cukru zaraz po urodzeniu. Badania były tylko formalnością, od razu potwierdziły u mnie to samo schorzenie. Choruję na glikogenozę 1b z neutropenią. Nie da się jej wyleczyć, można jedynie próbować łagodzić jej postęp i występowanie skutków ubocznych. Niestety u mnie poważnym powikłaniem choroby jest reumatoidalne zapalenie stawów, które z każdym dniem coraz bardziej odbiera mi sprawność. Pomimo swoich codziennych trudności jestem pogodnym i aktywnym człowiekiem. Mam wiele marzeń i planów, do których staram się każdego dnia dążyć. Prawdą jest, że moja choroba stwarza wiele ograniczeń, jednak dla mnie nie są to przeszkody nie do pokonania, chce żyć i uczestniczyć w życiu społecznym z pełną mocą, ile tylko będę miał sił. Aktualnie poruszam się wyłącznie na wózku, co w codziennym funkcjonowaniu sprawia mi wiele trudności. Nie poddaje się i rozwijam się dalej, ukończyłem studia magisterskie i aktualnie szukam pracy. W przyszłym roku chce spełnić swoje marzenie i zdać egzamin na prawo jazdy. Przeszedłem w swoim życiu kilka operacji, ciągłą rehabilitację i próby, na które wystawiał mnie los. Chcę być niezależny i samodzielnie funkcjonować w codziennym życiu. W ostatnich latach problemem stało się jednak przemieszczanie się nawet na krótkie odległości. Koszmarem są dalekie wyjazdy na wizyty w poradniach i kilkutygodniowe pobyty w szpitalach. Rehabilitacja i leczenie są niezwykle ważne, bez nich choroba będzie stale postępować. Już wyrządziła wiele szkód w moim organizmie. Atakuje wszystkie organy – nerki, serce, wątrobę, jelita… Wszystkie stawy w moim ciele są zniszczone przez chorobę. Jednak przez bardzo niską odporność, nie ma możliwości zastosowania endoprotez. Jestem skazany na wózek inwalidzki. Na co dzień pomaga mi mama i brat. Dużym ułatwieniem dla nas byłby zakup specjalnie przystosowanego samochodu, który pomógłby nam przemieszczać się i dojeżdżać na rehabilitacje i terapie. Niestety nie stać nas na taki samochód, a mi, jako osobie niepełnosprawnej bardzo ciężko znaleźć pracę. Nie zamierzam się poddać, przeszedłem już bardzo wiele, ale nadszedł moment, w którym muszę poprosić o pomoc. Wierzę, że otworzycie dla mnie swoje ogromne serca. Wasza pomoc jest na wagę złota! Michał

980,00 zł ( 0,57% )
Brakuje: 169 233,00 zł
Maria Cherewko
Maria Cherewko , 15 lat

Maria nagle upadła. Wtedy nie miałam pojęcia, że zabija ją nowotwór...

Godzinami jechaliśmy pociągiem. Bez świateł za to z odgłosami wojny blisko nas. Nagle Maria upadła. Myślałam wtedy, że to tylko stres, że tak bardzo się bała. Ale pewnego dnia już w Polsce, na zajęciach w szkole znowu poczuła się źle. Wezwano karetkę, potem badania… I świat nam się zawalił po raz kolejny. Chłoniak Hodgina 4 stopnia szpiku kostnego. Wtedy został tylko ból w sercu. Moje dziecko miało ledwie 14 lat. Kocha malować, rysować, oglądać świat w pięknych barwach… Co to miało znaczyć, że walczy o życie z nowotworem? Dziś na szczęście ta okropna choroba jest w remisji. Maria przebywa w szpitalu już 6 miesięcy i otrzymała chemioterapię. Niestety, ta pociągnęła za sobą poważne konsekwencje. Moja córka już prawie nie chodzi. Szansa w operacji na stawy miednicy, a potem wózku, kulach i rehabilitacji. Niestety, leczenie jest tak kosztowne, że nie dam sobie z nim rady. Dlatego bardzo proszę o wsparcie. Maria ma przed sobą całe życie i nie mogę pozwolić, by pieniądze przekreśliły jej zwycięstwo nad nowotworem. Nawet wpłacona złotówka znaczy bardzo wiele. Mama

423,00 zł ( 0,56% )
Brakuje: 74 046,00 zł
Roman Kowalczyk
Roman Kowalczyk , 67 lat

Cukrzyca zabrała mu stopę! Pomóżmy zatrzymać tę podstępną chorobę...

Zwykłe skaleczenie w stopę zdiagnozowało niebezpieczną chorobę, a następnie pociągnęło za sobą niewyobrażalne konsekwencje… Z osoby pełnosprawnej mój teść z dnia na dzień stał się niepełnosprawny i potrzebuje wózka inwalidzkiego, aby móc się przemieszczać. Dla do tej pory silnego mężczyzny, głowy rodziny, ta wiadomość była druzgocąca. Roman podczas wykonywania codziennych czynności stracił równowagę i skaleczył się w nogę. Niby nic nadzwyczajnego, ale rana ta nie chciała się goić. Nie wyglądało to dobrze, ale przecież to zwykła rana, więc cóż się może wydarzyć? Niestety stało się najgorsze! W 2022 roku tuż przed świętami Bożego Narodzenia trafił do szpitala z gangreną dużego palca u stopy. Konieczna była wręcz amputacja! Jak się okazało, było to wynikiem nieleczonej cukrzycy, o której teść nic nie wiedział!    Już na drugi dzień po zabiegu został wypisany do domu bez leków, jedynie ze wskazaniem, że ma się udać do diabetologa i poradni stopy cukrzycowej. Terminy na NFZ niesamowicie odległe, jednak nie miało to wówczas większego znaczenia, ponieważ zaledwie po kilku dniach ponownie trafił do szpitala. Rana w domu się nie goiła. Powstała kolejna martwica na stopie. W szpitalu początkowo wycięto tylko martwe tkanki. Jednak poziom cukru we krwi i wysokie ciśnienie, były oporne na wdrożone leczenie, co spowodowało, że ostatecznie amputowano mu nogę poniżej kolana! Na ten moment zorganizowaliśmy wózek inwalidzki. Chcemy jednak ułatwić mu powrót do nowej rzeczywistości. Zrobimy wszystko, by monitorował stan swojego zdrowia, aby na tym zakończyć te straszliwe konsekwencje cukrzycy. Dlatego też zwracamy się do Was, ludzi o dobrym sercu o pomoc w zakupie protezy na nogę oraz profesjonalnego sprzętu m.in. do monitorowania poziomu cukru we krwi, ewentualnej protezy stopy oraz niezbędnych leków i prywatnych wizyt lekarskich. Wiemy, że czasy są ciężkie, dlatego będziemy wdzięczni za każdą, nawet symboliczną kwotę. Synowa Beata z rodziną Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.   

483,00 zł ( 0,56% )
Brakuje: 84 624,00 zł
Małgorzata Pińkowska
Małgorzata Pińkowska , 50 lat

Jestem więźniem własnego domu! Pomóż mi znów zacząć żyć!

Choć z tyłu głowy wiesz, że życie potrafi być przewrotne, żyjesz z nadzieją, że ciebie to nie dotyczy. Mijają lata, osiągasz nowe sukcesy i czasem zupełnie zatracasz się w tym, co przyniesie każdy nowy dzień. I nagle przychodzi moment, w którym bezpowrotnie, w jednej chwili możesz stracić wszystko.  6 stycznia 2022 roku moje życie zmieniło się nieodwracalnie. W wyniku przyjmowanych leków doznałam zakrzepicy, przez co w bardzo złym stanie trafiłam do szpitala. Niestety pomimo wielu badań i prób, lekarze musieli podjąć decyzję o amputacji mojej nogi poniżej kolana. Wszystko działo się tak szybko, a ja z dnia na dzień musiałam odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości. Po operacji wróciłam do domu. I gdy już myślałam, że najgorsze za mną, do rany wdało się zakażenie, przez co ponownie trafiłam do szpitala. Lekarze robili, co w ich mocy, jednak okazało się, że jedynym wyjściem jest amputacja nogi na wysokości uda. Byłam załamana… Nie miałam innego wyboru, jak pogodzić się z tym, co przyniósł mi los. Jestem osobą poruszającą się wyłącznie na wózku. Czuję się więźniem swojego domu. Mieszkam w bloku na drugim piętrze bez windy.  Proteza, dzięki której znów mogłabym się poruszać, byłaby dla mnie ogromnym ułatwieniem. Niestety jej cena znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Do tego dochodzą koszty związane z rehabilitacją. Nie mam innego wyboru, jak zwrócić się do Was o pomoc. Ta zbiórka jest moją ostatnią nadzieją! Małgosia Kwota zbiórki jest szacunkowa

1 205,00 zł ( 0,56% )
Brakuje: 211 561,00 zł
Kazik Sromek
Pilne!
Kazik Sromek , 18 miesięcy

PILNE: Kazik kontra ŚMIERTELNA choroba❗️Uratujcie życie naszego małego synka!

BARDZO PILNA ZBIÓRKA! Kaziu, nasz malutki synek, cierpi na śmiertelną chorobą - dystrofię mięśniową Duchenne'a! Mięśnie w jego ciele słabną i powoli umierają... Utrata zdolności poruszania, połykania, oddychania - to wszystko czeka naszego synka, jeśli nie nadejdzie ratunek! Chorzy z dystrofią skazani są na wózek inwalidzki, respirator, umierają przedwcześnie. Ciężko nawet pisać te słowa, myśląc, że to spotka naszego Kazia... Nie możemy czekać, musimy walczyć! Jest lek, który może powstrzymać chorobę - niestety, dostępny jest tylko w USA, a jego cena jest gigantyczna. Potrzebujemy tysięcy ludzi o dobrych sercach, którzy zechcą przekazać wpłatę na naszą zbiórkę, by uratować życie Kazika. Prosimy o ratunek! 11 listopada - Dzień Niepodległości, świętowany przez wszystkich Polaków, dla nas jest świętem podwójnym. Tego dnia przyszedł na świat nasz cudowny syn, Kazik. Cieszyliśmy się naszym wyczekanym maleństwem... Nie sądziliśmy, jaki dramat dla nas i dla naszego dziecka szykuje niedługo los... Jak się później okazało, niebawem miała się rozpocząć dramatyczna walka o życie naszego dziecka. Wcześniej, w trakcie ciąży nic nie wskazywało, że rozwój Kazia może przebiegać nieprawidłowo. Kilka miesięcy - tyle trwała nasza bajka, w trakcie których beztrosko cieszyliśmy się dzieckiem, sobą, byciem rodziną. Później, niestety, w tę codzienność wkradł się strach... Niepokojące objawy zauważyliśmy, gdy synuś miał kilka miesięcy. Synek miał problemy z oddawaniem moczu. Podczas wizyty w szpitalu po zabiegu został dokładnie przebadany. W badaniach pewne parametry mocno zaniepokoiły lekarzy... Zaczęli szukać przyczyny. Po serii dodatkowych badań polecono nam zrobić badania genetyczne... Na wynik trzeba było niestety trochę poczekać. I my czekaliśmy, pełni niepokoju, ale też i nadziei, że to pomyłka, że być może badania nic nie wykażą... Przecież Kazik to radosne, uśmiechnięte dziecko, rozwija się dobrze. Do ostatniej chwili wierzyliśmy i żyliśmy nadzieją, że badania wyjdą negatywne… Niestety. 20 lutego 2024 roku. Wtorek. Telefon z Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach... Słyszymy, choć nie chcemy słyszeć, nie chcemy wierzyć. Załamanie i morze łez... Kazik, nasz ukochany synek, cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. Genetyczną chorobę, która powoduje osłabienie i śmierć mięśni, w wyniku czego prowadzi do zaniku wszystkich funkcji życiowych... Natychmiast musieliśmy rozpocząć walkę o życie Kazia, który ma przecież dopiero roczek. Dziś wiemy, że w tej tragedii, która nas spotkała, mieliśmy o tyle szczęścia, że Kazik został zdiagnozowany naprawdę wcześnie. U większości chłopców - bo DMD dotyczy tylko chłopców, tylko oni cierpią na tę straszną chorobę - dystrofia zostaje zdiagnozowana dopiero wtedy, gdy mają kilka lat. Dotychczas zdrowe kilkulatki nagle zaczynają się przewracać, potykać, mieć problemy z chodzeniem... Potem siadają na wózku inwalidzkim i stopniowo dochodzi do atakowania kolejnych układów ciała. Dystrofia to zabójcza choroba, która atakuje i osłabia każdy mięsień, jeden po drugim… Zdarza się raz na kilka tysięcy urodzeń. Padło akurat na nasze dziecko... Dlaczego ważne jest to, że Kazik został zdiagnozowany wcześnie? Nie tylko od razu rozpoczęliśmy szukanie ratunku, leczenie i rehabilitację. W mroku tragedii jest światło nadziei - ostatnie lata są przełomowe w leczeniu DMD. W USA jest  już dostępna terapia genowa, która ratuje małych chłopców, chorych na dystrofię. Dostarcza organizmowi gen, odpowiedzialny za produkcję mikrodystrofinę, tym samym powstrzymując śmierć mięśni. Są dwa warunki - chłopcy muszą mieć maksymalnie 5 lat i mieć zachowaną umiejętność chodzenia! Niestety koszt terapii jest kolosalny - to kilknaście milionów złotych.  Bez pomocy zdobycie takiej sumy nie będzie możliwe, a od niej zależy życie naszego dziecka! Walka z dystrofią to też dodatkowe koszty. Do czasu przyjęcia terapii przez Kazia musimy zapewnić mu wszystko, co jest niezbędne na już! Synek uczęszcza na zajęcia WWR, by pomimo choroby móc funkcjonować, choć w jakimś stopniu, jak inne dzieci... Chwilami jest bardzo ciężko. Patrzymy, jak Kazik uczy się chodzić... Zamiast cieszyć się z pierwszych kroków, myślimy o tym, że choroba za kilka lat mu to wszystko odbierze... Musimy działać szybko. Bardzo się o niego boimy. Bardzo boimy się wyników badań, które już raz zwaliły nas z nóg. Gdy Kaziu przyszedł na świat, stał się naszym oczkiem w głowie. Nie możemy pozwolić, by zabrała nam go choroba! Musimy zrobić wszystko, by uratować synka. Bardzo potrzebna jest nam Wasza pomoc. Wierzymy, że nie trzeba poruszać nieba i ziemi, a wystarczy dotrzeć do ludzkich, wielkich serc, których jest przecież mnóstwo. Pomóżcie nam uratować dziecko, jesteście naszą jedyną nadzieją, nadzieją Kazia… Rodzice Kazia

89 710,00 zł ( 0,56% )
Brakuje: 15 867 740,00 zł
Mariusz Markiewicz
Mariusz Markiewicz , 41 lat

Bez rehabilitacji sprawność mojego syna odejdzie w zapomnienie... Proszę o pomoc❗️

Mój syn w 2020 roku doświadczył tragicznego wypadku, zmieniającego całkowicie jego życie. Po tej tragedii przeszedł skomplikowaną operację trepanacji czaszki i trzy tygodnie leżał w śpiączce. Lekarze dawali nam niewiele nadziei – syn albo miał umrzeć, albo pozostać w stanie wegetatywnym. Modliliśmy się o cud. Przeciwko wszelkim przewidywaniom, Mariusz się obudził! Choć powrót był długi i żmudny, dzięki rehabilitacji z każdym dniem widzieliśmy postępy. Niestety, nasza walka nie kończy się tutaj. Syn musi wciąż zmagać się z konsekwencjami tego dramatycznego wydarzenia.  Niedowład lewostronny wymaga stałej opieki i intensywnej rehabilitacji. Bez niej Mariusz nie będzie w stanie poruszać się samodzielnie. Rehabilitacja trwa już lata, a teraz musieliśmy ją przerwać przez brak środków… Jestem już starszą osobą, wdową. Zajmuję się synem, pomagam mu, na szczęście Mariusz jest w dużej mierze samodzielny, ale nie chcę, by przez brak dalszych ćwiczeń jego ciężka praca poszła na marne... Chcę, by mógł funkcjonować, chodzić... Zwłaszcza kiedy mnie już nie będzie. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie finansowe, które umożliwi kontynuowanie leczenia mojego syna. Nasze zasoby są ograniczone, utrzymujemy się jedynie z renty, a koszty rehabilitacji, leków i sprzętu ortopedycznego przewyższają nasze możliwości finansowe. Potrzebujemy także środków na wynajęcie logopedy, który pomoże synowi odzyskać sprawność mowy. Proszę, dajcie nam szansę na dalszą walkę o jego zdrowie i normalność. Bogumiła

304,00 zł ( 0,55% )
Brakuje: 54 590,00 zł
Lew Popow
6 dni do końca
Lew Popow , 4 latka

Kosztowna operacja w USA - jedynym ratunkiem❗️

Lew urodził się w 24. tygodniu ciąży i ważył tylko 745 gramów. Od swoich pierwszych chwil musiał dzielnie walczyć o życie…  Gdy skończył miesiąc, miał już za sobą operację serduszka, oczu, zapalenie płuc i wiele transfuzji krwi… Po raz pierwszy trafił do domu, jak skończył 4 miesiące, ale niestety dość szybko zachorował na kolejne zapalenie płuc. Znów czekały na niego kroplówki, leczenie... Z jednego szpitala kierowali nas do następnego, ponieważ retinopatia postępowała. Rozpoczęliśmy niekończące się rehabilitacje. Synek rozwijał się bowiem znacznie wolniej, niż jego rówieśnicy. Po wielu badaniach w końcu usłyszałam ostateczną diagnozę: mózgowe porażenie dziecięce. Byłam przerażona, ale również pełna mobilizacji i sił do walki o ukochane dziecko. W 2022 roku synek przeszedł selektywną rizotomię grzbietową — operację na rdzeniu kręgowym, która obniżyła spastyczność, dzięki czemu Lew postawił swoje pierwsze kroki. Teraz naszym najważniejszym celem jest uzbieranie kwoty potrzebnej na operację obu nóg synka. Na ten moment Lew chodzi jak baletnica – na czubkach stóp. Często się przewraca, ponieważ ciało nie potrafi utrzymać równowagi. Potrzebuje wsparcia przy chodzeniu, bo potyka się o własne nóżki. Zabieg pozbawi go przykurczy, wydłuży odpowiednie mięśnie i sprawi, że synek zacznie chodzić poprawnie. Jeśli nie przeprowadzimy operacji teraz, stan Lwa znacznie się pogorszy. Stopniowo straci te nawyki, które zdobyliśmy z tak wielkim trudem. Spastyczność, która tak męczyła Lwa przez 3,5 roku przed operacją rdzenia kręgowego, negatywnie wpłynęła na mięśnie i stawy nóg. W trakcie rehabilitacji pooperacyjnej mięśnie zdążyły mocno się skurczyć, lewa noga jest znacznie krótsza od prawej, mięśnie są słabe. Lekarze mówią, że dzięki operacji Lew będzie samodzielnie chodził, będzie poruszał się tak samo, jak zdrowe dzieci. Niestety koszt operacji wynosi ponad 20 TYSIĘCY DOLARÓW! To kwota poza moim zasięgiem… Mam dwójkę dzieci, i każde jest niepełnosprawne. Starszy syn ma 6 lat i autyzm spowodowany uszkodzeniem mózgu w trakcie porodu. On również wymaga stałej, intensywnej rehabilitacji. Lew, pomimo tej przerażającej diagnozy i swoich problemów zdrowotnych jest bardzo pogodnym chłopcem. Intelektualnie rozwija się świetnie, bardzo ładnie mówi, interesuje się techniką i marzy, żeby zostać inżynierem. Zrobię wszystko, żeby to marzenie się spełniło… Niczego nie pragnę bardziej, niż tego, żeby miał szansę na normalne, szczęśliwe życie. W zdrowiu. Pomożesz mi? Helena, matka

391,00 zł ( 0,55% )
Brakuje: 70 407,00 zł
Tomek Margola
Tomek Margola , 41 lat

Brak operacji grozi AMPUTACJĄ! Błagam o pomoc!

Niegdyś cieszyłem się każdym dniem. Miałem plany, cele, marzenia. Czułem się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem. Nigdy nie myślałem, że jedna chwila może zaważyć na przyszłości bezpowrotnie… Tragiczny wypadek zmienił moją codzienność w koszmar! Wszystko zaczęło się w 2017 roku, kiedy samochód, w którym jechałem, rozbił się na zakręcie. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Myślałem, że to koniec. Byłem przerażony. Wskutek wypadku ucierpiała moja lewa noga. W drodze do szpitala zastanawiałem się, jak będzie wyglądać moja przyszłość… W szpitalu moja noga została poddana operacji. Złamanie było na tyle ciężkie, że kość nie mogła się zrosnąć, a rana zabliźnić. Codzienny, przeszywający ból uśmierzały leki oraz nadzieja na lepsze jutro.  Poprawa jednak nie nadchodziła. Nieustające stany zapalne wskazywały na to, że noga nie jest w stanie się zagoić. Dowiedziałem się, że, jeśli leczenie nie przyniesie efektów, to kolejna operacja grozi mi… AMPUTACJĄ! Nie mogłem się na to zgodzić! Od tamtych dramatycznych chwil minęło wiele lat. Wciąż nie zgadzałem się z propozycją lekarzy. Chciałem ratować nogę za wszelką cenę. Latami szukałem specjalistów, którzy potrafiliby mi pomóc. Nadzieja przyszła w 2023 roku. Zostałem zakwalifikowany na operację. Radość nie trwała jednak zbyt długo... Po zabiegu liczyłem, że moje życie wreszcie upodobni się do tego sprzed wypadku. Niestety tak się nie stało. Noga znów nie chciała się goić, a towarzyszący temu stan zapalny powodował potworny ból! Codzienne czynności na nowo sprawiały mi kłopot. Mieszkam sam, więc każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem. Mam problem z najprostszymi czynnościami, jak ugotowanie sobie obiadu, czy zrobienie zakupów. Przedłużające się leczenie nie dawało efektów, a ja kolejny raz traciłem nadzieję. Nie spodziewałam się, że za rogiem czeka kolejna tragedia… Przez niesprawną nogę poślizgnąłem się na płytkach, łamiąc sobie kolejną kość! To okropne zdarzenie sprawiło, że całkowicie straciłem możliwość poruszania się.  Przy okrutnej serii spadających na mnie nieszczęść los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Udało mi się znaleźć lekarza, który podejmie się kolejnej operacji. Czeka mnie wieloetapowy proces powrotu do dawnej sprawności. Bardzo chciałbym, żeby marzenie o zdrowej nodze wreszcie się spełniło… Czekam na nie tyle lat! Niestety prywatny zabieg jest bardzo drogi i znacznie przekracza moje finansowe możliwości… Tak bardzo nie chcę się poddać, jednak czuję się jak w pułapce. Potrzebne mi Wasze wsparcie… Błagam o pomoc! Tomasz

171,00 zł ( 0,53% )
Brakuje: 31 744,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki