Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marek Granecki
5 dni do końca
Marek Granecki , 40 lat

Groźny wypadek odebrał Markowi sprawność! Pomóż odzyskać zdrowie!

Marek to bardzo sympatyczny, przyjazny, pracowity, pomocny i wiecznie uśmiechnięty człowiek. Jego priorytetem zawsze była rodzina, o którą dbał każdego dnia i robił wszystko, aby niczego jej nie brakowało. Wszędzie było go pełno… Niestety, jeden wypadek, jedna krótka chwila sprawiły, że nagle stał się osobą potrzebującą pomocy… 2 października 2023 roku, to dzień, który na zawsze zostanie w naszej pamięci. To właśnie wtedy mój ukochany mąż, jadąc autostradą w kierunku Warszawy, uległ poważnemu wypadkowi. Dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej i służb pogotowia ratunkowego w ciężkim stanie trafił do szpitala.  Wskutek wypadku doszło do złamania  ośmiu żeber oraz podudzia.  Po unormowaniu czynności życiowych przeniesiono go na oddział chirurgii ogólnej i obrażeń wielonarządowych. Tam przeszedł dwie operacje kończyn. Podczas wypadku Marek doznał również ogromnej traumy. Po konsultacji lekarskiej zasugerowano rozpoczęcie spotkań z psychotraumatologiem, a w razie braku ustąpienia objawów także z psychiatrą. Mąż spędził w szpitalu aż 23 długie dni. Na szczęście dzisiaj jest już w domu, gdzie mogę otoczyć go miłością i opieką. Mąż jest leżący, więc wymaga całościowej pomocy. Wspólnie z rodziną i przyjaciółmi zadbaliśmy o to, aby przystosować mieszkanie dla męża. Wynajęliśmy specjalistyczne łóżko z materacem przeciwodleżynowym i podnośnik. Zakupiliśmy także wózek inwalidzki, specjalistyczne krzesło toaletowe oraz zapas artykułów higienicznych i pielęgnacyjnych.  Marka czekają jeszcze kolejne operacje, w tym wstawienie endoprotezy w stawie skokowym w lewej nodze oraz długotrwała rehabilitacja. Niestety, koszty związane z regularną rehabilitacją oraz pomocą psychotraumatologa są niezwykle wysokie. Jest nam bardzo ciężko udźwignąć tak duży ciężar finansowy samodzielnie.  Wiem, że walka będzie trudna, ale jestem dobrej myśli. Wierzę, że wszystko dobrze się skończy i z Waszą pomocą Marek będzie mógł stanąć na nogi i zacząć żyć jak przed wypadkiem, czyli pełną piersią – będąc znów szczęśliwym i zdrowym człowiekiem. Z całego serca proszę Was o pomoc i wpłatę symbolicznej cegiełki na leczenie i rehabilitację. Żona Marka, Agnieszka

96,00 zł ( 0,3% )
Brakuje: 31 819,00 zł
Adam Węgierski
Adam Węgierski , 33 lata

Dla moich dzieci muszę walczyć! To leczenie to moja ogromna szansa!

Miałem plany, chciałem się rozwijać, podróżować, pokazywać dzieciom świat... Niestety, zamiast tego wszystkiego muszę uczyć się na nowo żyć i każdego dnia walczyć o sprawność. W jeden dzień moje marzenia runęły, niczym domek z kart… Wypadek bezpowrotnie zmienił moje życie. Po upadku z rusztowania doszło u mnie do bardzo poważnego uszkodzenia rdzenia kręgowego. Jestem sparaliżowany od klatki piersiowej w dół oraz mam spastyczność, która nie pozwala mi wykonywać najprostszych czynności. Nie mogę nawet sam przesiąść się z łóżka na wózek, umyć, ubrać... To, czy jeszcze kiedyś będę chodził, zależy od długotrwałej rehabilitacji. Od ponad 4 lat nieprzerwanie ćwiczę i pracuję z fizjoterapeutami. Jest to bardzo kosztowne, jednak konieczne dla osiągania postępów. Moją ogromną nadzieją jest operacja w Bangkoku, która polega na wszczepieniu stymulatora oraz leczeniu komórkami macierzystymi. Ma to na celu poprawę funkcji motorycznych oraz zmniejszenie napięcia spastycznego i bólu neuropatycznego.  Wierzę, że leczenie może znacząco podnieść komfort fizyczny i psychiczny mojego dalszego życia. Jestem mężem i ojcem trójki małych dzieci, którzy są moim całym życiem i największą motywacją. Dopóki jest nadzieja, to na pewno się nie poddam. Dla moich bliskich będę walczyć. Każda wpłata to dla mnie nieoceniona pomoc! Adam

1 545,00 zł ( 0,29% )
Brakuje: 515 234,00 zł
Franek Bielski
Franek Bielski , 6 lat

Franio zamknięty we własnym ciele - leczenie trwa, a koszty stale rosną❗️

Mieliśmy środki na rehabilitację, leki i potrzebne narzędzia i sprzęt do walki o zdrowie naszego dziecka. Niestety, przy Mózgowym Porażeniu Dziecięcym ta walka będzie trwała jeszcze przez wiele lat. Dlatego nie mamy wyjścia... To miał być zwyczajny dzień, ale nie był, bo brutalnie zmienił życie nasze i naszego nienarodzonego jeszcze synka. Franek urodził się przedwcześnie i kilka godzin później przestał oddychać. Niedotlenienie oraz krwiaki okołoporodowe spowodowały trwałe uszkodzenie mózgu i szereg powikłań. Zdrowie naszego dziecka zostało doszczętnie zniszczone, a my robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby choć trochę je odbudować. Strach ogarnął wszystkich dookoła i zmobilizował personel do działania. Zaczęto na szybko szukać szpitala, który przyjmie poród. Potem myśleliśmy, że najgorsze mamy już za sobą, ale rzeczywistość szybko sprowadziła nas jednak na ziemię. Franek w nocy przestał oddychać. Nie wiemy, jak długo to trwało, ale doszło do mocnego niedotlenienia. Rano zobaczyłam go już zaintubowanego, w bardzo ciężkim stanie. Widok jak z najgorszego koszmaru. Niestety, bardzo prawdziwy. Nasze maleństwo walczyło o życie, a ja mogłam się tylko bezradnie przyglądać. Na szczęście, wkrótce jego stan się ustabilizował, lekarze zapewniali, że nic mu nie będzie. Wykryto co prawda krwiaki, ale miały się szybko wchłonąć. Franek dochodził do siebie, wychodził po miesiącu ze szpitala jako „zdrowe” dziecko. USG główki sprawiło, że w jednym momencie nasz świat rozpadł się na tysiące kawałków. Wykryto poważne niedotlenienie, a krwiaki, które miały się wchłonąć — nie tylko się nie wchłonęły, ale rozlały, powodując ogromne zniszczenia w mózgu. Zaczęłam krzyczeć, płakać… Cały mój ból skumulował się w tym jednym momencie i nie byłam w stanie już go dłużej tłumić. Byliśmy tylko my i ogromna niepewność co do przyszłości naszego maleństwa… Franek z okazji urodzin otrzymał „prezent” na całe życie – mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Dzisiaj wiemy, że nasz syn nigdy już nie będzie zdrowy… Jesteśmy w zupełnie innym świecie, w ogóle nie ma czego porównywać. Najgorsze jednak, że Franka dopadła również padaczka lekooporna, odbierając wszystkie wypracowane do tej pory umiejętności. To był nagły, gwałtowny reset. Zupełnie jakby w komputerze usunąć wszystkie dane z twardego dysku. Wracamy do punktu wyjścia, czyli tak naprawdę donikąd. 40 bardzo silnych ataków dziennie, które udało się ograniczyć do 1-2 dziennie. Wciąż rehabilitujemy Frania codziennie, bo to nasza jedyna droga. Niestety, bardzo kosztowna. Dzięki wielu ludziom dobrego serca udało nam się kupić Frankowi między innymi specjalistyczny fotel rehabilitacyjny i zapas leków na kilka miesięcy. Franio jednak rośnie jak na drożdżach, przez co wciąż potrzebuje wsparcia, a rehabilitacja będzie mu towarzyszyć pewnie do końca życia. Do tego czeka nas operacja zwichniętych bioder, a jej cena PRZERAŻA – ponad 300 000 złotych! Tego, przez co przeszliśmy przez ostatnie lata, nie opisują w żadnym poradniku dla rodziców. Okropnej mieszanki bólu, strachu, złości i bezradności nie da się opowiedzieć słowami. Choć to wszystko siedzi w nas bardzo głęboko, musimy teraz przede wszystkim patrzeć w przyszłość i zapewnić naszemu dziecku jak najlepsze warunki do rozwoju. To jednak bardzo trudne – jak wyprawa wątłym kajakiem na oszalałe morze. Gdzie nie spojrzeć czarne chmury i wysokie fale. Pomóżcie nam utrzymać się na powierzchni i dopłynąć do portu „Nadzieja”. Z Waszym wsparciem na pewno będzie nam łatwiej... Sylwia, mama Frania

1 107,00 zł ( 0,29% )
Brakuje: 371 234,00 zł
Grzegorz Okniński
Grzegorz Okniński , 55 lat

Pomocy❗️Gdy zanikają mięśnie, wraz z nimi gaśnie życie❗️

Liczy się każdy dzień – dziś jak nigdy wcześniej rozumiem te słowa. Ostatnie dwa lata zmieniły w moim życiu wszystko. Gdy moje nogi odmówiły posłuszeństwa, gdy stałem się zależny od drugiej osoby, zwyczaje, praca i dotychczasowy styl życia przestały mieć znaczenie. Odtąd musiałem podporządkować się wszystkim warunkom, jakie postawiła przede mną choroba.   Dokładnie dwa lata temu poczułem, że dzieje się coś niedobrego. Moje nogi stały się słabsze, pojawił się ból, drętwienie i takie niepokojące uczucie utraty sprawczości. Pierwsze badania, morfologia i konsultacje z internistą nie dały żadnej odpowiedzi. Zacząłem szukać dalej, lecz czułem, że odbijam się od drzwi. Mijały miesiące, a nikt z lekarzy nie potrafił powiedzieć, co mi dolega.  Przeszedłem punkcje kręgosłupa, EMG, TK płuc i kręgosłupa. Czekając na jakąkolwiek informacje, rozpocząłem rehabilitację, by nie dopuścić do zastania mięśni. Dopiero trzecia wizyta w szpitalu w Krakowie, po dwóch latach niewiadomej, przyniosła tragiczną dla mnie diagnozę – stwardnienie zanikowe boczne, znane jako SLA. Przyszedł szok, niedowierzanie, potem łzy i strach, jak sobie dam radę?  Wiedziałem, że SLA jest bardzo poważnym schorzeniem odbierającym chorym sprawność, z czasem mowę, a w najgorszym przypadku nawet oddech. Nie mogłem uwierzyć, że właśnie tak miałaby wyglądać moja przyszłość. Mam już wprawdzie swoje lata, ale wierzyłem, że przede mną jest ich jeszcze wiele, wiele pięknych chwil spędzonych z najbliższymi.   Gdy poznałem diagnozę, moje życie nie wyglądało już jak wcześniej. Przez dwa lata choroba postępowała, a ja nie wiedząc o niej, nie mogłem zrobić nic więcej, by ją powstrzymać. Dziś mam poważne problemy z chodzeniem, siedzeniem, trzymaniem równowagi. Moje mięśnie zanikają, są coraz słabsze. Staram się, jak mogę, codziennie ćwiczę, uczęszczam na specjalistyczne rehabilitacje, przyjmuje leki. To jednak wciąż za mało...  Kilka miesięcy temu zatliła się we mnie nadzieja. Okazuje się, że w 2022 roku w USA wprowadzono nowy lek, który skutecznie powstrzymuje i hamuje postępowanie mojej choroby. Niestety, terapia nie jest jeszcze dostępna w Europie i jest bardzo kosztowna – roczny koszt terapii w USA to ok. 158 tys. dolarów! To niebagatelna kwota, zdecydowania poza moim zasięgiem. Nie mogę jednak spać spokojnie, gdy wiem, że medycyna może uchronić mnie przed najgorszym. Każda, nawet najdrobniejsza kwota przybliży mnie do osiągnięcia celu, jakim jest przedłużenie życia – a mam dla kogo żyć. Wierzę, że jest wielu ludzi, którzy swoją dobrocią mogą odmienić moje życie.  Proszę Was także o udostępnienie mojej zbiórki, a za każdą, nawet najmniejszą pomoc z całego serca dziękuję! Grzegorz Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

2 140,00 zł ( 0,29% )
Brakuje: 728 836,00 zł
Stanisław Kaźmierczak
Stanisław Kaźmierczak , 64 lata

Minął ponad rok od wypadku, a my nadal nie mamy kontaktu z tatą... Pomocy!

To był zwykły dzień tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Staszek zdążył kupić choinkę i światełka do przystrojenia domu. Nic nie zapowiadało dramatu, jaki się wydarzy. 16 grudnia 2022 roku – tę datę zapamiętamy na zawsze.  Otrzymaliśmy telefon, że tata spadł z wysokości. Pewni, że tylko coś sobie złamał, szybko dotarliśmy do szpitala. Na miejscu okazało się, że jednak jest bardzo źle… Stan skrajnie ciężki – liczne złamania, obrzęk płuc, niewydolność oddechowa, niewydolność nerek, uraz mózgu. Nasz świat się zawalił. Zaczęła się walka o życie taty.  Udało się! Po kilku dniach w śpiączce farmakologicznej stan ustabilizował się na tyle, że lekarze podjęli decyzję o próbie wybudzania. Byliśmy pewni, że teraz będzie już tylko lepiej. Niestety… Otrzymaliśmy kolejną tragiczną informację… Staszek nie odzyskał świadomości, nie komunikuje się z otoczeniem. Serce pękło nam na miliony kawałków… W szpitalu nie byli już w stanie więcej pomóc, padła propozycja ośrodka opieki paliatywnej... Pełni niepokoju i strachu, ale też nadziei, zabraliśmy tatę do domu. Chcemy stworzyć mu jak najlepsze warunki, żeby miał szansę do nas wrócić.  Dzisiaj, ponad rok po wypadku, nadal nie mamy z tatą żadnego kontaktu. Niestety, nie znaleźliśmy jeszcze sposobu na porozumiewanie się. Tata jest całkowicie leżący, wspomagany respiratorem. Wymaga całościowej opieki 24 godziny na dobę.  Cały czas mamy nadzieję, że Staszek do nas wróci. Ukochana wnuczka Pola czeka, aż będzie mogła znowu iść z dziadkiem na maliny i poziomki, podlewać trawę i drzewka, poleżeć na hamaku i przedstawić dziadkowi swojego brata – Stasia. Koszty rehabilitacji w wyspecjalizowanych ośrodkach są bardzo wysokie, dlatego też prosimy o wsparcie naszej zbiórki. Pomóżcie nam zawalczyć o Staszka!  Córka Kasia z bliskimi

540,00 zł ( 0,28% )
Brakuje: 188 078,00 zł
Adam Bugajski
Adam Bugajski , 16 lat

Kosztowna operacja szansą, by Adam mógł słyszeć❗️

Adam urodził się z mikrocją ucha prawego i niedosłuchem. Próg wykrywania dźwięku w uchu prawym wynosi jedynie 85dB. Ucho zewnętrzne i wewnętrzne nie zostały całkowicie wykształcone, co wpływa zdolność syna do pełnego doświadczania dźwięków otaczającego go świata. Nasz ukochany syn, musi codziennie stawiać czoło wyzwaniom związanym z niedosłuchem. Musi ustawiać się w stronę dźwięku, aby go usłyszeć. W szkole nie może siedzieć od pewnej strony, co dla niego staje się uciążliwe i często przytłaczające. W Polsce istnieje możliwość przeprowadzenia operacji, jednak obawiamy się, że rezultaty estetyczne mogą być mierne. Proces składa się z dwóch etapów – plastyki małżowiny usznej i późniejszego wszczepienia implantu słuchowego. W Stanach Zjednoczonych istnieje innowacyjna metoda, która pozwala na przeprowadzenie obu etapów w ciągu jednego dnia przy użyciu implantu Medpor. Niestety, koszty tego leczenia przekraczają nasze możliwości finansowe, szacowane na około 330 000 zł! Dlatego zwracamy się z gorącą prośbą o wsparcie finansowe, które pozwoli na przeprowadzenie tej niezbędnej operacji. Razem możemy sprawić, by Adam mógł doświadczać pełni dźwięków i swobodnie uczestniczyć w życiu społecznym. Możemy uczynić różnicę. Rodzice

998,00 zł ( 0,28% )
Brakuje: 350 066,00 zł
Kacper Pająk
Kacper Pająk , 3 latka

Wesprzyj Kacperka w jego trudnej walce o sprawność❗️

Gdy nasz synek przyszedł na świat, nic nie wskazywało, że po pewnym czasie zostanie u niego zdiagnozowana bardzo rzadka choroba. Staraliśmy się zrobić wszystko, by zapewnić mu odpowiedni rozwój, szczęśliwe dzieciństwo, zdrowie… Niestety nasza miłość nie zdołała uchronić go przed chorobą. Kacperek to 3,5-letni chłopiec, u którego zdiagnozowano zespół duplikacji MECP2. Jest to choroba bardzo złożona, która ma wiele symptomów utrudniających codzienne funkcjonowanie i ogólny rozwój dziecka.  Głównymi objawami tej choroby są hipotonia mięśniowa, opóźnienie umysłowe, obniżona odporność, częste infekcje i brak mowy… Na szczęście dzięki ciężkiej pracy Kacpra, można zniwelować niektóre symptomy choroby i poprzez rehabilitację ze specjalistami – poprawić i ułatwić funkcjonowanie synka… Kacper jest bardzo pogodnym chłopcem i codziennie razem z siostrą Kają rozświetlają nam życie swoim uśmiechem. Widzimy, że kontakt ze specjalistami go bardzo stresuje, jednak walczy codziennie i ma olbrzymią potrzebę rozwoju. Ciągnie go do dzieci i ludzi, pomimo tego, że boi się głośnych dźwięków i tłumów.  Musimy zapewnić synkowi zajęcia ze specjalistami, terapię, rehabilitację. Chcielibyśmy też zakupić wózek spacerowy i mówik, dzięki któremu Kacperek będzie miał szansę, by komunikować się z nami i rówieśnikami. Niestety wszystko, co niezbędne, generuje wysokie koszty, których nie jesteśmy w stanie pokryć sami. Musimy zwrócić się z prośbą o pomoc… Dzięki Wam jest nadzieja na lepsze jutro Kacpra! Prosimy, nie przechodźcie obojętnie… Rodzice

60,00 zł ( 0,28% )
Brakuje: 21 217,00 zł
Małgorzata Gruchała
Małgorzata Gruchała , 39 lat

Kosztowne leczenie trzyma nowotwór w ryzach❗️Ale kończą się środki❗️

Kilka lat walki ze złośliwym nowotworem, a zaczęło się w 2021 roku od uczulenia pod piersią. Sprawdzając je, wyczułam guza w drugiej i potem poszło szybko. Lekarz, badanie i diagnoza – nowotwór złośliwy piersi HER2 3+. Nowotwór zaatakował też węzły chłonne i miał 22 milimetry. Pierwsza chemioterapia wywołała u mnie ostry ból kości i niedługo potem wyszły przerzuty do kości. Dziś skończyłam już chemię, ale do końca życia będę kontynuować leczenie peliatywne.  Co 3 tygodnie przyjmuję wlewy immunoterapię i szereg leków. Nowotwór na całe szczęście się zatrzymał, ale wciąż tam jest. Musi być stale monitorowany, czy przypadkiem pewnego dnia nie postanowi wrócić. W międzyczasie muszę kontynuować leczenie, którego koszty, krótko mówiąc, powalają. Leki, suplementy, czasem rehabilitacja, specjalistyczna dieta… Wszystko, by trzymać tego potwora w ryzach. Proszę o pomoc, ponieważ będąc na rencie, przestaje starczać mi na to środków pieniężnych. Renty mam zaledwie 1800 złotych. Mój organizm jest cały czas w napięciu. Muszę przyjmować leki i wlewy, ale kiedy brakuje środków, muszę skupić się na potrzebach moich dzieci. Nie zamierzam się poddać w walce z nowotworem i wszelka pomoc finansowa uratowałaby moją sytuację.  Małgorzata

146,00 zł ( 0,27% )
Brakuje: 53 046,00 zł
Nurali Yekshembeyev
Pilne!
Nurali Yekshembeyev , 7 lat

Straciłam synka❗️ Teraz straszny nowotwór zabija moje drugie dziecko❗️POMÓŻCIE!

Pod koniec zeszłego roku straciłam moje młodsze dziecko! Teraz nowotwór przyszedł po mojego jedynego synka! Nazywam się Ulday, jestem mamą 6-letniego Nurali. Mój synek umiera na moich oczach, a ja nie mogę nic zrobić! Bez waszej pomocy, po mojego synka przyjdzie śmierć. Jestem załamana, bo życie mojego synka zależy od pieniędzy.  Kilka miesięcy temu mój synek był zdrowy, tak, jak wasze dzieci. Patrzyłam na to jak wspaniale się rozwija, a serce moje przepełniało szczęście. Choroba przyszła nagle, podstępnie, zakradła się do naszego życia, wywracając je do góry nogami.  26 stycznia  Nurali obudził się w nocy i zaczął się skarżyć, że u niego strasznie boli głowa, ma zawroty i mdłości. I od razu zaczął wymiotować, nie przestawiając nawet na chwilę. Nad ranem wezwałam pogotowie. Dostał zastrzyk i kazano mi obserwować go do wieczora. Jego stan się pogorszył, pojechaliśmy do szpitala dziecięcego. Najpierw wysłali nas na oddział infekcyjny, ale po 1 dniu nagle dostał zeza i zaczął dziwnie chodzić — wtedy zabrali nas z powrotem do dziecięcego szpitala obwodowego i zrobili tomografię komputerową, która wykryła guz w móżdżku.  29 stycznia w trybie pilnym wylecieliśmy do Turcji. 31 stycznia Nurali został już zoperowany. Po operacji stał się dramat – przestał ruszać się, rozmawiać i widzieć. Wybraliśmy inną klinikę w Turcji i zaczęliśmy kurs radioterapii pod narkozą. Pod koniec maja zakończyliśmy radioterapię, i mieliśmy miesiąc przerwy, żeby odpocząć i pozbierać się. Nurali zaczął się ruszać, a nawet samodzielnie jeść i trochę rozmawiać. Wzrok też wracał. Lekarze przygotowali mu silne okulary, ale przynajmniej widział. Ostatecznie zmieniliśmy klinikę na SJD w Barcelonie. Tam nasza diagnoza została doprecyzowana, oraz wykryto obrzęk mózgu i wykonano pilną operację. Po operacji zaczęła się chemioterapia. Od momentu postawienia diagnozy idziemy przez piekło!   Na dzisiaj jesteśmy już po 2 kursach chemioterapii. Przed nami jeszcze 6. Do tej pory Nurali przeszedł dwie operacje (operację usunięcia guza i operację endoneuroskopową) oraz ponad 30 znieczuleń! Obecnie przechodzi leczenie (chemioterapię) w Szpitalu Dziecięcym SJD w Barcelonie (patrz załączony szczegółowy raport z leczenia szpitalnego).Koszt leczenia to 129 405 €. Ale niestety kwota jest bardzo duża i nie do zniesienia. Ponadto lekarze ostrzegali nas, że w trakcie leczenia mogą pojawić się dodatkowe wydatki. Dlatego zwracam się o pomoc do Was. Wiemy, że wielu dzieciom udało się zgromadzić potrzebne środki na Siepomaga. Niestety pod koniec zeszłego roku straciliśmy najmłodszego syna, młodszego brata Nurali. Nurali jest moim jedynym dzieckiem i sensem mojego życia. Z Waszą pomocą mój syn może otrzymać leczenie, którego desperacko potrzebuje i ruszyć naprzód ku zdrowszej przyszłości.

1 542,00 zł ( 0,25% )
Brakuje: 608 314,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki