Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Zbigniew Zyga
8 dni do końca
Zbigniew Zyga , 66 lat

Podwójny udar prawie zabił Zbigniewa! Teraz walczy o sprawność – możesz mu pomóc!

Tata w młodości był zawodowym piłkarzem. Pamiętam jak zabierał mnie i mamę na zgrupowania. Patrzyłam na niego z podziwem – był silny, zdrowy, a każdy gol był wielkim przeżyciem. Dzisiaj z trudem się porusza, nie mówi, a dawne sukcesy są wspomnieniem i motywacją, by walczyć o jego zdrowie i nie odpuszczać w chwilach kryzysu. Wszystko zmieniło się, kiedy tata był w delegacji. Gdy zakończył swoją współpracę z klubem, pracował w firmie budowlanej. Czasem firma miała zlecenia wiele kilometrów od domu i wówczas tata wyjeżdżał. Tam też doszło do udaru mózgu, który zniszczył mu życie.  Z relacji współpracowników wiemy, że wszystko zaczęło się przy śniadaniu. Zaczął się gorzej czuć, pojawiły się drżenia rąk. Wezwano pogotowie – tata jeszcze o własnych siłach wszedł do karetki, mówił jak się czuje i odpowiadał na pytania ratowników.  Niestety, pomimo opieki lekarzy doszło do wtórnego udaru, a tata był w stanie krytycznym.  To były straszne dni. Byliśmy przerażeni, obawiając się najgorszego. Skutki udaru są katastrofalne. Został uszkodzony wzrok, prawa strona ciała jest sparaliżowana, przez co możliwości ruchowe taty są znacznie ograniczone. Również mowa jest niemożliwa – tata wszystko rozumie, ale powiedzenie jednego zdania jest poza jego zasięgiem. Komunikacja jest bardzo trudna, frustrująca… Świadomość utraconych umiejętności potrafi zniszczyć każdą motywację. Powrót do zdrowia i sił jest bardzo długą, żmudną i pełną przeciwności drogą. Towarzyszymy mu i wspieramy z całych sił, ale nie jesteśmy w stanie zapewnić mu wszystkiego. Bez pomocy profesjonalistów tata nie da sobie rady. Widzę różnicę, gdy pomóc probujemy my – rodzina, a powołane do tego osoby z wiedzą i doświadczeniem. Przy fizjoterapeutach tata się stara, widzi małe postępy, które poszerzają jego pole samodzielności. Potrafią go „postawić na nogi”, wychwytują najmniejszy progres. Dlatego właśnie wsparcie profesjonalistów jest tak ważne… Koszty rehabilitacji, turnusów czy potrzebnego sprzętu liczymy w dziesiątkach tysięcy. Wykracza to poza codzienne możliwości i domowy budżet. Musimy być silni dla taty, ale chwile zwątpienia i wyczerpania dopadają i nas.  Patrząc na tatę wciąż widzę mężczyznę, który mnie chronił i dbał o moje dobro. Choroba odebrała mu wiele, lecz odzyskanie zdrowia wciąż jest możliwe. Nadzieja w nim żyje i nie mogę pozwolić, by zgasła. Proszę, pomóż nam... Aneta, córka Zbyszka Grupa pomocy dla Pana Zbyszka na FB -> Klinij TUTAJ

3 567,00 zł ( 7,02% )
Brakuje: 47 178,00 zł
Paulina Telega
Paulina Telega , 25 lat

Paulina wypadła z 6 piętra❗️ Pomóż jej wrócić do sprawności!

Jest środa, dzień nieróżniący wydawałoby się od setek innych zwykłych dni, aż do tamtej chwili. Dramatycznej chwili... Paulina na skutek wypadku spadła z wysokości 6 piętra. Szpital, śpiączka, walka i strach... Tamta środa zmieniła nasze życie i choć chciałabym cofnąć czas, nie da się. Dzisiaj proszę o pomoc dla mojej córki, bo tylko jak najszybciej rozpoczęta rehabilitacja da jej szanse na powrót do zdrowia! Paulina ma 22 lata. To młoda, zdolna, ambitna dziewczyna kochająca życie, najsilniejsza wojowniczka, jaką znam, dziewczyna o wielkim sercu, która zawsze chętnie pomagała innym w potrzebie, a teraz sama potrzebuje wsparcia i wiary. To mentalne i emocjonalne zapewniamy jej na co dzień, jako najbliżsi – rodzina i przyjaciele. Paulina ma szczęście, bo otaczają ją cudowni ludzie. Potrzebuje jednak wsparcia, by móc do nas wrócić... Zaraz po wypadku moja córka przeszła kilka skomplikowanych operacji ratujących życie. Wtedy jej znajomi oddali aż 50 litrów krwi, by pomóc Paulinie i innym walczącym o zdrowie i życie.  Paulina doznała wielonarządowych urazów i wielu złamań. Lekarze nie dawali jej właściwie szans na przeżycie. Jednak ona tak bardzo chciała żyć! Zadziwiła wszystkich, przetrwała, wybudziła się ze śpiączki!Dziś po kilku tygodniach od wypadku Paulina jest już w pełni świadoma, reaguje na bodźce, uśmiecha się, pokazuje nam, że chce walczyć o swoje życie! I tutaj w tej historii pojawiasz się Ty. Jeśli dotarłeś, aż do tej części już wiem, że nie obojętne jest dla Ciebie, co stanie się dalej. Paulina potrzebuje wsparcia w intensywnej i jak najszybszej rehabilitacji, aby odzyskała pełną sprawność, ale koszty rehabilitacji są bardzo wysokie. Otrzymaliśmy kosztorys na 25-dniowy turnus intensywnej rehabilitacji w ośrodku Votum, który daje mojej córce szansę na powrót do sprawności. Jednak to dopiero początek walki, a koszty na pewno znacznie wzrosną w kolejnych miesiącach... Wiem, że wielki wojownik widoczny w oczach Pauliny na co dzień, od kiedy się przebudziła, cały czas tam jest! W każdym uśmiechu pokazuje nam, że chce walczyć, choć jeszcze nie może mówić. Jednak w imieniu Paulinki, jej przyjaciół i swoim, jako mamy, z całego serca zwracam się do Ciebie z prośbą o pomoc i najmniejszą nawet wpłatę. Za wszystko z całego serca dziękujemy. Bożena, mama Pauliny

26 146,00 zł ( 40,3% )
Brakuje: 38 722,00 zł
Krzysztof Kocański
Krzysztof Kocański , 42 lata

By nowotwór nie zabrał taty dwóm małym chłopcom❗️Pomóż Krzyśkowi wygrać walkę o życie!

Nowotwór - gdy usłyszałem diagnozę, starszy synek miał 5 lat, a młodszy tylko 2 latka. Nie sądziłem, że wtedy, gdy byłem najbardziej potrzebny rodzinie i moim chłopcom, przyjdzie mi stoczyć dramatyczną walkę o własne życie... Mam na imię Krzysiek. Mam 39 lat, mieszkam w małej miejscowości pod Łodzią wraz z rodziną - żoną i synami (5 lat i 8 lat). Nie sądziłem, że kiedyś znajdę się na takiej stronie, że będę opowiadał swoją historię, ale życie zadecydowało inaczej... 3 lata temu zaczęło się moje piekło - codzienność walki z chorobą nowotworową. Na początku pojawił się uporczywy kaszel, trwające w nieskończoność przeziębienie. Zmęczony tym, że tyle to trwa, udałem się do lekarza rodzinnego. Po licznych wizytach lekarskich i pobytach w szpitalach, pełnych niepewności i strachu, usłyszałem: chłoniak Hodgkina. Ziarnica złośliwa, rzadki nowotwór krwi. Diagnozie, która była niczym cios w samo serce, towarzyszyły kolejne druzgocące wieści - brak możliwości leczenia operacyjnego... Nowotwór opanował węzły szyjne, nadobojczykowe i znajdujące się w klatce piersiowej. Wieść o chorobie była dla mnie i moich bliskich bardzo trudnym momentem. Nikt nie jest przygotowany na taką wiadomość... Dzieci były wtedy takie malutkie. Nigdy bym nie pomyślał, że w tym czasie, kiedy moi chłopcy potrzebują beztroskich zabaw, radosnych chwil spędzonych razem, wsparcia w poznawaniu świata, ja stanę oko w oko z nowotworem złośliwym. Że walka, którą toczę, toczy się o największą stawkę... Nagle otrzymałem przyspieszony kurs życia, z tematu, który u wszystkich budzi ogromny strach. Te ważne, przełomowe momenty w życiu moich synków przeplatały się z poszukiwaniem wiedzy o chorobie, wsparcia wśród lekarzy i samego leczenia. Okazało się, że diagnoza to był dopiero początek, bo przede mną długa droga... Wyniki badań krwi po pierwszych wlewach chemioterapii poprawiły się, opinie lekarzy były obiecujące. Niestety, badanie PET wykazało pojawienie się nowej zmiany. Chemia nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. W styczniu 2021 roku badanie wykazało nawrót choroby. Nie poddaję się, bo jestem z natury optymistą. Walka często wysiłku, kiedy jest się w tak trudnej emocjonalnie sytuacji. W wyniku długotrwałego leczenia mój organizm niedomaga. Dużym problemem stały się żyły, które są już bardzo słabe... Mam jednak wspaniałą rodzinę, dzieci - muszę wyzdrowieć, muszę żyć!  Niestety, choroba odebrała mi możliwość pracy zawodowej... Jestem na zasiłku chorobowym. Prywatne wizyty lekarskie, badania, konsultacje w innych miastach oddalonych o kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania, suplementacje - moja choroba zrujnowała budżet mojej rodziny... Nasza sytuacja finansowa była trudna, obecnie stała się dramatyczna. Żona straciła pracę, a ja nie mogę podjąć dodatkowego zatrudnienia, by ratować choć trochę sytuację. Pomimo wsparcia rodziny, przyjaciół i ludzi dobrej woli jest mi coraz ciężej sfinansować dalsze miesiące walki o życie. Pomóc może leczenie wspomagające, które ma za zadanie wzmocnić mój system immunologiczny, żebym nie opadł z sił. Oprócz samego leczenia są jeszcze koszty dojazdów, noclegów, odpowiedniej diety i dodatkowych leków. Chciałbym być przy swoich synach, jak będą dorastać. Chciałbym po prostu być ich tatą... Choroba pozwoliła mi inaczej spojrzeć na życie i zauważać rzeczy, które są naprawdę ważne. Stąd mój apel do Was o choć najmniejsze wsparcie, które zabezpieczy mi dalsze leczenie. Wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się osiągnąć cel i wygrać walkę o życie.

41 956 zł
Przemysław Wróbel
Przemysław Wróbel , 39 lat

Czasu już nie cofniemy, ale Przemek wciąż ma szasnę na sprawność!

Chciał mieć lepsze życie, zarobić na przyszłość dzieci. Jego pierwszy wyjazd za granicę był we wrześniu 2016 roku. Pierwszy i ostatni. Nigdy nie zapomnę niedzieli rano, gdy do drzwi zapukali policjanci i przekazali mi informację. Usłyszałam, że pod Paryżem doszło do wypadku, a mój syn leży w ciężkim stanie w szpitalu. Moje serce się zatrzymało. Takich chwil i towarzyszących im emocji nie da się szybko wymazać z pamięci. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz po wypadku, leżał na szpitalnym łóżku, podpięty do specjalnej aparatury. Oddychał za niego respirator. W wyniku potrącenia przez samochód syn doznał rozległych obrażeń. Tak naprawdę nie było fragmentu jego ciała, które nie ucierpiało. Jeszcze przez cztery miesiące Przemek przebywał w podparyskim szpitalu, po czym po wielu trudach udało się sprowadzić syna do Polski.  Konsekwencją tego tragicznego wypadku był uraz czaszkowo-mózgowy powodujący porażenie czterokończynowe oraz uraz kręgosłupa w odcinku szyjnym. Rokowania powrotu do sprawności przy takich urazach są nikłe. Stan zdrowia Przemka i postępy, jakie czyni, robią jednak wrażenie na osobach, które na co dzień pomagają przy tego typu urazach. Chcielibyśmy dalej rehabilitować Przemka, aby nie zaprzepaścić dotychczasowych efektów. Przemek naprawdę ma szansę na samodzielne życie. Wiąże się to jednak ze znacznymi wydatkami, których jako rodzina nie jesteśmy w stanie udźwignąć samodzielnie.  Jesteśmy wdzięczni każdej osobie za dotychczas okazane wsparcie. Dzięki zebranym środkom od Państwa i dzięki swojej pracy w ostatnim czasie Przemek czyni duże postępy, zaczął mówić, jeść samodzielnie, jest pionizowany. Jednak do pełnej sprawności wciąż jest daleka droga. Koszt leków i każdej godziny rehabilitacji oraz zajęć logopedycznych jest ogromny. Bardzo chcielibyśmy przebudować łazienkę, dostosować ją do jego potrzeb. Stąd nasza  prośba o dalsze wsparcie z Państwa strony. Pamiętajcie, że dobro wraca! Iwona, mama Przemka

11 690,00 zł ( 73,25% )
Brakuje: 4 268,00 zł
Małgorzata Kolczyńska
Małgorzata Kolczyńska , 50 lat

“Gosiu, proszę, wróć do nas!”

Choć od tego strasznego dnia minęły już trzy lata, wciąż dokładnie pamiętam co się działo. Gosia, moja żona została w domu, gdy ja wyjechałem na giełdę. Przed godziną 10:00 zdążyliśmy porozmawiać przez telefon. Gdybym wiedział, że to jest ostatnia rozmowa, jaką odbędę z Gosią, powiedziałbym jak bardzo ją kocham, jak cudowną jest kobietą i że zawsze przy niej będę. Nie minęło pół godziny, gdy zadzwonił sąsiad i powiedział, że żonę zabrała karetka na sygnale… W szpitalu stwierdzono ostrą zatorowość płucną z zatrzymaniem akcji serca, czego skutkiem było niedotlenienie mózgu. Z relacji sąsiadów wiem, że Gosia zdążyła zadzwonić po pomoc nim straciła przytomność. Natychmiast pojechałem do szpitala, a głowa mi pękała od różnych myśli. Nie mogłem zrozumieć jak do tego doszło. Małgosia zawsze była energiczna, aktywna, zorganizowana. Na nic nie chorowała, nie miała skończonych czterdziestu pięciu lat. Kilka miesięcy przed tym feralnym dniem, żona skręciła kostkę. Oczywiście bardzo ją bolało, a noga była mocno opuchnięta. Nie bagatelizowaliśmy problemu – szukaliśmy pomocy, lecz uspokajano nas, że wszystko w porządku i z czasem noga przestanie boleć. Czy to była przyczyna naszej tragedii? Po badaniach w szpitalu powiedziano mi, iż przyczyną był toczeń rumieniowaty. Choć żadna diagnoza nie zmieni tego co się wydarzyło, pozostaje mi walczyć o ukochaną żonę.  Małgosia przez prawie pięć miesięcy przebywała na OIOMie. Nigdy nie wróciła do domu. Podczas jej nieobecności zmarła moja teściowa, którą Gosia się opiekowała. Teściowa była już w podeszłym wieku, a chorób, które ją dręczyły było multum. Żona nie ma chyba świadomości, że jej mama odeszła...  Małgosia wymaga stałej rehabilitacji i specjalistycznej opieki. Codziennie jestem u niej i dbam najlepiej jak potrafię. W czasie największych restrykcji pandemicznych nie mogłem zobaczyć żony przez dziewięć miesięcy! Praca fizjoterapeutów została znacznie ograniczona, co poskutkowało zwiększonymi przykurczami i pogorszeniem pracy narządów wewnętrznych. Choć życie toczy się dalej, ja wciąż nie tracę nadziei. Pod koniec sierpnia chciałbym zabrać Gosię na trzymiesięczny turnus rehabilitacyjny. Szacowane koszty to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pomimo największych starań, sam nie jestem w stanie opłacić turnusu. W tym miejscu zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie. Gdy odwiedzam żonę, wiem, że mnie słyszy, że czuje dotyk i ból, wodzi wzrokiem, a dłonie wykonują niewielkie ruchy. Cały czas jest w niej życie, o które mogę walczyć. Bez waszej pomocy nie odzyskamy Małgosi! Mariusz, mąż Małgosi

18 077,00 zł ( 19,26% )
Brakuje: 75 753,00 zł
Sławomir Zagóra
Sławomir Zagóra , 54 lata

By móc opuścić cztery ściany, bez obaw, że nie zdążę wrócić na czas...

Mam na imię Sławek. W zeszłym roku skończyłem 51 lat. Niestety na co dzień muszę zmagać się z chorobą, która utrudnia i ogranicza moje życie. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że historii takich, jak moja jest mnóstwo, że wiele osób stawia czoła przeciwnościom, często ponad ich siły, że nieustannie walczą o to, by wyrwać dla siebie chociaż skrawek lepszego jutra.  POChP - tak w skrócie wygląda diagnoza, która codziennie wzbudza we mnie poczucie bezsilności. W rozwinięciu brzmi jednak znacznie groźniej - przewlekła obturacyjna choroba płuc czyli podstępny przeciwnik, który przez wiele lat nie daje żadnych objawów, aby później każdy wdech i wydech stał się udręką, a organizm nękały ciągłe duszności, ucisk w klatce piersiowej i potworny kaszel. W takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę, że jest kompletnie bezradny.  Choroba ta w zaostrzonej wersji niesie nieodwracalne zmiany. Nie da się jej pokonać. Można jedynie nauczyć się z nią żyć i wspomagać funkcjonowanie organizmu sprzętem produkującym tlen. Dzięki Państwa pomocy niedawno udało mi się zakupić stacjonarny koncentrator tlenu. Nie przewidziałem jednak, że sprzęt ten przywiąże mnie na stałe do czterech ścian. W obawie o stan zdrowia nie oddalam się na więcej niż 500 metrów. Gdy dowiedziałem się, że istnieją koncentratory przenośne na nowo wstąpiła we mnie nadzieja. Ucieszyłem się, ponieważ mógłbym wtedy funkcjonować jak inni, zdrowi ludzie, wybrać się poza centrum miasta, zaczerpnąć świeżego powietrza.  Koszt takiego sprzętu to jednak kilkanaście tysięcy złotych i samodzielnie nie jestem w stanie uzbierać takiej kwoty. Wierzę, że z Państwa pomocą jeszcze uda się zrealizować moje marzenie, że będę mógł opuścić chociaż na chwilę cztery ściany bez obaw, że nie zdążę wrócić na czas. Mając przenośny koncentrator tlenu miałbym szansę żyć prawie normalnie, chociaż te kilka godzin spędzić poza domem, zobaczyć piękno lata, przyrodę, innych ludzi. Dziękuję za to, co już mam, za Wasze serce, za Wasze wsparcie i to, że jesteście, jednocześnie nieśmiało proszę o dalszą pomoc.  Sławek

4 197,00 zł ( 32,87% )
Brakuje: 8 569,00 zł
Olek Olaczek
Olek Olaczek , 4 latka

By nie patrzeć dłużej na cierpienie...

W nic tak bardzo nie wierzymy, jak w to, że Olusiowi można pomóc, że nasz synek ma szansę na zdrowy i prawidłowy rozwój. Oluś już niedługo skończy 4 latka, niestety nie był to czas beztroski, jaki nam się marzył. Od 25. doby życia synek zmaga się z padaczką lekooporną. Do tej pory zdarzają się dni, gdzie liczba napadów przekracza sto. Mimo wielu wariantów leczenia nie udało się nam ich zmniejszyć. Trudno nam patrzeć na cierpienie Olusia, na sen, który niemal nieustannie przerywa padaczka. Dodatkowo synek zmaga się z obniżonym napięciem mięśniowym.  Większość swojego krótkiego życia spędził w szpitalu, jednak gdy już udało nam się go opuścić, robiliśmy co w naszej mocy, by poprawić kondycję synka. Prywatna rehabilitacja w domu przynosiła efekty. Niestety, kolejne pobyty w szpitalu uniemożliwiły jej kontynuację, przez co Olek jest znacznie opóźniony psychoruchowo. Nasz synek nadal nie trzyma samodzielnie główki, nie siedzi i nie chodzi. Jednak przyrzekliśmy sobie, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by Oluś wrócił do zdrowia. Nadzieją dla nas i szansą dla synka jest terapia komórkami macierzystymi, która w połączeniu z intensywną rehabilitacją może być przełomem w jego leczeniu.  Niestety koszty z nim związane zaczynają nas przerastać, dlatego prosimy, pomóż... Ewelina i Piotr, rodzice Olusia ➡️ Olusia możesz wesprzeć również przez licytacje!

3 746 zł
Lena Moras
Lena Moras , 3 latka

"Prezent" od losu, który wszystko zmienił... Pomóż Lence!

Poznajcie historię Lenki od początku. W bardzo młodym wieku zostałam mamą niepełnosprawnego dziecka. Było mi ciężko pogodzić się z tą myślą, że mając 21 lat, muszę dźwigać ten ciężar. Tym bardziej że Lenka miała być zdrowym i wymarzonym dzieckiem... Los chciał inaczej. Już w 22 tygodniu ciąży dowiedziałam się, że moja córeczka dostała od losu dodatkowy prezent – chromosom, który jest przyczyną choroby zespołu Downa. Dodatkowo u Lenki zdiagnozowano złożoną wadę serca, którą wykryto dopiero, gdy przyszła na świat. Pomimo tych dramatycznych wieści oboje z mężem stwierdziliśmy, że się nie poddamy i będziemy walczyć, jak tylko możemy, o naszą Lenusię. Od razu po porodzie córeczka została cewnikowana, miała też badanie nerek. Niestety wodonercze było bardzo duże i po niedługim czasie konieczna była operacja lewej nerki.  Dziś znów czekamy w niepewności, bo wszystko wskazuje na to, że czeka ją drugi zabieg.Lenka ma złożona wadę serca, na którą składa się: niedomykalność zastawki trójdzielnej łagodna, ubytek międzyprzedsionkowy z przeciekiem, zwężenie tętnicy płucnej lewej.Lenka stała się całym naszym światem. Bez niej nie wyobrażamy sobie życia. Jest naszym promyczkiem! Cały czas się uśmiecha. Niestety, jest chora, dlatego wciąż potrzebujemy pieniędzy na jej leczenie w różnych ośrodkach oraz rehabilitację. Mała jest rehabilitowana m.in. metodą Vojty i Bobath.  Rehabilitacja odbywa się głównie prywatnie, bo to, na co pozwala NFZ, jest jedynie kroplą w morzu potrzeb. Dodatkowo musimy opłacać wizyty u różnych specjalistów: urologa, nefrologa, kardiologa, neurologa, ponieważ Lenka musi być pod ich stałą opieką i obserwacją. Chcemy, aby nasza córeczka nie tylko zdrowiała, ale i rozwijała się jak najlepiej, by w przyszłości była choć w jakimś stopniu samodzielna. Bardzo prosimy,  pomóż nam do tego dotrzeć. Wierzymy, że masz dobre serce i pomożesz Lence.Dziękuję z całego serca, Mama Leny  

13 419 zł
Maja Jelonek
Maja Jelonek , 11 lat

Czekam na dzień, w którym mój Milczący Aniołek powie pierwsze słowo…

Była taka malutka, śliczna i przede wszystkim zdrowa. Po jej narodzinach moja radość nie miała granic! Niestety szczęście, które czułam trwało tylko kilka dni. Dokładnie do momentu, w którym zauważyłam u córeczki dziwne, niepokojące odruchy. Mimo że wciąż mnie uspokajano, wiedziałam, że ze zdrowiem Mai dzieje się coś niedobrego. Postanowiłam zabrać córkę do kilku pediatrów, jednak za każdym razem słyszałam to samo. Mówili, że przesadzam, martwiąc się na wyrost. Po dwóch miesiącach Maja zachorowała jednak na zapalenie płuc. Trafiliśmy do szpitala. Chociaż wciąż się bałam, wiedziałam jednocześnie, że szereg lekarzy będzie uważnie obserwować stan mojego dziecka, że ktoś nareszcie nam pomoże! Po wyleczeniu zapalenia zostałyśmy skierowane na oddział neurologiczny, gdzie po wykonaniu wielu badań okazało się, że córeczka zmaga się z padaczką lekooporną. Terapia zawodziła, nikt nie wiedział dlaczego... Czas mijał, a stan Majeczki się pogarszał. Zostaliśmy objęci opieką poradni genetycznej. Przez cały ten czas wdrażaliśmy nowe leki, przeszliśmy terapię sterydową, szereg badań… Ataki padaczki pojawiały się przez cały ten czas. Kiedy rówieśnicy córki zaczęli chodzić do szkoły, Majeczka jedynie gaworzyła.  Poszukiwanie odpowiedzi na najważniejsze pytanie trwało aż 7 lat. Chociaż moment, w którym usłyszałam diagnozę, był potworny, poczułam ulgę, że wreszcie wiemy, z czym przyszło nam walczyć. Zespół Retta. Wcześniej wiedziałam, że istnieje taka choroba, ale nigdy nie wgłębiałam się w jej diagnostykę. Dużo czytałam, dowiadując się tego, co przez większość życia zauważałam u mojej córeczki. Stereotypowe ruchy rączek, nieuzasadnione płacze, krzyki, nocne przebudzenia i oczywiście dokuczliwe napady padaczki. Maja nie chodzi i nie mówi. Jest dzieckiem leżącym i karmionym dojelitowo. Taka forma podawania posiłków jest konieczna, ponieważ istnieje ryzyko uduszenia się jedzeniem lub piciem. Moja córeczka skończyła w tym roku 8 lat, ale ze względu na swój obecny stan jest na etapie rozwoju 3-miesięcznego dziecka. Od pewnego czasu nie nawiązuje nawet kontaktu wzrokowego. Ciałem jest ze mną, ale duchem jakby była nieobecna. Patrzę na nią i czekam na uśmiech, którym kiedyś tak często mnie obdarzała. Kocham ją z całego serca i pragnę dla niej jak najlepszej przyszłości. Bez Twojej pomocy, jestem całkowicie bezradna… Szansę na jakąkolwiek poprawę daje intensywna rehabilitacja, specjalistyczne sprzęty i stała kontrola szeregu specjalistów. Proszę, pomóż mi sprawić, aby przyszłość mojej córeczki była jak najlepsza! Kochająca mama, Justyna

6 885 zł

Obserwuj ważne zbiórki