Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bartosz Pałka
Bartosz Pałka , 29 lat

Pomóż Bartkowi odzyskać sprawność❗️

Prawie dwa lata temu wyjechałem za granicę, by poprawić swoją sytuację materialną. Nie zdawałem sobie sprawy, że nie wrócę stamtąd sprawny… Doszło do tragicznego wypadku, którego konsekwencje ciągną się za mną do dziś… Spadłem z wysokości około 8 metrów – z rusztowania. W wyniku wypadku doszło do poważnego urazu – złamania dalszej części trzonu kości piszczelowej.  Niestety w Polsce, dopiero po kilku miesiącach znalazłem lekarzy, którzy podjęli się wymagającej operacji. Noga jest krótsza, przez co kuleję i nie jestem w stanie sam się poruszać…  Jakby tego było mało, po operacji wdała się infekcja, z którą walczę już ponad rok. Straciłem ścięgno piszczelowe przednie, doszło do zakażenia rany podudzia w przebiegu blizny pooperacyjnej. Grozi mi AMPUTACJA! Muszę zrobić wszystko, by tego uniknąć. Dalsze leczenie i intensywna rehabilitacja dają nadzieję, ale są również bardzo kosztowne. Nie stać mnie, by samemu opłacić wszystkie niezbędne wydatki… Marzę, by wrócić do normalności, by móc przemieszczać się samodzielnie, wyjść na spacer, odzyskać pracę. Bez Waszego wsparcia nie będzie to możliwe. Błagam o ratunek… Bartek

1 406 zł
Wojtuś Półchłopek
Wojtuś Półchłopek , 2 latka

Potrzeba leczenia, by wywalczyć przyszłość – Pomagamy Wojtusiowi❗️

Nasz cudowny Wojtuś urodził się z rzadką wadą genetyczną – zespołem mikrodelecji 22q11.2. Jego rozwój jest sporo opóźniony, do tej pory nie potrafi siedzieć ani mówić.  W wieku zaledwie 2 latek jest obarczony wieloma schorzeniami m.in. Zespołem Di George'a, padaczką, zespołem nerczycowym, głuchotą obustronną... Synek przeszedł już kilka poważnych operacji usprawniających jego funkcjonowanie, w tym usunięcie przepukliny pachwinowej i pępkowej oraz wszczepienie implantu ślimakowego. W ostatnim czasie przeszedł również zabieg kardiochirurgiczny. Obecnie Wojtuś jest karmiony sondą. Codzienność to kontrola wielu lekarzy specjalistów, którzy dbają o jego zdrowie, nieustanna rehabilitacja, wizyty i konsultacje. A my jako rodzice możemy jedynie starać się razem z nim i wierzyć, że będzie dobrze. To nieskończona walka o lepsze jutro. Tylko dzięki systematycznej i długotrwałej rehabilitacji i pracy z terapeutami uda się pokonać przeciwności, jakie na niego czekają. Zebrane środki chcemy przeznaczyć na refundację leczenia, rehabilitacji, sprzętu medycznego i lekarstw oraz innych specjalnych potrzeb związanych ze stanem zdrowia naszego dziecka. Z Waszą pomocą to może się udać. Rodzice Wojtusia

17 310 zł
Nikodem Józef Fijałkiewicz
Nikodem Józef Fijałkiewicz , 2 latka

Nikoś kontra zespół Westa – Potrzebna pomoc❗️

Z ciężarem na sercu zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie dla naszego ukochanego synka, Nikodema, który w marcu 2024 roku skończy 2 latka. Nikoś boryka się z rzadką i trudną do zrozumienia chorobą – zespołem Westa, wynikającym z mutacji genowej w genie STXBP1.  Zespół Westa to bardzo niebezpieczne i ciężkie schorzenie. Nikodem w wieku 2 lat nie osiągnął jeszcze wielu etapów rozwojowych. Nie siedzi samodzielnie, nie trzyma główki, a jego mięśnie są bardzo napięte. Dodatkowo boryka się z wadą wzroku, co sprawia, że codzienne funkcjonowanie jest jeszcze trudniejsze. Najlepszą szansą na poprawę stanu zdrowia synka są intensywne turnusy rehabilitacyjne. Niestety, to bardzo kosztowna szansa, a nasze środki finansowe są już wyczerpane. Dlatego zwracam się z gorącą prośbą o pomoc. Wierzymy, że wspólnie możemy zdziałać cuda i dać Nikodemowi szansę na lepszą przyszłość. Dziękujemy z głębi serca za wszelką pomoc. Razem możemy sprawić, że Nikodem będzie mógł pokonać swoje trudności i cieszyć się życiem tak, jak inne dzieci. Rodzice Nikosia

8 442 zł
Mikołaj Szlachta
13 dni do końca
Mikołaj Szlachta , 2 latka

Ratunek za 14 milionów❗️Pomóż Mikołajowi, póki jest jeszcze czas...

Cały czas po policzkach ciekną nam łzy, gdy uświadamiamy sobie, jak poważna jest choroba naszego dziecka. Dystrofia mięśniowa Duchenne'a stała się naszą zmorą, z którą każdego dnia musimy się mierzyć… Kawałek po kawałeczku zabiera nam naszego synka, a jedynym ratunkiem jest dla niego najdroższy lek świata... Pomocy! Mikołaj urodził się zdrowy i zupełnie nic nie zwiastowało tego, co miało nadejść potem… Trzynaście miesięcy po narodzinach wydawało się, że synek nie słyszy. Badania potwierdziły prawidłowy słuch, jednak Mikołaj wciąż nie reagował na usłyszane dźwięki.  Lekarze chyba czuli, że coś jest nie tak. Zlecili dodatkowe badania wątroby oraz EEG głowy, których wyniki okazały się złe. Jednak ostateczną diagnozę przyniosły dopiero badania genetyczne.  Dystrofia mięśniowa Duchenne'a. Gdy patrzymy na naszego malutkiego syneczka, nie możemy uwierzyć, że choroba wkrótce osłabi go na tyle, że nie będzie mógł chodzić. To nieuchronne – jego mięśnie będą stopniowo i nieodwracalnie zanikać! Z czasem choroba będzie dążyć do jednego – odebrania życia naszemu synkowi... Ratunek istnieje, ale jest on NIEWYOBRAŻALNIE DROGI – terapia genowa została wyceniona na 14 milionów złotych! Póki co jedyne, co możemy zrobić, to zadbać o jego ciało, mięśnie i sprawność poprzez rehabilitację. Mikołaj na szczęście samodzielnie chodzi. Jego chód jest jednak nieprawidłowy, tzw. kaczkowaty. Często ma problemy z utrzymaniem równowagi, więc, aby nie upaść, pomaga sobie, machając ręką. Niestety nadal wywraca się nawet na prostej drodze, nie potrafi sam wejść po schodach i zejść z nich, ma wielkie problemy ze wstaniem na nóżki po pozycji siedzącej lub leżącej… Strach pomyśleć, co będzie dalej... Pokłosie tej genetycznej choroby staje się już widoczne podczas jedzenia. Synek miewa problemy z przełykaniem pokarmów i kaszle podczas jedzenia, co stanowi realne niebezpieczeństwo zachłyśnięcia się! Na każdym kroku musimy pilnować jego bezpieczeństwa… Lekarze powiedzieli nam już gorzką prawdę: za jakiś czas nasze dziecko usiądzie na wózek inwalidzki, a jego sprawność będzie stawała się coraz mniejsza. Jednak póki ten mroczny scenariusz jeszcze się nie ziścił, póki Mikołaj jeszcze samodzielnie chodzi, musimy wzmacniać jego ciało i mięśnie! Każdego dnia boimy się o przyszłość. Jednak musimy też skupić się na teraźniejszości – tylko wtedy będziemy mogli spowolnić rozwój Dystrofii mięśniowej.  Nasz synek jest małym chłopcem, naszym szczęściem, dla którego chcemy tego, co najlepsze! Potrzebujemy Waszej pomocy, abyśmy zdołali zapewnić Mikołajowi potrzebne leczenie i powstrzymali tę okrutną chorobę genetyczną. Prosimy, pomóżcie nam dokonać niemożliwego i uzbierać 14 milionów! Rodzice

35 884,00 zł ( 0,25% )
Brakuje: 14 227 946,00 zł
Krzyś Floras
Pilne!
10 dni do końca
Krzyś Floras , 4 miesiące

Krzyś urodził się z krytyczną wadą serduszka❗️Ratunku❗️

Krzyś jest naszym trzecim dzieckiem. Pokochaliśmy go z całą mocą, gdy tylko dowiedzieliśmy się o tym, że nasza rodzina się powiększy… Niestety, synek urodził się z „połową” serduszka, czyli nieuleczalną, krytyczną wadą serca HLHS – zespołem niedorozwoju lewego serca. O tym, że nasz synek jest obciążony taką wadą, dowiedzieliśmy się na badaniach połówkowych w trakcie trwania ciąży, a kolejne badania echa serca płodu tylko potwierdzały tę diagnozę. Tak potwornie baliśmy się o życie naszego maleństwa… W siódmej dobie swojego życia Krzyś przeszedł pierwszą operację ratującą życie, tzw. metodą Norwooda i do tej pory przebywa na intensywnej terapii kardiochirurgicznej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.  Aby nasz synek mógł w przyszłości funkcjonować na miarę swoich możliwości, będzie musiał przejść jeszcze co najmniej dwie poważne operacje, a  także kolejne zabiegi, badania i kontrole kardiologiczne. W walce z chorobą serduszka będzie wymagał także silnych leków, intensywnej rehabilitacji oraz zakupu specjalistycznych urządzeń medycznych monitorujących funkcje życiowe. Wszystko to jednak wiąże się z dużymi kosztami, Nie wiemy, dlaczego nasze maleństwo musi tak bardzo cierpieć... Dlaczego pierwsze miesiące życia musi spędzić w szpitalnym łóżku podłączony pod aparaturę, a nie w domu – w bezpiecznych objęciach rodziców. Wiemy jednak, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby uratować serduszko Krzysia. Jako rodzice ufamy, że nasz synek jest w najlepszych rękach i pomimo tych zawirowań, które za nami i tych, które jeszcze nas czekają – Krzyś będzie mógł cieszyć się życiem. Droga do zdrowia naszego maleństwa jest jednak bardzo kosztowna... Dlatego z całego serca prosimy Was wsparcie w walce o życie naszego synka. Każda wpłata to nadzieja na wygranie z wadą serduszka Krzysia. Bardzo dziękujemy za każdy, nawet najmniejszy, odruch serca. Rodzice Krzysia-Natalia i Andrzej

132 752,00 zł ( 83,19% )
Brakuje: 26 823,00 zł
Wiktoria Nitkowska
7 dni do końca
Wiktoria Nitkowska , 19 lat

Wiktoria każdego dnia walczy o sprawność! Ratunku!

Z całego serca dziękuję Wam za okazane przed laty wsparcie. Niestety, nie udało się zebrać niezbędnej kwoty i szansa na operację przepadła... Moja walka wciąż jednak trwa i po raz kolejny muszę poprosić Was o pomoc...  Moja historia: Moją tragedię zobaczysz od razu. To moje kalectwo – krótka noga zwisająca bezwładnie obok tej zdrowej. Kiedy przyjrzysz się bliżej, zobaczysz jeszcze więcej – głębokie i długie blizny. To ślady po operacjach, „pamiątki” po bólu, który stał się moim dzieciństwem. Bólu, który pójdzie na marne, jeśli teraz nie poddam się operacji. Ile kroków robisz dziennie? Kilka tysięcy? Może czasem kilkanaście? Ja nie zrobię żadnego. Jeśli, spróbuję, upadnę. Moja prawa noga nie dosięga ziemi – jest o dwadzieścia centymetrów krótsza od lewej. Jestem chora od urodzenia. Kilkanaście lat żyję z bólem. Nie ma dnia i nie ma nocy, podczas których nie czułabym przeszywającego bólu. Staram się uczyć z tym żyć, ale ból to nie jest coś, do czego można się przyzwyczaić... Wiktoria – mama wybrała dla mnie imię, które oznacza zwycięstwo, bo przyjście na świat córeczki było najpiękniejszą wygraną w jej życiu. Zawsze mówiła mi, że pierwszy wspólny miesiąc w domu był inny, niż dotychczas, piękniejszy. Z każdym tygodniem przybywało mi kilka centymetrów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie prawa nóżka, która nie nadążała za lewą. Przy różnicy kilku milimetrów nikt nie zwracał na to uwagi. Później milimetry zamieniły się w centymetry. Ubranka w coraz większych rozmiarach coraz bardziej zwisały na mojej prawej nodze. Kiedy próbowałam raczkować, widać było, że się chwieję, że prawa kończyna jest słabsza – tak, jakby zupełnie zapomniała o tym, że musi rosnąć. Pierwszą operację w swoim życiu pamiętam, jak przez mgłę. Miałam 4 lata, kiedy musiałam przejść zabieg korekty stopy. W pamięci mam kilka przebłysków – lekarzy, którzy ciągle pojawiali się w pobliżu i rozmawiali z moją mamą, to, że po operacji długo nie mogłam ruszać nogą i to, że mama ciągle musiała mi zmieniać opatrunki. Kolejną operację pamiętam już dobrze, chociaż wolałabym jej  nie pamiętać wcale… Skończyłam 8 lat – można już było rozpocząć wydłużanie nogi. Przecięto mi wtedy kość udową i założono aparat Ilizarowa. Dla mnie – aparat tortur. Kilka metalowych kółek i drutów, w których jak w więzieniu zamknięta była moja noga. Kości przebito na wylot 40 drutami, które poskręcano ze sobą za pomocą specjalnych śrub. Z ran lała się krew i ropa. W końcu doszło do zapalenia kości. To było cierpienie, którego moja mama nie byłaby w stanie znieść bez pomocy psychologa. Krzyczałyśmy razem – mama z rozpaczy i bezsilności, ja z bólu. Metalowe obręcze były ciężkie i kilka razy szersze niż noga, ale bez nich ostatecznie straciłabym szansę na sprawność. Po operacji najtrudniejszy był powrót do domu. Mama musiała codziennie lekko popuścić jedną śrubkę, a drugą przykręcić. Wszystko po to, by nie dopuścić do przedwczesnego zrośnięcia się kości, która cały czas się nadbudowywała. W taki sposób urosła o 6 cm. 6 cm okupione bólem, tak silnym, jakby jakaś ogromna siła miażdżyła kości, jakby zaraz miały się połamać, pokruszyć na małe kawałki. Po dwóch latach operację trzeba było powtórzyć. Noga znowu przestała nadążać i konieczne było ponowne założenie aparatu. Tym razem przecięto kość podudzia. Każda z tych operacji była jak powrót do więzienia, w którym skazany poddawany jest torturom. Każdy drut wbity w kości znów powodował ból nie do zniesienia. Nie dało się ruszyć, bo każdy ruch podrażniał rany. Przez kilka miesięcy udało się wydłużyć nogę o kolejne 5 cm. Łącznie z wcześniejszą operacją o 11. Boję się. Każdego dnia panicznie boję się o swoją przyszłość. Boję się bólu, a najbardziej tego, że będzie bolało coraz bardziej. W walce o lepsze jutro potrzebuję regularnej rehabilitacji, stałej opieki specjalistów oraz dalszego leczenia. W przyszłości niezbędne będzie także przeprowadzenie nierefundowanej operacji stopy. Niestety, wszystko to związane jest z ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie... To moje życie, moja młodość. Nie chcę spędzić tego czasu na szpitalnym łóżku, zwijając się z bólu. Chcę normalnie żyć! Moją jedyną szansą jesteś Ty. Twoja pomoc i dobre serce są w stanie ocalić moją przyszłość i uwolnić mnie od bólu. Błagam Cię o pomoc... Wiktoria

1 464 zł
Nadia Madera
6 dni do końca
Nadia Madera , 13 lat

Dzięki Tobie jest szansa na lepszą przyszłość Nadii❗️

Los nie oszczędza naszej rodziny… Jestem mamą, która samotnie wychowuje dwie wspaniałe dziewczynki. Ich tata zmarł 5 lat temu – od tamtej pory jesteśmy zdane tylko na siebie. Jakby problemów było mało, moja młodsza córka Nadia mierzy się z wieloma schorzeniami, które skutecznie uniemożliwiają jej prawidłowe funkcjonowanie. Ma rozszczep kręgosłupa, wodogłowie wrodzone, torbiel pajęczynówki wewnątrz – oponowy, Zespół Chiarii II, niedowład spastyczny kończyn dolnych, pęcherz neurogenny i mielodysplazję.  Córeczka jest pod opieką wielu specjalistów i wymaga stosowania specjalistycznych sprzętów. Przeszła kilka operacji, m.in.: odkotwiczenie rdzenia, wstawienie zastawki w głowie i operację biodra, jednak wciąż wymaga stałej obserwacji.  Samodzielnie porusza się wyłącznie na wózku inwalidzkim.  Mieszkamy w bloku na wysokim parterze, gdzie jest około 14 schodów do pokonania przed wejściem do naszego mieszkania. Jeżeli Nadia chce wyjść, ja muszę z nią zjechać i wjechać wózkiem po schodach. Córeczka nie potrafi samodzielnie stać, a co dopiero się poruszać. Dziennie zjeżdżamy i wjeżdżamy wózkiem po schodach minimum 4 razy.  Samotnie wychowuję córki, dlatego musiałam zrezygnować z pracy. Sama mierzę się z problemami zdrowotnymi, które jeszcze bardziej utrudniają nasze codzienne funkcjonowanie. Chciałabym dać Nadii, chociaż odrobinę samodzielności i dostosować mieszkanie do jej potrzeb. Dużym ułatwieniem byłby dla nas podnośnik platformowy, dzięki któremu nie musiałabym codziennie dźwigać wózka razem z Nadią. Niestety koszt montażu to około 60 TYSIĘCY ZŁOTYCH! Niestety sama nie będę w stanie pokryć tak ogromnych kosztów. Bardzo proszę o pomoc, bo brak mi już sił i wiary, że może być lepiej… Otwórzcie dla nas swoje wielkie serca, każda złotówka jest na wagę złota! Mama Nadii Pomoc dla Nadii ❗️

40 974,00 zł ( 64,19% )
Brakuje: 22 856,00 zł
Emilia Sawkiewicz
6 dni do końca
Emilia Sawkiewicz , 5 lat

Emilka zamknięta w świecie autyzmu... POMÓŻ!

Emilcia to nasza ukochana córeczka. Do pierwszego roku życia jej rozwój przebiegał książkowo. Nagle przestała bawić się z innymi dziećmi, zaczęła unikać kontaktów z ludźmi. Zamknęła się w swoim świecie, do którego nikogo nie chce wpuścić. Pierwsze obawy zostały stłumione, nierozpoznane. Mówiliśmy: taki jej urok! Mieliśmy nadzieję, że wyrośnie. Gdy Emilka poszła do przedszkola, nauczycielki zwróciły nam uwagę na niepokojące zachowania. Zaczęliśmy szukać pomocy. Był to dopiero początek problemów… Nasza córka w wieku 3,5 lat nadal nie mówiła i nie rozumiała nawet najprostszych poleceń. Bardzo trudno było z nią nawiązać kontakt wzrokowy. Wciąż chodziła na palcach. Najwięcej zmartwień doświadczyliśmy, gdy nasze dziecko zupełnie straciło apetyt. Córka nie chciała niczego jeść. Jej głównym posiłkiem była sucha bułka. Emilka w wieku czterech lat otrzymała diagnozę: „całościowe zaburzenia rozwoju ze spektrum autyzmu”. Towarzyszyło nam tak wiele emocji… Z jednej strony – strach, smutek, złość i żal. Jednak z drugiej strony, te słowa dają nam nadzieję. Emilka jest jeszcze mała, a wczesna diagnoza jest szansą na rozpoczęcie działań i zajęć wspierających jej rozwój. Córeczka ma w sobie wiele różnych emocji, które zmieniają się z minuty na minutę. Nie potrafi poradzić sobie ze złością, która coraz częściej przejmuje nad nią kontrolę. Chcielibyśmy móc jej zapewnić dodatkowe psychologiczne wsparcie. Również my, jako rodzice potrzebujemy takiej pomocy, by wiedzieć, jak zrozumieć naszą córeczkę. Niestety, to wszystko jest bardzo kosztowne… W walce o przyszłość Emilci bardzo ważne są kompleksowe terapie: zajęcia ze wczesnego wspomagania rozwoju, integracja sensoryczna, terapia umiejętności społecznych, stała współpraca z logopedą, psychologiem. Kwoty są ogromne, zdecydowanie przekraczają nasze możliwości finansowe. Przed nami długa droga. Nie wiemy, jak córka będzie funkcjonowała  za miesiąc, za rok, czy za pięć lat. Mimo wszystko dokładamy wszelkich starań, by już dzisiaj budować Emilce dobrą przyszłość. Mamy lepsze i gorsze dni, ale nie poddajemy się. Każdy dzień to maleńki krok do przodu. Robimy dla naszego dziecka już tak wiele, lecz wciąż mamy poczucie, że to za mało… Wesprzyj nas nawet najmniejszą kwotą! Rodzice

1 635 zł
Olek Wojciechowski
Pilne!
6 dni do końca
Olek Wojciechowski , 3 latka

❗️PILNA OPERACJA jeszcze w lutym❗️Zatrzymaj cierpienie dziecka❗️

Nasz synek przyszedł na świat w kwietniu 2021 roku, a wraz z nim rozpoczęła się nieustanna walka o jego sprawność! Już pod koniec lutego ma się odbyć PILNA operacja, która jest ratunkiem dla naszego dziecka! Prosimy o pomoc! Olek cierpi na rzadką chorobę genetyczną – wrodzoną łamliwość kości (typ 3). Ma uszkodzony gen kodujący kolagen, przez co jego kości są kruche jak zapałki i mogą się złamać przy każdym dotyku, codziennych czynnościach czy samoistnie podczas snu. Choroba syna jest nieuleczalna, a my jako rodzice, możemy tylko łagodzić jej skutki. Pierwsze kilka miesięcy życia Oluś noszony był na deseczce, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Każdy nieprawidłowy dotyk mógł doprowadzić do kolejnych złamań… Nie mogliśmy wziąć go w ramiona, przytulić jak inne zdrowe dziecko. Po urodzeniu Olek doznał sześciu złamań – zanim jeszcze został przewieziony z Rzeszowa do Łodzi na szczegółową diagnostykę. W placówce w Łodzi odbył się jego chrzest, gdyż baliśmy się, że mogą to być jego ostatnie dni... Jeździmy do Rzeszowa na cykliczną podaż leków wzmacniających kości, a od trzeciego miesiąca życia Olusia zaczęliśmy prywatną rehabilitację. Wzmacniamy jego mięśnie i kości, żeby nie doprowadzić do dalszych deformacji.  Widzimy efekty tej nieustannej walki o każdą umiejętność. Jednakże, aby się utrzymały, rehabilitacja musi być intensywna i ciągła. W związku z chorobą syna jesteśmy pod stałą opieką: audiologa, kardiologa, neurologopedy, dietetyka, ortopedy, osteopaty i fizjoterapeuty. Wielopłaszczyznowe leczenie Olusia wiąże się z ogromnymi wydatkami. Niestety w rodzinnym Sanoku nie ma specjalistów zajmujących się tak rzadką chorobą. W związku z tym jesteśmy zmuszeni do częstych wyjazdów do Łodzi, Rzeszowa, Warszawy, Poznania, które generują spore koszty. Jedyną szansą na to, żeby Olek chodził jest codzienna, intensywna rehabilitacja (nierefundowana) oraz operacje wstawiania prętów teleskopowych w Poznaniu oddalonym od rodzinnego Sanoka o 690 km! Niestety pręty śródszpikowe potrzebują ciągłej, cyklicznej wymiany w zależności od stanu zdrowia syna i tempa wzrostu jego kości...  W minionym roku 2023, syn przeszedł już dwie operacje ortopedyczne, a już za niespełna 2 tygodnie czeka go kolejna operacja, niestety nierefundowana.  Polegać ona będzie na wyprostowaniu zdeformowanych prenatalnie obu kości piszczelowych, czyli po prostu na ich łamaniu oraz wycinaniu najbardziej skrzywionych miejsc w kościach i wzmocnieniu prętami teleskopowymi. Potem synek zostanie unieruchomieniu na minimum 6 tygodni, a po ściągnięciu gipsów i wygojeniu się ran, rozpocznie intensywną rehabilitację.  Mając 2,5 roku Olek ma ze sobą około 17 złamań, o których wiemy. O niektórych, już zagojonych, dowiadujemy się przypadkowo podczas kolejnego zdjęcia RTG. Olek doznał również złamań prenatalnych, wtedy gdy powinien być bezpieczny pod sercem mamy!   Nam, rodzicom pęka serce widząc ile Oluś musi przejść, a przy każdym kolejnym złamaniu płaczemy razem z nim. Operacje połączone z intensywną rehabilitacją są jedyną szansą na to, żeby Olek chodził! Wszystko to generuje ogromne koszty, ale nie pozwolimy, aby nasz synek tyle cierpiał. Dzisiaj potrzebujemy Waszej pomocy, aby przeprowadzić operację. LICZY SIĘ CZAS I KAŻDA ZŁOTÓWKA! Rodzice Olusia

60 868,00 zł ( 71,51% )
Brakuje: 24 239,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki