Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Oskar Blak
Oskar Blak , 4 latka

Niezwykle rzadka choroba zabiera nam synka! Pomocy!

Co będzie jutro? Czy Oskar nadal będzie z nami? Czy zabierze nam go okrutna choroba lub kolejny napad? Nie wiemy, żaden lekarz nie jest w stanie nam tego powiedzieć. Jesteśmy w szpitalu, do którego trafiliśmy niedawno. I już wiemy, co zabiera naszego synka… Choroba tak rzadka, że żyje z nią tylko 5 dzieci na świecie. W tym Oskar. Szukamy ratunku, leku, nadziei. Dochodzą koszty rehabilitacji… Bardzo prosimy o pomoc… Gdy Oskar się urodził, dostał 10 punktów w skali Apgar. Potem jedna przyszła lekarka i powiedziała, że muszą synka zabrać na tlenoterapię - jest coś nie tak z oddechem. W międzyczasie pojawiły się inne powikłania i - nie wiadomo skąd - stan zapalny. Oskar dostał antybiotyki. Nagle zaczął się robić wiotki, apatyczny, ciągle spał. Gdy zaczął puchnąć, w 3 dobie życia w stanie ciężkim lekarze zabrali synka na intensywną terapię. Umieraliśmy ze strachu. Lekarze zaczęli podejrzewać SMA, jednak badania szybko wykluczyły tę chorobę. Kolejne podejrzenia także się nie potwierdziły - wyniki badań książkowe. Gdy lekarze wykluczyli zakażenie i odłączyli antybiotyk, Oskar znów zaczął być jak inne dzieci. Wyszliśmy do domu po 2 tygodniach z zaleceniem rehabilitacji na obniżone napięcie mięśniowe. To miał być koniec koszmaru, jednak ten wrócił… Do 5 miesiąca życia się rozwijał - wolniej niż inne dzieci, ale w swoim tempie. Gdy nagle przestał, znów zaczęliśmy się martwić. Gdy w 7 miesiącu życia doszły bezdechy, nie mogliśmy czekać. Każdy napad był okropnym przeżyciem - dziecko siniało, a my musieliśmy ratować jego życie! Karetka, szpital, jeżdżenie od lekarza do lekarza i… nic.  Wiedzieliśmy tylko, że synek ma padaczkę. 10 października, nadal będąc w szpitalu, Oskar dostał ataku padaczki, która trwała 1,5 godziny. Trafiliśmy na OIOM. Stan synka był krytyczny… Na szczęście udało się go ustabilizować lekami. Teraz jesteśmy w szpitalu w Krakowie na oddziale pediatrii. 28 października otrzymaliśmy w końcu wynik badań genetycznych WES, za które sami musieliśmy zapłacić ponad 10 tysięcy złotych… Diagnoza: Encefalopatia padaczkowa z całkowitą demielinizacją mózgu, uszkodzony gen  SLC25A12.  Niedobór mitochondrialnego nośnika 1 asparaginianu-glutaminianu. Co to oznacza w praktyce? Oskar jest jedynym dzieckiem w Polsce z tą chorobą. Na całym świecie odnotowano tylko 4 podobne przypadki. Znaleźliśmy tylko 2 artykuły medyczne opisujące chorobę - nikt nic o niej nie wie. Nikt nie powie nam, ile Oskar będzie żył, jak dalej będzie rozwijać się ta choroba. Dziś Oskar jest dzieckiem leżącym, nie trzyma nawet główki - ma bardzo słabe mięśnie. Wodzi jednak wzrokiem, uśmiecha się, poznaje nas. Jeszcze... Błądzimy we mgle, szukając ratunku dla synka. Modląc się o każdy kolejny dzień. Szukamy klinik, możliwości leczenia w USA, w Niemczech… Wszędzie, gdzie leczyli podobne choćby przypadki, gdzie dają cień nadziei… Za prawie wszystko musimy płacić sami - my, rodzice ciężko chorych dzieci. A środki wyczerpały się bardzo szybko… Z całego serca prosimy o pomoc w zebraniu na rehabilitację Oskarka, na szukanie leczenia, wysyłanie wyników badań w świat. Nie możemy się poddać, bo jeśli tak się stanie, Oskarka nie uratuje już nikt… Zrozpaczeni rodzice ___________________➡️ Historię Oskarka możesz śledzić także tu: Walka Oskarka o każdy dzień ➡️ Licytacje i kiermasz świąteczny dla Oskara

648 504 zł
Milena Schroter-Orłowska
Milena Schroter-Orłowska , 39 lat

Choroba, z którą nie wygram już nigdy... Proszę, pomóż mi!

Chciałabym móc powiedzieć, że w moim życiu wszystko jest w porządku. Chciałabym, by szczęście, zdrowie i wieczny optymizm nigdy mnie nie opuszczały. Codziennie jednak budzę się ze świadomością, że stwardnienie rozsiane nie opuści mnie już do końca życia, każdego dnia, kawałek po kawałku odbierając mi to, co najcenniejsze - zdrowie i poczucie niezależności. Za leczenie i rehabilitację płacę sama, a środki, które pochłania choroba, są ogromne!  Stwardnienie rozsiane to jedna z najczęściej występujących w światowej populacji chorób układu immunologicznego. Może rozwijać się w trzech głównych postaciach: rzutowo-remisyjnej, wtórnie postępującej i pierwotnie postępującej. Na świecie choruje na nią blisko 2,5 miliona osób, a w Polsce populacja chorych szacowana jest na około 50 tysięcy osób. Dane te są danymi przybliżonymi, ponieważ nie ma w Polsce jednego, ogólnokrajowego rejestru osób chorych. Stwardnienie rozsiane nazywa jest chorobą młodych dorosłych, ponieważ diagnoza stawiana jest najczęściej wśród osób w przedziale wiekowym 20- 40 lat. Wśród zdiagnozowanych 6 na 10 pacjentów to kobiety. Wiem, że nie dam rady pokonać tej choroby, ale mogę robić, co tylko się da, by je zatrzymać, by choroba nie przykuła mnie do łóżka. Potrzebuję intensywnej rehabilitacji, ale nie tylko. Choroba bardzo wyniszcza, całe ciało, w tym zęby (których koszt naprawy wynosi prawie 50 tys. zł), a ja tak bardzo chciałabym móc się uśmiechać, bo wciąż wierzę, że znajdę powody, do tego, by to robić! Proszę, pomóż mi zatrzymać stwardnienie rozsiane, z którym i tak nigdy nie wygram... Milena

3 390,00 zł ( 6,09% )
Brakuje: 52 248,00 zł
Piotruś Prokop
Piotruś Prokop , 4 latka

Choroba, która odbiera dzieciństwo i niszczy życie – ratujemy Piotrusia!

Nie ma większego bólu od tego, który czuje matka, kiedy dowiaduje się, że jej dziecko jest bardzo poważnie chore... I ja pamiętam tamte dni, całe godziny spędzone z synkiem w szpitalu, w nadziei, że w końcu uda się dowiedzieć co jest mojemu dziecku. Niestety, wraz z poznaniem diagnozy przyszło kolejne załamanie... Miałam nadzieję, że kiedy dowiem się, co dokładnie dolega Piotrusiowi, lepiej poznam naszego przeciwnika i tym samym nauczę się jak z nim walczyć. Badania genetyczne wykazały u Piotrusia Zespół Aicardiego-Goutieresa, czyli bardzo rzadki zespół wad wrodzonych. Chorobę, którą do 2017 roku zdiagnozowano u trójki dzieci. Chorobę, która niszczy życie... W lipcu 2020 Piotruś skończył roczek. Do tej pory nie siedzi, nie raczkuje, nie gaworzy, ale mimo to jest wspaniałym, uśmiechniętym chłopcem, dla którego muszę zapukać do każdych drzwi, za którymi może kryć się pomoc. Być może już niedługo synek zakwalifikuje się do eksperymentalnego leczenia w Stanach Zjednoczonych, jednak do tej pory muszę mieć środki, by go rehabilitować, leczyć i dalej badać. Muszę zrobić wszystko, by Piotruś był w jak najlepszym stanie, kiedy leczenie będzie już możliwe.  Niestety mimo ogromnego wsparcia, jakie płynie do nas ze strony rodziny i przyjaciół, jest coraz trudniej. Staram się nie tracić wiary w to, że chorobę Piotrusia da się zatrzymać! Jako mama zrobię wszystko, by jak najlepiej mu pomóc, by jego życie, mimo choroby, mogło być piękne. Dziś przyszło mi prosić Was o pomoc, o nadzieję, że chorobę Piotrusia nie odbierze mu beztroski dzieciństwa. Na niczym innym tak bardzo mi nie zależy, jak na jego zdrowiu i szczęśliwym życiu! Proszę, pomóż... Maja - mama Piotrusia

151 070 zł
Tomasz Bejtlich
Tomasz Bejtlich , 39 lat

Najpierw białaczka, potem sepsa i amputacja - Tomek walczy z całych sił! Pomóż!

Ile nieszczęść może spaść na jednego, niewinnego człowieka? Jak wiele brutalnych diagnoz może przyjąć jedna osoba? Tomek od urodzenia nie słyszy. Nie to jednak jest najtrudniejsze… Kilka lat temu u Tomka zdiagnozowano białaczkę, kilka lat później wdała się sepsa, doszło do martwicy. By ratować życie, trzeba było amputować obie nogi… Dzisiaj jedyną szansą na powrót do funkcjonowania są protezy... Trudno wyobrazić sobie stres, jaki przeżywa rodzina i pacjent trafiający w ciężkim stanie na oddział ratunkowy. Niewyobrażalne są emocje towarzyszące przez kilka dni walki o życie. Każdemu towarzyszy strach, dezorientacja. W głowie rodzi się milion pytań... A co jeśli na te pytania nie ma kto odpowiedzieć? Co jeśli nie ma nikogo, kto zrozumie co nas dręczy? Poza stresem związanym z samym pobytem w szpitalu dochodzi wielki problem komunikacyjny. A w takich momentach decyzje trzeba podejmować błyskawicznie… Tomek od urodzenia jest niesłyszący, podobnie jak jego rodzice. 7 lat temu przeszedł ostrą białaczkę szpikową i przyjął przeszczep szpiku. Po długiej walce można było powiedzieć, że wygrał. Niestety w 2019 roku wróciło bardzo złe samopoczucie, pojawiły się bóle kończyn, gorączki. Na szczęście Tomek tego nie zbagatelizował. W wakacje 2019 roku trafił z powrotem pod opiekę lekarzy... W szpitalu okazało się, że narastała ciężka sepsa, czyli bardzo silna reakcja organizmu na zakażenie. Przez kolejne dni lekarzom nie udawało się ustabilizować jego stanu. Wdała się martwica... Po czterech dniach od momentu, gdy trafił na SOR, lekarze podjęli decyzję o amputacji nóg. To nadal nie pomogło, dlatego zdecydowano o reamputacji. W wyniku tego Tomek obie kończyny ma amputowane na wysokości uda. Obecnie kikuty są już zagojone i gotowe, by nosić protezy. Na te nie ma jednak pieniędzy...  Tomek zawsze był bardzo aktywny. Mimo tego, jak ciężko jest osobom głuchoniemym, wyprowadził się z domu i stał się samodzielny. Pracował między innymi jako oświetleniowiec...  Po raz kolejny życie Tomka pokazało swoje okrutne oblicze. On się nie poddaje i chce na nowo być aktywny. Do tego potrzebne są protezy nóg. Te kosztują przeszło 300 tysięcy złotych. Refundacja NFZ to zaledwie 11 tysięcy. Tylko pomoc i wsparcie dobrych ludzi zapewni mu nowy start! Prosimy, pomóż... Przyjaciele Tomka

22 068,00 zł ( 6,81% )
Brakuje: 301 645,00 zł
Mikołaj Skowroński
Mikołaj Skowroński , 7 lat

Po operacji serca Mikołaj doznał udaru – wciąż walczymy o jego zdrowie!

Wada serduszka, dwa małe ubytki – od tego wszystko się zaczęło. W pierwszych miesiącach po urodzeniu musieliśmy walczyć o życie Mikołaja. Niestety – po operacji doszło do udaru, z którego konsekwencjami zmagamy się do dzisiaj. Rehabilitację zaczęliśmy tak szybko, jak tylko było to możliwe. Dzięki pomocy cudownych ludzi w ostatnim roku mogliśmy kontynuować rehabilitację bez strachu o środki finansowe. Niestety, wciąż jest jeszcze wiele do zrobienia – rehabilitację trzeba kontynuować. Wiemy, jakie cuda potrafią się zdarzyć, jeśli tworzy się coś razem. Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o zdrowie Mikołajka... O wadzie serduszka dowiedzieliśmy się jeszcze w ciąży. Wykryto wtedy dwa ubytki – międzykomorowy i międzyprzedsionkowy. Po porodzie kolejne diagnozy spadały jak lawina. Ciężki poród spowodował, że Mikołaj urodził się niedotleniony. Mikołaj miał tylko 4 miesiące, kiedy lekarze zadecydowali o operacji serduszka. Bałam się wtedy tak, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Mikuś był jeszcze taki malutki, jego serduszko miało tylko kilka centymetrów. Po operacji doszło do udaru… Udar i wcześniejsze komplikacje okołoporodowe doprowadziły do szczękościsku i napięcia mięśniowego, przez które Mikołaj do dziś nie jest w stanie poruszać się tak jak zdrowe dzieci. W maju, dokładnie w dzień swoich pierwszych urodzin, Mikołaj przeszedł operację rozszczepu podniebienia. Zamiast tortu, balonów i zdmuchiwania pierwszej w życiu świeczki, był szpital.  Z Instytutu Matki i Dziecka, inaczej jak większość pacjentów, wyszliśmy z sondą.   Mimo że wielkim osiągnięciem we wrześniu 2018 roku pozbycie się sondy żywieniowej, po upływie 2 lat Mikołaj nadal ma problemy z jedzeniem. Nadal jest w terapii neurologopedycznej i logopedycznej, ponieważ nadal nie mówi. Uczestniczy w rehabilitacji ruchowej oraz terapii integracji sensorycznej. To nasze wiodące terapie, które być może będą potrzebne całe życie Mikołaja.  Dzięki naszemu uporowi i ciężkiej pracy Mikołaj bardzo wiele osiągnął. Niestety wiemy dobrze, że to nie koniec naszej walki – musimy jeszcze zawalczyć o mogę i w miarę możliwości samodzielne funkcjonowanie. Musimy zrobić wszystko, by to, co zdarzyło się po operacji serduszka, nie zaważyło na całym życiu naszego synka. Pomożesz nam w tym?

8 553,00 zł ( 31,52% )
Brakuje: 18 575,00 zł
Michalina Syrocka
Michalina Syrocka , 9 lat

Nim zabraknie nadziei...

Wciąż marzymy o dniu, kiedy nasza córeczka będzie sprawniejszym dzieckiem. W odważnej wyobraźni potrafimy nawet zobaczyć, jak stawia swój pierwszy samodzielny krok... Trudne to do wytłumaczenia prawda? Mały samodzielny krok, taki prosty, zwyczajny. Dokładnie taki sam, jaki zrobiłeś dzisiaj, wstając z łóżka, lub po prostu idąc po kawę... Tak bardzo boli świadomość, że ten krok u naszego dziecka może się nigdy nie zdarzyć. Michasia urodziła się w 34. tygodniu ciąży. Tak wczesny poród nie zwiastował nic dobrego... Wcześniaki już na starcie życia mają bardzo mocno pod górkę. Zaburzenia oddychania, niewydolność oddechowa, niedokrwistość, niedomykalność zastawki aortalnej... Jedna zła informacja goniła kolejną, jeszcze gorszą... Michasia ma dziecięce porażenie mózgowe. Chorobę, schorzenie, które otrzymuje się od losu w prezencie na resztę życia. Nie można od niego uciec, ani z niej jakkolwiek wyzdrowieć. Dla naszej córeczki nawet najprostsze czynności są niemożliwe do wykonania - utrzymanie główki, samodzielne siedzenie, chwytanie zabawek.   Terapia komórkami macierzystymi to być może jedyna szansa na to, żeby choć w małym stopniu naprawić zniszczenia w mózgu, które dokonały się 5 lat temu. Szansa, byśmy mogli usłyszeć pierwsze słowo córeczki, może przyczynić się do obniżenia napięcia mięśniowego. Takie małe, proste sprawy - dla nas niesamowicie istotne. Niestety, już teraz wiemy, że koszt takiej terapii będzie bardzo wysoki. Dlatego uruchomiliśmy tę zbiórkę, opowiadamy Ci swoją trudną historię i prosimy... Prosimy, pomóż nam zawalczyć o lepsze życie Michasi! Rodzice

12 326 zł
Marcin Olszowy
Marcin Olszowy , 40 lat

Wypadek Marcina zmienił nasze życie. Walczymy o jego zdrowie!

Do tej pory nasza rodzina nie miała powodów do zmartwień. Żyliśmy, jak każda zwykła rodzina. Do czasu, kiedy poszłam na profilaktyczne wyniki. Lekarze wykryli w mojej piersi guzki. Najgorsze obawy się ziściły - to był rak. Myślałam wtedy, że nic gorszego nas nie spotka. Przeszłam operację i zaczęłam chemioterapię. W czasie mojego leczenia otrzymałam cios prosto w serce... Marcin zadzwonił do mnie, że strasznie boli go głowa. Pojechałam po niego i zabrałam go  do domu. Ledwo dojechaliśmy, stan Marcina się pogorszył. W stanie krytycznym został zabrany do szpitala i musiał przejść natychmiastową operację, ponieważ doznał w pracy urazu głowy. Lekarze nie dawali mu żadnych szans! Nie wiedzieli, czy się w ogóle wybudzi i czy będzie mógł normalnie funkcjonować. Kilka dni później musiał przejść dodatkowy zabieg, usunięcia części kości czaszki, aby zrobić miejsce na narastający obrzęk mózgu. Po tym zabiegu jego głowa uległa zniekształceniu. W tej chwili od 26 października Marcin przebywa w domu, gdzie każdy dzień jest dla niego i dla nas ogromnym wyzwaniem. Musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Obecnie mówi bardzo niewyraźnie i samodzielnie pokonuje niewielkie odległości. Jego stan jednak wymaga specjalistycznych zabiegów, a przede wszystkim intensywnej rehabilitacji, która jest jedynym sposobem na odzyskanie utraconej sprawności. Sama jeżdżę na chemioterapię, a w domu czeka na nas nasza ukochana córka. Marcin musi do nas wrócić, potrzebujemy go jak nigdy. Dlatego, aby miał szansę, musi pojechać na turnus do specjalistycznego ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie będzie mógł poprzez mozolną pracę, odzyskać zdrowie. Taki pobyt kosztuje ogromne pieniądze, których nie mamy. Dlatego z całego serca proszę cię o pomoc. Sylwia, żona Marcina

134 446,00 zł ( 67,22% )
Brakuje: 65 554,00 zł
Andrzej Woźniak
Andrzej Woźniak , 62 lata

Andrzej zawsze działał z myślą o innych, teraz sam jest w potrzebie!

Nazywam się Andrzej Woźniak, mam już prawie 60 lat i od urodzenia mieszkam w Wyszogrodzie – małym, urokliwym miasteczku z pięknym widokiem na Wisłę. Opowieść o moim życiu zawodowym rozpoczyna i zatrzymuje się tymczasowo w tym samym miejscu, ale o tym za chwilę. Możecie znać mnie Państwo jako zawodowego kierowcę, który przez wiele lat odpowiadał za dostarczanie do większości sklepów w naszej gminie świeżego pieczywa, warzyw i owoców. Być może spotkaliśmy się w letni weekend podczas jakiegoś wesela, chrztu lub Komunii Świętej, które od 1989 r. starałem się dla Państwa zatrzymywać w obiektywach swojej kamery i aparatu fotograficznego. Może to ktoś z Państwa oddawał na mnie głos w wyborach samorządowych do Rady Gminy i Miasta Wyszogród i może to właśnie dzięki temu głosowi miałem zaszczyt przez 16 lat pełnić funkcję Radnego odpowiedzialnego, za losy naszego miasta i jego mieszkańców, którzy mi zaufali. A może po prostu zaglądaliście Państwo od czasu do czasu do mojego „Żelaźniaka” albo małego kiosku, żeby puścić swój szczęśliwy los i zostać milionerem. Prywatnie od ponad 36 lat jestem szczęśliwym mężem, od ponad 35 lat dumnym ojcem a od prawie 3 lat zakochanym do szaleństwa w swoich Wnuczkach dziadkiem i kiedy mam podzielić się z Państwem swoimi pasjami to muszę przyznać, że największą z nich jest właśnie moja Rodzina. Najpierw więc Andrzej – mąż, tata i dziadek, potem Andrzej - społecznik, nauczony przez swoich Rodziców, bezinteresownego zaangażowania i działania dla dobra miejsca, w którym żyję i które jest domem nie tylko dla mnie, ale też dla mojej Rodziny. Na końcu dopiero Andrzej – grzybiarz, spędzający jesienią więcej czasu w lesie niż w domu, sternik motorowodny – podziwiający piękno nadwiślańskiego krajobrazu ze swojej łódki i stolarz - budujący domki na drzewie dla swoich Wnuczek. W ostatnim czasie przyszło mi natomiast występować w zupełnie innej roli - podopiecznego Fundacji Moc Pomocy, która w ramach Programu „Po Amputacji” wspiera osoby, u których konieczna była operacja odjęcia kończyny. W sierpniu br. po miesiącach postępującego zapalenia kości, któremu towarzyszył ból, tak silny, że odbierał mi radość życia, lekarze z Oddziału Chirurgii Ogólnej jednego z warszawskich szpitali przedstawili mi swoją diagnozę: zalecenia amputacji w wyniku niebezpiecznych dla życia następstw cukrzycy, na którą choruję od 20 lat. To właśnie w tym miejscu moja historia zatoczyła koło, ponieważ kiedyś sam zdobywałem w Łodzi wykształcenie z dziedziny protetyki i podczas stażu pracowałem z osobami po amputacjach kończyn, ucząc się przygotowywania dla nich protez. Dziś jestem po drugiej stronie i tak jak większość moich ówczesnych pacjentów mam plan na jak najszybszy powrót do sprawności. W dniu operacji umówiłem się ze swoim synem na grzyby w Januszewie, a po powrocie ze szpitala do domu obiecałem Kornelce i Poli - swoim Wnuczkom, wspólne spacery i pływanie w basenie i zamierzam wszystkich tych obietnic jak najszybciej dotrzymać. Wiem jednak, że przy wsparci ludzi dobrej woli będzie mi dużo łatwiej niż w pojedynkę, dlatego swoją historią chcę zainspirować do wsparcia mojego powrotu do pełnej sprawności. Andrzej

60 412,00 zł ( 83,47% )
Brakuje: 11 961,00 zł
Sebastian Górny
Sebastian Górny , 44 lata

Znów stanąć na własnych nogach!

Mam 40 lat. Nie wiem, co to znaczy być zdrowym człowiekiem. Od kiedy pamiętam, zmagam się z chorobami, które bardzo uprzykrzają mi życie. Z powodu krytycznego niedokrwienia prawej nogi, została mi ona amputowana. Z początku bardzo trudno było mi się pogodzić z tym, że mam rozpocząć życie, jako osoba niepełnosprawna. Człowiek tak naprawdę nie docenia możliwości zwyczajnego chodzenia, kiedy ma dwie zdrowe nogi. Lewa, prawa, lewa, prawa... To jest tak oczywiste i normalne, że nie bierze się pod uwagę innej możliwości. Dopiero w momencie, kiedy jednej nogi zabraknie, pojawia się problem. Pojawia się sytuacja trudna do przyjęcia. Sytuacja, która wywraca życie do góry nogami.  Wyobrażałem sobie, że już nigdy nie dam rady wyjść z domu samodzielnie, a codzienność będzie wypełniona jedynie smutną rutyną. Szybko zdałem sobie jednak sprawę z tego, że nie chcę takiego życia, chcę jak najszybciej stanąć na nogach, wrócić do pracy, którą bardzo lubiłem. Do tego jednak potrzebna jest kosztowna proteza, której zakup przekracza moje możliwości finansowe. Kwota protezy, która pozwoliłaby mi wrócić do życia sprzed amputacji, jest na tyle duża, że boje się, czy kiedykolwiek będzie to naprawdę możliwe. Wierzę jednak, że na świecie jest wiele dobrych ludzi, którzy wesprą mnie w zbiórce, która jest dla mnie niezwykle ważna. Proszę, pomóż mi! Wierzę, że z Twoim wsparciem jeszcze zaświeci dla mnie słońce!Sebastian

13 893,00 zł ( 7,81% )
Brakuje: 163 767,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki