❗️ Nowotwór zaatakował ponownie. To ostatnia szansa na ucieczkę przed śmiercią

Protonoterapia w Niemczech
Zakończenie: 31 Marca 2020
Opis zbiórki
Franek jeszcze do niedawna radosny, pełny energii kilkulatek z zapartym tchem poznawał świat. Czasem śmiałam się, że ciężko za nim nadążyć… Do momentu, kiedy patrzyłam na to jak chemioterapia odbiera mu włosy, siły i nadzieję. Jak wyrywa z niego dzieciństwo. Na moich oczach ulatywało z niego życie, a w naszej rzeczywistości zagościł…. smutek.
Zaczęło się niewinnie. Zaniepokojona wyglądem oka Franka poszłam do najbliższej przychodni. Usłyszałam, że to nic takiego, zwyczajne przeziębienie. Kilka dni później wracałam na kolejną konsultację, bo stan wciąż był niepokojący. Ze strony lekarzy nie znalazłam pomocy… Kiedy po dniu lub dwóch Franek dostał dosłownie wytrzeszczu oka, błagałam o skierowanie na badania. Ja czułam i widziałam, że coś się dzieje. Dopiero, kiedy trafiliśmy na onkologię rozpoczęła się cała procedura. Wokół trwało zamieszanie, a ja modliłam się, by podejrzenia choroby okazało się pomyłką, błędnym przypuszczeniem…
W końcu lekarze potwierdzili to, co najgorsze. Guz oczodołu. Nowotwór. Śmiertelna choroba atakująca ciało mojego dziecka… Nie mogłam w to uwierzyć. Słuchałam tego, co mówi lekarz i miałam wrażenie, że oglądam film, że to słowa kierowane do kogoś innego.
Ratowanie oka, ratowanie życia Franka okazało się przerażającą drogą wiodącą przez ból, zmęczenie, zabiegi i procedury medyczne. Chemioterapia zmieniła moje dziecko nie do poznania, Franek strasznie schudł, zupełnie stracił apetyt i chęć zabawy. Przed oczami codziennie stawało moje dziecko - zniszczone chorobą, leczeniem, przerażone tym, co jeszcze go czeka. Operacja miała być ratunkiem, ale okazała się tylko pierwszym przystankiem, podczas zabiegu wycięto część guza, ale nie całość. Nie udało się wyeliminować zagrożenia, ale leczenie miało pokonać chorobę. To dawało cień nadziei. Tylko ona pozwoliła nam przetrwać to onkologiczne piekło.
Po wykańczającej walce mieliśmy tylko chwilę na oddech. Jeszcze na dobre nie zapomnieliśmy o tym etapie, a ja dostrzegłam, że oczko Franka znów robi się mętne. Wyglądało dokładnie tak samo jak rok temu, kiedy pierwszy raz szłam do przychodni Koszmar wrócił. Wznowa to najgorsze, co mogło nas spotkać. To było jeszcze gorsze niż za pierwszym razem… Teraz wiedzieliśmy, co nas czeka, jak wygląda droga przez leczenie onkologiczne. Franek coraz więcej rozumie, pamięta lekarzy, zabiegi, ból. Jest przerażony. Kiedy pakuję torbę do szpitala wie, co się zbliża. To uruchamia wszystkie mechanizmy ochronne krzyk, płacz, ucieczkę. Już nie wiem jak mu to tłumaczyć, że robimy to wszystko dla jego dobra.
Już teraz wiem, że standardowa procedura leczenia to za mało. Nie pomoże chemioterapia, radioterapia ani dostępne w Polsce leki. Dostaliśmy informację, że jedyną szansą na pokonanie choroby jest protonoterapia. Niestety, koszt tej terapii może wynieść nawet 800 tysięcy złotych, wciąż czekamy na kosztorys. Nie wyobrażam sobie takiej kwoty! Przecież to prawie milion złotych! Za życie, za zdrowie mojego dziecka. Ratunek dla marzeń o opuszczeniu onkologii bez cienia zmian rakowych. Błagam Cię! Pomóż mi uzbierać środki na leczenie dziecka! Bez nich jestem skazana na porażkę. Bez nich Franek pośród krzyku cierpienia, pośród porażającej ciszy szpitalnych korytarzy, odejdzie na zawsze...
Musimy poddać się skomplikowanemu leczeniu, stawić czoła skutkom ubocznym, wspólnie stanąć do walki. I znów muszę być gotowa na obserwowanie wzlotów i upadków. Głaskanie główki małego bohatera walczącego o życie, choć serce pęka na pół.
Chciałabym go schować przed światem. Zabrać daleko od onkologii i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Że naszą codziennością nie będą strzykawki, wkłucia, kroplówki. Powiedzieć mu, że teraz czas na beztroskę. Onkologiczne dzieci dorastają przerażająco szybko. Tracą swoją beztroskę… A najgorsze jest pytanie, na które nie sposób udzielić odpowiedzi: “Mamo czy ja zrobiłem coś źle? Dlaczego ja choruję?”. Wyobrażasz sobie, że Twoje dziecko jest w podobnej sytuacji? Dla rodzica to najgorsze, co może się wydarzyć. Obserwowanie cierpienia własnego dziecka. Codzienne proszenie Opatrzności o to, by przetrwać jeden dzień, a potem kolejny… I tak w nieskończoność. Bo nigdy nie jest dobry czas na to, by pożegnać własne dziecko.
Ponad rok walki. Nadzieja, która odchodziła w niepamięć i wracała jak bumerang. Kiedy choruje dziecko, choruje cała rodzina. Jesteśmy wykończeni, ale gotowi na to starcie. Jeśli to ma uratować Franka zrobimy wszystko. Poruszę niebo i ziemię, by ochronić to małe życie. Możesz sprawić, że ten cud będzie w zasięgu ręki.