Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jarosław Pośledow
Jarosław Pośledow , 15 lat

Mam 15 lat, RAKA i ostatnią szansę na życie❗️Umrzeć - nie mogę tego zrobić mamie... Ratunku!

PILNE❗️Mam na imię Jarek, mam 15 lat i tak strasznie boję się jednego - że to ostatnie słowa, jakie piszę… To już prawie rok, od kiedy zachorowałem na raka kości. Walczę o życie nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla mojej mamy, która wychowuje mnie sama i dla której jestem całym światem... Wydawało się, że wygram tę walkę i już niedługo nowotwór pozostanie tylko wspomnieniem. Byłem wzruszony,  bo tysiące ludzi dało mi szansę na leczenie w szpitalu w Barcelonie. Wierzyłem, że tamtejszym lekarzom uda się mnie wyleczyć… Niestety 20 września okazało się, że mimo miesięcy leczenia nastąpiła progresja choroby.  Lekarze w Hiszpanii nic już więcej nie mogą dla mnie zrobić… Zostało tylko leczenie paliatywne. Przedłużające życie. Jednoznaczne z tym, że wkrótce po prostu umrę. Załamałem się, nie chciałem z nikim rozmawiać. Moja mama wciąż płacze, ale walczy… Znalazła szpital w Turcji, gdzie w Centrum Onkologii udało się wyleczyć dziewczynę, chorującą na mięsaka, którą również gdzie indziej skazywano na śmierć. Dziś żyje i jest w remisji… Ja też o niczym innym nie marzę niż o tym, by po prostu żyć! Proszę, pomóż mi… Kilka lat temu moimi największymi problemami był rozwód rodziców i zmiana szkoły... Nie sądziłem, że los szykuje dla mnie o wiele większą próbę, jaką jest choroba nowotworowa. Mój koszmar zaczął się dokładnie rok temu, w październiku 2022 roku. Był piękny jesienny dzień, więc zabrałem na spacer mojego ukochanego psa. Weszliśmy na chwilę do sklepu, gdzie przez przypadek uderzyłem się drzwiami w bark. Jakiś czas później zaczęła mnie boleć ręka… Gdy spuchła, mama uparła się, by zabrać mnie do lekarza.  Byłem pewien, że to zwykłe stłuczenie. Lekarz nic nie mówił, kazał nam tylko zrobić różne badania… Gdy przyszły wyniki, wziął moją mamę na rozmowę. Gdy zobaczyłem jej zapłakaną twarz i opuchnięte oczy, wiedziałem, że jest źle... Badania histopatologiczne wykazały, że choruję na złośliwy nowotwór kości - mam kostniakomięsaka lewego barku i łopatki. Mając zaledwie 15 lat, zachorowałem na raka… Powiedziałem mamie, że ma się nie martwić, że zrobię wszystko, żeby wyzdrowieć. Mama ma tylko mnie, jestem dla niej całym światem i powodem, dla którego wstaje rano. Nie mogę się poddać... Umrzeć - nie mogę jej tego zrobić! Niestety mój przypadek okazał się bardzo skomplikowany. Nie wyszedłem już ze szpitala, dostałem chemię, żeby zmniejszyć guza i móc wyciąć go operacyjnie… Niestety mój stan pogorszył się drastycznie, chemia nie zadziałała. Zrozpaczona mama poruszyła niebo i ziemię, by mnie ratować. Pod koniec maja trafiłem do szpitala w Barcelonie. Lekarze zrobili wszystko, by uratować mi rękę. To tknęło we mnie nową nadzieję. Operacja trwała 9 godzin - usunięto guza i zrobiono rekonstrukcję ręki. W czerwcu dostałem chemię… Przez większość czasu byłem tak słaby, że nawet nie wstawałem z łóżka… Mama nie odstępowała mnie na krok i modliła się, bym wyzdrowiał. Bardzo trudno było mi poprosić o pomoc, ale nie mieliśmy wyjścia - mama, by być przy mnie, poszła na bezpłatny urlop. Nie mieliśmy pieniędzy na życie, a co dopiero leczenie… Ogrom wsparcia, jaki mnie spotkał, ogromnie zaskoczył mnie i wzruszył. Dał też siłę do walki. Niestety w międzyczasie doszło do powikłań… Udało się pokonać zaledwie 60% nowotworu, doszło do infekcji ręki, spuchła, pojawiło się zaczerwienienie i ból… Jeszcze nigdy tak nie cierpiałem. Nie pomagała nawet morfina… Czułem, że dzieje się coś złego. Kiedy 20 września przyszli do mnie lekarze, wiedziałem, że mają złe wieści… To, co usłyszałem, z powrotem zepchnęło mnie jednak do otchłani piekła. Leczenie przestało działać, nowotwór zaatakował ponownie… Doszło do progresji choroby. Lekarze powiedzieli, że przepraszają mnie, ale nie są w stanie mnie wyleczyć, mogą jedynie spróbować przedłużyć mi życie. Nie są  w stanie powiedzieć, ile mi zostało… Moja mama od czasu tej rozmowy nie przestaje płakać… Ja się po prostu załamałem, przestałem się odzywać, chciałem się po prostu poddać. Jaki jest sens walki, skoro i tak nie przeżyję? Dobrzy ludzie, zaangażowani w moją zbiórkę, namówili nas, żebyśmy spróbowali w szpitalu w Turcji, tam udało się wyleczyć kilku pacjentów z zaawansowaną formą mięsaka, którzy nigdzie indziej nie mieli szans. Mamie udało się załatwić wszystko w ciągu zaledwie kilku dni. Lekarze nie sądzili, że będę w tak złym stanie, w jakim mnie zastali… Zaproponowali leczenie ostatniej szansy - chemioterapię kombinacją 3 różnych preparatów, zupełnie inną niż w Hiszpanii i dali jeszcze nadzieję. 4 października rozpocząłem chemię, mam nadzieję, że dam radę, bo jestem bardzo słaby. Jeśli wyniki będą dobre, przejdę 12 cykli. Niestety, aby dać mi jakąkolwiek szansę na pokonanie nowotworu, amputują mi rękę… Jeśli przeżyję, będę kaleką. Była to dla mnie straszna wizja, ale mama powtarza mi, że to nic, mogę nawet nie mieć obu rąk, najważniejsze, żebym żył. To moja ostatnia szansa, innej nie mam… Ja chcę wyzdrowieć i wrócić do domu, do szkoły, do kolegów, do babci, do mojego psa… Nie chcę, żeby moje życie się skończyło. Chcę dożyć szesnastych urodzin i każdych następnych… Błagam, pomóż mi!

1 330 830,00 zł ( 100,07% )
Michał Bień
Pilne!
Michał Bień , 4 latka

"Nie znikaj, braciszku – NIE UMIERAJ"❗️Najdroższy lek świata, albo ŚMIERĆ❗️Ratuj Michasia!

Bliźnięta, chłopcy – Michaś i Marcel. Moi ukochani, niespełna 4-letni synkowie. Przed jednym z nich długie i szczęśliwe życie. Drugi nie dożyje dorosłości, będzie powoli umierał – ten proces już się zaczął… Michaś ma Dystrofię Mięśniową Duchenne’a. Wyrok.  Przynajmniej do niedawna. Teraz w USA został zatwierdzony nowy lek, terapia genowa, nadzieja dla tysięcy chorych! Jednak dla większości ludzi poza zasięgiem! Koszt – ok. 16 MILIONÓW ZŁOTYCH. Dla jednego dziecka… Na razie podawana jest chłopcom między 4 a 6 rokiem życia. Chłopcom – bo chorują tylko chłopcy…  Mamy więc dwa lata, by zebrać tak gigantyczną kwotę i dać synkowi szansę na dłuższe życie, na sprawność, na zatrzymanie śmiertelnej choroby! By Michaś mógł dorastać z Marcelkiem, by w dorosłym życiu mogli być dla siebie wsparciem. By nie umarł, zanim tak naprawdę zacznie żyć… Wiem, że walczymy o cud. Co byłaby jednak ze mnie za matka, gdybym nawet nie spróbowała? Teraz gdy medycyna daje nadzieję, której jeszcze niedawno nie było, muszę zrobić wszystko, by dać szansę Misiowi! Bym mogła spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że mama zrobiła wszystko, co w jej mocy…  O chorobie rodzicie dowiadują się ok. 3 roku życia dziecka, gdy zauważają, że nie ma tyle sił, co rówieśnicy. Zaczyna się szukanie, badania i potem jest szok… My przeżyliśmy go znacznie wcześniej, gdy chłopcy mieli pół roku… Jak większość bliźniąt, są wcześniakami. Michaś urodził się ze zniekształconą czaszką. Szukaliśmy sposobów, by ją zrekonstruować. Do tego potrzebne było badanie tomografem. Przed badaniem standardowy komplet badań krwi. I one pokazały nam, że coś jest nie tak… Dalsze poszukiwania sprawiły, że usłyszeliśmy wyrok. Michać ma zanik mięśni… Zapytałam, czy to SMA – jedyna choroba związana z umieraniem mięśni, którą wtedy znałam. “To nie SMA, ale coś tak samo okrutnego. Michał ma dystrofię mięśniową Duchenne’a” – usłyszeliśmy. Zaczynamy czytać o chorobie, o rokowaniach. Nic już nie jest takie same… Odtąd odczuwam paniczny strach o życie Michasia. Gdy tylko złapie infekcję, ma problemy z oddychaniem, myślę, że umiera na moich oczach… Nie jesteśmy w stanie pogodzić się z chorobą, z powolnym, nieuchronnym umieraniem! Dziś, gdy chłopcy mają 4 latka, już widać różnicę w ich rozwoju. Michaś nie biega jak jego brat. Żeby wejść po schodach, potrzebuje pomocy. Ma mniej siły i traci je każdego dnia. "Chorzy najczęściej przestają chodzić w wieku około 12 lat, umierają przed ukończeniem 20 roku życia. Zgon następuje zazwyczaj z powodu zaburzeń oddychania, które pojawiają się ze względu na osłabienie mięśni oddechowych bądź z powodu zaburzeń krążenia." Znam opis choroby na pamięć. W żadnej chwili nie opuszcza mnie myśl, co będzie jutro. Gdy chłopcy oglądają bajki, bawią się, spierają – jak dzieci – ja widzę przyszłość. Widzę Michałka przypiętego do wszystkich urządzeń, dzięki którym oddycha, je, żyje. Wychudzone, powykręcane, bezwładne ciało. I świadome oczy, pełne cierpienia, w których gaśnie życie... A obok zdrowego Marcelka. Michaś mógłby być taki sam. Gdybyśmy zdążyli podać mu lek... Dlatego dzisiaj staję przed Wami z błaganiem o pomoc dla Michasia, by nie umierał! By nie cierpiał… By żył tak, jak jego brat bliźniak! Choć w części… Walczymy o cud i musimy w niego wierzyć. Tylko to nam pozostało… Dziękujemy za każde wsparcie. Za każdą cegiełkę pomocy… Agata, mama Misia i Marcelka *Koszt samego leku to ok 3 200 000 $. Szczegółowy kosztorys całego leczenia i pobytu w USA prawdopodobnie zwiększy kwotę zbiórki (wszystko zależy także od kursu dolara), dlatego kwota na zbiórce w miarę jej trwania będzie aktualizowana.  ➡️ Licytacje dla Michała ➡️ Strona na FB: Jestem Misiek i walczę o cud  ➡️ Instagram: misiu_kontra_dmd ➡️ gazetalubuska.pl - Wyrok śmierci albo najdroższa terapia świata. Michaś ze Słubic walczy o życie i potrzebuje naszego wsparcia ➡️ iloveslubice.pl - „Przybij PIĄTKĘ z Miśkiem” – słubiczanka prosi o włączenie się do pomocy na rzecz Michała Bień ze Słubic ➡️ gorzow.tvp.pl – Każdy może pomóc. Mały Michał potrzebuje 16 milionów złotych na terapię ➡️ slubice24.pl – Michał Bień walczy ze straszliwą chorobą i potrzebuje naszego wsparcia. Kto pomoże? ➡️ gorzow.tvp.pl - Piłkarze zagrali w meczu niepodległościowo-charytatywnym dla chorego Michałka

1 081 121,00 zł ( 7,36% )
Brakuje: 13 591 219,00 zł
Wiktor Ratajczak
Pilne!
Wiktor Ratajczak , 4 latka

KRYTYCZNIE PILNE 🚨 Wiktorek walczy o życie! To ostatnia szansa, by pokonać NOWOTWÓR!

KRYTYCZNIE PILNE❗️4-letni Wiktorek walczy o życie! U maluszka  zdiagnozowano hepatoblastomę – bardzo agresywny i niebezpieczny nowotwór złośliwy wątroby. Dzięki ogromnemu zrywowi dobrych serc Wiktorek jest w szpitalu w USA, tam jeszcze jest szansa na życie. Niestety nowotwór to niebezpieczny przeciwnik, a jutro jest niepewne... Nie składamy broni, walczymy, bo stawka jest największa - jest nią życie dziecka, które bez ratunku umrze na naszych oczach! Prosimy o pomoc, nie ma czasu do stracenia! Rodzice Wiktorka: Otwierając każdego ranka oczy, prosimy Boga o zdrowie dla Ciebie, synku. Klęcząc przy łóżku, gdy zasypiasz, błagamy o kolejny dzień razem. Twoje dzieciństwo to walka, Nasz Bohaterze! Jesteś taki dzielny, a my zrobimy wszystko, by Cię uratować. Nasza walka o życie rozpoczęła się w październiku 2021, kiedy u Wiktora zdiagnozowano strasznego guza wątroby. W jednej sekundzie skończyło się całe dotychczasowe życie... Po wielu miesiącach w szpitalu, operacjach i wielu cyklach chemioterapii dotrwaliśmy do grudnia 2022, kiedy to uzbieraliśmy dzięki Wam ogromną sumę pieniędzy, która umożliwiła nam rozpoczęcie leczenia w Boston Children’s Hospital. Był to jedyny szpital, który podjął się walki o życie Wiktorka. Mimo licznych konsultacji z wieloma ośrodkami za granicą, pukania do wielu drzwi, nigdzie indziej nie dano nam nadziei – w grę wchodził tylko Boston, w którym stosowane są najbardziej nowoczesne i skuteczne formy leczenia tej strasznej choroby, która zaatakowała naszego synka. To agresywna postać nowotworu, raportowana dopiero w ostatnich latach, bardzo rzadko zdarza się tak małych dzieci jak nasz synek. Kiedy mieliśmy możliwość wykonania „bezpiecznego” przeszczepu wątroby - we wrześniu 2022 r. w Bostonie - nie mieliśmy jeszcze na to środków. Nie zdążyliśmy. Choroba atakowała, dała nowe zmiany, jednakże lekarze w Warszawie uratowali synkowi życie. Nigdy nie zapomnimy słów, które dudnią w uszach nawet po takim czasie… „Państwa syn nie ma żadnej szansy na życie, po wykonaniu przeszczepu będzie miał 30 % szans”. Wiktor był na granicy życia i śmierci. Pokonał statystyki, wygrał! Nie dotarlibyśmy do tego momentu, w którym jesteśmy dziś bez pomocy Aniołów – naszej Pani Doktor oraz pani Profesor z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Nigdy nie zapomnimy Ich woli walki o naszego Synka i wsparcia, jakiego nam udzieliły. Niestety, mimo wykonanego przeszczepu wątroby pojawiły się zmiany na płucach. Niespodziewana progresja choroby! Pomimo stosowania różnorakich terapii, w Polsce wykorzystaliśmy wszelkie możliwości leczenia – pozostała tylko opieka paliatywna. Kolejny wyrok śmierci, odroczonej w czasie... I kiedy traciliśmy już wszelką nadzieję, po długim czekaniu, udało się polecieć do Bostonu! Lekarze z USA stworzyli dla Wiktora konkretny plan leczenia –uwzględniający celowaną chemioterapię i operacje obu płuc, umożliwiające usunięcie przerzutów i powrót do zdrowia. Leczenie w USA jest jednak bardzo drogie... Na miejscu w Bostonie, po diagnostyce synka, dokonano modyfikacji pierwotnego planu leczenia. To spowodowało, że kwota, którą wcześniej dzięki Wam zebraliśmy, jest niewystarczająca... Nowotwór, zwłaszcza taki, jaki próbuje nam odebrać synka, to nieprzewidywalna choroba. Żyjemy w strachu, bo każda kolejna zmiana planu leczenia, z którą będzie związany wzrost kosztów, spowoduje więc wstrzymanie ratunku i zagrożenie dla życia Wiktora. Nie będziemy mieli bowiem środków na pokrycie kolejnych kosztów. Bez Waszego wsparcia nasz synek umrze, bo nie będzie nas stać na dalsze leczenie. Wiktor przeszedł jak dotąd 35 cykli chemioterapii, 7 operacji, kilka biopsji, niezliczoną ilość całkowitych znieczuleń koniecznych do przeprowadzenia badań obrazowych. W międzyczasie – między kolejnymi cyklami chemioterapii, szukaliśmy ratunku wl icznych przetoczeniach krwi i walczyliśmy z groźbami odrzucenia przeszczepionej wątroby czy śmiertelnie niebezpiecznymi zakażeniami. Nasz Synek połowę swojego życia spędził w szpitalu – to tu dorasta. Z dala od swojego młodszego braciszka i rodziny. Nie pamięta już naszego domu, w którym nie był od ponad półtorej roku. Z dwuletniego malucha Wiktor stał się 4-letnim chłopcem, który zna głównie szpitalne mury. Jego codzienność to ból, łzy i cierpienie. Nie wiemy, jak to dzielne dziecko znajduje siłę na uśmiech. Nie wiemy, jak zapewnić mu choć namiastkę normalności, jak ukoić ból. Tyle razy odbierano nam już nadzieję… Teraz w końcu wiemy, że jest realna szansa! Szansa na to, żeby pokonać nowotwór, żeby Wiktorek mógł cieszyć się dzieciństwem i wrócić do domu... Żeby żył. Wiktor walczy jednak o życie jak lew! A my błagamy, byście mu w tej walce pomogli. Czasami wydaje się nam, że więcej już nie jesteśmy w stanie znieść. Los i nowotwór zadają kolejne ciosy, wystawiają naszą rodzinę na kolejne próby. I znów wstajemy z kolan, by iść choć krok do przodu, a potem cofnąć się o dwa kroki… Ale nie poddajemy się. Nie możemy się poddać, póki walczy Wiktor! Stawka jest najwyższa – ŻYCIE. Prosimy z głębi serc, pomóżcie naszemu synkowi w kontynuacji leczenia i powrocie do zdrowia! Nie dajcie Wiktorowi cierpieć tak strasznie i długo, nie pozwólcie na to, by utracił radość dziecięcych lat. Walka o życie kosztuje. Dowodem na to jest nasza sytuacja, nasza codzienność. Błagamy Was o pomoc. Pomóżcie naszej rodzinie przetrwać ten koszmar i wrócić do domu. Pomóżcie uratować Wiktorka. Rodzice Wiktorka Facebook: Licytacje dla Wiktorka ❤️ Kasia Zielińska walczy o życie Wiktorka! Telekurier: 13.09.2023 (tvp.pl) od 13:07 minuty Wiktorek wciąż potrzebuje wsparcia! Wiktor nadal walczy o życie. Możemy mu pomóc Czteroletni Wiktorek walczy o życie. Jego rodzice proszą o pomoc!

3 508 987,00 zł ( 74,29% )
Brakuje: 1 214 064,00 zł
Tymoteusz Cholewiński
Pilne!
Tymoteusz Cholewiński , 6 lat

Tymusia zaatakował bardzo rzadki nowotwór❗️Trwa DRAMATYCZNA walka o życie❗️

Wciąż nie możemy uwierzyć, że nasz kochany 5-letni synek, największy fan Realu Madryt i piłki nożnej, żywe srebro, chłopiec kochający życie, swoich przyjaciół i najbardziej na świecie młodszego braciszka – że właśnie on dostał tak straszną diagnozę! Złośliwy nowotwór – niezwykle rzadki i trudny do leczenia. Najgorszy nowotwór wśród dzieci z tragicznymi rokowaniami… Taki wyrok usłyszeliśmy zaledwie miesiąc temu! Prosimy o pomoc w ratowaniu naszego Tymusia! Gdy synka zaczęła boleć szyja, nie spodziewaliśmy się najgorszego… Badania krwi wyszły w normie, lekarz podejrzewał problemy z tarczycą. Ile dziś byśmy oddali, żeby tak było… Mimo wszystko zlecono tomografię komputerową. Wynik badania zmroził nam krew w żyłach! To guz! 3x3 cm! Synka pilnie przetransportowano z Płocka do Warszawy. Do czasu wyniku biopsji wciąż żyliśmy nadzieją. Ale ona wkrótce została nam odebrana… Tymuś ma złośliwy nowotwór tkanek miękkich! Bardzo rzadki, w Polsce kilka przypadków, w USA – do 20 zachorowań rocznie. Wszyscy nasi profesorowie konsultują synka, jego przypadek jest tak wyjątkowy. A my jesteśmy zrozpaczeni… Zaczęliśmy szukać na całym świecie rodziców dzieci chorych na ten rodzaj nowotworu. Wniosek jest jeden – jakiekolwiek szanse na przeżycie daje jak najszybsze usunięcie jak największej części guza. Ale u Tymusia jest to niemożliwe! Na ten moment jest nieoperacyjny, a dodatkowo wrasta w rdzeń kręgowy. I wciąż się powiększa! Ostatnie badanie pokazało, że ma już 4x4 cm! Przenosimy się do Warszawy, bo zaczyna się dramatycznie ciężka walka, która i tak nie daje dużych szans na powodzenie… Tymuś przejdzie 12 tygodni najbardziej agresywnej chemii, następnie naświetlanie oraz przeszczep szpiku. A mimo tego szanse na wyleczenie są znikome… Dodatkowo w Polsce nie ma także możliwości skorzystania z protonoterapii, która jest bardziej precyzyjna i skuteczniejsza od tradycyjnej radioterapii. Dlatego zapewne będziemy zmuszeni szukać pomocy poza Polską, co związane jest z gigantycznymi kosztami… Wstępnie dostaliśmy pozytywną odpowiedź z Essen, Bostonu, Pragi i Filadelfii. Sytuacja jest rozwojowa. Tymek jest bardzo mądrym chłopcem, a przez to – mimo wieku – świadomy choroby. Powiedział nam, że nie chce umierać… Staramy się trzymać emocje na wodzy przy synku, choć w środku się rozpadamy… Synek już jest na oddziale, widzi łyse główki innych dzieci. Wie, że czeka go to samo… Na razie jeszcze czuje się dobrze. Ma mnóstwo przyjaciół, codziennie odwiedziny, laurki… Boimy się, co będzie dalej. Ale będziemy walczyć! Zwracamy się do wszystkich ludzi dobrego serca o pomoc. Błagamy, pomóżcie nam uratować naszego ukochanego synka! Asia i Mateusz, rodzice Tymusia ➡️ Kibice Tymka – Licytacje   *W tym momencie trudno choćby oszacować koszty leczenia Tymka. Ja tylko sytuacja się zmieni, na zbiórce pojawi się pasek. 

2 117 048,00 zł ( 66,33% )
Brakuje: 1 074 442,00 zł
Wikusia Wróbel
Pilne!
Wikusia Wróbel , 9 miesięcy

Wiktoria cierpi na najgorszy typ SMA❗️Jej czas się kończy... POMOCY!

Nasza córeczka przyszła na świat z rdzeniowym zanikiem mięśni! Najgorszy rodzaj – typ 0. Dał objawy od razu po porodzie… Wikusia była wiotka, od razu mi ją zabrano... A teraz walczymy o najdroższy lek świata, by zatrzymać okrutne SMA! Prosimy, pomóż nam ratować przyszłość Wikusi! Choć Wiktoria urodziła się już po decyzji o refundacji terapii genowej w Polsce, zaraz po przyjściu na świat była zbyt słaba – nie zakwalifikowała się do niej… Liczył się każdy dzień, bo SMA zaatakowało od razu! Musieliśmy się zgodzić na drugi refundowany lek, a to wykluczyło córeczkę z otrzymania za darmo terapii genowej… Teraz stoimy przed dramatycznym, niezwykle ciężkim wyzwaniem – musimy sami zebrać 10 milionów złotych! Dlatego jesteśmy tu i już teraz z całego serca prosimy o pomoc dla córeczki… Ciąża przebiegała wzorowo aż do dnia porodu. Pierwsze dziecko, żadnych chorób w rodzinie (o których byśmy wiedzieli) – kto by pomyślał, że choroba, o której głośno w ostatnim czasie w Polsce, dotknie właśnie nas?! Przecież szanse na to są minimalne… Wcześniej słyszałam o SMA. Wpłacałam na zbiórki dzieci i myślałam, w jakim strasznym położeniu znaleźli się ich rodzice. Jak ciężko muszą walczyć… A teraz jestem na ich miejscu… Gdy Wikusia się urodziła, widziałam z boku panikę lekarza. Od razu ją zabrali, tata córeczki pobiegł na dół dowiedzieć się, co się dzieje. Najpierw podejrzewali syndrom dziecka wiotkiego. Potem pojawiło się podejrzenie SMA. Diagnoza potwierdziła się po 12 dniach… Pierwsze dni były najtrudniejsze. Nie mogę powstrzymać łez, gdy o tym myślę… Wikusia na oddziale intensywnej terapii, mogłam być przy niej tylko kilka godzin. Każdego dnia dojeżdżaliśmy z mężem do szpitala w Krakowie 1,5 godziny w jedną stronę. Gdy wracałam do domu, cały ten czas przepłakiwałam… Moja mała córeczka, tak daleko ode mnie. Samiuteńka… Gdy badania genetyczne potwierdziły SMA, wiedzieliśmy już, że w Polsce jest od niedawna refundowana terapia genowa. Myśleliśmy, że i Wiktoria ją dostanie i będzie już wszystko dobrze! Niestety, na 12 punktów kwalifikacyjnych, które trzeba otrzymać, zdobyła tylko 7… Nasze serca pękły…  Mogliśmy jeszcze czekać, jeździć, konsultować, prosić, badać, myśleć o wyjeździe do Niemiec. Ale prawda jest taka, że nie było czasu. Każda godzina bez leczenia to regres! Postępujące SMA 0 zabiera życie dzieci zdecydowanie za szybko. Zdecydowaliśmy się więc na podanie zastrzyku wprost do rdzenia. To automatycznie wykluczyło Wikusię z refundacji terapii genowej, ale uratowało jej życie. Dziś walczymy o zdrowie i poprawę sprawności. Po 4. podaniu refundowanego leku, znów odbędzie się kwalifikacja do terapii genowej. Wierzymy, że tym razem ją otrzymamy. To jednak nie zmieni faktu, że musimy zapłacić za nią sami! A im wcześniej dziecko dostanie terapię genową, tym mniejsze ryzyko powikłań i większa szansa na normalne życie!  Bardzo boimy się o córeczkę… Wiemy, że mimo leku, który dostaje teraz (i który bez terapii genowej będzie musiała otrzymywać do końca życia, co 4 miesiące), każda infekcja to zagrożenie życia!  Intensywnie rehabilitujemy córeczkę. To ciężkie i bolesne doświadczenie – dla niej i dla nas. Ale innej drogi nie ma… Sama rehabilitacja i niezbędne przy tej chorobie sprzęty medyczne to kolosalne pieniądze! Walczymy, by Wikusia na nowo nauczyła się jeść i przełykać. Chcemy uchronić ją przed PEG-iem, który zablokuje rehabilitację oddechową…  Usłyszeliśmy od lekarzy, że choroba postąpiła do tego stopnia, że Wikusia nigdy nie będzie chodzić. Może uda się, że będzie sama siedziała… Serce pękło, ale się nie poddajemy. Musimy wierzyć, że uda nam się uzbierać na terapię genową, która zatrzyma SMA, a resztę wypracujemy na rehabilitacji! Gdybyśmy tylko mieli czas… Ten ucieka bardzo szybko. Każdy dzień jest ważny… Jesteśmy pod opieką hospicjum domowego. Wiktoria ma bardzo słaby odruch kaszlu… To zwiększa ryzyko infekcji, a co za tym idzie – zagraża życiu… Bardzo prosimy, jako rodzice, o wsparcie. Walczymy o cud, bo wierzymy w cud…   ➡️ Licytacje dla Wikusi ➡️ Strona na FB: Wikusia z Nowego Sącza kontra SMA➡️ Instagram: wikusia_kontra_sma ➡️ TikTok: wikusia_kontra_sma0 Jagienka prosi o pomoc dla Wiktorii: Rodzice Mikołaja, który otrzymał terapię genową, pomagają Wiktorii: Oglądaj od 21 minuty: uwaga.tvn.pl – Mała Wiktoria nie dostanie refundacji leku. Rodzice sami muszą zebrać ponad 10 mln złotych gazetakrakowska.pl – Maleńka Wiktoria Wróbel z Nowego Sącza walczy z SMA. Potrzeba aż 10 mln zł. Armia dobrych ludzi się powiększa  se.pl – Przejechali całą Polskę dla chorej Wikusi. Akcja "Rowerami na Hel" to nie koniec! Teraz rusza Kasia na Hondzie  caritas – Mała Wiktoria z Nowego Sącza potrzebuje pomocy

6 554 151,00 zł ( 64,72% )
Brakuje: 3 571 381,00 zł
Ola Warelis
8 dni do końca
Ola Warelis , 2 latka

❗️PILNE❗️Krytycznie mało czasu. Jeśli ona nie przeżyje, ja umrę z rozpaczy...

Niektórzy z Was zapewne pamiętają historię Naszej Oli... Zaczęło się ponad 2 lata temu, kiedy jeszcze w ciąży okazało się, że nasze dziecko ma poważną wadę serca oraz kilka innych nieprawidłowości. Niektórzy lekarze mówili "nic z tego dziecka nie będzie". Było to dla nas nie do pomyślenia. Natychmiast zaczęliśmy konsultować i szukać osoby i ośrodka, gdzie dadzą szansę Oli, by żyć. Był to ośrodek w Niemczech oraz nasi wspaniali polscy Profesorowie. Tam urodziła się Ola. Przeszła operację ratującą życie. To tam Ola dostała swoją szansę, za co jesteśmy wdzięczni Profesorom, ale najbardziej i do końca świata będziemy wdzięczni Wam - naszej rodzinie, przyjaciołom, ale również nieznajomym, zupełnie przypadkowym ludziom, którzy zatrzymali się na chwilę i pochylili nad pomocą naszej kruszynce. Pomogło nam prawie 10 tys. osób - zebraliśmy bardzo dużo pieniędzy. Wspólnymi siłami dokonaliśmy czegoś wielkiego. Na zawsze zostaniecie w naszych sercach. Dziękujemy.  Te 2 lata były dla nas trudne. Oleńka przeszła zabieg krtani – ma rurkę tracheostomijną, dzięki której oddycha. Spędziła 2 miesiące na Intensywnej Terapii. Gdy skończyła rok, przeszła cewnikowanie serduszka, a w styczniu tego roku była operowana z powodu korekcji wady stóp. Są to działania bardzo obciążające jej organizm, ale poradziła sobie – jest niesamowicie dzielna.  Ola cały czas jest rehabilitowana i konsultowana u wielu specjalistów. Robimy, co możemy, aby dobrze się rozwijała i aby nie przeoczyć sytuacji, kiedy zaczyna dziać się coś złego.  Niestety, ale właśnie usłyszeliśmy taki Alarm!  Podczas ostatnich wizyt okazało się, że nie jest już stabilnie. Serduszko Oli znowu musi być zoperowane. Tętnica płucna jest bardzo wąska – grozi całkowitym zamknięciem. Zastawka płucna jest do wymiany. Ma tak dużą niedomykalność, jak by jej nie było, czyli nie pełni swojej funkcji. Oprócz tego nieodpowiednio funkcjonująca zastawka aortalna oraz zaburzenia rytmu zatokowego występujące w nocy. Serce zwalnia wtedy nawet do 30 uderzeń na minutę, a momentami się zatrzymuje. Ola bierze specjalne lekarstwa, ale nie jest to rozwiązaniem problemu, kiedyś mogą po prostu nie wystarczyć.    Lekarze ostrzegają nas, że Ola w każdej chwili może stracić przytomność. Jest to przerażające, mimo iż niby wiemy, jak postępować, ale na coś takiego chyba nikt nie jest gotowy. A co jeśli Ola straci przytomność w nocy?? To koszmar!!!! Od dwóch lat nie przespaliśmy nawet pół nocy, nawet 2 godzin ciągiem, czuwamy… Oczywiście ponownie zaczęliśmy konsultować przypadek Oli w wielu ośrodkach. Szukać jakie rozwiązanie będzie dla niej najlepsze, gdzie operacja ma największe powodzenie, jest najmniej inwazyjna, przynosząca najlepsze rezultaty oraz możliwości techniczne i materialne, czyli z czego wykonane są materiały, których lekarze użyją podczas operacji. To bardzo istotne. Chcemy rozpatrzeć każdy aspekt.  Ola przeszła już w Polsce zabieg poszerzenia tętnicy – nie przyniósł on oczekiwanych efektów, a w dodatku bardzo długo borykała się z konsekwencjami po wypadku na sali operacyjnej, który jej się przytrafił. Dodatkowo od jednego z lekarzy usłyszeliśmy, że to, że tętnica i zastawka nie funkcjonuje jak powinna to taka uroda Oli i w rezultacie jedno płuco w przyszłości przestanie działać, a z jednym płucem przecież też ludzie żyją. My mówimy temu stanowcze NIE!!! Nie zgadzamy się z takim podejściem. Ola ma 2 lata - to nie jest czas, aby jakikolwiek narząd stracił swoją funkcję. Ona ma przed sobą całe życie i ma to życie przeżyć jak zdrowa osoba. Przynajmniej naszym, jako rodziców obowiązkiem jest zrobić wszystko, aby dać jej taką szansę! Dostaliśmy już wstępną opinię z jednego ośrodka w USA. Doktor pisze, że pomoże Oli. Ma wstępny plan leczenia. Chce ją zobaczyć, zrobić wszystkie potrzebne badania. Będą to badania w sedacji, aby zobaczyć każdy najmniejszy szczegół i ustalić plan operacji. Najbardziej zadziwiło nas i ucieszyło to, że jest szansa, że zoperują Olę przez cewnikowanie, czyli bez otwierania klatki piersiowej. To byłoby cudowne, ponieważ nie obciążyłoby to tak bardzo tej kruchej istotki, która już tak wiele ma za sobą. Oczywiście wszystko okaże się po wykonanych badaniach w USA. I teraz moi drodzy APEL DO Was!!!!!!!  Pomóżcie prosimy!!!!  Bez Was cały ten plan nie ma sensu, dlatego że niestety znowu musimy zebrać określoną kwotę pieniędzy. Tym razem będą to ogromne koszty. Jeszcze nie otrzymaliśmy kosztorysu i terminu, ale powinien być już za kilkanaście dni. Po wstępnej analizie możemy przypuszczać, że będzie to około 4-6 milionów złotych… czekamy na konkrety, oczywiście od razu damy znać jak jest naprawdę, ale skoro koszty będą tak przerażające to warto zacząć zbiórkę już, bo za pewne będzie wymagało to trochę czasu, a czasu może okazać się zbyt mało. Na tę chwilę musimy przetłumaczyć na język angielski całą dokumentację Oli, co już wiąże się ze sporymi kosztami, a tak wiele jeszcze przed nami.  Nie jest to dla nas komfortowa sytuacja, że znowu musimy błagać o pieniądze, o każdy grosz, ale z drugiej strony nie o nasz komfort tu chodzi, tylko o to, że chcemy, aby nasze dziecko ŻYŁO! Chodzi o ŻYCIE!!  Dlatego będziemy prosić, a nawet już prosimy Was całym sercem o pomoc. Naprawdę każda złotówka ma znaczenie. Bardzo ważne jest udostępnianie zbiórki, ponieważ im większy zasięg, tym więcej osób pozna historię Oli. Ktoś wpłaci złotówkę, ktoś udostępni i tylko o to chodzi – tylko albo aż. Wierzymy, że się uda. Musi się udać! ––––––––– Grupa licytacyjna –> KLIKGrupa Waleczne serduszko Oli –> KLIKKonto Oli na Instagramie –> KLIK.                                                                  Konto Oli na TikToku –> KLIK  

2 606 002,00 zł ( 90,72% )
Brakuje: 266 338,00 zł
Maciej Gawin
Pilne!
Maciej Gawin , 4 miesiące

Maciuś musi stoczyć walkę o życie❗️Uratuj śmiertelnie chore serce ❤️‍🩹

”Proszę przygotować się na najgorsze” – po tych słowach lekarza wali się świat rodziców… Jak można przygotować się na śmierć dziecka?! Jeszcze go nie poznaliśmy, ale już byliśmy gotowi oddać za niego własne życie… Błagamy, pomóż nam uratować Maciusia!  Był 20 tydzień ciąży, gdy radosne oczekiwanie na przyjście na świat synka zmieniło się w prawdziwy koszmar… Od lekarza wyszłam zalana łzami. To był cios, szok – nikt nie spodziewał się tak straszliwych wieści…  Nasz ukochany synek Maciej urodził się 25 lipca ze złożoną wadą serca pod postacią: odejścia obu naczyń z prawej komory, przełożeniem pni tętniczych, zwężeniem zastawki pnia płucnego,  ubytkiem przegrody międzykomorowej, pojedynczą tętnicą wieńcową, przełożeniem trzewi oraz agenezja nerki prawej. Tak wiele nieprawidłowości w tak maleńkim serduszku… Bomba ukryta w środku, która może zabić nasze dzieciątko! Od razu po wzięciu pierwszego oddechu Maciuś zaczął walkę o życie. Zamiast do moich bezpiecznych objęć, trafił na Oddział Intensywnej Terapii. Tam podłączono lek, dzięki któremu serduszko biło… Ze względu na zaburzenia elektrolitowe, synek dostał kolejny lek we wlewie dożylnym. Jego wynaczynienie spowodowało okropne rany… Z bliznami walczymy do dziś – rehabilitacją, która pochłania ogromne środki…  Dziś (w momencie uruchamiania zbiórki) Maciej ma 4 miesiące. Większość swojego króciutkiego życia spędził w szpitalu… Dziś mamy go w domu i obserwujemy, jak męczy się coraz bardziej, a jego serce słabnie z każdym dniem! Przez wadę serca nie przybiera na wadze. Męczy się nawet jedzeniem – nie było opcji karmienia naturalnego, je tylko z butelki. Jest cały mokry z wysiłku przy każdym karmieniu… Zdarzają się też bezdechy… Boimy się każdego dnia, lęk paraliżuje i nie pozwala spać. A co, jeśli nie usłyszymy, że przestał oddychać? Okropne myśli nas nie opuszczają… Maciuś przeszedł jedno cewnikowanie serca, przyjmuje leki i czeka na całkowitą korektę wady serca – by mógł żyć! Tu jednak pojawia się olbrzymi problem… Dla polskich lekarzy wada jest zbyt skomplikowana. Rozkładają ręce, nie są w stanie nam pomóc… Po wielu poszukiwaniach i konsultacjach udało nam się znaleźć ratunek w Genewie, gdzie tego typu operacje są wykonywane z sukcesem! Wiemy już, że nasz synek może żyć – długo, szczęśliwie! Otrzymaliśmy kwalifikację do operacji i kosztorys… I tu dotarliśmy do miejsca, dlaczego zbiórka… Operacja kosztuje ponad milion złotych! To kwota, której nie mamy i nie jesteśmy w stanie sami zdobyć… A dodatkowo mamy bardzo mało czasu!  Dostaliśmy informację, że jak tylko zgromadzimy środki, Genewa wyznaczy termin operacji. Lepiej jednak, by ta odbyła się jak najszybciej! Nie wiemy, co przyniesie każdy kolejny dzień… Jeśli coś złego zacznie się dziać, stan dramatycznie i nagle się pogorszy, już nikt na świecie nie zdąży z ratunkiem… Maciuś odejdzie, zostawiając w naszych sercach pustkę nie do wypełnienia…  Dlatego bardzo prosimy – pomóżcie nam uratować synka! Liczy się każda, nawet najmniejsza forma pomocy! Nasz Maciej jest takim pogodnym dzieckiem… Nie wyobrażamy sobie życia bez tego słodkiego uśmiechu… Dziękujemy za wszelką pomoc,  udostępnienia, słowa wsparcia i modlitwę.  Rodzice Macieja   ➡️ Strona na FB: Nadzieja dla Macieja ➡️ Licytacje dla Maciusia – uratujmy serduszko

386 810,00 zł ( 36,36% )
Brakuje: 677 020,00 zł
Magdalena Łuczkowska
Magdalena Łuczkowska , 43 lata

Mama kontra nowotwór❗️Magda chce wygrać, ale potrzebuje środków na leczenie - Pomożesz❓

Nie leży to w mojej naturze, żeby się użalać. Zdiagnozowano u mnie nowotwór, którego muszę zwalczyć i jest to mój cel. Niestety jest jedna rzecz, w której siła i motywacja nie wystarczą... Mam 43 lata. Jestem szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci. Jakiś czas temu wykryto u mnie torbiel. Idąc na operację wycięcia, nie wiedziałam, że okaże się nowotworem, który tak bardzo zmieni moje życie. Guz został zbadany przez specjalistów i ku naszemu zdziwieniu usłyszałam diagnozę. Nowotwór złośliwy. Aby chronić moje zdrowie, lekarze podjęli działania mające zapobiec dalszemu rozwojowi choroby.  Nie jest to jednak koniec tej całej historii.  Nowotwór nie znika, walka z nim trwa często miesiącami i mnie również czeka taka droga. Jestem bojowo nastawiona i nie użalam się. Wiem, że mam w sobie dużo motywacji! Niestety, leczenie znacznie przewyższa nasze możliwości finansowe, które są nie lada przeszkodą. Potrzebujemy ogromnych środków na wlewy witaminowe, suplementy, olejki, czy specjalistyczną dietę.  Niestety, przekonałam się na własnej skórze, że żyjemy w czasach, w których zdrowie jest zależne od posiadanych środków. Nie chciałabym nie móc walczyć o siebie, dla męża, dla dzieci, tylko dlatego, że nie mam wystarczających pieniędzy.  Jeśli zechcesz mi pomóc, będę bardzo wdzięczna! Już dzisiaj dziękuję wszystkim, którzy pomagają, wspierają nas, są z nami! Dziękuję, Magda  

26 836,00 zł ( 42,04% )
Brakuje: 36 994,00 zł
Nikola Zebrala
Pilne!
8 dni do końca
Nikola Zebrala , 19 miesięcy

Ja chcę żyć❗️Krytyczna wada serca i tylko jedna szansa!

Lekarze po wykonaniu rezonansu w kwietniu nie pozostawili żadnych złudzeń, w Polsce czeka naszą córeczkę leczenie paliatywne – leczenie które tylko przedłuży życie... my nie chcemy go przedłużyć, chcemy je uratować! Istnieje jednak szansa na serce dwukomorowe. Po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną naszej córeczki, lekarze z kliniki w Bostonie zgodzili się wykonać skomplikowaną operację. To szansa na uratowanie serduszka Nikoli!  Nikola przyszła na świat 22.04.22 r., dopiero co się urodziła, a już musiała walczyć o życie! Wiedzieliśmy o wadzie serca, jak byłam jeszcze w ciąży, a i tak nie mogliśmy w to uwierzyć, bo przecież nasza mała kruszynka wyglądała jak zdrowe dziecko. Szybko pojawiły się u niej problemy z natlenieniem organizmu. Początkowo wymagała wsparcia oddechowego.  Po niecałych dwóch tygodniach z powodu niskiej saturacji lekarze przeprowadzili próbę balonikowania przez cewnik do serca w celu poszerzenia zastawki płucnej, jak się okazało po zabiegu – nieskuteczną.  Tydzień później stan Nikoli się pogorszył i ze względu na bardzo niską saturacje która wynosiła poniżej 60% lekarze zdecydowali o przeprowadzeniu operacji – zespolenia systemowo-płucnego.  Musieliśmy im zaufać i oddać nasz cały świat w ich ręce... Po trudnym, prawie dwumiesięcznym pobycie w szpitalu, mogliśmy wreszcie wrócić do domu, gdzie czekał starszy brat, aby w końcu zobaczyć i cieszyć się ukochaną siostrą. Życie Nikoli po operacji na chwilę było zabezpieczone i mogliśmy spędzić ten czas razem, jednak wiedzieliśmy, że kolejna operacja odbędzie się za kilka miesięcy. W sierpniu córeczka przeszła cewnikowanie serca, które zakwalifikowało ją do kolejnej operacji na otwartym sercu operacji Glenna. Operacja w kierunku serca jednokomorowego, jest to niestety leczenie paliatywne... Żaden polski lekarz nie dał nam nadziei na serce dwukomorowe. Przecież nie możemy patrzeć, jak nasza córeczka umiera! Ratunku zaczęliśmy szukać poza granicami kraju, wyniki badań wysłaliśmy do klinik w europie i na świecie. Przyszło nam czekać z nadzieją, że ktoś da naszej córeczce szansę na życie.  Los jednak nie szczędził Nikoli i we wrześniu trafiliśmy do szpitala. Okazało się, że ma Covid-19. Mieliśmy spokojnie czekać na operację, a tymczasem drżeliśmy znów o jej zdrowie i życie... Pokazała nam, że jest prawdziwą wojowniczką, dała sobie radę i wróciliśmy w miarę szybko do domu. Kolejne trzy miesiące staraliśmy się cieszyć każdą chwilą, lecz im bliżej terminu operacji tym stan Nikoli się pogarszał. Saturacja spadała, szybciej się męczyła, rączki, nóżki i usta coraz mocniej siniały...  Nadszedł 12 stycznia, kolejny raz musieliśmy oddać naszą córeczkę w ręce lekarzy. Patrząc na zamykające się drzwi bloku operacyjnego to nie do opisania strach... Po 7-godzinnej operacji Nikola wróciła na OIOM, gdzie kolejne dni walczyła – dla nas! Nasza dzielna dziewczynka szybko wracała do zdrowia i mogliśmy odetchnąć z ulgą. Nasz skarb jest bardzo wesołym i uśmiechniętym dzieckiem jednak każdy niewielki wysiłek daje o sobie znać. Ile to małe serduszko jeszcze wytrzyma? Dlatego potrzebujemy waszej pomocy, bo to jedyna droga, by ratować życie córeczki! Wiemy jednak, że koszty leczenia zagranicznego będą ogromne, dlatego rozpoczynamy zbiórkę mimo braku kosztorysu, bo liczy się każdy dzień, nie możemy zmarnować ani jednego! Nie możemy patrzeć jak kolejny raz Nikolka gaśnie, nie możemy czekać, bo śmierć też nie poczeka… Potrzebujemy ogromnych pieniędzy i gigantycznej ilości dobrych serc, które nam pomogą. Tylko wspólnymi siłami uda nam się ocalić córeczkę... ––––––––––––– Serduszko Nikolci LICYTACJE –> KLIK Nikolove_serduszko – BLOG –> KLIK TIK TOK –> KLIK Obejrzyj materiał o Nikolce –> KLIK

4 824 123,00 zł ( 90,69% )
Brakuje: 495 025,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki