Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marysia Białońska
Pilne!
3 dni do końca
Marysia Białońska , 7 lat

Straszna ciemność zabiera Marysię❗️Ratunek za 3 miliony – pomocy❗️

Pochłania ją ciemność – stopniowo Marysia traci wzrok. Nieodwracalnie… Szczęście w nieszczęściu jest nadzieja! Szczęście – Marysia ma zmianę w genie, którą można wyleczyć terapią genową! Nieszczęście – lek nie jest refundowany. Jego koszt to 3 miliony złotych…  To jedyna szansa, że Marysia będzie widziała! Choroba zostanie zatrzymana! Lekarze z Poznania są gotowi podać lek nawet teraz. Skąd jednak mamy wziąć taki majątek!? Jeśli nawet sprzedamy wszystko, co mamy, będzie to tylko ułamek kwoty… Dlatego dziś z całego serca prosimy o każdą możliwą pomoc dla córeczki, by nie pochłonęła jej ciemność… Na zawsze…  Marysia urodziła się po konflikcie serologicznym, dlatego pod opieką okulisty była właściwie od początku swojego życia. Do czasu rozpoczęcia szkoły to były wyłącznie wizyty kontrolne – nie wskazywały, że mamy się czego bać. W końcu jednak dostaliśmy skierowanie do poradni w Katowicach. Czas oczekiwania na NFZ - pół roku… W międzyczasie więc zrobiliśmy także badania genetyczne. Wyniki zwaliły nas z nóg… U Marysi zdiagnozowano zwyrodnienie barwnikowe siatkówki. To ciężka choroba, która cały czas postępuje, prowadząc do całkowitej ślepoty!  Już teraz córeczka właściwie nie widzi po zmierzchu. Gdy idzie nocą, musi trzymać się ścian. Już wcześniej to zauważyliśmy – starsze córeczki nie miały takich problemów, dlatego tym bardziej widzieliśmy różnice. Okazało się, że spowodowane właśnie ciężką chorobą…  Jej wzrok będzie się tylko pogarszał. Straci widzenie obwodowe, a później całkowite. Choć teraz jeszcze widzi świat, wkrótce zniknie jej z oczu. A wraz z tym wszystko, co zna i kocha…  Co innego urodzić się niewidomym i nie znać innej rzeczywistości, a co innego być dzieckiem, któremu stopniowo znika wszystko, co zna. Całe bezpieczenstwo związane z widzeniem. Zostaje tylko pustka…  Jest jednak nadzieja – noratorska terapia genowa, dostępna w Polsce, w klinice w Poznaniu! Pierwsi pacjenci zostali jej poddani z sukcesem! Szczęście z nieszczęściu, że Marysia ma uszkozony właśnie ten gen, który można poddać terapii!  Niestety – nie jest ona w żaden sposób refundowana… Koszt tego, by córeczka nie straciła wzroku, to 3 miliony złotych… Zrobilibyśmy dla niej wszystko, wszystko oddali… Ale nie mamy tak ogromnej sumy i nigdy jej sami nie zdobędziemy…  Dlatego z całego serca prosimy o pomoc! Wiemy, że to będzie bardzo trudna zbiórka, trudna walka… Musimy jednak spróbować – dla Marysi! Lekarze mówią, że im szybciej dostanie lek, tym lepiej – choroba się zatrzyma na aktualnym etapie! Czyli Marysia będzie widzieć! Im później, tym będzie gorzej, bo choroba postępuje, a cofnąć jej się już nie da… Z całego serca prosimy o pomoc dla Marysi. Walczymy o cud i wierzymy w cud i w to, że nasza córeczka nie straci świata, nie utonie w ciemności… Ania, mama Marysi   ➡️ Pomóż zobaczyć więcej - Licytacje dla Marysi Białońskiej ➡️ Pomóż zobaczyć więcej - Marysia Białońska    ➡️ Przegląd Tygodniowy 21.02.2024 ➡️ Kronika TVP3 Kraków

1 916 427,00 zł ( 56,88% )
Brakuje: 1 452 560,00 zł
Kubuś Szczepanik
Pilne!
Kubuś Szczepanik , 4 latka

Ten RAK to zabójca dzieci❗️Kubuś walczy o życie - błagamy, uratuj naszego synka...

Kubuś, nasz malutki synek, mierzy się z śmiertelną chorobą - neuroblastomą IV stopnia! To jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów dziecięcych, który atakuje tylko malutkie dzieci, jakby specjalnie wybierał sobie najbardziej bezbronnych... Przed nami koszmar leczenia i walki o życie, przeciwnik jest zacięty i bezlitosny. Potrzebujemy pomocy, by ratować naszego synka! Koszmar przyszedł niespodziewanie, skradał się po cichu, gdy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy i nagle zaatakował w nasz najczulszy punkt, w nasze dziecko. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy – na oddziale onkologii, gdzie Kubuś, podpięty do kroplówki z chemią, walczy o życie... Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu brzucha. Jedna noc z bólem, potem druga… Po kolejnej takiej nocy zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę u lekarza, który wykonał USG. Diagnoza była krótka i kończąca nasz cały dotychczasowy świat - “duża zmiana nowotworowa”. Informacja, która ścięła nas z nóg – guz w brzuchu naszego małego synka ma 128×118x104mm. Był wielkości dwóch dużych pomarańczy! Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na oddział onkologii dziecięcej do szpitala w Warszawie, z nadzieją, że to jedna, wielka pomyłka... Tam wszystko działo się bardzo szybko. Kubuś miał wykonane kolejne badanie USG, tomografię komputerową, scyntografię, badanie szpiku i wiele innych. Diagnoza okazała się najgorszą z możliwych: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku. Jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych, bardzo agresywny, który charakteryzuje się wysoką śmiertelnością... Połowa cierpiących na niego dzieci umiera. Dodatkowo u Kubusia stwierdzono amplifikację genu n-MYC, co powoduje, że wróg, z którym się mierzymy, jest jeszcze groźniejszy... To, co się działo później, wie tylko rodzic, który przekroczył próg oddziału onkologicznego w walce o zdrowie i życie własnego dziecka. Był strach, płacz i rozpacz. Są z nami do dzisiaj. Na samą myśl o chorobie Kubusia, o tym, z czym on, taki malutki, musi się mierzyć, łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe, że z niewinnego bólu brzucha dziecka, które dzień wcześniej śmiało się i cieszyło życiem, świętowało urodziny swojej młodszej siostrzyczki, nagle trafiamy na oddział onkologii i walczymy o życie... Nadal nie możemy uwierzyć, że nas to spotkało. Dlaczego niewinne dzieci muszą przechodzić przez takie piekło...? Choroba diametralnie zmieniła jego i naszą rzeczywistość, zmieniając śmiech w ból, dziecięcy pokój w szpitalne łóżko, podwórko w korytarz na oddziale onkologicznym. Jedna nocka w szpitalu zamieniła się w kolejne - tak od 2 marca wygląda naszą codzienność i tak to będzie wyglądać wiele miesięcy. Leczenie potrwa minimum 1,5 roku... Przez ten czas piekło przechodzimy nie tylko my, ale również Lenka – młodsza siostra Kubusia, która jeszcze nie rozumie, dlaczego w domu nagle nie ma jej ukochanego braciszka, dlaczego tak rzadko widzi mamusię, która do tej pory zawsze była obok. Guz w brzuchu Kubusia jest tak duży, że wypełnia przestrzenie między narządami, przesuwając je i uciskając... Stąd problemy z apetytem, które miał synek, a następnie bóle brzucha. Ze względu na fazę choroby oraz rozmiar zmian nasz syn musi przejść przez każdy etap leczenia – pierwszym z nich jest chemioterapia. Tylko zmniejszenie i osłabienie guza daje możliwość jego operacyjnego usunięcia i przejście na kolejne etapy – wycięcie guza, mega chemioterapię, radioterapię, autoprzeszczep szpiku, immunoterapię... Nowotwór, który zaatakował naszego Kubusia, charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem nawrotu, a wtedy atakuje ze zdwojoną siłą. Przy wznowie szanse na życie maleją, dlatego nie możemy do niej dopuścić! Po zakończonym leczeniu w Polsce nadzieją na wygranie wojny i całkowity powrót do zdrowia jest nierefundowana szczepionka przeciwko neuroblastomie... Niestety podawana jest tylko w jednej klinice na świecie, w Nowym Jorku i nie jest refundowana. Zdrowie i życie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną kwotę pieniędzy. Nigdy nie sądziliśmy, że jako rodzice będziemy musieli prosić o pieniądze, żeby ratować życie naszego synka. Teraz wiemy, że rodzic jest w stanie zrobić wszystko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Kwota ta jest dla nas nieosiągalna. Wierzymy jednak, że wspólnie z Waszą pomocą, pomocą dobrych ludzi, uzbieramy środki na ocalenie życia naszego synka. Kubuś dzielnie znosi terapię, chociaż zmaga się nie tylko z efektami ubocznymi leczenia, ale także z tęsknotą oraz rozłąką z najbliższymi. Codziennie pyta o młodszą siostrę i dziadków, o to kiedy będzie mógł kąpać się w basenie, kiedy będzie mógł bawić się ze swoimi kuzynami i temat najważniejszy – kogo zaprosi i gdzie będzie obchodził swoje 5 urodziny. Na żadne z tych pytań nie potrafimy mu odpowiedzieć. Mamy nadzieję, że cały ten koszmar to tylko etap przejściowy, po którym wrócimy do domu i wymażemy go z pamięci. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujemy Waszego wsparcia, sami nie damy rady. Kochamy Cię, Kubusiu... Obiecujemy, że zrobimy dla Ciebie wszystko. Błagamy Was o pomoc w walce o życie naszego synka. Rodzice Kubusia ➡️ Śledź walkę Kubusia na Facebooku - Kubuś kontra neuroblastoma

303 321,00 zł ( 16,77% )
Brakuje: 1 505 190,00 zł
Martynka Stasiak
Martynka Stasiak , 3 latka

Dramat Martynki❗️Straszna choroba zabiera ją na naszych oczach!

Martynka cierpi na ciężki zespół genetyczny – Zespół Retta. Ta straszna choroba powoli kradnie nam nasze dziecko. Odbiera jej władzę nad własnym ciałem, bo choć bardzo chce, nie może mówić, wyrażać swoich uczuć, nie może przytulić swojego ulubionego misia, czy przełożyć stron w książeczkach, które tak bardzo lubi oglądać, a jeszcze niedawno było to dla niej możliwe. Choroba z biegiem czasu postępuje, dlatego czas jest dla nas bardzo ważny!   Wraz z diagnozą pojawiło się dla nas światełko w tunelu, w USA został zatwierdzony pierwszy lek dedykowany zespołowi Retta, który daje nadzieję na lepsze jutro. Leczenie jest bardzo kosztowne, ale wierzymy, że wspólnie damy radę i uratujemy naszą córeczkę, naszego Aniołka, bo tak właśnie nazywane są dziewczynki cierpiące na zespół Retta  - Milczące Anioły.   Martynka urodziła się 18.10.2020 r. Był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu, oboje bardzo przygotowywaliśmy się na przyjście naszego pierwszego dziecka. Na początku wszystko było idealnie, nic nie wskazywało na to, że Martynka jest ciężko chora. Pierwsze 8 miesięcy naszego rodzicielstwa było dla nas wspaniałym okresem, bo nasza córeczka prawidłowo się rozwijała.   Z dnia na dzień obserwowaliśmy, jak rośnie i nabiera nowych umiejętności, usłyszeliśmy pierwsze słowa: mama, tata i były to dla nas najpiękniejsze chwile w życiu. Nie mogliśmy się doczekać pierwszych zabaw w chowanego, nauki jazdy na rowerze, a dzisiaj już wiemy, że nasze marzenia stają się nieosiągalne. Po 8 miesiącu rozpoczęliśmy rehabilitację, Martynka nie osiągała wyższych pozycji, wszyscy specjaliści zapewniali nas, że to tylko obniżone napięcie mięśniowe, ma czas i nadrobi. Jednak kiedy zbliżały się jej pierwsze urodziny, a ona mimo intensywnej rehabilitacji, wciąż nie była w stanie samodzielnie usiąść, zaczęliśmy pogłębiać diagnostykę. Zostaliśmy skierowani na różne badania m.in. pod kątem SMA, czy badania metaboliczne. Jednak wszystkie wyniki wychodziły prawidłowo, Martynka w niedługim czasie zaczęła samodzielnie siadać i wstawać przy meblach, więc znowu usłyszeliśmy, że mamy zdrowe dziecko. Po takich wizytach zawsze kamień spadał nam z serca, ale w głębi duszy czuliśmy, że coś jest nie tak i szukaliśmy dalej. Sierpień 2022 był dla nas najgorszym okresem w naszym życiu, Martynka weszła w regres, zaczęła tracić władzę w rączkach, pojawiły się stereotypie ruchowe, padaczka i zaburzenia snu. Nasza córeczka była nerwowa, czasami płakała tak, że nie byliśmy w stanie jej uspokoić. Przestała mówić: mama, tata, baba… byliśmy tym przerażeni i nie wiedzieliśmy, co dzieje się z naszym dzieckiem. Po przeprowadzeniu badań i wprowadzeniu odpowiedniego leczenia było troszkę lepiej, jednak na jesieni objawy padaczkowe znowu się nasiliły i trafiliśmy do szpitala. Kiedy w szpitalu usłyszeliśmy o podejrzeniu Zespołu Retta, świat się dla nas zawalił, niestety badania genetyczne potwierdziły tę straszną diagnozę. Zespół Retta jest to zaburzenie neurorozwojowe, które wynika z uszkodzenia funkcji genu MECP2 położonego na chromosomie żeńskim X. Do typowych objawów zalicza się: utratę sprawności manualnej i zdolności mówienia, zaburzenia koordynacji ruchowej ciała, stereotypowe ruchy rąk, zgrzytanie zębami, problemy z kontaktami społecznymi, napady padaczkowe, problemy żołądkowe jelitowe i oddechowe, w późniejszym okresie skoliozy i przykurcze mięśniowe, mogą także wystąpić problemy kardiologiczne. Postanowiliśmy działać, zrobimy wszystko, aby Martynka była szczęśliwa, mogła samodzielnie funkcjonować i czerpać radość z życia. W USA dostępny jest lek, który poprawia funkcjonowanie dziewczynek z Zespołem Retta. Jednak jego cena jest dla nas nieosiągalna, dlatego bez waszego wsparcia nie jesteśmy w stanie pomóc naszemu dziecku. Mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości zostanie zatwierdzona terapia genowa, która pozwoli dziewczynkom chorym na Zespół Retta wrócić do pełni zdrowia. Jednak na dzień dzisiejszy musimy walczyć o to, aby utrzymać Martynkę w jak najlepszej sprawności. Leczenie poprawia komunikację, koordynację ruchową, ogólny nastrój, zmniejsza stereotypie ruchowe rąk i problemy z oddychaniem. Dzięki leczeniu będziemy mogli na nowo usłyszeć tak wyczekiwane przez nas słowa – mama i tata. Martynka będzie mogła komunikować swoje potrzeby, powiedzieć, że chce jej się pić, jeść i jak się czuje. Będzie mogła na nowo pobawić się zabawkami i manipulować nimi w rączkach. Wierzymy, że z Waszą pomocą jesteśmy w stanie uzbierać tak dużą kwotę i pomóc naszemu dziecku, a tym samym dać jej szansę na lepsze życie. Dziękujemy za każdą okazaną nam pomoc i wsparcie. –––––––––– GRUPA LICYTACYJNA – KLIKFANPAGE Martynki – KLIK TVP ŁÓDŹ – > KLIK

3 512 854,00 zł ( 100,06% )
Filip Brański
Filip Brański , 33 lata

Mamy tylko siebie! Pomóż nam ratować życie BRATA❗️

Stan krytyczny. Roztrzaskane kości, pęknięty kręgosłup, zmiażdżone narządy wewnętrzne. To cud, że żyje – usłyszeliśmy od lekarzy, rozdarci bólem, który do tej pory był nam obcy. Filip, mimo tak mocnych obrażeń dostał od losu szansę. Drugiej nie będzie… Błagamy o pomoc! Nasz brat walczy o życie po wypadku komunikacyjnym. Od momentu tej tragedii, 16 kwietnia tego roku, jest nieprzytomny. Opleciony gąszczem kabli i aparatury, która podtrzymuje go przy życiu. Nie może samodzielnie oddychać. W naszych głowach dźwięczy przerażająca cisza. Przecież do tej pory rozmawialiśmy codziennie. Nie mamy rodziców. Filip nie założył swojej rodziny. O jego życie i zdrowie walczymy my – dwie siostry i brat. Jesteśmy razem od zawsze, NA ZAWSZE! Nie dopuszczamy do siebie myśli, że Filipka może zabraknąć… Jeszcze kilka tygodni temu razem spędzaliśmy święta. Czy to ostatnie? Nie możemy na to pozwolić! Filip zawsze był naszą opoką. Jest niezwykle silnym, spontanicznym mężczyzną i kochającym bratem, najlepszym wujkiem chrzestnym i przyjacielem. Odbiera telefon o każdej godzinie, w dzień i w nocy. Gdy jest potrzebny, potrafi natychmiast do nas przyjechać, nawet zza granicy. Zły los jest jednak bezwzględny… Filip doznał obrzęku mózgu i zmiażdżenia pęcherza moczowego. Połamał żebra. Jego płuca i serce zostały stłuczone, a kręgosłup pękł w dwóch miejscach. Miednica rozsypała się na kawałeczki... Nasz brat przeszedł już operację usunięcia krwiaka i śledziony. Przed nim kolejna, by złożyć biodra i miednicę. Każda interwencja chirurgiczna jest dla niego zarówno szansą na życie, jak i śmiertelnym zagrożeniem.  Filip jednak jest z nami, silny i waleczny. Codziennie odwiedzamy go w szpitalu. Mówimy do niego. Opowiadamy. Planujemy. Ciśnienie krwi się ustabilizowało i lekarze powoli wybudzają go ze śpiączki farmakologicznej. Musimy jak najszybciej zdobyć środki, by zapewnić mu dalsze niezbędne operacje, intensywną rehabilitację i wsparcie medyczne. Bez tego, szanse Filipa spadają do ZERA. Z serca błagamy. Pomóżcie nam ratować naszego ukochanego brata. Każda złotówka ma znaczenie i przybliża go do życia, które kochał – pełnego energii, radości i nowych przygód. Mamy tylko siebie… Rodzeństwo

20 384,00 zł ( 31,93% )
Brakuje: 43 446,00 zł
Abek Suyunzoda
Pilne!
Abek Suyunzoda , 2 latka

Nasz synek UMIERA... Ratunku❗️

Nasz koszmar zaczął się, gdy synek miał zaledwie osiem miesięcy... To właśnie wtedy lekarze powiedzieli nam, że jest śmiertelnie chory. Nie dawali nam żadnej nadziei i kazali przygotować się na najgorsze. Mimo naszej rozpaczy nie załamaliśmy się – sprzedaliśmy wszystko, co mieliśmy wartościowego i rozpoczęliśmy poszukiwanie ratunku za granicą.  W trakcie lotu do kliniki, tysiące metrów nad ziemią, stan synka dramatycznie się pogorszył. Gdy tylko wylądowaliśmy, zostaliśmy pilnie hospitalizowani na oddziale intensywnej terapii. To tam czekała na nas wstrząsająca diagnoza – ostra białaczka limfoblastyczna. Rozpoczął się wyścig z czasem o życie naszego dziecka. Synek leżał na łóżku podłączony pod kroplówkę z chemioterapią, a my mogliśmy tylko ocierać jego łzy. Taki maleńki, bezbronny i niewinny… Dlaczego? Niestety, gdy myśleliśmy, że nic gorszego nie może się stać, lekarz przekazał nam najgorsze możliwe wieści. Komórki nowotworowe były zbyt silne, chemioterapia nie pomagała… Niezbędny był natychmiastowy przeszczep szpiku! Musieliśmy zadłużyć się, by ratować nasze dziecko! Z wielką nadzieją walczyliśmy o jego życie. Przeszczep odbył się pomyślnie i przez pół roku byliśmy pod stałą opieką lekarzy. Gdy wydawało się, że najgorsze jest już za nami – koszmar powrócił na nowo. Po miesiącu od powrotu do domu u synka pojawił się guz pod lewym okiem. Nasz świat zawalił się po raz kolejny. Całe piekło, przez które przeszliśmy, zaczęło się od nowa: znów leczenie, znów narkozy, badania. Lekarze przepisali cztery bloki chemioterapii. Po czterech miesiącach leczenia synek wszedł w remisję i ponownie zostaliśmy wypisani ze szpitala. Niestety, nie było nam dane cieszyć się szczęściem… Niedługo później zauważyliśmy, że obok ucha pojawił się kolejny guz… Wiedzieliśmy, co to oznacza, lecz nie chcieliśmy w to uwierzyć... Po przeprowadzeniu badań lekarze powiedzieli nam, że pojawił się guz w jego węzłach chłonnych i trzeba ponownie rozpocząć leczenie. Niezbędne są kolejne dwa bloki chemioterapii i drugi przeszczep szpiku kostnego. Nie jesteśmy w stanie już powstrzymać  łez… Na pierwszą operację wydaliśmy już wszystko, co mieliśmy – a także wszystko, co mogliśmy pożyczyć. Koszt przeszczepu i chemioterapii wynosi ponad 400 tysięcy złotych! Nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnych pieniędzy sami... Taka jednak jest cena życia naszego maleńkiego chłopca i musimy ją zapłacić! Błagaliśmy lekarzy, żeby przyjęli nas na leczenie na kredyt. Rozpoczęliśmy leczenie, jednak natychmiast musimy uregulować opłaty za pierwsze dawki chemioterapii oraz nadchodzący przeszczep.   My nie prosimy, lecz błagamy o ratunek. Codziennie patrzymy w ufne oczy synka i widzimy, jak powoli gaśnie… Jesteście naszą jedyną nadzieją na ratunek! Bez okrutnie drogiego leczenia nasze dziecko czeka ŚMIERĆ. Rodzice

141 830,00 zł ( 30,81% )
Brakuje: 318 415,00 zł
Marcelina Garska
Pilne!
Marcelina Garska , 3 latka

PILNE❗️Od tej operacji zależy życie mojej córeczki!

Marcelinka ma dopiero 3-latka, a już przeszła dwie operacje serca. Od urodzenia przebywa w różnych szpitalach. Niestety, kolejne badania wciąż wydłużają listę przeraźliwych diagnoz. Z każdym dniem jej stan się pogarsza, tętnice ulegają zwężeniu, a saturacja spada. Tworząc ten apel, przebywam z Marcelinką na oddziale kardiologii dziecięcej we Wrocławiu. 22 listopada lekarze wykonali cewnikowanie serca, nie pozostawiając żadnych złudzeń. Marcelinka potrzebuje kolejnej pilnej operacji. W Polsce córeczka jest pacjentem do operacji Fontana. Po tej operacji czeka już tylko leczenie paliatywne. Leczenie, które jak mówią lekarze daje maksymalnie 25 lat życia. Niewydolność serca, arytmie, reoperacje to tylko niektóre przyczyny wcześniejszego zgonu. To jest pierwszy scenariusz, który mnie jako matkę przeraża do bólu. Drugi jest szansą Marcelinki na lepsze życie. Tą szansą jest operacja w specjalistycznej klinice w Bostonie. Jestem w stałym kontakcie z lekarzami, którzy szukają alternatywnego leczenia dla Marcelinki. Ubiegam się o kwalifikację do leczenia w Bostonie, ponieważ chcę móc patrzeć w lustro ze świadomością, że robię wszystko co w mojej mocy, by dać Marcelince szansę na życie. Czasu mamy naprawdę niewiele. Decyzja mysi zapaść w ciągu najbliższych pojedynczych miesięcy. Decyzja, czy zostajemy w Polsce, wiedząc, że w każdej chwili mogę stracić córeczkę lub walczyć i prosić o pomoc. Dla mnie decyzja może być tylko jedna. Dziś stoję przed Wami i proszę o pomoc. Nie mogę dłużej czekać. Nie mogę czekać bezczynnie na śmierć dziecka. Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by uratować moją córeczkę. Bez Waszego wsparcia to się nie uda. Sama nie jestem w stanie uzbierać tak niewyobrażalnej sumy! Dlatego proszę Was o pomoc! Seweryna, mama Marcelinki Licytacje dla Marcelink –> KLIK

1 446 539,00 zł ( 67,98% )
Brakuje: 681 120,00 zł
Bruno Cichocki
Pilne!
12 dni do końca
Bruno Cichocki , 10 lat

Nóżka do ocalenia - Bruno Cię potrzebuje❗️

Do przyjęcia do szpitala został niespełna tydzień, prosimy o Wasze wsparcie, bez niego stan Bruna będzie się pogarszał z dnia na dzień i zaprzepaścimy efekt ostatnich dwóch lat spędzonych w aparacie Ilizarowa. Okaże się, że 760 dni walki z bólem, ciągłymi stanami zapalnymi, dziesiątki terapii antybiotykowych, wiele tygodni pobytu w szpitalach pójdą na marne… Chociaż ostatni etap leczenia aparatem Ilizarowa rozpoczęty we wrześniu 2021 nie był dla Bruna łatwy, to udało się go zakończyć pod koniec listopada 2023 (po ponad dwóch latach). Bruno miał ogromną nadzieję, że po dwóch (no może trzech miesiącach) kość się zrośnie i wzmocni a on – zaopatrzony w nowe ortezy – zagra wreszcie z kolegami w piłkę, pojeździ na rowerze czy hulajnodze. Niestety…. Minęło pięć miesięcy od zdjęcia aparatu, a zrost kości nie tylko postępuje bardzo wolno, to jeszcze jest na tyle słaby, że operowana piszczel odkształca się pomimo stabilizacji gipsem – nawet oko laika zobaczy, że kość na zdjęciu RTG wygląda bardzo źle. Lekarze zadecydowali o pilnej konieczności przeprowadzenia operacji, dzięki której zabezpieczą słabą kość metalową płytką. Jak zawsze na przeszkodzie stają koszty… Ostatni etap leczenia pochłonął o wiele więcej środków niż zakładaliśmy – niestety szalejąca inflacja nie ominęła wycen w klinice – kwota planowana na pokrycie kosztów całego leczenia Ilizarowem, a także na niezbędne potem ortezy, wystarczyła… ale tylko na to pierwsze (i to nawet nie na całość). Aktualnie, zupełnie nie planowaną, lecz konieczną operację wyceniono na 12600 euro, a termin przyjęcia do szpitala wyznaczono na 28.04.2024. Kolejny wydatek to ortezy, które są niezbędne. Do przyjęcia do szpitala został niespełna tydzień, prosimy o Wasze wsparcie, bez niego stan Bruna będzie się pogarszał z dnia na dzień i zaprzepaścimy efekt ostatnich dwóch lat spędzonych w aparacie Ilizarowa. Okaże się, że 760 dni walki z bólem, ciągłymi stanami zapalnymi, dziesiątki terapii antybiotykowych, wiele tygodni pobytu w szpitalach pójdą na marne… Proszę Was o wsparcie dla Bruna – chłopca, który ma niespełna 11 lat a jak dotąd już 4,5 roku spędził w metalowym stabilizatorze. Aktualnie niemal pół roku nosi gips i porusza się o kulach – w sumie przez prawie połowę życia nie mógł normalnie chodzić! Mimo tych przeciwności jest radosny i uśmiechnięty, ma wielu przyjaciół, z którymi nawet z metalowym stabilizatorem grał w piłkę i jeździł na hulajnodze. Jego wielką pasją jest muzyka – od roku gra na keyboardzie a od kilku miesięcy na ukulele oraz gitarze, kocha śpiewać. Kilka razy w tygodniu o roku pokonuje po schodach trzy piętra, aby dotrzeć do pracowni muzycznych i rozwijać swoje zainteresowania.  Od września rozpocznie naukę w Szkole Muzycznej w klasie klarnetu – to jego wielkie marzenie, robi wszystko, aby je spełnić – test kompetencji zdał celująco. Bruno głęboko wierzy, że niebawem odzyska, chociaż część sprawności oraz niezależności. Aby to osiągnąć, potrzebuje operacji a później ortez. Są to cele możliwe do osiągnięcia tylko z Waszą pomocą. ➡️ Licytacje dla Bruna - ocalmy jego nóżkę

31 540,00 zł ( 18,35% )
Brakuje: 140 273,00 zł
Amelia Brzykcy
Amelia Brzykcy , 10 lat

Amelka cierpi na naszych oczach! Błagamy o pomoc!

Amelka miała 3,5 roku kiedy zaczął się nasz koszmar. Córeczka wybudzała się w nocy, głęboko przełykała ślinę, była nieobecna, miała powiększone źrenice, a jej ciało było wiotkie. Musieliśmy dowiedzieć się, co jej jest! Diagnoza wywróciła nasze życie do góry nogami! Po wielu badaniach i konsultacjach w szpitalu, u naszej córki rozpoznano padaczkę. Pojawił się strach, lęk, wiele pytań, przerażenie. Z początku jeszcze wierzyliśmy, że uda się za pomocą leków zatrzymać chorobę. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna – wdrożone leki nie pomagały, a z dnia na dzień padaczka postępowała. Wcześniej córka miała ataki tylko w nocy, a teraz incydenty pojawiały się także w dzień. Amelka bała się chodzić po domu, kurczowo trzymała się ścian. Zaczęła bać się nagłych hałasów – zwykłe klaśnięcie rąk sprawiało, że córka ze strachu przewracała się. Każdy upadek zostawia ślady na ciele, ale i psychice naszej córeczki... Niedługo później po raz kolejny trafiliśmy do szpitala. Tam postawiono inną diagnozę – hiperekpleksję. To niepadaczkowa choroba, uwarunkowana genetycznie. Nasz świat znowu runął! Ciężko nam wracać do tych wspomnień... Amelce przepisano nowe leki, jednak nie dawały pozytywnych skutków. Tak funkcjonowaliśmy ponad rok, jednak pewnego dnia powiedzieliśmy: DOŚĆ, tak nie da się żyć! Nie ma żadnej poprawy, wręcz jest coraz gorzej.  Udaliśmy się do kolejnego szpitala, wierząc, że tam otrzymamy wsparcie i pomoc, jakiej potrzebowaliśmy. Czekał nas szok – lekarze obalili diagnozę hiperekpleksji i Amelka ponownie otrzymała rozpoznanie padaczki lekoopornej. W szpitalach bardzo starano się nam pomóc, wykonywano kolejne badania, jednak wdrażane leki działały tylko na chwilę, dając fałszywą nadzieję.  Amelka na pierwszy rzut oka jest zdrowym dzieckiem, nie widać, że coś jej dolega, a jednak ataki niszczą nasze dziecko. Na tę chwilę Amelka nie chodzi nawet do szkoły. Boi się sama poruszać po domu – czasem wystarczy, że źle postawi nogę, przestraszy się i nastąpi atak. Napady zdarzają się podczas codziennych czynności: posiłku czy oglądania bajki, a także podczas odrabiania lekcji. Po takim ataku Amelka nie jest w stanie się skupić, co powoduje frustrację i niechęć do dalszej nauki. Obecnie nie mamy już szans na leczenie w Polsce! Na nasz apel odpowiedzieli lekarze z kliniki w Niemczech – tylko tam mamy możliwość dalszej walki o zdrowie Amelki. Niestety, taka konsultacja to ogromny wydatek, otrzymaliśmy kosztorys na ponad 30 tysięcy złotych! Badania w klinice w Niemczech to jedyna szansa na rozwiązanie zagadki ataków Amelki. Bardzo prosimy o Waszą pomoc, sami nie damy rady. Pomóżcie nam zawalczyć o zdrowie naszej ukochanej córeczki! Rodzice Amelki

15 680,00 zł ( 49,13% )
Brakuje: 16 235,00 zł
Natalia Dąbkowska
Pilne!
Natalia Dąbkowska , 17 lat

To nie czas umierać❗️ Pomóż nastoletniej Natalii wygrać ze złośliwym nowotworem mózgu❗️

Nic nie jest w stanie przygotować rodzica na taki szok. Nic nie jest w stanie przygotować na widok ukochanego dziecka na oddziale onkologicznym – tracącego włosy, wstrząsanego konwulsjami, podłączonego do kroplówki z chemioterapią… Nic nie jest w stanie przygotować na wszechogarniającą panikę, gdy dowiadujemy się, że nasze dziecko jest śmiertelnie chore… To był moment, którego nie zapomnimy nigdy. Gdy lekarz powiedział nam, że u Natalii wykryto glejaka, nasz świat się załamał. Diagnoza brzmiała jak wyrok śmierci. Nie mogliśmy w to uwierzyć, nie chcieliśmy w to uwierzyć! Modliliśmy się, żeby to była jakaś dramatyczna pomyłka, koszmar, z którego obudzimy się nazajutrz…  Niestety, następnego ranka w głowie naszego dziecka nadal rósł zabójczy i złośliwy nowotwór… Lekarze natychmiast zadecydowali o operacji. Nie było nawet sekundy do stracenia, musieliśmy ratować życie córki. 6 grudnia 2023 roku Natalia trafiła na stół operacyjny, a chirurdzy wycięli glejaka. Lekarze mają nadzieję, że udało się usunąć cały nowotwór, jednak ostateczne potwierdzenie przyniosą dopiero kolejne miesiące. Do tego czasu każdego dnia będziemy drżeć o życie córki.  Natalia jako 17-letnia dziewczyna musi przejść piekło. Kolejne dawki chemioterapii palą jej żyły, a dni wypełniają bóle głowy, żołądka i zdające się nigdy nie kończyć wymioty… Gdy patrzy w lustro, widzi zupełnie inną siebie niż jeszcze parę miesięcy temu – wychudzoną, siną i z łysą głową. Nasza córka stara się być dzielna i nie rozpaść się na tysiące kawałków. Ile jednak jeszcze musi wycierpieć? Dla Natalii zrobimy wszystko. Gdybyśmy tylko mogli, zabralibyśmy od niej tę okrutną, bezlitosną chorobę i zajęli miejsce córki. Przeszlibyśmy całą tę drogę za nią i zamiast niej przyjęli każdą z dawek chemioterapii. Niestety, jedyne co możemy zrobić to ucałować chłodne, blade czoło córki i ocierając łzy – obiecać ratunek. Leczenie onkologiczne zarówno w Polsce jak i za granicą wiąże się z niezwykle wysokimi kosztami. Jeżeli jednak taka jest cena życia naszego dziecka – zrobimy wszystko, by ją zapłacić. Poprosimy o pomoc każdego i zapukamy do każdych drzwi.  Nikt nie jest w stanie przejść takiego koszmaru sam. Prosimy, podajcie nam pomocną dłoń i pomóżcie wyciągnąć Natalię z onkologicznego piekła. Rodzice

169 887,00 zł ( 79,84% )
Brakuje: 42 879,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki