Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Bruno Cichocki
Pilne!
12 dni do końca
Bruno Cichocki , 10 lat

Nóżka do ocalenia - Bruno Cię potrzebuje❗️

Do przyjęcia do szpitala został niespełna tydzień, prosimy o Wasze wsparcie, bez niego stan Bruna będzie się pogarszał z dnia na dzień i zaprzepaścimy efekt ostatnich dwóch lat spędzonych w aparacie Ilizarowa. Okaże się, że 760 dni walki z bólem, ciągłymi stanami zapalnymi, dziesiątki terapii antybiotykowych, wiele tygodni pobytu w szpitalach pójdą na marne… Chociaż ostatni etap leczenia aparatem Ilizarowa rozpoczęty we wrześniu 2021 nie był dla Bruna łatwy, to udało się go zakończyć pod koniec listopada 2023 (po ponad dwóch latach). Bruno miał ogromną nadzieję, że po dwóch (no może trzech miesiącach) kość się zrośnie i wzmocni a on – zaopatrzony w nowe ortezy – zagra wreszcie z kolegami w piłkę, pojeździ na rowerze czy hulajnodze. Niestety…. Minęło pięć miesięcy od zdjęcia aparatu, a zrost kości nie tylko postępuje bardzo wolno, to jeszcze jest na tyle słaby, że operowana piszczel odkształca się pomimo stabilizacji gipsem – nawet oko laika zobaczy, że kość na zdjęciu RTG wygląda bardzo źle. Lekarze zadecydowali o pilnej konieczności przeprowadzenia operacji, dzięki której zabezpieczą słabą kość metalową płytką. Jak zawsze na przeszkodzie stają koszty… Ostatni etap leczenia pochłonął o wiele więcej środków niż zakładaliśmy – niestety szalejąca inflacja nie ominęła wycen w klinice – kwota planowana na pokrycie kosztów całego leczenia Ilizarowem, a także na niezbędne potem ortezy, wystarczyła… ale tylko na to pierwsze (i to nawet nie na całość). Aktualnie, zupełnie nie planowaną, lecz konieczną operację wyceniono na 12600 euro, a termin przyjęcia do szpitala wyznaczono na 28.04.2024. Kolejny wydatek to ortezy, które są niezbędne. Do przyjęcia do szpitala został niespełna tydzień, prosimy o Wasze wsparcie, bez niego stan Bruna będzie się pogarszał z dnia na dzień i zaprzepaścimy efekt ostatnich dwóch lat spędzonych w aparacie Ilizarowa. Okaże się, że 760 dni walki z bólem, ciągłymi stanami zapalnymi, dziesiątki terapii antybiotykowych, wiele tygodni pobytu w szpitalach pójdą na marne… Proszę Was o wsparcie dla Bruna – chłopca, który ma niespełna 11 lat a jak dotąd już 4,5 roku spędził w metalowym stabilizatorze. Aktualnie niemal pół roku nosi gips i porusza się o kulach – w sumie przez prawie połowę życia nie mógł normalnie chodzić! Mimo tych przeciwności jest radosny i uśmiechnięty, ma wielu przyjaciół, z którymi nawet z metalowym stabilizatorem grał w piłkę i jeździł na hulajnodze. Jego wielką pasją jest muzyka – od roku gra na keyboardzie a od kilku miesięcy na ukulele oraz gitarze, kocha śpiewać. Kilka razy w tygodniu o roku pokonuje po schodach trzy piętra, aby dotrzeć do pracowni muzycznych i rozwijać swoje zainteresowania.  Od września rozpocznie naukę w Szkole Muzycznej w klasie klarnetu – to jego wielkie marzenie, robi wszystko, aby je spełnić – test kompetencji zdał celująco. Bruno głęboko wierzy, że niebawem odzyska, chociaż część sprawności oraz niezależności. Aby to osiągnąć, potrzebuje operacji a później ortez. Są to cele możliwe do osiągnięcia tylko z Waszą pomocą. ➡️ Licytacje dla Bruna - ocalmy jego nóżkę

31 090,00 zł ( 18,09% )
Brakuje: 140 723,00 zł
Jan Grela
Jan Grela , 2 latka

Potrzeba 15 MILIONÓW, żeby powstrzymać ŚMIERTELNĄ chorobę Jasia❗️POMOCY❗️

Jaś ma dystrofię mięśniową Duchenne’a. To krótkie, zwykłe z pozoru zdanie zmienia wszystko. Przekreśla przyszłość naszego kochanego chłopca. Sprawia, że spokojne życie zmieniło się w walkę z czasem. Choroba powoduje powolny zanik mięśni, co ma tragiczne konsekwencje... Ale tak nie musi wcale być! Na drodze stoi jednak 15 milionów! Tyle musimy zapłacić za leczenie... Kwota wręcz niewyobrażalna, ale przecież rodzice zrobią dla swojego dziecka wszystko. Prosimy o pomoc dla naszego dzielnego Jasia! Gdy ktoś spojrzy na naszego synka, widzi uśmiechniętego i zdrowego chłopca. Choroby póki co nie widać. Ale ona już teraz zaczęła zabierać nam Jasia kawałek po kawałku. A będzie tylko gorzej… Obecnie jedyną nadzieją jest podanie terapii genowej, która pozwala na zatrzymanie lub znaczne spowolnienie postępu choroby. O to dziś walczymy z całych sił i wierzymy, że się uda! Jaś urodził się 10 lipca 2021 roku i dostał 10 punktów w skali Apgar. Był to wspaniały czas. W domu czekała na niego starsza siostra Ola. Niestety po pewnym czasie zauważyliśmy, że synek rozwija się trochę wolniej, niż jego rówieśnicy. Dawaliśmy mu czas, przecież każde dziecko rozwija się w innym tempie. Jednak gdy, mając 16 miesięcy, Jaś nie potrafił jeszcze chodzić, zwróciliśmy się o pomoc do fizjoterapeuty i neurologa. Zaczął się też niepokój, sprawdzanie objawów w internecie. Gdzieś przewinęły się trzy złowieszcze literki DMD – dystrofia mięśniowa Duchenne’a, ale wtedy nie mogliśmy przypuszczać, że nasz synek choruje na tę bardzo rzadką chorobę… Pani neurolog, badając Jasia, nie zauważyła żadnych znaczących nieprawidłowości. Zleciła jednak badania krwi. Gdy je odebraliśmy, nasz świat się zawalił… Datę 7 lutego 2023 roku zapamiętamy już na zawsze, wtedy to otrzymaliśmy ostateczną diagnozę synka - Dystrofia Mięśniowa Duchenne’a. Nasze serca rozpadły się na milion kawałków. Był to dla nas ogromny szok. Byliśmy w fatalnym stanie. Patrzyliśmy na Jasia i nie wiedzieliśmy, jak to możliwe, że jego malutkie ciało kryje w swoje taką straszliwą chorobę… Wadliwe geny, przez które będzie tak bardzo cierpiał, przez które nie dożyje dorosłości… Nagle pojawiła się jednak nadzieja! 22 czerwca 2023 w USA zatwierdzona została pierwsza na świecie terapia genowa, której celem jest zatrzymanie lub spowolnienie postępu choroby. Koszt tej terapii jest niewyobrażalnie wysoki. Wierzymy jednak, że z pomocą ludzi dobrej woli, uda się zebrać tak ogromną sumę pieniędzy! 15 milionów złotych... Im wcześniej Jaś otrzyma terapię genową, tym większa nadzieja na skuteczne spowolnienie tragicznych skutków choroby. Dlatego startujemy do wyścigu z czasem! Choć byliśmy załamani, dziś jesteśmy w pełni zmobilizowani i pełni nadziei! Żeby zatrzymać chorobę Jasia, potrzebujemy jednak pomocy. Dobrych serc, które wesprą zbiórkę naszego dzielnego synka! Jaś codziennie dzielnie walczy o utrzymanie swojej sprawności. Niestety ma problemy z utrzymywaniem równowagi, chodzeniem po schodach, czasami nagle upada… Musimy na niego bardzo uważać, bo w jego przypadku każde złamanie mogłoby mieć poważne konsekwencje. Pomimo tych kłopotów, trudno byłoby podejrzewać, że jest tak poważnie chory. Jest żywym, uśmiechniętym dzieckiem. Lubi bawić się z innymi dziećmi na placu zabaw. Uwielbia traktory i układanie klocków. Chcielibyśmy, żeby jego beztroskie dzieciństwo trwało. Niestety, nie będzie... Choroba będzie dawała o sobie znać coraz mocniej. Rozpoczynamy więc niesamowicie trudną walkę o uzbieranie OGROMNEJ kwoty! Prosimy o pomoc! Liczy się każda złotówka i każde udostępnienie! Dołączcie do drużyny Jasia!Rodzice, Elżbieta i Artur ➡️ Licytacje na Facebooku

208 929,00 zł ( 1,4% )
Brakuje: 14 684 689,00 zł
Krzyś Zawada
Pilne!
Krzyś Zawada , 4 latka

❗️Pomóż uratować Krzysia przed DMD – ŚMIERTELNĄ chorobą❗️Potrzebny lek za 15 milionów❗️

Krzyś, nasz malutki synek, żyje z wyrokiem, który wydała na niego śmiertelna choroba. Cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne’a… Jego mięśnie zanikają, a my rozpaczliwie walczymy o ratunek. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której po raz kolejny musimy błagać o pomoc. Tym razem nie chodzi o turnusy rehabilitacyjne, czy leczenie. Lekarze w USA chcą podawać dzieciom w wieku od 4 do 5 lat terapię genową. To metoda, która może zmienić wszystko. Jednak jej koszt to ponad 14 milionów złotych!  Mięśnie… To one pozwalają nam poruszać się, chodzić, chwytać, ale też uśmiechać się, mówić, jeść i oddychać… Każdemu zależy, żeby były sprawne i silne. Kiedy słabną mimo ciężkiej pracy, rozgrywa się prawdziwy dramat. Człowiek traci kolejne umiejętności… Przestaje się ruszać, połykać, oddychać – jego życie zależy od wózka inwalidzkiego, respiratora i sondy… Chcemy zrobić wszystko, by oszczędzić tego naszemu kochanemu synkowi. Krzyś urodził się zdrowy, wszystkie badania uspokajały nas, że tak już zostanie. Byliśmy tacy szczęśliwi… Pierwszy kryzys pojawił się, gdy synek skończył 7 miesięcy. Opóźnienie jego rozwoju stawało się coraz bardziej widoczne. Krzyś nie podnosił główki, leżał niemal nieruchomo... Wyniki badań wciąż wychodziły niemal książkowo, jednak nasza intuicja podpowiadała nam, że musimy szukać… Dopiero bardzo szczegółowe badanie genetyczne dało dramatyczną odpowiedź - dystrofia mięśniowa Duchenne'a.  Dlaczego on musi cierpieć – nasz mały, niewinny, bezbronny synek. Nie mogliśmy się z tym pogodzić, nie możemy do dzisiaj… Dystrofia mięśniowa Duchenne'a jest arcyrzadka, dotyka jednego na trzech tysięcy chłopców. Nasz Krzyś miał tego pecha, że znalazł się w tej nieszczęsnej trójce… Codziennie widzimy, jak choroba postępuje i łamie nam to serca... Przy życiu trzymają go sterydy. Każdej nocy budzi nas krzyk – Krzysiu ma bardzo mocne skurcze nóżek, które powstrzymuje jedynie masowanie. Do tego dochodzą problemy kardiologiczne… Każda, nawet drobna infekcja kończy się zapalenie płuc, bo mięśnie nie współpracują i synek ma problemy z kaszleniem.  Każdy spacer to walka o to, by po kilku krokach Krzysiu się nie wywrócił. Nóżki odmawiają posłuszeństwa, Krzyś krzyczy, jak bardzo go boli… Wózek jest naszym nieodłącznym kompanem… Podawanie sterydów zahamowało też wzrost synka. Tak wiele problemów u tak małego dziecka… Zazwyczaj stwierdza się uszkodzenie jednego lub dwóch eksonów, czyli odcinków genu. U Krzysia uszkodzonych jest aż 16 fragmentów! Wyrokowi sprzeciwić się możemy tylko podaniem bardzo drogiej terapii genowej w USA. Dlatego kolejny raz musimy prosić o pomoc…  Potrzebujemy wsparcia, aby zapewnić Krzysiowi lepsze życie. Przez ostatnie lata żyliśmy ze świadomością, że nie ma lekarstwa na chorobę naszego synka. Teraz gdy pojawiła się nadzieja, musimy walczyć! Droga będzie długa i wyboista, ale chodzi o życie naszego największego cudu! Im większą Krzyś zachowa sprawność w momencie podania leku, tym większa nadzieja, że terapia genowa przyniesie upragnione rezultaty. Będziemy wdzięczni za każde wsparcie, wpłaty i udostępnienia zbiórki. Wierzymy i mamy ogromną nadzieję, że zbiórka tej niebotycznej kwoty zostanie zrealizowana, a Krzyś pełen sił podziękuje za każdy dar serca ratujący jego życie. Anna i Łukasz, rodzice Krzysia  ➤ Obserwuj walkę Krzysia na jego FACEBOOK'U ➤ Wesprzyj zbiórkę Krzysia poprzez LICYTACJE  ➤ #SuperbohaterzyLeosia - Licytacje Dla Krzysia Zawady ➤ konin.naszemiasto.pl – II Runda ORLEN SUPER RACE w Kleczewie dla Krzysia. ➤ porady.sympatia.onet.pl – Ania samotnie walczy o życie nieuleczalnie chorego synka. "Każdej nocy budzi mnie krzyk" ➤ leczyca.naszemiasto.pl – 4-letni Krzyś z Łęczycy zmaga się z rzadką chorobą genetyczną. W sieci trwa zbiórka na terapię genową w USA ➤ onet.pl - Ciężko chory Krzyś pilnie potrzebuje pomocy. Koszt leczenia zwala z nóg ➤ lodz.tv.pl – Krzyś cierpi na dystrofię mięśniową Duschenna. Potrzebne jest 14 mln na lek ➤ wiadomosci.onet.pl – Ciężko chory Krzyś pilnie potrzebuje pomocy. Trwa zbiórka na kosztowną terapię genową ➤ dzienniklodzki.pl – Mały Krzyś z Łodzi to pierwszy pacjent w Polsce, który zbiera na terapię genową by leczyć dystrofię mięśniową Duchenne'a. Kosztuje 15 mln zł ➤ lodz.tvp.pl – Potrzebna pomoc dla Krzysia. 14 mln złotych na lek przeciw chorobie Duchenne'a ➤ lodz.tvp.pl – Biegacze na Zdrowiu wspierali zbiórkę na leczenie 3-letniego Krzysia ➤ tvtoya.pl

2 671 744,00 zł ( 18,22% )
Brakuje: 11 987 937,00 zł
Tomasz Kasprzak
Pilne!
Tomasz Kasprzak , 11 lat

Przez białaczkę stracił oko❗️Potrzebna PILNA pomoc dla 11-letniego Tomka❗️

Tomek dzielnie walczy z białaczką, ale droga do zdrowia jest niewyobrażalnie trudna. Trzy tygodnie temu konieczne było usunięcie lewego oka! Wszystko przez grzybicę, która pojawiła się zaraz po rozpoczęciu leczenia. Teraz potrzebujemy drogiego, nierefundowanego leku, który pokona infekcję. Jego koszt to 300 tysięcy złotych. Błagamy o pomoc dla naszego dzielnego syna! Okrutną diagnozę poznaliśmy pod koniec października 2023. OSTRA BIAŁACZKA SZPIKOWA. To był prawdziwy szok… Grzybica pojawiła się już po pierwszym podaniu chemii. W grudniu Tomek zaczął mieć problemy z widzeniem, jego oko zaszło mgłą, siatkówka zaczęła się odklejać. W styczniu przestał już w ogóle widzieć! Sytuacja zaczęła się pogarszać. Istniało poważne niebezpieczeństwo, że grzybica przeniesie się do mózgu! Dlatego lekarze podjęli decyzję o usunięciu całego oka… Nie było innego wyjścia... Tomek jest taki dzielny. Mówi, że nie było innego wyjścia, że bez jednego oka można żyć… Jesteśmy z niego niesamowicie dumni, ale tak strasznie boimy się, co będzie dalej. Bez potrzebnego leczenia, grzybica z pewnością dalej będzie siała spustoszenie w jego organizmie… Strach pomyśleć, co jeszcze może odebrać naszemu synowi... Nasz syn do niedawna był zdrowym, pogodnym chłopcem. Uwielbiał spędzać czas ze znajomymi, interesował się starymi samochodami, uwielbiał jeździć na zloty i obserwować te najstarsze modele. Tomek potrafi też świetnie rysować. Nic nie wskazywało na to, że w jego ciele rozwija się śmiertelna choroba... Synek z dnia na dzień zaczął się robić coraz słabszy, pobladł, miał bardzo mało sił. Wykonaliśmy badania krwi, które od razu doprowadziły nas do tej tragicznej diagnozy – ostra białaczka szpikowa! Tomek jeszcze tego samego dnia trafił do szpitala na oddział onkologii i hematologii. Byliśmy przerażeni, ale jednocześnie pełni determinacji i siły do walki. Nie mogliśmy się poddać, musieliśmy walczyć o życie ukochanego dziecka. Przez silne zapalenia grzybicze, konieczne było przerwanie leczenia. W tym czasie choroba jednak nie odpuszczała, w organizmie Tomka komórki nowotworowe wciąż się mnożyły. W lipcu planowany jest przeszczep szpiku, ale musimy najpierw wyleczyć grzybicę. Inaczej leczenie może go po prostu zabić! Nie wiemy, jak długo potrwa walka Tomka. Widzimy jednak, że pomimo całego trudu, bólu i cierpienia, nasz syn się nie poddaje. Z dnia na dzień jego życie zostało wywrócone do góry nogami. Zamiast bawić się z kolegami, aktywnie spędzać czas i realizować swoje pasje, jest zamknięty w murach szpitala. Jego codzienność to ból, chemia i nieustanne badania i wizyty lekarzy. Żadne dziecko nigdy nie powinno doświadczyć takiego cierpienia.  Tomasz jest bardzo dojrzały jak na swój wiek. Ma w sobie ogromne pokłady wrażliwości i empatii. Głęboko wierzy, że uda mu się pokonać chorobę. Musimy zrobić wszystko, żeby tak się właśnie stało. Niestety potrzebujemy ogromnych środków na nierefundowane leczenie. Choroba zaatakowała znienacka, jest bezlitosna. Pomóżcie nam ją pokonać. Wasze wsparcie sprawi, że ta nadzieja nie zgaśnie… Rodzice Tomka

45 726,00 zł ( 14,47% )
Brakuje: 270 232,00 zł
Liliana Bilińska
Pilne!
2 dni do końca
Liliana Bilińska , 3 latka

Maleńka Lilianka zachorowała na złośliwy nowotwór❗️Pomóż w walce o życie!

Na teleporadzie, mimo moich prawie błagań, lekarz odmówił wystawienia skierowania na USG brzuszka albo chociaż badania krwi… Moja córeczka już wtedy umierała…  Gdyby nie matczyne przeczucie i mój upór, dziś Lilianki mogłoby już nie być… Zaczęłyśmy dramatyczną walkę o życie, bo moja córeczka zachorowała na złośliwy nowotwór, który zabiera połowę dzieci! Po zakończeniu leczenia w Polsce koniecznie musimy wyjechać do USA na terapię przeciwko wznowie! Powracający nowotwór i powtórna walka wycieńczonego organizmu zbyt często kończą się śmiercią… Proszę o pomoc dla Lilusi! Ja muszę wierzyć tylko w szczęśliwie zakończenie… Nigdy wcześniej nie pomyślałam nawet, że dzieci mogą tak bardzo cierpieć… Że tak strasznie cierpieć będzie moja córeczka…  Zaczęło się infekcjami – wrzesień, początek przedszkola. Niby standard, musi swoje przechorować. Ale infekcja goniła kolejną. Pediatra stwierdzał zwykłe wirusówki, jednak Lilę zaczął boleć brzuszek. Leki przestawały pomagać… Nadszedł 22 grudnia 2023 roku. Dzień końca wszystkiego, co znałyśmy i początku obcego – walki o życie dziecka…  Przed Świętami trudno było się dostać do lekarza, została teleporada. Mówiłam lekarzowi, że martwię się infekcją, bo jest dziwna. Lilkę za mocno boli brzuszek… Poprosiłam o skierowanie, żeby sprawdzić, co się dzieje. Usłyszałam odmowę…  Ja czułam jednak, że z moją córeczką dzieje się coś złego! Jeszcze tego samego dnia – prywatnie – udało się nam dostać na USG. Mina lekarza nie zapowiadała nic dobrego. Chyba już wiedziałam, że za chwilę padną straszne słowa… Jest guz. Widać było od razu. Nie wiedzieliśmy, jak rozległy, tylko że ulokował się na prawym nadnerczu! Szok, świat w tamtej sekundzie się zatrzymał. A przynajmniej ja chciałam, żeby tak było. Żeby nie nastąpiło nigdy to, co właśnie trwa… Jeszcze tego samego dnia pojechałam z córeczką do szpitala w Warszawie. Nie miałyśmy skierowania, tylko wynik tego badania. Ale przyjęli nas od razu. Od 22 grudnia 2023 do teraz jestem z Lilką w szpitalu. Bez przerwy. Nie wiemy, kiedy uda nam się choć na chwilkę wrócić do domu…  Badania potwierdziły złośliwy nowotwór. Przez świąteczny okres niewiele dało się jednak zrobić, tymczasem guz zaczął uciskać, doszedł ból nóżki! Lilka była przerażona nową rzeczywistością… Dziś już się przyzwyczaiła, tylko nie do igieł. A te czuje codziennie… Dziecko szybko się przyzwyczaja, choć rodzic nigdy by nie chciał, by “mój pokój” maluszek mówił o szpitalnej sali…  Guz okazał się bardzo rozsiany. Sięga kręgosłupa, przesuwa aortę. Zajęty jest też szpik… Jedyny promyk nadziei – nie ma przerzutów w główce… Pierwszą chemię Lila zniosła fatalnie. Wszystkie koszmarne skutki uboczne, ból, cierpienie nie do opisania… Dopiero opioidy były w stanie go zagłuszyć… 2 tygodnie nie wstawała z łóżeczka…  Trwa chemia, kolejne cykle na szczęście nie są tak dramatyczne, jak pierwszy. Ale lekko też nie jest… Na szczęście uszkodzenie organów się zatrzymało. Przed nami jeszcze cały protokół leczenia, łącznie z operacją wycięcia guza, megachemią, przeszczepem komórek, radioterapia, immunoterapia… Może za kilka miesięcy – choć na kilka dni – pozwolą nam wrócić do domu… Jestem z córeczką w szpitalu sama, tatuś nie może za często nas odwiedzać… Lilka ma właściwie zerową odporność. Każdy wirus może być dla niej śmiertelnie niebezpieczny i opóźnić leczenie. A musimy je prowadzić zgodnie z planem – to daje największą szansę na osiągnięcie remisji… A jak już to wywalczymy, musimy wtedy jak najszybciej lecieć do USA na terapię przeciwko wznowie, która… jest kosmicznie droga. Ma jednak bardzo dużą skuteczność! To szansa na powrót do normalnego życia. Może już do przedszkola Lilka nie zdąży wrócić, ale choć do zerówki…  Bardzo proszę każdego, do kogo dotarł mój apel – o każdą możliwą pomoc. Dla mojej córeczki jestem gotowa zrobić wszystko! Ale najgorsza jest ta paraliżująca bezradność… Gdy ona tak strasznie cierpi, a w jej oczach widzę błaganie, bym to zabrała, by to wszystko się skończyło… A ja mogę tylko przytulać, wycierać łezki i obiecywać, że w końcu będzie dobrze… Proszę o pomoc, by tak właśnie było…  Paulina, matka Lilianki   Zachęcamy do wzięcia udziału w licytacjach: ➡️ Lilianka kontra neuroblastoma - licytacje

1 449 030,00 zł ( 80,12% )
Brakuje: 359 480,00 zł
Maks Tomala
Pilne!
7 dni do końca
Maks Tomala , 17 lat

Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć! Walka o Maksia trwa!

Nasz kochany synek Maksio od urodzenia choruje na ciężkie porażenie mózgowe. Walczymy o niego każdego dnia… Jego życie już tak wiele razy było w niebezpieczeństwie! Dzięki pomocy wspaniałych ludzi, którym los tak cierpiącego dziecka nie pozostał obojętny, rozpoczęliśmy leczenie w USA. Dla naszego synka to nadzieja na dłuższe i szczęśliwsze życie, bez bólu! Niestety, koszty wciąż rosną… Właśnie otrzymaliśmy kosztorys na niezbędne, półroczne leczenie pooperacyjne. Rehabilitacja pod opieką specjalistów w USA to dla Maksia konieczność. Ale cena zwala z nóg… Znów tu jesteśmy i prosimy, jako rodzice, o wsparcie dla naszego synka. Wierzymy, że i tym razem nam się uda… Pomimo ciężkiej choroby, nasz synek jest wspaniałym dzieckiem i daje nam ogromnie dużo szczęścia. Jako rodzice robimy co w naszej mocy, by skutki mózgowego porażenia nie zabrały nam dziecka. Maksio ćwiczy codziennie, żeby jego ciało nie przynosiło mu bólu. Jego codzienność nigdy nie będzie normalna, ale może być szczęśliwy! Żeby tylko nie bolało… To nasz cel. Zdrowy człowiek nie zauważa, że jego zwykłe umiejętności to nasze marzenie dla synka… Wstawanie, chodzenie, rozciąganie się. My ćwiczymy to w pocie czoła każdego dnia. Każda godzina rehabilitacji to dla Maksia trening porównywalny z najcięższymi ćwiczeniami dla sportowców. A on robi to tylko po to, by nie było skurczy, by tylko ból był mniejszy…  Porażone mięśnie są zdeformowane, tak samo jak kręgosłup, którego mięśnie nie były w stanie utrzymać w pionie. Synek potrzebował pilnej operacji, której podjęli się tylko lekarze w szpitalu St. Merys na Florydzie. Wtedy po raz pierwszy życie naszego dziecka zostało uratowane przed miażdżącym organy kręgosłupem – jego własnym! Jednak to nie koniec walki…  Wykrzywiony kręgosłup przez lata zdążył uszkodzić stawy biodrowe. Konieczne były dwie kolejne operacje… Jedną udało się przeprowadzić w kwietniu zeszłego roku, druga wciąż przed nami.  Dzięki wielu wspaniałym Darczyńcom udało się zebrać kwotę na ostatnią operację! Będziemy za to wdzięczni do końca naszego życia! Dziś jednak znów stajemy przed Wami z prośbą o wsparcie. Po operacji niezbędna jest rehabilitacja – równie ważna, jak sam zabieg! Będzie trwała kilka miesięcy w klinice Dra Paley. Jest niezbędna, by całe, wieloetapowe leczenie zakończyć sukcesem.  Tu jednak znów pojawiają się schody… Operacje w USA nie są refundowane, dlatego znów musimy zbierać sami. Ogromne pieniądze stają na przeszkodzie i tylko Wy możecie pomóc. Tylko w Was nasza nadzieja… Prosimy, pomóżcie Maksiowi jeszcze ten jeden raz. On już tak wiele wycierpiał. Chcielibyśmy po prostu wrócić do domu. Żeby tylko nie bolało, żeby nie cierpiał tak strasznie już nigdy więcej… Rodzice 09.01.24: Powiększamy kwotę zbiórki! Klinika Paley Institute wystawiła kosztorys na kolejny niezbędny zabieg operacyjny Maksia – to blisko 92 000 zł. O tę kwotę musimy powiększyć kwotę zbiórki. Walka trwa! ➡️ Maks Tomala - walka o życie bez cierpienia ➡️ Maks Tomala – profil na Facebooku ➡️ Licytacje dla Maksia➡️ Tik-Tok MaksiuTomala jaw.pl: Maks Tomala nadal potrzebuje Waszej pomocy onet.pl: Pomóż Maksowi Tomali. Chłopiec potrzebuje skomplikowanej operacji porady.onet.pl: Kręgosłup wygiął się o 130 stopni i przygniótł płuco. "Marzymy o życiu bez bólu dla Maksia" *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową i może ulec zmianie. 

524 262,00 zł ( 78,17% )
Brakuje: 146 390,00 zł
Marta Łazarska
Pilne!
Marta Łazarska , 42 lata

Dramatyczny wyścig z czasem – bez leczenia został mi ROK życia❗️Błagam o POMOC❗️

Pełna lęku i obaw, z duszą na ramieniu, przeszywającym bólem całego ciała wyruszam w ostatnią podróż. W głowie mam tylko jeden cel – pokonać raka, wyzdrowieć i przeżyć… Bez leczenia został mi zaledwie rok życia. A ja chcę żyć, chcę żyć dla mojej rodziny, dla moich kochanych dzieci, dla siebie... Aby tak się stało, muszę natychmiast rozpocząć leczenie ostatniej szansy – innowacyjną chemioterapię w szpitalu uniwersyteckim w Los Angeles. Jedyną na świecie, która jest w stanie mi pomóc.  Mój świat runął dokładnie 23 czerwca 2023 roku, kiedy to zdiagnozowano u mnie raka dróg żółciowych zlokalizowanego w wątrobie – nowotwór bardzo rzadki i agresywny, w stadium zaawansowanym. Ten typ raka rozwija się podstępnie, bezobjawowo, zamykając szanse na wczesną diagnozę i tym samym pozytywne rokowania. Dziś opcje leczenia są niezwykle ubogie…  Gdy usłyszałam, że jestem śmiertelnie chora, w jednej sekundzie ziemia osunęła mi się pod nogami. Pytania kłębiły się w mojej głowie: Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Nikt nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Lekarze bezradnie rozkładali ręce… Początkowo miałam przejść operację, ale po paru tygodniach lekarze odkryli, że nowotwór rozprzestrzenił się także na kości. Ostatnia szansa na wyzdrowienie wygasła. Usłyszałam, że muszę pogodzić się z losem, że od teraz muszę myśleć o swoim przypadku w kategoriach choroby chronicznej...  Na pytanie ile czasu mogę żyć, usłyszałam: “Może trochę ponad rok…” Nie dwa, nie trzy lata... ROK!  Przeżyłam kolejny szok – za rok, mój synek będzie w średniakach, moja córeczka w zerówce... Dla matki myśl, że mogłabym odejść i zostawić ich tak maleńkich jest nie nie do wytrzymania. Przeszłam przez pierwszą ciężką chemioterapię w połączeniu z immunoterapią. Przez 5 miesięcy wyniki badań delikatnie się poprawiały... Mogłam na chwilę odetchnąć. Na krótko, bo w styczniu tego roku okazało się, że choroba postępuje dalej. Zaproponowano mi kolejną chemioterapię, która może wstrzymać postęp na kilka kolejnych miesięcy. Co potem? Potem pozostaje mi już tylko leczenie paliatywne i śmierć… Pomimo szoku i paraliżującego strachu, który dopada mnie w momentach zwątpienia, nie dałam za wygraną. Przeszukiwałam internet dzień i noc w poszukiwaniu nowych terapii, szukając ratunku… Czytałam opracowania naukowe, szukałam świadectw osób, którym udało się pokonać chorobę... I tak 1 stycznia, w Nowy Rok, znalazłam informację na temat badań klinicznych nowego leku, którego pierwsze wyniki okazują się bardzo obiecujące – u ponad 60% pacjentów zaobserwowano częściowe cofnięcie się choroby.  Badanie odbywa się w Stanach Zjednoczonych. Skontaktowałam się z laboratorium, jednym z ośrodków uczestniczących – szpitalem uniwersyteckim w Los Angeles. Wysłałam dziesiątki maili, przetłumaczyłam dokumentację i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź... Wiedziałam, że to leczenie jest moją ostatnią nadzieją. Tydzień później otrzymałam potwierdzenie, że spełniam wymogi. Niemal od razu umówiłam się na wizytę z lekarzem na miejscu w Los Angeles. Usłyszałam, że mam szansę na rozpoczęcie leczenia pod koniec stycznia. Będę przyjmować silną chemioterapię wzmocnioną o dodatkową cząsteczkę, która jak dotąd skutecznie działa na zmiany nowotworowe u pozostałych pacjentów! W moim tunelu w końcu pojawiło się maleńkie światełko nadziei. Nadziei, którą dziś odebrała mi niemal cała reszta świata… Klinika w Izraelu, z którą byłam w tym samym czasie w kontakcie, odmówiła mi leczenia i zasugerowała udział właśnie w tych badaniach w USA...  Nie miałam już żadnych wątpliwości, że muszę z nich skorzystać. Niestety, ta innowacyjna terapia wiąże się z ogromnymi kosztami: muszę opłacić leki, badania, pokryć koszty zakwaterowania... Wstępnie oszacowaliśmy, że potrzebuję około MILIONA ZŁOTYCH. Dokładny kosztorys leczenia otrzymam w ciągu najbliższych dni.  Niestety, mimo największych starań nie jesteśmy w stanie pokryć tych wydatków z własnej kieszeni. 24 stycznia, czyli jutro wylatuję do USA. Z oszczędności mogłam jedynie pokryć loty, na terapię nie mam pieniędzy. Ale muszę podjąć to ryzyko, nie mogę już dłużej czekać, bo każdy dzień zwłoki mnie zabija... Dlatego też zwracam się do Was wszystkich o pomoc i wsparcie w sfinansowaniu leczenia. Czas gra na moją niekorzyść, leczenie muszę zacząć jak najszybciej, a nie mam na nie środków... Błagam, ta terapia jest obecnie moją jedyną nadzieją na pokonanie lub choćby ograniczenie choroby. Dziękuję Wam z całego serca! Marta, Nicolas mój mąż oraz dzieciaki Abigail i Simon Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

808 333,00 zł ( 75,98% )
Brakuje: 255 497,00 zł
Lilka Kubiak
Pilne!
Lilka Kubiak , 2 latka

Guz mógł pęknąć, a Lilka umrzeć❗️Potrzebna pomoc w walce ze złośliwym nowotworem❗️

7 kwietnia 2024 roku nasz świat zawalił się już całkowicie, a zaczęło się 31 marca. Lilka przewróciła się na beton i nabiła sobie guza na czole. Pojechaliśmy na SOR, skąd odesłano nas do domu. Od tej pory Lilka zaczęła się „dziwnie" zachowywać...  Dotąd pogodna i uśmiechnięta dziewczynka nagle zaczynała bez powodu popłakiwać w zabawie, dużo leżała, chciała tylko pić mleko. Pediatra dała nam skierowanie na przyjęcie na oddział chirurgii, żeby sprawdzić główkę Lilki. Ale znów nas odesłano. Przez dwa dni Lilka miała 38 stopni gorączki. Potem wydawało się, że jest wszystko dobrze i wybraliśmy się do dziadków. Była piękna pogoda, słońce świeciło… Na spacerze wzięłam dziecko na ręce i poczułam guza. Pojechaliśmy znów do szpitala, gdzie tym razem zrobiono Lilce USG.  Byłam pewna, że to przepuklina, nic groźnego, ponieważ 2 tygodnie wcześniej Lilka miała robioną morfologię z krwi i wyniki były prawidłowe. Pamiętam słowa lekarza: "Dziękujemy za czujność.", na co ja odpowiedziałam: "Ale nic jej nie jest, możemy jechać do domu, tak?". Odpowiedź lekarza brzmiała:  „Niestety jest to nowotwór złośliwy prawdopodobnie od nerki…”. W nocy dotarliśmy na oddział onkologi. Świat runął…  Słońce świeciło za oknem, ale do nas zdawało się nie docierać. Dowiedzieliśmy się, że Lilka miała wielkie szczęście. Gdy się przewróciła, guz mógł pęknąć i mogła umrzeć! Na jakieś krzywe szczęście guz nie pęknął, lecz zaczął się powiększać i uwidaczniać... W jej malutkim ciałku ma aż 14 cm! Zaczęliśmy cykl 6 tygodniowej chemioterapii. Lilcia jest już po drugiej chemii, a czeka nas usunięcie guza z prawą nerką i potem znów chemioterapia... Lilka mimo wszystko wykazuje ogromną wolę walki. Jest uśmiechnięta, chociaż kiedy przychodzą do niej lekarze, boi się badań, przeżywa każdy dzień na oddziale i na pewno chciałaby wrócić już do domu… Wierzymy mocno, że wygramy tę bitwę. Dlatego bardzo prosimy o pomoc dla naszej córeczki. Za każdy gest wsparcia serdecznie dziękujemy! Rodzice Lilki

60 880,00 zł ( 71,53% )
Brakuje: 24 227,00 zł
Sara Fodrowska
Pilne!
Sara Fodrowska , 27 lat

"Chcę walczyć z nowotworem, nie chcę umierać..." – Ratuj Sarę❗️

To miały być niegroźne torbiele – tak przez pół roku byłam zbywana przez kolejnych lekarzy. Ale ciągle był ból i inne dolegliwości, przez które nawet myślałam, że jestem w ciąży. Niestety – zamiast nowego życia, okazało się, że moje życie jest zagrożone! Złośliwy nowotwór jajnika. Wyrok – właśnie dowiedziałam się, że w Polsce wyczerpali już wszystkie możliwości leczenia, a guzy rosną… Moją ostatnią nadzieją jest niezwykle drogie leczenie zagraniczne. I Wasze wsparcie, bym mogła je podjąć…  Bym za młoda, by lekarze od razu podejrzewali najgorsze. Może gdybym nie straciła pół roku, gdyby diagnoza została postawiona szybciej, a leczenie szybciej się rozpoczęło – dziś byłoby inaczej. Ale nie mogę teraz gdybać… Patrzę, jak jest teraz – a moja sytuacja jest ciężka. Staram się nie załamywać, żyć normalnie – jak tylko potrafię. I czekać, wierzyć w cud – w skuteczne leczenie za granicą. To moja ostatnia nadzieja.  Gdy pojechałam na pierwszą operację – wtedy sądziłam, że wycięcia torbieli laparoskopowo, bardzo się bałam. Narkozy, tego jak ją zniosę, bólu po zabiegu. Ale gdy się obudziłam i na brzuchu zamiast 3 małych plasterków zobaczyłam ogromny, po rozcięciu całego brzucha, byłam przerażona… Nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Ale w końcu się dowiedziałam… Gdy lekarze otworzyli mnie na stole operacyjnym, zamiast torbieli zobaczyli… guza nowotworowego! Obudziłam się bez całego prawego jajnika, a wkrótce dostałam diagnozę – złośliwy nowotwór jajnika w IV stadium, z odległymi przerzutami! Wtedy się załamałam. Płakałam i nie mogłam uwierzyć… Miałam i wciąż mam wsparcie rodziny i partnera. Nie pozwolili mi się poddać, więc walczyłam. I wciąż walczę.  Przeszłam najróżniejsze chemie, łącznie 4 operacje, w tym wycięcia 2. jajnika i całej macicy. Wypadły mi włosy i wiedziałam, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Byłam bardzo słaba… W pewnym momencie leżąca, w ciężkim stanie… Szpital w Bydgoszczy w 2020 roku się poddał – nic więcej nie mogli dla mnie zrobić. Uratowała mnie wtedy pani profesor ze szpitala w Gdańsku. Wyłonili mi wtedy stomię. Przez 4 lata walki z rakiem więcej było ciężkich chwil, informacji o nowych przerzutach, o kolejnych zawiedzionych nadziejach, niż tych podnoszących na duchu. Jednak w 2022 roku, w Boże Narodzenie, dowiedziałam się, że jest remisja!  Moje szczęście trwało jednak tylko 7 miesięcy… W końcu markery nowotworowe zaczęły się podnosić, a badanie PET wykazało aktywne przerzuty na węzłach chłonnych…  Kolejne leczenie, kolejny brak rezultatów i możliwości operacji… Cudem w Białymstoku znaleźliśmy lekarza, który w 2023 roku przeprowadził na mnie bardzo ciężką, 10-godzinną operację. Udało się – wyciął wszystkie zmiany, a wraz z nimi cześć przepony, wszczepy w otrzewnej, esicę, odbytnicę, 15 cm jelita grubego, 5-centymetrową zmianę przy ujściu pochwy. Wyłonił także kolostomię końcową.  Miałam nadzieję na chwilę odpoczynku, na nacieszenie się wygraną – choć bardzo ciężką – bitwą z nowotworem. Niestety… Guzy odrosły bardzo szybko i pojawiły się nowe – w płucach i otrzewnej. To oznacza jedno – koniec pomysłów na skuteczne leczenie… Moi lekarze walczą, widząc mój stan i wolę życia. Gdybym była leżąca, już by się poddali. A tak podają mi chemię eksperymentalną (teraz zazwyczaj podawaną mężczyznom na nowotwór jąder), starają się dowiadywać o badaniach klinicznych. Nie ukrywają jednak, że leczenie się wyczerpało i nie ma wielkich nadziei już w Polsce… Razem z rodziną zaczęliśmy szukać innych możliwości za granicą. Jesteśmy w kontakcie z kliniką w Izraelu, która osiąga rewelacyjne na światową skalę efekty w leczeniu nowotworu jajnika. Niestety, koszt leczenia zwala z nóg, ale to moja ostatnia szansa na życie, innej już nie mam. Jako że nie mam czasu do stracenia – bo ja nie mam czasu – już teraz z całego serca proszę Was o pomoc. Ja nie poddaję się, choć coraz ciężej mi się oddycha, coraz szybciej się męczę… Patrzę jednak w lustro, na moją głowę już z odrośniętymi włosami i nie chcę uwierzyć w to, że przegrywam, że moje życie się kończy! Miałam pecha, zachorowałam w bardzo młodym wieku, a nie jestem obciążona genetycznie. Teraz wiem, że choroba może spotkać każdego. A bez pomocy i wsparcia bardzo trudno z nią wygrać… Chcę walczyć. Proszę Was – pomóżcie mi. Sara  

260 481,00 zł ( 16,32% )
Brakuje: 1 335 264,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki