Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Moczulski
Piotr Moczulski , 40 lat

Straszny wypadek mógł ZABIĆ mojego brata! Piotrek, BŁAGAM – wróć do nas!

Mój brat poleciał na wymarzone wakacje objazdowe po Azji. Tyle mówił o tym wyjeździe, bardzo się cieszył, że odwiedzi tak piękne miejsce. Minęło kilka dni od jego wylotu, gdy odebrałem telefon od kolegi, który z nim przebywał. Powiedział, że zdarzył się straszny wypadek!  Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem! Piotrek jechał z kolegą skuterem i nagle stali się ofiarami wypadku komunikacyjnego! Brat od razu stracił przytomność. Ratownicy medyczni zabrali go do miejscowego szpitala, w którym przez kolejne siedem godzin musiał czekać na transport do głównego szpitala, gdzie miał uzyskać potrzebną pomoc. Tak długi czas oczekiwania, w momencie gdy liczy się każda minuta, to często wyrok dla ludzi w tak ciężkim stanie. A stan Piotra był naprawdę bardzo poważny. W trakcie wypadku doznał przede wszystkim dużego obrzęku mózgu, który na szczęście, póki co, nie musiał być operowany. Lekarze z całych sił walczyli o jego życie i na szczęście udało im się go ustabilizować.  Niestety, do dziś brat się nie wybudził. Jest podłączony do respiratora, który kontroluje każdy jego oddech. Specjaliści, którzy się nim zajmują, są bardzo ostrożni w wydawaniu opinii, jak bardzo wypadek wpłynął na jego sprawność. Musimy czekać, aż w końcu się wybudzi… Tak bardzo chciałbym przy nim być, uścisnąć jego dłoń i zapewnić, że z tego wyjdzie. A niestety od szpitala, zamiast dostawać jakieś nowe, dobre wieści, otrzymuję kolejne faktury, które niedługo pochłoną wszystkie moje oszczędności… Boję się, że zaraz nie będę miał już czym płacić, tylko co wtedy? Na to pytanie nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć… To okropne jak w jednej chwili fundamenty zwane życiem, które wydawały się być stabilne, rozsypały się na drobny pył pod moimi nogami. Jest mi niesamowicie ciężko prosić o pomoc, ale naprawdę nie mam innej opcji. Chciałbym móc skupić się w tym ciężkim momencie tylko na zdrowiu i życiu brata, ale sytuacja wymaga ode mnie walki o zapewnienie mu dalszego leczenia, a później rehabilitacji!  Nie mogę się poddać! Dlatego z całego serca, błagam – wesprzyj Piotra w tej niesamowicie trudnej sytuacji i wpłać, chociaż najmniejszą wpłatę. Każda złotówka jest dla nas na wagę złota!  Tomek, brat Piotra

108 927,00 zł ( 6,82% )
Brakuje: 1 486 818,00 zł
Staś Wójcik
Pilne!
Staś Wójcik , 2 latka

POMOCY❗️"Zabójca dzieci" zabiera nam Stasia - grozi mu ŚMIERĆ❗️

Wiecie, co jest najgorsze w walce z chorobą? To, że cierpi dziecko, które kompletnie nie wie, dlaczego tak się dzieje. Podchodzę, ocieram łzy, całuję w czoło i pocieszam. To jedyne co mogę zrobić. Jestem przy nim i będę zawsze.  Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się u Stasia krótko po tym, jak skończył pół roczku. Zaczęło się od niewielkiego, jak wtedy myślałam, twardego siniaka pod kolankiem. Początkowo podejrzewano, że skóra Stasia w wyjątkowy sposób reaguje na uderzenia. Zaufałam lekarzom, ale gdy kilka dni później na jego małych pleckach, w okolicach nerek, zauważyłam kolejne zasinienie, zaczęłam rozumieć, że dzieje się coś o wiele poważniejszego. Dwa tygodnie później siniaki pojawiły się także wokół oczu… Byłam przerażona. Tuliłam synka w ramionach, choć sama okropnie się bałam. Nie rozumiałam, co się dzieje… Wizyty u specjalistów, badania i w końcu szczegółowa diagnostyka w szpitalu dały odpowiedź – to neuroblastoma IV stopnia – zabójca dzieci! Nie potrafię opisać żadnymi słowami, co czułam. Takich słów, po prostu nie ma… Potem wszystko rozegrało się już bardzo szybko. Musieliśmy działać od razu. Staś przyjął 11 cykli chemioterapii. W grudniu 2022 roku lekarze usunęli z jego ciałka guza nadnercza. Przez kolejne tygodnie wzmacnialiśmy leczenie immunoterapią i radioterapią. Żyliśmy z dnia na dzień, a gdy każdego dnia zasypiałam, modliłam się o CUD. Modliłam się o to, by rano obudzić się, tuląc ciepłą rączkę. Modliłam się o to, by Stasiu dał radę....  Niestety, w listopadzie mały zaczął pokazywać na główkę. Mówił, że bardzo boli, płakał. Choć w duchu prosiłam, by tak nie było, nasze przypuszczenia się potwierdziły – kolejny guz, tym razem twarzoczaszki… Dziś jesteśmy już po drugiej dawce chemii. Czekamy na dokładne wyniki badań, które pokażą, czy guz zareagował na leczenie. Od tego będą zależały kolejne miesiące walki.  Leczenie, wizyty, dojazdy do specjalistów mocno nadszarpnęły nasz budżet, dlatego choć nie jest nam łatwo, musimy prosić o pomoc. Trudno w tym momencie określić, w jak dużym zakresie będziemy jej potrzebowali. Wciąż czekamy na wyniki, ale wiemy, że w naszej sytuacji może zabraknąć już możliwości w kraju. Jeśli tak się stanie naszym ostatnim ratunkiem, będzie szpital w Barcelonie specjalizujący się w leczeniu takich dzieciaczków, jak Staś. Koszty takiej terapii, jak i samego pobytu są ogromne. W tym momencie nie mamy takich pieniędzy. Jeśli będziemy musieli z dnia na dzień wyjechać z Polski, by ratować życie synka, nie będzie już czasu na zbieranie środków…  Z tego miejsca, trzymając w objęciach mojego śmiertelnie chorego synka, błagam Was wszystkich, błagam Was o wsparcie, o pomoc...  On ma tylko 2 latka. Nie wie, nie rozumie, co się dzieje... Nie wie, że właśnie trwa walka o jego życie. Mama Stasia

457 516 zł
Laura Kowalska
Laura Kowalska , 3 latka

UMIERAJĄ mięśnie maleństwa❗️Laurka potrzebuje naszej pomocy, by oddychać i żyć!

Laurka obecnie jest po ciężkim zapaleniu płuc… To już drugie ciężkie zapalenie płuc w tym roku, które zawsze jest dla niej zagrożeniem życia. Ciąża nie zapowiadała, że nasza mała córeczka zostanie skazana do końca życia na tę straszną chorobę. Niestety rehabilitacja to jedyny ratunek. Każda noc to walka o oddech, każdy dzień to walka o sprawność, walka z postępującą chorobą mięśni... Choroba postępuje i zabrała już Laurce przełykanie i oddychanie. Codziennie toczymy walkę o poprawę życia Laury, ale jej potrzeby cały czas rosną… Prosimy, pomóżcie nam uzbierać pieniądze, aby przyszłość naszej córeczki była lepsza! Skończyły nam się wszystkie oszczędności i środki na subkoncie, nie mamy już na terapię i sprzęty medyczne dla Laurki... Nie mamy na rehabilitację, która jest jedynym lekiem, bo wzmacnia mięśnie i spowalnia postęp choroby. Mięśnie to nie tylko rączki i nóżki, to też mięśnie twarzy, mięśnie oddechowe i serce… Bez intensywnej rehabilitacji nasza córeczka nie ma szans na stosunkowo normalne życie 💔 Laura urodziła się w zamartwicy i otrzymała tylko 4 punkty w skali Apgar. Nie było płaczu maleństwa jak przy większości porodów, był mój płacz, bo nie wiedziałam, dlaczego zabrali moją córeczkę. Wtedy nie wiedziałam, że walczą o życie Laurki. Była reanimowana na sali porodowej, ponieważ nie podjęła się oddychania. Cały czas płakałam, błagając, by córeczka przeżyła, bo jej stan określono jako bardzo ciężki… Laurka była tak słaba po urodzeniu, że nie miała nawet siły płakać. Urodziła się całkiem wiotka, przelewała się przez ręce. Nie płakała, nie podnosiła rączek ani nóżek. Nie ruszała się. Leżała bezwładnie w inkubatorze. Mogłam ją przytulić dopiero po ponad trzech tygodniach. Po 90 dniach od urodzenia wypisali Laurkę ze szpitala, pod opiekę hospicjum... Nikt nie dawał nam nadziei, że będzie dobrze. Myśleliśmy, że nasze problemy to tylko zły sen... Morze wylanych łez. Po roku dowiedzieliśmy się, że Laurka ma mutację genetyczną tzw. de novo (sporadyczna.) Oznacza to, że dwójce w pełni zdrowych rodziców może urodzić się dziecko z mutacją genu ACTA1, która powoduje miopatię CFTD - którą ma Laura. Chorych na tę miopatię w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki, jedną z nich jest nasza malutka córeczka...  Miopatia jest wrodzoną i bardzo rzadką chorobą, która niszczy włókna mięśniowe. To choroba nieuleczalna, która bez intensywnej rehabilitacji postępuje... Dlaczego nas to spotkało? Nie wiemy… Wiemy natomiast na pewno, że będziemy walczyć o życie naszej Laurki! Niestety miopatia zabrała Laurze możliwość zdolność do jedzenia i samodzielnego oddychania… W nocy oddycha za nią respirator. Od urodzenia jest karmiona przez sondę dożołądkową przez brak odruchu ssania, dużą męczliwość i spadki saturacji po urodzeniu podczas prób karmienia smoczkiem. Kolejny bolesny cios nadszedł, jak Laurka skończyła rok. Saturacja krwi w czasie snu zaczęła jej spadać do krytycznych wartości 41%... Gdzie 70% już powoduje niedotlenienie organizmu i stwarza zagrożenie życia! Miopatia doprowadziła do bezdechów sennych o dużym stopniu nasilenia. Laura zaburzeń oddychania w czasie snu ma ponad 450 razy w ciągu JEDNEJ nocy. Bez respiratora w trakcie snu przestanie oddychać i po prostu umrze… Ma też bardzo słaby odruch kaszlu, co zwiększa możliwość infekcji i gorszy ich przebieg. Niedawno miała ciężkie zapalenie płuc, drugie w tym roku, nie radziła sobie z oddychaniem, płuca się zapadały. Respirator oddychał za naszą córkę nie tylko w nocy, ale i w ciągu dnia. Dziś córeczka ma prawie 3 latka i nie chodzi, nie czworakuje, nie pełza. Wszystko jest dla niej  ogromnym wysiłkiem przy słabych mięśniach i chorym sercu. Córeczka ma bardzo niskie napięcie mięśniowe (wiotkość) i skłonności do przykurczy, dlatego potrafi dużo mniej niż inne dzieci w jej wieku. Jedyne, co możemy zrobić, to walczyć o jej życie i zdrowie, o każdy dzień. To, co dla jej rówieśników jest normalne, dla niej bez rehabilitacji jest nieosiągalne... Mimo tej strasznej choroby Laurka jest niezwykle radosną, bystrą i silną dziewczynką, która każdego dnia dzielnie walczy o coraz lepszą sprawność. Codziennie walczymy o jej przyszłość! Ale bez Waszej pomocy sobie nie poradzimy… Potrzebujemy środków na rehabilitację, terapię, ortezy, wózek aktywny, sprzęt medyczny (taki jak asystor kaszlu) i wizyty u specjalistów. My, jako rodzice, niestety nie jesteśmy w stanie sami uzbierać tak ogromnej kwoty. Wszystkie nasze oszczędności już dawno się skończyły, dlatego po raz kolejny zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Laurka dzięki rehabilitacji robi wspaniałe postępy, które nie były nawet w zasięgu naszych marzeń. Każdy Państwa gest, nawet ten najmniejszy, ma dla nas znaczenie, gdyż realnie wpływa na przyszłość naszej córeczki. Wierzymy, że największym podziękowaniem będą pierwsze samodzielne kroki postawione przez Laurkę 💗 Dziękujemy za poświęcony czas i zapoznanie się z historią naszej córki. Za każde wsparcie będziemy ogromnie wdzięczni. Rodzice Laurki - Olga i Paweł Laurka na Facebooku - Dziewczynka z Miopatią  GRUPA LICYTACYJNA  Laurka na Instagramie - Dziewczynka z Miopatią Tik Tok - Dziewczynka z Miopatią

291 053,00 zł ( 99,24% )
Brakuje: 2 218,00 zł
Alan Stępień
Pilne!
Alan Stępień , 4 latka

RATUJ 4-letniego Alanka❗️Nowotwór złośliwy sieje spustoszenie – musimy to zatrzymać❗️

Chciałabym, by było inaczej... Chciałbym usłyszeć, że to wszystko nieprawda, że mój synek nie umiera, a diagnoza lekarzy to wielka pomyłka. W jednej chwili straciłam niemal cały mój świat. 18 października obchodziliśmy 4. urodziny Alanka. Były kulki, balony, dużo dzieci i dużo zabawy. Nic nie zapowiadało tego, że za chwilę spotka nas taka tragedia. Nie mieliśmy nawet jak się na nią przygotować... Pod koniec października u Alanka zauważyłam guza w okolicy łuku brwiowego. Mój synek zawsze był bardzo energicznym dzieckiem, dlatego założyłam, że zwyczajnie gdzieś się uderzył – w końcu to 4-latek.  Po kilku dniach guz, zamiast się zmniejszać, robił się coraz większy. Zaniepokojeni udaliśmy się do internisty, który po dokładnym zbadaniu synka i analizie bardzo dobrej morfologii uznał, że wszystko jest w porządku. Potwierdził, że prawdopodobnie Alanek musiał się w coś uderzyć. Ze skierowaniem do okulisty opuściliśmy gabinet.  Na kontrolną wizytę umówiliśmy się dopiero na poniedziałek, ale niestety w trakcie weekendu guz zwiększał się na tyle szybko, że zaczął deformować i zamykać oczko Alanka. Postanowiliśmy nie czekać i zabrać czym prędzej synka na SOR. Na miejscu lekarze nie stwierdzili żadnych dolegliwości okulistycznych. Uspokojeni siedzieliśmy na korytarzu, oczekując na dokumentację medyczną. Jeden z przechodzących właśnie lekarzy, zwrócił na nas uwagę. Podszedł do Alanka i zapytał, czy może zbadać guza, bo go coś bardzo zaniepokoiło. Po chwili oznajmił nam, że natychmiast mamy udać się na tomograf, a on za chwilę przybiegnie ze skierowaniem. Byliśmy bardzo zaskoczeni. Alanka przyjęto na oddział i przeprowadzano wszystkie badania. Czekaliśmy na wyniki, rozmyślając, jaki smak lodów za chwilę zjemy. Obiecałam synkowi, że resztę popołudnia spędzimy, tak jak on będzie chciał. W końcu przyszli do nas lekarze. Poprosili, bym na chwilę usiadła. “Pani syn ma guza” – dodał jeden z lekarzy. Roześmiałam się w głos – “przecież to widzę na własne oczy” – powiedziałam. “Pani, źle nas zrozumiała. Alanek ma 20 cm guzów w nadnerczach, a zgrubienie na czole to przerzut. To nowotwór złośliwy, przykro nam”.  Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się po kilku minutach, leżąc w szpitalnym łóżku. Zemdlałam. Nie mogłam uwierzyć w słowa lekarzy. Przecież za chwilę mieliśmy iść razem na lody, a potem na spacer… Nikt z nas nie spodziewał się, że życie Alanka jest w takim niebezpieczeństwie.  Neuroblastoma IV stopnia zaczęła siać spustoszenie w nadnerczu, stamtąd dawała przerzuty do oczodołu i zatoki szczękowej oraz szpiku. W związku z tym lekarze natychmiast podjęli decyzję o wdrożeniu intensywnego leczenia. Alan został objęty najcięższym protokołem.  Od momentu przyjęcia pierwszej chemii nie ma takiego dnia, by nie cierpiał. W ciągu kilku dni zmienił się tak bardzo, że nie poznawała go najbliższa rodzina, nie poznawałam go nawet ja… Alan przelewał się przez ręce. Nie jadł, nie pił, nie oddawał moczu. Męczyły go silne wymioty. Z oczu płynęła krew… Był tak osłabiony, że nie wstawał z łóżka. Nie miał siły przejść kilku kroków. Poruszał się wyłącznie na wózku.  A ja byłam przy nim każdego dnia. Z bliska przyglądałam się, jak rak odbiera mi moje najdroższe dziecko… Starałam i wciąż staram się być silna. Ale czasem po prostu nie potrafię… Tych wspomnień nie wymarzę nigdy z mojej pamięci. Pewnego dnia moje serce bezpowrotnie rozsypało się na milion kawałków. 27 lutego Alanek przeszedł bardzo ciężką operację. Lekarze wycięli 98% z 20-centymetrowej masy nowotworowej znajdującej się w jego nadnerczach. Miesiąc temu Alanek przyjął ostatnią dawkę megachemii. 21 i 22 marca, czyli w ciągu ostatnich dwóch dni, przeszedł autoprzeszczep szpiku z pobranych wcześniej komórek macierzystych.  Przez najbliższe tygodnie będzie dochodził do siebie, oczekując na kontrolne badania. Wtedy dowiemy się, czy magachamia wyniszczyła wszystkie ogniska nowotworowe. Przed nami jeszcze radioterapia i immunoterapia. Długie i agresywne leczenie. Mój synek nie jest już tym samym dzieckiem. Silne leki, a także uciskające guzy zmieniły jego zachowanie. Alanek szybko się denerwuje, nie chce współpracować. Na każdym kroku musimy uważać, by nie zrobił sobie krzywdy. Wspieram go, przytulam i zapewniam, że jeszcze będzie dobrze... Jego przypadek jest niezwykle ciężki. Niestety, dodatni N-MYC sprawia, że wznowa przyjdzie niemal na pewno. Muszę zrobić wszystko, by go przed tym uchronić. Szansą jest prowadzona w USA terapia przeciwko wznowie dla takich dzieci jak Alanek. Niestety jej koszt jest ogromny, co czyni ją na ten moment poza naszym zasięgiem… To jednak jedyna możliwość, by wyleczyć mojego synka, by wyrwać go ze szponów tej okrutnej choroby. Nie mogę siedzieć i czekać bezczynnie, wiedząc, że istnieje leczenie, które może mu pomóc. Proszę, jak mama mamę, przyjaciółka przyjaciółkę, pomóż mi… Spotkał nas dramat, o którym nie śniłam w najgorszych snach. Nie wyobrażam sobie życia bez Alanka. Jest sensem mojego życia… Jeżeli go stracę, moje życie także straci sens.  Proszę o każdą pomoc. Oliwia, mama dzielnego Alanka ➡️ ALAN vs. NEUROBLASTOMA – Licytacje charytatywne dla Alanka [FACEBOOK]

502 135,00 zł ( 27,76% )
Brakuje: 1 306 376,00 zł
Staś Winiarski-Adamczyk
Pilne!
Staś Winiarski-Adamczyk , 18 miesięcy

PILNE❗️Maleńki Staś walczy z jednym z najgroźniejszych nowotworów

Nasza walka zaczęła się w listopadzie 2023 roku, gdy trafiliśmy z powodu infekcji z wysoką gorączką z naszym niespełna rocznym synkiem Stasiem do szpitala. W dniu planowanego wypisu wykonano Stasiowi kontrolne badanie USG jamy brzusznej w trakcie którego poinformowano nas, że nasz Maleńki Synek ma pięciocentymetrowego guza w brzuszku. Nasz dotychczasowy świat się zatrzymał. Nagle znaleźliśmy się na oddziale, na którym nikt nigdy nie chciałby być, na onkologii dziecięcej. Po kilku tygodniach badań zdiagnozowano u Naszego Synka jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych – Neuroblastoma IV stopnia z rozległymi przerzutami do szpiku i kości. Ponadto badanie genetyczne guza wykazało, iż posiada on amplifikację genu N-MYC, najważniejszy niekorzystny czynnik prognostyczny nowotworu powodujący wznowy i przerzuty. Przed Stasiem bardzo intensywne, wieloetapowe skojarzone leczenie: chemioterapia indukcyjna, operacja chirurgiczna, megachemioterapia i autologiczne przeszczepienie komórek krwiotwórczych oraz celowana immunoterapia. Do tej pory Synek przyjął 6 z 8 cykli wstępnej wielolekowej intensywnej chemioterapii indukcyjnej. Po zakończeniu leczenia pozostanie ostatni etap – szczepionki przeciwko wznowie Neuroblastoma dostępne jedynie w Memorial Sloan Kettering Cancer Center w Nowym Jorku o wartości około 2 milionów złotych! Jest to etap nierefundowany, bardzo kosztowny, ale jednocześnie niezbędny, aby Nasz Synek nie musiał przechodzić przez to piekło jeszcze raz. Nie możemy pozwolić, aby po zakończeniu leczenia nowotwór powrócił i zaatakował z podwójną siłą.  Walczymy o życie naszego Jedynego, Ukochanego Synka Stasia i potrzebujemy Waszej pomocy. Z całego serca dziękujemy, że jesteście w tej ciężkiej walce z nami.  Rodzice Stasia Instagram – KLIKFacebook – KLIKLicytacje na FB – KLIK Trójmiasto.pl – KLIKGazeta Pomorska – KLIK

529 505,00 zł ( 26,47% )
Brakuje: 1 470 495,00 zł
Wojtek Szopa
Wojtek Szopa , 5 lat

Operacja to jedyna szansa Wojtusia na sprawność! Pomocy!

Wojtuś jest jednym z 5 dzieci w Polsce, które zmagają się z dysplazją kręgosłupowo-przynasadową typu Schmidta. Serce mi pęka, bo wiem, że na jego chorobę nie ma lekarstwa, złotego środka, który sprawi, że będzie dobrze... Medycyna daje jednak pewne możliwości poprawy jakości życia, a ja bardzo chciałabym zapewnić je Wojtusiowi. Jednak sama nie damy rady…  Choroba synka objawia się karłowatością i szpotawością bioder. Chód Wojtusia można porównać do chodu kaczki – ma znacznie pogłębioną lordozę i wypiętą klatkę piersiową. Mimo zajęć rehabilitacyjnych stan zdrowia synka się pogarsza, powodując coraz większe zwyrodnienia i silny ból! Wojtuś cierpi każdego dnia coraz bardziej! Nie możemy na to bezczynnie patrzeć... Największe sukcesy w walce z chorobą synka osiągamy dzięki turnusom rehabilitacyjnym, których koszt znacznie przewyższa nasze możliwości finansowe. Jedynym sposobem, by pomóc synkowi, są operacje. Dzięki Wam, pierwsza z nich się już odbyła. Wojtuś przeszedł zabieg wszczepienia płytek w stawy kolanowe. Przed nami kolejny etap walki o sprawność synka – operacja bioder.  Dlatego też w tym miejscu zwracam się do Was z gorącą prośbą o wsparcie. Każdy gest przybliży nas do celu, którym jest życie bez bólu dla mojego Wojtusia. Synka czeka skomplikowana operacja, a później lata wymagającej rehabilitacji, ale muszę podjąć wyzwanie! Na szali leży przyszłość mojego dziecka, o którą nigdy nie przestanę walczyć! Wiem, że choć przed nami trudna misja, na moim miejscu każdy rodzic zrobiłby tak samo. Bez Was tej walki nie wygram, dlatego proszę o wsparcie. Za każdą cegiełkę dziękuję. Mama ➡️ Licytacje dla Wojtusia

23 786,00 zł ( 53,23% )
Brakuje: 20 895,00 zł
Krzyś Dąbrowski
Krzyś Dąbrowski , 15 miesięcy

Mały Krzysiu oko w oko z zabójcą dzieci❗️POTRZEBNA POMOC❗️

Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę musiała prosić o pieniądze na leczenie własnego dziecka. Do tej pory to ja wpłacałam pieniądze na różne zbiorki, śledziłam losy dzieci, a w głębi serca dziękowałam za zdrowie moich najstarszych dzieci. Dzisiaj to my jesteśmy w miejscu, z którego prosimy o wsparcie w leczeniu naszego malutkiego synka.  Nasza historia zaczęła się 28 września. To dzień, który już na zawsze zmienił nasze życie. Tego dnia z podwyższoną temperaturą, objawami przeziębienia i napiętym ciemiączkiem znaleźliśmy się z naszym najmłodszym dzieckiem na SOR. Wyniki badań krwi wykazały infekcję, jak wtedy wszyscy myśleliśmy, zwykłe przeziębienie. Już mieliśmy wracać do domu, ale lekarz, który nas przyjmował, zdecydował się wykonać jeszcze USG główki i brzuszka… Podczas  badania w brzuszku naszego 7-miesięcznego synka wykryto dwie zmiany na nadnerczach oraz liczne zmiany w wątrobie! Guz na prawym nadnerczu był ogromny – miał 8×6 cm!   Jeszcze tego samego dnia karetką na sygnale zostaliśmy przewiezieni do CZD w Międzylesiu do Kliniki Onkologii. Od tej pory nasza rodzina została podzielona na dwie drużyny: Krzyś z mamą na oddziale, a w domu tata z trójką starszego rodzeństwa. Rozpoczął się dla nas wszystkich bardzo trudny czas... W szpitalu przeszliśmy wszystkie konieczne badania w tym tomograf. Lekarze musieli działać od razu – operacyjnie usunęli największego guza razem z prawym nadnerczem. Pobrano biopsje zmian w wątrobie, szpik, zrobiono trepanobiopsję oraz założono małemu cewnik. Widok własnego dziecka podpiętego pod rurki na OIOM-ie to przeżycie, którego nie da się opisać. Do tego dochodzi nauka pielęgnacji takiego maleństwa i świadomość ogromnej odpowiedzialności. Wyniki badań potwierdziły wstępną diagnozę: neuroblastoma IV stopnia, nowotwór złośliwy nadnerczy. Bardzo trudno pisze się te słowa. Opisują one chorobę naszego tęczowego dziecka, które nie ma nawet roku, a już musi walczyć o swoje zdrowie i życie.  Nie był to jednak koniec złych wiadomości. Badania molekularne guza wskazały na dodatnią amplifikację genu N-MYC, powyżej 30. Kolejne badanie pokazało dodatkowe dwie zmiany w kościach! Przez to wszystko Krzyś został zakwalifikowany do leczenia specjalnym protokołem. Jest to bardzo trudne, intensywne i wyniszczające organizm leczenie. Przeszedł już 6 cykli chemioterapii. Po każdym konieczne było przetaczanie krwi i/albo płytki. Przeszedł też poważne załamanie – miał wodobrzusze, przestał oddawać mocz, musiał być po raz kolejny cewnikowany. Na szczęście dzięki ogromnej wiedzy i wielkiemu sercu lekarzy udało się zażegnać kryzys i Krzyś mógł dostać kolejną chemię – kolejne leki. Piszę o tym teraz na spokojnie, lecz były to godziny wypełnione lękiem, strachem, bólem i tysiącem wylanych łez. Byliśmy bardzo blisko tego, żeby po raz kolejny Krzyś znalazł się na OIOM-ie. Dodatkowo przez spadki po chemii Krzyś wciąż łapie infekcje, głównie górnych dróg oddechowych, przez co prawie cały czas jesteśmy w szpitalu.  Dziś wiemy, że leczenie działa, zmiany z wątroby się wycofują, zmniejszył się guz na lewym nadnerczu. Jeżeli badania kontrolne po 8 chemioterapii potwierdzą remisję, kolejnym etapem leczenia będzie autoprzeszczep szpiku. Następnie radioterapia i na końcu immunoterapia. Niestety, dodatni N-MYC wskazuje, że Krzyś jest w grupie wysokiego ryzyka wznowy. My jako rodzice zrobimy wszystko, pojedziemy wszędzie, żeby ustrzec nasze dziecko przed wznową nowotworu. Ostatnio dowiedzieliśmy się o szczepionce przeciwko wznowie w Stanach Zjednoczonych. Niestety jej koszt zdecydowanie przekracza nasze możliwości finansowe.  Dlatego bardzo prosimy Was o wsparcie, aby nasz syn po zakończonym leczeniu mógł przyjąć tę szczepionkę i zacząć cieszyć się z rodzeństwem dzieciństwem. Jest jeszcze na tyle mały, że nie będzie pamiętał leczenia i tego co przeszedł. A to tu – w szpitalu – zaczyna stawiać pierwsze kroki, tu wychodzą mu ząbki, tu bawi się z innymi dziećmi, a nie z własnym rodzeństwem w swoim domku... Prosimy, pomóżcie nam! Leczenie i szczepionka to jedyna szansa na to, by nasz synek żył. A my jednego czego najbardziej pragniemy na świecie to ocalić jego życie... Rodzice Krzysia Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.  ➡️ Zbiórkę Krzysia możesz wspierać także poprzez LICYTACJE na Facebooku!

775 777,00 zł ( 48,61% )
Brakuje: 819 968,00 zł
Filip Szajba
Pilne!
Filip Szajba , 10 lat

Mamy czas do czerwca, by uratować Filipka❗️Bez operacji główki grozi mu ŚMIERĆ, pomocy!

PILNE! Dostaliśmy informację ze szpitala w Dallas, że operacja Filipka została wyznaczona na 18 czerwca! To oznacza, że mamy bardzo mało czasu, żeby uzbierać ogromną kwotę pieniędzy, od którego zależy dalsze życie naszego synka! Będzie to bardzo trudna i mocno obciążająca operacja. Filipek jednak potrzebuje jej, żeby dalej się rozwijać, inaczej jego życie będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Po raz kolejny musimy prosić o ratunek dla naszego synka! Kiedy Filipek przyszedł na świat, poznaliśmy, czym jest ogromna miłość i bezgraniczne zaufanie płynące prosto z jego oczu. Emocje, które towarzyszyły jego narodzinom, nie zniknęły nawet wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że synek jest chory. Na początku nikt nie wiedział, co dolega synkowi - lekarze byli tylko w szoku, że maleństwo ma zrośnięte paluszki. Jedynie pediatra podejrzewał, że Filipek ma zespół Aperta. Później okazało się, że niestety miała rację. W naszym kraju nie ma szpitali specjalizujących się w całościowym leczeniu zespołu Aperta – bardzo rzadkiego zespołu genetycznego, na który cierpi Filipek. Po omacku oswajaliśmy się z tym, co spotkało naszego synka. W Polsce rocznie rodzi się zaledwie kilkoro dzieci z tą wadą. Wszystkiemu winne są 2 geny, które spowodowały, że paluszki u rąk i u nóg Filipka były całkowicie zrośnięte, a główka zniekształcona... Ratunek dla takich dzieci jak nasz Filipek jest za oceanem, w USA. Tam w klinice w Dallas operuje największy autorytet, najlepszy na świecie specjalista od leczenia zespołu Aperta – dr Jeffrey Fearon. Największym zagrożeniem dla takich dzieci jest to, że mózg Filipka rośnie, ale czaszka nie. Trzeba ją poszerzać operacyjnie, w przeciwnym razie dojdzie do nieodwracalnego uszkodzenia mózgu i upośledzenia! Dr Jeffrey Fearon dokonał w życiu synka już jednego cudu – powiększył czaszkę o 2,5 cm, aby mózg miał miejsce na rośnięcie. Następnie rozdzielił paluszki dłoni i stóp, dzięki czemu dziś Filipek może normalnie funkcjonować. Niestety, po kilku latach przyszedł czas na kolejne operacje.  Teraz przed Filipkiem ostatnia operacja czaszki – Le Fort III, którą także przejdzie w klinice Craniofacial Center w Dallas w USA. Będzie ona najtrudniejsza i najbardziej obciążająca dla naszego synka... Operacja ma nie tylko poprawić jego wygląd, ale przede wszystkim przywrócić prawidłowy tor oddychania. Zmniejszyć ryzyko bezdechów, z którymi Filipek codziennie zmaga się w nocy, przez co sen nie przynosi mu ukojenia... Inaczej może dojść do ciężkich zagrożeń oddychania. Doprowadzi też do prawidłowego ustawienia żuchwy i zabezpieczy wzrok synka. Operacja będzie bardzo trudna, w jej trakcie zostanie założony zewnętrzny dystraktor, przymocowany śrubami do kości czaszki oraz do podniebienia górnego. Filipek będzie musiał go nosić przez 7 tygodni! Dystraktor codziennie będzie rozkręcany w celu wysunięcia twarzoczaszki do przodu. Następnie zostanie zdjęty operacyjnie. Potem syna czeka karmienie przez sondę oraz przyjmowanie wyłącznie płynnych pokarmów. Wiemy, że będzie bardzo dużo bólu, trudu i cierpienia, jednak operacja ta sprawi, że Filip będzie mógł rozwijać się dalej zdrowo i bezpiecznie! Lekarze zakładali, że Filipek może nie będzie chodzić. A on teraz nie chodzi, tylko biega. Twierdzili, że nie będzie mówił. A on chodzi do zwykłej szkoły i gada coraz więcej i więcej. Mówili, że nie będzie uprawiał sportu, a Filip jakby na przekór uczy się jeździć na łyżwach i gra z tatą w piłkę. Nic nie jest w stanie go zatrzymać! Wszystkiego chce spróbować! Oczywiście nie wszystko przychodzi mu łatwo, na sukcesy nieraz musi popracować ciężej i dłużej niż rówieśnicy,  ćwiczenia i rehabilitacja to jego codzienność, ale Filip podchodzi do wszystkiego z uśmiechem na twarzy. Nie odpuszcza, dla niego niemożliwe nie istnieje. Aby jednak tak było dalej, musi przejść operację. Czasu zostało już naprawdę niewiele, bo do 18 czerwca! Koszt Le Fort III jest ogromny - w przeliczeniu na złotówki to ponad 400 tysięcy! Sami nie damy rady nigdy zdobyć takiej kwoty. Nasz synek nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Zawsze będzie zmagał się z poważną chorobą, zawsze w ocenie nieznajomych będzie „inny”. Ale dla nas zawsze będzie najdzielniejszym wojownikiem. Małym człowiekiem z wielkimi marzeniami, o które warto walczyć.  Jest szczęśliwy, uśmiechnięty i radosny, jakby na przekór wszystkiemu! Nic nie jest w stanie go zatrzymać, a zespół Aperta, choć czasem utrudnia mu wykonywanie niektórych czynności, nie definiuje go. Codziennie zdobywa kolejne szczyty, a my razem z nim. Pomóżcie nam, proszę, by tak było już zawsze... Dajcie Filipkowi szansę na ratunek. Joanna i Jakub, rodzice Filipka

33 277,00 zł ( 31,28% )
Brakuje: 73 106,00 zł
Piotr Kożuchowski
Piotr Kożuchowski , 45 lat

🚨Po udarze był w stanie KRYTYCZNYM! Mąż, tata i strażak walczy o powrót do sprawności!🚨

Mój mąż trafił do szpitala z ostrym bólem głowy. Miał zadzwonić do mnie następnego dnia rano. Mijały godziny, a mój telefon milczał… Pamiętam doskonale tę przerażającą ciszę. W końcu, po kilku godzinach oczekiwania zadzwonił lekarz – Piotr w stanie KRYTYCZNYM był przewożony do szpitala w Warszawie! Okazało się, że miał UDAR! Wiedliśmy spokojne i szczęśliwe życie. Mamy czterech wspaniałych synów, chłopcy są bardzo zżyci ze swoim tatą. Piotr jest strażakiem, a służba zawsze sprawiała mu wielką satysfakcję. Był zdrowym, pełnym życia i energii mężczyzną! Dzień, w którym miał udar, pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj… Świat na chwilę się zatrzymał, a chwilę później zawalił! To był styczniowy poranek, jak każdy inny. Piotr wstał rano i zaczął szykować się do wyjścia. Po chwili zawołał mnie i powiedział, że bardzo boli go głowa. Potem wszystko działo się już tak szybko…  Piotr zaczął tracić czucie w prawej ręce, następnie w prawej nodze. Wiedziałam, że muszę działać i natychmiast wezwałam pogotowie. Aż boję się pomyśleć, co by się stało, gdybym w tamtym momencie nie była z nim w domu! Gdy przyjechała karetka, Piotr dostał leki, po których poczuł się lepiej. Myślałam wtedy, że ten koszmar się skończył, a stan męża jest już stabilny. Ratownicy medyczni postanowili jednak zabrać Piotra do szpitala na dodatkowe badania. Jeszcze tego samego dnia rozmawialiśmy przez telefon, mówił, że znów boli go głowa. Miał wziąć leki i odezwać się następnego dnia. Nie przypuszczałam, że będzie to moja ostatnia, zwyczajna rozmowa z mężem… Piotr nie był w stanie do mnie zadzwonić. W rozmowie z lekarzem dowiedziałam się, że doznał udaru, a jego stan jest krytyczny! Nie mogłam uwierzyć w nieszczęście, jakie na nas spadło! Nasze dzieci potrzebują obojga rodziców, tymczasem ich ojciec walczył o życie! Z drżącym sercem czekałam na poprawę stanu zdrowia Piotra. Modliłam się, by wszystko było dobrze. Ten niepewny czas był tak bardzo przytłaczający... Jednak determinacja, jaką mąż na co dzień wykazywał się w pracy, objawiła się też w tej nierównej walce o życie! Piotr wygrał! Jego stan w końcu zaczął się poprawiać, ale sytuacja nadal jest trudna. Lekarze z początku nie dawali mu właściwie żadnych szans – mówili, że Piotr do końca życia będzie przykuty do łóżka. Na szczęście się mylili! Mój mąż każdego dnia walczy o powrót do sprawności. Ogromna poprawa jego stanu zdrowia nastąpiła po rozpoczęciu rehabilitacji. Dzięki niej, Piotr jest już w stanie siedzieć przy asekuracji. Mąż nie mówi, ale rusza oczami i stara się poruszać rękoma. Kręci głową, ruchem warg próbuje też przekazywać krótsze słowa. Żyje i jest świadomy – a to najważniejsze.  Nie ma słów, które wyrażą to, jak bardzo chciałabym, by Piotr odzyskał sprawność. Niestety wiem, że wymaga to intensywnej rehabilitacji i ciężkiej pracy. Pęka mi serce, gdy codziennie patrzę jak mój mąż, niegdyś pełen energii i radości, teraz nie jest w stanie sam utrzymać własnej głowy. Sama mogę jedynie dbać o niego najlepiej jak potrafię i wspierać przy ćwiczeniach w domu. Chłopcy też tak bardzo tęsknią za tatą, z którym mogli pograć w piłkę czy po prostu porozmawiać! Turnusy rehabilitacyjne są jedyną nadzieją na poprawę stanu zdrowia mojego męża. Wierzę, że dzięki nim Piotr wkrótce sam stanie na nogi! Nasze życie diametralnie się zmieniło – nigdy nie sądziłam, że mój mąż, który na co dzień pomagał ludziom, pilnie będzie potrzebował pomocy! Z całego serca proszę więc o wsparcie, sama nie dam rady zapewnić Piotrowi rehabilitacji, jakiej potrzebuje!  Ewa, żona

16 914,00 zł ( 52,99% )
Brakuje: 15 001,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki