Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Inka Timofiejewa
Pilne!
Inka Timofiejewa , 33 lata

Pomóż mamie wrócić do dzieci! Złośliwy nowotwór musi leczyć w innym kraju

1,5 miesiąca przed wojną urodziłam drugiego synka. Miał to być czas radosny, jednak zbrojny konflikt pokrzyżował wszystkie plany. Musieliśmy uciekać i walczyć o przetrwanie. Mieszkaliśmy wtedy z mężem i z dziećmi w mieście Dnipro. 10 marca 2022 roku wraz z 2-mies dzieckiem musiałam uciec przed wojną na wieś, gdyż tam było bezpieczniej. Mąż pozostał w mieście i zarabiał na nasze życie. Zamieszkałam u rodziców, którzy opiekowali się mną oraz maleństwem, a przede wszystkim zapewnili atmosferę bezpieczeństwa. Karmiłam piersią, prawie aż synek osiągnął roczek. Jednak jak tylko zakończyłam karmienie, czułam jakiś dyskomfort w lewej piersi.  Idąc na wizytę u lekarza, wielce się nie przejmowałam. Jeszcze kiedy chodziłam do szkoły, lekarze zdiagnozowali u mnie łagodnego gruczolakowłókniaka w prawej piersi. Przeszłam operację i wszystko było w porządku. Myślałam, że historia się powtórzy. Niestety, okazało się inaczej.  Onkolog wykrył złośliwy nowotwór przewodu piersiowego. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie potrafię opisać słowami szoku, który przeżyłam. Zaczęłam leczenie w Odessie, a potem poleciałam do kliniki w Turcji, a dokładnie w Stambule. Jedna wojna toczy się o mój kraj, druga — o moje życie. Mąż w mieście Dnipro zarabia na moje leczenie, a nasze dzieci mieszkają z moją mamą i siostrą w obwodzie Odeskim. Tu, w Turcji, leczenie jest, ale bardzo drogie... Proszę Cię o pomoc. Marzę, by jak najszybciej wyzdrowieć i wrócić do swojej rodziny, do ukochanego męża oraz dzieci. Inka

278,00 zł ( 0,17% )
Brakuje: 158 510,00 zł
Mikołaj Majewski
Mikołaj Majewski , 5 lat

Dzięki kosztownej rehabilitacji, Mikołaj ma szansę na sprawność i samodzielność 🚨 Pomożesz❓

Nasz synek Mikołaj urodził się zdrowy, nie było żadnych niepokojących oznak – byliśmy najszczęśliwsi, że w naszym domu pojawił się nowy członek rodziny.  Był naszym oczkiem w głowie, wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, by zapewnić mu odpowiedni rozwój i dom pełen miłości. Niestety nasza radość nie trwała zbyt długo... Po pewnym czasie synek zaczął się wycofywać, tracić umiejętności, które wcześniej nabył, zamykał się w swoim świecie. Byliśmy załamani, bo nie wiedzieliśmy, co dzieje się z naszym dzieckiem… Po wielu badaniach i konsultacjach ze specjalistami stwierdzono u niego całościowe zaburzenia rozwoju. Natychmiast poruszyliśmy niebo i ziemię, by zapewnić synkowi odpowiednie terapie, zajęcia i rehabilitację.  Każdy dzień Mikołaja wypełniony jest intensywną i kosztowną terapią z neurologopedą, psychologiem, psychiatrą, terapią Si, hipoterapią oraz zajęciami na basenie solankowym. Znaleźliśmy placówkę, w której synek świetnie się rozwija – ona okazała się naszym ratunkiem. Nadal ma zaburzenia, ale to wszystko idzie w dobrym kierunku. Jesteśmy pełni nadziei, że pomimo swoich trudności, Mikołaj będzie mógł w przyszłości samodzielnie funkcjonować! Synek uwielbia układać klocki lego, od dłuższego czasu buduje również kolejkę. Dzięki temu ćwiczy koncentrację, skupia się i rozwija. Ma młodszą siostrę, z którą lubi się bawić, ale nie potrzebuje zbyt dużej integracji z innymi dziećmi. Niestety lata terapii, rehabilitacji i ćwiczeń mocno obciążyły nasz domowy budżet. Do tej pory staraliśmy się radzić sobie sami, ale jesteśmy zmuszeni poprosić o pomoc. Każda złotówka będzie dla Mikołaja kroplą nadziei, w tej trudnej i wymagającej walce. Dołączysz do nas?  Rodzice

277 zł
Rachat Żanybiekow
Pilne!
Rachat Żanybiekow , 21 lat

Mój syn walczy ze złośliwym nowotworem... Błagam, nie pozwól mi pochować własnego dziecka❗️

Nasz koszmar zaczął się bardzo niepozornie –  od krwawienia dziąseł. Było ono jednak tak mocne, że trafiliśmy na wydział intensywnej terapii. Nigdy nie zapomnę widoku swojego syna – przerażonego i z krwią niekontrolowanie wypływającą z ust… Niezbędna okazała się natychmiastowa transfuzja krwi. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje – syn był bardzo osłabiony, a na całym jego ciele pojawiły się masywne siniaki…  Zaledwie parę lat wcześniej, w 2016 roku u Rachata zdiagnozowano wrodzoną niedokrwistość aplastyczną i dyskeratozę. Natychmiast zaczęliśmy szukać na syna ratunku. W trybie pilnym odbył się przeszczep szpiku, a ja jako mama zostałam dawcą. Nastąpiła remisja. Udało się wygrać z chorobą, syn wyzdrowiał. Myśleliśmy, że największy dramat naszego życia mamy już za sobą. Niestety, okazało się, że najgorsze dopiero nas czeka... W styczniu 2023 roku syn zaczął skarżyć się na ból w jamie ustnej. W jego buzi pojawiły się rozległe wrzody. Początkowo myśleliśmy, że są to nieszkodliwe afty. Niestety, stan Rachata bardzo szybko się pogorszył. Nie mógł nawet rozmawiać, tak bardzo go to bolało. Natychmiastowo wykonana biopsja przyniosła wstrząsającą diagnozę – nowotwór złośliwy. Nasz świat się załamał, a my nie mogliśmy zrozumieć… Dlaczego? Szukaliśmy pomocy w różnych szpitalach, ale wszyscy specjaliści polecali nam wrócić do kliniki, w której wykonaliśmy przed laty przeszczep. Syna od razu hospitalizowano. Przez tydzień był przygotowywany do pierwszej chemioterapii. Stan syna był krytyczny, przy wzroście 180 cm ważył tylko 39 kg! Jego organizm był całkowicie wyniszczony przez chorobę i musiał być odżywiany przez kroplówkę. Nie mógł jeść ani rozmawiać. Po drugiej chemioterapii zmagał się z wysoką gorączką i nie był nawet w stanie wstać z łóżka.  4 marca 2024 roku Rachat rozpoczął trzeci blok chemioterapii. Syn bierze leki przeciwbólowe i dzięki temu zaczyna choć trochę rozmawiać i jeść. W najlepszym wypadku czekają nas jeszcze 4 kursy chemioterapii i radioterapia — o ile wyniki badań będą pozytywne. Koszty leczenia są jednak zawrotne, a my nie jesteśmy w stanie udźwignąć ich samodzielnie. Jako matka patrzę codziennie w oczy ukochanego syna i widzę, jak robi się coraz słabszy. Biorę go w objęcia, ocieram łzy i obiecuję, że wszystko skończy się dobrze. Staram się nie okazywać lęku, jednak w głębi duszy umieram z rozpaczy. Każdego dnia tak potwornie się boję, że to nasze ostatnie chwile razem. Proszę, wyciągnijcie do nas pomocną dłoń. Jesteśmy w dramatycznej sytuacji, w której to właśnie pieniądze zdecydują o tym czy moje dziecko będzie miało szansę przeżyć. Błagam, nie pozwólcie mi stanąć nad grobem własnego syna... Mama

276,00 zł ( 0,15% )
Brakuje: 181 607,00 zł
Daria Nożewska
Daria Nożewska , 36 lat

By życie Darii było choć trochę prostsze...

Gdy urodziła się Daria, usłyszałam od lekarzy, że może powinnam zbyt dużo do niej nie mówić, nie przyzwyczajać się, nie okazywać uczuć. Mówili, że moja córka nie przeżyje kilku tygodni, a za 1.5 roku zapomnę i urodzę kolejne, zdrowe dziecko. Te słowa próbowały przebić mur miłości do Darii, który zbudowałam od razu, gdy dowiedziałam się o ciąży. Nie udało się. Podczas ciąży czułam się doskonale. Byliśmy z mężem najszczęśliwsi, że powitamy naszą córeczkę i wydamy na świat nowe życie. Niestety przy porodzie pojawiły się komplikacje. Odeszły wody, ale akcja porodowa się nie rozpoczęła. Od lekarzy słyszałam, że nie ma rozwarcia i z taką informacją przeczekałam kilka godzin.  Po długim czasie lekarze zadecydowali o podaniu mi środka rozkurczowego, który miał przyspieszyć poród. Informowałam wielokrotnie, że mogę być uczulona na składnik zawarty w leku, ale nikt nie chciał mnie słuchać… Nauczyłam się już rozpoznawać, kiedy rozpoczyna się u mnie reakcja alergiczna i w tym przypadku przebiegała ona identycznie. Czułam, jak puchnie mi język, gardło, nie mogłam złapać oddechu. Wyrwałam strzykawkę pielęgniarce, ponieważ nikt nie reagował na moje słowa… Okazało się, że dawka, którą mi podali, spowodowała silną reakcję. Dopiero po mojej utracie przytomności i gdy zauważono, że akcja serduszka Darii niknie – zadecydowano o cesarskim cięciu. Moją córkę wyjęto spod mojego serca siną. Zanim ją zaintubowano, trzeba ją było reanimować. Na szczęście żyje. Niestety w tamtym momencie rozpoczął się nasz dramat i cały świat runął. Nie mogłam zobaczyć córki, nie mówiąc o żadnym dotknięciu czy przytuleniu jej. Lekarz na obchodzie powiedział tylko, że są problemy neurologiczne. Nikt nie chciał odpowiadać na moje pytania, stworzono wokół mnie otoczkę roszczeniowej matki. A ja po prostu potwornie bałam się o swoje dziecko… Dopiero po paru dniach, gdy z bezsilności płakałam w poduszkę, przyszła pielęgniarka i powiedziała, że moja córeczka jest na OIOMie dziecięcym. Zaprowadzili mnie do Darii, a podróż tymi długimi korytarzami zapamiętam do końca życia. Właśnie wtedy usłyszałam od lekarza, że mam nie przyzwyczajać się do dziecka, nie mówić do niej zbyt wiele i nie okazywać uczuć. Przecież za 1.5 roku mogę urodzić kolejne, zdrowe, a z tym będą same problemy.  Później pamiętam tylko, że zobaczyłam Darię w inkubatorze i pełno rurek dookoła niej. Nie mogłam jej nawet dotknąć i łzy po prostu zaczęły płynąć.  Przeszliśmy długą, wyboistą drogę. Trafiłyśmy do szpitala dziecięcego na oddział neurologiczny, gdzie po raz pierwszy usłyszałam tę straszną diagnozę: ciężka odmiana mózgowego porażenia dziecięcego. Lekarze zaplanowali rehabilitację – 2 razy w tygodniu po 20 minut. Wtedy zrozumiałam, że razem z mężem jesteśmy pozostawieni sami sobie i na własną rękę musimy znaleźć ratunek dla Darii. Nasza córeczka miała bardzo słabe odruchy, otwierała oczka, ale na jej buzi nie pojawiał się żaden grymas. Jęczała i popłakiwała, patrzyła w jeden punkt, nie ruszała rękami ani nogami. Pewnego dnia los się jednak do nas uśmiechnął – dostaliśmy list od ciotki męża, która mieszkała w Kanadzie. Poinformowała nas, że w Filadelfii jest Instytut i że można coś zdziałać, lecząc dzieci metodą Domana.  Uczepiłam się tej szansy i pokładałam w niej wszystkie swoje nadzieje. Napisałam list do Instytutu po polsku. Po 3. miesiącach przyszła odpowiedź... Zostaliśmy poinformowani, że przez Instytuty IAHP jest organizowany wyjazd do Włoch, gdzie rodzice uczą się jak postępować z dziećmi z uszkodzonym mózgiem. Zaproszeni rodzice, w tym my, mieli szansę przyjęcia do Instytutu w Filadelfii...  Zaczęła się walka o to, żeby nasza Daria zaistniała… Miałam kontakt z kobietą, która uzyskała pomoc w Instytucie i to dzięki niej, wiedziałam, jak postępować i jakich aktywności i stymulacji potrzebuje Daria. Wiązało się to z tym, że musieliśmy otworzyć swój dom dla wolontariuszy, gdyż do jednego ćwiczenia potrzebne były 3 osoby. Sami nie poradzilibyśmy sobie z rehabilitowaniem córeczki.  Pojawili się ludzie dobrej woli – wolontariusze pod postacią naszych sąsiadów i uczniów z pobliskich szkół. Od pierwszych dni ćwiczeń ludzi było tak dużo, że w naszym mieszkaniu nie było gdzie usiąść. Daria każdego dnia miała zapewnioną 11 – godzinną rehabilitację.  Po kilku miesiącach okazało się, że możemy wyjechać do Włoch. Tam otworzyli mi oczy na problemy Darii. Dowiedzieliśmy się, jak wiele można zyskać, pracując z mózgiem, stymulując wszystkie ścieżki neurologiczne, odpowiedzialne za jej zmysły. Po przebytym kursie dla rodziców zakwalifikowano nas do uczestnictwa w Instytutach IAHP w Filadelfii. Uczestniczyliśmy w tych programach 10 lat. 2 razy do roku wyjeżdżaliśmy do Filadelfii. Na szczęście zawsze znajdywali się ludzie o ogromnych sercach, którzy wspomagali nas finansowo. Każdy taki wyjazd to kwota 4500 dolarów. Co więcej, nawet gdy nie korzystaliśmy już z programów w Filadelfii, nasz dom pełen był wolontariuszy, którzy pomagali rehabilitować Darię. Rezultatem naszej ciężkiej pracy było uzyskanie świadomości Darii w otaczającym ją świecie, rozpoznawanie głosów najbliższych. Jeszcze wtedy widziała, więc nauczyliśmy ją rozpoznawać obrazki. Dalszym etapem było czytanie, oraz wiedza z różnych dziedzin nauki i życia. Daria przestała się bać dźwięków, ponieważ uczyliśmy ją rozróżniania odgłosów i sygnałów. Niestety, nie udało się jej nauczyć samodzielnego przemieszczania i chwytania przedmiotów.  Dziś córka ma 35 lat. Swoje życie spędza na łóżku, materacu do ćwiczeń lub w wózku inwalidzkim. Nie widzi, jest całkowicie sparaliżowana i uzależniona od pomocy innych ludzi. Musi być karmiona, ubierana i pielęgnowana. W dalszym ciągu też nie odzyskała mowy. Kontakt z Darią jest bardzo zawężony. Swoje potrzeby sygnalizuje uśmiechem, pojękiwaniem, napięciem mięśni. Dla nas rodziców i opiekunki jest to wyraźna i zrozumiała mowa ciała. Córeczka wymaga nie tylko stałej opieki, ale dalszej intensywnej rehabilitacji i leczenia, by utrzymać dobry stan jej zdrowia i nie pogłębiać dysfunkcji. Przynajmniej raz w roku Daria powinna uczestniczyć w turnusie rehabilitacyjnym, a jednorazowy koszt wyjazdu z opiekunem to około 7500 zł, na co coraz trudniej jest nam zebrać środki.  Ja od narodzin Darii nigdy nie wróciłam już do pracy. Jedyną osobą, która pracuje w naszym domu, jest mój mąż. Niestety problemy zdrowotne dotknęły również mnie. Dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nowotwór. Na szczęście poradziłam sobie z chorobą, przeszłam przeszczep komórek macierzystych i wyniki są coraz lepsze. Szpiczak nie był na tyle silny, aby mnie złamać. Mam przecież cel – ze wszystkich sił chronić i dbać o moją córkę. Jednak mój organizm cały czas jeszcze dochodzi do siebie po chemioterapii.  Pomimo wszystkich problemów – staramy się cieszyć każdą chwilą. Wiemy, że Daria, choć nie reaguje, to słyszy nas, kocha i rozumie, że my kochamy ją. Ponad wszystko. Niestety dalsza, intensywna rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Proszę, pomóżcie nam sprawić, że życie naszej córeczki będzie choć trochę prostsze. Rodzice Darii

275 zł
Ewa Czapla
Ewa Czapla , 4 latka

Tylko dzięki rehabilitacji moja córeczka będzie miała szansę na sprawność! POMOCY!

Moja wspaniała córeczka urodziła się w 37. tygodniu ciąży. Swoje pierwsze chwile życia, zamiast spędzać w kolorowym pokoiku, spędzała w chłodnej szpitalnej sali... Ten czas był straszny, codziennie miałam nadzieję, że w końcu wrócę z moim maleństwem do domu! Kiedy w końcu pozwolili mi zabrać moje dzieciątko ze szpitala, myślałam, że najgorsze już mamy za sobą. Ale to niestety był zaledwie wierzchołek góry lodowej problemów, z którymi przyszło nam się mierzyć… Zaczęła się dalsza batalia o diagnozę, którą otrzymałam dopiero, gdy Ewunia skończyła roczek. Mózgowe porażenie dziecięce oraz tetrapareza spastyczna – to te schorzenia okazały się codziennymi przeciwnikami życia mojego dziecka!    Rozpoczęłam walkę o sprawność i przyszłe życie mojej córeczki. Uczęszczałam z Ewą na liczne kursy rehabilitacji oraz kolejne badania, jednak nikt nie był w stanie odpowiedzieć na najbardziej nurtujące mnie pytanie: czy moje dziecko będzie kiedykolwiek chodzić? Pojechałam z córeczką na rehabilitację do Czech, a później kontynuowałyśmy terapię w Polsce. W międzyczasie Ewa przeszła operację, dzięki której mogła zacząć opierać nogi na ziemi. To był dla małej niesamowity sukces! W końcu poczułam, że cały trud włożony w walkę o jej sprawną przyszłość, przynosi efekty.  Przez ostatnie półtora  roku córeczka była poddawana rehabilitacji w Centrum Intensywnej Terapii Olinek w Warszawie. Dzięki ogromnemu wsparciu fizjoterapeutów w końcu nauczyła się chodzić, choć nadal ze wsparciem. Niestety przez spastyczność nóg, nie jest w stanie samodzielnie usiąść, chociaż z całych sił próbuje to zrobić…    W październiku 2024 roku Ewunię czeka kolejna operacja, która pomoże pozbyć się spastyczności. Jednak sam zabieg nie jest w stanie w magiczny sposób sprawić, że moje dziecko będzie w pełni sprawne. Aby córeczka mogła nauczyć się siadać i raczkować, konieczna będzie późniejsza intensywna rehabilitacja. Niestety, ze względu na to, że Ewunia ma jeszcze dwójkę rodzeństwa, nie jestem  w stanie opłacić wszystkiego. Koszty każdego dnia rosną, a ja boję się, że pieniądze staną na drodze lepszej przyszłości mojej córeczki! Prawda jest okrutna – bez rehabilitacji Ewa nie ma szans na sprawne życie. Dlatego bardzo proszę o wsparcie w opłaceniu rocznej rehabilitacji. Wiem, że tylko z Waszą pomocą będzie to możliwe! Zamira, mama Ewy

273,00 zł ( 0,34% )
Brakuje: 77 919,00 zł
Adrian Sęp
Adrian Sęp , 31 lat

Adrian całe swoje życie walczy o zdrowie i sprawność! Pomocy!

Nazywam się Adrian i od urodzenia zmagam się ze spastycznym porażeniem czterokończynowym. Poruszam się na wózku, a moje życie to nieustanna walka o zdrowie i sprawność. Nigdy nie miałem takich możliwości jak moi rówieśnicy, jednak nie poddaję się. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby być jak najbardziej samodzielnym. Na co dzień wspierają mnie rodzice i najbliższa rodzina, jednak ze względu na swój stan zdrowia wymagam również stałej fizjoterapii i masaży leczniczych, które zatrzymują postęp choroby i poprawiają mój stan zdrowia. Koszt rocznej fizjoterapii wynosi aż 10 000 zł, a jest to tylko kropla w morzu potrzeb.  Bardzo ciężko jest mi udźwignąć tak duży ciężar finansowy samodzielnie. Potrzebuję środków na fizjoterapię, która poprawia mój stan zdrowia i funkcję ruchu kończyn dolnych oraz górnych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie finansowe. Każda wpłata, nawet najmniejsza, jest dla mnie ogromną pomocą i szansą na lepsze funkcjonowanie w przyszłości. Wierzę, że dobro, które wysyłacie w świat, wróci do Was z podwójną mocą. Z całego serca dziękuję za Wasze wsparcie i życzę Wam wiele dobrego. Adrian

273,00 zł ( 2,51% )
Brakuje: 10 579,00 zł
Dominika Woźniak
4 dni do końca
Dominika Woźniak , 33 lata

Dominika od wielu lat walczy, choć nie wie, kto jest jej przeciwnikiem. Pomóż❗️

Jak mam walczyć, gdy nawet nie wiem, kto jest moim przeciwnikiem? Od 7 lat zmagam się z dolegliwościami, które skutecznie utrudniają moje funkcjonowanie. Niestety nie została jeszcze postawiona konkretna diagnoza, co uniemożliwia mi wprowadzenie odpowiedniego leczenia… Walczę z tachykardią i objawami neurologicznymi, takimi jak zawroty głowy, uczucie niestabilności oraz nadwrażliwość na światło. Często doświadczam stanów przedomdleniowych. To bardzo mocno wpływa na moje życie osobiste i zawodowe.  Dodatkowo towarzyszą mi silne i przewlekłe bóle kręgosłupa, co negatywnie wpływa na moją zdolność do wykonywania codziennych czynności. Mimo prób leczenia nie mogę zaznać ulgi i spokoju.  Światełkiem w tunelu i moją nadzieją jest dalsza diagnostyka i specjalistyczne testy, które pozwolą mi poznać diagnozę. Niestety koszt badań przekracza moje możliwości finansowe. Twoje wsparcie jest nieocenione i może pomóc w sfinansowaniu niezbędnych procedur medycznych. Każda kwota przyczyni się do polepszenia jakości mojego życia! Bardzo dziękuję za wszelką pomoc… Dominika

272,00 zł ( 8,52% )
Brakuje: 2 920,00 zł
Terencjusz Truszkowski
Terencjusz Truszkowski , 40 lat

Choroba coraz bardziej niszczy moje zdrowie!

Niestety moja choroba postępuje. A oprócz złego samopoczucia pojawią się coraz większe dolegliwości fizyczne!  Dziękuję, że byliście i nadal jesteście ze mną. Do końca życia będę jednak potrzebował specjalistycznej pomocy, a moje oszczędności niestety już się kończą…  Moja historia:  Już od ponad 10. lat choruję na schizofrenię paranoidalną. Zachorowałem w wieku 25 lat na studiach, których niestety nie byłem w stanie ukończyć… Jestem osobą niepełnosprawną w stopniu umiarkowanym, aczkolwiek choroba bardzo często nie pozwala mi na normalne funkcjonowanie, spotykanie się z ludźmi, pracę.  Regularnie, raz w tygodniu, chodzę do psychologa, który pomaga mi się mierzyć z codziennymi problemami. Jest to dla mnie ogromne wsparcie, bez którego byłoby mi ogromnie ciężko! Na przestrzeni lat pojawiły się jednak kolejne trudności, natury fizycznej. Odczuwam ogromne bóle mięśniowe i kostno-stawowe. Czasem ból pleców jest tak wielki, że ciężko mi funkcjonować. Lekarze podejrzewają chorobę neurologiczną, ale w tym aspekcie cały czas trwa diagnostyka. Ulgę przynoszę mi jedynie masaże lecznicze. Gdyby nie one, nie byłbym w stanie nawet wstać z łóżka! Moje ciało powoli się rozpada, powodując coraz większy uszczerbek na zdrowiu. W ostatnich latach wydałem kilkadziesiąt tysięcy złotych na walkę z chorobą. Znalazłem się jednak w trudnej sytuacji, kiedy moje oszczędności zostały już wyczerpane...  Moje ciało i umysł wymagają dalszej rehabilitacji w postaci psychoterapii i fizjoterapii. Bardzo proszę o pomoc, ponieważ sam nie jestem w stanie dłużej  finansować kosztów leczenia… Terencjusz

271,00 zł ( 0,84% )
Brakuje: 31 644,00 zł
Ksawery Grochal
Ksawery Grochal , 9 lat

Ksawery nie może zostać sam w tej walce! Pomóżmy!

To miał być radosny czas oczekiwania na narodziny dziecka. Szybko zmienił się jednak w niepokój o zdrowie i przyszłość ukochanego synka. Tuż po urodzeniu Ksawcio przeszedł udar, w wyniku którego doszło do uszkodzenia mózgu, a w konsekwencji do mózgowego porażenia dziecięcego w postaci prawostronnego niedowładu spastycznego…  Synek niedawno skończył 8 lat. Wymaga stałej rehabilitacji, aby mógł normalnie funkcjonować. Najbardziej problematyczna jest jego rączka. Ksawery mało jej używa ze względu na wzmożone napięcie mięśniowe. Mimo intensywnych i systematycznych ćwiczeń podczas rehabilitacji widzę, jak u synka ciągle przybywa komplikacji.  Ksawery musi nosić specjalistyczne ortezy na nogach. W tym roku nie będzie mógł już mieć zwykłej, sztywnej ortezy. Niezbędna jest taka z ruchomym stawem, której koszt jest bardzo duży. Na tym się jednak nie kończy walka o sprawność. Ksawery potrzebuje jeszcze dodatkowych turnusów rehabilitacyjnych, dzięki którym będzie miał szansę zawalczyć o dalsze postępy i sprzętu do rehabilitacji domowej.  Bardzo prosimy o wsparcie, które umożliwi nam pokrycie wszystkich kosztów. Dzięki Wam wciąż mamy nadzieję na dalszą walkę o sprawność i samodzielność Ksawerego! Sylwia, mama

270,00 zł ( 0,84% )
Brakuje: 31 645,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki