Na ringu onkologicznego piekła - Ela i rak...

Zabieg NanoKnife nowotworu trzustki
Ends on: 23 April 2016
Fundraiser result
2 września 2016
2 lata temu śmierć przyszła po córkę Eli. Wtedy wydawało się, że nic gorszego się nie stanie. Owszem stało się. Dzisiaj przyszła do nas wiadomość, po której zawsze publikujemy najsmutniejsze rezultaty. W tym miejscu bardzo chcieliśmy wpisać coś pozytywnego, dołożyć kolejny sukces. Nie udało się. Dziękujemy Eli, że choć nie ma jej już z nami, pokazała wszystkim, jak silna w walce może być z pozoru krucha kobieta.
Rodzinie składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Fundraiser description
Gdy w połowie 2012 roku wraz z całą rodziną stanęliśmy na ringu onkologicznego piekła, nie sądziliśmy, że te straszliwe trzy litery staną się okrutną codziennością na najbliższe lata. Er-a-ka. RAK. Słowo, które paraliżuje, gdy dotyczy zdrowia osoby najbliższej. Słowo, które ścina z nóg, gdy dotyczy nas samych. Bo gdy choruje jedna osoba w rodzinie, chorują wszyscy. Zarażeni rakiem jeden po drugim - nawet gdy nie ma go w ich organizmach, to on siedzi w nich. To jak skaleczenie w palec. Niby mała ranka, a boli cała dłoń…
W czerwcu 2012 nasza córka Oliwka usłyszała swoją diagnozę. Powiedziała, że będzie walczyć, bo kocha życie, ma plany na przyszłość i marzenia, które musi zrealizować. Walczyła do końca, wierzyła, że wygra... Pierwotny nowotwór wątroby nie dał jej najmniejszych szans. W grudniu 2014 jej czas tutaj dobiegł końca. Miała 24 lata. Nie przegrała. Poszła odpocząć…
Żaden człowiek nie jest w stanie pojąć ogromu rozpaczy matki, która musi pochować własne dziecko. Żadne słowa nie są w stanie pocieszyć nokautowanego bólem ojca. Dusze rozerwane na strzępy, serca popękane na miliony kawałków i wciąż pękające na mniejsze. Dziś wiem, że czas nie leczy ran. Czas trwa… I gdy zaczęliśmy okres żałoby, sądziliśmy, że nic straszniejszego niż konieczność pożegnania Oliwki nas już nie spotka. Ale limit nieszczęść nie został wyczerpany, o czym mieliśmy przekonać się już kilka miesięcy po tym straszliwym grudniu…
Poczucie niesprawiedliwości, bezsilności, ciągłe pretensje do Boga o to, że odebrał nam ukochane dziecko przeplatały chwile potrzeby powrotu do pozornej normalności. Mimo ciągłego bólu chciałam wrócić do pracy, chciałam wyjść do ludzi, zagłuszyć swoją traumę relacjami z nimi. Porozmawiać o tym, co przygotować na obiad, jakie kolory ubrań są modne w tym sezonie… Moje wysiłki okazywały się nieskuteczne.
Początkowo zbagatelizowałam bóle brzucha, które zaczęłam odczuwać. W końcu ostatnie 3 lata były bardzo ciężkie, tłumaczyłam sobie, że organizm też musiał to przeboleć. Ale gdy zdecydowałam się na badania, nie sądziłam, że los wystawi mnie na kolejną próbę. Diagnoza NIEOPERACYJNEGO NOWOTWORU TRZUSTKI z rozsianiem do płuc była dla mnie szokiem. To był sierpień 2015. 8 miesięcy wcześniej choroba zabrała moje dziecko. Teraz sięgnęła po mnie. A ja nie chciałam się poddać. Bo wiem, ze Oliwia by tego nie chciała. Nie chciałaby tego Majeczka – moja ukochana wnuczka, nie chce tego mój syn, synowa i zięć ani mąż, którzy stracili już jedną ukochaną osobę.
Natychmiast podjęłam leczenie. Jestem po 7 cyklach chemioterapii. Jednak umiejscowienie guza wyklucza jego wycięcie przez chirurga. Dowiedziałam się, że w Polsce, w takich jak mój przypadkach, od kilku miesięcy ratuje się ludzi, stosując metodę operacji NanoKnife. Ale wraz z informacją, że mam szansę, poniekąd mi ją od razu odebrano. Zabieg nie podlega nawet minimalnej refundacji, a jego koszt – ok. 80.000 zł przerasta nasze możliwości finansowe. Termin operacji został wyznaczony na 15 marca 2016 roku. Na szczęście ten sam lekarz, który potwierdził możliwość poddania mnie zabiegowi, powiedział mi również, że na świecie są Anioły, które nie pozwalają osobom w mojej sytuacji na to, by nie podjęły walki o swoje życie. I że dzięki Aniołom wielu pacjentów z diagnozą nieoperacyjnego nowotworu dziś powoli wraca do zdrowia.
Potrzebuję jedynie Aniołów, które dadzą mi szansę. Gdzie ich szukać? Jednego mam w Niebie, ale potrzebuje tych Aniołów tu, na Ziemi. Wiem, że moja Oliwka czuwa i choć kiedyś znów się spotkamy, to jeszcze nie czas na to. Chcę żyć. Chcę podjąć walkę z losem, który już raz tak okrutnie doświadczył mnie i moich najbliższych. Chcę mu pokazać, że mimo wszystko mnie nie złamał. Bo wiem, że moja Córeczka będzie mnie wspierać. I wierzę, że Anioły i mnie pozwolą na skorzystanie z szansy na NanoŻycie, za co już dziś każdemu z nich, każdemu z Was z całego serca dziękuję…
Boję się, ale będę walczyć. Dla Ciebie – Oliwko. (Mama) Ela
_____________________
Aktualizacja: Niestety, 15 marca Pani Ela nie pojedzie na zabieg z protej przyczyny - nie udało się zebrać pieniędzy na czas. Ktoś inny skorzysta z terminu (mamy nadzieję), a my zbieramy dalej. Aby oszczędzić sobie rozczarowań, Pani Ela nie prosiła o kolejny termin - poprosi, gdy uzbieramy pieniądze. Więc zbieramy, żeby to było jak najszybciej :)
Wiadomość z 13 kwietnia 2016: Zbiórka trochę przyśpieszyła, więc pani Ela poprosiła o wyznaczenie terminu. I jest - jeśli wszystko pójdzie dobrze, czyli uzbieramy całą kwotę, 24 kwietnia 2016 roku pani Ela będzie miała zabieg! O niczym innym nie marzy, bez tego zabiegu jej marzenia nie mają szansy się spełnić, dlatego bardzo prosi o pomoc.