By dał sobie radę, gdy mnie zabraknie

Terapia pozwalająca wyrwać Piotrka z objęć autyzmu
Ends on: 19 August 2017
Fundraiser description
Choć fizycznie siedzi obok mnie, nie czuję jego bliskości. Piotruś jest gdzieś indziej, w świecie, do którego ani ja, ani nikt inny nie ma dostępu. W świecie, z którego muszę go wydostać.
Piotrek ma 7 lat. Dzieci w jego wieku lgną do rodziców. Opowiadają o tym, co się wydarzyło, o tym, co się śniło i co sobie wyobrażały. Zadają nieskończone ilości pytań. Mnie Piotrek nie pyta o nic. Nie mogę z nim normalnie porozmawiać, dowiedzieć się jak się czuję. Piotruś cierpi na autyzm, chorobę, która zabiera go gdzieś, do jego wewnętrznego świata, o którym nie wiem zupełnie nic.
To było wyczekiwane dziecko. Po 14 latach miałam ponownie zostać mamą. Wcześniej kilka razy poroniłam, więc teraz byłam pod ciągłą kontrolą lekarzy. Musiałam przyjmować garście leków, by utrzymać tę ciążę. Udało się. Dotrwałam do końca, ale kiedy odeszły mi wody, dziecko nie chciało się urodzić. Mijała minuta za minutą, godzina za godziną, a ja coraz bardziej się bałam, że stracę Piotrka. Po dziesięciu godzinach lekarze zdecydowali się na cesarskie cięcie. Pomimo strachu i niepewności, wszystko wskazywała na to, że urodziłam zdrowego maluszka. Tak się jednak tylko zdawało…
Już po kilku miesiącach zauważyłam, że jest coś nie tak. Piotrek był inny niż rówieśnicy. Nie trzymał grzechotki, nie reagował na karuzele, uciekał gdzieś wzrokiem i bardzo krzyczał. Chodziłam od lekarza do lekarza, ale wszyscy mnie uspokajali, tłumacząc, że Piotrek wkrótce nadrobi zaległości. Tylko że to wkrótce nie chciało nastąpić. Kiedy Piotrek miał trzy lata, wciąż nie mówił. Poszłam do lekarza i zażądałam skierowania do psychologa. Kiedy po raz kolejny próbowano odprawić mnie z kwitkiem, Piotrek zaczął ni stąd, ni zowąd przejmująco krzyczeć. Dopiero wtedy lekarka zauważyła, że coś jest nie tak.
Psycholog nie miał żadnych wątpliwości. Piotruś cierpiał na autyzm. Kiedy usłyszałam diagnozę, targały mną tak bardzo różne emocje. Strach o to, co dalej, ale i ulga, bo w końcu wiedziałam, co jest mojemu dziecku, z czym muszę walczyć. Bałam się, ale nie mogłam się poddać. Musiałam zrobić wszystko, żeby uchylić Piotrusiowi drzwi do naszego świata. Zaczęły się wizyty u psychologów i psychiatrów. Zajęcia z logopedami i terapeutami. Dziesiątki, setki godzin, by choć o odrobinę uchylić mu drzwi do naszego świata.
Najbardziej boli mnie nietolerancja. Ten strach rodziców innych dzieci przed tym, że Piotrek ich czymś zarazi, albo kąśliwe uwagi złośliwych ludzi na nietypowe zachowanie Piotrka, które tylko potęgowały jego izolację. Stawałam w jego obronie, ale coraz częściej zadawałam sobie pytanie, co będzie, gdy mnie zabraknie, jak poradzi sobie w tym świecie, z którym tak bardzo nie chce mieć nic wspólnego.
Ten lęk paraliżuje mnie cały czas, dlatego każdego dnia walczę o syna. Dzięki ciężkiej pracy Piotrek zaczął mówić. Niewyraźnie i niepoprawnie, ale sam fakt, że można się z nim porozumieć, jest olbrzymim sukcesem. Terapeuci synka mówią, że Piotrek ma duży potencjał i dają nadzieję, ale powtarzają też, że terapii nie wolno przerwać, bo cała dotychczasowa praca pójdzie na marne.
Dzisiaj jestem dla Piotrka tarczą, która chroni go przed światem, od którego tak bardzo ucieka, ale wiem, że kiedyś będzie musiał poradzić sobie sam. Kiedy odejdę, mojego synka nie będzie miał kto ochronić. Wiem, że z pomocą terapeutów osiągnie sukces, ale nie jestem w stanie dłużej sama płacić za terapię, a jej przerwanie byłoby największą tragedią. Postawiona pod ścianą, błagam o pomoc — bez Was Piotrek nie da sobie rady, gdy mnie zabraknie...