W walce o zdrowie Wojtka, proszę o pomoc...

Turnus rehabilitacyjny, terapia logopedyczna
Ends on: 16 August 2017
Fundraiser result
Dzięki zbiórce, Wojtusiowi udało się wiąć udział w turnusie rehabilitacyjnym, zorganizowaliśmy też dla niego zajęcia neurologopedyczne raz w tygodniu, dzięki którym zaczyna coraz więcej mówić. Wojtek potrafi złożyć proste pojedyncze zdania, jego rozwój znacznie się polepszył. Chociaż nadal wymaga bardzo dużo pracy, dzięki Wam Wojtek ma możliwość porozumienia się ze swoimi rówieśnikami. Nadal walczymy o to, żeby funkcjonował jak zdrowe dziecko i mógł sobie sam poradzić w dalszym życiu.
Rodzice Wojtusia
Fundraiser description
2% - tyle szans lekarze dawali na to, że moje ukochane dziecko przeżyje. Życie Wojtusia to cud, którego miało nie być! Mój synek leżał w inkubatorku, a ja dopiero po kilku dobach mogłam bardzo ostrożnie pogłaskać delikatną skórę na jego główce. Od małej istotki, na którą tak bardzo czekałam, dzieliła mnie szyba i zapewnienia lekarzy, że Wojtek nie da rady, że jego życie gaśnie, że nawet skomplikowana aparatura i sztab najlepszych lekarzy nie zdoła go uratować. Usłyszeliśmy, że mamy się z nim pożegnać...
Kiedy ja umierałam ze strachu, lekarze wciąż mówili, że Wojtuś nie przeżyje, że to kwestia godzin. Jak przez mgłę pamiętam, że chodziłam po szpitalnych korytarzach, płakałam i szlochałam. Mijały dni, a stan mojego dziecka stawał się stabilniejszy. W końcu po trzech miesiącach, na kilka krótkich chwil, położono mi Wojtusia na piersiach. Był maleńki, ważył zaledwie 620 gramów, w życiu nie widziałam mniejszego człowieczka. Nie mogłam utulić mojego synka. Ryzyko, że go uszkodzę było zbyt wielkie. Nawet matczyny dotyk mógł wyrządzić Wojtkowi nieodwracalną krzywdę. Łzy płynęły mi z oczu, błagałam Wojtusia, żeby był silny. A lekarze wciąż mówili, że będzie kaleką, że powinniśmy się poddać…
Wojtek ma za sobą 5 operacji - serduszka i jelit. 3 miesiące oddychał za niego respirator - patrzyłam, jak powietrze wtłaczane jest w jego małe płuca. Później mój dzielny chłopiec oddychał za pomocą maski tlenowej. Pamiętam, że w tym samym czasie pierwszy raz nakarmiłam Wojtusia butelką - pierwszy raz miałam go w ramionach, czułam się jak mama i wierzyłam, że będzie dobrze.
Miałam rację. Pomimo wielu krytycznych chwil, jakie spędziliśmy na oddziale, pomimo tak wielu rozstań i strachu, czy się uda, Wojtek żyje i jest moim największym szczęściem. Wbrew rokowaniom, jest samodzielnym, radosnym, uwielbiającym zabawę z rówieśnikami, cieszącym się życiem chłopcem. Jest jednak też wcześniakiem, a tragiczne miesiące walki o jego życie odcisnęły ślad - u Wojtusia stwierdzono opóźnienie psychoruchowe. To, że mój synek rozwija się odrobinę wolniej i jest mniej sprawny manualnie nie stanowi dla mnie problemu. Boli mnie jednak to, że Wojtuś nie mówi - wiem, że chciałby mi tak dużo powiedzieć, ale nie potrafi! Mowa jest podstawą, bez niej Wojtek nigdy nie będzie dobrze funkcjonował, nigdy nie porozmawia z kolegami, nigdy nie powie, że mnie kocha. A szansa, że Wojtek zacznie mówić jest ogromna! Praca z logopedą przynosi efekty, naszej rodziny jednak nie stać na wszystkie zajęcia, jakich Wojtuś potrzebuje. Jeśli nie zadziałamy teraz, niedługo będzie za późno...
Ciekawe czy dziś, kiedy Wojtek ma 6 lat, cudownie się uśmiecha i obserwuje świat swoimi wielkimi oczkami, ktokolwiek powiedziałby mi, że mój syn jest spisany na straty. Zastanawiam się, czy ktoś próbowałby zgasić moje matczyne uczucia, jakimi obdarzyłam własne dziecko.
Wojtuś przeszedł naprawdę dużo - walkę o życie, serię operacji, kilkakrotny uścisk zimnego stołu, widok białych, lekarskich fartuchów i szpitalnych ścian, o których nigdy nie zapomni. Uwierzyłam w mojego synka, kiedy nikt nie dawał mu szans. Byłam przy nim, razem przeszliśmy przez piekło. Teraz wiem, że moje dziecko nie musi cierpieć, że że ma szansę na normalne życie, dlatego proszę o pomoc. Od lat mam tylko jedno marzenie - pragnę, by Wojtuś mówił, by był zdrowy. Wierzę, że najlepsze wciąż przed nim...