Zapach raka

Ends on: 20 October 2014
Fundraiser result
Serdeczne podziękowanie dla wszystkich darczyńców, którzy przyczynili się do zbiórki pieniędzy dla mojej córki, która w marcu 2013 roku zachorowała na białaczkę limfoblastyczną. Przez 9 miesięcy była podawana chemioterapii, która i tak nie dała 100% pewności ze choroba nie powróci. Podjęto decyzje o przeszczepie szpiku, w styczni 2014 roku córka przeszła przeczep szpiku, który przeszła bardzo ciężko. Po 2 miesiącach wyszliśmy do domu. Ten dzień był dla nas najszczęśliwszym dniem zarówno walka o zdobycie pieniędzy na drogie leczenie, które miesięcznie kosztowało ok 3,500 złotych. Dla mnie i mojej rodziny była to ogromna kwota, ponieważ samotnie wychowuje 2 dzieci i utrzymuje się z alimentów i ze świadczeń na córkę. Dla tego zgłosiłam się do SIEPOMAGA o pomoc i to wy darczyńcy pomogliście w znacznym stopniu z finansować leki i za to jesteśmy wam bardzo wdzięczni za okazaną nam pomoc z całego serca wam dziękujemy.
Fundraiser description
Od losu dostajemy tyle, ile sami jesteśmy w stanie unieść. Jednak gdy choroba dopada niewinne dziecko, zawsze pada pytanie: dlaczego? Niczym nie zawiniła, beztrosko żyła i miała całe swoje życie przed sobą. Plany i marzenia odeszły w kąt, gdy do drzwi zapukała ona…
…białaczka limfoblastyczna z grupy wysokiego ryzyka. Dotychczas zdrowa, pełna energii pierwszoklasistka, która nigdy nie chorowała, zaczęła się uskarżać na silne bóle brzucha. Niby nic, a jednak cierpienie dziewczynki stawało się nie do zniesienia. Podejrzenie wyrostka. Jednak po wykonaniu kilku badań, nikt nie miał wątpliwość, że to właśnie ona. Jak niezmiernie ciężko wytłumaczyć siedmioletniej dziewczynce, która właśnie rozpoczęła naukę w szkole, że przez pewien czas nie będzie mogła do niej chodzić, a przecież w obliczu choroby nowotworowej to mały problem. Wielogodzinne rozmowy, aby uspokoić i zapewnić bezpieczeństwo dziecku, to czas, który nauczył pokory. Czas, w którym nagle wszystko staje w miejscu. Czas, kiedy wszystko inne traci na znaczeniu i staje się w obliczu choroby błahostką.
Pierwsze chwile na oddziale były kłopotliwe. Dzieci z łysymi główkami biegające po korytarzach. I my. Ja i Daria – wspomina mama. Od razu było widać, że jesteśmy nowe, bo z włoskami na głowie. Przerażone oczy Darii jednak mówiły same za siebie. Strach, przerażenie i niepewnym głosem wydostające się z jej malinowych ust pytanie czy i ona straci włoski. Matka, która nie raz w ukryciu samotnie wylewa setki łez, przy córce nigdy nie pokaże, że boi się nie mniej niż córka. Dorośli nie powinni pokazać łez – bo łzy rodzica dają dziecku znać, że wygrywa bezradność – wspomina mama.
W pierwszym etapie włoski Darii się lekko przerzedziły. Nie jest źle mamusiu – zapewniała. Lekko przycięłyśmy. Po kolejnych dawkach chemii całkowicie wypadły. Oddział bez luster, nie było problemu. Po dziewięciu chyba najdłuższych miesiącach, z jakimi przyszło im się zmierzyć, nastał dzień powrotu do domu. Daria niepewnie założyła chustkę na głowę - czy zaakceptują "nową" mnie? - niepewnie pytała. Chwila niepewności, trochę krępująca cisza przy „pierwszym” spotkaniu i po chwili wszystko było jak zawsze. Rozmowy, uśmiechy i szczęście całej rodziny. Daria bez namysłu ściągnęła chustkę, jakby nigdy nic. Jest w domu. Czuje się bezpiecznie. Święta Bożego Narodzenia spędziłyśmy z dala od szpitalnej aury. Po miesiącu wróciłyśmy na oddział - konieczny przeszczep. W wejściu wita nas ten sam zapach. Zapach strachu zmieszanego z iskierką nadziei. To zapach raka.
Dwa dni po przeszczepie następiło załamanie. Gorączka, wymioty, stany zapalne w jamie ustnej i ból. Wiele bólu. Będąc matką, nie mogłam na to wszystko patrzeć. Uśmiechałam się, gładziłam czoło swojej córeczki, wypowiadając kilka słów na pokrzepienie. Gdybym tylko mogła, zamieniłabym się z moją córeczką, byle by tylko nie cierpiała.
Po 12 miesiącach wróciłyśmy do domu. Rak odpuścił. Daria regeneruje swój organizm w domu. Jeszcze przez długi okres czasu nie wróci do szkoły, nie pójdzie do centrum handlowego ani nie zje czekolady. Jej organizm jest bezbronny wobec nawet najmniejszej infekcji. Ale żyje. To jest najważniejsze. Gdy tylko wróci do pełni sił znowu będzie mogła śpiewać w miejscowym chórze i grać na gitarze. Teraz tylko musi przyjmować lekarstwa, 19 tabletek 3 razy dziennie i jeździć na kontrole do szpitala raz w tygodniu.
Aby zdrowie nie opuściło już nigdy Darii, konieczne jest stosowanie odpowiednio dobranych lekarstw, które są niezmiernie kosztowne. Dla samotnej matki zapewnienie pełnego dostępu do wszystkich potrzebnych medykamentów jest bardzo trudne. Pragniemy zapewnić Darii rok spokojnego leczenia, aby nigdy nie zabrakło na lekarstwa, które ratują jej życie.
Daria Blechar