Twoja przeglądarka jest nieaktualna i niektóre funkcje strony mogą nie działać prawidłowo.

Zalecamy aktualizację przeglądarki do najnowszej wersji.

W portalu siepomaga.pl wykorzystujemy pliki cookies oraz podobne technologie (własne oraz podmiotów trzecich) w celu, m.in. prawidłowego jego działania, analizy ruchu w portalu, dopasowania apeli o zbiórkach lub Fundacji do Twoich preferencji. Czytaj więcej Szczegółowe zasady wykorzystywania cookies i ich rodzaje opisaliśmy szczegółowo w naszej Polityce prywatności .

Możesz w każdej chwili określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej.

Jeśli kontynuujesz korzystanie z portalu siepomaga.pl (np. przewijasz stronę portalu, zamykasz komunikat, klikasz na elementy na stronie znajdujące się poza komunikatem), bez zmiany ustawień swojej przeglądarki w zakresie prywatności, uznajemy to za Twoją zgodę na wykorzystywanie plików cookies i podobnych technologii przez nas i współpracujące z nami podmioty. Zgodę możesz cofnąć w dowolnym momencie poprzez zmianę ustawień swojej przeglądarki.

Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Adrian Postrożny
16:43:12  do końca
Adrian Postrożny , 22 lata

Tylko operacja nóg może uratować Adriana przed wózkiem!

Adrian jest w takim wieku, że chciałby pójść na drugi koniec świata, ale potrafi przejść samodzielnie jedynie 50 metrów. Na więcej nie pozwala mu choroba - połowiczne Mózgowe Porażenie Dziecięce. Im jest starszy, tym mocniej dociera do niego to, jak bardzo niepełnosprawność odbiera plany i marzenia. Od lekarzy usłyszał, że wkrótce usiądzie na wózku - na zawsze. Jedynym ratunkiem jest kosztowna operacja w USA. Od pierwszych dni życia Adriana wiedzieliśmy, że z jego zdrowiem nie jest najlepiej. Bardzo szybko zaczęła mu opadać prawa rączka, jednak wypuszczono nas do domu bez diagnozy. Syn rósł, rozwijał się. Obserwowałam go codziennie i widziałam, że coś jest nie tak. Że ruchowo inne dzieci wyglądają inaczej. Każda matka czuje takie rzeczy. Niepokój rósł, ale lekarze wciąż nie potrafi postawić diagnozy. Wreszcie skierowano nas do kliniki w Krakowie, gdzie usłyszeliśmy wyrok… Był taki słodki, miał raptem 7 miesięcy, a nasze życie właśnie się załamało. Co będzie dalej? Czy będzie chodził? Pani doktor powiedziała, że pomóc synowi może tylko intensywna rehabilitacja. Zaczęliśmy więc ćwiczyć - każdego dnia. Żmudna praca, z nieodłącznym bólem, łzami i wątpliwościami. Tak to już jest z podobnymi schorzeniami, że nikt nam nie mógł dać gwarancji osiągnięcia oczekiwanych efektów. Na szczęście Adrian dzielnie znosił wszelkie przeciwności i wieku 2 lat zaczął stawiać pierwsze kroki w łóżeczku. Na każdy mały kroczek przypadało kilkanaście upadków, które okupione były licznymi potłuczeniami. W wieku 6 lat przeszedł operację. Znowu ból i cierpienie, który ukoić mogły jedynie zastrzyki. Poprawa była zauważalna ale z wiekiem zaczęły pojawiać się coraz większe przykurcze mięśni. Chodzenie sprawia mu duże trudności, a lekarze… Żaden nie chciał go operować. Bezradnie rozkładali ręce, sugerując, że powinien się przyzwyczajać do wózka, bo do końca życia będzie mu niezbędny... Sama wychowuję syna. Adrian doskonale wie, że różni się od swoich rówieśników. Ma już prawie 18 lat i widzi kolegów, którzy chodzą na dyskoteki, czy umawiają się z dziewczynami. On też by chciał w pełni cieszyć się ze swojej młodości, ale niesprawne ciało za każdym razem mówi mu: kolego, nawet nie próbuj. Adi z dnia na dzień coraz bardziej zamyka się w sobie i nie chce spotykać się z ludźmi. To jego najlepszy wiek, kiedy, jak nie teraz ma smakować życia? W kwietniu tego roku na naszej drodze wreszcie pojawiło się światełko nadziei. Adrian został zbadany przez światowej klasy specjalistów z Florydy - dr. Paley’a i Feldmana. Po dokładnej obserwacji usłyszeliśmy niemal magiczne słowa, na które czekaliśmy tyle lat: można operować. Syn będzie mógł chodzić najlepiej jak to możliwe i bez bólu. Adrian wreszcie mógł poczuć, jak smakują łzy radości, bo jego oczy w końcu zobaczyły realną szansę na większą samodzielność! Na spacer bez obawy o upadek przy każdym kroku. On chce iść przez życie na własnych nogach, bez wózka! 86 tysięcy dolarów. Na taką kwotę wyceniono zdrowie mojego syna. 86 tysięcy $ - tyle dzieli nas od pełni szczęścia. Pieniądze, których nawet nie umiem sobie wyobrazić, ale muszę je zdobyć dla Adriana. Dlatego bardzo proszę Państwa o pomoc. Pojedyncza mała nitka nie udźwignie żadnego ciężaru, ale kiedy wiele małych nici połączy się w jedną silną linę, wtedy zyskują moc przeciągnięcia złego losu na dobrą stronę. Wierzę, że to właśnie uda nam się zrobić dla mojego syna. Z Waszym wsparciem otrzyma nowe, łatwiejsze życie. Będzie mógł po prostu chodzić… Po prostu chodzić - dla niego to naprawdę wiele. Mama Adriana

67 091,00 zł ( 33,26% )
Brakuje: 134 575,00 zł
Leszek Zaremba
16:43:12  do końca
Leszek Zaremba , 86 lat

Więzienie własnych ograniczeń – proszę, pomóż mi się z niego uwolnić!

Na cukrzycę choruję właściwie od zawsze. Nauczyłem się z nią żyć i z tego życia korzystać. Mimo swojego wieku dalej miałem dużo planów i marzeń... Całe moje dotychczasowe życie zostało mi brutalnie zabrane 3 lata temu, kiedy w wyniku choroby amputowano mi nogę.  Z aktywnego emeryta zmieniłem się w więźnia własnych ograniczeń. Po mieszkaniu chodzę tylko dzięki chodzikowi, ale wyjść z domu nie dam rady... Zejście po schodach jest dla mnie zbyt trudną przeprawą. A tak bardzo chciałbym jeszcze czuć się potrzebny! Z Waszą Pomocą niedawno udało się zebrać środki na schodołaz, który pozwoli mi i mojej żonie wydostać się z mieszkania. Chcielibyśmy mieć nadal możliwość być samodzielnymi. Niestety, prowadzenie samochodu już nie wchodzi w grę, dlatego chciałbym, aby udało się zebrać na dwuosobowy skuter inwalidzki. Wówczas moglibyśmy razem pojechać na zakupy, czy nawet wybrać się na spacer.  Udało nam się również otrzymać dofinansowanie likwidacji barier architektonicznych. To dla nas ogromna pomoc i ułatwienie, bo będziemy mogli czuć się bezpiecznie w naszym mieszkaniu. Niestety część musimy zapłacić z własnych środków, a na to nas nie stać. Dlatego z całego serca prosimy o pomoc, o możliwość pozostania samodzielnymi. Leszek i Krysia

4 174,00 zł ( 21,55% )
Brakuje: 15 188,00 zł
Marika Wojtkowska
Pilne!
16:43:12  do końca
Marika Wojtkowska , 29 lat

PILNE❗️Białaczka kontra młoda mama. Ratujmy życie Mariki!

Młoda mama kontra białaczka! Marika walczy o życie, pilnie potrzebna pomoc! Nie znamy jeszcze dokładnej ceny leczenia, wiemy jednak, że koszty będą niebotyczne... Pomóż - uratuj życie! Wiadomość o śmiertelnej chorobie nigdy nie przychodzi w porę, zwłaszcza jeśli masz tylko 27 lat i synka, który dopiero co skończył roczek. Nie tak wyobrażałam sobie te Święta... Powinnam być teraz z synkiem, ubierać choinkę, pakować prezenty w kolorowy papier i dbać o to, by Oliwier miał piękne wspomnienia. Tymczasem jestem w szpitalu, czeka mnie chemia i przeszczep szpiku. Walczę, bo ostra białaczka szpikowa nie odpuszcza... Nie opuszcza mnie też przeraźliwy strach o życie... Jeszcze miesiąc temu w najgorszych koszmarach nie podejrzewałabym, że znajdę się tutaj, że będzie ta zbiórka... Mam na imię Marika, w maju skończyłam 27 lat, mieszkam we Włocławku. Ostatni rok był najważniejszy w moim życiu – zostałam mamą! Mam pięknego, zdrowego synka, który jest dla mnie całym światem. Cieszyłam się wyczekanym macierzyństwem i byłam bardzo szczęśliwa. W listopadzie zaczęłam się nagle źle czuć... Byłam pewna, że to wina jesiennego przeziębienia albo przemęczenia, nieprzespane do końca noce przy maluchu są przecież normą. 1 grudnia - tę datę będę pamiętać na zawsze, wtedy pocałowałam śpiącego Oliwierka po raz ostatni... Nie miałam pojęcia, że czeka nas długa rozłąka, bo ja znajdę się w szpitalu i otrzymam śmiertelną diagnozę. Okazało się, że moje wyniki są nie tyle złe, co dramatyczne... Lekarze wiedzieli na pewno, że w moim ciele dzieje się coś niepokojącego. Dostałam skierowanie do szpitala... W poszukiwaniu ratunku czekało mnie bolesne zderzenie z rzeczywistością pandemii... Trzy szpitale odmówiły mi pomocy. W jednym pani w okienku wręcz rzuciła moim skierowaniem, mówiąc, że oddział wewnętrzny nie funkcjonuje… Brak miejsc, pozamykane oddziały... Nie da się opisać tego stresu. Ogromna bezradność, a sił coraz mniej… Nawet telefon na 112 skończył się łzami. Wtedy naprawdę zaczęłam się bać, bo czułam, że z godziny na godziny robię się coraz słabsza. Nadzieja przyszła, kiedy znalazło się dla mnie miejsce na oddziale hematologii w szpitalu w Toruniu... Tam po 2 dniach przyszła diagnoza i jednocześnie skończył się świat... Ostra białaczka szpikowa. Szum w uszach, niedowierzanie, rozpacz, płacz, załamanie. To niemożliwe! Przecież miesiąc temu wyprawiałam pierwsze urodziny Oliwierka i czułam się jeszcze dobrze... Po początkowym szoku przyszła determinacja - białaczka to nie wyrok! Będę walczyć! Mam dla kogo żyć... Oliwier jest malutki, on potrzebuje mamy! Jestem silna. Dam radę! Przeżyłam już ciężkie chwile – jedno dziecko przed synkiem straciłam, 4 lata temu poroniłam. Rok później przeszłam ciężką operację usunięcia tarczycy… Mimo problemów zdrowotnych zostałam mamą. Synek jest moim największym szczęściem i zrobię dla niego wszystko! Wiem, że czeka mnie ciężka walka o życie, ale jestem gotowa... Przede mną chemioterapia i przeszczep szpiku... Czekam na informacje, czy może mi go oddać ktoś z rodziny, czy będzie trzeba szukać dawcy… Krew i szpik – teraz te dwie rzeczy są mi potrzebne najbardziej, rzeczy, których nie da się kupić za żadne pieniądze. Niestety, wiadomo już, że też będą one potrzebne… Czeka mnie długie leczenie, najprawdopodobniej część z niego będzie nierefundowana… Leki na białaczkę kosztują często po kilkadziesiąt tysięcy złotych za dawkę, a terapie takie Car T-Cell osiągają zawrotne kwoty ponad miliona złotych! Oluś nie rozumie, gdzie podziała się mama… Przecież zanim zasnął, jeszcze przy nim byłam. Dziś widzimy się tylko dzięki kamerce w telefonie… Tęsknie za nim straszliwie i umieram ze strachu, czy będzie go mogła jeszcze zobaczyć? Każda rozmowa przez telefon i każde zdjęcie synka rozczula mnie tak bardzo, że zanoszę się płaczem. Wiem jednak, że muszę żyć, bo mam dla kog. Dla synka, mamy, siostry, brata, narzeczonego, cioć, dla przyjaciół. Wszyscy przekazali mi już tyle ciepłych myśli i wsparcia… Oszczędności naszej rodziny kurczą się jednak i boję się, co będzie dalej. Obiecuję, że jeśli tylko dostanę szansę, będę walczyć, będę żyć. Liczę na pomoc ludzi dobrych woli. Dlatego proszę – podaruj mi te szansę… - Marika ________ Potrzebna jest krew. Apelujemy, aby każdy, kto tylko, może zgłosił się do najbliższego centrum krwiodawstwa i oddał krew ze skierowaniem na Marikę Wojtkowską, Specjalistyczny Szpital Miejski w Toruniu, ul. Stefana Batorego 17/19, Oddział Hematologii. Marikę czeka też przeszczep szpiku. Czekamy na wyniki dotyczące zgodności genetycznej. Zachęcamy do rejestracji w DKMS - bazie potencjalnych dawców szpiku.  Prosimy o wsparcie zbiórki na leczenie dla Mariki oraz zmianę warunków życia po przeszczepie. Błagamy o pomoc dla naszej mamusi, córki, siostry, przyjaciółki. Idą Święta, to czas magii. Podarujmy życie! Rodzina Mariki ________ Marika Wojtkowska - Pomoc dla Marysi na Facebooku

166 616 zł
Dawid Rurak
16:43:12  do końca
Dawid Rurak , 32 lata

Oddałabym życie za sprawność mojego syna! Wypadek odebrał mu wszystko... Pomocy!

Przez wiele lat Dawid pracował jako kierowca samochodu dostawczego. Jego życie powoli się układało, z czego byłam niezmiernie dumna. Niestety, wystarczyła chwila, aby wszystko w brutalny sposób się skończyło... Dawid kochał jeździć autem, był naprawdę dobrym kierowcą. Tego dnia jak zwykle wyruszył w trasę... Do domu już nie wrócił. Doszło do kolizji z innym autem... Kolizji, w której mój syn został ciężko ranny. Dawid doznał licznych stłuczeń, ciężkich uszkodzeń ciała, w tym urazu głowy i złamania miednicy. Był w bardzo złym stanie... Kiedy usłyszałam o wypadku syna, o tym, co się stało i że Dawid jest w szpitalu, świat zawirował... Nie wierzyłam, że to prawda, nie chciałam wierzyć. Cała nasza rodzina przeżyła wtedy chwile grozy, do których ciężko wracać bez łez. Świadomość, że Twoje dziecko walczy o zdrowie i życie, a Ty nie możesz zrobić nic, by mu pomóc, jest koszmarna... Najgorsze na szczęście już minęło. Niestety, konsekwencje wypadku okazały się trwałe. Dawid ma niedowład czterokończynowy, cierpi na padaczkę, uraz wielu narządów sprawił, że syn jest trwale poturbowany. Dawida czeka permanentna rehabilitacja do końca życia. Syn potrzebuje opieki i intensywnych ćwiczeń pod okiem specjalistów, aby zawalczyć o swoją sprawność. Niestety to wszystko jest bardzo kosztowne i znacznie przerasta nasze możliwości finansowe... Człowiek sprzedałby wszystko, co ma, a i tak byłoby to kropla w morzu potrzeb... Troszczę się o syna od chwili wypadku. Zajmuję się nim, pomagam, jak mogę... Sama jednak nie przywrócę Dawidowi sprawności. Potrzebuję Waszej pomocy, dlatego bardzo proszę o wsparcie w zebraniu środków na turnus rehabilitacyjny dla mojego syna. Dawid wciąż korzysta z rehabilitacji w domu, jednak pobyt stacjonarny pozwoliłby na szybszą poprawę.  Poświęcę wszystko dla syna, lecz choć oddałabym mu wszystko, zdrowia - tego jednego nie mogę mu dać... Błagam o pomoc, każdy pomocny gest ma  olbrzymie znaczenie!  Bożena - mama Dawida

29 694,00 zł ( 46,47% )
Brakuje: 34 200,00 zł
Miłosz Głowacki
16:43:12  do końca
Miłosz Głowacki , 2 latka

Mały Wojownik staje do walki o zdrowie i sprawność. Pomocy!

Przez wiele lat widywałam ludzkie tragedie na własne oczy. Wiem, że niektórych nie da się uniknąć, a jednak zostają w pamięci na zawsze. Walka o ratowanie ludzkiego życia była wpisana w moją codzienność. Nigdy jednak nie spodziewałam się, że najtrudniejszą batalię przyjdzie mi stoczyć w zaciszu własnego domu…  W naszym przypadku choroba nie pojawiła się nagle. Chwilę po przyjściu na świat mojego synka zaczęły lawinowo pojawiać się kolejne złe informacje. Diagnozy brzmią jak wyrok, jakby ktoś skazał moje dziecko na cierpienie, ograniczenia i brak samodzielności już na zawsze. Pomimo emocji, pomimo wszystkiego, co związane było z jego przyjściem na świat, postanowiłam, że nie zgadzam się na to, by choroba już na zawsze zdominowała jego przyszłość. Niemalże od samego początku rozpoczęliśmy walkę.  Mój synek ma dopiero kilka miesięcy, a jego kalendarz wypełniony jest zadaniami, które wyznaczają rytm dnia - rehabilitacja, ćwiczenia, dodatkowe konsultacje medyczne, kontrole. To wszystko sprawia, że choroby Miłoszka wpływają na życie całej naszej rodziny. Pod opieką mam nie tylko Miłosza, ale też jego starszego brata, nastolatka cierpiącego na zespół aspergera. W przypadku drugiego dziecka miałam ogromną nadzieję i jedno wielkie pragnienie: zdrowie. Niestety, tym razem moje prośby znów nie zostały wysłuchane.  Walka o Miłoszka trwa, ale na naszej drodze od samego początku pojawiają się przeszkody. Już wiem, że części z nich nie będziemy w stanie pokonać bez wsparcia. Okres pandemii powoduje, że rehabilitacja została znacznie ograniczona, a dla mojego synka ma ona ogromne znaczenie dla rozwoju. Po ciężkim starcie bardzo chcę zapewnić Miłoszkowi właściwą opiekę specjalistów, dzięki której uda nam się pokonać część dolegliwości i zapewnić, że rozwój nie zostanie zatrzymany. Koszty opieki rosną, szczególnie że została nam odebrana kolejna godzina pracy ze specjalistami w ramach refundacji. Potrzebujemy pomocy! Potrzebujemy wsparcia, by zapewnić Miłoszowi rehabilitację oraz dojazdy na zajęcia. Wasza pomoc to dla nas nieoceniona szansa! Dopiero kiedy zaczynasz drogę wiodącą przez szpitalne korytarze, zdajesz sobie sprawę z samotności, którą powoduje choroba. Nagle jesteś zdany na siebie, najbliższych… Możesz pytać innych rodziców, ale większość z nich ze zdecydowaną pewnością powie to samo - jeśli chcesz mieć pewność, że coś się wydarzy i zostanie przeprowadzone, musisz tego dopilnować samodzielnie.  Chcę zapewnić mojemu dziecku życie bez barier. To marzenie jest na wyciągnięcie ręki, ale to ty musisz podać nam pomocną dłoń, która sprawi, że z codzienności zniknie strach przed każdym kolejnym dniem. Mama

16 665 zł
Alex Sierakowski
16:43:12  do końca
Alex Sierakowski , 2 latka

By w przyszłości usłyszał, jak bardzo go kochamy… Walczymy o Alexa!

7 miesięcy noszony pod sercem z myślą, że nic złego nam nie grozi, że wszystko pójdzie dobrze, że zaraz urodzi się ukochany synek i stworzymy szczęśliwą rodzinę.  Tę listopadową noc zapamiętamy do końca życia. Dziwne uczucie spowodowało gorsze samopoczucie. Był to nowy, nieznany ból, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Z minuty na minutę czułam się słabiej, co powodowało większy stres. Ból w okolicy brzucha był coraz mocniejszy. Nie wiedzieliśmy do końca co robić. Okazało się, że właśnie trwa moja akcja porodowa, a główka Alexa była już widoczna. Synek urodził się niespodziewanie i szybko w domu, a poród odbierał jego tata. Towarzyszyły temu skraje emocje - ból i stres, połączony z ogromną euforią. W końcu  zobaczyliśmy pierwszy raz nasze maleństwo!  Radość niestety nie trwała długo, bo jako skrajny wcześniak, Alex musiał być bardzo szybko przewieziony karetką do szpitala. Ważył 1500 gramów, był wychłodzony i potrzebował jak najszybciej przejść wszystkie badania.  U Alexa zdiagnozowano wadę serca oraz wrodzoną cytomegalię. Choroba ta wyniszcza od środka i bez dostarczenia odpowiednich leków synek mógłby umrzeć. Wirus powoduje wiele szkód w organizmie, jest częstą przyczyną niepełnosprawności intelektualnej, czy problemów ze słuchem.  Alexa zmaga się z  niedosłuchem obustronnym i bez aparatów nie słyszy nic. Walczymy, by w przyszłości mógł dowiedzieć się, jak bardzo go kochamy i cieszymy się, że jest z nami. Leczenie Alexa jest dla nas rodziców bardzo kosztowne. Synek potrzebuje drogich leków, aby normalnie funkcjonował oraz aparatów słuchowych, które trzeba wymieniać częściej, żeby słyszał, co się w wokół niego dzieje.  Wspaniale jest obserwować naszego małego wojownika, który każdego dnia z uśmiechem na twarzy budzi się i jest dla nas niesamowitą inspiracją, by czerpać radość z małych rzeczy.  Bardzo prosimy o pomoc dla naszego synka. By jego świat, nie był tylko światem bólu i ciszy. Rodzice Alexa

2 220 zł
Szymon Robel
16:43:12  do końca
Szymon Robel , 6 lat

Oswoić inność, by codzienność była lepsza!

„Szymonku tak bardzo Cię kocham. Zrobię dla Ciebie wszystko!” - powtarzam zawsze przed zaśnięciem mojemu synkowi. Czasem przytuli, czasem odpowie, czasami nie zrobi nic. Autyzm ma wiele twarzy, a każda z nich wygląda inaczej i zaskakuje na każdym kroku.  Wierzę w dobrych ludzi. Wierzę w cuda. Byłam w pierwszym miesiącu ciąży, gdy dowiedziałam się, że pod moim serce rozwija się nowe życie, a jednocześnie złośliwy nowotwór piersi, który powoli niszczy mnie od środka. Lekarze sugerowali mi usunięcie ciąży i walkę o siebie - ja jednak czułam, że razem damy radę. Było warto!  Szymonek urodził się zdrowym chłopcem. Szczęście sięgało zenitu! Gdy już otrząsnęłam się z trudnego dla mnie czasu, wierzyłam, że wszystko się jakoś ułoży. Zachowanie Szymona zaczęło mi jednak spędzać mi sen z powiek. Był nieobecny, nie interesował się zabawami z rodzeństwem i rówieśnikami. Jednak najtrudniejszy do zaakceptowania był brak kontaktu wzrokowego z synkiem. Jego błędne spojrzenie potrafiło łamać mi serce na drobne kawałki. Fascynowało go wszystko, co miało kształt koła. Godzinami wpatrywał się w kręcący się wiatrak czy bęben pralki. Wyglądało to tak, jakby oglądał najbardziej interesującą bajkę na świecie. Do tego brak mowy, czyli brak możliwości komunikacji… Zaufałam swojej intuicji i zaczęłam działać. Szukałam pomocy u najlepszych specjalistów, by poznać diagnozę. I teraz już wiem. Szymon zmaga się z autyzmem wysokofunkcjonującym i ADHD.  Mój syn jest aspołeczny - już się z tym pogodziłam i daję radę mówić o tym głośno, przy czym jego iloraz inteligencji wykracza poza normy. Fascynują go planety, układ słoneczny, cyfry, zegary. Ma słuch absolutny, kocha instrumenty i wszystko, co związane z muzyką. Jest niesamowicie uzdolniony. Dzięki intensywnej pracy z logopedą zaczął mówić. Nie są to rozbudowane zdania, ale gdy po prawie 5 latach usłyszałam upragnione słowo mama, czułam się, jakbym otrzymała prezent najlepszy w swoim życiu.  Potrzebuje wsparcia w terapii integracji sensorycznej, pedagogicznej, behawioralnej, treningi umiejętności społecznych, terapii zabawy i Tomatis. Ja wygrałam z rakiem, ale skutki choroby odczuwam do dziś. Przez towarzyszący mi ból nie jestem w stanie zarobić na potrzeby naszej rodziny. Nie chciałabym, by brak pieniędzy spowodował, że Szymon straci wszystko to, co w ostatnim czasie wypracowaliśmy. Nie ukrywam, że terapie generują bardzo wysokie koszty i jest mi bardzo ciężko temu sprostać. Dlatego każdy gest wsparcia jest dla mnie bardzo ważny. Proszę - pomóż nam! Mama Elwira

1 676,00 zł ( 3,6% )
Brakuje: 44 793,00 zł
Natalia Krystek
16:43:12  do końca
Natalia Krystek , 21 lat

Straciłam nogę... Walczę o to, by nie stracić życia!

Mam 20 lat i śmiertelny nowotwór… Nadal nie mogę uwierzyć w te słowa. Pisząc apel o pomoc, miałam wrażenie, że nie dotyczy mnie, że to jest gdzieś obok… Prawda jest jednak brutalna. Nowotwór zabrał mi już nogę i chce odebrać życie. Nie mogę mu na to pozwolić! Dlatego bardzo proszę, pomóż mi... Bardzo trudno jest się dzielić własnym dramatem i pokazywać  słabości, a najtrudniej jest prosić o pomoc, której dziś tak bardzo potrzebuję... Nie mam jednak wyjścia, dlatego proszę Was bardzo o wsparcie zbiórki na moje leczenie, rehabilitację oraz protezę, która da mi szansę na powrót do normalności. Niech tylko pokonam raka... Moje życie powinno się właśnie zaczynać, a ja o mało co go nie straciłam. W kwietniu tego roku zdiagnozowano u mnie kostniakomięsaka – złośliwy nowotwór umiejscowiony w prawej nodze, na wysokości kolana. Znaleziony bardzo późno, już w zaawansowanym stadium... Z tamtych chwil pamiętam tylko ból i strach. Niemal nieobecna podążałam za wskazówkami lekarzy i umierałam z niepewności. Przeszłam wyniszczającą chemioterapię w nadziei, że uda się uniknąć amputacji. Guz zaczął się zmniejszać, moja nadzieja ożyła, jednak nie na długo... 10 września straciłam nogę… Dla mnie to ogromna tragedia, chyba jeszcze większa, niż samo usłyszenie wstrząsającej diagnozy. Przed chorobą byłam bardzo aktywna, uwielbiam sport, miałam tyle planów… Teraz jest tylko jeden: przeżyć. Oprócz nogi straciłam plany, marzenia i nadzieję, którą tak bardzo chcę odzyskać! Przede mną kolejne serie chemioterapii, wieloetapowa rehabilitacja i zakup protezy.  Wiem jednak, że nie mogę się poddać. Na szali leży moja przyszłość, dlatego bardzo proszę, pomóż mi ją uratować! Natalia

113 289,00 zł ( 70,06% )
Brakuje: 48 413,00 zł
Tomasz Kosiecki
16:43:12  do końca
Tomasz Kosiecki , 43 lata

By codzienność była odrobinę łatwiejsza....

Tomek ma 42 lata, ale nigdy nie zaznał życia takiego, jakie prowadzą na co dzień zdrowi ludzie. Jest osobą leżącą i całkowicie zależną od pomocy innych. Wiele razy zadawałam sobie pytanie - dlaczego życie potraktowało mojego syna tak okrutnie? Przecież niczym sobie na to nie zasłużył… Wiem jednak, że nie mamy wpływu na niektóre koleje losu i dziś zamiast tkwić w bolesnej pętli pytań, robię wszystko co mogę, by codzienność Tomka mogła być choć trochę łatwiejsza… Diagnozą, która na zawsze naznaczyła naszą rzeczywistość jest mózgowe porażenie dziecięce. Obecnie Tomek ze względu na skrzywienie kręgosłupa może przebywać jedynie w pozycji leżącej albo na wózku. Wymaga stałej, całodobowej opieki. Zajmuję się synem tak naprawdę przez cały czas, a gdy jest możliwość pomaga mi jeszcze drugi dorosły syn. Każdy nasz dzień wygląda bardzo podobnie. Gdy mimo wszystkich niezbędnych zabiegów udaje nam się znaleźć wolną chwilę - Tomek poświęca ją na odpoczynek przy elektronicznych gadżetach. Ogląda je zawsze z uwagą, przyciska guziki, skupia na nich całą swoją uwagę. Gdy jest możliwość staram się, aby choć na chwilę zabrać go na dwór, na świeże powietrze. Zawsze sprawia mu to ogromną radość. Dla syna jestem w stanie zrobić wszystko, bo jest całym moim światem. Wraz z wiekiem jest mi jednak coraz trudniej. Mam już swoje lata i czasem po prostu brakuje mi sił. Wcześniej, gdy był przy mnie mąż, było nam trochę łatwiej, jednak kilka miesięcy temu zginął w wyniku tragicznego wypadku... To był dla mnie bolesny cios, po którym wciąż jeszcze dochodzę do siebie. Choć to potwornie trudne, wiem, że nie mogę się załamać i poddać, że muszę trzymać się w garści dla Tomka, który tak bardzo mnie potrzebuje!  Opieka nad Tomkiem jest ogromnym obciążeniem nie tylko fizycznie, ale też finansowo. Zakup niezbędnych środków pielęgnacyjnych, wiąże się ze stałymi kosztami. Przewyższają one nasze możliwości. Dlatego bardzo proszę Was o wsparcie! Każda złotówka ma ogromne znaczenie! Janina, mama

10 658,00 zł ( 47,7% )
Brakuje: 11 683,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki