Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Eryk Żyraldo
Eryk Żyraldo , 13 lat

Eryk niewyobrażalnie cierpi, a my jesteśmy bezradni... RATUNKU❗️

Problemy zdrowotne synka zaczęły się, gdy miał trzy latka. Przestał reagować na swoje imię i komunikaty, cofał się w rozwoju, był nieposłuszny. Te wszystkie niepokojące symptomy zmobilizowały nas do wizyty u lekarza i wykonania szczegółowych badań.  Eryk bardzo często chorował, a z każdą infekcją wycofywał się coraz bardziej. Nie mógł się skupić, spać, usiedzieć w jednym miejscu. Lekarze zdiagnozowali całościowe zaburzenia rozwoju.  Szukaliśmy przyczyny u wielu specjalistów i lekarzy, jednak do tej pory nie dostaliśmy odpowiedzi. Są momenty, gdy stan synka się poprawia. Potrafi wtedy skupić się narysowaniu, bawić się, zachowywać spokojnie. Jednak po niedługim czasie wszystko wraca. Ostatnie badania immunologiczne wykazały autoagresję skierowaną przeciwko własnym tkankom. Eryk ma niezwykle silne bóle głowy i oczu, które powodują, że zaczyna nas gryźć, bić, kopać, demolować dom i otoczenie, w którym się znajduję. Od dwój lat zdarza się również, że ma problem z chodzeniem. Zdarzyło się, że zastałam go w kuchni z nożem w ręku, bo nie był w stanie poradzić sobie z przeszywającym bólem. Nie wiem, co mogłoby się stać, gdybym w porę nie zareagowała.  W Gdańsku jest prywatna klinika, w której można dogłębnie prezanalizować i zdiagnozować przypadek Eryka. Nasz synek potrafi jeździć na rowerze, na nartach, wymawiać pojedyncze słowa. Niestety w tych gorszych chwilach zmienia się nie do poznania. Towarzyszą mu utraty świadomości, podczas których nie rozpoznaje nawet nas, ukochanych rodziców, którzy kochają go ponad wszystko. Eryk uczęszcza do specjalnej szkoły podstawowej, gdzie ma zapewnione wszystkie niezbędne zajęcia i terapie. Nie możemy jednak na tym poprzestać. Musimy szukać i diagnozować dalej, by wiedzieć, jak mu najlepiej pomóc. Oddalibyśmy wszystko, by w końcu uśmierzyć ten niewyobrażalny ból. Pomożecie nam? Rodzice Eryka

367,00 zł ( 0,22% )
Brakuje: 159 208,00 zł
Wojtuś Krysiak
Wojtuś Krysiak , 4 miesiące

Wojtuś potrzebuje pilnej diagnostyki – liczy się czas❗️

Jeszcze do niedawna byłam przekonana, że nieprzespane noce będą naturalną konsekwencją bycia mamą. Dziś nie mogę spać, ale nie dlatego, że budzi mnie mój Wojtuś, tylko dlatego, że nie mogę przestać się o niego martwić. Zawsze wyobrażałam sobie macierzyństwo, jako szczęśliwy, radosny czas pełen spełniających się marzeń. Synek był moim pragnieniem i długo wyczekiwanym cudem. Lekarze nie dawali mi większych szans na zajście w ciążę, więc kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą, poczułam, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął.  Poród był ciężki. Pępowina zakręciła się Wojtusiowi wokół szyi, a mój świat się zatrzymał. Stres, jaki wtedy mi towarzyszył, wynagrodziły mi pierwsze dwa miesiące życia synka. Wspominam je, jako najpiękniejszy okres w moim życiu. Byłam pewna, że to koniec zmartwień. Niestety, do naszej codzienności wkradły się nieproszone problemy... W trzecim miesiącu życia Wojtuś przestał sygnalizować swoje potrzeby – dzisiaj już nie płacze, kiedy jest głodny. Mój synek przestał przybierać na wadze, a ponadto wykazuje zaburzony odruch ssania. Opieka nad Wojtkiem stała się bardzo czasochłonna. Jest prawdziwym więzieniem schematycznych czynności - godzina karmienia, godzina noszenia, dwie godziny przerwy, powtórka. Wszystko po to, by utrzymać masę ciała Wojtusia. Piękne dni, które powinna wypełniać radość, wypełnia rozpacz i stres. Bardzo boję się o przyszłość mojego synka. Nasze życie zmieniło się w nieustanną tułaczkę po lekarzach i placówkach medycznych. Każdego dnia jestem coraz bardziej bezradna. Nikt nie wie, co dolega mojemu małemu synkowi, gdyż stan Wojtusia może wskazywać na wiele, całkiem różnych od siebie przypadłości. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy trafiliśmy do trzech szpitali, a do naszej dokumentacji trafiały kolejne ogólnikowe diagnozy i potencjalne rozpoznania. Niestety bez specjalistycznych, drogich badań, nie możemy ruszyć z leczeniem. Lekarze są bezradni. Moja codzienność to nieustanne zachęcanie Wojtusia do przyjmowania pokarmu i wdrażanie fizjoterapeutycznych ćwiczeń, by pobudzić jego buźkę. W momentach największej bezradności patrzę w jego piękne oczka i na wesoły uśmiech, który daje mi nadzieję, że specjalistyczne badania dojdą do skutku i rozwiążą nasze problemy. Mój Wojtuś dopiero zaczyna się rozwijać, więc szybko postawiona diagnoza to wielka szansa na eliminację dalszych, potencjalnych problemów. To prawdziwa walka z czasem! Teraz kiedy piękny sen o długo wyczekiwanym rodzicielstwie zamienił się w koszmar bezradności i niemocy, pragnę poprosić Was o pomoc. Każdy darczyńca jest dla nas bohaterem, który dołącza do misji ratunkowej o przyszłość mojego małego synka. Proszę, pomóżcie nam! Mama Wojtusia

73,00 zł ( 0,22% )
Brakuje: 31 842,00 zł
Medina Chafiz
Pilne!
Medina Chafiz , 5 lat

Moja córeczka walczy z rakiem! Moje matczyne serce niedługo nie wytrzyma...

Jesteśmy z Kazachstanu. W naszej rodzinie jest trójka dzieci. Medina jest moim trzecim dzieckiem, 8 października 2022 ona skończyła 4-latka. Niestety, jest ciężko chora... W 2021 roku postawili jej straszną diagnozę — mięśniakomięsak prążkowanokomórkowy tkanek miękkich przedramienia lewego – nowotwór!  Zanim to się stało, moja córka żyła zwykłym życiem. Urodziła się w terminie, była absolutnie zdrowym dzieckiem. Chodziła z rówieśnikami do żłobka, cieszyliśmy się każdą chwilą. Medina jest najmłodszym dzieckiem w naszej rodzinie, ma dwójkę starszych braci. To była nasza długo wyczekiwana córeczka, księżniczka... Była głośna i radosna, lubiła tańczyć i spieszać – wypełniała nasz dom radością.  My, jak i wiele innych, jesteśmy zwyczajną kazachstańską rodziną. Mąż pracuje  w banku, ja pracowałam na lotnisku, ale musiałam się zwolnić ze względu na sytuację. O chorobie dowiedzieliśmy się nagle! U Mediny na lewym przedramieniu pojawił się guz, który zaczął szybko rosnąć. Poszliśmy na USG, po którym wysłano nas do chirurga. Chirurg wysłał nas na rezonans magnetyczny. Wyniki były złe... Znaleźliśmy dobrego onkologa, który akurat przeleciał z Gruzji – spojrzał na prześwietlenie i powiedział, że w trybie pilnym powinniśmy jechać do stolicy. Co było dalej, pamiętam słabo. Wtedy cały czas jeszcze miałam nadzieję, że guz okaże się niezłośliwy,  córce zrobią operację i wszystko będzie dobrze.  23.09.2022 roku Medinie zrobili pierwszą skomplikowaną operację usunięcia guza, po czym guz został wysłany na histopatologię. Okazało się też, że podczas operacji pod pachą i w okolicach lewego barku znaleźli coś, co bardzo przypominało przerzut. To był cios... Z nadzieją w głosie powiedziałam do chirurga: "Panie Doktorze, niech Pan powie, że to jest guz niezłośliwy, błagam Pana!". Spojrzał na mnie z litością i odpowiedział: "Przykro mi, ale wydaje nam się, że złośliwy... i szybko dodał – Ale proszę się nie przejmować na zapas. Nie jesteśmy Bogami, możemy się mylić. Może i niezłośliwy...". Dopiero teraz rozumiem, że tylko chciał mnie uspokoić... Od chwili, kiedy dowiedziałam się o chorobie córki, najpierw przez cały czas płakałam, ale później zrozumiałam, że muszę wziąć się w garść, zrobić to dla niej... Histopatologia potwierdziła diagnozę. Doktor wyjaśnił, że jest to mięśniakomięsak prążkowanokomórkowy tkanek miękkich, choroba wrodzona. Oczywiście, to było dla mnie ogromnych ciosem. Okazuje się, że moje dziecko przyszło na świat już chore. To był tak wielki ból, który trudno mi opisać słowami! Trafiliśmy na oddział onkologii, 9 kursów chemioterapii i 23 sensy radioterapii. Strasznie się cieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że Medinka jest już czysta – zdrowa. Myślałam, że już wszystko za nami. Po miesiącu zauważyłam u niej pod pachą guza, który przypominał powiększony węzeł chłonny. Od razu zadzwoniłam do naszego lekarza. Kazał  zrobić USG. USG wykazało, że węzły, owszem, są powiększone, ale krawędzie mają równe. Lekarz powiedział, że mamy obserwować. Po tygodniu ten guz wyrósł jeszcze bardziej. Nagrałam filmik i wysłałam do lekarza. Ten zareagował natychmiast: "Pilnie pozjeżdżajcie, na oddział chirurgiczny. Podejrzewam, że to nawrót." Nie umiem przekazać, co czułam w tym momencie, jaki strach i ból. Pojechaliśmy do kliniki, gdzie odbyła się druga operacja usunięcia guza, i kolejne 6 kursów chemioterapii. Moje matczyne serce czuło, że jeśli tak będzie nadal, stracę swoją córkę. Dlatego podjęliśmy decyzję zacząć zbiórkę i kontynuować leczenie w Turcji. Dzięki Bogu i ludziom, Medina pojechała na leczenie. Po 8 kursach chemioterapii i 23 seansach radioterapii zakończyliśmy leczenie w kwietniu 2023 roku. Powiedzieli nam, że możemy wracać do domu i przylecieć za 2 miesiące. Niestety, już w maju zauważyłam u córki guza w miejscu, gdzie była pierwsza operacja. Skontaktowałam się z lekarzami. Kazali mi wykonać badania i wysłać do tureckiego szpitala. Nawrót. Znów nawrót!. Nerwy, łzy, noce bez snu. Jak ja nienawidzę tego słowa — nawrót!  9 maja przelecieliśmy do Stambułu. Rozpoczęli chemioterapię. Po 2 kursach istnieje możliwość wykonania operacji, ale po zbadaniu córki okazało się, że guz, z którym zwróciliśmy się do szpitala, zmniejszył się o 50%, ale pojawił się nowy, przy kości krzyżowej, pod płucami. Wygląda to na przerzut... Oprócz chemii lekarze zaczynają radioterapię. W następnym tygodniu zbierze się konsylium w tej sprawie.  Od 2021 roku Medina przeszła 22 kursy chemioterapii, 46 seansów radioterapii, 2 skomplikowane operacje, 2 małe operacje i przyjęła kilogramy leków.  W tej chwili jesteśmy w Stambule, ponieważ ponownie zdiagnozowano u nas drugą wznowę. Ale ja jako matka, która chce pomóc swojemu dziecku szukam wszystkich metod leczenia. Rozmawiając z lekarzami szpitala w Hiszpanii dostałam nadzieję, że mogą nas wyleczyć. Oferują leczenie zupełnie innymi lekami, o których nie słyszałam.  Koszty leczenia w Barcelonie wynoszą ponad 210 000 euro. Niestety nie mamy takiej ilości pieniędzy. Ponieważ wydaliśmy wszystkie środki na leczenie Medyny, z trudem zebraliśmy pieniądze na badanie kontrolne i nie spodziewaliśmy się, że choroba powróci miesiąc po wyleczeniu. Potrzebujemy wsparcia, inaczej nam się nie uda. My, rodzice, zrobimy wszystko, żeby nasza córeczka przeżyła. Błagamy Was o szansę dla naszej córeczki. Bez Was nie mamy żadnych szans, a to całe leczenie będzie na nic...

2 325,00 zł ( 0,22% )
Brakuje: 1 032 536,00 zł
Marysia Sawicka
Marysia Sawicka , 11 lat

Kiedy chore ciało nie ma siły, by prosić o pomoc... Marysia wciąż potrzebuje pomocy!

Z całego serca dziękujemy za wsparcie w leczeniu i rehabilitacji Marysi! Jednak przed nami wciąż długa droga, by zapewnić córeczce warunki do prawidłowego rozwoju... Nasza historia: Codziennie patrzę, jak moja córeczka powoli znika. SMA, czyli rdzeniowy zanik mięśni, to powolne umieranie w coraz większym cierpieniu. Od wielu lat walczymy o jej każdy kolejny dzień. Choroba kradnie Marysi coraz więcej... Odbiera siły, zdolność ruchu, jedzenia czy oddechu. Jedną szansą na jej powstrzymanie jest kosztowne leczenie i intensywna rehabilitacja...  Kiedy moja córeczka skończyła 3. miesiąc, pojawiły się pierwsze niepokojące objawy. Marysia, zamiast nabierać sił, stopniowo zaczynała je tracić. Z uśmiechniętej i aktywnej dziewczynki, stała się apatycznym i nieobecnym dzieckiem. Mniej się poruszała, a jej chwyt z dnia na dzień robił się coraz słabszy. Po kilku dniach Marysia całkowicie straciła siły do unoszenia i utrzymywania swojej główki. Wszystkie dotychczas ukształtowane umiejętności zaczęły zanikać... Byłam przerażona!  Bez zastanowienia rozpoczęłam maraton. Zaniepokojona biegałam od lekarza do lekarza, prosząc każdego o pomoc. Chciałam wierzyć, że wraz z diagnozą przyjdzie ulga. Tak się jednak nie stało... Marysia otrzymała bolesny wyrok – SMA1, czyli rdzeniowy zanik mięśni. Te 3 litery już na zawsze zmieniły nasze życie... Choroba kawałek po kawałku niszczy jej mięśnie. Nie tylko te, dzięki którym jest w stanie chodzić, czy utrzymać coś w rączkach. Obecnie od momentu diagnozy dzieli nas 9 lat. Marysia wciąż wymaga stałej opieki. Dzięki otrzymanemu wsparciu jesteśmy w stanie uczęszczać na rehabilitację i leczenie, by pomóc jej w walce o samodzielność. To naprawdę ogromne wsparcie, za co jestem niesamowicie wdzięczna! Jednak przed nami długa droga, na której pojawią się nowe przeciwności... Moja córeczka robi się coraz starsza. Opiekuję się nią sama i chciałabym to robić jak najdłużej, ale z każdym dniem jest ciężej. Mieszkanie, w którym obecnie przebywamy, nie spełnia potrzeb osoby niepełnosprawnej i trudności sprawia nawet umycie Marysi. Nigdy nie myślałam, że moim marzeniem będzie choćby posiadanie wanny... Ale to nie koniec. Przejazd wózkiem przez próg, poruszanie się, schodzenie po schodach... To wszystko sprawia, że codzienność staje się dla nas jeszcze poważniejszą przeszkodą. Dlatego znów zwracam się o pomoc do Darczyńców. Chciałabym, by moja kochana Marysia rozwijała się w jak najlepszych warunkach, a jej przyszłość malowała się w jasnych barwach. Zakup nowego mieszkania to ponad 400 000 tysięcy, ale wiem, że to dla nas ogromna szansa! Sama nie jestem w stanie sprostać takiej kwocie... Wciąż napływają koszty leczenia i rehabilitacji, co samo w sobie jest ogromnym wydatkiem! Wiem, że z Twoją pomocą na pewno się uda, dlatego błagam, wesprzyj nasze zmagania w zapewnieniu Marysi dobrej przyszłości! Mama Marlena

981,00 zł ( 0,2% )
Brakuje: 469 232,00 zł
Pawełek Pokropek
Pilne!
Pawełek Pokropek , 12 miesięcy

POMOCY❗️Tylko najdroższy lek świata uratuje Pawełka przed ŚMIERTELNĄ chorobą❗️

Ta historia byłaby jak wiele innych. Staranie się o wymarzone dziecko, dwie kreski na teście ciążowym, bezproblemowa ciąża i poród. Wszystko wskazywało na to, że nasz ukochany Pawełek przyszedł na świat zdrowy, powodując u nas niewyobrażalną radość. Tylko, że ta szczęśliwa historia trwała tylko 12 dni. Wtedy synek trafił do szpitala, a potem przyszła przerażająca diagnoza… Trzy literki, które niosą śmierć – DMD. Dystrofia mięśniowa Duchenne’a! Gdy pojechaliśmy z synkiem do szpitala, nigdy byśmy nie przypuszczali, że opuścimy go dopiero po dwóch miesiącach z diagnozą, która mrozi krew w żyłach. Dystrofia mięśniowa Duchenna’a jest bardzo rzadką chorobą, powodującą stopniowy zanik mięśni, prowadząc do śmierci. Synek, przychodząc na świat, dał nam wiele szczęścia, sam go jednak nie miał… Choroba dotyka 1 na 3500 urodzonych chłopców. A to nie jedyna diagnoza Pawełka! U naszego chłopca zdiagnozowano zespół sąsiadujących genów, który oprócz DMD powoduje też hipoplazję nadnerczy oraz deficyt kinazy glicerolowej.  Organizm Pawełka nie produkuje wystarczającej ilości hormonów stresu, dlatego na stałe musi przyjmować leki. Konieczne jest zwiększanie dawki za każdym razem, gdy nasz chłopiec czegoś się wystraszy. Inaczej traci siły i jest zupełnie nieobecny… Deficyt kinazy glicerolowej powoduje, że synek musi być na specjalnej diecie. Codziennie musimy też walczyć o jak najlepszą sprawność Pawełka. Uczęszczamy na rehabilitację i korzystamy z opieki m.in. endokrynologa, kardiologa, okulisty, nefrologa, neurologa. To naprawdę duże wydatki... Jeszcze nie tak dawno Pawełek byłby skazany na śmierć w męczarniach, ponieważ dystrofia mięśniowa Duchenne’a była nieuleczalna. Moglibyśmy ją tylko opóźniać, ale to i tak ostatecznie skończyłoby się tragicznie. Od zeszłego roku istnieje jednak ratunek – lek, który trzeba podać, zanim synek skończy 5 lat. Tylko że na tym dobre wiadomości się kończą, ponieważ leczenie kosztuje prawie 16 MILIONÓW ZŁOTYCH! Perspektywa, że nie dam rady zapewnić dziecku ratunku, w momencie gdy istnieje leczenie, jest przerażająca! Co jeśli nie zdążymy? Inne dzieci będą mogły być uratowane, a ja widząc pogarszający się stan syna, będę myślała tylko, dlaczego on musi umierać? Dlaczego nam się nie udało… To okropna wizja, ale bez Waszej pomocy okaże się rzeczywistością i na nic zda się ten niesamowity postęp medycyny. Czasami gdy patrzę w piękne oczka Pawełka, na moment zapominam o tym, że jest chory. Wtedy myślę o tym, jaki będzie w przyszłości, co będzie lubił, jakim będzie człowiekiem. Tylko że ta przyszłość może nie nadejść… A nawet jeśli nadejdzie, to szybko się skończy, za szybko… Bez leku mięśnie synka będą słabnąć i umierać – najpierw te odpowiedzialne za poruszanie się, później przełykanie, a na końcu oddychanie! Nie mogę stać z boku i patrzeć, jak moje dziecko doświadcza piekła na ziemi… Dlatego jestem tu i błagam o pomoc! Zrobię wszystko, żeby synek mógł polecieć do USA i przyjąć NAJDROŻSZY LEK ŚWIATA. Wielkich rzeczy można dokonać jednak tylko wspólnie, dlatego bądźcie z nami. Tak bardzo prosimy o wpłatę, o udostępnienie, o nagłośnienie zbiórki. Krok po kroku będziemy zbliżać się do celu. Wierzę, że przyszłość Pawełka może być szczęśliwa. Pomocy!  Rodzice, Karolina i Łukasz ➡️ Licytacje dla Pawełka na Facebooku➡️ Artykuł o Pawełku e-Sochaczew.pl➡️ Artykuł w Grodzisknews.pl

33 048,00 zł ( 0,2% )
Brakuje: 15 924 399,00 zł
Anna Sędela
Anna Sędela , 42 lata

Chcę pozbyć się bólu, normalnie chodzić... Pomocy!

Moje marzenia o wspinaniu się i chodzeniu po górach legły w gruzach, gdy w 2021 roku w drodze powrotnej do domu, pękło mi więzadło… Najbardziej na świecie kocham przyrodę i przepiękne, unikatowe miejsca. Marzenia o ich odwiedzeniu nadawały mojemu życiu sens. Niestety nie mam jak ich realizować, z powodu braku sprawności.  Na początku nie wiedziałam, co mi jest. Poczułam silny, przeszywający ból. Jakoś doczłapałam na przystanek autobusowy. W domu wzięłam zimną kąpiel, co na chwilę uśmierzyło ból. Diagnozę postawiono mi dopiero po miesiącu: zerwanie więzadła piszczelowo-strzałkowego. Od tego czasu nie jestem w stanie pokonywać dłuższych dystansów. Cały czas korzystam z ortezy albo bandaży uciskowych, żeby stabilizować staw. Bez tego puchnie i robią się obrzęki. Mierzę się z silnym bólem... Do tego okazało się, że mam ognisko osteochondromalacji kości skokowej. Oznacza to, że mam ubytek w kości skokowej i chrząstce w lewej stopie. Na co dzień muszę znosić bóle stawów… Zwykłe wyjście po zakupy jest dla mnie trudne. Nie powinnam dźwigać, ale jestem osobą samotną i nie ma mi kto pomóc. Przestałam tańczyć, mimo że sprawiało mi to ogromną radość. Teraz stopy mi na to nie pozwalają.  NFZ przy rekonstrukcji więzadła oferuje tylko leczenie z implantem metalowym. Po takim leczeniu nie mogłabym wykonywać rezonansu i tomografu, żeby sprawdzać, czy nie ma zmian i komplikacji. Dlatego z niego zrezygnowałam. Potrzebuje kosztownego leczenia prywatnego. Zabieg rekonstrukcji więzadła oraz naprawa ogniska osteochondromalacji kości skokowej muszą zostać wykonane jak najszybciej. Istnieją metody pobudzające chrząstkę do odnowy. Dla mnie byłoby to idealne rozwiązanie, bo odnowiłaby się lepsza struktura chrząstki bez dodatkowego niszczenia jej.  Po wszystkim potrzebna będzie rehabilitacja, różne zabiegi przyspieszające gojenie. Do tego dojdą suplementy, dojazd do kliniki... Dlatego tak bardzo potrzebuję Waszego wsparcia. Żeby znowu cieszyć się chodzeniem, które w tej chwili stało się trudne, momentami niemożliwe! To nie jedyne moje problemy. Potrzebuje też drogiego leczenia stomatologicznego. Obecnie nie jestem w stanie gryźć z lewej strony, ponieważ odczuwam silny ból. Chcę też wykonać dokładne badania moich płuc. Notoryczne mam duszności, nieraz połączone z bólami przy oddychaniu… Potwornie się męczę. Wymagam też rehabilitacji kręgosłupa z powodu dyskopatii. Terminy na NFZ są tak odległe, że w tym czasie mój stan może się pogorszyć.  Bardzo proszę o pomoc. Jestem osobą biedną i samotną. Wierzę, że będziecie ze mną i dzięki Wam będę mogła pokonać problemy zdrowotne. I góry dziękuję za każdą drobną życzliwość! Anna

110,00 zł ( 0,2% )
Brakuje: 53 082,00 zł
Gleb Smirnow
Gleb Smirnow , 8 lat

Kosztowna operacja jedynym ratunkiem! Potrzebne wsparcie 🚨

Gleb jest naszym drugim dzieckiem, od samego początku bardzo wyczekiwanym. Urodził się wcześniej, niż powinien – w 28. tygodniu ciąży. Niestety przez odklejenie łożyska niezbędne było przeprowadzenie cesarskiego cięcia. Wtedy rozpoczęła się nasza walka o zdrowie i sprawność synka. Walka, która trwa do dziś… Przez 16 dni po porodzie Glebek był podłączony pod sztuczną wentylację płuc. Miał w mózgu krwiaka 3. stopnia… Bardzo baliśmy się o jego przyszłość, ale złe wieści miały dopiero nadejść. Gdy synek miał roczek, zdiagnozowano u niego Mózgowe Porażenie Dziecięce.  W tym momencie Glebek ma już 8 lat, lecz od chwili jego narodzin, nieustannie walczymy o każdy jego nawyk, każdy ruch. Na szczęście wiele już za nami. Lekarze dużo dla nas zrobili, specjaliści od rehabilitacji starają się ze wszystkich sił, by synek miał szansę na możliwie jak najlepsze funkcjonowanie. W lipcu 2021. roku Gleb przerzedł skomplikowaną operację rdzenia. Dzięki niej udało mu się pozbyć spastyczności. Zaczął chodzić po płaskiej powierzchni na krótkie odległości. Niestety obecnie, przez gwałtowny skok wzrostu i niepoprawną postawę, pojawiły się problemy ortopedyczne, które trzeba opanować natychmiast! Deformacja stawów miednicy i mięśni może na zawsze przekreślić nasze marzenie, by synek chodził i biegał jak inne dzieci. Bez operacji Gleb nie będzie w stanie samodzielnie się poruszać... Jesteśmy po konsultacji z lekarzem z USA. Gleb zakwalifikował się na operację, która rozwiąże problemy ortopedyczne i da szansę na samodzielne chodzenie. Synek nauczy się chodzić po schodach bez pomocy. Operacja pomoże uratować stawy biodrowe i uniknąć negatywnych konsekwencji dla kręgosłupa.  Niestety koszty, które musimy pokryć, są bardzo wysokie. Sami nie damy rady… Musimy zwrócić się z prośbą o wsparcie. Tylko z Twoją pomocą nasza nadzieja na sprawność i samodzielność synka nie zgaśnie!  Rodzice

191,00 zł ( 0,2% )
Brakuje: 93 387,00 zł
Towarzystwo Przyjaciół Dzieci
Towarzystwo Przyjaciół Dzieci , 47 lat

Wesprzyj remont Domu Dziennego Pobytu dla osób niepełnosprawnych!

Towarzystwo Przyjaciół Dzieci jest największą i najstarszą organizacją, która działa w Polsce na rzecz dzieci już ponad 100 lat. Powstaliśmy jako stowarzyszenie z misją wspierania najmłodszych w ich prawie do życia, do zdrowia i do nauki. Przez lata swojej działalności wypracowaliśmy wiele autorskich, innowacyjnych rozwiązań w opiece nad dzieckiem, które później często na stałe wprowadzano do publicznego systemu opiekuńczo-wychowawczego.  Oddział Mazowiecki prowadzi w Warszawie i całym województwie kilkadziesiąt placówek wsparcia dziennego, w tym: Środowiskowe Ogniska Wychowawcze, Warsztaty Terapii Zajęciowej,  Środowiskowy Dom Samopomocy, Ośrodek Rehabilitacyjny, świetlicę edukacyjno-terapeutyczną, Ognisko Pracy Pozaszkolnej dla dzieci niepełnosprawnych, punkty przedszkolne, Ośrodek Interwencji Kryzysowej oraz najstarszy w Polsce Ośrodek Adopcyjny.  Z naszej codziennej pomocy korzysta 2000 dzieci i młodzieży, a w różnorodnej ofercie wypoczynku w postaci kolonii, wakacji zimowych i letnich w mieście, zorganizowanych w 2019 roku, uczestniczyło ponad 5000 dzieci.  Obecnie zwracamy się do Państwa z prośbą o wsparcie w budowie całodobowego ośrodka dla osób z niepełnosprawnościami - Środowiskowego Domu Samopomocy z 24 miejscami hostelowymi w Olszance. Nasz nowy projekt powstanie w malowniczej otulinie Bolimowskiego Parku Krajobrazowego w Gminie Puszcza Mariańska. Poza funkcją rehabilitacyjną, ośrodek będzie równocześnie pełnił rolę wytchnieniowego wsparcia rodzin oraz rolę integracyjną osób z niepełnosprawnościami ze środowiskiem osób zdrowych, poprzez działania ekologiczne, rekreacyjne i wypoczynkowe.  Stawiamy przede wszystkim na atrakcyjną rehabilitację i zajęcia w pięciu salach warsztatowych: techniczno-stolarskiej, krawieckiej, gospodarstwa domowego, multimedialnej oraz prac ręcznych i plastycznych. Będą to przydatne zajęcia praktyczne jednocześnie rozwijające umiejętności społeczne. Chcemy stworzyć inspirujące środowisko, w którym osoby z niepełnosprawnościami zechcą podejmować wyzwania, jakie stawia współczesny świat. Naszym celem jest również wspieranie ich rozwoju, zachęcenie do pełniejszego przeżywania siebie, zwiększenie udziału w życiu społecznym i podnoszenie poczucia własnej wartości.  Udało nam się uzbierać już połowę funduszy, ale musimy jeszcze zebrać drugą część środków. Ufamy, że z Państwa pomocą będziemy mogli zrealizować nasz cel, a tym samym pomóc osobom niepełnosprawnym i ich rodzinom. Za każdy pomocny gest serdecznie dziękujemy. Więcej informacji: https://olszanka.tpd.org.pl/#!/o-projekcie

1 838,00 zł ( 0,2% )
Brakuje: 911 071,00 zł
Wadim Jakupow
Pilne!
Wadim Jakupow , 4 latka

3-latek kontra białaczka❗️Trwa walka o życia chłopca❗️

Wadim urodził się absolutnie zdrowy, przez pierwsze miesiące rozwijał się dobrze. W wieku 3 miesięcy wykonaliśmy wszystkie niezbędne badania, wszystko było dobrze. Po kolejnych trzech miesiącach przed szczepieniem poprosiłam o wykonanie badania krwi. Hemoglobina była nieco obniżona. Po trzech dniach zauważyłam, jak moje dziecko zaczęło tracić siły. Przed tym próbował raczkować, a teraz mógł tylko leżeć na brzuchu, cichutko jęcząc...  Po tygodniu już miał gorączkę i wymiotował. Pamiętam jak dzisiaj. To był wieczór. Spanikowani, pojechaliśmy do szpitala. Lekarz zdiagnozował ostre zapalenie gardła. Zrobiliśmy USG, skierowano nas na badania krwi... Jeszcze jeden męczący dzień w oczekiwaniu na otwarcie laboratorium.  Rano 22.09.2020 syn oddał krew. Nie zdążyliśmy nawet dojechać do domu — dostałam telefon od pediatry  z prośbą przyjechać na pilną rozmowę. Pamiętam tę rozmowę, jakby odbyła się wczoraj. Diagnoza zapadła od razu. Ostra białaczka limfoblastyczna. W tym samym dniu wykonaliśmy  powtórne badania jeszcze przez 4 razy, ale za każdym razem wynik nie pozostawiał ani kropli nadziei. Skierowano nas do szpitala na oddział onkologii. Zakazano mi karmić piersią. Mój biedny mały synek... Po 38 dniach skończył się główny kurs chemioterapii. Nie było łatwo dopasować leczenie tak, by miało, jak najmniejsze skutki uboczne.  Szukaliśmy wszędzie. Kosztowało to majątek, ale nie myślałam o tym. Ja wtedy w ogóle o niczym nie myślałam oprócz stanu zdrowia mojego dziecka. Miałam nadzieję, że dramat naszej rodziny właśnie się skończył, bo wyniki były dobre.  Niestety, podczas kąpieli, zauważyłam dziwne zwiększenia na mosznie. Próbowałam wmówić sobie, że może się uderzył, że to siniak od zabawy, że to jest normalne... Od tego dnia mój niepokój tylko się zwiększał. Poszliśmy na USG. Zobaczyłam wyraz twarzy lekarza, i już nie musiał nic mówić. Od tej sekundy wszystko wiedziałam. Wróciliśmy do tak dobrze znanego nam szpitala.  Nawrót jest złożony, na leczenie składają się 3 etapy: operacja, chemioterapia i przeszczep szpiku. To wszystko wymaga poważnego leczenia, obserwacji i kontroli dziecka. Nie mogę ryzykować i zostawiać go w Rosji. Dlatego nie mogłam czekać. Zaczęłam pisać do wszystkich możliwych szpitali. Dostałam odpowiedź w Turcji.  Znalazłem matki, których dzieci są tam leczone i przekonałam się, że to ma sens. Przyszło zaproszenie z Turcji wraz z kosztorysem. Szybka decyzja, samolot… W tej chwili znajdujemy się w Turcji. Po przelocie czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka: alergia okazała się COVID-em. Mimo to, w końcu mam uczucie, że wszystko robimy dobrze. Bardzo Was proszę, pomóżcie pozbyć się raka na zawsze. Kwota jest ogromna, być może, nierealna, ale dla mnie nie ma kwoty, która mnie powstrzyma. To jest moje dziecko... Ja muszę go uratować. Mama

1 129,00 zł ( 0,19% )
Brakuje: 569 935,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki