Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Emilia Favarin
Emilia Favarin , 8 lat

Emilkę potrącił samochód! Potrzebna Twoja pomoc!

Rozpędzony samochód potrącił moją małą siostrzyczkę! Ten obraz wciąż i wciąż przewija się w mojej głowie... Przyjechałem niedługo później. Widziałem ją chwilę po wypadku... Podbiegłem do Emilki pierwszy, przypadkowy przechodzień zaczął reanimację. Kilka osób dzwoniło po karetkę, ja po śmigłowiec. Emilka umierała… Nasza mama akurat wracała z zakupów. Była świadkiem dramatu, który się toczył. Nasze serca pękły… Tamtego dnia, 4 czerwca 2020 roku, mogłem stracić moją pięcioletnią siostrę przez roztargnienie kobiety, która siedziała za kierownicą auta... Na szczęście ratownicy przybyli błyskawicznie. Udało im się przywrócić czynności życiowe. Akcja reanimacyjna trwała prawie dwie godziny. Dwie najdłuższe godziny naszego życia… Potem zabrali Emilkę do śmigłowca, do szpitala w Rzeszowie. By czwartek. Lekarze nie dawali nawet cienia nadziei. Mała miała mnóstwo krwiaków w mózgu, była cała połamana i poobijana. Mieliśmy pogodzić się z tym, że moja mała siostra umrze… Przez pandemię nie mogliśmy nawet iść do małej. Mama została wpuszczona tylko na chwilkę. Mogliśmy tylko czekać, a każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Każdy dźwięk telefonu powodował paraliż - a co, jeśli dzwonią z najgorszą informacją? W poniedziałek powiedzieli nam, że Emilka będzie żyła. Po 4 najgorszych dniach dostaliśmy nadzieję! Dzięki profesjonalizmowi lekarzy i ratowników Emilka przeżyła i dziś walczy o to, by stanąć na nogi, biegać, mówić, bawić się wraz z innymi dziećmi. Wiemy, że ma na to dużą szansę! Terapeuci są dobrej myśli. Dzięki intensywnej rehabilitacji moja siostra może być w pełni sprawna - tak jak przed tragedią... Przed wypadkiem Emilka miała marzenia. Była wszechstronnie utalentowana: chciała tańczyć, śpiewać, bardzo szybko się uczyła nowych rzeczy. Zawsze chciała dowiedzieć się jak najwięcej, wszystkiego się nauczyć, każdemu pomóc. Uwielbiała - tak jak wszystkie dzieci - bawić się, skakać na trampolinie w ogrodzie. Miała swój wymarzony domek do zabawy… Teraz to wszystko stoi puste, czekając, aż Emilka znów przyjdzie i swoim śmiechem i pytaniami wypełni przestrzeń. Jej ukochany piesek Charlie bardzo tęskni, my wszyscy tęsknimy… Proszę, w imieniu całej naszej rodziny, pomóż Emilce wrócić do zdrowia!   ➡️ Licytacje dla Emilki 

67 737,00 zł ( 23,82% )
Brakuje: 216 625,00 zł
Wojciech Grzybek
Wojciech Grzybek , 32 lata

Cudem uniknąłem amputacji – wciąż jednak walczę o sprawność...

Jedna chwila zamieniła moje dotychczasowe życie nieustającą walkę o sprawność Jeszcze na początku tego roku nie pomyślałbym nawet, że moja pełna samodzielność stanie pod znakiem zapytania. Aż do dnia, w którym zdarzył się wypadek, w którym moja ręka została dosłownie zmiażdżona, a ja cudem uniknąłem amputacji. To, co się stało, pozostawiło bardzo duży ślad na moim zdrowiu i do dziś walczę, by móc odzyskać sprawność w ręku... Od kilku lat pracuję w dużej firmie produkcyjnej w swoim mieście jako operator maszyn poligraficznych. 21 lipca tego roku zajmowałem się wykrawaniem określonego wzoru w arkuszu kartonowym. Nie wiem, jak doszło do wypadku, nie pamiętam tamtej chwili, która doprowadziła mnie do niepełnosprawności. To były sekundy... Pamiętam jedynie ogromny ból w ręce, ale jak do niego doszło, dowiedziałem się dopiero w szpitalu. W jednej chwili mój łokieć praktycznie został zmiażdżony... Doszło do między innymi do wieloodłamowych złamań kości łokciowej, promieniowej i ramiennej oraz licznych przemieszczeń. Lekarze natychmiast zdecydowali się na operację, która ratowała mnie przed amputacją prawej ręki. Za mną długie tygodnie bólu. Do dziś jednak nie czuję części palców i spodu ręki. Podczas operacji założono mi metalowe zespolenia i dopiero za kilka tygodni dowiem się, czy mam szanse na zginanie ręki. Dziś o niczym nie marzę tak bardzo, jak o tym, bym znów był sprawny, bym mógł wrócić do pracy i był niezależnym człowiekiem. Wiem, że przede mną długa droga, droga ku sprawności, droga ciężka, wymagająca ode mnie wielu godzin, dni i miesięcy intensywnej rehabilitacji. Nie mogę się zatrzymać, muszę nią podążać, ponieważ na jej końcu czeka na mnie upragniony cel – sprawność. Proszę, pomóż mi przez nią przejść! Wojtek

15 263,00 zł ( 30,17% )
Brakuje: 35 312,00 zł
Marcel Zabawski
6 dni do końca
Marcel Zabawski , 9 lat

Świat przeraża Marcela! Pomóżmy mu go zrozumieć!

Marcel ma już 7 lat. Choć na każdym kroku spotyka go wiele przeciwności, nie poddaje się na tej trudnej drodze i stara się czerpać z życia jak najwięcej. Synek uwielbia się przytulać i często się uśmiecha. Niestety jego dzieciństwo nie jest beztroskie tak, jak u rówieśników.  Synek przyszedł na świat w 33. tygodniu ciąży jako wcześniak, ale lekarze nie zdiagnozowali u niego żadnych poważnych komplikacji zdrowotnych. Marcel przez ponad rok rozwijał się prawidłowo. Dopiero przed ukończeniem 2. roku życia zaczęły się pojawiać u niego niepokojące oznaki. Syn kręcił się wokół własnej osi, kręcąc przy tym rękami. Nie reagował na swoje imię i nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Podczas zabawy miał swój schemat. Układał samochodziki w jednym rzędzie, potrafił przez dłuższy czas stać przy odwróconym wózku spacerowym i kręcić kółkiem. W mowie nastąpił regres, nie mówił nauczonych wcześniej słów, gdy coś chciał dostać łapał za rękę i dłonią rodzica pokazywał czego w danej chwili chciał. Marcel od dłuższego czasu ma również wybiórczą dietę. W 2017 roku przyszedł czas na diagnozę - autyzm.  Syn uczęszcza na terapię logopedyczną i integracji sensorycznej. Jest również objęty pomocą neurologopedy, fizjoterapeuty i kardiologa. Marcel bardzo lubi książki, misie, uwielbia puszczać bańki. Jest bardzo inteligentny i każdego dnia robi postępy, ale gdy się zdenerwuje potrafi bardzo głośno krzyczeć, piszczeć, płakać, a chwilę później znów się uśmiechać. Zdarzają się u niego również zachowania autoagresywne. Ponadto, syn ma nadwrażliwość słuchową.  Koszty codziennej rehabilitacji przekraczają nasze możliwości finansowe, a tylko szybka reakcja terapeutyczna daje Marcelowi szansę na to, aby mógł jak najlepiej funkcjonować. Już teraz widać postępy, a jest w stanie osiągnąć dużo więcej. Największym problemem jest wciąż bariera finansowa. Chcielibyśmy prosić Was o pomoc, dzięki której udałoby nam się opłacić rehabilitację syna. Rodzice

6 650,00 zł ( 12,02% )
Brakuje: 48 670,00 zł
Krzyś i Dawid Łoza
Krzyś i Dawid Łoza , 20 lat

Samą miłością nie dam rady o nich walczyć! Proszę, pomóż mi!

Jedno chore dziecko potrafi być obciążeniem, z dwójką jest znacznie trudniej... Krzyś i Dawid to moi ukochani synowie, gdybym tylko mogła, oddałabym im swoje zdrowie, by ich przyszłość była lepsza. Oboje od urodzenia są niepełnosprawni. Ich choroby zdominowały nasz świat, podporządkowały sobie każdy nasz dzień. Nie wiem już, co to znaczy być wypoczętym rodzicem. Moje dzieci nie mówią, ale przez wszystkie lata razem nauczyliśmy się komunikować.  Krzyś jest dzieckiem niepełnosprawnym od urodzenia. Upośledzonym umysłowo w stopniu głębokim. W zachowaniu wykazuje się dużą męczliwością, trudnością w koncentracji uwagi, obniżonym procesem pamięciowym. Syn wymaga mojej pomocy w czynnościach samoobsługowych, ma problem z poruszaniem się. Krzysztof nie posługuje się mową – komunikuje się z otoczeniem gestami. Wymaga stałej pomocy, opieki i uwagi. Mój syn Dawid jest dzieckiem od urodzenia niepełnosprawnym. Cierpi na chromosomopatię oraz niedowład wiotki czterokończynowy, zaburzenie poczucia dnia i nocy – śpi w ciągu dnia, wieczorem budzi się i rozpoczyna swoją aktywność. Syn bardzo często choruje i do tego wymaga długo trwałego leczenia. Nie chodzi – siedzi z pomocą, wyłącznie z podparciem, nie zgłasza potrzeb fizjologicznych. W sferze samoobsługi wymaga mojej stałej i całkowitej pomocy w zakresie wszystkich czynności. Syn nie mówi, nie rozumie mowy, z otoczeniem komunikuje się gestami, dźwiękami, krzykiem. Pozytywnie reaguje na nasz głos - uśmiecha się... Chciałabym mieć możliwość leczenia swoich dzieci moją miłością. Jestem pewna, że wtedy byłyby zdrowe, samodzielne i szczęśliwe. Niestety, wiem też, że życie to nie bajka, tutaj cuda zdarzają się rzadko. Nie jestem już w stanie pokrywać wszystkich kosztów związanych z ich leczeniem sama. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc jest coraz trudniej. Proszę, pomóż mi!   

12 560,00 zł ( 46,51% )
Brakuje: 14 440,00 zł
Renata Drozdowska
Renata Drozdowska , 44 lata

Nie będę już w pełni sprawna, ale mogę być samodzielna!

Zaczęło się od braku czucia w nogach, potem był ogromny ból kręgosłupa. Nogi coraz częściej odmawiały mi posłuszeństwa. Dowiedziałam się, że mam dużego guza rdzenia kręgowego w odcinku lędźwiowym i drugiego w odcinku piersiowym. Od tej diagnozy zaczął się dramat… Niestety, choć trafiłam do szpitala, nikt nie chciał się podjąć operacji. Lekarze mówili, że ryzyko uszkodzenia rdzenia w trakcie operacji jest zbyt duże. Powiedziano mi wprost - lepiej stopniowo tracić władzę w nogach, niż od razu trafić na wózek. Ja nie chciałam się z tym pogodzić… Znalazłam profesora, który podjął się operacji. Po samym zabiegu czułam się o niebo lepiej. Kilka dni chodziłam sama, aż nagle w jednej chwili przestałam. Okazało się, że potrzebna będzie kolejna operacja. Półtora roku później znów trafiłam na stół, jednak zabieg zakończył się nieszczęśliwie - zrobił się krwiak z uciskiem na rdzeń. To doprowadziło do porażenia nóg. Od tamtego czasu poruszam się na wózku… Na początku było najgorzej - nie miałam władzy nad całym ciałem, jednak dzięki ciężkiej pracy sprawność zaczęła wracać. Jednak dotychczasowa rehabilitacja była prowadzona z ramienia NFZ i polegała tylko i włącznie na biernych ćwiczeniach, przez co mój stan znacznie się pogorszył... Dziś jakoś sobie radzę, mam wózek, jestem w miarę samodzielna. W tym, czego nie daję rady zrobić sama, pomagają mi mąż i dzieci. Największy problem mam ze spastyką nóg… Mam ograniczone czucie, które jednak dzięki intensywnej rehabilitacji wraca! Ta jednak kosztuje… Chciałabym znaleźć pracę, jednak w moim obecnym stanie będzie to bardzo trudne… Dlatego walczę o jak największą sprawność i samodzielność. Abym miała szansę chodzić o własnych siłach, potrzebuję długiej i intensywnej rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku.  Dlatego zwracam się do wszystkich ludzi dobrej woli, którzy chcieliby i mogliby wesprzeć mnie choćby najdrobniejszą wpłatą w celu umożliwienia odzyskania sprawności. Za każdą okazaną mi pomoc i zrozumienie bardzo dziękuję. Renata

17 601,00 zł ( 28,54% )
Brakuje: 44 069,00 zł
Waldemar Kordulewski
Waldemar Kordulewski , 49 lat

Moja stara proteza się sypie. Pomóż mi kupić nową, bym nadal mógł być sprawny!

Moje życie 24 lata temu zmienił wypadek samochodowy. Auto stanęło w płomieniach, a ja tylko cudem uniknąłem śmierci. Po tym wszystkim zostały mi blizny i dramatyczne wspomnienia. Jest jeszcze jedno – w wypadku straciłem nogę. Lewą udało się uratować, prawej – niestety nie… Do sprawności sprzed wypadku nie wróciłem już nigdy. Tamtego dnia miałem tylko 21 lat. Byłem już wtedy samodzielnym człowiekiem, pracowałem jako budowlaniec. Miałem plany. Plany, które nie przewidywały tragicznego wypadku i utraty nogi. Uderzenie, trzask, ogromny huk – samochód, którym akurat jechałem stanął w płomieniach. Z samego wypadku niewiele pamiętam. W szpitalu lekarze mówili mojej rodzinie, że szanse na przeżycie są niewielkie. Obudziłem się po czterech dniach. Okazało się, że w płomieniach najbardziej ucierpiały moje nogi. Ucierpiały na tyle, że jedną trzeba było amputować. Dodatkowo miałem rozległe poparzenia ciała. 9 miesięcy spędziłem w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. To był czas pełen bólu i wielka próba siły fizycznej i psychicznej. Po tamtym czasie zostały blizny i puste miejsce po prawej nodze. Chociaż ciężko było się z tym wszystkim pogodzić, starałem się nie załamywać. Wtedy jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądało moje życie z niepełnosprawnością. Wyobrażałem sobie, że w miarę szybko wrócę do pracy. Nic bardziej mylnego…  Wszystkiego musiałem uczyć się na nowo – jak małe dziecko stawiałem pierwsze kroki. Od tamtego momentu minęło już dużo czasu. Została tylko stara, zniszczona proteza, która przestaje działać i spełniać swoje zadania. Po ponad 20 latach jest już bardzo mocno zużyta, dlatego potrzebuję nowej, która z kolei kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Chciałbym jeszcze mieć szansę poruszać się lepiej, sprawniej, nie musieć się wstydzić dziurawej, pokruszonej protezy, która w każdej chwili może przestać działać. Wierzę, że dzięki Twojej pomocy będzie to jeszcze możliwe. Proszę, pomóż mi odzyskać to, co brutalnie zniszczył wypadek. Waldemar

7 515,00 zł ( 22,42% )
Brakuje: 25 996,00 zł
Kacper Banasiak
7 dni do końca
Kacper Banasiak , 7 lat

Koszmarna choroba zabija Kacperka! Zbieramy na leczenie ostatniej szansy

Kacperek to cały nasz świat. Kiedy miał roczek, nikt nie spodziewał się, że w jego organizmie kryje się bardzo ciężka choroba. Był jak każde inne dzieciątko. Dokładnie takie jak twoje. Ciekawy świata, pełen energii, uśmiechnięty. Z czasem zaczął czuć się coraz gorzej. Coś pochłaniało jego energię. Nie chciał się już bawić, nie chciał próbować stawiać pierwszych kroków, coraz częściej płakał. Zamiast uśmiechu na jego twarzy, częściej gościły łzy. Po kilkunastu wizytach u różnych specjalistów otrzymaliśmy diagnozę. Był to najgorszy dzień w naszym życiu. Od tamtej pory każdego dnia walczymy, aby choroba nie odebrała nam naszego synka...  Kacper cierpi na nieuleczalną, bardzo szybko postępującą chorobę genetyczną, zwaną Zespołem Leigha. Komórki w ciele Kacperka powoli zaczynają obumierać i nie produkują energii. Dziecko pomimo chęci poznawania świata staje się coraz bardziej ograniczone i słabsze. Organy przestają funkcjonować prawidłowo. Nie bawi się zabawkami jak jego rówieśnicy, ponieważ jego mały organizm nie ma na to sił.  Lekarze na pytanie, jak pomóc naszemu synkowi spuszczają wzrok, jesteśmy zdani sami na siebie, musimy sami w domu być lekarzami dla naszego skarba i przeprowadzać różnego rodzaju eksperymenty z suplementacją, aby wesprzeć jego organizm w tej nierównej walce. Choroba każdego dnia sieje spustoszenie w jego malutkim organizmie, mimo cierpienia i ciągłej walki Kacperek się nie poddaje i każdego dnia stawia czoła tej chorobie. Nieustanny strach, cierpienie, smutek i żal wypełniają nam każdy dzień. Po długich i bezskutecznych poszukiwaniach w końcu pojawiła się nadzieja… Dotarliśmy do rodziców mieszkających w USA, których synek również choruje na Zespół Leigha z taką samą mutacją SURF1. Dzięki ich inicjatywie została założona fundacja Cure Surf1. Zbierają oni środki na finansowanie badań nad terapią. Kacperek, jako jedyny z całej Polski jest jej podopiecznym i na obecną chwilę kwalifikuje się do terapii. Celem tego projektu jest zastąpienie brakującego genu SURF1 u dzieci cierpiących na jego brak. Zastąpienie genu odbywa się za pomocą specjalnego wirusa o nazwie AAV9. Aby zwiększyć szanse naszego synka do zakwalifikowania się do terapii, musimy dołożyć część środków finansowych do całej zbiórki. Dzięki zebranym funduszom wesprzemy badania nad terapią genową i umożliwimy jej jak najszybsze uruchomienie. Nie znamy dokładnej kwoty leczenia, ale wiem, że będzie duża, sami nie damy rady! Dzięki tej terapii w przyszłości nie tylko nasz synek może żyć normalnie, ale wszystkie inne dzieci, ich rodzice ominą wielu cierpień, przez które my musimy przechodzić, a nie ma nic gorszego niż walczyć z chorobą dziecka, z którą nie ma szans wygrać...  Z całego serca prosimy, pomóż nam uratować naszego synka i daj szansę innym dzieciom oraz nadzieję ich rodzicom. Rodzice Kacperka

126 335 zł
Robert Kot
Robert Kot , 57 lat

Życie potrzaskane na miliony kawałków. Pomóż Robertowi odzyskać sprawność!

Wystarczyło kilka sekund, moje życie posypało się jak domek z kart. By plany i marzenia zastąpiła walka o zdrowie. Wpadłem pod samochód, kierowca nie zauważył mnie podczas cofania. Poczułem ogromny ból, siła koni mechanicznych sponiewierała kręgosłup, żebra, płuca. Lekarze jakimś cudem utrzymali mnie na tym świecie, ale moje zdrowie jest w opłakanym stanie. Potrzebuję ogromnych pieniędzy, żeby jeszcze kiedykolwiek stanąć na nogach… Rano 6 czerwca wychodząc z domu, nie spodziewałem się, jak bardzo ten dzień zmieni życie moje i całej mojej rodziny. Bardzo boleśnie otarłem się o śmierć. Liczyła się każda minuta, gdy do szpitala zabierał mnie śmigłowiec… Mnóstwo obrażeń wewnętrznych, organy zamienione w mielonkę. Lekarze walczyli o mnie przez 8 godzin, kolejne 4 tygodnie przeleżałem w śpiączce farmaceutycznej. Rodzina odchodziła od zmysłów. Nie da się opisać tego, co czuje człowiek w takim momencie.  Wciąż trudno mi się pogodzić z tym, co się stało. Straciłem sprawność, samodzielność, możliwość decydowania o sobie. Moim najbliższym towarzyszem stało się nieznośne cierpienie. Boli mnie wszystko i trudno cokolwiek z tym zrobić. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Bez pomocy ze strony innych osób nie mogę nic… Mięśnie dopadła potężna spastyczność. Są twarde, napięte, nie chcą mnie słuchać. Nie służą do tego, do czego zostały stworzone. Po prostu bolą… Oprócz sprawności straciłem też ślub najstarszej córki. Nie było mnie, gdy składała przysięgę małżeńską, ani kiedy tańczyła swój pierwszy taniec. Nikt z obecnych nie bawił się beztrosko, mając w świadomości mój stan i wymuszoną nieobecność. To już jednak przeszłość. Bolesna, okrutna, ale jednak przeszłość. Żeby nie zwariować, staram się patrzeć w przyszłość i szukać szans na powrót do zdrowia, do którego jedyna droga prowadzi przez długotrwałą i intensywną rehabilitację. A co za tym stoi piekielnie kosztowną. Dostałem od życia cios, po którym leżę i próbuję się podnieść. Samemu mi się nie uda, wiem o tym doskonale. Rozpadłem się, rozsypałem na wiele kawałków i teraz wraz z rodziną staramy się te kawałki poskładać na nowo. Stary, w pełni zdrowy Robert już pewnie nigdy nie wróci, ale muszę starać się odzyskać z utraconej sprawności, ile tylko się da. Dla siebie i dla rodziny, żeby nie być już do samej śmierci jedynie obciążeniem. Musiałem przełamać wstyd i nauczyć się prosić o pomoc przy najprostszych czynnościach. Proszę i Ciebie o wsparcie finansowe na moją długotrwałą i bardzo drogą rehabilitację… Robert

9 472,00 zł ( 15,46% )
Brakuje: 51 773,00 zł
Michał Bazan
Michał Bazan , 32 lata

Sekunda zniszczyła to, na co pracował całe życie

Samo szczęście i łyżka dziegciu, po której wydawało się, że nie ma już czego zbierać... Kiedy ostatni raz widziałam go przed wypadkiem, był silny, zdrowy, uśmiechnięty. Pozostał tym samym silnym facetem, choć jest mu zdecydowanie trudniej. Na Wszystkich Świętych Michał sam wrócił do domu – ja nie miałam już ani jednego dnia urlopu. Zostałam sama we Wrocławiu, w piątek w południe zadzwonił telefon – po drugiej stronie usłyszałam głos siostry Michała… Michał miał wypadek. Jechał motocyklem, z prędkością 60 km na godzinę! Tak, cieszył się chwilą, powoli pokonując kilometry. Na zakręcie był rozsypany żwir. Motor wpadł w poślizg i wylądował na płocie, a mój narzeczony wyleciał w powietrze i uderzył kręgosłupem w słupek łączący siatkę w płocie, miażdżąc mu kręgosłup w odcinku piersiowym, łamiąc żebra i obijając płuca. Operacja trwała 5 godzin, ale kręgosłupa nie dało się do końca naprostować ze względu na to, że Michał się wykrwawiał. Cały czas czekamy na informacje czy następna operacja będzie potrzebna. Rdzeń jest zmiażdżony, więc rokowania są takie, że Michał do końca życia będzie sparaliżowany od pasa w dół. W tydzień przeniosłam całe nasze życie z Wrocławia do Rzeszowa. Nie możemy się poddać w tym momencie. W sierpniu mamy ślub i naszym celem jest maksymalne usprawnienie Michała. Potrzebna będzie do tego bardzo kosztowna rehabilitacja z użyciem egzoszkieletu, która przynosi świetne efekty. Życie osoby niepełnosprawnej nie jest proste. Potrzebne są też środki do zakupu wózka inwalidzkiego, dostosowania domu do nowej rzeczywistości i przerobienia samochodu tak, żeby można się nim było poruszać bez używania nóg, żeby Michał mógł wrócić do swojego zawodu farmaceuty i mógł sam po tym wszystkim pomagać innym chorym. Wierzymy, że przy wsparciu bliskich i odpowiedniej motywacji będzie to możliwe. Przed nami miesiące ciężkiej pracy, po których okaże się, czy nasze życie będzie choć trochę podobne do tego, które sobie wspólnie zaplanowaliśmy. Nie godzimy się na to, by krótka chwila, zaważyła na długim życiu. Gdyby Michał szalał, pędził na złamanie karku, ścigał się z kimś, nikt nie miałby takich pretensji do losu. Mój narzeczony miał ogromnego pecha, który sprawił, że jego życie zwolniło w wieku 27 lat. Jedno jest pewne – Michał miał zbyt wiele planów, by odpuścić. Wiem, że będzie walczył z nadludzką siłą o każdy postęp. Wiem, że mu się uda i wierzę w niego, ale potrzebujemy Waszej pomocy. Wszystkie zabiegi usprawniające to ogromny koszt, który musimy jakoś unieść. Sami nie damy rady, z wami tak! 

150 357,00 zł ( 62,91% )
Brakuje: 88 616,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki