Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dariusz Dziok
Dariusz Dziok , 38 lat

Odzyskać ukochanego tatę i męża - pomocy!

Straszny wypadek zabrał wszystko, co z mężem budowaliśmy przez lata. Szczęście rodzinne obróciło się w proch… Mamy małe dzieci, które tak bardzo tęsknią za tatą. Robimy wszystko, by do nas wrócił, ale jest bardzo ciężko. Dzięki Waszej pomocy Darek rozpoczął rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. Tak okazało się, że ma świadomość, zaczął się z nam komunikować! Niestety, skończyły się środki… Nasza walka będzie długa i trudna. I bardzo kosztowa… Z całego serca proszę o pomoc dla mojego męża. Nie możemy się poddać!  26.04.2020 roku nasz świat wywrócił się do góry nogami. Nagłe zatrzymanie akcji serca, szok, niedowierzanie… Mój mąż, moja bratnia dusza, moja druga połówka, ojciec dwójki naszych dzieci stanął oko w oko ze śmiercią. Modliłam się, by mi go nie zabrała… Darek przeżył, choć nadal jest w bardzo ciężkim stanie. Po udanej reanimacji został przewieziony do szpitala w Sanoku. Gdy odzyskał przytomność, nie było z nim kontaktu. Nie wiedziałam, czy jest ze mną, czy mnie słyszy… Niestety, o żadnym turnusie rehabilitacyjnym refundowanym przez NFZ nie mogło być mowy - lekarze określili stan Darka jako nierokujący. Mąż nie wykonywał poleceń, był podłączony do respiratora. W pewnym momencie dostaliśmy informację, że nic więcej nie mogą zrobić. Szpital nie był już w stanie dalej leczyć mojego Darka… Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Wtedy pierwszy raz poprosiłam o pomoc dla męża. Dzięki Wam Darek od 13 sierpnia przebywa w specjalistycznym ośrodku. To jednak dopiero początek naszej drogi w walce o życie i zdrowie męża. Często u niego jestem i widzę, że codzienna, wielogodzinna rehabilitacja daje efekty. Podczas zajęć z cyber-okiem zobaczyłam na własne oczy, że Darek jest świadomy! W moje serce wlała się nadzieja! W pewnym momencie już brakowało mi łez i sił, ale musiałam i muszę być dzielna dla niego i dla dzieci. Stan męża wciąż jest bardzo ciężki. W szpitalu w Sanoku nie dawali mu żadnych szans na wyzdrowienie. W klinice rehabilitacyjnej prognozy są jeszcze ostrożne. Najważniejsza jest jednak świadomość, że Darek tu jest, wszystko rozumie, jest z nami!  Mamy 2 dzieci: syna Filipa w wieku 6 lat i Hanie, która ma 2,5 roku. Byliśmy przez 7 lat bardzo udanym małżeństwem. Pracowaliśmy zawodowo. Wiedliśmy szczęśliwe życie. Aż wreszcie doszło do tragedii, której skutkiem jest obecny stan męża... Mam 29 lat. Choroba męża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiem co mam powiedzieć dzieciom. Starszy syn cały czas czeka na powrót taty ze szpitala do domu, bo Darek mu obiecał, że będzie go uczył jeździć na „dużym” rowerze, o którym tak marzy... Dzieci wiedzą, że tata musi leżeć w szpitalu. Nie potrafię odpowiedzieć na ich ciągłe pytania, kiedy tata wróci do domu i będzie znowu z nami. Serce mi pęka kiedy na nie patrzę i moja bezradność staje się jeszcze większa… Musiałam zrezygnować z pracy - w obecnej sytuacji musiałam zająć się dziećmi i mężem. Nie stać nas na opłacanie kolejnych miesięcy rehabilitacji, a bez niej nigdy nie odzyskam Darka... Marzyliśmy o tym, że się zestarzejemy, że wspólnie wychowamy nasze dzieci, że nauczymy je pisać i czytać, czy jeździć na rowerze. Niespodziewanie spadła na nas tragedia, która sprawiła, że czujemy się bezsilni. Czasu cofnąć nie możemy, ale możemy walczyć o lepsze jutro. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie, o każdą złotówkę, która może pomóc Darkowi w odzyskaniu świadomości i sprawności. Jedynym sposobem na to by tak się stało, jest kosztowna neurorehabilitacja, na którą bez pomocy nie możemy sobie pozwolić.

160 059,00 zł ( 44,38% )
Brakuje: 200 579,00 zł
Teresa Chodara-Ważna
Pilne!
Teresa Chodara-Ważna , 64 lata

❗️DRAMATYCZNIE PILNA ZBIÓRKA❗️Musimy uratować życie Teresy!

KRYTYCZNIE PILNE❗️Kilkadziesiąt godzin, by ratować życie ukochanej żony, mamy i babci! Już w poniedziałek, 8 stycznia, Teresa musi znaleźć się na operacyjnym stole. Guz mózgu, glejak IV stopnia jest niczym tykająca bomba! To ostatnia szansa - nikt inny nie chce podjąć się operacji, a każda godzina działa na niekorzyść Teresy... Prosimy o pomoc, nie ma czasu do stracenia! Choroba pojawiła się z dnia na dzień. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział nam, że znajdziemy się w takiej sytuacji, że mama w jednej chwili stanie się śmiertelnie chora, że będziemy robić tę zbiórkę - nigdy byśmy w to nie uwierzyli... Święta były przełomem. Mama w grudniu miała drobne problemy z pamięcią, ale kiedy zapomniała o tym, że jest Boże Narodzenie i nic nie przygotowała, wiedzieliśmy, że coś jest nie tak... Pojechaliśmy na SOR, jednak w najgorszych koszmarach, nie sądziliśmy, że czeka nas taki straszny scenariusz. Podczas rozmowy z lekarzem mama nie mogła sobie przypomnieć, jaki jest dzień tygodnia, rozmowa się urywała. Mama chwilami nie kontaktowała... Lekarz zrobił tomograf, mieliśmy wrócić za 3 godziny, kiedy będzie opisany wynik. Nie zdążyliśmy, telefon zadzwonił szybciej. Powiedziano nam, że musimy spakować mamie torbę, bo zabierają ją natychmiast karetką do innego szpitala - w głowie znaleziono guz! Rezonans, wykonany 26 grudnia, wykazał, że jest to glejak IV stopnia... To jeden z najbardziej niebezpiecznych, agresywnych nowotworów mózgu! To było najgorsze, co mogliśmy usłyszeć... Boże Narodzenie zmieniło się w koszmar. Szpital, leczenie, co dalej...? Ogromnym szokiem i rozpaczą były dla nas dalsze wieści... Nikt nie dawał szansy na życie! Okazało się, że guza nie da się wyciąć, że jest nieoperacyjny, bo istnieje duże ryzyko naruszenia funkcji życiowych i tego, że mama będzie rośliną... Medycyna okazała się bezradna. Nasza mama - jeszcze do niedawna krzątająca się po domu, radośnie gawędząca z naszym tatą, zakochana w swoim jedynym wnuku - stała się umierająca. Powiedziano, że jedyne, co można zrobić, to spróbować obkurczyć guz chemią, co kupi mamie może maksymalnie 3 miesiące życia. Nowy Rok przyjęliśmy płaczem na szpitalnym korytarzu. Wiedzieliśmy jednak, że nie poddamy się w walce o życie mamy... Tylko jeden szpital chce zoperować mamę i dać jej szansę - w klinice w Kluczborku pacjentów z najcięższymi przypadkami guzów mózgu operuje operuje wybitny neurochirurg, doktor Libionka! Chce podjąć się próby operacji mamy i dać jej szansę na życie. Niestety - operacja musi się odbyć jak najszybciej, bo stan mamy się pogorszył, leży podłączona do aparatury... Operacja jest bardzo kosztowna, a czasu jest dramatycznie mało - godziny! Liczy się każda wpłata, która da nam możliwość operacji, a mamie szansę na ratunek. Została nam tylko nadzieja na piękne chwile, na radość, na życie. Liczymy na Was! Mówią, że po deszczu jest słońce i tym razem tez tak na pewno będzie. Bardzo prosimy o pomoc. Wszystkiego dobrego dla Was. Rodzina Teresy

155 913,00 zł ( 73,27% )
Brakuje: 56 853,00 zł
Elżbieta Klimko
Elżbieta Klimko , 50 lat

Walczę dla syna – moje biodro jest w koszmarnym stanie!

Całe moje dzieciństwo spędziłam w szpitalach i sanatoriach na żmudnej rehabilitacji. Przeszłam 11 skomplikowanych zabiegów chirurgicznych, co w efekcie pozwoliło mi na samodzielne życie, pracę, macierzyństwo. Nigdy się nie poddawałam, mimo że samotnie wychowywanie syna nie było łatwe. Piotruś od urodzenia choruje na dziecięce czterokończynowe spastyczne porażenie mózgowe. Dzięki kosztownej wieloletniej rehabilitacji i operacjom udało mi się doprowadzić go do względnej samodzielności. Obecnie mój Piotruś studiuje, jestem z niego bardzo dumna! Urodziłam się z zaawansowanym niedorozwinięciem stawu biodrowego. Przez wiele lat dawałam sobie radę za wszelkimi przeciwnościami losu, nie brakło mi determinacji, siły do walki zarówno o swoje zdrowie jak i syna. Udawało mi się wszystko realizować z własnych środków finansowych napędzana pogodą ducha i niepoprawnym optymizmem. Niestety, ostatnio zaczynam przegrywać w walce z moją chorobą. Coraz trudniej mi jest się poruszać. Krótkie dystanse pokonuję o kulach, na dłuższe, muszę korzystać z wózka inwalidzkiego. Bóle są bardzo silne, a sama rehabilitacja niewiele już daje. Jest to dla mnie wielkim problemem, bo wiem, że muszę być aktywna zawodowo, muszę kontynuować leczenie syna, muszę zadbać o jego przyszłość, muszę być dla niego wsparciem, a nie obciążeniem… Po wielu staraniach i poszukiwaniach znalazłam specjalistów, którzy mogą podjąć się rekonstrukcji stawu biodrowego. Mój przypadek jest na tyle skomplikowany, że niewielu ortopedów jest w stanie odpowiednio wszczepić specjalną endoprotezę, dającą realną szansę na normalne i długotrwałe funkcjonowanie stawu w pełnym zakresie ruchomości. Jedynie zespół lekarzy z Paley Institute w USA i dodatkowa, intensywna rehabilitacja pooperacyjna w tej klinice, dają mi szansę na życie bez bólu i samodzielne poruszanie. Bez tej operacji, skazana jestem na wózek inwalidzki. Niestety, koszty takiej operacji, wielokrotnie przewyższają moje możliwości finansowe, a choroba postępuje i powoli odbiera mi siłę, energię i nadzieję. Za namową życzliwych osób postanowiłam poprosić o pomoc! Twoje wsparcie jest dla mnie olbrzymim darem.  Ela ➡️ Elżbieta walczy dla syna. Ruszyła zbiórka na kosztowną operację krośnianki. ➡️ Licytacje na Facebooku

153 397,00 zł ( 67,68% )
Brakuje: 73 249,00 zł
Michał Bazan
Michał Bazan , 32 lata

Sekunda zniszczyła to, na co pracował całe życie

Samo szczęście i łyżka dziegciu, po której wydawało się, że nie ma już czego zbierać... Kiedy ostatni raz widziałam go przed wypadkiem, był silny, zdrowy, uśmiechnięty. Pozostał tym samym silnym facetem, choć jest mu zdecydowanie trudniej. Na Wszystkich Świętych Michał sam wrócił do domu – ja nie miałam już ani jednego dnia urlopu. Zostałam sama we Wrocławiu, w piątek w południe zadzwonił telefon – po drugiej stronie usłyszałam głos siostry Michała… Michał miał wypadek. Jechał motocyklem, z prędkością 60 km na godzinę! Tak, cieszył się chwilą, powoli pokonując kilometry. Na zakręcie był rozsypany żwir. Motor wpadł w poślizg i wylądował na płocie, a mój narzeczony wyleciał w powietrze i uderzył kręgosłupem w słupek łączący siatkę w płocie, miażdżąc mu kręgosłup w odcinku piersiowym, łamiąc żebra i obijając płuca. Operacja trwała 5 godzin, ale kręgosłupa nie dało się do końca naprostować ze względu na to, że Michał się wykrwawiał. Cały czas czekamy na informacje czy następna operacja będzie potrzebna. Rdzeń jest zmiażdżony, więc rokowania są takie, że Michał do końca życia będzie sparaliżowany od pasa w dół. W tydzień przeniosłam całe nasze życie z Wrocławia do Rzeszowa. Nie możemy się poddać w tym momencie. W sierpniu mamy ślub i naszym celem jest maksymalne usprawnienie Michała. Potrzebna będzie do tego bardzo kosztowna rehabilitacja z użyciem egzoszkieletu, która przynosi świetne efekty. Życie osoby niepełnosprawnej nie jest proste. Potrzebne są też środki do zakupu wózka inwalidzkiego, dostosowania domu do nowej rzeczywistości i przerobienia samochodu tak, żeby można się nim było poruszać bez używania nóg, żeby Michał mógł wrócić do swojego zawodu farmaceuty i mógł sam po tym wszystkim pomagać innym chorym. Wierzymy, że przy wsparciu bliskich i odpowiedniej motywacji będzie to możliwe. Przed nami miesiące ciężkiej pracy, po których okaże się, czy nasze życie będzie choć trochę podobne do tego, które sobie wspólnie zaplanowaliśmy. Nie godzimy się na to, by krótka chwila, zaważyła na długim życiu. Gdyby Michał szalał, pędził na złamanie karku, ścigał się z kimś, nikt nie miałby takich pretensji do losu. Mój narzeczony miał ogromnego pecha, który sprawił, że jego życie zwolniło w wieku 27 lat. Jedno jest pewne – Michał miał zbyt wiele planów, by odpuścić. Wiem, że będzie walczył z nadludzką siłą o każdy postęp. Wiem, że mu się uda i wierzę w niego, ale potrzebujemy Waszej pomocy. Wszystkie zabiegi usprawniające to ogromny koszt, który musimy jakoś unieść. Sami nie damy rady, z wami tak! 

150 357,00 zł ( 62,91% )
Brakuje: 88 616,00 zł
Kamil Tabor
4 dni do końca
Kamil Tabor , 28 lat

Wypadek w pracy zniszczył życie Kamila! Pomóż je odbudować!

Kamil w lipcu 2022 r. skończy 27 lat. Jest kochanym mężem i ojcem 4-miesięcznego Szymonka. Miał wiele planów na przyszłość, które konsekwentnie realizował. Był zaradny, pracowity i zawsze można było na niego liczyć. Nigdy nie odmówił pomocy, nikomu kto zwrócił się do niego z jakąkolwiek prośbą. Teraz sam potrzebuje pomocy. 22 lutego 2022 r. naszą rodzinę spotkała wielka tragedia. Wystarczyła chwila, aby cały nasz świat rozsypał się w drobny mak. Kilka minut po godzinie11:00 otrzymaliśmy telefon, że Kamil uległ wypadkowi w pracy. Podczaswykonywania obowiązków, (usuwania awarii maszyny), został przygniecionyprzez jej element. W ciężkim stanie został przetransportowany do szpitala wMielcu, gdzie przebywa do tej pory. Na miejscu okazało się, że jest to urazwielonarządowy. W tym momencie lekarze rozpoczęli dramatyczną walkę o jego życie. Kamildoznał urazu płuc, złamania żeber. Ponadto doznał złamania kręgu odcinkalędźwiowego kręgosłupa i uszkodzenia rdzenia kręgowego. Po ustabilizowaniu układu oddechowego lekarze wykonali stabilizację złamanego kręgosłupa. Po operacji Kamil trafił na OIOM, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, w której przebywał ok. 6 dni. W tym czasie ze względu na poważny uraz klatki piersiowej został podłączonydo respiratora. Po kilku dniach, w których umieraliśmy ze strachu i modliliśmy się o cud Kamilszczęśliwie wybudził się i zaczął samodzielnie oddychać.Na dzień dzisiejszy stan Kamila jest stabilny, co pozwoliło na przeniesienie go naoddział neurochirurgii. Niestety w wyniku doznanego urazu rdzenia kręgowego Kamil nie ma czucia w nogach. Aby odzyskać sprawność potrzebuje kilkumiesięcznej, ciężkiej, funkcjonalnej rehabilitacji, nierefundowanej przez NFZ. Dzięki pomocy koleżanek i kolegów z pracy oraz rodziny Kamil niebawem rozpocznie pobyt rehabilitacyjny w prywatnym ośrodku, gdziebędzie kontynuował walkę o powrót do sprawności. Środki zebrane w Fundacji zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów rehabilitacji, leków, wyposażenia ortopedycznego, wizyt lekarskich, które sąniezbędne aby przyspieszyć i usprawnić rehabilitację oraz codzienne funkcjonowanie. Przed nami całe życie, tyle planów i marzeń, które w jednej chwili musiały stanąć w miejscu. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, jeszcze niedawno zastanawialiśmy się nad zwykłymi codziennymi sprawami. Pomimo wszystkich przeciwności losu będziemy walczyć, aby Kamil  zaczął chodzić. Ja, jako żona i najbliższa Kamilowi osoba, będę go wspierać i dodawać otuchy wnadziei, że poradzimy sobie razem, aby wróciło nasze życie rodzinne sprzedwypadku. Marzę o tym, żeby Kamil stanął na nogi i mógł pograć w piłkę z naszym synkiem. Proszę Wszystkich o wsparcie nas w tej trudnej i nierównej walce, o pomoc wzebraniu środków na rehabilitację. Proszę również, abyście przekazali tę prośbę swoim znajomym, bo w liczbie siła! Mamy ogromną nadzieję, że dzięki Wam oraz wszystkim ludziom dobrej woli uda się zebrać potrzebną kwotę.Za każdą wpłatę dziękujemy!

146 353 zł
Kacper Banasiak
8 dni do końca
Kacper Banasiak , 7 lat

Koszmarna choroba zabija Kacperka! Zbieramy na leczenie ostatniej szansy

Kacperek to cały nasz świat. Kiedy miał roczek, nikt nie spodziewał się, że w jego organizmie kryje się bardzo ciężka choroba. Był jak każde inne dzieciątko. Dokładnie takie jak twoje. Ciekawy świata, pełen energii, uśmiechnięty. Z czasem zaczął czuć się coraz gorzej. Coś pochłaniało jego energię. Nie chciał się już bawić, nie chciał próbować stawiać pierwszych kroków, coraz częściej płakał. Zamiast uśmiechu na jego twarzy, częściej gościły łzy. Po kilkunastu wizytach u różnych specjalistów otrzymaliśmy diagnozę. Był to najgorszy dzień w naszym życiu. Od tamtej pory każdego dnia walczymy, aby choroba nie odebrała nam naszego synka...  Kacper cierpi na nieuleczalną, bardzo szybko postępującą chorobę genetyczną, zwaną Zespołem Leigha. Komórki w ciele Kacperka powoli zaczynają obumierać i nie produkują energii. Dziecko pomimo chęci poznawania świata staje się coraz bardziej ograniczone i słabsze. Organy przestają funkcjonować prawidłowo. Nie bawi się zabawkami jak jego rówieśnicy, ponieważ jego mały organizm nie ma na to sił.  Lekarze na pytanie, jak pomóc naszemu synkowi spuszczają wzrok, jesteśmy zdani sami na siebie, musimy sami w domu być lekarzami dla naszego skarba i przeprowadzać różnego rodzaju eksperymenty z suplementacją, aby wesprzeć jego organizm w tej nierównej walce. Choroba każdego dnia sieje spustoszenie w jego malutkim organizmie, mimo cierpienia i ciągłej walki Kacperek się nie poddaje i każdego dnia stawia czoła tej chorobie. Nieustanny strach, cierpienie, smutek i żal wypełniają nam każdy dzień. Po długich i bezskutecznych poszukiwaniach w końcu pojawiła się nadzieja… Dotarliśmy do rodziców mieszkających w USA, których synek również choruje na Zespół Leigha z taką samą mutacją SURF1. Dzięki ich inicjatywie została założona fundacja Cure Surf1. Zbierają oni środki na finansowanie badań nad terapią. Kacperek, jako jedyny z całej Polski jest jej podopiecznym i na obecną chwilę kwalifikuje się do terapii. Celem tego projektu jest zastąpienie brakującego genu SURF1 u dzieci cierpiących na jego brak. Zastąpienie genu odbywa się za pomocą specjalnego wirusa o nazwie AAV9. Aby zwiększyć szanse naszego synka do zakwalifikowania się do terapii, musimy dołożyć część środków finansowych do całej zbiórki. Dzięki zebranym funduszom wesprzemy badania nad terapią genową i umożliwimy jej jak najszybsze uruchomienie. Nie znamy dokładnej kwoty leczenia, ale wiem, że będzie duża, sami nie damy rady! Dzięki tej terapii w przyszłości nie tylko nasz synek może żyć normalnie, ale wszystkie inne dzieci, ich rodzice ominą wielu cierpień, przez które my musimy przechodzić, a nie ma nic gorszego niż walczyć z chorobą dziecka, z którą nie ma szans wygrać...  Z całego serca prosimy, pomóż nam uratować naszego synka i daj szansę innym dzieciom oraz nadzieję ich rodzicom. Rodzice Kacperka

126 335 zł
Amelia Czernecka
Amelia Czernecka , 12 lat

Choroba niszczy dzieciństwo, odbiera nadzieję... Amelka potrzebuje naszego wsparcia!

Kiedy każdego dnia obserwujesz swoje piękne, zdrowe dziecko - nic innego nie jest ważne. I nagle powoli, zaczynasz zauważać, że coś się zmienia. Pojawia się na twarzy nowy grymas, oczka mrugają zbyt często, radość zastępuje złość, a śmiech nieuzasadniony niczym krzyk. To nasza historia. Nasza córka Amelia ma 10 lat. Była okazem zdrowia i nagle z dnia na dzień coś zaczęło się zmieniać w niezrozumiałym dla nas kierunku i zastraszającym tempie. Mija czwarty miesiąc, odkąd Amelia źle się poczuła. Po wielu wizytach u specjalistów oraz szeregu kosztownych badań diagnostycznych otrzymaliśmy diagnozę - autoimmunologiczne zapalenie mózgu, zespół PANDAS. Jak każda choroba autoimmunologiczna - w tej także organizm, zamiast walczyć z patogenami, zwalcza także swoje własne, zdrowe komórki.  Nieustanne poszukiwania, wizyty lekarskie, leki, suplementy oraz terapie u specjalistów, które dają nam nadzieję na złagodzenie objawów choroby, są bardzo kosztowne. Amelia ma szansę na całkowite wyleczenie, jednak do tego potrzebna jest bardzo droga terapia - terapia immunoglobulinami, które można jej podać w Gdańsku. Nadszedł moment, kiedy musimy poprosić o pomoc, gdyż sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć kosztu leczenia, który wynosi ok. 150 tysięcy złotych. Choroba zabiera Amelii dzieciństwo, a nam jej rodzicom nie daje chwili wytchnienia. Amelka ma małego brata, który także wymaga naszej uwagi i tęskni za zabawami z siostrą. Prosimy o pomoc w walce o zdrowie Amelki. Rodzice ______________ Amelkę można wesprzeć również dzięki licytacjom.

104 585 zł
Marcin Majchrowicz
Marcin Majchrowicz , 27 lat

Walczymy o powrót Marcina do sprawności po ciężkim wypadku!

Marcin ma 24 lata, jest silny, młody, ambitny – ma wiele marzeń i planów. Zawsze pełen optymizmu, energii, spragniony wyzwań. Jednym słowem wesoły chłopak o ogromnym sercu, który nikomu nie odmawiał pomocy. Szczęśliwie zakochany pragnął założyć rodzinę i wyjechać do pracy za granicę. Wierzył, że właśnie teraz życie stoi przed nim otworem, aż do dnia strasznego wypadku... Marcin pracował ciężko w Niemczech, ale lubił tę pracę. W niedzielę 5 września Marcin wybrał się razem ze znajomymi na basen w Feuchtwangen. Około godziny 18 tego samego dnia dostaliśmy informację, że wydarzył się straszliwy wypadek! Do tej chwili pozostaje wiele niedomówień a obrażenia ciała, jakich doznał Marcin, wskazują, że nie do końca był to wypadek bez udziału osób trzecich. Sprawa cały czas jest wyjaśniana.  Po reanimacji i przywróceniu czynności życiowych Marcin został zaintubowany i przetransportowany helikopterem do niemieckiej kliniki.  Diagnoza przewróciła życie Marcina do góry nogami – uraz kręgosłupa, przerwany rdzeń kręgowy w odcinku szyjnym, złamany drugi krąg, przez co niemożliwe jest nawet samodzielne oddychanie... Lekarze rozkładają ręce, stawiają najgorsze diagnozy – całkowity paraliż górnych i dolnych kończyn. Aktualnie Marcin pozostaje w śpiączce farmakologicznej, podłączony do respiratora. Przed nim kolejna operacja. W tej chwili stan określany jest jako krytyczny, dlatego rodzina nie może przetransportować Marcina do Polski... Ten rok był dla Marcina wyjątkowo ciężki. W styczniu przeszedł dwie operacje jamy brzusznej. W czerwcu dało mu się wyjechać do upragnionej pracy, która zakończyła się nieszczęśliwym wypadkiem.  Marcin był bardzo aktywny fizycznie, uwielbiał ćwiczenia siłowe. Wierzymy, że długa rehabilitacja pozwoli mu pokonać wyrok!  Tak bardzo chcemy, by Marcin był zdrowy, by wrócił do nas o własnych siłach. Tak bardzo go kochamy, a nie możemy go przytulić ani chwycić za rękę. Wierzymy, że uda się postawić Marcina na nogi, ale potrzebna jest Wasza pomoc.  Jako rodzina prosimy Was bardzo o pomoc i wsparcie.

104 169,00 zł ( 39,63% )
Brakuje: 158 682,00 zł
Gaja Grzegorczyk
Gaja Grzegorczyk , 3 latka

Tragiczne poparzenie❗️Maleńka Gaja potrzebuje wsparcia!

Patrzyłam na nią jeszcze sekundę wcześniej – siedziała bezpiecznie daleko, przypięta do krzesełka. Ale wystarczył ułamek sekundy... Odwróciłam się, a Gaja sięgnęła do kabla i przyciągnęła do siebie czajnik z gorącą wodą. Dalej był już najgorszy koszmar, jaki może wyobrazić sobie rodzic… Walczymy o zdrowie córeczki i bardzo prosimy o wsparcie… Zawsze się o nią bałam. Małe dzieci trudno upilnować i trzeba mieć oczy ze wszystkich stron. Uważałam na każde zagrożenie, a i tak okazało się, że to nie wystarczyło… Taktego dnia, 13 maja 2021 roku, moja kochana, mała córeczka oblała się gorącą wodą. Do dziś mam w uszach jej krzyk pełen bólu… Działałam jak w transie – telefon na pogotowie, helikopter, szpital. Trafiliśmy do Rzeszowa, a potem do Kliniki Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Leczenia Oparzeń Uniwersytetu Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Okazało się, że Gaja doznała oparzeń II i III stopnia na 30% powierzchni ciała: klatki piersiowej, brzucha, lewej rączki, obu nóżek. Jaki to musiał być ból… Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić, pęka mi serce, gdy uświadamiam sobie, jak cierpiało moje dziecko! Na początku Gaja była wentylowana mechanicznie, ale potem stopniowo schodziła na własny oddech. Lekarze zakwalifikowali córeczkę do przeszczepu skóry i dalszego leczenia chirurgicznego i rehabilitacyjnego.  Przed Gają wieloletnie leczenie. Skutki tego tragicznego wypadku być może będą z nią całe życie, ale musimy sprawić, by były jak najmniej dotkliwe. Niestety, koszta są ogromne…  Zakup ubranek uciskowych, leków, maści, dojazdów do kliniki i opłacanie niezbędnej rehabilitacji zrujnowało nasz domowy budżet. Dlatego zmuszeni jesteśmy poprosić o pomoc, dla naszej córeczki… Nie cofnę czasu, nie ochronię mojego dziecka, choć wszystko bym oddała, by móc to zrobić. Nie zabiorę jej bólu, nie przejdę tej drogi za nią… Jednak jako rodzice zawsze będziemy obok i zrobimy wszystko, by tragiczne skutki oprzenia nie zniszczyły jej przyszłości. Prosimy, pomóżcie Gai walczyć o zdrowie! Mama i tata Gai

96 398 zł

Obserwuj ważne zbiórki