Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Isabella Abril Cesari Licalzi
Pilne!
Isabella Abril Cesari Licalzi , 8 lat

Nasza córeczka walczy ze złośliwym nowotworem mózgu❗️POMOCY🚨

Nie tak wygląda szczęśliwe dzieciństwo… Nie tak wygląda życie, jakie wymarzyliśmy sobie dla naszej córeczki. Ósme urodziny Isabella spędziła w szpitalu, podłączona do palącej żyły chemioterapii. Obiecaliśmy, że za rok będzie tort, koleżanki, prezenty… Jak mamy jej powiedzieć, że jeśli nie zdążymy zebrać środków na leczenie, czeka ją śmierć? Jesteśmy załamani. Przy córce staramy się udawać, że wszystko jest w porządku. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Wciąż wracamy wspomnieniami do chwil sprzed roku, gdy nasza córeczka była wolna od choroby, szczęśliwa… Nic nie zwiastowało takiej tragedii… Gdy usłyszeliśmy, że u Isabelli zdiagnozowano rzadki i agresywny nowotwór – medulloblastomę, nasz świat całkowicie się zawalił. W głowie naszej córeczki był guz! Isabella przeszła ciężką operację, podczas której usunięto sporą część guza. Niestety, nie udało się go pozbyć w całości… Badania wykazały, że komórki nowotworowe wciąż są aktywne. Rozpoczęto leczenie. Córka jest w trakcie chemioterapii, a później czeka ją radioterapia. Pękają nam serca, gdy widzimy, jak traci swoje piękne włoski. Jak na jej skórze pojawiają się kolejne krosty...   Ratunkiem dla naszego dziecka jest specjalistyczne leczenie onkologiczne w szpitalu w Barcelonie. To nie tylko szpital, ale i miejsce ogromnej nadziei, dla rodzin takich, jak nasza. Zespół specjalistów onkologii dziecięcej oferuje tam najnowocześniejsze i spersonalizowane terapie dla skomplikowanych przypadków. Jednak nie jest to terapia refundowana… Nie jesteśmy w stanie sami zebrać tak ogromnej kwoty. Leczenie naszego dziecka wyceniono na ponad milion złotych! Patrzymy na Isabellę i każdego dnia drżymy ze strachu, że nie zdążymy jej uratować. Jak będziemy mogli dalej żyć ze świadomością, że nie zrobiliśmy wszystkiego… Błagamy, nie zostawiajcie nas. W naszym życiu zapanowała ciemność. Każda wpłata to światełko nadziei… Dziękujemy wszystkim, którzy stają się częścią naszej historii i uwierzyli, że razem możemy uratować życie małej dziewczynki.  Rodzice

51 141,00 zł ( 4,06% )
Brakuje: 1 207 540,00 zł
Zoja Marianowska
20:34:47  do końca
Zoja Marianowska , 10 lat

Zoja znaczy życie. Moja córeczka musi żyć... Pilnie potrzebna pomoc❗️

Zoja rozumie. Rozumie i widzi znacznie więcej, niż bym chciała. Jej zdeformowana twarz, powykrzywiane rączki i nóżki wciąż wzbudzają sensację. Wzrok przechodniów, słowa, na które nikt nie zasługuje, zostawiają rany w jej małym serduszku. Są dni, kiedy Zoja zaszywa się w domu i nie chce nikomu się pokazywać. Widok płaczącej w poduszkę córeczki okropnie łamie mi serce. To wspaniała, wrażliwa dziewczynka, która nie zasługuje na zło, które ją spotyka, która niczym na zasłużyła sobie na takie cierpienie… Walczę o nią z całych sił już od wielu lat, razem z Wami – naszymi aniołami. Przed Zoją jeden z najważniejszych etapów leczenia  – operacja LeFort III – najpoważniejsza, najbardziej skomplikowana, niosąca za sobą duże ryzyko. Na szali leży życie Zoi. Jej choroba sprawia, że mózg rośnie, a czaszka wciąż jest za mała! Jeśli nie zdążymy zebrać pół miliona na czas, stanie się najgorsze… Nie potrafię nawet tego napisać. Dlatego proszę Was, pomóżcie mi ratować jej życie! Poznaj historię Zoi Gdy byłam w ciąży, nigdy nie sądziłam, że moje dziecko urodzi się chore. Do rozwiązania wszystko było w porządku. Gdy Zoja przyszła na świat, lekarze powiedzieli mi, że urodziła się zdeformowana, że nie przeżyje. Przeżyłam tak silny szok, że wystąpiło wyparcie. Mówiłam, że to niemożliwe, że mają mi oddać moją zdrową córeczkę, że ją podmienili.  Nie miałam szans się przygotować, zupełnie nie wiedziałam, co robię i myślę. Gdy doszłam do siebie, poszłam w końcu zobaczyć Zoję. Wzięłam ją na ręce, położyłyśmy się przytulone. I tak już zostało — wybuchła miłość, której nie da się opisać! Wszystkiego musiałam się nauczyć, poznać ten trudny świat chorób, szpitali, operacji. Obiecałam córeczce, że mama zrobi wszystko, by była zdrowa i szczęśliwa. Zespół Aperta, choroba Zoi, jest nieuleczalna. Charakteryzuje się zarośnięciem szwów czaszkowych, asymetrią twarzy, rozszczepem podniebienia oraz zrośnięciem palców u dłoni i stóp. Najbardziej niebezpieczne jest jednak to, że osobom cierpiącym na tę chorobę nie rośnie czaszka. Mózg natomiast rozwija się, jak u zdrowych ludzi. Bez operacji zaczyna uciskać i powoli umierać. A wraz z nim moja Zoja… Wiedziałam, że nie mogę na to pozwolić! Szukałam pomocy i w końcu natrafiłam na klinikę w Dallas i dr Fearona. Tam rozpoczęłyśmy leczenie. Dzięki pomocy dobrych ludzi Zoja przeszła już kilka operacji m.in. twarzoczaszki, szczęki i żuchwy – to ochroniło ją przed bezdechem, utratą wzroku i słuchu. Powiększenie czaszki dało możliwość na dalszy rozwój mózgu, usprawnienie rączki i nóżki było potrzebne, by córeczka mogła samodzielnie się poruszać i posługiwać dłońmi. Przed nią jeszcze jedna operacja w Dallas, jak dotąd najbardziej skomplikowana na specjalnym dystraktorze, który będzie przyczepiony do jej głowy na prawie 2 miesiące! Gdy Zoja dojdzie do siebie, w kolejnym kroku zoperujemy też rozszczep podniebienia. Brakuje mi słów, by wyrazić moją wdzięczność za wszystko, co zrobiliście dla Zoi do tej pory – za pomoc finansową, słowa wsparcia, uśmiech i wiarę w to, że się uda! Ze wszystkich sił staram się być najlepszą mamą, uczyć Zoję, że piękno to wnętrze, żeby siebie akceptowała, była silna. Żeby nikt jej nie skrzywdził.  “To nie przeżyje” – mówili lekarze, gdy moja córeczka przyszła na świat. Zoja przeżyła i każdego dnia pokazuje im, jak bardzo się mylili. Dzisiaj, choć tak radosna i pełna energii, wciąż jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jej mózg rośnie, a czaszka nie! Musimy zrobić wszystko, by nie dopuścić do tragedii. Musimy rozpocząć kolejny etap leczenia.  Zoja znaczy życie. Błagam, pomóżcie mi walczyć, by życie Zoi mogło trwać jak najdłużej... Ania, mama niesamowitej córeczki Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową ➡️ Tutaj też możesz śledzić losy Zoi! 

207 931,00 zł ( 39,09% )
Brakuje: 323 984,00 zł
Anna Ciszewska
Pilne!
Anna Ciszewska , 39 lat

Tylko BŁYSKAWICZNA operacja ocali życie Ani!❗️

Mam na imię Ania. Właśnie skończyłam 39 lata i z pewnością nie jest to jeszcze moment na umieranie. Szczególnie kiedy ma  dwie dorastające corki do wychowania i mnóstwo planów na przyszłość. Niestety, 25 lutego  2023 r. wszystko się brutalnie zmieniło i w gruzach legło całe moje dotychczasowe życie, które w tej chwili zależy od ogromnych pieniędzy... Obudziłam się i nie byłam w stanie stanąć na nogi, potworne zawroty głowy, paraliż prawej części twarzy,  problem z chodzeniem. Byłam przerażona, jak nigdy w życiu. Nie wiedziałam, co się dzieje i co dalej ze mną będzie. Co będzie z moimi dziećmi. Po wizytach w szpitalu, po rozmowach z lekarzami dostałam skierowanie na MRI głowy, Angio oraz Tk  głowy. Diagnoza zwaliła mnie z nóg. Naczyniak jamisty w obrębie pnia mózgu. W Polsce nieoperacyjny... Droga farmakologiczna się skończyła!  Nie chciałam się poddać, dlatego dniami i nocami szukałam pomocy. Gdzie indziej, którą wreszcie udało się znaleźć w Hannoverze. Lekarze z tej niemieckiej kliniki podejmą się operacji, ale jej koszt i pobyt to około 400 tysięcy złotych, które muszę zebrać na wczoraj! Operację powinnam przejść już kilka miesięcy temu! To dlatego proszę o pomoc. To coś w mojej głowie daje straszne objawy, ciągle mam ogromne bóle głowy, zawroty głowy podwójne widzenie, problemy z koncentracją, coraz gorzej widzę na prawe oko, a to utrudnia wszystko.Nie mam zbyt wiele czasu, ale wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się zebrać całą kwotę. Jestem młoda, mam dwoje dzieci, dla których muszę żyć. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy miałoby mnie zabraknąć. Od ponad miesiąca  nie wstaje z łóżka, jestem bardzo słaba. Widzę, jak moje dzieci się boją i martwią. Strach, jaki przeżywam ja i moja rodzina jest nie do opisania. Błagam o pomoc! Wierzę, że wspólnymi siłami nam się uda... Ania –––––––––– LICYTACJE –> KLIK

187 899,00 zł ( 44,15% )
Brakuje: 237 632,00 zł
Kubuś Szczepanik
Pilne!
Kubuś Szczepanik , 4 latka

Ten RAK to zabójca dzieci❗️Kubuś walczy o życie - błagamy, uratuj naszego synka...

Kubuś, nasz malutki synek, mierzy się z śmiertelną chorobą - neuroblastomą IV stopnia! To jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów dziecięcych, który atakuje tylko malutkie dzieci, jakby specjalnie wybierał sobie najbardziej bezbronnych... Przed nami koszmar leczenia i walki o życie, przeciwnik jest zacięty i bezlitosny. Potrzebujemy pomocy, by ratować naszego synka! Koszmar przyszedł niespodziewanie, skradał się po cichu, gdy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy i nagle zaatakował w nasz najczulszy punkt, w nasze dziecko. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy – na oddziale onkologii, gdzie Kubuś, podpięty do kroplówki z chemią, walczy o życie... Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu brzucha. Jedna noc z bólem, potem druga… Po kolejnej takiej nocy zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę u lekarza, który wykonał USG. Diagnoza była krótka i kończąca nasz cały dotychczasowy świat - “duża zmiana nowotworowa”. Informacja, która ścięła nas z nóg – guz w brzuchu naszego małego synka ma 128×118x104mm. Był wielkości dwóch dużych pomarańczy! Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na oddział onkologii dziecięcej do szpitala w Warszawie, z nadzieją, że to jedna, wielka pomyłka... Tam wszystko działo się bardzo szybko. Kubuś miał wykonane kolejne badanie USG, tomografię komputerową, scyntografię, badanie szpiku i wiele innych. Diagnoza okazała się najgorszą z możliwych: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku. Jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych, bardzo agresywny, który charakteryzuje się wysoką śmiertelnością... Połowa cierpiących na niego dzieci umiera. Dodatkowo u Kubusia stwierdzono amplifikację genu n-MYC, co powoduje, że wróg, z którym się mierzymy, jest jeszcze groźniejszy... To, co się działo później, wie tylko rodzic, który przekroczył próg oddziału onkologicznego w walce o zdrowie i życie własnego dziecka. Był strach, płacz i rozpacz. Są z nami do dzisiaj. Na samą myśl o chorobie Kubusia, o tym, z czym on, taki malutki, musi się mierzyć, łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe, że z niewinnego bólu brzucha dziecka, które dzień wcześniej śmiało się i cieszyło życiem, świętowało urodziny swojej młodszej siostrzyczki, nagle trafiamy na oddział onkologii i walczymy o życie... Nadal nie możemy uwierzyć, że nas to spotkało. Dlaczego niewinne dzieci muszą przechodzić przez takie piekło...? Choroba diametralnie zmieniła jego i naszą rzeczywistość, zmieniając śmiech w ból, dziecięcy pokój w szpitalne łóżko, podwórko w korytarz na oddziale onkologicznym. Jedna nocka w szpitalu zamieniła się w kolejne - tak od 2 marca wygląda naszą codzienność i tak to będzie wyglądać wiele miesięcy. Leczenie potrwa minimum 1,5 roku... Przez ten czas piekło przechodzimy nie tylko my, ale również Lenka – młodsza siostra Kubusia, która jeszcze nie rozumie, dlaczego w domu nagle nie ma jej ukochanego braciszka, dlaczego tak rzadko widzi mamusię, która do tej pory zawsze była obok. Guz w brzuchu Kubusia jest tak duży, że wypełnia przestrzenie między narządami, przesuwając je i uciskając... Stąd problemy z apetytem, które miał synek, a następnie bóle brzucha. Ze względu na fazę choroby oraz rozmiar zmian nasz syn musi przejść przez każdy etap leczenia – pierwszym z nich jest chemioterapia. Tylko zmniejszenie i osłabienie guza daje możliwość jego operacyjnego usunięcia i przejście na kolejne etapy – wycięcie guza, mega chemioterapię, radioterapię, autoprzeszczep szpiku, immunoterapię... Nowotwór, który zaatakował naszego Kubusia, charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem nawrotu, a wtedy atakuje ze zdwojoną siłą. Przy wznowie szanse na życie maleją, dlatego nie możemy do niej dopuścić! Po zakończonym leczeniu w Polsce nadzieją na wygranie wojny i całkowity powrót do zdrowia jest nierefundowana szczepionka przeciwko neuroblastomie... Niestety podawana jest tylko w jednej klinice na świecie, w Nowym Jorku i nie jest refundowana. Zdrowie i życie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną kwotę pieniędzy. Nigdy nie sądziliśmy, że jako rodzice będziemy musieli prosić o pieniądze, żeby ratować życie naszego synka. Teraz wiemy, że rodzic jest w stanie zrobić wszystko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Kwota ta jest dla nas nieosiągalna. Wierzymy jednak, że wspólnie z Waszą pomocą, pomocą dobrych ludzi, uzbieramy środki na ocalenie życia naszego synka. Kubuś dzielnie znosi terapię, chociaż zmaga się nie tylko z efektami ubocznymi leczenia, ale także z tęsknotą oraz rozłąką z najbliższymi. Codziennie pyta o młodszą siostrę i dziadków, o to kiedy będzie mógł kąpać się w basenie, kiedy będzie mógł bawić się ze swoimi kuzynami i temat najważniejszy – kogo zaprosi i gdzie będzie obchodził swoje 5 urodziny. Na żadne z tych pytań nie potrafimy mu odpowiedzieć. Mamy nadzieję, że cały ten koszmar to tylko etap przejściowy, po którym wrócimy do domu i wymażemy go z pamięci. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujemy Waszego wsparcia, sami nie damy rady. Kochamy Cię, Kubusiu... Obiecujemy, że zrobimy dla Ciebie wszystko. Błagamy Was o pomoc w walce o życie naszego synka. Rodzice Kubusia ➡️ Śledź walkę Kubusia na Facebooku - Kubuś kontra neuroblastoma

381 924,00 zł ( 21,11% )
Brakuje: 1 426 587,00 zł
Eryk Mystek
Eryk Mystek , 11 lat

Eryk walczy o samodzielność i niezależność – POMÓŻ!

Eryk ma dopiero 11 lat, a już musi toczyć ciężkie zmagania z chorobą. Pomimo niepełnosprawności jest zawsze wesołym, energicznym dzieckiem. Na jego twarzy gości uśmiech, ale jak długo jeszcze będzie miał siłę do walki?  Eryk urodził się jako wcześniak w 37 tygodniu ciąży. W bardzo wczesnym dzieciństwie stwierdzono u niego przykurcze ścięgien Achillesa, przez co w 2019 roku przeszedł operację. Przez rok po zabiegu Eryk chodził prawidłowo na całych stopach. To był czas ogromnej radości. Synek cieszył się nowo uzyskaną sprawnością – w końcu mógł korzystać z dzieciństwa! Niestety, taki stan nie trwał długo. Eryk zaczął znowu chodzić na palcach i skarżył się na nocne bóle nóg. Pojawiły się też mocne bóle głowy, kilka razy w tygodniu. Co więcej, niepokoił nas niewielki wzrost i waga synka – mimo swojego wieku waży dopiero 23 kg i ma 128 cm wzrostu.  Długo szukaliśmy lekarza, który postawi odpowiednią diagnozę – jeździliśmy od szpitala do szpitala, wykonaliśmy mnóstwo specjalistycznych badań. W końcu znaleziono jedną z przyczyn problemów Eryka. Stwierdzono u niego wrodzoną, dość ciężką polineuropatię ruchowo-czuciową z przewagą zmian w kończynach dolnych. Nim udało nam się oswoić z nową rzeczywistością, pojawiły się kolejne przeszkody. Obecnie synek jest diagnozowany pod kątem choroby Charcota-Mariego-Tootha oraz zespołu Noonan w poradni genetycznej. Dni Eryka wypełniają badania i zajęcia wzmacniające sprawność. Syn wymaga stałej i długotrwałej rehabilitacji – tylko to może poprawić jakość jego życia. Specjaliści zalecili zakupienie maty medycznej, która pozwoli przywrócić prawidłowy przepływ krwi w organizmie. Niestety, jej cena jest bardzo wysoka – to ponad 25 tysięcy złotych. Koszty leczenia i rehabilitacji przekraczają nasze możliwości finansowe. Potrzeby synka rosną z roku na rok, a nas nie stać na pokrycie tak ogromnych wydatków. Dzięki ludziom dobrej woli życie Eryka może stać się lepsze. Bardzo prosimy o pomoc dla naszego syna. Każda wpłata, nawet najmniejsza, daje nam nadzieję, że choroba Eryka nie będzie postępować aż tak szybko. Rodzice

7 391,00 zł ( 13,89% )
Brakuje: 45 801,00 zł
Agnieszka Sieruta
Pilne!
20:34:47  do końca
Agnieszka Sieruta , 45 lat

❗️Muszę walczyć o swoje życie – dla siebie, dla syna❗️On tak bardzo mnie potrzebuje....

Muszę koniecznie kontynuować leczenie, aby powstrzymać lub spowolnić rozwój nowotworu. Immunoterapia jest dla mnie jedyną nadzieją i szansą! Bardzo Was proszę o dalsze wsparcie zbiórki: pomóżcie kontynuować moje leczenie i żyć jak najdłużej!  Dziękuję za Wasze dobre serce! To dzięki Wam zielony pasek wyszedł poza ramy i udało się zebrać ponad 100%! Nigdy nie sądziłam, że zdołam uzbierać ponad 150 tysięcy złotych! Sprawiliście, że mogłam opłacić moje leczenie... Zawsze będę Wam za to wdzięczna, jednak to nie koniec mojej walki o życie i zdrowie... Moja historia:  Wszystko zaczęło się ponad 3 lata temu. Postawiono diagnozę nowotworu złośliwego piersi z rozległymi przerzutami do płuc, kości, kręgosłupa! Trudno jest przyjąć taką informację, a jeszcze trudniej usłyszeć: „W Polsce Pani nie pomożemy, na chemię jest już za późno”. Pojawiła się rozpacz, żal i pytanie: „Dlaczego? Co z moim dzieckiem?”. Po wszystkich trudnych emocjach przyszła siła walki i pragnienie uzyskania pomocy za granicą. Pojawiła się szansa na leczenie w Niemczech. Postanowiłam założyć zbiórkę, a Wy okazaliście mi wielką pomoc! Dzięki Waszemu wsparciu w ubiegłym roku rozpocząłem leczenie w klinice w Niemczech. Terapia rozpoczęła się od zabiegu leukoferezy, podczas której wyodrębniono z mojej krwi leukocyty T.  Z leukocytów T oraz z wycinków mojego nowotworu wyhodowano szczepionkę zawierającą komórki dendrytyczne. Podczas terapii otrzymywałam również leki przygotowujące organizm do przyjęcia właściwej szczepionki oraz odpowiednie kroplówki. Metoda polega na serii zastrzyków komórek dendrytycznych, które po wprowadzeniu w postaci szczepionki pod skórę, poszukują i niszczą komórki nowotworowe. Terapia ta jest niezwykle skutecznie i niestety niezwykle droga… W tej chwili jestem po dwóch dawkach. Dwie serie kuracji zniosłam w miarę dobrze. Jedynymi skutkami ubocznymi, jakie odczułam, to osłabienie, zmęczenie i objawy grypopodobne. Dlatego w tym roku pragnę kontynuować leczenie. Na ten moment podpisałam umowę na 4 szczepienia… Za kilka dni odbiorę wyniki badań: tomografii płuc, rezonansu brzucha i scyntygrafii kości. W dniach 5-6 marca czeka mnie kolejny wyjazd do Kliniki w Niemczech i kolejna dawka leku, a za kolejne cztery tygodnie następna szczepionka. Po konsultacji z lekarzem wiem już, że muszę kontynuować leczenie przez kolejne miesiące, a może nawet i cały rok. Ponadto od momentu wystąpienia przerzutów tj. od 2021 roku otrzymuję leczenie alternatywne: dodatkowe leki, suplementy, zastrzyki oraz kroplówki. Dziś już wiem, że leczenie zapowiada się długie i bardzo kosztowne... Jedna szczepionka to jednorazowy koszt około 35. tysięcy złotych, cena jednego turnusu to około 15 tysięcy!  W skali roku czyni to ogromną kwotę! Na taki koszt nie stać ani mnie, ani najbliższej rodziny.  Nie jestem w stanie zaplanować kolejnych dni, przewidzieć, jaka przyszłość czeka naszą rodzinę. Wiem jednak, że każda podarowana złotówka da mi możliwość walki z nowotworem! Dlatego proszę, pomóżcie mi. Tak bardzo chcę żyć, patrzeć jak dorasta mój Syn… Agnieszka ➡️ Licytuj i pomóż Agnieszce!

102 582,00 zł ( 24,72% )
Brakuje: 312 312,00 zł
Szymon Laszko
Pilne!
Szymon Laszko , 9 lat

Rak kości zabiera mi synka❗️Z oddziału onkologii ja - tata - krzyczę o ratunek...

BARDZO PILNE! Mój synek walczy z RAKIEM! Kiedy blisko 9 lat temu przyszedł na świat, zrozumiałem, czym jest sens życia... Zrobiłbym dla niego wszystko. Oddałbym swoje życie, żeby jego mogło trwać... Nie sądziłem, że czeka go coś innego niż szczęśliwa przyszłość. W najgorszych koszmarach nie przypuszczałem, że moje dziecko zachoruje na RAKA, a ja będę musiał prosić o pomoc, by ratować jego życie... Szymon urodził się 23 czerwca 2014 roku, sprawiając mi najpiękniejszy prezent na Dzień Ojca. Kiedy wziąłem go w ramiona, takiego kruchego i bezbronnego, wiedziałem, że mam kogoś, dla którego warto codziennie wstawać rano... Kogoś, kogo będę kochać i kto będzie kochać mnie już zawsze. Wszystko, co robię od czasu jego narodzin, robię dla niego. Synek rósł jak na drożdżach, okazał się pogodnym, energicznym dzieckiem, które z uśmiechem wita każdy dzień. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, co nas czeka - koszmar raka, onkologia i walka o życie - zaśmiałbym się w głos, po prostu bym nie uwierzył... W listopadzie 2022 roku Szymka zaczęła boleć lewa nóżka. Myślałem, że po prostu gdzieś się uderzył albo nadwyrężył ją podczas gry w piłkę... Ból jednak nie ustępował. Pewnego grudniowego dnia obudził się i zaczął kuleć. Umówiliśmy go z żoną do lekarza. Myślałem, że wyjdziemy z gabinetu z receptą i w przeciągu kilku dni stan syna się poprawi, tak się jednak nie stało. Lekarze długo nie mogli zdiagnozować syna. Kazali nam zrobić kolejne badania... Potem kolejne. Stawiali różne diagnozy... Najpierw myśleli, że to choroba Perthesa, martwica kości, potem, że to zapalenie kości i szpiku... Lekarze wciąż nie mogli znaleźć odpowiedzi, a stan Szymona pogarszał się, synek przestał chodzić i bardzo, bardzo cierpiał... Gdy padło podejrzenie nowotworu, zdesperowany i bezsilny, wyjechałem z synkiem do szpitala w Izraelu... Wiedziałem, że tam, w najlepszym ośrodku, leczy się sporo dzieci chorych onkologicznie. Miałem ogromną nadzieję, że Szymek nie będzie jednym z nich... Niestety, po zrobieniu biopsji lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści. Kostniakomięsak, osteosarcoma, nowotwór złośliwy kości - usłyszałem i zawalił mi się świat...  Ból, który czuję na myśl, że mój syn ma raka, jest nie do opisania... Na dodatek okazało się, że przez długie szukanie diagnozy nowotwór rozprzestrzenił się i dał przerzuty do płuc! Nasze życie wypełnił zapach chemii i szpitala... Patrzę na łysą główkę mojego synka i ze strachu niemal nie mogę oddychać. Czy wygramy tę walkę? Na raka umiera tyle dzieci... Czy Szymek ocaleje, czy będzie wśród nich? Synek jest już po jednej operacji usunięcia guza z prawego płuca i 3 kursach chemioterapii... Patrzenie, jak twoje dziecko jest podłączone do kroplówki z chemią, jest trudne. Nie obywa się bez skutków ubocznych. Tęsknota za zwykłym życiem to kolejne oblicze nowotworu. I strach... Za leczenie musimy płacić ogromne pieniądze. Sprzedaliśmy już dom... Sprzedam wszystko, byle tylko on żył! Zrobię wszystko, pójdę wszędzie... Dlatego jestem tu i błagam o ratunek. Synek w trakcie 4. kursu chemioterapii, szykuje się też do operacji na biodrze - czeka go usunięcie kości i wstawienie implantu. Szymek nie zostanie już piłkarzem, ale to nieważne - dla mnie najważniejsze jest, by żył! Potem planuje się jeszcze 8 kursów chemioterapii. Lekarze będą się zastanawiać, co z lewym płucem (na nich też są przerzuty), kiedy będzie dobry czas na kolejną operację. Synek jest w gipsie, nie chodzi, mama wozi go na wózku. Są w Izraelu sami... Przed nimi jeszcze kolejne miesiące walki o życie. Wszystkie pieniądze poszły na operację i na dotychczasowe leczenie synka, środki powoli się kończą, a musimy zapłacić za dalsze leczenie. Wiem, że bez pomocy nie damy rady. Proszę Cię, błagam, jak tylko może błagać zrozpaczony ojciec - pomóż nam! Daj mojemu synkowi szansę na ratunek... Michał Laszko - tata Szymonka

1 007 936,00 zł ( 65,69% )
Brakuje: 526 222,00 zł
Filip Szajba
Pilne!
Filip Szajba , 10 lat

Mamy czas do czerwca, by uratować Filipka❗️Bez operacji główki grozi mu ŚMIERĆ, pomocy!

PILNE! Dostaliśmy informację ze szpitala w Dallas, że operacja Filipka została wyznaczona na 18 czerwca! To oznacza, że mamy bardzo mało czasu, żeby uzbierać ogromną kwotę pieniędzy, od którego zależy dalsze życie naszego synka! Będzie to bardzo trudna i mocno obciążająca operacja. Filipek jednak potrzebuje jej, żeby dalej się rozwijać, inaczej jego życie będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Po raz kolejny musimy prosić o ratunek dla naszego synka! Kiedy Filipek przyszedł na świat, poznaliśmy, czym jest ogromna miłość i bezgraniczne zaufanie płynące prosto z jego oczu. Emocje, które towarzyszyły jego narodzinom, nie zniknęły nawet wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że synek jest chory. Na początku nikt nie wiedział, co dolega synkowi - lekarze byli tylko w szoku, że maleństwo ma zrośnięte paluszki. Jedynie pediatra podejrzewał, że Filipek ma zespół Aperta. Później okazało się, że niestety miała rację. W naszym kraju nie ma szpitali specjalizujących się w całościowym leczeniu zespołu Aperta – bardzo rzadkiego zespołu genetycznego, na który cierpi Filipek. Po omacku oswajaliśmy się z tym, co spotkało naszego synka. W Polsce rocznie rodzi się zaledwie kilkoro dzieci z tą wadą. Wszystkiemu winne są 2 geny, które spowodowały, że paluszki u rąk i u nóg Filipka były całkowicie zrośnięte, a główka zniekształcona... Ratunek dla takich dzieci jak nasz Filipek jest za oceanem, w USA. Tam w klinice w Dallas operuje największy autorytet, najlepszy na świecie specjalista od leczenia zespołu Aperta – dr Jeffrey Fearon. Największym zagrożeniem dla takich dzieci jest to, że mózg Filipka rośnie, ale czaszka nie. Trzeba ją poszerzać operacyjnie, w przeciwnym razie dojdzie do nieodwracalnego uszkodzenia mózgu i upośledzenia! Dr Jeffrey Fearon dokonał w życiu synka już jednego cudu – powiększył czaszkę o 2,5 cm, aby mózg miał miejsce na rośnięcie. Następnie rozdzielił paluszki dłoni i stóp, dzięki czemu dziś Filipek może normalnie funkcjonować. Niestety, po kilku latach przyszedł czas na kolejne operacje.  Teraz przed Filipkiem ostatnia operacja czaszki – Le Fort III, którą także przejdzie w klinice Craniofacial Center w Dallas w USA. Będzie ona najtrudniejsza i najbardziej obciążająca dla naszego synka... Operacja ma nie tylko poprawić jego wygląd, ale przede wszystkim przywrócić prawidłowy tor oddychania. Zmniejszyć ryzyko bezdechów, z którymi Filipek codziennie zmaga się w nocy, przez co sen nie przynosi mu ukojenia... Inaczej może dojść do ciężkich zagrożeń oddychania. Doprowadzi też do prawidłowego ustawienia żuchwy i zabezpieczy wzrok synka. Operacja będzie bardzo trudna, w jej trakcie zostanie założony zewnętrzny dystraktor, przymocowany śrubami do kości czaszki oraz do podniebienia górnego. Filipek będzie musiał go nosić przez 7 tygodni! Dystraktor codziennie będzie rozkręcany w celu wysunięcia twarzoczaszki do przodu. Następnie zostanie zdjęty operacyjnie. Potem syna czeka karmienie przez sondę oraz przyjmowanie wyłącznie płynnych pokarmów. Wiemy, że będzie bardzo dużo bólu, trudu i cierpienia, jednak operacja ta sprawi, że Filip będzie mógł rozwijać się dalej zdrowo i bezpiecznie! Lekarze zakładali, że Filipek może nie będzie chodzić. A on teraz nie chodzi, tylko biega. Twierdzili, że nie będzie mówił. A on chodzi do zwykłej szkoły i gada coraz więcej i więcej. Mówili, że nie będzie uprawiał sportu, a Filip jakby na przekór uczy się jeździć na łyżwach i gra z tatą w piłkę. Nic nie jest w stanie go zatrzymać! Wszystkiego chce spróbować! Oczywiście nie wszystko przychodzi mu łatwo, na sukcesy nieraz musi popracować ciężej i dłużej niż rówieśnicy,  ćwiczenia i rehabilitacja to jego codzienność, ale Filip podchodzi do wszystkiego z uśmiechem na twarzy. Nie odpuszcza, dla niego niemożliwe nie istnieje. Aby jednak tak było dalej, musi przejść operację. Czasu zostało już naprawdę niewiele, bo do 18 czerwca! Koszt Le Fort III jest ogromny - w przeliczeniu na złotówki to ponad 400 tysięcy! Sami nie damy rady nigdy zdobyć takiej kwoty. Nasz synek nigdy nie będzie taki jak inne dzieci. Zawsze będzie zmagał się z poważną chorobą, zawsze w ocenie nieznajomych będzie „inny”. Ale dla nas zawsze będzie najdzielniejszym wojownikiem. Małym człowiekiem z wielkimi marzeniami, o które warto walczyć.  Jest szczęśliwy, uśmiechnięty i radosny, jakby na przekór wszystkiemu! Nic nie jest w stanie go zatrzymać, a zespół Aperta, choć czasem utrudnia mu wykonywanie niektórych czynności, nie definiuje go. Codziennie zdobywa kolejne szczyty, a my razem z nim. Pomóżcie nam, proszę, by tak było już zawsze... Dajcie Filipkowi szansę na ratunek. Joanna i Jakub, rodzice Filipka

34 530,00 zł ( 32,45% )
Brakuje: 71 853,00 zł
Sena Bilir
Pilne!
9 dni do końca
Sena Bilir , 13 miesięcy

Jej czas się kończy❗️Błagam o RATUNEK❗️

Kiedy po narodzinach jedynej córeczki cieszyliśmy się rodzicielstwem, nasze życie drastycznie zmieniła jedna rozmowa telefoniczna. Dowiedzieliśmy się, że wynik badania krwi Seny był pozytywny. Gdy miała zaledwie 9 dni, zdiagnozowano u niej SMA typu 1. Choroba śmiertelna i postępująca. Wszystkie nasze marzenia nagle utonęły w smutku. Jak mamy opisać ból świadomości, że nasza córeczka po prostu rozpłynie się na naszych oczach i że każda mijająca sekunda działa na naszą niekorzyść?  Nasza Sena została skazana na życie w bólu. Nie może siedzieć, przewracać się… A my nie możemy zrobić nic? Tylko płakać i patrzeć jak nasza córeczka cierpi? Na tę chorobę jest lek i chcemy walczyć do końca o życie Seny. Jest dla nas wszystkim, jej uśmiech rozświetla każdy dzień i daje siłę do działania. Dlatego dziś prosimy ludzi dobrego serca o pomoc, o jakiekolwiek wsparcie.  Robimy, co możemy, staramy się nagłośnić naszą sytuację i prosić o pomoc gdzie tylko się da, ale często odbijamy się od ściany. Bo jak zebrać tak ogromną kwotę na leczenie, kiedy utrzymujemy się zaledwie z jednej pensji, a wokół jest tyle spraw i tragedii? Prowadzimy również zbiórkę w Turcji, ale zdecydowaliśmy się szukać pomocy również w Polsce. Chcemy tylko zebrać wystarczająco środków, by kupić lek dla naszej córeczki. To dla nas bardzo ważne… Nie. To nasza jedyna szansa. Marzymy, aby nasze maleństwo, które ma teraz 7 miesięcy, rozwijało się jak jej rówieśnicy, a kiedy nadejdzie czas, biegało i bawiło się. Proszę, nie zostawiaj nas samych... Sena potrzebuje naszej pomocy. Rodzice ➡️ Licytacje dla Seny ➡️ Razem dla Seny ➡️ Instagram HelpSena ➡️ X RazemdlaSeny➡️ TikTok

105 755,00 zł ( 3,27% )
Brakuje: 3 122 890,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki