Bez operacji serce Zosi się zatrzyma. Błagamy o ratunek❗

ratująca życie operacja serca w Munster
Zakończenie: 9 Stycznia 2019
Rezultat zbiórki
Dnia 4 marca 2020 r. w Klinice Uniwersyteckiej w Munster, w Niemczech Zosia przeszła swoją długo wyczekiwaną operację serduszka. Przed godz. 8 rano odprowadziliśmy naszą córeczkę na blok operacyjny. Mogliśmy być z nią, trzymać ją za rączkę i śpiewać jej ulubioną piosenkę, dopóki nie zasnęła. Operacja trwała 6h. To były najdłuższe godziny w naszym życiu, ale wiedzieliśmy, że oddajemy naszą córkę w najlepsze ręce Pana Profesora. Przed godz. 15 Zosia wróciła z NAPRAWIONYM SERDUSZKIEM.
Profesor Edward Malec wraz z całym zespołem dokonali CUDU. Operacja przebiegła zgodnie z planem i bez komplikacji. Zosia wyjechała z sali operacyjnej na własnym oddechu. Wykonano całkowitą korektę wady. Po dwóch dniach spędzonych na Intensywnej Terapii Zosia powróciła na oddział kardiologii i tam dochodziła do pełni sił. Po 17 dniach spędzonych w Klinice dostaliśmy wypis i mogliśmy wrócić do Polski.
Jeszcze raz dziękujemy wszystkim Darczyńcom o wielkich i otwartych sercach, dzięki, którym mogliśmy zaprowadzić Zosię w miejsce, w którym każdego dnia dzieją się CUDA! !!
To także Wasza pomoc sprawiła, że chore serce Zosi nadal bije, a nasza córeczka może cieszyć się dzieciństwem w otoczeniu najbliższych.
Z wyrazami wdzięczności
Katarzyna i Andrzej – rodzice Zosi
Opis zbiórki
Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, jak bardzo kochamy naszą córeczkę Zosię i jak bardzo boimy się, żeby jej nie stracić. Wystarczy chwila dłuższej zabawy, by paluszki i usta Zosi zrobiły się sine, jej oddech ciężki, a mała buzia blada. Ze względu na problemy z oddychaniem podczas wysiłku, nie zmuszamy Zosi do chodzenia. Również teraz niejednokrotnie nosimy ją na rękach, gdyż po przejściu zaledwie kilku metrów ma zadyszkę. Zosi serduszko słabnie z każdym dniem i potrzebuje operacji. Nie chcemy nawet myśleć, co się może wydarzyć, jeśli do niej nie dojdzie w najbliższym czasie...
Błagamy, pomóż nam i uratuj życie naszej córeczki! Jak dla każdej mamy spodziewającej się pierwszego dziecka, nieważne było, czy nosiłam pod swoim sercem chłopca, czy dziewczynkę. Marzyłam tylko o jednym, żeby dziecko było zdrowe! Jednak nasza radość i szczęście trwały zaledwie 22 tygodnie. W 18 tyg. dowiedzieliśmy się, że będzie to córeczka. Potem nasz świat runął w ciągu kilku sekund. Podczas badania połówkowego w 23 tyg. ciąży lekarz długo w ciszy przyglądał się naszemu maleństwu. Po chwili milczenia z jego ust padło pytanie – Czy ktoś w Państwa rodzinie ma wadę serca? W tym momencie nogi nam się ugięły. Lekarz oznajmił nam: Nie mam dla Państwa dobrych wiadomości. Państwa córeczka ma wrodzoną, ciężką i złożoną wadę serca. Po urodzeniu będzie musiała przejść co najmniej trzy operacje na otwartym sercu. Wada, z jaką Państwa córeczka się urodzi, to prawdopodobnie: Atrezja tętnicy płucnej. Wszystko okaże się po urodzeniu.
Mieliśmy jednak szczęście w nieszczęściu, ponieważ szybka i trafna diagnoza została postawiona przed porodem, za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni panu doktorowi. Tydzień później trafiliśmy do Poznania na szczegółowe echo serca płodu. Diagnoza się potwierdziła. Atrezja tętnicy płucnej z ubytkiem przegrody międzyprzedsionkowej oraz naczyniami krążenia obocznego Mapcas. Brak pnia płucnego i tętnic płucnych - naczyń krwionośnych odpowiedzialnych za dotlenienie organizmu. Organizm Zosi wytworzył nieprawidłowe gałęzie krążenia obocznego, które choć zaopatrują organizm w tlen, to jednak nie rosną wraz z nią. Dopadło nas wówczas przerażenie.
Co dalej z naszą córeczką?! Wiedzieliśmy, że musimy zrobić wszystko, żeby zapewnić jej jak najlepsze życie, mimo że będzie ono bardzo trudne i pełne lęku. Na dalszy plan zeszła wyprawka czy pokoik, a zamiast wybierać wózek dla Zosi, musieliśmy wybrać szpital, w którym przyjdzie na świat. Zosia urodziła się 9 października 2015 roku w Ginekologiczno–Położniczym Szpitalu Klinicznym przy ulicy Polnej w Poznaniu. Żeby nie obciążać jej chorego serduszka podczas porodu, lekarze podjęli decyzję o wykonaniu cesarskiego cięcia. Zosia pojawiła się na świecie o godz. 8:19. Chociaż byłam jej mamą, nie mogłam jej zobaczyć, dotknąć, przytulić. Została od razu zabrana przez lekarzy i przewieziona do innego szpitala.
Natychmiast podłączono Zosi lek o nazwie Prostin, aby utrzymać ją przy życiu do czasu operacji. Zostałam sama na ul. Polnej… Kiedy inne matki mogły przytulać i karmić swoje maleństwa, moje myśli były z Zosią przy jej łóżeczku, lecz tak daleko ode mnie. Pierwszy raz zobaczyłam córeczkę po wypisaniu mnie ze szpitala. Zosia miała wtedy trzy dni i ważyła 2,8 kg. Leżała podłączona pod monitor, który pokazywał jej parametry życiowe. W maleńkiej rączce i nóżce był wkuty wenflon, w nosku miała sondę do podawania mleczka, gdyż nie miała siły, żeby pić z butelki.
Po tygodniu dostaliśmy do podpisania zgodę na pierwszą operację. Dzień przed nią poprosiliśmy kapelana szpitalnego o chrzest. Pokój był ciemny, w nim trzy łóżeczka, a w jednym z nich nasza malutka bezbronna kruszynka, która nie zdawała sobie sprawy z tego, jaką będzie musiała stoczyć walkę na następny dzień. Pierwszy ważny sakrament przyjęty przez Zosię, pierwsza ważna uroczystość w jej życiu miała miejsce właśnie tam… w murach szpitala przy obecności samych rodziców. Dzień 21 października był jednym z najtrudniejszych dni w naszym życiu. O godz. 8:00 nasza córeczka przeszła pierwszą ratującą życie operację na otwartym sercu w krążeniu pozaustrojowym i głębokiej hipotermii, która trwała 6 godzin. Były to najdłuższe godziny w życiu naszym i całej naszej rodziny... Ból i płynące łzy uniemożliwiały nam oddychanie. Tak bardzo baliśmy się, że to może ostatni raz widzimy naszą Zosię, że nasze dziecko już do nas nie wróci. Podczas operacji zostało wykonane zespolenie systemowo–płucne.
Jedyne informacje, jakie nam przekazano po operacji to takie, że się powiodła. Nasza kochana Zosieńka została przekazana na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii, gdzie spędziła 10 dni. Otwarta klatka piersiowa, respirator, dreny, rurki, kable, pompy, strzykawki, piszczący co jakiś czas alarm kardiomonitora i obrzęk pooperacyjny… To nie jest widok, o którym marzy rodzic, patrząc na swoje dzieciątko. Mogliśmy być z nią jedynie trzy razy dziennie po 15 min. Często zabraniano nam nawet chwycić ją za rączkę, czy pogłaskać po główce.
Dni upływały bardzo powoli pod znakiem bezradności lekarzy, zapewniających jedynie, że potrzeba czasu, a jedyne „dobre” słowa to: „Jest ciężko, ale stabilnie”. Nasza kochana Zosieńka, nasz rodzinny skarb, stopniowo z każdym dniem nabierała sił. Pokazywała jaką ma siłę do walki. Po 10 dniach z oddziału intensywnej terapii została przeniesiona na oddział kardiologii, a po 1,5 miesiąca wróciliśmy do domu. Wiedzieliśmy jednak, że to nie koniec walki o jej życie, ale dopiero początek! Życie z wadą serca przypomina życie z tykające bombą – wiesz, że w każdej chwili dziecku grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Wiemy, że pierwsza operacja była tylko ratującą życie naszej córki. Była zrobiona perfekcyjnie przez zespół poznańskich lekarzy. Mówiono nam, że zespolenie wystarczy Zosi na zaledwie 6 miesięcy…
Dzisiaj Zosia ma 2 latka i 10 miesięcy. Każdy następny dzień to dzień pełen lęku, czy zespolenie wytrzyma. Tak naprawdę wada serduszka cały czas jest nieskorygowana. Żaden ośrodek w Polsce nie chce podjąć się całkowitej, jednoetapowej korekty wady. Postanowiliśmy skonsultować naszą córeczkę z profesorem Edwardem Malcem – kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Klinice Uniwersyteckiej w Munster, w Niemczech. Profesor dał nam nadzieję, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby dać Zosi szczęśliwe i spokojne dzieciństwo. Zosia otrzymała już kwalifikację do cewnikowania serca i operacji. Jaka to będzie operacja, dowiemy się dopiero tam - w Niemczech. Dziś życie Zosi zależy głównie od czasu i pieniędzy. Sen z powiek spędza nam jednak cena operacji. 37 tysięcy euro – tyle kosztuje życie naszej córki, tyle kosztuje jej serce…
Gdy jest się rodzicem śmiertelnie chorego dziecka, najgorsza jest bezradność. Teraz jednak możemy coś zrobić – dać Zosi największą szansę na życie! Miłość dziecka jest najszczersza ze wszystkich odmian miłości! To właśnie taką miłością obdarza nas nasza ukochana Zosia. Dla niej żyjemy… Zosieńka jest dla nas wszystkim! Naszym skarbem! Operacja musi odbyć się do końca 2018 roku. Mamy więc tylko kilka miesięcy, by zebrać pieniądze. Prosimy o pomoc, aby nasza córeczka mogła żyć! Kolejnej szansy już nie dostaniemy!