Poczuć ziemię pod nogami

zakup ortez, turnus rehabilitacyjny
Zakończenie: 10 Maja 2019
Opis zbiórki
Upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Ogromna radość i prawie tylko ona. To będą bliźniaki, chłopiec i dziewczyna. Czy mogło mnie spotkać w życiu coś lepszego? Już wiem, że nie, mimo wszystkich przeciwności, jakie los rzucił nam pod nogi…
Był dopiero początek czerwca, wiedziałam, że aby moje dzieci były bezpieczne, ciąża nie może zakończyć się dwa miesiące za wcześnie. Tylko będąc pod moim sercem, czułam, że są bezpieczne. Zdawałam sobie sprawę, że ciąża mnoga nie potrwa tak długo, jak ta pojedyncza, ale nie myślałam, że skończy się aż tak szybko… Przez cały okres oczekiwania miewałam bóle brzucha, krwawienia, pobyty w szpitalu były naprawdę częste. Powoli byłam przygotowywana na wcześniejszy poród, głęboko wierząc w to, że mimo wszystko, zakończenie naszej historii będzie szczęśliwe.
Odklejające się łożysko spowodowało, że w 30 tygodniu ciąży, dokładnie 13 czerwca 2014 roku trafiłam na stół operacyjny, by przez cesarskie cięcie moje dzieci mogły przyjść na świat. Tyle emocji mi wtedy towarzyszyło, tych bardzo dobrych, szczęśliwych, ale i też tych związanych ze strachem i smutkiem. Koszmarny lęk, czy przeżyją, a jeśli tak, to czy będą zdrowe?
Martusia i Wojtuś – moje ukochane dzieci w momencie przyjścia na świat ważyły trochę więcej niż torebka cukru, obydwoje spędzili ponad 30 dni w inkubatorze. Wojtek nie miał tyle szczęścia, co jego siostra. W szpitalu spędził znacznie więcej czasu, walcząc o życie. Przyszedł taki dzień, kiedy lekarze dali mi synka na ręce, tylko po to, bym się z nim pożegnała. Moje serce pękało z rozpaczy, łzy kapały po policzkach. Nie chciałam wierzyć w to, że to może być koniec. Każda minuta czekania, by usłyszeć, że jest lepiej, wydawała się wiecznością…
Wojtek żyje, dziś ma ponad cztery latka i wraz ze swoją siostrą, która jest dla niego ogromną motywacją, chodzi do przedszkola. Ma bardzo duże problemy z chodzeniem, tak naprawdę jest jedynym dzieckiem w grupie, które głównie raczkuje, bo kroczki może stawiać tylko przy pomocy balkonika. Od Martusi jest też niższy o całe 8 centymetrów. Wojtek jest po wylewie krwi do mózgu IV stopnia, w wyniku czego ma wodogłowie pokrwotoczne. Ma wszczepioną zastawkę komorowo-otrzewniową. Jest po laseroterapii, czyli przyklejeniu siatkówki oka, po licznych transfuzjach krwi. Diagnoza lekarska to mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe.
Nie jestem w stanie sama wraz z mężem pomóc naszemu kochanemu synkowi. Robimy wszystko, co możemy, by zapewnić mu jak najlepsze warunki do rozwoju, lecz bez pieniędzy możemy mu jedynie zapewnić ogrom miłości i wsparcie w trudnych chwilach. Potrzebujemy Waszej pomocy, by Wojtuś mógł się rehabilitować, by mógł otrzymać ortezy. Tylko dzięki temu ma szansę samodzielnie chodzić, bez bólu! Proszę, pomóż!
Mama Wojtka