Jeśli umrę, skrzywdzę ją najbardziej. Pomóżcie mi kupić czas z moją córeczką

lek ratujący zycie
Zakończenie: 30 Grudnia 2019
Opis zbiórki
Walczę o życie z rakiem – to najbardziej zażarta walka w moim życiu i o to życie się toczy. Co 3 tygodnie dawka leku drogiego jak złoto, cennego jak złoto, jedynego, jaki może mnie jeszcze utrzymać przy życiu. Głowa pełna zmartwień, bo co 3 tygodnie mierzę się z całym światem, z ceną leczenia, z pytaniem mojej córeczki, kiedy wrócę… Co 3 tygodnie walczę z całym światem, ze sobą. Co 3 tygodnie wracam do domu z kartką w ręce. Na tej kartce jest wektor choroby – progres, czyli załamanie i regres – największe szczęście. Kiedy wracam, one często śpią. Otwieram drzwi, zdejmuje kurtkę, siadam na kanapie i układam myśli.
Rano pierwsza wstanie moja córeczka, przybiegnie i zapyta, czy wygrywam. Bez względu na wynik muszę odpowiedzieć jej tak, żeby się nie bała.
To wkurza mnie najbardziej – czuję siłę, czuję, że mogę chronić moją rodzinę przed całym światem, a nie umiem ochronić jej przede mną samym. Kiedy dowiedziałem się, że umieram na raka, miałem 25 lat, kochającą żonę i małe dziecko. Wszyscy wpatrzeni we mnie – głowę rodziny, która w kilka dni stała się najsłabszym ogniwem.
Lekarze nie chcieli odpuścić sobie mojego życia. Mi wtedy było wszystko obojętne. Może dlatego, że cios przyszedł tak szybko, może dlatego, że miałem plany?
Kiedy człowiek dowiaduje się, że ma raka, wszystkie plany leżą. Te odległe wakacyjne, te życiowe decyzje, perspektywy, a nawet te maleńkie, dotyczące jutrzejszych zakupów. Wszystko się kończy w mgnieniu oka. Nie miałem ochoty żyć na warunkach, jakie stawia rak. Chciałem móc obiecać córce, że pójdziemy na rower…
Wyrok w zawieszeniu i najgorszy na świecie organ wydający – rak, choroba, która pozwala żyć do momentu, kiedy się nie rozmyśli…
Dzięki nim dostałem się do eksperymentalnego programu leczenia nowotworu chemią o nazwie Herceptyna sponsorowanego przez szwajcarską firmę farmaceutyczną... Leczenie nie gwarantowało mi w 100% wyleczenia, ale dawało szanse, a ja chciałem skorzystać z każdej, jaką mi podaruje los. 5 razy wygrałem z chorobą, ale za szóstym razem progres i katastrofa. Wyeliminowano mnie z programu. Zaraz po tym okazało się, że lek jednak działa... Muszę leczyć się dalej, muszę postawić się chorobie!
Wreszcie jest lepiej, wreszcie coś działa na tego okropnego raka! Pieniądze, jakie muszę płacić co 3 tygodnie to blisko 10 tys. zł. Zbyt dużo, by zebrać te pieniądze samodzielnie.
Zastanawiałem się, czy moje życie warte jest fortunę. Potem spojrzałem na córkę – dla niej moje życie jest bezcenne. Nauczyłem się myśleć o sobie tak jak ona o mnie myśli. Wiem, że moje życie to część jej życia – muszę spróbować. Ne mam czasu, bo guz jest wielki, bardzo agresywny. Guz nowotworowy, który uwił sobie gniazdo między ścianami przełyku. Wielki guz, który zniszczył żołądek, wdarł się do przełyku i zajął węzły chłonne.
Chwytałem się każdej nadziei, a teraz ona została mi wyszarpana. Ludzie, którzy widzieli tę szansę dla mnie, nie poddawali się. Tak trafiłem do Centrum Onkologii w Krakowie. Dzięki mojej Pani doktor i jej determinacji otrzymałem cztery dawki herceptyny w ramach darowizny. I jak szybko zapłonęło, tak szybko zgasło. Firma farmaceutyczna wycofała się z darowizny, bo przez to NFZ nie wpisuje jej leków na listę leków refundowanych. A bez tego leku nie mam szans na życie. Tyle razy ile ja, nikt nie stracił szansy. Jestem ciężko chory na raka, z którym nie dam rady wygrać, jeśli leczenie nie dojdzie do skutku. Mam córeczkę, której tak bardzo nie chce zostawiać. Chcę żyć, ale jeśli mi nie pomożecie, umrę. Lekcja pokory, którą dostałem, przewartościowała moje życie. Chcę nadal uczestniczyć w życiu mojej najukochańszej córeczki, nie tylko dla niej, ale i dla siebie.
Nie mam już pieniędzy na kolejne cykle, teraz nie śpię po nocach, bo żal mi rezygnować z życia przez pieniądze. Chciałbym spróbować wygrać, chciałbym być bohaterem dla Wiktorii, ale bez Was nie dam rady, dlatego proszę Was o pomoc. Mam z córką jedno, wspólne marzenie – proszę, pomóżcie nam je spełnić.
Tomek