Nasza mamusia umiera. Prosimy, pomóżcie...

Lek ostatniej szansy - nivolumab
Zakończenie: 13 Listopada 2017
Opis zbiórki
Oddałbym wszystko, żeby Karina wyzdrowiała. Tymczasem nie mogę zrobić nic… Widzę, jak moją ukochaną żonę, mamę naszych dzieci, wyniszcza rak i moje serce rozlatuje się na kawałki. Ale widzę też jej upór, że mimo wszystko walczy i wiem, że nie podda się do samego końca. Więc ja też się nie mogę poddać, zwłaszcza teraz, gdy jest światełko w tunelu. Lekarze dali ostatnią nadzieję - lek nivolumab. Karina powinna jak najszybciej rozpocząć minimum 3-miesięczną terapią, póki nie jest jeszcze za późno. Proszę, pomóżcie mi ratować żonę, pomóżcie wykorzystać ostatnią szansę na życie…
Mam coraz mniej czasu, by uratować żonę. Właściwie już go nie mam. Rak pożera nadzieję już od 4 lat, powoli wyniszczając nasze życie od środka. Najpierw był ból, więc Karina poszła do lekarza. Badała się przecież regularnie, nie podejrzewała najgorszego… Tymczasem wystarczyło proste badania, by ginekolog powiedział bez ogródek - “ma Pani raka”. Pamiętam telefon od Kariny, jej roztrzęsiony głos. Wracałem z pracy, do domu miałem 40 km. Nie pamiętam dzisiaj, jak je pokonałem. Nagle nasze szczęśliwe życie zmieniło się w koszmar, a nasza codzienność przeniosła się na szpitalne korytarze. Karina miała dopiero 34 lata, była tak pełna życia, szczęśliwa… Nie mogłem uwierzyć, że właśnie ją wybrała sobie śmierć, że chce zabrać ją mi i naszym małym dzieciom…
Stanęliśmy do walki. Lekarze postanowili najpierw wykończyć raka brychoterapią. Ból był okropny, prawie nie do wytrzymania, ale Karina była niezwykle dzielna. Tak samo jak wtedy, gdy zapadła decyzja o wycięciu macicy. Wiedzieliśmy, że sobie w tym poradzimy - nic nie było ważniejsze od życia mojej ukochanej żony. Przeszliśmy przez to razem, wydawało się, że rak został pokonany. Wróciliśmy do domu, jeszcze bardziej cieszyliśmy się z tego, co mamy - cudownych dzieci, kochającej rodziny, przyjaciół. Chociaż było już po wszystkim, lęk pozostał…
Rok temu, w kwietniu, Karinę zaczął boleć bark. Gdy ktoś już raz stanie na granicy życia i śmierci, nie lekceważy żadnych objawów. Znowu lekarz, prześwietlenie i diagnoza, która obudziła uśpione demony - rak jest w płucach. Nie wierzyliśmy, że znowu stoimy na początku drogi którą niedawno przecież pokonaliśmy. Musieliśmy pozbierać wszystkie siły i znowu stanąć do walki. Ale okazało się, że los przygotował więcej nieszczęść…
W zaledwie kilka dni dowiedziałem się o śmierci mamy Kariny, o wznowie nowotworu i o nieuleczalnej chorobie córeczki. Wieczorem Weronika była zdrowa, a rano przeżyliśmy szok - jedna strona jej ciała została sparaliżowana, zupełnie jak po wylewie. Jeździłem z synkiem od jednego szpitala do drugiego - w jednym żona walcząca z rakiem, w drugim córka z rzutem strasznej choroby - stwardnieniem rozsianym. Dzisiaj nie wiem, skąd mieliśmy siły, by to przeżyć…
Jedyne uczucie, które nas wypełnia, to był niewysłowiony strach - o życie i o rodzinę. Co będzie z dziećmi, kiedy mamy zabraknie? Przecież są jeszcze takie małe, potrzebują jej… W głowie kłębią się pytania: co dalej? Jak damy radę? Wizja śmierci paraliżouje, ale podjęliśmy kolejną dramatyczną próbę walki z rakiem. W sierpniu Karina zaczęła przyjmować chemioterapię. Niestety, nie przynosi efektów… Po każdym podaniu trzeba przetaczać krew. Chemia pali żyły, niszczy krwinki, wycieńcza organizm. Jedyną, ostatnią już szansą dla mojej żony jest zakup nierefundowanego leku Nivolumab. Miesięczne leczenie to koszt blisko 30 tysięcy złotych. Karina musi przyjmować lek minimum przez 3 miesiące - po tym czasie badania wykażą, czy organizm w ogóle reaguje na leczenie.
Modlimy się, żeby to zadziałało, bo nie ma innego ratunku. Karina mogłaby zacząć leczenie nawet jutro, ale to niemożliwe - przerwane terapii nie da żadnych rezultatów, a nas po prostu nie stać, żeby kupić dawkę na trzy miesiące. Dlatego błagam o wsparcie - pomóżcie mojej ukochanej żonie wykorzystać ostatnią szansę na życie. Ona tak bardzo wierzy, że to się uda, że kolejny raz pokona nowotwór, a Pawełek i Weronika nie stracą mamy. Proszę, pomóżcie nam podjąć ostatnią bitwę z rakiem - sami nie mamy szans jej wygrać...