Chcę żyć dla niego... Pomóż mi odzyskać życie, roztrzaskane w jednej chwili przez wypadek

rehabilitacja - jedyny sposób, by Adrian odzyskał sprawność
Zakończenie: 13 Grudnia 2018
Opis zbiórki
Życie, które znamy, może skończyć się w jednej chwili. Tak właśnie stało się z moim. Gdy wsiadałem do samochodu, byłem zdrowym, sprawnym człowiekiem. W domu czekała na mnie moja dziewczyna Karolina i mój maleńki synek Antoś. Nie sądziłem, że tego dnia wszystko się zmieni. Nigdy nie dojechałem na miejsce.
To był 29 sierpnia 2015 roku. Miałem wtedy tylko 22 lata.
To, co stało się później, znam tylko z opowieści innych. W układzie kierowniczym samochodu pękł drążek. Nagle straciłem panowanie nad kierownicą. Dachowałem dwukrotnie. Samochód roztrzaskał się, a ja razem z nim. Nie pamiętam nic. Tylko ból i ciemność.
Powiedzieć, że byłem zmasakrowany, to mało… Pękły mi twarz i czaszka. Nie zliczę, ile miałam złamań… Miałem wyrwane lewe oko. Złamany został też kręgosłup. Było tak, jakbym ktoś przełamał mnie na pół.
Czasami lekarze dają jeszcze nadzieję – nawet wtedy, kiedy jest bardzo źle. U mnie jej nie było. Byłem w tak tragicznym stanie, że nie dawano mi żadnych szans na życie. Nie chciano nawet operować. Miałem umrzeć. Moi rodzice usłyszeli słowa: " nawet, jeśli jakimś cudem przeżyje, to będzie roślina", "nie operujcie go Państwo, bo to będzie chłopak do całkowitej pielęgnacji, będzie wymagać opieki 24 godziny na dobę".
Nie chcę nawet myśleć o tym, co czuli wtedy moi rodzice. Nie poddali się jednak. Walczyli o mnie. To dzięki ich uporowi i determinacji lekarze zgodzili się mnie operować. Tylko dlatego wciąż żyję… Jestem im za to dozgonnie wdzięczny. Sam jestem tatą i wiem, jakie to straszne, obezwładniające uczucie – lęk o życie własnego dziecka. Gdyby Antoś kiedykolwiek znalazł się w niebezpieczeństwie, zrobiłbym dla niego wszystko.
Przewieziono mnie do Wojskowego Instytutu Medycznego MON. Tam trafiłem na kliniczny oddział intensywnej terapii, gdzie lekarze dokonali niemożliwego. Najpierw uratowali mi oko. Po kilku dniach przeszedłem skomplikowaną operację rekonstrukcji twarzoczaszki. Poskładano mi nawet oczodoły pod oczami, zszynowano zęby. Gdy zatamowano krwawienie z czaszki, zoperowano kręgosłup. Uraz był tak poważny i skomplikowany, że operacja trwała 8 godzin.
Walka o moje życie trwała 4 miesiące. Gdy się obudziłem, nie mogłem się nawet poruszyć. Nie umiałem podnieść głowy, nie miałem czucia w rękach i nogach. Przed wypadkiem byłem aktywnym, kochającym sport chłopakiem. W jednej chwili stałem się zależnym od innym inwalidą. Wsadzono mnie w specjalny stalowy gorset, żeby można było w ogóle przewrócić mnie na bok. Sam nie potrafiłem zrobić nawet tego.
To, że się wtedy nie załamałem, że postanowiłem walczyć o życie i sprawność, zawdzięczam jednemu – bliskim. Karolina była przy mnie w tych najcięższych chwilach. Wtedy już wiedziałem, że to już na zawsze razem, na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie… Antoś ma dzisiaj 4 latka. Jest dla mnie całym światem i największą motywacją do tego, by walczyć o sprawność. Potrzebuje taty. Zdrowego taty!
Jednym cudem było to, że przeżyłem wypadek… Drugim – ze rdzeń kręgowy nie został przerwany. Nauczyłem się trzymać głowę, poruszać rękami… W chwili obecnej poruszam się na wózku inwalidzkim. Cały czas intensywnie się rehabilituję. Odwiedzam lekarzy, szukam nowych rozwiązań, wszystko po to, by osiągnąć jeden cel – wstać z wózka i znów chodzić.
Ogromną szansą jest dla mnie rehabilitacja z wykorzystaniem egzoszkieletu – specjalnego urządzenia, które odczytuje impulsy, wysyłane przez mózg do mięśni. Najprościej mówiąc, będąc w egzoszkielecie sam mogę się poruszać i chodzić! Sam inicjuję ruch i steruję urządzeniem… w ten sposób dochodzi do wzmocnienia mięśni, a ciało przypomina sobie, jak chodzić… Rehabilitanci są dobrej myśli, a ja wierzę, że dzięki temu znów stanę na nogi.
Niestety, taka rehabilitacja kosztuje, dlatego proszę o pomoc. Chcę być tylko zdrowym mężem, zdrowym tatą dla Antosia, zabrać go kiedyś na spacer, pograć w piłkę, odprowadzić do szkoły, idąc na własnych nogach… Niczego innego nie pragnę. Nie skarżę się na swój los – nie narzekajmy, że mamy pod górę, skoro zmierzamy na szczyt… Walczę. Potrzebuję tylko wsparcia w tej walce.