Spraw, by lata cierpienia nie poszły na marne

Operacja wstawienia endoprotezy lewego biodra, leczenie i rehabilitacja
Zakończenie: 15 Września 2017
Rezultat zbiórki
"Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie" - zapewniał w Alchemiku Paulo Coelho, a ja dzięki Waszej pomocy przekonałam się, że tak właśnie jest!
Dzięki Wam w niecały tydzień uzbierałam całą kwotę potrzebną na operację wstawienia endoprotezy lewego biodra. Zabieg odbył się w Rehasport Clinic w Poznaniu. Operacja zakończyła się pełnym powodzeniem, a lekarze zadbali o to, by podczas montowania implantu nie przeciąć mięśni i pozostawić jak najmniejszą bliznę. Doktor Waldemar Woźniak,który mnie operował, zainteresował moją historią firmę Johnson&Johnson, która podarowała mi warty 14 tysięcy złotych implant biodra, co zmniejszyło całkowite koszty zabiegu. Zaoszczędzone w ten sposób na koncie fundacji pieniądze przeznaczę na rehabilitację, o której po wcześniejszych operacjach mogłam tylko pomarzyć. Słowa to za mało, aby opisać moją wdzięczność i wzruszenie dlatego zrobię wszystko, żebyście nigdy nie zwątpili, że WARTO JEST POMAGAĆ!
dr Waldemar Woźniak, ortopeda z Rehasport Clinic:
- Taniec przy takiej chorobie wielu stawów to skomplikowana sprawa. Nie
będzie to pewnie rock and roll, ale walca na pewno da radę. Ta ostatnia
operacja nie była już na szczęście tak skomplikowana jak poprzednie,
mogliśmy sobie pozwolić na dojście mało inwazyjne, które nie powoduje wielu
niepożądanych skutków. Rehabilitacja u pacjentki już przebiega bardzo
sprawnie.
Kochani, to wszystko dzięki Wam! Dziękujemy z całego serca!
Opis zbiórki
Gdy miałam 11 lat, miałam marzenie - chciałam zostać koszykarką. Od roku grałam w drużynie, chodziłam do szkoły sportowej. Właśnie wtedy wszystko legło w gruzach. Ból nie do opisania i roczna walka o to, by poznać diagnozę. Gdy zapadła, nie sądziłam nawet, że to wyrok śmierci na raty. Byłam małą dziewczynką, której plany i marzenia zabrała choroba. Szpital stał się moim drugim domem, a ból codziennością, która trwa do dzisiaj. Teraz jest jeszcze gorzej… Jestem pod ścianą, nie przeskoczę muru, którym są pieniądze. A muszę zapłacić za operację biodra… Proszę, pomóżcie. Jeśli nie Wy, czeka mnie już tylko wózek…
Co czuje mała dziewczynka, której choroba zabiera właściwie wszystko, a w zamian daje tylko ból, który nie mija? Co czuje dziecko, którego marzenia los rozdeptał jak robaka? Pamiętam tamten smutek, bo nadal czuję go każdego dnia. Chociaż boli, staram się żyć pełnią życia - przecież mamy je jedno...
Dzisiaj mam 30 lat, a moje kości i stawy są jak u staruszki. Choruję większą część swojego życia - prawie w jednym czasie dowiedziałam się o Reumatoidalnym Zapaleniu Stawów i Cukrzycy Insulinozależnej. Wydaje się, że przecież to nic, bo to nie rak, nie zabije mnie tak szybko. Jednak nie bez powodu RZS nazywane jest “zabójstwem na raty”... Wysiadają mi stawy, miałam już kilkadziesiąt zabiegów i operacji. Już nie pamiętam jak to jest, gdy nie boli… Teraz największym problemem jest moje biodro. Kości ocierają się o siebie, zapadają. Główka kości udowej może złamać się w każdej chwili, a wtedy będzie tylko wózek…
Najgorsza jest świadomość, że mogłabym być zdrowa. Jeśli postawi się diagnozę i rozpocznie leczenie do 6 tygodni od pierwszych objawów, można całkowicie wyleczyć RZS! Ale to tylko w teorii… Nie słyszałam, żeby w Polsce komuś się to udało. No bo jak? Boli ręka, noga? To nic, czasami przecież boli. Może przepracowanie, przetrenowanie. Każą wziąć leki, przeczekać. Jednak ból nie ustaje, mija miesiąc, drugi, kolejny. U mnie postawienie diagnozy trwało rok. Gdy już się dowiedziałam, że choruję na RZS, było za późno na wyleczenie. Od tego czasu łagodzą tylko objawy. Jedyny lek - sterydy. Biorę je od prawie 20 lat i przez ten czas wyniszczyły mój organizm. Na domiar złego mam cukrzycę, a działanie leków, które normalnie by mi pomogły, jest osłabione właśnie przez sterydy. Koło się zamyka, a ja w nim tkwię.
Żyję właściwie od operacji do operacji. Jakoś sobie radziłam mimo wszystkich kłód, które los rzucał mi pod nogi. Dziesiątki zabiegów, cięcia, zszywania - blizny na moim ciele mogłyby same opowiedzieć tę historię. Gdyby chociaż operacje się udawały… Niestety, do biodra wszczepili mi wadliwą endoprotezę, którą potem musieli wycofać z rynku. Metal zaczął trzeć o siebie, zatruwał mi organizm. Wdało się zakażenie, biodro się obluzowało, znowu musięli mnie ciąć. Z kolanem było chyba jeszcze gorzej. Podczas jednej z wielu operacji zarazili mnie baterią, która wywołuje sepsę. Już nigdy nie pozbędę jej się z organizmu… Przez to musiałam mieć powtarzany zabieg kilka razy. Za każdym razem “nowe” kolano niszczyło się, a organizm był zakażony. Każde osłabienie, słabszy dzień mogą sprawić, że bakteria obudzi się i zaatakuje.
Boję się tego, bo teraz mam w kolanie ostatnią z możliwych protez - cementową. Na ogół wstawia się ją starszym ludziom, którzy nie będą musieli mieć jej wymienianej. Ja mam dopiero 30 lat… Jeśli i tym razem bakteria zaatakuje, czeka mnie amputacja, mogę stracić nogę. Każda operacja jest niebezpieczna, bo moje kości są dziurawe jak sito. Ale wiem, że jeszcze w życiu czeka mi ich sporo. Teraz przede mną ta najważniejsza - wstawienie endoprotezy biodra.
Lata obciążania nogi zrobiły swoje - dzisiaj moje biodro jest w opłakanym stanie. Próbuję chodzić o kulach, ale wtedy ręce nie wytrzymują. Największą szansą jest dla mnie operacja w prywatnej klinice, w której operowali mi już drugie biodro, zepsute w publicznym szpitalu. Gdyby nie wieloletnie cierpienie, kolejna operacje, które były konieczne, bo wcześniejsze się nie udały, nie starałabym się o prywatny zabieg. Teraz mam jednak za wiele do stracenia - każdy błąd skaże mnie na wózek do końca życia, a przecież mogę tego uniknąć!
Lekarze gwarantują, że operacja da mi 20-30 lat normalnego, sprawnego życia. Będę mogła chodzić bez bólu i żyć bez strachu! Jednak ratunek ma swoją cenę - blisko 40 tysięcy złotych. Nie zdobędę takich pieniędzy… Operacja musi odbyć się jak najszybciej - najlepiej pod koniec września, wtedy mam wyznaczony termin. Każdego dnia kości mogą się połamać, a wtedy stracę nadzieję na życie bez bólu. Dlatego dzisiaj proszę Was o pomoc. Jesteście moją szansą na wygonienie cierpienia, na oddech ulgi po wielu latach wypełnionych bólem… Proszę, pomóżcie mi.