Tykająca bomba w głowie - Kamilowi kończy się czas!

Terapia genowa w Houston w USA
Zakończenie: 1 Sierpnia 2017
Opis zbiórki
Mówiono mu, że nie ma żadnych szans, że ma się pogodzić z tym, co nieuniknione. Ale Kamil postanowił żyć. 93% - o tyle, po 4 latach, zmniejszył się guz, który w głowie Kamila tkwi niczym tykająca bomba. Pierwszy etap leczenia, zakończony sukcesem, ma już za sobą. Ale żeby rozpocząć drugi etap, którego celem jest dobić nowotwór w drugim etapie leczenia, potrzebne są środki – ogromne środki! Jeśli się nie znajdą, Kamil umrze, a 4 lata walki z rakiem pójdą na marne!
Praca w sądzie, magisterka z resocjalizacji, gra w drużynie piłkarskiej… To wszystko było kiedyś, w dawnym życiu. Dzisiaj już go nie ma, jest za to biel ścian szpitala, kolejne leki i desperacka walka o środki, od których zależy to, czy Kamil w ogóle będzie miał przyszłość. Z początku niewinny ból głowy okazał się wyrokiem - glejak II stopnia. Złośliwy nowotwór. Guz, który na samym początku zajmował ¼ mózgu Kamila.
Pamiętam jak pani z recepcji szpitala powiedziała, że mamy dać sobie spokój, że cały świat walczy z tą chorobą i nie ma na nią lekarstwa. Ale nie poddaliśmy się - opowiada nam brat Kamila. - W Polsce wszystkie dostępne metody leczenia szybko się skończyły. Lekarze powiedzieli nam, że nic nie można zrobić, mamy się z tym pogodzić, nie ciągać Kamila po szpitalach, żeby nie kojarzył z nimi ostatnich miesięcy życia… Ale my nie mogliśmy pozwolić, żeby Kamil tak po prostu umarł.
Szansa przyszła zza oceanu, z kliniki w Houston, znanej z leczenia tego typu nowotworu, gdzie ratuje się nawet najbardziej beznadziejne przypadki. Rozpoczęła się walka o środki, walka o to, by uratować Kamila, bo leczenie w USA kosztuje fortunę. Sprzedaż mieszkania, kredyt, kolejne zbiórki… Udało się - 4 lata temu Kamil wyjechał do Houston. Daniel pojechał razem z nim. Opiekuje się bratem 24 godziny na dobę - podaje leki, wozi do szpitala, walczy o środki. Od momentu diagnozy całym jego życiem jest Kamil. Poświęcenie, jakie poświęcenie? Liczy się tylko to, żeby jego brat żył.
Już po kilku tygodniach leczenia w Houston Kamil wstał z wózka, widzieliśmy poprawę, potem odstawił chodzik, a badania pokazały że guz zmniejszył się o 34%. Wiedzieliśmy już, że leczenie działa. Kamil został wyciągnięty już prawie spod ziemi - cieszy się Daniel.
Dzisiaj, po 4 latach, guz jest o 93% mniejszy niż na samym początku leczenia. Pierwszy etap terapii spowolnił rozwój choroby, ta jednak zaatakuje, gdy tylko organizm osłabnie. Pozostało 7% aktywnego guza, którego trzeba dobić, bo inaczej odrośnie - a glejak, który odrasta po raz kolejny, jest już mocniejszy od poprzedniego i nauczony obrony na poprzednie leki. Jedyną szansą dla Kamila jest drugi etap leczenia, polegający na zastosowaniu nowych leków, mających dobić guza - któryś z nich lub ich kombinacja może okazać się zwycięska. Na razie zwycięstwem jest dla nas każdy kolejny dzień, w którym Kamil jest z nami, w którym żyje, ale każdego ranka zdajemy sobie sprawę, że to może być nasza ostatnia wspólna chwila.
Przeszliśmy już ogromnie ciężką i długą drogę, żeby dotrzeć do miejsca, w którym się znaleźliśmy. Byliśmy już prawie na drugim świecie, a mimo to udało się. Wydaliśmy już fortunę, pozbywając się wszystkiego, co mieliśmy i nie stać nas na drugi etap, który może uratować Kamilowi życie. Siedzimy na bombie, mamy coraz mniej sił, ale mimo wszystko jesteśmy mocno zdeterminowani, żeby walczyć. Dotknęliśmy już samego dna i było to najgorsze, czego w życiu doświadczyliśmy. Bardzo nie chcemy tam wracać. Bardzo tęsknimy za zwykłym szarym życiem i zastanawiamy się jakby to było wrócić do pracy, na studia... Jesteśmy tym tak podekscytowani, jakby to miało oznaczać wygraną w totolotka. Bo w rzeczywistości.. pokonanie glejaka tym właśnie będzie. Pomóż nam wygrać życie na nowo.
----------------
Zbiórka na pierwszy etap leczenia Kamila:
O czym myślałbyś, mając raka mózgu?
Kamil myśli o powrocie na Święta do domu. Tylko na które? Na które pozwoli guz. Nazywa się glejak i siedzi w mózgu mojego brata, Kamila. My nazywamy go potworem, strasznym paskudztwem, które rozlewa się po mózgu. Trudno jest go wyciąć, a że jest to nowotwór złośliwy, to operacje niewiele dają. Wiemy to, bo Kamil przeszedł już dwie. I guz powrócił, większy i groźniejszy. Drugi zabieg zadziałał jak płachta na byka, a radykalna radioterapia, która miała pomóc w walce z chorobą – jedynie pogorszyła stan Kamila - nastąpił udar mózgu, natomiast nowotwór na dobre zadomowił się w głowie Kamila, osiągając wielkość 7 x 7 cm!
A zaczęło się od bólu głowy. Wydawałoby się, że to nic groźnego, ot, tabletka przeciwbólowa i przejdzie. Nie przeszedł. Badania wykazały glejaka. Był to maj 2012, końcówka studiów Kamila, wymarzona praca w sądzie – idealny początek dorosłego życia. Choroba sprawiła, że Kamil musiał zamienić garnitur na szpitalną piżamę, a pisanie magisterki na wysyłanie niezliczonej ilości maili z prośbą o konsultację. Gdy możliwości leczenia w Polsce się wyczerpały, zaczęliśmy szukać za granicą. Nasz cel był jeden – pozbyć się guza. Nie tylko go leczyć, ale wyleczyć. Guz zajmował 1/4 mózgu Kamila i był jak tykająca bomba. W Polsce nie było już żadnej nadziei. Poza wyrokiem za kilka miesięcy w zawiasach na kilka lat. Nie było czasu do stracenia, glejaki szybko odrastają, a że są oporne na leczenie, to sieją spustoszenie w mózgu. Szukaliśmy pomocy, gdzie się dało. Szwajcaria, Niemcy, Belgia – wszystko na nic, żadnej nowej nadziei. Usłyszałem tylko, że po co ciągam brata na konsultacje w takim stanie. Miałem się poddać i pozwolić mu spokojnie umrzeć? Nigdy!
Postanowiłem udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych... po długich poszukiwaniach znaleźliśmy klinikę w Houston, która na swoim koncie ma wiele zwycięstw z glejakiem. Kamil został zakwalifikowany na leczenie metodą terapii genowej. Jedyne, co nas powstrzymało, żeby się spakować i lecieć za ocean to koszty: 600.000 zł za dwuletnie leczenie. Przez pół roku zbieraliśmy potrzebne fundusze. Szło powoli, ale i kwota do zebrania była kosmiczna. Gdy mieliśmy zebrane 200 tys. zł, postanowiliśmy, że nie ma na co czekać – lecimy do Houston! I była to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy wtedy podjąć. Gdyby Kamil jeszcze chwilę był w Polsce - najprawdopodobniej nie przeżyłby następnych kilku miesięcy…
W klinice jesteśmy od 24 sierpnia. Po 5 tygodniach leczenia antyneoplastonami otrzymaliśmy zdjęcia mózgu Kamila…guz zmniejszył się o 34%. Terapia działa, i to działa rewelacyjnie! Jeśli w takim tempie będziemy pozbywać się guza, Kamil wróci do Polski szybciej, niż było planowane. Mieliśmy świadomość, że terapia mogła nie zadziałać, ale to była ostatnia deska ratunku. I działa, niszczy tego przeklętego guza!
Prosimy o pomoc w dalszej walce z glejakiem. Kamil przeszedł długą drogę, żeby być w tym miejscu, w którym jest teraz. Największą porażką będzie powrót do Polski, gdzie nie ma szans na wyleczenie. Koszty są ogromne, a dodatkowe leki mogą je zwiększać. Chcielibyśmy zebrać chociaż część potrzebnej kwoty, żeby Kamil nadal mógł być leczony metodą terapii genowej. Prosimy, bądźcie z nami w tym trudnym, ale dającym nadzieję na powrót do zdrowia, czasie. Bardzo tego potrzebujemy.
Daniel, brat Kamila