Twoja przeglądarka jest nieaktualna i niektóre funkcje strony mogą nie działać prawidłowo.

Zalecamy aktualizację przeglądarki do najnowszej wersji.

W portalu siepomaga.pl wykorzystujemy pliki cookies oraz podobne technologie (własne oraz podmiotów trzecich) w celu, m.in. prawidłowego jego działania, analizy ruchu w portalu, dopasowania apeli o zbiórkach lub Fundacji do Twoich preferencji. Czytaj więcej Szczegółowe zasady wykorzystywania cookies i ich rodzaje opisaliśmy szczegółowo w naszej Polityce prywatności .

Możesz w każdej chwili określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej.

Jeśli kontynuujesz korzystanie z portalu siepomaga.pl (np. przewijasz stronę portalu, zamykasz komunikat, klikasz na elementy na stronie znajdujące się poza komunikatem), bez zmiany ustawień swojej przeglądarki w zakresie prywatności, uznajemy to za Twoją zgodę na wykorzystywanie plików cookies i podobnych technologii przez nas i współpracujące z nami podmioty. Zgodę możesz cofnąć w dowolnym momencie poprzez zmianę ustawień swojej przeglądarki.

Ratował ludzkie życie, teraz sam potrzebuje ratunku!

Łukasz Karaś
Zbiórka zakończona
Cel zbiórki:

Terapia preparatem MSC (podanie komórek mezenchymalnych)

Zgłaszający zbiórkę: Fundacja KAWAŁEK NIEBA
Łukasz Karaś, 34 lata
Nowa Sól, lubuskie
Stwardnienie zanikowe boczne (SLA)
Rozpoczęcie: 25 Lutego 2016
Zakończenie: 15 Kwietnia 2016

Opis zbiórki

Tak naprawdę umieram każdego dnia – mówi Łukasz. Jeszcze do niedawna mknął karetką na sygnale, do zasłabnięć i wypadków, niosąc ludziom pomoc jako ratownik medyczny. Teraz sam jej potrzebuje. Przez lata ratował ludzkie życie. Teraz sam potrzebuje ratunku.

Jakbyś zareagował, gdybyś usłyszał, że zostało Ci kilka miesięcy życia?

Wydaje się, że od momentu diagnozy minęły wieki, a to tylko rok. Rok potwornego strachu o życie, rozpaczy, ale też rok walki. Rok, który zmienił wszystko, zakończył dotychczasowe życie Łukasza i rozpoczął nowe – życie pod dyktando nieuleczalnej, potwornej choroby.


Łukasz Karaś


Ze zdjęć, zrobionych przed diagnozą, uśmiecha się barczysty, przystojny mężczyzna. Bije od niego młodość, siła i spokój. I nadzieja – ma całe życie przed sobą. Ma pracę, którą kocha, otaczają go życzliwi ludzie, w przyszłości chce mieć rodzinę, dzieci... Rysuje, słucha hip-hopu, maluje graffiti, uprawia sport. Wysoki, wysportowany, dziewczyny oglądają się za nim na ulicy. Mógłby być modelem – on jednak ma inne marzenia. O byciu ratownikiem medycznym myślał od dziecka –  nie ma dla niego nic piękniejszego niż uratowanie komuś życia. W końcu jego marzenie się spełniło. Żyje swoją pracę, koledzy go lubią, bo jest odważny, odpowiedzialny, potrafi wszystkich rozbawić. Przyjaciele uśmiechają się, zapytani o niego. „Super człowiek“ – twierdzą zgodnie.

Dlaczego najlepszym ludziom przytrafiają się najgorsze rzeczy?

Zaczyna się od drżenia rąk i nóg, które Łukaszowi ciężko opanować. To na pewno przemęczenie, jako ratownik medyczny pracuje przecież dzień i noc – myśli, ale idzie do lekarza. To niedobór wapnia i magnezu, twierdzi lekarz – proszę je brać, a wszystko minie. Nie mija. Drżenie, drętwienie, mrowienie, wiotczenie mięśni. Zaniepokojony Łukasz jedzie do szpitala w Nowej Soli. Tam jego świat się wali. Trzy litery, których kombinacja jest śmiertelna – SLA. Stwardnienie zanikowe boczne.
 


Łukasz Karaś
 

Łukasz jako ratownik medyczny wie, że SLA to choroba nieuleczalna, neurodegeneracyjna. Że polega na obumieraniu komórek nerwowych, odpowiedzialnych za pracę mięśni. Że dochodzi do powolnego, ale trwałego i stale postępującego upośledzenia – najpierw ruchowego, podczas którego traci się władzę nad ciałem, bo zanikają mięśnie odpowiedzialne za ruch. Potem choroba atakuje mięśnie układu pokarmowego - pojawiają się zaburzenia mowy i połykania. Na końcu następuje paraliż mięśni odpowiedzialnych za oddychanie.

Łukasz wie, że SLA to wyrok śmierci, odroczony w czasie o rok, może 2-3 lata.

Łukasz wie, że to choroba, która nie odbiera sprawności intelektualnej, więc każdego dnia jest się świadomym tego, że traci się kontrolę nad ciałem. Że jest się zupełnie zależnym od innych. Że się umiera.

Łukasz wie, że ma tylko 27 lat i że to koniec życia, jakie znał.
 


 

Zamiast ratować chorych staje się jednym z nich. Zamiast siłowni jest rehabilitacja, która ma opóźnić odbieranie mu funkcji życiowych przez chorobę. Zamiast sportu jest postępująca niemożność chodzenia, powłóczenie nogami, niemożność otwarcia drzwi, wsiadania do samochodu, odkręcenia butelki. Zamiast nocnych rozmów z przyjaciółmi jest pełen rozpaczy krzyk do Boga – dlaczego?

Musi zrezygnować z pracy, która była jego życiem. Musi wrócić do rodziców. Do dzisiaj nie wierzą w diagnozę, nie chcą wierzyć. Łukasz jest jedynakiem, ich ukochanym synem. To naprawdę jest takie dobre, kochane, moje, dziecko – płacze mama Łukasza. W apelach o pomoc zazwyczaj występują kilkuletnie dzieci. Tymczasem to przecież też jest dziecko. Dziecko...

Ale Łukasz wie też, że pracując w swoim zawodzie widział rzeczy niemożliwe, których medycyna nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Ludzie, którym nie dawano żadnych szans, wracali do zdrowia. Nigdy nie zapomni uśmiechu kobiety, która dzięki rehabilitacji i jego pomocy wstała o własnych siłach z wózka i zaczęła chodzić.

Łukasz postanawia walczyć o życie.


Łukasz Karaś

Przeszczep komórek macierzystych – sugeruje jeden z lekarzy. Terapia eksperymentalna, ryzykowna. Ale u niektórych chorych skuteczna. I niezwykle kosztowna. Łukasz może mieć szansę w walce z chorobą, nie ma jednak szans w konfrontacji z rachunkiem za leczenie.


I wtedy do akcji włączają się jego przyjaciele, znajomi z pogotowia ratunkowego i wszyscy inni ludzie, których poruszył los Łukasza. Udaje się uzbierać część kwoty. Łukasz jest po serii kilku zabiegów. Czuje się dużo lepiej. Aby jednak terapia zadziałała i była szansa na powstrzymanie bądź opóźnienie rozwoju choroby, potrzebne jest jeszcze 7 kolejnych wszczepów. Za kwotę ponad stu tysięcy złotych.

Nie potrafiłem pogodzić się z myślą, że zachorowałem – pisze Łukasz. Dzisiaj już wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Musiałem dotknąć samego dna, aby zrozumieć, jak wiele straciłem czasu na bezsensowne kłótnie z osobami, których kocham. Choroba okazała się przekleństwem, ale pomogła mi też zrozumieć rzeczy, na które wcześniej byłem głuchy i ślepy. Chcę Wam uświadomić, że jeżeli tylko znajdziemy w sobie siłę, możemy wiele rzeczy przezwyciężyć. Choć nie łudzę się,  że wyzdrowieje w 100% to wiem ze nigdy się nie poddam, nigdy! Jestem to winien tym wszystkim ludziom którzy są ze mną i od samego początku wspierają mnie w mojej walce.

Tak bardzo marze o tym by założyć rodzinę i mieć dzieci. Moc się z nimi bawić, patrzeć jak dorastają. Tak bardzo chcę żyć! Nigdy nie uważałem się za kogoś szczególnego i szczerze mówiąc nie wiem, w jaki sposób miałbym zachęcić Państwa, abyście to właśnie mi pomogli. Jeżeli jednak komuś z Was moja historia z jakiegoś powodu jest bliska sercu to proszę o pomoc, ponieważ bardzo, ale to bardzo jej potrzebuję.       

Łukasz Karaś   

Ta zbiórka jest już zakończona. Wesprzyj innych Potrzebujących.

Obserwuj ważne zbiórki