Wakacje marzeń, które zmieniły się w koszmar...

Półroczna rehabilitacja, sprzęt i zaopatrzenie medyczne
Zakończenie: 1 Listopada 2019
Rezultat zbiórki
Drodzy Darczyńcy, przesyłamy Wam kilka słów od brata Marcina:
Rehabilitacja brata ma charakter intensywny. Ma w sumie 3 rehabilitantów i zabiegi codziennie, czasem 2 razy dziennie oprócz niedzieli. Poza tym regularnie przychodzi do niego logopedka, z którą ćwiczy oddychanie i która obiecała mu, że wcześniej czy później będzie mówić. Nie muszę chyba dodawać, że tak intensywna terapia nie byłaby możliwa bez hojności darczyńców. Środki zebrane dzięki ich pomocy zostały wydane na wyżej wymienione zabiegi, a także częściowo na sprzęt rehabilitacyjny taki jak wózek, specjalistyczne łóżko i materac przeciwodleżynowy. Nie bez znaczenia jest także koszt leków i opatrunków, które również zostały zakupione ze środków pozyskanych ze zbiórki.
Co najważniejsze, od ponad 3 miesięcy brat jest w domu, nie jest więc narażony na bakterie i inne drobnoustroje, tak powszechne w środowisku szpitalnym.
Podsumowując, chciałbym serdecznie podziękować wszystkim osobom, które wpłaciły nawet najdrobniejszą kwotę na rzecz brata.
Z poważaniem,
Dariusz Prątnicki
Opis zbiórki
Marcin całe życie podążał za marzeniami… Jedno z nich zakończyło jego dalsze plany na przyszłość… Zmieniło się wszystko dla niego i dla całej naszej rodziny… Pragniemy, aby Marcin mógł przynajmniej znowu z nami porozmawiać. Nasza mama cały czas czeka, że kiedyś zobaczy jeszcze uśmiechniętego syna…
Mój młodszy brat to niezwykle pozytywna osoba. Zawsze miał mnóstwo znajomych i przyjaciół. Nie miał problemu z zadomowieniem się w Stanach Zjednoczonych. Wyjechał z Polski do pracy, a po czasie poukładał sobie tam życie. Ma syna, z którym cały czas utrzymywał stały kontakt, mimo rozwodu z żoną. Wszystko zmienił wypadek w kwietniu 2018 roku. Marcin przebywał wtedy na upragnionym urlopie. Na Dominikanę wybrał się z dziewczyną Jeannette. Przez nieudany skok do wody, brat złamał dwa kręgi w odcinku szyjnym. Natychmiast trafił do szpitala, a ja w ciągu kilku dni już byłem przy jego łóżku. Nie mogłem go zostawić samego, tysiące kilometrów od najbliższych… Oprócz mnie, nie było przy nim nikogo bliskiego… Zawsze mogłem na niego liczyć, dlatego Marcin w tak trudnych chwilach mógł liczyć na mnie...
Dzięki temu, że Marcin mieszkał w Stanach i miał status legalnego rezydenta, od razu chciałem przenieść go do szpitala w New Haven. Niestety, w międzyczasie stan brata drastycznie się pogorszył. Przez udary, jego życie wisiało na włosku. Lekarze z Miami ledwo go uratowali, ale nie dawali nam wielkich nadziei. Wszyscy byli zaskoczeni, kiedy Marcin się wybudził. Diagnoza była druzgocąca. Brat był przytomny i świadomy, ale przez paraliż i udary nie mógł wykonać żadnego ruchu, oprócz mrugnięcia i poruszania gałkami ocznymi. Marcina dotknął tzw. Zespół Zamknięcia… Został dosłownie uwięziony we własnym ciele. W jego oczach widziałem naprzemiennie lęk, złość, obojętność, smutek. Nie mogłem patrzeć, jak mój brat cierpi, a ja jestem bezradny... Chciałem poruszyć niebo i ziemię, aby znaleźć sposób na wyrwanie Marcina z tego więzienia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nie będę mógł mu pomóc…
Dalsze leczenie Marcina przebiegało w szpitalu w Yale w New Haven, gdzie spędziliśmy kolejnych 7 miesięcy. Towarzyszyłem bratu dzień w dzień. W szpitalu miał bardzo dobrą opiekę, ale nie miał przeprowadzanej specjalistycznej rehabilitacji. Codziennie po kilka godzin masowałem Marcinowi nogi, ręce, ciało… Co dnia czekałem na cud, że Marcin złapie mnie za rękę, coś powie… Jego siła do walki o życie i moje starania sprawiły, że Marcin zaczął robić postępy. Był w stanie otworzyć usta, poruszyć głową i ramionami. Lekarze kilkukrotnie próbowali nawet odłączyć go od respiratora, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Marcin nie mógł liczyć już w tamtym szpitalu na nic więcej, a ja musiałem wracać do Polski. Nie wyobrażałem sobie, że mogę mojego braciszka zostawić tam samego. W Stanach miał jedynie 8-letniego syna… Postanowiłem, że Marcin musi być z nami. Po wielu tygodniach starań udało się sprowadzić brata pod koniec listopada 2018 roku do Polski.
Od tego czasu stan Marcina znowu się pogorszył… Został z niego cień człowieka… Podczas pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym doszło do zakażenia organizmu. Po raz kolejny Marcin walczył o życie. Miał zapalenie płuc, zakażenie dróg moczowych, rozwinęła się sepsa… Mój brat niezwykle cierpiał i nie mógł wydać z siebie nawet jednego dźwięku, uronić choćby łzy… Dosłownie zamknięty w sobie nie mógł zrobić nic, a jego ból przeszywał mnie na wskroś…
Marcin po wyjściu ze szpitala zamieszkał z mamą. On, który kiedyś był wsparciem dla niej i bardzo pomagał mamie, teraz stał się zależny tylko od niej. Nasza mama to krucha, starsza pani, która sama potrzebuje pomocy… Ale dla dobra dziecka zapomniała o swoich dolegliwościach… Codziennie rehabilituje Marcina, ja też pomagam jej, jak tylko mogę, ale to stanowczo za mało. Zrobimy wszystko, aby mój brat mógł uwolnić się z ciała, które stało się jego więzieniem. Świadomość, że on nas słyszy i rozumie, ale nie może nic więcej zrobić, niż tylko mrugnąć, jest przytłaczająca…
Dlatego tak bardzo zależy nam na zebraniu kwoty na turnus rehabilitacyjny dla Marcina. Brat jest niezwykle silny i waleczny! Wierzę z całego serca, że systematyczna rehabilitacja spowoduje, że Marcin znowu zacznie mówić! Wierzę, że stanie na nogi i sam pojedzie zobaczyć się z synkiem, który tak za nim tęskni… W końcu mieli się zobaczyć po powrocie Marcina z wakacji, a ich rozłąka trwa już blisko rok… Wszyscy na niego czekają - mama, syn, ja… Nie pozwól, aby Marcin do końca życia był zamknięty we własnym ciele! Proszę o pomoc!
Dariusz, brat Marcina