Trzeci atak glejaka. Pomóżmy Mieczysławowi wygrać tę walkę!

leczenie radioterapią protonową w Monachium
Zakończenie: 27 Listopada 2018
Opis zbiórki
To moje trzecie starcie z glejakiem. Pierwsze dwa udało się wygrać, dzięki czemu zyskałem 6 lat spokojnego życia. Niestety, na początku tego roku ten podstępny bandyta powrócił, a wraz z nim strach i niepewność. On znowu chce mnie zabić. To jego główny cel, a ja muszę się obronić. Żeby mi się to udało, potrzebuję kosztownej protonoterapii, która, niestety, w Polsce jest refundowana tylko jeśli ma się guza I lub II stopnia. Mój guz jest stopnia trzeciego...
Moje dorosłe życie przez długi czas biegło spokojnym torem, dopóki salon gier w którym pracowałem, nie stał się celem zbójeckiego napadu. Broniąc kolegów odniosłem poważne obrażenia głowy. Pewnie nigdy się nie dowiem, czy ten incydent miał bezpośredni wpływ na moją chorobę, ale dwa lata później zdiagnozowano u mnie guza mózgu. Glejaka III stopnia, zwanego gwiaździakiem. Pierwszy raz doświadczyłem, czym jest strach i niepewność jutra...
Nie obyło się bez operacji, chemii i naświetlania, ale ze wsparciem rodziny i procedur medycznych przepędziłem intruza. Jak się później okazało, nie na długo. Po 15 miesiącach - wznowa. Słowo, którego boją się wszyscy walczący z rakiem. Koszmar powraca, zaczynamy walkę od nowa. Na szczęście i tym razem wychodzimy z niej obronną ręką. Przeciwnika udaje się pokonać, podpisujemy pakt o nieagresji. Nowotwór daje mi 6 wspaniałych lat spokoju.
Moje życie nabiera nowego wymiaru. Każdy dzień staje się małym świętem. Uczę się doceniać najkrótszą nawet chwilę wspólnego czasu z żoną i dwoma synami. Niestety w lutym tego roku, na kontrolnym rezonansie, lekarze odkrywają w mózgu małego na 5 mm guza. Obraz badania nie pozostawia wątpliwości - wróg się obudził ze snu i właśnie atakuje po raz trzeci. W maju kolejny rezonans, a na nim widać aż 5 guzów... To już nie jest incydent - to otwarta wojna! Nie mam wyjścia i tym razem do walki z agresorem muszę wytoczyć najcięższe możliwe działa. Oprócz standardowych procedur, konieczna będzie protonoterapia.
W mojej rozpaczy pojawia się światełko nadziei. Protonoterapia jest już dostępna w Polsce. Szybka decyzja - jedziemy przez całą Polskę do Krakowa na konsultację. Tam jednak lekarz gasi nasz entuzjazm, niczym palacz kończący papierosa. Nie zasługuję na refundację, bo w naszym kraju leczy się tą metodą tylko pierwszy i drugi stopień glejaka. Mój guz - III stopnia - się nie kwalifikuje.
Drzwi się zamykają. Ja jednak za bardzo chcę żyć, żeby się poddać. Szukamy dalej. Dziesiątki godzin spędzone w Internecie kierują nas do Niemiec. W Monachium jest ośrodek, w którym pomagają wszystkim, bez względu na stopień nowotworu. Terapia tam kosztuje jednak krocie… Pieniądze, których samodzielnie nie zdobędziemy nigdy. Dlatego proszę o pomoc.
Z 60-tką na karku nie mam wątpliwości, że jestem już raczej bliżej niż dalej spotkania ze św. Piotrem. Ale wciąż mi się tam nie spieszy. Mam dla kogo żyć. Chciałbym, żeby kiedyś moje przyszłe wnuki wspominały dziadka ze wspólnego grania w piłkę, a nie tylko ze starych zdjęć albo wizyty na cmentarzu. Zacząłem brać chemię, to konieczność, ale bez protonoterapii guz pokona mnie w kilka miesięcy. Proszę, dajcie mi szansę, obiecuję jej nie zmarnować. Tylko z Waszym wsparciem, moja bitwa ma jakikolwiek sens...
Mieczysław