Dla niego to wszystko - walka o serce

Operacja serca w Munster - II etap korekcji wady
Zakończenie: 12 Stycznia 2016
Opis zbiórki
Ciężka droga w końcu za nami. Szczyt zdobyty. Strach przed bólem i nadludzkim wysiłkiem, został gdzieś tam - nisko u podnóża niczym nieograniczonego szczęścia. Pozostało nam delektować się tym o co tak walczyliśmy w czasie porodu. Blisko siebie, wtuleni. Jest ciepło, miło. Jest dobrze. Oto my - ja i mój malutki synek z połową serduszka.
Długo sobie wyrzucałam, że może nie powinien być przy mnie nawet przez pierwszą noc. Ale skąd mogłam wiedzieć. Przecież wyglądał, jak każdy inny noworodek. Cieszyłam się każdą chwilą. Tym, że mogę go karmić, przytulać. Nie widziałam różnicy pomiędzy nim i innymi dziećmi. Kolor skóry… noworodki i tak mają ją inną. Wyraz twarzy lekarza powiedział mi wszystko. Dzień po narodzinach przyszedł do nas pediatra. Jeszcze nie wiedziałam o co chodzi, ale czułam, że mi go zabiorą. Podejrzenie wady serca, tlen, inkubator...
Przeprowadzono badania. Zakwalifikowano do operacji. Małego podłączono pod aparaturę i zaczęło się czekanie. Tydzień, drugi, trzeci… Dziecko ze śmiertelna wadą serca, dla którego nie ma czasu. Nikoś dostawał lek, który utrzymywał go przy życiu. „Pilniejsze przypadki” ciągle odsuwały naszą datę zabiegu. W końcu nadeszło załamanie jego stanu. Zamiast operować jak najszybciej… zwiększono dawkę leku. Działał, więc lekarze dalej zajęci byli tymi „pilniejszymi”. W końcu nie wytrzymaliśmy. Obowiązkiem rodzica jest walczyć o życie i bezpieczeństwo dziecka. Po kłótni męża z kardiochirurgami udało się, odbyła się operacja.
Poinformowano nas, że ten pierwszy zabieg jest formalnością – prosty do wykonania, synek zniesie to dobrze…. 6 godzi, tyle czekaliśmy na końcowe wieści. Chirurdzy nie mogli dostać się do serca, Nikoś miał nacinaną klatkę piersiową z dwóch stron. W czasie operacji rozpoznano dodatkowe wady o których nikt wcześniej nie wiedział. Po nasz synek 16 dni spędził na OIOMie, kolejnych 13 na kardiologii. W międzyczasie wyrwał rączką rurę intubacyjną. Taki mały i chory, a taki silny. Musiał być reanimowany. W końcu nadszedł ten dzień - mogliśmy opuścić szpital.
W domu Nikoś musi być monitorowany. Liczne bezdechy i refluks, to objawy, które doszły po operacji. Przed maluchem jeszcze dwa zabiegi. Tylko dzięki nim jego jedna, pracująca komora, będzie mogła pełnić funkcję serca.
Prof. Malec jest jedynym lekarzem, który powiedział nam, że jest szansa, aby Nikoś żył dłużej niż 16 lat… Nie potrzeba nam nic więcej poza tą informacją. Chcemy, by nasz syn miał szansę dorosnąć, zobaczyć, jakie życie jest piękne, by jego myśli nie zajmowało odliczanie czasu do końca.
Serca Nikosia nie da się całkowicie naprawić. Zawsze będzie miało jedną komorę. Ale to nie oznacza, że nie może z tym żyć. Najważniejsza rzeczą jest, aby trafiło w najpewniejsze ręce. Te, które podarują mu więcej, niż 16 lat. Niestety operacja w niemieckiej klinice kosztuje... 36 500 euro. Dlatego prosimy Was o pomoc.