Twoja przeglądarka jest nieaktualna i niektóre funkcje strony mogą nie działać prawidłowo.

Zalecamy aktualizację przeglądarki do najnowszej wersji.

W portalu siepomaga.pl wykorzystujemy pliki cookies oraz podobne technologie (własne oraz podmiotów trzecich) w celu, m.in. prawidłowego jego działania, analizy ruchu w portalu, dopasowania apeli o zbiórkach lub Fundacji do Twoich preferencji. Czytaj więcej Szczegółowe zasady wykorzystywania cookies i ich rodzaje opisaliśmy szczegółowo w naszej Polityce prywatności .

Możesz w każdej chwili określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej.

Jeśli kontynuujesz korzystanie z portalu siepomaga.pl (np. przewijasz stronę portalu, zamykasz komunikat, klikasz na elementy na stronie znajdujące się poza komunikatem), bez zmiany ustawień swojej przeglądarki w zakresie prywatności, uznajemy to za Twoją zgodę na wykorzystywanie plików cookies i podobnych technologii przez nas i współpracujące z nami podmioty. Zgodę możesz cofnąć w dowolnym momencie poprzez zmianę ustawień swojej przeglądarki.

Umieram, a lekarz powiedział mi wprost – albo lek, albo śmierć

Krzysztof Herchel
Zbiórka zakończona
Cel zbiórki:

lek ostatniej szansy – Krypolis

Organizator zbiórki: Fundacja Siepomaga
Krzysztof Herchel, 63 lata
Radom, mazowieckie
szpiczak mnogi lekoodporny
Rozpoczęcie: 2 Października 2017
Zakończenie: 7 Grudnia 2017

Opis zbiórki

Chcę jeszcze trochę pożyć. Nie chcę umierać, bo nikt nie może pogodzić się z własną śmiercią. Lekarz powiedział mi bez owijania – żaden lek poza Kyprolisem już na Pana nie działa – leczenie dobiegło końca. Proszę spróbować, może się Panu uda...

Zostałem sam, podczas najtrudniejszych chwil, w obliczu raka, strachu i śmierci. Ja dorosły facet o sztucznie napompowanym sterydami ciele. Nad takimi jak ja, ludzie się nie litują i trudno się dziwić... Jeśli będę mógł kupić kilka ampułek leku, dostanę 14 lat życia, jeśli nie, choroba zabije mnie w przeciągu najbliższych miesięcy. Wiecie jak ciężko usiąść i czekać?

Szpiczak zabija powoli, od środka, bardzo systematycznie. Czasami mam wrażenie, że właśnie gniję od środka, czasem, gdy trafia się lepszy dzień, żartuję sobie, że w nocy, kiedy jest ciemno i cicho, słychać jak rak mnie pożera. Tych dobrych dni nie ma już wcale, bo moje leczenie się właśnie skończyło. Nie czekam już na wyniki, na cud, na cokolwiek. Czekam na śmierć i to strasznie boli…

Krzysztof Herchel

Nie miałem szczęścia – nigdy ani w życiu, ani w tej chorobie. Nawet zdjęcia do tego apelu musiałem zrobić sobie sam. Jestem sam od zawsze, tak się ułożyło życie. Człowiek, kiedy jest zdrowy, radzi sobie z samotnością, nie wybrzydza, stara się przeć do przodu i cieszyć z tego życia, jakie ma. Kiedy stanąłem w obliczu choroby, okazało się, że właśnie ta samotność jest chyba najbardziej nie do zniesienia. Nikt nie przyjedzie do szpitala, nikt nie zapyta o zdrowie. To jest najgorsze w samotności, brak poczucia, że komukolwiek, choć trochę zależy.

30 lat przepracowałem jako mechanik, to ciężka praca, która uczy wytrzymałości, więc może dlatego tak długo zwlekałem z wizytą u lekarza. Bolał mnie kręgosłup, ale nie tak jak czasem boli każdego z nas – mnie bolał niemal do łez! Trafiłem na rezonans i po chwili pani doktor poprosiła mnie do gabinetu. Rak szpiku – szpiczak! Proszę zgłosić się na onkologię…

Do szpitala zawiózł mnie kolega, nie wiedziałem, że wcześniej muszę się umówić. Na oddziale gastrologicznym spędziłem 9,5 godziny, badany przez onkologów. Wtedy też jeszcze nie wiedziałem, że jestem na takim dnie. Wkrótce przyjęto mnie na oddział, rozpoczęła się mobilizacja komórek, a po niej pierwszy przeszczep. Wtedy w szpiku miałem przeszło 90% komórek nowotworowych, które udało się dzięki temu przeszczepowi zbić do 15%.
Mój organizm nie wykorzystał szansy – 1:0 dla raka, pół roku przerwy, chemia i kolejna próba. 

Nie miałem szczęścia. Cykli chemii przeżyłem łącznie 8, włosy wyjmowałem z głowy całymi garściami, ale jakie to miało znaczenie? I tak nikogo nie obchodzi, jak wyglądam. 

Krzysztof Herchel

Któregoś razu obudziłem się z ogromnym bólem nogi, pojechałem do szpitala. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje, dlaczego to tak boli i puchnie, więc wypisałem się na własne żądanie, by jechać dalej, szukać pomocy. To ten jeden raz trochę szczęście mi dopisało. W drugim szpitalu dostałem natychmiastową diagnozę – zator żylny – operacja – w ostatniej chwili. Dzięki temu jeszcze żyję. Może gdyby to wszystko skończyło się wtedy...

Chciałbym jednak jeszcze pożyć.

To normalne, że ja też kocham życie, choć dla niejednego jest ono beznadziejne? Tylko że ja tak samo, jak Wy mam je tylko jedno. ZUS nie przyznał mi renty, lekarze nie mają już pomysłu na moje leczenie, nie zakwalifikowałem się do żadnego programu leczenia, na żadne badanie kliniczne, mieszkam w pokoju w akademiku, bo nie mam właściwie pieniędzy.

Leczenie, które daje mi szanse, jest niesamowicie drogie. Kyprolis – tak nazywa się moje być albo nie być. Jedna dawka to ponad 6400 zł, a takich dawek potrzeba prawie 100. Jakie mam szanse? Nie poddalibyście się na moim miejscu? Ja jestem przerażony i czuję, że wszystko się wali. Rak niszczy mnie w takim tempie, że niemal to widzę w trakcie. Każdy dzień to nowe choroby, które przyłączają się do tego dzieła zniszczenia. Najgorsze jest to, że już nie biorę żadnych leków, bo nie ma żadnych leków. Dwa autoprzeszczepy na nic się zdały. Rak wygrał.

Postanowiłem spróbować i prosić Was o szansę na życie. Jeśli mi pomożecie, będę mógł jeszcze walczyć, doczekam następnej wiosny. Moje ostatnie starcie z rakiem zależy od Was. Błagam o pomoc, bo nie mam na świecie nikogo, dla kogo moje życie miałoby jakąkolwiek wartość. Jeśli nawet umrę, chcę mieć nadzieję, bo strata nadziei jest gorsza od umierania. 

Ta zbiórka jest już zakończona. Wesprzyj innych Potrzebujących.

Obserwuj ważne zbiórki