Chcę być ojcem, nie ciężarem

zakup roweru rehabilitacyjnego
Zakończenie: 30 Lipca 2016
Rezultat zbiórki
Udało się! Pierwszy cel na drodze Pana Marcina do sprawności został zdobyty dzięki wszystkim pomagaczom, którzy zechcieli wesprzeć człowieka, który postanowił nie poddawać się chorobie. Ze strony całej rodziny przesyłamy wielkie podziękowania. My zyczymy szerokiej drogi i kolejnych spełnionych planów. Razem wielką mamy moc!
Opis zbiórki
Wyjście do pracy nie ma w sobie nic magicznego, do momentu, kiedy nie staje się ostatnim wyjściem. Najzwyczajniej nie zdajemy sobie sprawy z tego, że może się coś zmienić. Nie dopuszczamy takiej myśli. Dlaczego ma się zmienić? Przecież wszystko jest pod kontrolą. Dom, rachunki, dzieciaki zdrowe i plany na wakacje. Normalna, szczęśliwa rodzina.
Życie jak każde inne, spokojne. Dzień mijał za dniem, a koniec sielanki wisiał nad głowami. Marcin jedzie do pracy z kolegą, nie kieruje, siedzi obok. Śliska droga, zły ruch, auto traci przyczepność, wpada w poślizg i zjeżdża na przeciwny pas. Uderzają w inny samochód. Życie kolegi kończy się w tym momencie, cierpienie Marcina ma się rozpocząć. Czas przestał grać rolę dla całej rodziny.
Przez 3 miesiące Marcin był w śpiączce, a godziny spędzone przy szpitalnym łóżku pamiętają wszyscy bliscy. Marcin doznał urazu czaszkowo-mózgowego. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, ale walczył zawzięcie. Każdy dzień był pełen troski, nadziei, był dla nas darem. Marcin był mimo wszystko z nami, mogliśmy go dotknąć, przytulić, pocałować. Celebrowaliśmy każdą tę chwilę, bo jutra mogło po prostu nie być. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak poważne będzie to miało dla całej rodziny konsekwencje.
Zamiana ról postawiła nas w nowej sytuacji. Ojciec, głowa rodziny, człowiek, który zawsze się nami opiekował, stał się zależny od nas i wymagał opieki. Ten sam człowiek, do którego biegło się z problemami, teraz leżał, a nad jego łóżkiem wisiał znak zapytania. Wpatrywałam się ze łzami w oczach, w Marcina obserwując każdy jego ruch palca, oddech –mówi żona. Opłaciło się i po tej całej niepewności przyszedł czas, gdy otworzył oczy. To najszczęśliwszy dzień w naszym życiu. Marcin zmienił się nie do poznania. Fizycznie był innym człowiekiem. Ciało zmęczone po wielomiesięcznej walce, wychudzony, blady. Emocjonalnie Marcin obudził się też jako inny człowiek. Smutny przygnębiony bez chęci do życia. Pojawiły się trudności z pamięcią, kontrolą emocji, mową. Marcin nie siedział, nie chodził, nie mówił. Musiał się uczyć od nowa wszystkiego. Jak dziecko odrabiał mozolnie swoje lekcje i tylko ten upór sprawił, że powoli do nas wraca. Obecnie dzięki intensywnej rehabilitacji powraca powoli do zdrowia.
Przed nim ogrom pracy i kosztownych zajęć, ale on chce iść dalej i nie traci nadziei na to, że któregoś razu zagra z synami w piłkę. Dla Marcina rodzina była zawsze najważniejsza i gdy zawsze pragnął być dla chłopców ojcem, którego nie będą się wstydzili. Teraz gdy to on potrzebuje ich opieki, marzy o tym, by stan ten trwał jak najkrócej.
Życie zweryfikowało jego marzenia i cele. Teraz by spędzać czas razem z rodziną, potrzebuje sprzętu na pozór banalnego, ale w tej sytuacji zbawiennego i otwierającego wiele furtek. Marcin marzy o rowerze rehabilitacyjnym, na który wsiądzie i pojedzie z synami jak kiedyś.
Koszt takiego roweru przerasta możliwości finansowe. Życie pokazało Marcinowi, że bywa przewrotne i coś, co było do tej pory na wyciągnięcie ręki, staje się marzeniem. Rodzina nie jest w stanie sama kupić tego sprzętu. Jeśli jest szansa, by znów stanąć na nogi i z wymagającego opieki inwalidy wrócić do roli ojca, który rozwiąże każdy problem, to musimy spróbować.