Trzy nowotwory, jedno życie do uratowania - pomóżmy Krysi kontynuować leczenie!

chemioterapia: Cisplatyna, Doxorubicyna, Endoxan oraz immunoterapia
Zakończenie: 13 Czerwca 2018
Rezultat zbiórki
Wczoraj (12.06.2018) w nocy przyszła wiadomość od córki Pani Krysi - jej mama odeszła...
Nowotwór to straszny przeciwnik, najgorszy wróg. Pani Krysia walczyła z nim dzielnie przez 10 lat, a dokładnie z nimi - były to 3 nowotwory. Walka dobiegła końca, chociaż nie zakończyła się tak, jak tego pragnęliśmy...
Została ogromna pustka i rana nie do zagojenia... Została też wiara, że Pani Krysia jest teraz tam, gdzie nie ma cierpienia, nie ma chorób. Dziękujemy, że wsparliście ostatnie starcie Pani Krysi... Świadomość, że są osoby, które chcą razem z nią walczyć, dodawała otuchy w tych ostatnich chwilach.
Rodzinie i bliskim składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Trzy różne nowotwory, każdy złośliwy, każdy śmiertelny. Od 9 lat Pani Krysia toczy walkę z na śmierć i życie… Wspierają ją córki i wnuczęta, ma dla kogo żyć! Już tak wiele razy myślała, że to koniec, że to ostatni jej dzień. Ogrom cierpienia, który przechodzi jest nie do opisania. Jednak póki lekarze widzą możliwości, Pani Krysia pragnie walczyć. Pragnie po prostu żyć… Leczenie jest niezwykle kosztowne, a rodzina Pani Krysi wydała już wszystko, co miała. Czy pomożesz uratować życie?
“Mam na imię Krystyna i mam 65 lat. Mój horror trwa od dziewięciu lat… Pierwszą diagnozę usłyszałam w 2009 roku - zdiagnozowano u mnie złośliwy nowotwór piersi. Amputowano mi lewą pierś z węzłami chłonnymi. Cztery lata później usłyszałam, że mam złośliwy nowotwór macicy. Usunięto mi całą macicę. W 2015 roku przyszła kolejna diagnoza - nowotwór podbrzusza, także złośliwy… Nacieka na otrzewną i wątrobę… Mój organizm jest już tak bardzo zmęczony… W szpitalu dostałam tak silną chemię, że prawie umarłam. Na mojej twarzy pojawiły się plamy po poparzeniach, bolało wszystko - wtedy wiedziałam, że właśnie tak wygląda śmierć w męczarniach. Ale lekarze nie zgodzili się na złagodzenie leczenia… Musiałam przerwać terapię i szukać innego ratunku.
Dzisiaj leczę się w klinice Samarytanin. Lekarze tam podają mi białą, łagodnieszką chemię - dzięki niej nadal funkcjonuję, ale nie cierpię już tak straszliwie. Rak się nie rozrasta! Była próba podania chemii czerwonej, mocniejszej, ale moje ciało jest już za słabe, nie zniosło tego… Moją szansą jest immunoterapia i kontynuowanie chemii. Ale to leczenie nie jest refundowane…
Obecnie znalazłam się w sytuacji, w której nie jestem w stanie sama finansować swojego leczenia. Mówiąc sama nie mam na myśli dosłownie siebie, ale moją najbliższą rodzinę, bez której pomocy już dawno temu musiałabym zakończyć leczenie. Leczenie, które do tej pory pozwalało mi próbować przezwyciężać chorobę. Już by mnie tu nie było...
Każde nowe metody związane z walką nowotworem dają mi nadzieję, ale jednocześnie tracę ją, bo nie mam już pieniędzy. Dlatego też zdecydowałam się prosić o pomoc - po raz pierwszy w życiu. Wiem, że są ludzie dobrej woli, którzy w swojej dobroci i możliwościach pomagają słabszym. Czy mój apel trafi również do nich, czy zechcą mnie wspomóc? Muszę bardzo w to wierzyć, bo innej nadziei już nie mamy…
Z góry serdecznie Państwu dziękuję i mam głęboką nadzieję, że kiedyś ja i moi najbliżsi będziemy mogli w taki sam sposób wspomóc innych potrzebujących, którzy tak jak i ja znaleźli się w sytuacji kryzysu fizycznego i niemocy finansowej.
Krystyna”
“Naszej mamie jest niezwykle ciężko… Nigdy nikogo nie prosiliśmy o pomoc, zawsze staraliśmy się dać sobie radę sami - przez 9 lat niezwykle trudnej walki mamusia zawsze mogła liczyć na rodzinę. Pomagałyśmy my z siostrą, babcie, przyjaciele i bliscy. Ale pieniądze się już skończyły, a leczenie musi nadal trwać…
Mama nie zasłużyła na to wszystko, co ją spotkało. Chociaż z pokorą przyjmowała kolejne diagnozy, rozpacz wyryła się na jej twarzy… Dzisiaj mamusia jest cieniem dawnej siebie, ale nadal pragnie walczyć o życie. Ma nas, ma swoje kochane wnuki, które świata poza nią nie widzą…
Pierwsza diagnoza była ogromnym szokiem, tak samo jak błyskawiczna operacja, po której mamie jako kobiecie, było jeszcze trudniej. Po amputacji mama miała przez pięć lat przyjmować lek, ale potem przyszedł kolejny rak. Lekarz nam powiedział, że to nowotwór wtórny, właśnie po tych lekach… Kolejny raz podjęliśmy walkę sądząc, że limit nieszczęść musi zostać w końcu wyczerpany. I wtedy przyszedł trzeci rak… Los nie jest sprawiedliwy, ale to nie czas, by go obwiniać. Teraz skupiamy wszystkie siły na jednym celu - ocalić naszą kochaną mamę.
Nadzieją na życie jest tylko dalsza chemioterapia i immunoterapia. Zarówno my, jak i lekarze wiążemy z nią olbrzymią nadzieję. Ale lękiem napawa myśl, że nie stać nas na ratunek... Robimy wszystko, by ocalić mamusię. Bardzo Was prosimy - pomóżcie nam w tym…
Katarzyna i Iwona, córki Krysi”