Nie pozwól, by rak rozdzielił rodzinę...

Leczenie w klinice w Bad Berka w Niemczech - jedyna szansa na pokonanie raka
Zakończenie: 21 Października 2019
Rezultat zbiórki
5 lutego 2020 roku o godzinie 20:45 Andrzej zasnął na zawsze. Zostawił "swoje dziewczyny", jak mówił o żonie i córkach, z sercami rozerwanymi na tysiące kawałków...
Odszedł niezwykle mądry, ciepły człowiek, który dbał o ludzi. Nigdy o nim nie zapomnimy...
Rodzinie i bliskim Andrzeja składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Mam raka. Dokładnie 3 czerwca dowiedziałem się, że tutaj w Polsce niestety nic już nie mogą dla mnie zrobić… To była trudna rozmowa, lekarz nie wiedział, co mi powiedzieć. Chociaż może ktoś inny by się załamał, ja nie mam zamiaru. Mam rodzinę, dla której chcę żyć, a najważniejsze, że nadal mam nadzieję i ogromną szansę na pokonanie choroby! Nie w Polsce, ale w Niemczech — innowacyjna metoda leczenia raka jest skuteczna aż w 80% przypadków! Zostałem zakwalifikowany, 22 lipca rozpocznie się leczenie. Jeśli tylko zdążę uzbierać środki…
Mój czas ucieka. Już od trzech lat walczę z nowotworem gruczołu krokowego… Nie była i nie jest to łatwa walka. Jak się dowiedziałem? W mojej miejscowości co jakiś czas przeprowadzana jest profilaktyczna akcja badania poziomu PSA we krwi u mężczyzn powyżej 50 roku życia, mająca na celu wczesne wykrycie raka gruczołu krokowego. Mój tata także chorował na tę paskudną chorobę, dlatego starałem się badać regularnie. Do 2014 roku wszystko było ok. A potem przyszła jesień 2016 roku. Poszedłem, pobrali krew, a po kilku dniach przyszedł wynik — znacznie podwyższony poziom PSA, miałem pilnie zgłosić się do lekarza. W szpitalu pobrali wycinki. Potem dowiedziałem się, że to rak… Szok! To uczucie trudno opisać słowami. Zwyczajnie zacząłem się bać, bo ten sam nowotwór zabrał przecież do grobu mojego tatę… To było jednak lata temu. Po otrzymaniu diagnozy pomyślałem, że teraz są inne metody, medycyna poszła do przodu. Na pewno wyzdrowieję!
Byłem na siebie zły, bo przegapiłem badania w 2015 r. Zwyczajnie zapomniałem, nie zauważyłem ogłoszenia o badaniach, ale byłem spokojny, bo do tej pory nic się nie działo. I właśnie wtedy rak zaatakował. Chichot losu... Okazało się, że dwa lata pomiędzy badaniami to wieczność. Żyjemy w stresujących czasach, wszędzie jest chemia, narażony jest właściwie każdy… Coraz młodsi zapadają na choroby, które nie tak dawno przypisane były osobom grubo po siedemdziesiątce. Zawsze powtarzam, żeby się badać, każdego to dotyczy. Potem może być za późno…
Trafiłem do poznańskiego szpitala, tam zalecono mi tylko hormonoterapię, która czasowo spowolniła rozwój raka. Więcej na ten temat nie chcę pisać, szkoda słów. Żona zabrała mnie do Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Tam już po dwóch tygodniach byłem na stole operacyjnym. Wycięli ognisko rakowe, potem zebrało się konsylium, gdzie wszystko mi szczegółowo wytłumaczono i zaproponowano dalsze leczenie.
Jesienią 2017 roku przeszedłem więc radioterapię i rozpocząłem pierwszą chemię. Było ciężko, nawet bardzo… Chemia nie wybiera: zabija zdrowe i chore komórki. Po szóstej chemii, w styczniu 2018 roku trochę się uspokoiło, ale po krótkim czasie PSA znowu zaczęło rosnąć. Rak atakował dalej…
Potem dostałem jeszcze jedną nadzieję, ostatnią deskę ratunku dostępną w Polsce — leczenie Enzalutamidem. Pomogło, ale tylko na chwilę. W styczniu 2019 roku NFZ wycofał się z finansowania tej formy leczenia, ponieważ moje wyniki wciąż się pogarszały… Rak stał się oporny na wszystko. Od marca jeszcze raz spróbowaliśmy z chemią, przeszedłem 4 kolejne wyczerpujące cykle. Trzeciego czerwca miałem mieć piątą chemię. Lekarz jednak powiedział, że to nie ma sensu… Norma PSA to maksymalnie 4, u mnie dzisiaj jest 82 i ciągle rośnie… Taka wiadomość mogłaby załamać każdego, ale ja w międzyczasie szukałem innych metod na przeżycie. I znalazłem!
Poznałem człowieka, który od 10 lat choruje na nowotwór prostaty. Jest w trakcie terapii w Klinice Bad Berka w Niemczech. Po trzeciej dawce ma regres choroby, znikają przerzuty! A gdy 22 maja dostałem wiadomość, że zostałem zakwalifikowany do leczenia w tejże Klinice, nadzieja odżyła. Ja także mogę pokonać chorobę, mogę żyć! Powiedziałem sobie: Andrzej, jedź tam. Zbieraj pieniądze i jedź! Co się da wybić, to się wybije. W Polsce możemy potem dobić resztki w kościach Radem 223, ale najpierw trzeba zlikwidować przerzuty w tkankach miękkich i węzłach chłonnych w Klinice w Niemczech.
Nie pozostaje mi więc nic innego, tylko zrobić wszystko, by spróbować ocalić życie! Gdy człowiek zachoruje, system jest czasami bezduszny. Człowiek zostaje sam ze swoją chorobą, lękami i nadziejami, Na szczęście mam cudowną rodzinę, wokół mnie są trzy wspaniałe dziewczyny: żona Aleksandra i dwie kochające córki, Gosia i Dominika. Wierzą we mnie, więc i ja muszę wierzyć, że będę z nimi jak najdłużej!
Bardzo Cię proszę o pomoc, bo ogromne koszty leczenia po prostu przerastają już nasze możliwości finansowe. Do lipca muszę zebrać chociaż 60 tysięcy złotych, żeby w ogóle móc jechać do Niemiec i rozpocząć leczenie. Ogromnie wierzę, że zadziała i będę mógł dokończyć terapię. Jeśli mi się uda, będzie to też nadzieja dla innych mężczyzn, którzy — jak ja — zmagają się z rakiem gruczołu krokowego. Na razie czuję się dobrze, biorąc pod uwagę wyniki badań i to, co przeszedłem. Oczywiście, męczę się znacznie szybciej, na głowie zostało już tylko kilka białych włosów i siła już nie ta, ale to nic. Na pewno wystarczy jej, żeby stanąć jeszcze raz do tej najważniejszej walki. Głęboko wierzę, że z Twoją pomocą ten paskudny rak jest do pokonania!
Andrzej