Dramat na oczach przechodniów❗️Drzewo przygniotło samotną matkę!

Rehabilitacja i leki niezbędne po wypadku
Zakończenie: 14 Marca 2020
Opis zbiórki
To była sekunda. Ania akurat wychodziła ze sklepu. Poszła tylko po drobne sprawunki. Pamięta głośny trzask łamiącego się drzewa, a po nim przeraźliwy ból… Ogromna sosna, rosnąca tuż obok sklepu, złamała się jak zapałka. Spadła na Anię od tyłu. Przygniotła ją i zmiażdżyła nogę. Przechodnie zamarli z przerażenia. Na ich oczach rozegrał się dramat! Życie Ani zawisło na włosku…
Wydawałoby się, że Ania wyczerpała już limit tragedii… Okrutny los już raz zgotował jej piekło. Kilka lat temu nagle zmarł mąż pani Anny. Jego nagła śmierć była szokiem. Z dnia na dzień została sama z nastoletnim synem.
Poinformowano mnie, że przy obcinaniu gałęzi spadł z drabiny, uderzył głową o kostkę brukową i po tygodniu lekarze stwierdzili śmierć mózgu – płacze Ania. Czasem wystarczy tylko chwila, by życie stało się koszmarem. Tak stało się i w moim przypadku. Błahe wyjście na zakupy przekreśliło całą moją sprawność. Wielki pień przygniótł moją nogę. Nie miałam szans uciec, odskoczyć… Usłyszałam tylko trzask i poczułam gigantyczny ból. Nie mogłam oddychać, ruszyć się...
Tego dnia wiał bardzo silny wiatr. Gwałtowny podmuch złamał konar drzewa jak patyk… Sosna miała prawie 8 metrów. Była tak ciężka, że mężczyzna, który pospieszył Ani na pomoc, nie był w stanie jej unieść. Dopiero z pomocą kilku innych osób udało się podnieść drzewo. Wezwano pogotowie i straż pożarną.
Ania z bólu straciła przytomność. Noga była złamana w kostce. Świadkowie mówią, że wyglądało to, jakby oderwała się od ciała… Ania odzyskała przytomność przed przyjazdem karetki. Cierpiała i przeraźliwie krzyczała…
Po przyjeździe do szpitala Ania natychmiast trafiła na stół operacyjny. Lekarze robili, co mogli, aby nie straciła nogi. Podczas skomplikowanej operacji przyszyli jej stopę. Rana była zabrudzona i było ogromne ryzyko zakażenia. Stopa była zupełnie wyrwana ze stawu. Lekarze podkreślali, że to cud, że Ania żyje. Gdyby stała kilka centymetrów obok, drzewo mogło ją zabić.
Mimo 4 operacji Ania do dziś nie odzyskała sprawności. Wszystkie obowiązki w domu przejął jej nastoletni syn, Arek.
Od pół roku jestem więźniem we własnym domu. Z trudem poruszam się przy pomocy balkonika. Obrażenia po wypadku były ogromne. Drzewo pogruchotało mi kości, a stopa ledwo trzymała się na ścięgnach... Lekarze walczyli, bym jeszcze kiedykolwiek mogła chodzić. Nagle z aktywnej osoby stałam się niepełnosprawna.
W ogóle nie mogę postawić stopy na podłodze. Mieszkam na drugim piętrze, a zejście na dół i wejście na górę oznacza ogromny ból. Ostatnio nie wychodzę już z domu. Bez intensywnej rehabilitacji nie mam szans znów stanąć na nogi, wrócić do sprawności i być samodzielną.
Muszę wyjść do ludzi, chcę tego. Muszę iść do pracy, zarobić na siebie, odciążyć syna od tych obowiązków. Aby jednak tak się stało, muszę mieć rehabilitację. Dlatego błagam, pomóż mi odwrócić skutki tragedii!